Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wybraniec
#1
Na życzenie autora wstawiam poprawioną wersję tekstu - 03.08.2011 // Kassandra


Tytuł "Wybraniec" jest tymczasowy, bo w tej chwili nie mogę całkowicie przewidzieć rozwoju akcji i nadać książce tytułu.

ROZDZIAŁ 1

Ośnieżone ulice miasteczka i dachy budynków wyglądały cudownie i przypominały najpiękniejsze obrazki z kartek świątecznych. Śnieg na chodnikach sięgał prawie po kolana, ale nie przeszkadzało to grupce młodszych dzieciaków w radosnym rzucaniu się śnieżkami. Koło ratusza stanęła wysoka, przyozdobiona bombkami i światełkami choinka. Przed supermarketem krzątało się mnóstwo ludzi – nadszedł czas na ostatnie świąteczne zakupy.
Ostrożnie przestąpiłem zaspę, spoczywającą na dole prowadzących do szkoły schodów. Mimo że miałem na sobie gruby, wełniany sweter i zimową kurtkę, było mi bardzo zimno. Śnieg sypał gęsto, ograniczając widoczność. Nie zważając na przelatujące tu i ówdzie śnieżki i lekko dygocąc z zimna, ruszyłem szybkim krokiem w kierunku szkolnej bramy.
Obiecałem mamie, że pomogę jej w ostatnich pracach przed świętami. Była doktorem historii i badała znajdujące się w miejskiej bibliotece stare pisma, opisujące historię miejscowości, czy będące dziełami literackimi, powstałymi lub znalezionymi na jej terenie. Zazwyczaj była to dosyć monotonna praca i podchodziłem do niej sceptycznie, bo większość z pozycji znajdujących się w bibliotece nie należała do najciekawszych lektur, a wiele z nich było napisanych niezwykle trudną do zrozumienia (przynajmniej dla mnie), starą polszczyzną.
Biblioteka znajdowała się po drugiej stronie ulicy. Została umiejscowiona w zabytkowym dworku, otoczonym przez niewielki park. W budynku dawniej mieszkali właściciele tych ziem, ale zaginęli w czasie drugiej wojny światowej. Niewiadomo, co się z nimi stało, nigdy nie znaleziono ich ciał. Miejscowa legenda, mówi, że zostali zamordowani wspólnie przez kilku mieszkańców miasta i Niemców, którzy chcieli rządzić tymi ziemiami. Podobno potomkowie morderców, a także sam dworek są ustawicznie nawiedzane przez duchy, ale nikt nie słyszał o tym z wiarygodnych źródeł.
Ulica była prawie pusta, gdyż śliski asfalt i zaszronione szyby skutecznie zniechęciły większość kierowców do jazdy samochodem. Przeszedłem przez przejście dla pieszych i ruszyłem w stronę parku, który od kilku dni mienił się – podobnie jak wszystko dookoła – jasnymi, wręcz rażącymi w oczy barwami.
Ruszyłem przez brukowaną ścieżkę, pokrytą śniegiem jeszcze gęściej, niż chodnik przed szkołą.
Biblioteka nie cieszyła się mianem najpopularniejszego obiektu w mieście, gdyż ze świecą można było w niej szukać nowych książek. Wypełniające półki stare woluminy przyciągały albo naukowców (np. moją mamę), albo z rzadka uczniów, którzy musieli odrobić zadania domowe.
Dlatego też nie zdziwiłem się, gdy po otworzeniu drzwi i przestąpieniu progu zobaczyłem tylko dwie osoby: pochyloną nad gazetą niską i grubą, ubraną w suknię bibliotekarkę, panią Hanię i moją mamę, wysoką i chudą kobietę, studiującą jakąś księgę przy jednym ze stołów, co jakiś czas zapisując coś w laptopie. Wytrzepałem buty i wszedłem do środka.
– Dzień dobry – mruknąłem do bibliotekarki. Ściągnąłem kaptur i czapkę. W bibliotece było przyjemnie ciepło.
– Dzień dobry, Michał – odparła pani Hania, nie podnosząc głowy sponad gazety. Byłem jednym z najczęściej odwiedzających bibliotekę uczniów i najwyraźniej już nauczyła się rozpoznawać mój głos.
Mama poderwała głowę i spojrzała na mnie.
– Wreszcie jesteś – powiedziała zniecierpliwionym tonem. Wskazała na miejsce po drugiej stronie stołu. – Siadaj.
