23-10-2015, 14:16
Słońce zachodziło wśród brudu i syfu, a bohater szedł ulicami zakurzonego miasta, gryzł bułkę z serem żółtym i zapijał Kasztelanem. Piwo słodko smakowało goryczą – jak całe jego życie. Platynowa panna trzymała go za rękę; miała żółte odrosty i pustą głowę. W oddali dostrzegł Murzyna, który kilka tygodni wcześniej odbił mu dziewczynę. Ortalionowe dresy zatrzeszczały, gdy wzburzony zatrzymał się, żeby wyciągnąć telefon komórkowy. Platynowa panna również zatrzeszczała.
-Ej, chłopaki, jest sprawa. Mamy wroga narodu do zlikwidowania – rzucił do słuchawki.
Oczywiście, dla nich nie ma problemu, będą za dziesięć minut, niech bohater pilnuje, żeby wróg daleko nie odszedł. Jasne, że popilnuje.
Stoi więc i pilnuje, a gdy jego wróg wstaje z ławki, on idzie za nim, wlokąc swoją platynową pannę. Niebawem bohaterska ekipa zagania wroga do zarzyganego i zaszczanego zaułka. Wymierza pierwsze uderzenie. Czy tamten, tylko ze względu na swoją ciemną skórę, jest radioaktywnym odpadem, którego trzeba się pozbyć? Czy może ropiejącym wrzodem na dupie naszego patrioty? Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu zakochał się w niewłaściwej kobiecie. A bohaterski patriota kopie i patrzy: po pierwszym ciosie wróg zaczyna płakać - co za ciota. Przy drugim ciosie cała jego twarz jest zasmarkana i zakrwawiona. Gdy upada, nasz bohater wybija mu zęby kopniakiem. Niech wraca do tych swoich ciepłych krajów, niech sobie pohasa po plaży, niech buduje zamki z piasku dla swojej plastikowej królewny...
Kopiąc wroga po nerkach, widzi jedynie żółte odrosty platynowej panny. Chce myśleć, że czyn ten popełnia z zazdrości i bólu po stracie poprzedniej dziewczyny. Zewsząd unosi się zapach potu, moczu i wymiocin. Z wijącego się ciała wolno kapie krew. Bohater czuje zapach wanilii dochodzący z któregoś mieszkania. Ktoś piecze ciasto, patriota lubi ciasto, patriota zjadłby ciasto.
Nie wiedzieć skąd, w jego ręce nagle pojawia się kanister, więc oblewa benzyną nieruchomiejącego już wroga. Jego bohaterski kumpel wyciąga zapałki. Mieli tylko zastraszyć to murzyńskie ścierwo, nie wyszło...
Przez głowę patrioty galopuje myśl, że coś poszło nie tak jak powinno.
***
Słońce zaszło. Przez pryzmat trzaskających promieni, gwiazdy wyglądały jak wyjęte z obrazu van Gogha. Był ogień, gwiazdy i nieruchomiejące ciało w ciemnej bramie – żadnych słoneczników. A w mieszkaniu na drugim piętrze wystygło ciasto waniliowe.
-Ej, chłopaki, jest sprawa. Mamy wroga narodu do zlikwidowania – rzucił do słuchawki.
Oczywiście, dla nich nie ma problemu, będą za dziesięć minut, niech bohater pilnuje, żeby wróg daleko nie odszedł. Jasne, że popilnuje.
Stoi więc i pilnuje, a gdy jego wróg wstaje z ławki, on idzie za nim, wlokąc swoją platynową pannę. Niebawem bohaterska ekipa zagania wroga do zarzyganego i zaszczanego zaułka. Wymierza pierwsze uderzenie. Czy tamten, tylko ze względu na swoją ciemną skórę, jest radioaktywnym odpadem, którego trzeba się pozbyć? Czy może ropiejącym wrzodem na dupie naszego patrioty? Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu zakochał się w niewłaściwej kobiecie. A bohaterski patriota kopie i patrzy: po pierwszym ciosie wróg zaczyna płakać - co za ciota. Przy drugim ciosie cała jego twarz jest zasmarkana i zakrwawiona. Gdy upada, nasz bohater wybija mu zęby kopniakiem. Niech wraca do tych swoich ciepłych krajów, niech sobie pohasa po plaży, niech buduje zamki z piasku dla swojej plastikowej królewny...
Kopiąc wroga po nerkach, widzi jedynie żółte odrosty platynowej panny. Chce myśleć, że czyn ten popełnia z zazdrości i bólu po stracie poprzedniej dziewczyny. Zewsząd unosi się zapach potu, moczu i wymiocin. Z wijącego się ciała wolno kapie krew. Bohater czuje zapach wanilii dochodzący z któregoś mieszkania. Ktoś piecze ciasto, patriota lubi ciasto, patriota zjadłby ciasto.
Nie wiedzieć skąd, w jego ręce nagle pojawia się kanister, więc oblewa benzyną nieruchomiejącego już wroga. Jego bohaterski kumpel wyciąga zapałki. Mieli tylko zastraszyć to murzyńskie ścierwo, nie wyszło...
Przez głowę patrioty galopuje myśl, że coś poszło nie tak jak powinno.
***
Słońce zaszło. Przez pryzmat trzaskających promieni, gwiazdy wyglądały jak wyjęte z obrazu van Gogha. Był ogień, gwiazdy i nieruchomiejące ciało w ciemnej bramie – żadnych słoneczników. A w mieszkaniu na drugim piętrze wystygło ciasto waniliowe.
„Poczułem podmuch powietrza wprawionego w ruch skrzydłem szaleństwa” - Charles Baudelaire