Zawsze w końcu wracam
ze snu do łóżka.
Skrzypią leniwie klamki powiek
i oślepia biel sufitu.
Jeszcze z nadzieją obmywam twarz,
patrzę przed siebie i znów oglądam
tłum sukinsynów za lustrem.
ze snu do łóżka.
Skrzypią leniwie klamki powiek
i oślepia biel sufitu.
Jeszcze z nadzieją obmywam twarz,
patrzę przed siebie i znów oglądam
tłum sukinsynów za lustrem.
Zaglądam tu tylko z przyzwyczajenia.
Ani myślę wracać na stałe.
Ani myślę wracać na stałe.