Podszedłem do krzesła. Usiadłem, ściągnąłem kurtkę i spojrzałem na księgi, badane przez mamę. Były to grube, wyglądające na bardzo stare woluminy. Na okładkach widniały, niegdyś zapewne błyszczące, ale dziś już wyblakłe, pozłacane tytuły. Część z nich była po łacinie, ale dostrzegłem też parę polskich, spośród których jeden wydawał się bardzo dziwny.
– „Związki miasta naszego Kraju Podgórskiego zacnego z magią”? – zapytałem z niedowierzaniem.
Tak właśnie została zatytułowana księga, wyglądająca na jeszcze starszą i bardziej zniszczoną niż pozostałe. Była oprawiona w skórę i wyjątkowo opasła. Na jej okładce zalegała gęsta warstwa kurzu.
– To głupota – odpowiedziała stanowczo mama. – Zresztą jej autor… nie jest zbyt wiarygodny.
– Mogę ją zobaczyć? – spytałem.
Mama podała mi księgę. Otworzyłem ją na pierwszej stronie. Oprócz tytułu, widniało na niej także nazwisko autora. Mikołaj Zawada. Skądś je znałem, ale nie mogłem sobie przypomnieć, kto to jest. Przewróciłem kartę, powodując opadnięcie olbrzymiej ilości kurzu. Zakrztusiłem się.
– Nikt nie badał jej od wielu lat, więc uznałam, że nadeszła pora – powiedziała mama, nie odrywając się od pracy. – Ale powtarzam, żadne z tych słów nie jest warte nawet złamanego grosza.
– Kim jest Mikołaj Zawada? – spytałem.
– Ach… Spodziewałam się, że zadasz to pytanie. – Podniosła głowę i popatrzyła to na mnie, to na dzieło Zawady. – Żył jakieś trzysta lat temu. Twierdził, że przeniósł się do jakiejś magicznej krainy, że okazał się „wybrańcem”, który zbawił ją od zła. Zapowiedział, że w tej krainie rozgorzeje nowa wojna i potrzebny będzie kolejny – w tym miejscu przerwała, a następnie drwiącym tonem przesylabizowała: - WY-BRA-NIEC.
Roześmiała się.
– Naturalnie nikt o zdrowych zmysłach mu nie uwierzył – ciągnęła. – Kilka lat później został posądzony o dokonanie paru niezwykle brutalnych morderstw. Ofiary zostały znalezione na terenie naszego miasta. Wszystkie dowody wskazywał na niego, a mimo to zarzekał się, że jest niewinny, że te zbrodnie zostały dokonane przez zazdrośników, którzy chcieli się okazać wybrańcami, wśród których wymienił nawet króla… Szybko odbył się jego proces, a następnie egzekucja. – Na chwilę przerwała. – Myślę, że gdyby został przebadany, okazałby się poważnie chory na umyśle. A to coś – powiedziała, wskazując palcem na księgę – napisał w więzieniu.
– Po co trzymają to w bibliotece? – zapytałem.
– To jeden z nielicznych śladów działania Zawady, szczególnie w kwestii tamtych morderstw… Zabierzemy to do domu. Tymczasem, jeśli możesz, opisz to.
Podała mi wyglądający podobnie do księgi Zawady wolumin. Tytuł głosił: „Perypetie i postępowanie właścicieli ziem Kraju Podgórskiego w latach wieku dziewiętnastego”.
Gdy otworzyłem księgę, okazało się, że w ogóle nie została ona zakurzona – zapewne często badana była przez różne osoby. Do strony tytułowej była przypięta wypisana ręcznie niebieskim atramentem kartka: „Szczególna wartość historyczna. Zachować ostrożność. Autor nieznany”.
Włączyłem laptopa, a następnie wstukałem na klawiaturze: „Autor niezidentyfikowany, dzieło dobrze zachowane”.
Kilka kolejnych godzin spędziłem na przeglądaniu „Perypetii i postępowania…” i jeszcze innej księgi o podobnej tematyce. Za oknami stopniowo znikały ślady dnia i nastawała ciemna noc. Koło osiemnastej, gdy mój opis obydwu dzieł miał już kilka stron, a ja uzbroiłem się w nową wiedzę na temat rodzinnego miasta, pani Hania przypomniała, że za chwilę zamyka bibliotekę.
– Oczywiście, już się zbieramy – zapewniła ją mama. Spojrzała na kilka ksiąg leżących na stole. – Czy moglibyśmy dwie wziąć do domu?
– Jasne, tylko uważajcie z nimi. – Bibliotekarka uśmiechnęła się do mamy.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz, jedyne światło padało z latarni przy szosie. W parku przy bibliotece nie było ich w ogóle, więc szliśmy po zalanej mrokiem ścieżce. Śniegu było jeszcze więcej, niż wcześniej.
