Kilka wierszy Zbigniewa Matyjaszczyka, które przesłał mi kiedyś dobry znajomy.
Kolejny przykład na to, że artystyczny "luz" istnieje we współczesnej poezji i ma się całkiem dobrze.
Pornografia
Mężczyźni sikając, trzymają Go palcami
kobiety przykucają, i też jest pięknie.
Nie sądzę, żeby trzeba było wstydzić się rzeczy normalnych.
Nie sądzę też, że należy pisać o tym wiersze...
Jestem człowiekiem i ty nim jesteś, wiem, bo czytasz...
Jakie inne zwierzę umiałoby poskładać litery, a
później wyśmiać pod nosem treść niebogobojną?
Mężczyźni patrzą...
Kobiety spokojnie rozbierają się w pokojach,
obracają ciała w kierunku świetlistych żarówek,
balsamują je spojrzeniami, pulsując.
Napaleni angażują się palcami,
przeżywają chwile upadłych uniesień, klikając w
ikony nieprzyzwoitych wyborów.
Może to przez to lato albo niewiarygodnie rozgorzałą jesień?
Wszystko wytłumaczymy sobie,
żeby się tylko poczuć
lepiej.
Uwolić ducha
dotknij...
nie będę robił tego sam
wiem że kobieta lubi słuchać
popatrz obliż wargi zamknij oczy skup się
nie używaj słów wystarczą oddechy mruczenia ciche ach
popłyń...
wzmożony na morze nadciąga wiatr
w napęczniałe żagle rozpętaniem dmucha
na falach skacz tańcz od chmurnego błękitu rozkołysana
dobijasz do brzegu na kolanach padasz twarzą w mokry piach
czekaj...
jeszcze wszystko gra brzęczy dygoce
muzyka jak z tuby wydobywa się z ucha
oszalałem wypiłaś ten szał i zaczął w tobie szukać
dźwięki pulsują szarpią włosy rozwichrzone na
odkryj się...
teraz będę odnajdywał w celi ciała uwięzionego ducha
wstążką płatkiem atłasem rozbijam kraty
tu szukam tam szukam szukam
przyciągam odpycham wbijam unoszę
z otwartych ran wypijam łzy strażnika duszę gołymi rękami
wsłuchuję się słucham
drżą od rozpędu niewzruszone mury
wyrywam z głębin lochu wyciągam go na wierzch
tętni dudni pazurami czepia się ścian boi się światła
duch duch duch
wybucha...
głuchnę rozerwany na milion krzyków
jestem ogniem językiem płomienia rozbłyskiem
jednością z tu i teraz było i będzie wszystko i nic
kamyk na kamyku
Bóg patrzy...
uwolniłem ducha.
Kłopot w tym
Kłopot w tym, że nie zawsze mogę się z tobą kochać.
Oho! Przeszkód jest wiele: podejrzliwe spojrzenia w autobusie,
moja własna niemoc fizyczna albo comiesięczny przyjazd ciotki.
Głęboko w środku czuję, że moglibyśmy na okrągło się całować, ale
przecież chyba od tego rozbolałyby nas usta, a język zdrętwiałby jak nic.
Pozostaje jeszcze głaskanie nieustanne, ale skóra mogłaby się
zaczerwienić albo i zetrzeć w miejscu głaskanym tak, że
boleść naszłaby okrutna.
No a przytulanie ciągłe, też nie może być bez końca, bo
już po niedługim czasie ciężko byłoby się poruszać,
choćby sprawa najprostsza – wyjście do toalety...
Kłopot w tym, że nie zawsze mogę z tobą rozmawiać.
Oho! Przeszkód jest wiele: ty tam – ja tu, brak zasięgu komórki albo
bateria zagadana na zgon.
Mam takie przekonanie, że nie zabrakłoby nam słów.
Bo zawsze rankiem mógłbym opowiadać, choćby, co robię
na śniadanie.
Kolejny przykład na to, że artystyczny "luz" istnieje we współczesnej poezji i ma się całkiem dobrze.
