31-03-2013, 09:31
Opowiadanko stawia lekki opór przy czytaniu. Może zdania są zbyt długie? Czasami jesteś nieprecyzyjny w opisach, bohater stoi na środku polany, nagle inna osoba "wychodzi" z koła, by stanąć obok niego. To sprzeczność. Inaczej bym to ujął. Żeby nie być gołosłownym, wyjąłem z Twojego tekstu fragment i napisałem nieco inaczej, wydaje mi się - bardziej płynnie i precyzyjnie, choć jeszcze niedoskonale. Taka szybka poprawka.
Minęło pół godziny, zanim dotarliśmy do środka lasu. Stanęliśmy na wielkiej polanie, teraz oświetlonej blaskiem księżyca. Śnieg odbijał światło i sprawiał, że było jeszcze widniej.
Zaczęliśmy chodzić bez celu, co po chwili doprowadziło do utworzenia koła. Popychany przez nieznaną, tajemniczą siłę stanąłem dokładnie w jego środku.
Ludzie przyglądali mi się głupio, tak jak ja przyglądałem się im. Nagle mój sąsiad, ten który opuścił swój dom jako ostatni, podszedł i stanął obok mnie. Przez dłuższy czas patrzyliśmy na siebie aż wreszcie, w ogóle nie myśląc, podniosłem z ziemi dość duży kamień i zamachnąłem się, wkładając w uderzenie całą siłę. Z jego głowy trysnęła krew, barwiąc udeptany śnieg.
Ludzie nie protestowali, wręcz przeciwnie, jakby siłą woli zachęcali mnie do tego czynu.
Cytat:Cała wycieczka zajęła nam około pół godziny, bo doszliśmy w sam środek lasu i stanęliśmy na największej polanie, teraz całkowicie oświetlonej blaskiem księżyca i śniegiem odbijającym ten blask.
Zaczęliśmy chodzić bez celu, co po chwili doprowadziło do utworzenia przez nas koła, z którego ja, ciągnięty przez nieznaną, nieogarnięta siłę wyszedłem w sam jego środek.
Ludzie przyglądali mi się głupio, tak jak ja przyglądałem się im. Nagle mój sąsiad, ten który opuścił swój dom jako ostatni, wystąpił z koła i stanął obok mnie. Przez dłuższy czas patrzyliśmy na siebie, aż w ogóle nie myśląc, podniosłem z ziemi najbliższy, dość duży kamień i zamachując się, z ogromem włożonej w to siły, uderzyłem go w głowę. Trysnęła krew, która po chwili zaczęła zabarwiać śnieg. Ludzie nie protestowali, a wręcz przeciwnie: jakby siłą woli namawiali mnie do tego czynu.
Minęło pół godziny, zanim dotarliśmy do środka lasu. Stanęliśmy na wielkiej polanie, teraz oświetlonej blaskiem księżyca. Śnieg odbijał światło i sprawiał, że było jeszcze widniej.
Zaczęliśmy chodzić bez celu, co po chwili doprowadziło do utworzenia koła. Popychany przez nieznaną, tajemniczą siłę stanąłem dokładnie w jego środku.
Ludzie przyglądali mi się głupio, tak jak ja przyglądałem się im. Nagle mój sąsiad, ten który opuścił swój dom jako ostatni, podszedł i stanął obok mnie. Przez dłuższy czas patrzyliśmy na siebie aż wreszcie, w ogóle nie myśląc, podniosłem z ziemi dość duży kamień i zamachnąłem się, wkładając w uderzenie całą siłę. Z jego głowy trysnęła krew, barwiąc udeptany śnieg.
Ludzie nie protestowali, wręcz przeciwnie, jakby siłą woli zachęcali mnie do tego czynu.