Droga do domu przebiegała w atmosferze milczenia. Mama niosła dwie wartościowe księgi i uważała, by ich przez przypadek nie zniszczyć. Ja sam oglądałem bajeczne widoki. Postanowiłem, że jutro wyjdę na pobliskie wzgórze i zrobię zdjęcie pięknego krajobrazu.
Gdy przechodziliśmy obok kościoła, usłyszałem kolędowanie chóru. Trwała pewnie jedna z ostatnich prób przed Bożym Narodzeniem. Śpiew był piękny.
Do domu doszliśmy po piętnastu minutach. Od razu wpadłem do pokoju i zrzuciłem zimowe ubrania, ściągnąłem też przemoczone skarpetki. Ubrałem dresy i kapcie, a następnie zeszedłem na dół. Dobiegł mnie intensywny zapach mięsa.
Po zjedzeniu kolacji, czy może raczej obiadokolacji, postanowiłem już teraz zacząć badanie jednej z ksiąg, które mama zabrała do domu dzięki czemu nie musiałbym poświęcać na to zaczynających się już jutro ferii świątecznych. Oprócz dzieła Zawady, mama wypożyczyła także napisany po łacinie, gruby wolumin. Uznaliśmy więc, że powinienem zająć się „Związkami miasta naszego Kraju Podgórskiego zacnego z magią”. Zrażony przez mamę, byłem bardzo negatywnie nastawiony do tej publikacji. Opinię o tym, że książka ta jest „głupotą” była na każdym kroku potwierdzana przez autora, zapisującego naprawdę niestworzone rzeczy. Wybrałem kilka perełek rodem z książki fantastycznej i przepisałem do komputera:
Tak więc największym okrutnikiem w krainie owej był Gregor. Należał on do tajnego bractwa Ciemnych Magów, które od wielu lat toczyło walki z władzą. W roku drugim po moim przybyciu, Gregor wykazał się wielkim okrucieństwem, zabijając kilkudziesięciu wieśniaków zamieszkujących jedną z wsi, sprzymierzoną z Siłami Dobra. Po stronie Gregora stanęło wiele istot, dla obywateli świata naszego wprawdzie niemal niestworzonych, jednak dla tych, co tam żyją spotykanych bardzo często. Tak więc miał po swojej stronie nie tylko ludzi, ale i wampiry, wielu magów, część elfów, krasnoludów, większość orków, a także inne istoty – wiele trolli, olbrzymów itp. W sumie stwierdzić więc należy, że Gregor posiadał potężniejsze siły, aniżeli wojska Sił Dobra, lecz to właśnie Siły Dobra posiadały Szczęście Losu, którego Gregor, z powodu swych zamierzeń i mimo wielokrotnych prób, nigdy nie zdobył.
Książka miała mnóstwo naszkicowanych ilustracji, przedstawiających rzekomo miasta, czy fantastyczne stworzenia, te rysunki nie były jednak niczym odkrywczym. Troll na przykład był wysoki na półtora przeciętnego mężczyzny, włochaty, poniżej pasa owinięty szmatą, a w ręku trzymał maczugę. Dalej można było na przykład zauważyć lekarza, który za pomocą magii „leczył rannych po ostatecznej, zwycięskiej dla Sił Dobra bitwie”. Był to wysoki mężczyzna z długimi włosami, z którego rąk wydobywał się jasny promień, w jakim dokładnie kolorze, nie byłem w stanie stwierdzić, bo rysunki były czarno-białe.
Otworzyłem książkę na kolejnej przypadkowej stronie i zobaczyłem równie absurdalny tekst:
Oto więc panna Aschilena wygłosiła przepowiednię, wedle której nie ja jestem ostatnim i najważniejszym z wybrańców, lecz przyjdzie po mnie jeden jeszcze, większy ode mnie we wszystkim, także i w czynach, których dokona i który jako jedyny będzie posiadał siłę, by wojska zła ostatecznie pokonać. Zamieszczam, czytelniku, słowa przepowiedni, byś mi uwierzył.
Przyjdzie czas plagi i rozgorzeje nowa wojna,
Większa i krwawsza od każdej innej.
Wroga siła będzie nieposkromiona,
I tylko jeden Jedyny będzie w stanie go pokonać.
Przyjdzie w najcięższym momencie,
Lecz będzie wystarczająco silny by zwyciężyć…
Warto jednak zauważyć, że nigdzie nie jest powiedziane, że Wybraniec ten zwycięży. Wszystko będzie zależało tylko od niego.
