30-01-2011, 20:55
Czcigodni kronikarze nie mogliby przewidzieć zdarzenia, które miejsce miało za panowania ostatniego z Piastowiczów. Rzeczy wzruszającej i pokrzepiającej ze świecą było szukać we wcześniejszej historii Korony.
A działo się to roku pańskiego tysiąc trzysta sześćdziesiątego czwartego. Oto wobec sporu między jaśnie panującym Cesarzem Rzymskim Narodu Niemieckiego - Karolem IV i królem węgierskim Ludwikiem, na arbitra został powołany polski monarcha Kazimierz. Na miejsce spotkania wytypowano Kraków.
Cesarz jechał jednak długą drogą przez Śląsk, wizytując tamtejsze swoje lenna. Gdy zaś zbliżał się do stolicy Małopolski, naprzeciw wyszli mu, wysłani przez Kazimierza, starostowie ziemscy i przyjmowali go z honorami w okolicznych miastach – Będzinie, Olkuszu i innych, za każdym razem zaopatrując obficie we wszystko, tak samo jak jego książąt i panów, którzy podążali razem z nim.
Przybyli na spotkanie królowie Węgier i Danii, razem z królem Kazimierzem, wyszli naprzeciw zbliżającemu się cesarzowi. Gdy ten zaś posłyszał o czekających na niego monarchach, zsiadł z konia i dalszą drogę pokonał pieszo, pomimo protestów swojej służby i książąt. Długa to była droga, którą o własnych siłach pokonał Karol IV szedłszy drogą, mając po obu jej stronach niekończące się oddziały wojsk koronnych. Gdy o tym doniesiono królom, oni również zsiedli ze swoich koni i ruszyli naprzeciw cesarzowi.
Jakież było wzruszenie i radość, gdy Karol IV razem ze swoim gościem – królem Cypru – Piotrem spotkali idących w ich kierunku monarchów. Ściskania prawic, uścisków i wylewanych łez nie było końca nie było końca. Wszystkiemu z boku przyglądał się nuncjusz Stolicy Apostolskiej – brat Jan. Radość wyciskała, tak królom jak i panom łzy z oczy będące szczerymi oznakami ich uczuć.
Po przyjeździe do Krakowa rozpoczął się arbitraż w zamku królewskim na Wawelu. Jednakże już po krótkim czasie, z komnaty poselskiej wyszedł posłaniec.
- Spór rozwiązany!
Okrzyk, jaki podnieśli panowie rycerze, wstrząsnął murami zamku od posad po szczyt wieży katedralnej. Radość, jaka zapanowała wśród książąt, nie miała końca. Wiwaty i wrzaski zapanowały w komnacie. Król Kazimierz wyszedłszy naprzeciw, sam również nie ukrywał radości z tego wydarzenia. Za nim podążyli pogodzeni ze sobą cesarz Karol i król Ludwik.
Kazimierz zaprosił wszystkich na wystawną ucztę, która została przygotowana na cześć przybyłych gości. Sam rajca miejski Wierzynek dopilnował, aby uczestniczący w niej monarchowie na długo zapamiętali tę chwilę, toteż przepych i rozmach z jakimi zorganizowano ucztę zachwycił gości króla Kazimierza.
Tak też chwila ta oraz całe to niesamowite spotkanie przeszły do legendy, którą teraz opowiadam Tobie, drogi czytelniku.
A działo się to roku pańskiego tysiąc trzysta sześćdziesiątego czwartego. Oto wobec sporu między jaśnie panującym Cesarzem Rzymskim Narodu Niemieckiego - Karolem IV i królem węgierskim Ludwikiem, na arbitra został powołany polski monarcha Kazimierz. Na miejsce spotkania wytypowano Kraków.
Cesarz jechał jednak długą drogą przez Śląsk, wizytując tamtejsze swoje lenna. Gdy zaś zbliżał się do stolicy Małopolski, naprzeciw wyszli mu, wysłani przez Kazimierza, starostowie ziemscy i przyjmowali go z honorami w okolicznych miastach – Będzinie, Olkuszu i innych, za każdym razem zaopatrując obficie we wszystko, tak samo jak jego książąt i panów, którzy podążali razem z nim.
Przybyli na spotkanie królowie Węgier i Danii, razem z królem Kazimierzem, wyszli naprzeciw zbliżającemu się cesarzowi. Gdy ten zaś posłyszał o czekających na niego monarchach, zsiadł z konia i dalszą drogę pokonał pieszo, pomimo protestów swojej służby i książąt. Długa to była droga, którą o własnych siłach pokonał Karol IV szedłszy drogą, mając po obu jej stronach niekończące się oddziały wojsk koronnych. Gdy o tym doniesiono królom, oni również zsiedli ze swoich koni i ruszyli naprzeciw cesarzowi.
Jakież było wzruszenie i radość, gdy Karol IV razem ze swoim gościem – królem Cypru – Piotrem spotkali idących w ich kierunku monarchów. Ściskania prawic, uścisków i wylewanych łez nie było końca nie było końca. Wszystkiemu z boku przyglądał się nuncjusz Stolicy Apostolskiej – brat Jan. Radość wyciskała, tak królom jak i panom łzy z oczy będące szczerymi oznakami ich uczuć.
Po przyjeździe do Krakowa rozpoczął się arbitraż w zamku królewskim na Wawelu. Jednakże już po krótkim czasie, z komnaty poselskiej wyszedł posłaniec.
- Spór rozwiązany!
Okrzyk, jaki podnieśli panowie rycerze, wstrząsnął murami zamku od posad po szczyt wieży katedralnej. Radość, jaka zapanowała wśród książąt, nie miała końca. Wiwaty i wrzaski zapanowały w komnacie. Król Kazimierz wyszedłszy naprzeciw, sam również nie ukrywał radości z tego wydarzenia. Za nim podążyli pogodzeni ze sobą cesarz Karol i król Ludwik.
Kazimierz zaprosił wszystkich na wystawną ucztę, która została przygotowana na cześć przybyłych gości. Sam rajca miejski Wierzynek dopilnował, aby uczestniczący w niej monarchowie na długo zapamiętali tę chwilę, toteż przepych i rozmach z jakimi zorganizowano ucztę zachwycił gości króla Kazimierza.
Tak też chwila ta oraz całe to niesamowite spotkanie przeszły do legendy, którą teraz opowiadam Tobie, drogi czytelniku.