Pornografia
Mężczyźni sikając, trzymają Go palcami
kobiety przykucają, i też jest pięknie.
Nie sądzę, żeby trzeba było wstydzić się rzeczy normalnych.
Nie sądzę też, że należy pisać o tym wiersze...
Jestem człowiekiem i ty nim jesteś, wiem, bo czytasz...
Jakie inne zwierzę umiałoby poskładać litery, a
później wyśmiać pod nosem treść niebogobojną?
Mężczyźni patrzą...
Kobiety spokojnie rozbierają się w pokojach,
obracają ciała w kierunku świetlistych żarówek,
balsamują je spojrzeniami, pulsując.
Napaleni angażują się palcami,
przeżywają chwile upadłych uniesień, klikając w
ikony nieprzyzwoitych wyborów.
Może to przez to lato albo niewiarygodnie rozgorzałą jesień?
Wszystko wytłumaczymy sobie,
żeby się tylko poczuć
lepiej.
Uwolić ducha
dotknij...
nie będę robił tego sam
wiem że kobieta lubi słuchać
popatrz obliż wargi zamknij oczy skup się
nie używaj słów wystarczą oddechy mruczenia ciche ach
popłyń...
wzmożony na morze nadciąga wiatr
w napęczniałe żagle rozpętaniem dmucha
na falach skacz tańcz od chmurnego błękitu rozkołysana
dobijasz do brzegu na kolanach padasz twarzą w mokry piach
czekaj...
jeszcze wszystko gra brzęczy dygoce
muzyka jak z tuby wydobywa się z ucha
oszalałem wypiłaś ten szał i zaczął w tobie szukać
dźwięki pulsują szarpią włosy rozwichrzone na
odkryj się...
teraz będę odnajdywał w celi ciała uwięzionego ducha
wstążką płatkiem atłasem rozbijam kraty
tu szukam tam szukam szukam
przyciągam odpycham wbijam unoszę
z otwartych ran wypijam łzy strażnika duszę gołymi rękami
wsłuchuję się słucham
drżą od rozpędu niewzruszone mury
wyrywam z głębin lochu wyciągam go na wierzch
tętni dudni pazurami czepia się ścian boi się światła
duch duch duch
wybucha...
głuchnę rozerwany na milion krzyków
jestem ogniem językiem płomienia rozbłyskiem
jednością z tu i teraz było i będzie wszystko i nic
kamyk na kamyku
Bóg patrzy...
uwolniłem ducha.
Kłopot w tym
Kłopot w tym, że nie zawsze mogę się z tobą kochać.
Oho! Przeszkód jest wiele: podejrzliwe spojrzenia w autobusie,
moja własna niemoc fizyczna albo comiesięczny przyjazd ciotki.
Głęboko w środku czuję, że moglibyśmy na okrągło się całować, ale
przecież chyba od tego rozbolałyby nas usta, a język zdrętwiałby jak nic.
Pozostaje jeszcze głaskanie nieustanne, ale skóra mogłaby się
zaczerwienić albo i zetrzeć w miejscu głaskanym tak, że
boleść naszłaby okrutna.
No a przytulanie ciągłe, też nie może być bez końca, bo
już po niedługim czasie ciężko byłoby się poruszać,
choćby sprawa najprostsza – wyjście do toalety...
Kłopot w tym, że nie zawsze mogę z tobą rozmawiać.
Oho! Przeszkód jest wiele: ty tam – ja tu, brak zasięgu komórki albo
bateria zagadana na zgon.
Mam takie przekonanie, że nie zabrakłoby nam słów.
Bo zawsze rankiem mógłbym opowiadać, choćby, co robię
na śniadanie.
Quod me non necaverit, certe confirmabit
Nie dajmy się zwariować. Nie mam doktoratu z filologii polskiej. Oceniam według własnego uznania...
wiersze, nigdy zaś Autora.
Nie dajmy się zwariować. Nie mam doktoratu z filologii polskiej. Oceniam według własnego uznania...
wiersze, nigdy zaś Autora.