13-04-2011, 14:43
Quirinnos - pokłony dla ciebie. Zgadzam się w pełni co do numeru jeden. Ale po kolei:
1. Seria Gothic (pomijając czwartą część) - nawet gdy stało przede mną sto napalonych, całkowicie nagich dziewic, wolałbym pograć sobie w Gothica. Klimat był fantastyczny. Z każdym dało się porozmawiać, każdy żył swoim życiem. Misje poboczne były świetne. I dało się palić Bagienne Ziele!łe
2. Fallout 3 - chyba tylko w tej grze mogłeś rozwalić całe miasto za pomocą atomówki, a do drugiego wpuścić kilka przemiłych ghuli, które po trzech dniach zmasakrują wszystkich mieszkańców, chowając ich ciała do piwnicy. Ten post-apokaliptyczny klimat... Tylko wątek główny trochę z dupy wzięty. Jakby na siłę pisany.
3. Settlers IV - pół dzieciństwa przy tym spędziłem. Najlepsza strategia ever, a grałem tylko w scenariusze, a nie kampanie
4. Medieval II: Total War - również strategia, tym razem trochę "prawdziwsza". Wcześniej grywałem w wszelakie gry mapowe (nie wiem jak to licho się zwało). Patrzę, połączenie tego ze zwykłą strategią. No, świetnie wypadło. Warstwa dyplomatyczna i ekonomiczna w etapie pierwszym, gdzie poruszałeś się po mapie, a potem druga - czysta strategia. Ehh... teraz wypadałoby żulować na Shoguna...
5. Nie pamiętam nazwy. Może jakaś diabelska duszyczka mi pomoże: widok 2D. Kierowałeś samolotem (tylko prawo-lewo). Ty na dole, masa wrogów na górze. Z niektórych pokonanych leciały specjalne "coś tam, coś tam", po których złapaniu rósł ci poziom. A każdy poziom dodawał lepszą broń. Gdy cię trafili poziom się obniżał, aż do 0 kiedy to ginąłeś. Zapisów nie było - śmierć bolała jak nigdy
Grałem w nią jeszcze w wieku XX na moim pierwszym kompie. Turnieje kto dalej przejdzie, ehhh... Zagrałbym sobie
PS. Jak ja lubię rankingi.
1. Seria Gothic (pomijając czwartą część) - nawet gdy stało przede mną sto napalonych, całkowicie nagich dziewic, wolałbym pograć sobie w Gothica. Klimat był fantastyczny. Z każdym dało się porozmawiać, każdy żył swoim życiem. Misje poboczne były świetne. I dało się palić Bagienne Ziele!łe
2. Fallout 3 - chyba tylko w tej grze mogłeś rozwalić całe miasto za pomocą atomówki, a do drugiego wpuścić kilka przemiłych ghuli, które po trzech dniach zmasakrują wszystkich mieszkańców, chowając ich ciała do piwnicy. Ten post-apokaliptyczny klimat... Tylko wątek główny trochę z dupy wzięty. Jakby na siłę pisany.
3. Settlers IV - pół dzieciństwa przy tym spędziłem. Najlepsza strategia ever, a grałem tylko w scenariusze, a nie kampanie
4. Medieval II: Total War - również strategia, tym razem trochę "prawdziwsza". Wcześniej grywałem w wszelakie gry mapowe (nie wiem jak to licho się zwało). Patrzę, połączenie tego ze zwykłą strategią. No, świetnie wypadło. Warstwa dyplomatyczna i ekonomiczna w etapie pierwszym, gdzie poruszałeś się po mapie, a potem druga - czysta strategia. Ehh... teraz wypadałoby żulować na Shoguna...
5. Nie pamiętam nazwy. Może jakaś diabelska duszyczka mi pomoże: widok 2D. Kierowałeś samolotem (tylko prawo-lewo). Ty na dole, masa wrogów na górze. Z niektórych pokonanych leciały specjalne "coś tam, coś tam", po których złapaniu rósł ci poziom. A każdy poziom dodawał lepszą broń. Gdy cię trafili poziom się obniżał, aż do 0 kiedy to ginąłeś. Zapisów nie było - śmierć bolała jak nigdy
Grałem w nią jeszcze w wieku XX na moim pierwszym kompie. Turnieje kto dalej przejdzie, ehhh... Zagrałbym sobie
PS. Jak ja lubię rankingi.