Pomysł może przyjść zawsze i wszędzie, i osobiście mam wrażenie, że wynajdowanie metod na wyszukiwanie pomysłów jest zbytecznością, bo to nie metoda, wbrew pozorom, zwiększa szansę na sukces w poszukiwaniach/tworzeniu pomysłów. To nastawienie. Bo tak naprawdę pomysły czekają wszędzie, ba, bombardują nas dzien i noc, zewsząd. Wystarczy się na nich... na jednym z nich, jednym z tej nieskończoności pomysłów... skupić. Dlatego, że wychodzę z założenia, iż WSZYSTKO może być pomysłem/tematem (pomysł jest ważniejszy, notabene. temat praktycznie zawsze wynika z pomysłu. można, owszem, zacząć od pomysłu - np napiszę dziś o dewotkach - ale to, w jaki sposób o czymś napiszesz, to jest właśnie pomysł - pomysł na niebanalne, inne, no NASZE pisanie o dewotkach. W przeciwnym razie, po co pisać? Jeśli nie niebanalnie i po naszemu? = pomysłowo). Wszystko być pomysłem może;] Od rannego ziewania, po międzygalaktyczne problematy.
Zobaczcie. Jak bardzo błahe i pozornie nieistotne pomysły zwróciły waszą uwagę w waszej karierze? Mowa o tych, które wykorzystaliście. Oraz: jak wiele INNYCH (często ciekawszych) pomysłów urodziło się samoczynnie, automatem w trakcie wdrażania w opowiadanie tego pierwszyego, błahego może i durnego pomysłu, który miał być lub stał się zaiste przyczynkiem do pisania a (przypuszczalnie) filarem jakiejś fabuły? Wreszcie: CZYM TAKIM, dla was, JEST POMYSŁ!? Jak go definiujecie? Pomysł w beletrystycznym dziele, ma się rozumieć.
Dla mnie coś, co jest Pomysłem - nie jakimś tam pomysełkiem, wątkiem pobocznym, smaczkiem, okraszką, epizodem - rozpoznaję tak, że gdy go dostrzegę, gdy na niego "wpadnę" (widzicie? przypadek), myślę sobie: "ale by z tego była powieeeeeść! Albo opowiadanie!" Aż się wtedy budzę i prostuję, budzi się we mnie zapał i nadzieja. Plus, zazwyczaj: "muszę to napisać, zanim inni o tym napiszą... choć z pewnością to spartolę". Gdyz moje "partolenie" polega na trudnościach w wykreowaniu całej reszty, jaka ma asystować Pomysłówi, priorytetowi numer jeden. I zwykle rzecz grzęźnie w miejscu
Pomysł to coś, co z lenia zrobi działacza. W moim wypadku przynajmniej;]
Słowem: coś naprawdę niebanalnego.
Jeśli chodzi o to, co ZAZWYCZAJ mnie inspiruje, to... Nie mogę powiedzieć, co. Bo nie wiem. Coś, czego nigdy nie uchwycam. Bo niby mógłbym powiedzieć: muzyka, film, czyjeś pisanie. Niby tak. NIBY. Ale mam wrażenie, że to tylko wymówki, bo (oprócz tego, że inspiruje mnie czasem nawet kichanie) mogę słuchać jednego kawałka od lat, w kółko i w kółko, i dopiero za setnym razem poruszy on coś we mnie; raczej o regule być mowy nie może, tak myślę. A to autentyczny przykład.
Albo mogę obejrzeć film czy przeczytać coś o marchwiach, a wpaść na pomysł ściśle związany z tamburynem, powiedzmy. Też związek jest żaden, choć, kto wie, czy ten tamburyn nie będzie przykładowo czerwony? Marchwiowo-czerwony...
I tym oto krótkim wywodem dochodzę do wniosku, że generowanie pomysłów/tematów na opka, ściśle wiąze się z... weną
Czymś nieuchwytnym i bardzo zewnętrznym, bo z czynnikiem przypadkowym, mam wrażenie, ale takim akurat, który coś w nas naruszy, zmieni, i nagle jesteśmy zdolni;] A przynajmniej tak nam się wydaje - minimum zaś jesteśmy CHĘTNI;]
Przypadek. A może Los?
PS: Piszę "my", ale mówię tak naprawdę jedynie od siebie, tudzież pośrednio zadaję pytanie, co o tym sądzicie i czy ktoś może ma podobnie, jak ja.