Via Appia - Forum

Pełna wersja: Slak'Tar
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
To taka prawie miniatura, ale...

Czarne okręty wyskakiwały z hiperprzestrzeni jeden po drugim. Przed nimi znajdowała się
niewielka, skazana na śmierć planeta. Ostatnia zamieszkana przez żywych planeta w tej
galaktyce. Ostatnia na ich drodze. Na drodze Slak'tar, niszczycieli światów, maszyn
niszczących wszelkie życie na swej drodze. Nikt nie wiedział skąd pochodzili. Oni też tego nie
wiedzieli. Wiedza o ich początkach zatarła się w ich pamięci. Pozostała tylko nienawiść dla
żyjących. W myśl tej nienawiści wymordowali całą galaktykę - planetę po planecie, imperium
po imperium, istotę po istocie. Mimo nieprawdopodobnych technologii i niezliczonych armii
mieli słaby punkt. Wiedza o tym, jak budować kolejnych Slak'tar zaginęła wraz z ich
początkami. Tracili żołnierza po żołnierzu. Podbój każdego imperium kosztował ich
dziesiątki tysięcy żołnierzy i wiele statków. Teraz jednak ich droga była zakończona, a ich
przeznaczenie wypełniło się. Ich potęga chociaż naruszona, wciąż wystarczała. Ostatnia
planeta była zacofana technologicznie. Ich broń nie potrafiłaby nawet naruszyć osłon
pancerników Slak'tar.A dysponowali oni wciąż prawie setką okrętów. Setką statków, z których
każdy wieczność spędził w niekończących się bitwach. Nie mogli przegrać - wiedzieli to
wszyscy żołnierzy - i dowódca armii, a zarazem całej „rasy” Slak'tar - Heshut'var, zwany
Pożeraczem Światów. Mechanicznymi oczami obserwował planetę. Nie wykrywali żadnego
poruszenia. Startu żadnego okrętu. Sensory nie wyczuwały nawet żadnej naziemnej
komunikacji. I tutaj Pożeracz popełnił błąd. Nawet w stanie pokoju pomiędzy oddziałami jest
jakiś kontakt. Ta cisza była nienaturalna. Nie wiedząc o tym, wydał rozkaz ataku. Pierwsza z
wielu eskadr oderwała się od szyku. Powolnym majestatycznym ruchem zbliżyła się do
cichej planety. W tym momencie android obsługujący panel sensor zauważył coś wręcz
przerażającego. Krzyknął do dowódcy. Spojrzał na ekran swojego komputera taktycznego.
Za późno. Dziesiątki rakiet z głowicami nuklearnymi ognistym deszczem uderzyły na
eskadrę. Zasilane w sposób „marszowy” - czyli połową energii - osłony długo nie wytrzymały.
Okręt prowadzący wytrzymał pięć eksplozji o sile ok. 10 megaton. Sekundę później dwie
potężne wybuchy przepaliły się przez kadłub z potężnego i wytrzymałego stopu, znanego tylko
Slak'tar. Przeciążony reaktor nie wytrzymał i okręt rozsadził potężny wybuch. Dwa kolejne
statki spotkał ten sam los. Pozostałe zdążyły wzmocnić pola siłowe. Zaabsorbowały one
wielokrotne eksplozje. Załogi uznały że są bezpieczne.
I wtedy zginęły.
Pocisk ze specjalną neutronową głowicą uderzył w barierę energetyczną. Niewielką eksplozję
zaabsorbowały osłony. Nie powstrzymały jednak ogromnej dawki promieniowania, która
przeniknęła przez pancerz. Roboty były na nią odporne - jednak nie superkomputery
zarządzające okrętem. Były zbudowane z części organicznych - a konkretnie z mózgów
pokonanych ras. Nie istniał superkomputer o większej mocy obliczeniowej niż mózg. Była to
ironia - ten niewielki “żywy” fragment statki doprowadził do zagłady niszczycieli życia.
SI statków zwariowało i zabiwszy własną załogę otwarło ogień do byłych sojuszników.
Pożeracz Światów mógł tylko obserwować zagładę swoich okrętów. Dwadzieścia sekund
później pociski uderzyły w pozostałą część floty - kolejne pięć statków rozstrzelało się w
bratobójczej walce. Heshut'var był wściekły. Wydał rozkaz ataku wszystkimi siłami - i dając się
ponieść elektronicznym odpowiednikom uczuć popełnił kolejny, trzeci już błąd. Drugim było
niedocenienie przeciwnika.
Okręty jeden po drugim wleciały na orbitę geostacjonarną planety. Tutaj napotkały na
kolejną linię obrony. Na SSOP-K - Satelitarny System Obrony Przeciw-Kosmicznej.
Pierwsze dwa okręty wielokrotne trafione pociskami i impulsami laserowymi zmieniły się
w wypalone wraki, które następnie zatonęły w oceanie. Kolejny eksplodował na skutek awarii
reaktora. Następny został przecięty na pół. Dopiero po tym agresorzy zrozumieli, że ktoś ich
