12-07-2010, 18:58
Pamiętam, że miałem sądny dzień. Od samego rana prześladował mnie pech i w końcu straciłem nadzieję na poprawę losu. Gdy wracałem z pracy, znalazłem nowiutką dwudziestogroszówkę, jednak po chwili wszystko wróciło do normy. Przed wejściem do domu obsikał mnie pies, a urocze niemowlę znajomych zwymiotowało na mój widok. Przy kolacji wysiadł telewizor i miałem już naprawdę dosyć. Nie chcąc przeżywać kolejnych katuszy, postanowiłem pójść wcześnie spać i jeszcze przed dziewiątą wylądowałem w łóżku. Nie mogłem jednak zasnąć, gdyż sąsiadka wyprawiała zaległe imieniny. Wygłaszane za ścianą toasty zagłuszały myśli i poczułem wzbierającą we mnie złość. Jak zwykle w takiej sytuacji sięgnąłem po leżącą na stoliku lotkę i wymierzyłem jej ostrze w wiszący naprzeciwko łóżka obrazek. Wiedziałem, że jedynie celne trafienie może ukoić moje skołatane nerwy.
Gdy zbierałem się do ostatniego rzutu, usłyszałem ciche chlipanie i zobaczyłem, że pajacyk z obrazka wyjmuje ze swojej piersi lotkę. - Pik, pik... - zamruczał pajacyk i zeskoczył po chwili na łóżko. - Czy nie sądzisz, że trochę przeginasz? - pajacyk podszedł do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. - Przecież każda przyjaźń ma swoje granice.
Gdy zbierałem się do ostatniego rzutu, usłyszałem ciche chlipanie i zobaczyłem, że pajacyk z obrazka wyjmuje ze swojej piersi lotkę. - Pik, pik... - zamruczał pajacyk i zeskoczył po chwili na łóżko. - Czy nie sądzisz, że trochę przeginasz? - pajacyk podszedł do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. - Przecież każda przyjaźń ma swoje granice.