Via Appia - Forum

Pełna wersja: Panika post traumatyczna
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Panika post traumatyczna


Siedzę sama pośród białych ścian. Mojej współlokatorki nie ma, towarzyszy mi jedynie mucha, obijająca się o wszystko, co napotka. Jest gorąco, otwarte na oścież okno wpuszcza do pomieszczenia lekki, chłodny wiatr, który przynosi ulgę mojemu rozgrzanemu ciału. Siedzę na łóżku, obleczonym w czarne prześcieradło, obok, po mojej lewej stronie leży zwinięta pościel tego samego koloru, której to czerń jest urozmaicona białymi okręgami. Poduszka leży w kącie.

Zwyczajny wieczór. On już musiał wracać, ja zostałam. Jest okay. Moje życie jest wprost z mojego marzenia. A jednak, powoli coś zaczyna walić się na mnie, na moją nieosłoniętą głowę. Boleśnie i bezlitośnie, jak lawina, stacza się na mnie wszystko. Niezauważalnie narasta we mnie złość i bezsilność. Ta pierwsza wywołana jest tą drugą. Z głośniczków komputera wyje System of a Down. Ściany w zwolnionym tempie zbliżają się do siebie, sufit zniża się nieubłaganie. Dookoła robi się jeszcze ciemniej. Tak realnie, wręcz namacalnie czuję, że zaczynam spadać w ciemną otchłań. Jakby grunt pode mną wyparował pod wpływem magicznego zaklęcia. Czuję, jak spadam, a moją skórę oblepia pustka. Z tego strachu lekko wybałuszają mi się oczy. Mój oddech gwałtownie przyspiesza i spłyca się. Kulę się, bo otacza mnie ciemny, śmierdzących lęk. Lecę w dół i nie mogę się zatrzymać. Pod powiekami pieką mnie pierwsze łzy. Napływają bardzo szybko, nie jestem w stanie ich kontrolować.

Jak pęknięta tama.

Spadam szybko i kiedy myślę, że jestem na samym dnie rozpaczy, okazuje się, że mogę wciąż lecieć. Głębiej i niżej, tam, gdzie jeszcze ciemniej. Gdzieś na krańcu świadomości słyszę swój własny głos, który krzyczy „Stop! Przestań! Do diabła ciężkiego, stop!”. Ku mojej panice, nic to nie daje. Łzawa kurtyna zasłania mi wszystko, a z nosa zsuwają mi się okulary. Tracę oddech. Zdeterminowana, usiłuję złapać choć trochę powietrza.

Jak ryba wyrzucona na brzeg.

Głośna, ostra muzyka ryje bolesne tunele w mojej głowie. „Dlaczego? Niech to się skończy” mówię cicho, nie mając siły na krzyk. Ale podświadomie czuję, że teraz najbardziej pragnę wrzeszczeć. Drzeć się do poranienia gardła. Chcę wyrzucić z siebie to wszystko, tę ciemną, bezkształtną, trującą masę, która jest we mnie i niszczy mnie. Zdaję sobie sprawę, że czarne i złe myśli zalały mój umysł. Tyle, że nie potrafię tego zatrzymać, a co dopiero cofnąć. Zaczęło brakować mi tchu.

Jak ktoś, kto się topi.

„Topiłam się” tak bez końca. Jakbym naprawdę miała umrzeć. Trwało to wieki, podczas których zostałam rozerwana na milion kawałków. Nagle straciłam świadomość. Zemdlałam. To nie tak, że wszystko ustało. Tylko jakby ktoś urwał taśmę filmową w trakcie trwania seansu.

Kiedy się ocknęłam, leżałam. Wszystko było rozmazane, a ból rozrywał moją czaszkę. Jako jedyne źródło światła, nieopodal majaczył ekran monitora. Moja twarz była cała mokra od łez. Z początku nie pamiętałam, co działo się wcześniej. Ale pamięć bywa niezawodna.

Bez żadnego ostrzeżenia poczułam silne mdłości. Skuliłam się z najcichszą nadzieją, że to minie. Nie miałam siły myśleć o czymkolwiek. Jedyne, co mogłam to czuć, jak wszystko podchodzi mi do gardła. Po chwili zerwałam się i obijając sobie barki o framugi, wpadłam do łazienki. Czym prędzej podniosłam klapę ubikacji i zwymiotowałam. Moim ciałem przez kilka minut targały silne skurcze, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Z moich oczu wciąż leciały łzy. Kiedy skończyłam, byłam bardziej niż wykończona. Umyłam zęby i na miękkich nogach wróciłam do pokoju. Opadłam na łóżko. Dopiero po krótkiej drzemce, w którą nawet nie wiem kiedy zapadłam, zauważyłam kilkadziesiąt wiadomości, o których istnieniu alarmował mój komunikator. Do tego kilka nieodebranych połączeń i kilkanaście wiadomości sms.