atakuje. Łącznie satelity zniszczyło dwanaście okrętów - co uszczupliło siły agresorów o 1/5
jeszcze zanim zdołali dotrzeć na powierzchnię. Takich strat nie zadały im siły obronne jeszcze
żadnej planety. Pożeracz szalał z wściekłości. Wtedy planeta wprowadziła kolejną, trzecią już
procedurę obrony. Z ukrytych pod ziemią schronów wystartowały eskadry myśliwców i okręty
kosmiczne, doskonale wcześniej zamaskowane. Niebo nad planetą rozgorzało ogniem.
Statek Heshut'vara lecąc na czele floty salwą “rozbebeszył” najbliższy krążownik.
Sąsiedni pancernik Pożeraczy starł się z dwoma statkami naraz. Pierwszy rozpadł się na kawałki
trafiony serią pocisków. Drugi salwą burtową osłabił osłony. Jednak też został zniszczony.
Dwa kolejne krążowniki zaatakowały okręt i salwami pozbawiły pancernik osłon. Dwadzieścia
sekund później trafiony kolejnymi pociskami okręt eksplodował. Ten sam los czekał wiele
innych statków. Pociski rakietowe, strzały laserowe przepalały się przez pancerze,
przeładowywały osłony i rozsadzały okręty. Wokół pancerników uwijały się dziesiątki
myśliwców, które w pojedynkę nic by nie zrobiły - ale teraz w powietrzu znajdowały się setki.
Poraz pierwszy w historii Slak'tar zaczęli przegrywać. Zdesperowani ruszyli do samobójczego
ataku. Szpicą przebili się przez szyk wroga i rozpierzchli się, kierując się w kierunku
największych miast tego świata. Tutaj napotkali na ostatnią linię obrony. W stronę
ich okrętów pomknęły setki, jeśli nie tysiące rakiet i pocisków. Ustawione na dachach
wieżowców działa pluły w ich kierunku setkami przyśpieszonymi do prędkości dźwieku
pociskami. Parę pancerników zostało dosłownie rozprutych. Niedobitki floty
inwazyjnej zostały otoczone. Z jednej strony działa naziemne, a z drugiej okręty
przeciwnika. Zdecydowały się na próbę zabicia tak wielu wrogów, ilu tylko się dało.
Eksplozję nuklearne zmiatały całe miasta. Lasery przepalały nadlatujące krążowniki na wylot.
Było ich jednak za mało. Okręty Slak'tar były zestrzeliwane jeden po drugim. Jednak obrońcy
również zostali zdziesiątkowani. W końcu w powietrzu pozostały tylko dwa statki. Flagowy
pancernik Heshut'vara i okręt dowodzenia jego przeciwnika.
Okręt Pożeracza Światów wyglądał żałośnie. Zniszczone osłony, dziury w kadłubie,
zniszczone uzbrojenie. Ostatnią rzeczą jaką zobaczył Wielki Niszczyciel, zanim pociski wroga
nie rozerwały jego okrętu na kawałki, był napis na kadłubie statku przeciwnika.
USS Lincoln.
Ogólnie opowiadanie mi się podoba lubię tego typu fikcję. Za całość daję w pełni zasłużone 10/10
Po klimatycznym i ciekawym początku następuje spadek poziomu do miernego w finale ;/
Zdania są tam budowane jakby na siłę, bez ładu i składu, bez polotu.
7/10
No to teraz ja
Ogólnie nie jest źle, -1 za tego Lincolna na końcu… To na początek. Troszkę oderwany ten świat, wiem że tamci źli wszystko zapomnieli, ale czym się ów USS Lincoln wyróżniał? Poza famą SG1… Dobrze już bez zbędnych złośliwości. Troszkę mierzi mnie też ten zrobotyzowany świat z okrzykami, ale to tylko jaBig Grin
A teraz konkrety:
„Setką statków,” – raz n+1, jeśli tam były też … nie bojowe, to jednostek, jeśli to flota bojowa to okręty, a jeśli statki to przyleciały handlować
„fragment statki doprowadził „ - Tu chyba mała literówka i patrz wyżej.
„SI statków zwariowało i zabiwszy własną załogę” – promieniowanie + tkanki żywe = śmierć.
„byłych sojuszników” – jeśli mówimy o flocie to „swe własne” a jeśli o owym mózgu to chyb lepiej było by „panów”
„następnie zatonęły w oceanie.” – dodał bym jednak atmosferę… przed oceanem
„Wtedy planeta wprowadziła kolejną, trzecią” – a) obrońcy planety, mieszkańcy – planeta raczej nie walczyła. A tu tak to brzmi. b) mieliśmy zwykłe rakiety, potem te z głowicami, SSOP-K to chyba będzie 4…
„które w pojedynkę nic by nie zrobiły” – tu dodałbym jednak komu nic by nie zrobiły, lub po prostu „nie zdziałały” – 1 myśliwiec może zrobić wiele, beczkę… itp. A zakładam, że tu chodziło o skuteczność ich działań vs agresorzy.
To tyle od „czepialskiego”. Ogólnie fajnie się czytało… poza tym „rbotonickiem” … 7/10 myślę, że będzie ok…
Rany... No Lincoln = ta "skazana na śmierć planetę" to ziemia --.--

