Via Appia - Forum

Pełna wersja: 31 sierpnia 2012, piątek ( 80. )
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Poznałam go tydzień temu. Choć poznać - to to dość naciągana teoria. Nawet nie wiem, jak ma na imię. Jechaliśmy w tę samą stronę. W zatłoczonym busie. Z bagażami i z myślami, które dotykały tylko małej intymnej przestrzeni, jaką można było wyskrobać sobie w tej duchocie. Kiedy tak wsiadano i wysiadano na różnych przystankach, tłum wypchnął mnie wprost w jego oblicze. Nie pamiętam jak wyglądał, jaki miał kolor oczu, czy jego uśmiech miał znaczenie. Wiem, że miał koszulę w niebieską kratę i wolał stać niż usiąść na właśnie zwalniającym się miejscu, które mogłam zająć. W tym tłumie ginął zapach, ale mogłabym przysiąc, że gdyby przechodził obok mnie na chodniku - to właśnie tą świeżością zwróciłby moją uwagę. Był starszy. I nie miał obrączki. Za to miał znajomą, do której zadzwonił dojeżdżając do BB.
Zadzwonił do niej i zapytał, co robi w weekend. To był pierwszy moment, w którym jej pozazdrościłam. Mnie od dawna nikt nie pyta. W dużej mierze to moja wina. W końcu nigdy mnie nie ma. Nigdy nie mam czasu. Żyję przez parę godzin, w których dźwięk telefonu nie wróży miłej pogawędki. Wracając: drogą dedukcji (myślę) musiała odpowiedzieć mu, że nie ma planów. I dodała, że od kilku dni jest chora. Jego ton głosu raptownie się zmienił. Z jakimś takim miłym współczuciem i troską pytał jak się czuje, czy nic jej nie brakuje, czy jest sama w domu - tu odpowiedziała, że z mamą. Zapytał, czy czegoś potrzebuje, czy kupić jej owoce...
Byłam oniemiała. W ciągu 3 minut zrobił na mnie większe wrażenie niż przez całą wspólną podróż i łączenie się w bólu przy obserwacji pasażerów. Zapytał, czy nie ma nic przeciwko jak ją odwiedzi za jakieś 40 minut. Dam sobie rękę uciąć, że poszedł do sklepu i kupił jej owoce. I z tymi owocami, zatroskaną miną, i pewnie walizką wpadł na dosłownie moment, by zobaczyć, że faktycznie nic jej nie potrzeba.


Może ta sytuacja jest całkiem normalna. Może to tylko ludzie, których znam i miejsce, w którym żyję jest jakby mniej człowiecze.

Mam jednak nieodzowne wrażenie, że nie ma już takich ludzi. Że to życie, tak jakby przestało mieć smak.
Weszłam tutaj ze względu na tytuł, który mnie zaintrygował i... nie żałuję. Zdecydowanie.
Tekst bardzo mi się podoba, pewnie ze względu na to, że cierpię na weltszmerca. Masz zupełną rację, że w dzisiejszych takie niby normalne zachowania nie są spotykane. Nikt nie wykazuje już troski o innego człowieka, myślimy tylko o tym, co on może nam dać. Nie robimy niczego bezinteresownie. Każdy ma się, swoje, siebie. A przecież żyjemy w jakimś społeczeństwie, jesteśmy ze sobą powiązani, ale tak naprawdę mamy wszystkich innych gdzieś. Czy człowiek był taki zawsze, czy to nasz postęp cywilizacyjny i konsumpcja spowodowały, że jesteśmy tacy? Wyprani, bez uczuć, służący rzeczom, które tak naprawdę powinny służyć nam.
Generalnie, wow, tekst zapadnie mi w pamięci na dłużej i dzięki Wink
Co do błędów to:
Cytat: I z tymi owocami, zatroskaną minął, i pewnie walizką wpadł na dosłownie moment, by zobaczyć, że faktycznie nic jej nie potrzeba

literówka. Miną a nie minął.
Pozdrawiam!
Oczywiście, że miną, hehe Smile
dziękuję!


To taki wyrwany z bloga fragment. Czasem lubię sobie takie spostrzeżenie rzucić w świat.

Miło Cię widzieć, że nie zostałam w tej miniaturze sama. Pozdrawiam ciepło! Sleepy