30-03-2010, 14:14
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30-03-2010, 16:02 przez Wanda Szczypiorska.)
Rozpad
Tego dnia kiedy urodził się syn uświadomiłam sobie nieuchronność śmierci. Dawniej
był tylko strach, teraz była pewność
Przede mną nocne czuwanie i pilnowanie, żeby wydoroślał, ale w jakimś sensie moja rola wydawała się już skończona.
Poczułam, że zaczyna się rozpad. Początkowo nikt się nie domyślał; przez jakiś czas usiłowałam stwarzać pozory – szminka, buty na szpilce, modny płaszcz, jednak oszustwo z wolna wychodziło na jaw.
Zaczęło puszczać tu i tam. Pęknięcia na skórze, bruzdy, braki w uzębieniu.
Zgarniam teraz wokoło siebie okruchy mojego ciała, skrzętnie je ukrywam, żeby nikt
nie odkrył, żeby się nie domyślił,
jak szybko mnie ubywa.
Tego dnia kiedy urodził się syn uświadomiłam sobie nieuchronność śmierci. Dawniej
był tylko strach, teraz była pewność
Przede mną nocne czuwanie i pilnowanie, żeby wydoroślał, ale w jakimś sensie moja rola wydawała się już skończona.
Poczułam, że zaczyna się rozpad. Początkowo nikt się nie domyślał; przez jakiś czas usiłowałam stwarzać pozory – szminka, buty na szpilce, modny płaszcz, jednak oszustwo z wolna wychodziło na jaw.
Zaczęło puszczać tu i tam. Pęknięcia na skórze, bruzdy, braki w uzębieniu.
Zgarniam teraz wokoło siebie okruchy mojego ciała, skrzętnie je ukrywam, żeby nikt
nie odkrył, żeby się nie domyślił,
jak szybko mnie ubywa.