A promieniowanie - a mutanty w stalkerze to co ? Ludzie, żywi, ale szaleni
Domyśliłem się i z Lincolnem i Ziemią Chodziło mi o amerykanizację opowiadania. Stąd wstawga o SG1.
Tak Stalker... tyle że oni nie dostali bezpośrednio głowicami...
Promieniowanie i promieniowanie jest takie same. A Slak'tar też nie dostali - przecież eksplozję powstrzymały osłony, a statek dość duży jest i ma potężny pancerz --.--
Ok - niech ci będzie... Rozumiem zamysł, a to czy akurat mi ten posmył sie podoba to w tym kontekście ani istotne ani wykładnicze.
Poprostu pisałem co mi się nie podoba. A promieniowanie <> promieniowanie. Masz nawet różne jego odmianySmile
Promieniowanie bomby wykorzystującj uran i reaktora wykorzystujące uran rzeczywiście się baardzo różni Dobra, koniec off-topu.
Moim zdaniem, jak na tak krótki tekst jest całkiem dobrze. Parę błędów i owszem da się znaleźć, jednak nikt nie zwrócił uwagi na to, że udało Ci się Mirrond w tak małej ilości treści zmieścić bardzo dużo informacji.
To trzeba umieć, a nie każdy potrafi.
Poza tym lubię Stargate .

Ode mnie masz 8+/10.
Z człowiekiem nikt nie wygra, szczególnie maszyna.
Opowiadanie krótkie ale bardzo mi się spodobało. Ciekawie opisana nieudana inwazja na Ziemię. 9/10
"Nie wykrywali żadnego
poruszenia. Startu żadnego okrętu." Że niby nie ukrywali tego, że się poruszają? Trochę dziwnie skonstruowane te zdania.
"android obsługujący panel sensor zauważył" co to jest planet sensor?
"okręty wielokrotne trafione" wielokrotne okręty czy wielokrotnie trafione?
"Łącznie satelity zniszczyło dwanaście okrętów" coś tu nie gra, po pierwsze zdanie jest dziwne, po drugie 20% statków to 12 a 100% to ile? prosta proporcja, zapewniam, Cię, że nie wyjdzie Ci 100
"Szpicą przebili się przez szyk wroga i rozpierzchli się, kierując się w" powtórzenie

Opowiadanie po pierwszych zdaniach mnie wciągnęło. Przyznam, że lubię tego typu klimaty, ale to jest związane z moim gustem, gdyż mam jaki mam.
Sama batalistyka tego opowiadania nie powala na kolana(sorry za gorzką krytykę). Jest co najwyżej średnio, a i tylko miejscami. Mówię tak dlatego, bo:
- Fabuła opiera się jedynie na walce, mało tu jest wątków pobocznych (przylecieli jacyś goście z kosmosu, którzy rozwalali już niejednokrotnie bardziej zaawansowanych technologicznie typków a tu bam. Ziemia ich niszczy, w dodatku US...). Nie wiadomo czemu, ani po co. Lubie takie oderwanie od rzeczywistości i pokazanie jacy my to nie jesteśmy mocni, ale tutaj, oprócz próby dowartościowania się, nie było trochę nie na miejscu.
- Maszyny zachowywały się jak ludzie, krzyczały, wrzeszczały, kierowały nimi ludzie emocje. Popełniały błędy. Trochę to nie pasuje do zimnych i krwiożerczych maszyn-zabijaków.
- Ziemia jest określana (z pełną stanowczością i powagą) jako słaba technologicznie, łatwa do pokonania, a tu nagle jakieś statki, myśliwce zdolne zniszczyć potężne statki kosmiczne. Trochę to dziwne, nieprawdaż?
- Ten mózg to mnie już zniszczył. Nie wiem czemu to mózg wszystkim sterował, skoro najlepsze komputery na Ziemi (obecnie) są w stanie w sekundę wykonać tyle obliczeń ile człowiek z kalkulatorem przez kilka tysięcy lat! Nie mówiąc już o tym, że takie komputery nie mylą się w obliczeniach, a człowiek?

Nie jestem tu, żeby oceniać opowiadanie pod kątem dobre/złe, nadaje się/nie nadaje się ale pod kątem warsztatowym. Mam nadzieję, że nie przesadziłem (jeśli tak to sorry) i że mnie nie zniszczycie za to. Smile
Danek
kierując się w kierunku- za durzo tych kierunków
setkami przyśpieszonymi do prędkości dźwieku
pociskami - chyba przyśpieszonych do prędkości dżwięku?
Jedna wielka rozpierducha... może jako scena czegoś by się i nadała, ale jako opowiadanie nie za bardzo. Miejscami język kuleje, a i z logiką nie za bardzo. W sumie podzielam w całej rozciągłości zdanie Danka. Pozdrawiam
Opowiadanie jest nawet ciekawe. Parę powtórzeń jest. Ogólnie tak do połowy pozytywnie, potem opis walki jakiś taki banalny i przewidywalny się robi. I krzyczące roboty mi jakoś nie pasują, to za bardzo upodabnia je do ludzi. Ale ogólnie jest nawet fajne.