Nie wiedzieć czemu, ogarnęły mnie ogromne wyrzuty sumienia. Jakbym zrobiła coś nieodpowiedniego, ba, niewybaczalnego. Byłam tak wykończona, że nie miałam siły nad tym rozmyślać. Nagle, poczułam obojętność. Było mi wszystko jedno. Kiedy ponownie zasypiałam po mojej głowie błąkała się jedna tylko myśl - "jak ja wszystko potrafię spieprzyć".
Do podkreślenia pewnych słów nie trzeba używać podkreślenia. Wystarczy odpowiedni szyk zdania.
Cytat:Pod powiekami pieką mnie pierwsze łzy. Napływają bardzo szybko, nie jestem w stanie ich kontrolować.

Jak pęknięta tama.
łzy napływają jak pęknięta tama?
Cytat: Głębiej i niżej,
to to samo.
Cytat:„Topiłam się” tak bez końca.
cudzysłów niepotrzebny i "tak" również.
Cytat:Nie miałam siły myśleć o czymkolwiek.
"nie miałam siły myśleć" automatycznie zawiera "o czymkolwiek", więc to drugie jest zbędne.
Cytat: To nie tak, że wszystko ustało. Tylko jakby ktoś urwał taśmę filmową w trakcie trwania seansu.
nadmiar informacji, powtarzanie ich i w dodatku w zabawny sposób. Nie musisz czytelnikowi w szczegółowy sposób opisywać stany bohaterki, pozwól mu poruszyć wyobraźnię.
Cytat:Nagle, poczułam obojętność.
zbędny przecinek, zbędne "nagle" i "poczułam" osobiście też bym wywaliła.
Cytat: Jedyne, co mogłam to czuć, jak wszystko podchodzi mi do gardła. Po chwili zerwałam się i obijając sobie barki o framugi, wpadłam do łazienki. Czym prędzej podniosłam klapę ubikacji i zwymiotowałam.
za długo, więcej dynamiki!

Dobry pomysł, ale wykonanie... solidnie należy to dopracować, i warto. Miejscami brak dynamiki, chwilami za bardzo dokładnie chcesz opisywać odczucia bohaterki - niepotrzebnie, wyobraźnia czytelnika potrzebuję troszeczkę pola do popisu, poza tym dla kogoś, kto mógł odczuwać coś podobnego, zbyt szczegółowe opisy stają się sztuczne, bo on mógł to odebrać nieco inaczej. Trafiają się takie chochliki, jak z tą tamą, to kwestia odpowiedniego sformułowania.
Tekst z potencjałem, popracuj nad nim.

Pozdrawiam.
Hmm... Tekst jest dziwny. Mam wrażenie, że coś zaczęłaś ale nie skończyłaś. I tak na prawdę nie wiem o co właściwie chodzi w tym tekście. Jest o bólu, który można sobie wyobrazić i poczuć. Ale jakie jest źródło? Dlaczego tak szarga tą dziewczyną? Ten brak odpowiedzi pozostawia pewien niesmak.
Siloe, nie jestem przekonana, czy wyjaśnianie powodów, przyczyn takiego stanu, byłoby dobrym pomysłem. Po pierwsze, mogą być tak skomplikowane i różnorakie, że z tej skądinąd niezłej (potencjalnie) miniatury mogłaby się zrobić spora powieść, poza tym te powody wcale nie muszą istnieć. Albo ujmę to inaczej - mogą być wręcz niemożliwe do uchwycenia. Często leżą przecież zbyt głęboko, żeby ktokolwiek potrafił je ustalić. Poza tym imho lepiej, żeby czytelnik mógł niejako dopowiedzieć sobie własne. Wtedy chyba łatwiej wczuć się w postać, a o ile się nie mylę, o to tu przede wszystkim chodzi, żeby czytelnik to odczuł, przynajmniej częściowo się utożsamił. Tak czy inaczej (w końcu to, czy tekst zostanie rozwinięty, czy nie, zależy wyłącznie od Autorki), chciałam tylko zaznaczyć, że moim zdaniem to nie jest konieczne.
Ja uważam, że jednak jakiś punkt zaczepienia by się przydał. Bo ból tylko dla bólu jest właśnie nie do zrozumienia. Nie cierpi się przecież tak bez powodu. Bo na początku ma się wrażenie, że tu zawinił facet, potem jednak jakoś wychodzi, że bohaterka. Dla mnie to mały chaos. Nie mówię aby było wszystko wywalone kawę na ławę, ale jakiś punkt zaczepienia do obwiniania za ból by się przydał. Do tego aby bardziej wczuć się w postać cierpiącej. Zgadzam się, że nie wszystkim jest potrzebne "dlaczego?", ale ja jestem w tej ekipie która musi mieć punkt zaczepienia, który może obwiniać za ból. Sam z siebie przecież nie przychodzi. Tego mi brakuje w opowiadaniu.

Do autorki:
Jeśli napisałaś ten tekst przez osobę, która tak cię zraniła to mówię ci, że nie jest tego wart/a. Kopnij go/ją w tyłek i pokaż mu jeszcze piękny język Tongue

Ocena:

4/10

Mimo mego niezrozumienia tekst ma swoją klasę.