28-01-2018, 23:53
Okolicznym nałogowcom podnajmuję kanapę, coraz więcej klientów, nakazy eksmisji z życia się mnożą. Cóż, kiedy goście to obowiązkowo: wódka, śledzik i nieśmiertelny ogór, dyskusja o liczbach i angeologii. Sąsiedzi są lekko niezadowoleni, z rana nadchodzą, szczęściem na kacu jestem bezkonfliktowy, chyba, że uda się zwlec z łóżka. Zresztą lepiej nie budzić do południa, po jestem mniej skłonny do niewerbalnej komunikacji.
Wódka pozwala żyć, jak każda namiastka, my alkoholicy trzymamy się razem. Nawet czasowo zaszyci, na urlopie dziekańskim w studiowaniu picia.
Wszystko dla ludzi, kołyska i trumna, pomiędzy nimi, raz krótsza, raz dłuższa, zabawa w berka. Tylko czasem opaska jakby przyciasna i gonienie w piętkę śmiertelnie nuży.
Zawsze pozostaje matka głupich, wierzę – w końcu nazbieram odpowiednią sumę na: pocałujcie mnie wszyscy w dupę, jam jest ekscentryk, niedoceniony gieniusz.
Właściwie to nie ma zmartwienia, Diabła mam wszytego podskórnie.
Wódka pozwala żyć, jak każda namiastka, my alkoholicy trzymamy się razem. Nawet czasowo zaszyci, na urlopie dziekańskim w studiowaniu picia.
Wszystko dla ludzi, kołyska i trumna, pomiędzy nimi, raz krótsza, raz dłuższa, zabawa w berka. Tylko czasem opaska jakby przyciasna i gonienie w piętkę śmiertelnie nuży.
Zawsze pozostaje matka głupich, wierzę – w końcu nazbieram odpowiednią sumę na: pocałujcie mnie wszyscy w dupę, jam jest ekscentryk, niedoceniony gieniusz.
Właściwie to nie ma zmartwienia, Diabła mam wszytego podskórnie.