Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[26.02.2010] Reporter śledczy
#6
Po dłuższej przerwie w rozwijaniu "Reportera śledczego" postanowiłem zmienić koncept powieści i zacząłem pisać ją od nowa. Prezentuję tu część pierwszego rozdziału.

1.
19 listopada, Ostrów Wielkopolski

Zimny, przelotny deszcz znienacka przypuścił kolejny w tym dniu, gwałtowny szturm na miasto; towarzyszący mu porywisty wiatr targał liczne śmieci po na wpół opustoszałych ulicach. Zostało kilka minut do zachodu słońca, niewidocznego zza grubej warstwy chmur. Zaczynało się ściemniać i prawie wszyscy mieszkańcy schronili się przed niedogodnościami późnej jesieni w błogim, skłaniającym do zimowego snu cieple własnych mieszkań, jakże przytulnych o tej porze roku. Nieliczni ludzie, którzy byli zmuszeni przebywać na dworze, dodawali sobie otuchy myśląc o powrocie do swoich domów, gorącej herbacie i kolacji.
Wyjątkiem był dobrze zabezpieczony przed zimnem mężczyzna, który leżał na dachu wieżowca mieszkalnego przy ulicy Szamarzewskiego na karimacie, przykryty ciemnoszarym płaszczem. Miał trochę ponad trzydzieści lat, był dość dobrze zbudowany; obcięte na 6 milimetrów czarne włosy były częściowo zakryte matowo czarnym beretem, który lekko zsuwał się mu na czoło. Czujne, stalowoszare oczy szybkimi spojrzeniami lustrowały znajdujący się po drugiej stronie ulicy Park Miejski. W zasięgu prawej ręki mężczyzny leżał karabin automatyczny Heckler & Koch G3 z zamontowanym dwójnogiem, tłumikiem i lunetą; w magazynku pudełkowym dwadzieścia pocisków kalibru 7,62 czekało na naciśnięcie spustu i uderzenie iglicy w spłonkę, aby przebić na wylot niepotrzebne, ludzkie mięso. Strzelec sięgnął lewą ręką po plecak i wyciągnął z niego mały termos, aby rozgrzać się od środka łykiem parującej kawy. Gdy już zaspokoił pragnienie, podniósł do oczu lornetkę Zeissa i znów omiótł spojrzeniem wschodnią połowę parku. Skupił wzrok na trójce idących razem ludzi: dość otyłym mężczyźnie w drogim płaszczu i z neseserem w ręce, młodej blondynce, która wyglądała na jego córkę i jej pięcioletniemu synowi. Strzelec włożył lornetkę do plecaka i chwycił karabin, ustawił w lunecie odległość do celu na trzysta metrów i zaczął przypatrywać się otyłemu mężczyźnie. Wiedział, jakie nawyki ma cel: jego córka wraz z wnukiem zostanie w parku na placu zabaw lub przy amfiteatrze; w tym czasie mężczyzna pójdzie z neseserem do urzędu miasta, aby wrócić po kilku minutach bez walizki, lecz z brązową teczką na dokumenty. Obserwował trójkę ludzi przez lunetę czekając, aż cel odłączy się od swojej córki i wnuka; nie chciał urządzać krwawej sceny na ich oczach – od kiedy sprzątnął w życiu pierwszego człowieka zawsze uważał, iż w zabijaniu ludzi powinno się mieć jakąś kulturę, dostosować się do swego rodzaju etykiety. Zabijanie na oczach krewnych, a tym bardziej kobiet, było dla niego niedopuszczalne.
Blondynka i jej dziecko skręciły w stronę ławeczek za amfiteatrem aby przeczekać w jesiennym chłodzie na ojca, który szybkim i dość pewnym krokiem poszedł w stronę wejścia do urzędu miasta. Strzelec miał minutę na wykonanie zadania. Chwycił wystający nad gniazdem magazynka uchwyt zamka i załadował pierwszy nabój do komory; skierował lunetę dziesięć metrów przed otyłym mężczyzną i czekał, aż cel wejdzie w środek krzyża celowniczego. Ustalił jeszcze minimalną poprawkę na wiejący z północnego wschodu wiatr i odblokował spust. Wziął głęboki wdech, wypuścił połowę powietrza z płuc i uspokoił drżenie rąk, a trzy sekundy później oddał pojedynczy strzał, brzmiący jak przytłumione kaszlnięcie. Karabin powodowany siłą odrzutu lekko podskoczył na dwójnogu, opierając się na ramieniu strzelca. W tej samej sekundzie pocisk przebił z łatwością płat czołowy ofiary i przeszedł na wylot, wyrywając w potylicy dziurę wielkości dłoni i powodując małą fontannę z mózgu oraz drobnych fragmentów kości.
Usatysfakcjonowany rezultatem strzelec podniósł łuskę i schował ją do kieszeni aby nie pozostawiać za sobą śladów, w kilka sekund rozłożył karabin na segmenty i zawinął je w płaszcz aby nie brzęczały w plecaku; schował również karimatę. Zszedł z dachu wieżowca na klatkę schodową i zaczął zbiegać na dół, gdyż wolał nie ryzykować spotkania z ludźmi w windzie – każdy niewplątany w sprawę człowiek mógl się stać potencjalnym świadkiem, mógł też zostać przesłuchany przez policję, a w najgorszym wypadku podać rysopis strzelca, co zmusiłoby zabójcę do ucieczki za granicę lub pozostania w ukryciu przez długi czas. A nie mógł on na razie pozwolić sobie na urlop. Schodząc po schodach przelotnie pomyślał o tym, co czekało go w najbliższym czasie. „Jeszcze tylko dwa zlecenia, hmm...a potem pierdolę i biorę wolne.” Wyszedł z klatki schodowej, uśmiechnął się sam do siebie i poszedł w stronę swojego srebrnego Focusa. Gdy usłyszał dochodzący z parku przeraźliwy krzyk młodej blondynki, poszedł dalej nie odwracając się.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
[26.02.2010] Reporter śledczy - przez Endrju - 10-02-2010, 16:19
RE: Reporter - przez Endrju - 26-02-2010, 11:58
RE: [26.02.2010] Reporter śledczy - przez Mestari - 26-02-2010, 12:44
RE: [26.02.2010] Reporter śledczy - przez Endrju - 26-02-2010, 14:52
RE: [26.02.2010] Reporter śledczy - przez Mestari - 26-02-2010, 14:53
RE: [26.02.2010] Reporter śledczy - przez Endrju - 29-11-2010, 17:30

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości