Via Appia - Forum

Pełna wersja: Świat z perspektywy motyla [obyczajowe]
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Przyznam szczerze, że to moje czwarte opowiadanie w życiu. Z prozą miałam dotąd niewiele wspólnego, na rzeczy się nie znam, ale czasem lubię się sprawdzić. Z góry przepraszam za popełnione błędy.
P.S: nie jestem pewna czy dział "Miniatury" to dobre miejsce.



Nigdy nie życzyłam mojej matce śmierci. Życzyłam jej bólu, cierpienia, wszystkiego, co złe. Nigdy śmierci. Zwłaszcza wtedy, kiedy widziałam, jak stojąc przed lustrem, starannie naciąga na zgrabne uda pończochy, drobną dłonią poprawia niesforne loki koloru blond, z dokładnością i pieczołowitością nakłada na usta karmazyn, tylko po to, by wieczorem tanecznym krokiem wyfrunąć z domu i z premedytacją przyprawić ojcu rogi. Mój ojciec, starzejący się z wieczora na wieczór, spoglądał na oddalającą się postać z milczeniem, śledząc każdy jej ruch. Jego smutne spojrzenie zdawało się prosić mnie o zrozumienie dla kokieteryjnej natury matki. Tak bardzo starałam się zrozumieć...[/p]
Matka zmarła latem, w przeddzień moich szesnastych urodzin. To właśnie wtedy po raz pierwszy i ostatni zapaliłam cygaro ojca, siedząc na dachu naszego starego, wiejskiego domu. Miałam przed oczami jej zamglone spojrzenie, kiedy nakryłam ją leżącą pod zwalistym ciałem obcego mężczyzny. Tego dnia uświadomiłam sobie jak bardzo nienawidzę jej za te szesnaście lat nieszczęść, smutne spojrzenie ojca i drażniąca ciszę przy śniadaniu. [/p]
Ojciec początkowo upierał się, żeby pochować ją pod starą wierzbą na pobliskiej łące, dokładnie tam, gdzie spotkali się po raz pierwszy. Dobrze wiedziałam, jak często chadzał na tę łąkę, tylko dlatego, żeby móc do woli delektować się przeszłością. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego to robi, co widzi w mojej matce, ale on konsekwentnie pogrążał się, udowadniając wszystkim wkoło, że jest skończonym wariatem. [/p]
Był wariatem. Tęskniącym, cierpiącym wariatem. A ona wybiegała z domu, nie patrząc na jego cierpienie. „Świat jest taki piękny z perspektywy motyla” – mawiała. Kochała motyle. Kiedy byłam dzieckiem, razem chadzałyśmy na łąkę i obserwowałyśmy je, mogła mi godzinami opowiadać o każdym z nich. A ja słuchałam jej wtedy zafascynowana i marzyłam, by być jak ona.[/p]
Tuż przed zachodem słońca zakładała kwieciste, kolorowe sukienki i wyfruwała z domu, niby wieczorny motyl, barwna ćma. Taki był porządek dnia, takie były zasady, odkąd pamiętam. To jak zmowa milczenia, niepisana zasada dotycząca brzydkich sekretów mojej matki. Ojciec mawiał, że każda prawdziwa rodzina ma swoje sekrety. Byliśmy więc prawdziwą, pierdoloną rodziną. Pełną sekretów i niedomówień, gnieżdżących się w każdym kącie, beznamiętnie niszczących nas od środka. [/p]
Moja matka każdej zimy przesiadywała przy oknie, malując fantazyjne motyle na płótnie. Oczekiwała lata, zimą była nieszczęśliwa, piękne blond loki chowała pod czarną chustką, jakby w żałobie po letnim słońcu i słowiczym śpiewie. Nadchodzącą wiosnę witała z podnieceniem i radością dziecka. Wiosną ubywało jej lat, mogła fruwać. Wtedy stawała się naprawdę piękną kobietą. [/p]
Razem z ojcem zdecydowaliśmy, że pochowamy ją na wiejskim cmentarzu stojącym w pobliżu starego drewnianego kościółka. Byłaby szczęśliwa, widząc, jak na rosnącym przy jej grobie krzaku dzikiej róży wiosną przesiadują motyle. [/p]
Nigdy nie życzyłam mojej matce śmierci. Zmarła latem w przeddzień moich szesnastych urodzin. W kwiecistej sukience, z perfekcyjnie ułożoną fryzurą i karmazynem na ustach, rozbijając się o skały. Zrzucona ze skarpy. [/p]
Wieczorny motyl, barwna ćma.[/p]

No cóż, w zasadzie nie chciałem tego czytać, bo mam akurat coś do zrobienia... ale już dwa pierwsze zdania przykuły mnie do monitora Wink Już za ten fakt wielkie brawa i uznanie, bo chyba głównie o to chodzi, nie? Poza tym całość ciekawa, zgrabna i jeśli to faktycznie Twoje 4 opowiadanie, to zazdroszczę talentu Wink Jedyne co mi się gryzie i bym wywalił to to "pierdoloną" - nijak to się ma do całej reszty.
Do miniatur pasuje jak ulał.
Błędów nie zauważyłem. Są dwie możliwości takiego stanu - pierwsza - słabo widzę i druga - nie ma ich. Za to plus.
Tekst ładnie przedstawiony. Powoli, trochę nostalgicznie. Często wydaje mi się, że tu, w miniaturach autorzy często zbyt szybko pędzą do sedna sprawy i rozwiązania. Tak jakby większość treści była tylko wstępem do zakończenia. Tu tego nie ma. Wszystko toczy się swoim przyjemnym tempem. Kolejny plus.
Historia - bardzo życiowa. Opowieść o nieszczęśliwej rodzinie. O szczęściu własnym i szczęściu wspólnym. I o tym jak jedno czasami przeczy drugiemu. Tragedia rodziny. Zniszczone dzieciństwo. Brak wzorca. Szczególna uwagę zwróciła na mnie postać ojca. Wygląda na dobrego człowieka. Smuci tylko obraz jego niemocy.
I porównanie do motyla. Pięknie, symboliczne.
Gratuluję tekstu. Zarówno treści jak i formy.
Ps. W przypadku "Pierdoloną" to sprawa jest dyskusyjna. Ja bym zostawił. Szczególnie biorąc pod uwagę, że wywalenie tego zdanie skutkowałoby wywaleniem całego zdania. Tzn., tego zdania -" Byliśmy więc prawdziwą, pierdoloną rodziną. Pełną sekretów i niedomówień, gnieżdżących się w każdym kącie, beznamiętnie niszczących nas od środka. "

Dziękuję za uwagę. Pozdrawiam.
Kurcze, spodziewałam się raczej batów za ten tekst, a tu...
No nic, wszystko przede mną.
Świetne! Takie prawdziwe, a jednak nieco magiczne. I te postaci! Każda jest pełnokrwista, problemy są realne. W dodatku Twój tekst się po prostu czuje. I to czuje dość potężnie. Gratulacje.
Ach, nie wywalaj "pierdoloną", w tym jednym słowie jest tyle emocji, ze musisz je zostawić.
Jest dobrze, nawet bardzo, ale. Ale no właśnie. Nadużywasz zaimków, czasami są zupełnie zbędne, czasami wypadałoby popracować trochę nad synonimami. Bardzo niebezpieczne jest też takie nagromadzenie w – bądź co bądź – króciutkim tekście pojedynczych słów typu ‘matka’, ‘ojciec’. Nie jest to chyba maniera, więc warto pod tym względem dopieszczać warsztat, oczywiście jeśli dalej masz zamiar prozaiczyć…

Na przykład:

Cytat:spoglądał na jej oddalającą się postać z milczeniem, śledząc każdy jej ruch.
Jedno ‘jej’ zbędne.

Cytat:Moja matka zmarła latem, w przeddzień moich szesnastych urodzin.
‘Moja’ zbędne.

Cytat:Moja matka zmarła latem, w przeddzień moich szesnastych urodzin. To właśnie wtedy po raz pierwszy i ostatni zapaliłam cygaro ojca, siedząc na dachu naszego starego, wiejskiego domu. Miałam przed oczami jej zamglone spojrzenie, kiedy nakryłam ją leżącą pod zwalistym ciałem obcego mężczyzny.
I co? To cygaro tak na nią podziałało? The magic cigarette? Oczyszczający dymek, rozjaśniający umysł i rozluźniający ciało… Pytam, bo nie do końca jestem przekonany zasadności tego zabiegu w tym przypadku. Coś takiego ma sens w powieści, w dłuższym opku, gdzie faktycznie pomaga w psychologizacji postaci. W miniaturach – oczywiście imho – nastawionych stricte na minimalizm każde zbędne słowo trzeba chyba jednak redukować…

Cytat:Dobrze wiedziałam jak często chadzał na tę łąkę,
Przed ‘jak’ przecinak poproszę.

Cytat:takie były zasady, od kiedy pamiętam.
Może ‘odkąd’?

Cytat:To jak zmowa milczenia, umowna zasada
Zamiast ‘umowna’ coś w stylu ‘niepisana’ albo nawet nic…

Cytat:Byliśmy więc prawdziwą, pierdoloną rodziną.
Oj nie, ‘pierdolona’ wyraźnie wyłamuje się ze stylizacji. Może ‘motyla noga’? Tongue

Chciałem się przyczepić puenty, po czym zorientowałem się, że jej tu nie ma. I serio nie wiem, czy to dobrze, czy źle… Ale tekst, dzięki pewnego rodzaju klamrze, tworzy jednak spójną całość. I fajnie. Taki mini-Marquez (w wielkim uproszczeniu!) trochę Ci wyszedł. Historia jednej rodziny w trzydziestu zdaniach. Taki nekrolog. I uważam, że tekst jest dobry głównie dzięki sporemu ładunkowi emocjonalnemu. Można pewnie nad nim jeszcze trochę posiedzieć, ale jako wprawka jest oł rajt. Czyli w sumie gratuluję Wink
Arnoldlayne, Erazmus
- dzięki.

Erazmus - wzięłam pod uwagę część Twoich uwag. Dziękuję Smile
Oj Fanto ty moja, co ty chrzanisz, że tak powiem. Tekst jest ok i proszę Cię uwierz w siebie. Próbuj również prozy z całych sił. Smile
Jak obiecałam tak tez czynię.


Cytat:
Nigdy nie życzyłam mojej matce śmierci.
Wiesz to chyba jasne, że 'mojej', czyjejś byłoby zaznaczone imieniem odpowiedniej osoby.
Więc imho 'mojej' do wywalenia.

Cytat: Życzyłam jej bólu, cierpienia, wszystkiego, co złe. Nigdy śmierci.
To zdanie i równoważnik połączyłabym w jedno.

Cytat: Mój ojciec, starzejący się z wieczora na wieczór, spoglądał na oddalającą się postać z milczeniem, śledząc każdy jej ruch. Jego smutne spojrzenie zdawało się prosić mnie o zrozumienie dla kokieteryjnej natury matki. Tak bardzo starałam się zrozumieć...
nie używaj tylu zaimków, to nie poprawia 'urody' tekstu.
Jego powinno zostać, ale mój imho powinnaś zlikwidować.


Cytat: Był wariatem. Tęskniącym, cierpiącym wariatem. A ona wybiegała z domu, nie patrząc na jego cierpienie. „Świat jest taki piękny z perspektywy motyla” – mawiała. Kochała motyle. Kiedy byłam dzieckiem, razem chadzałyśmy na łąkę i obserwowałyśmy je, mogła mi godzinami opowiadać o każdym z nich. A ja słuchałam jej wtedy zafascynowana i marzyłam, by być jak ona.[/p]

Wiesz co stanowczo za często używasz słowa wtedy.


Cytat:Tuż przed zachodem słońca zakładała kwieciste, kolorowe sukienki i wyfruwała z domu, niby wieczorny motyl, barwna ćma. Taki był porządek dnia, takie były zasady, odkąd pamiętam. To jak zmowa milczenia, niepisana zasada dotycząca brzydkich sekretów mojej matki.
Nie podoba mi się słowo 'to'.
Fantuś... Po co w kółko powtarzasz 'moja matka'? Nie jest to zabieg potrzebny...


Cytat: Moja matka każdej zimy przesiadywała przy oknie, malując fantazyjne motyle na płótnie. Oczekiwała lata, zimą była nieszczęśliwa, piękne blond loki chowała pod czarną chustką, jakby w żałobie po letnim słońcu i słowiczym śpiewie. Nadchodzącą wiosnę witała z podnieceniem i radością dziecka. Wiosną ubywało jej lat, mogła fruwać. Wtedy stawała się naprawdę piękną kobietą.
Wiesz co chcę powiedzieć, prawda?



1. Zaimki... Za dużo, stanowczo za dużo.
Tak nie mam się za bardzo do czego przyczepić. Tekst nie jest zły, ale nie powiem, że mi się podoba - nie działają na mnie tego typu historie.
Jeśli chodzi o zakończenie, jest niezłe. Naprawdę niezłe. Dość zaskakujące.
Jednym słowem, może się podobać.
Pracuj dalej.
Ok.

Kali
Dzięki Wam, dziewczyny, bardzo się cieszę, nie wiem co jeszcze, trochę zaniemówiłam. A ja często z wrażenia robię się tępa, więc lepiej nic nie powiem.

Kali - dzięki Smile Spróbuję to jeszcze raz przemyśleć.
Napisane ładnie, ale zupełnie nie moje klimaty. Nie wiem co tu więcej napisać... no po prostu dość ckliwa historyjka z obrazowym porównaniem. Brakuje mi tu jakiegoś pazura, czegoś co sprawiłoby, że czytałbym to chętniej. Ale jak ktoś wcześniej napisał - na miniaturę nadaje się w sam raz. Krótkie, ładne, dobitne. Mimo wszystko to nie moja broszka, aczkolwiek chętnie poczytałbym jakieś inne twoje prace.
Lamparcie - nie sądzę, bym miała jeszcze kiedyś okazję (i chęć), aby napisać coś prozą - to nie moje poletko i na chwilę obecną brak mi ochoty.
Ale, że często zdarza mi się zmieniać zdanie - wszystko przede mną.
Dziękuję.
Zgadzam się z poprzednikami. Ten tekst się czuje. Jest niesamowity i wydaje się być wyważony. Gratuluję pomysłowości. Powiem Ci, że jak czytałam to opowiadanie to nasunęła mi się zaraz Monika Sawicka. W jej książkach często są opowiadania tego typu. Takie miniatury czyta się bardzo przyjemnie. Mimo, że temat jest dość smutny, to bardzo mi się spodobało. Smile

Ocena:

6/10
Dzięki, Siloe.
Akurat z ciekawymi pomysłami u mnie cieniutko, a tu bach! Smile
dobrze napisane, głupio, że zrzucona ze skarpy, całkowicie bez sensu, wypadałoby ją zabić jakoś inaczej
Stron: 1 2 3