Niżej znajdował się napis, że można łatwo sprawdzić, czy nie jest się przypadkiem wybrańcem. Narysowana była dłoń, a instrukcja mówiła, by przyłożyć własną do szkicu. Rozciągnąłem więc palce, po czym powoli zbliżyłem dłoń do rysunku.
Gdy tylko dotknąłem papieru, poczułem w ręce dziwne mrowienie. Po chwili księga zrobiła się oślepiająco jasna, a blask ten szybko wypełnij mój pokój. Zacząłem się obracać i poczułem się tak, jakbym spadał – wciąż pogrążony w okropnym świetle. Zorientowałem się, że nie mam już w ręce księgi. Momentalnie wszystko się zatrzymało. Wisząc nieruchomy kilka centymetrów nad ziemią, zobaczyłem wielki zamek na wzgórzu. Znalazłem się na brukowanym placu pomiędzy dwoma rzędami drewnianych chat, składających się chyba na jakąś wioskę. Po sekundzie spadłem na ziemię. Szybko się podniosłem i mój umysł ogarnęły tylko dwie myśli.
Zawada wcale nie był szaleńcem. I jeszcze inna, mniej wyraźna i mniej do mnie docierająca, ale chyba mająca większe znaczenie: jestem wybrańcem.
Odpowiedz
#2
Cytat:sięgał prawie pod kolana,
- "po kolana"
Cytat:czas na ostatnie świąteczne zakupy.
Ostatni raz w tym roku,
- Nieładne powtórzenie.
Cytat:Mimo, iż miałem na sobie gruby
- Przecinek, imho, niepotrzebny.
Cytat:polegała na czytaniu części publikacji, opisywaniu najciekawszych informacji
- Rymy w prozie brzmią śmiesznie, powinno się ich unikać.
Cytat:nawiedzane przez du-chy
- Sporo wyrazów masz przedzielonych w pół myślnikiem, popraw to.
Cytat:Gdy otworzyłem księgę, nie było nawet najdrobniejszego śladu kurzu
- Gdzie nie było kurzu?
Cytat:Droga do domu przebiegała w atmosferze milczenia.
- Bardzo słabe to określenie.
Cytat:Ubrałem dresy i pantofle
- Mam rozumieć, że bohater chodzi po domu w pantoflach?
Cytat:Śpiew był piękny.
- Mało obrazowe określenie. Nie brzmi to w tym przypadku za dobrze.
Cytat: Tak więc miał po swojej stronie nie tylko ludzi, ale i wampiry, wielu magów, część elfów, krasnoludów, większość orków, a także inne istoty, jak trolle, olbrzymy i im podobne.
- Źle odmieniłeś.
Cytat:zobaczyłem równie absurdalny tekst:
"Oto więc panna Aschilena wygłosiła przepowiednię [...] Lecz będzie wystarczająco silny by zwyciężyć…"
- Jest to cytat z książki, więc powinien zostać zamknięty w cudzysłowie.

To nie wszystkie błędy, które zauważyłem.

Opis charakteru pracy matki bohatera moim zdaniem niepotrzebny. Słowo "badanie" jest moim zdaniem wystarczające i każdy sam bez problemu domyśli się na czym ta praca mniej-więcej polega. Podobnych, niepotrzebnych opisów jest więcej. Niestety, ale opowiadanie nie podoba mi się pod żadnym względem. Przypomina mi trochę stare filmy dla dzieci i co gorsza powiela ich schematy. Stara księga, czary, magiczna kraina, wybraniec, te motywy przewijały się już bardzo wiele razy. Nie widzę tu absolutnie nic odkrywczego. Wszystko, krok po kroku opisujesz aż nazbyt łopatologicznie, w dużej mierze niestety również w dialogach (bardzo sztucznych swoją drogą). Opisy są drętwe. Opisy akcji i działań bohatera wręcz bardzo słabe. Opowiadasz w stylu "poszedł, przyszedł, wziął, zrobił". Zdarzają ci się błędy w budowie zdań i powtórzenia. Nie najgorzej jest pod względem interpunkcji, choć i tu przydałoby się kilka poprawek. Najsłabszym punktem jest tu sama fabuła, więc moim zdaniem tekst niestety nie nadaje się nawet do poprawy. Na twoim miejscu zacząłbym coś nowego.
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out.
Odpowiedz
#3
(31-07-2011, 20:38)sithisdagoth napisał(a):
Cytat:sięgał prawie pod kolana,
- "po kolana"
Cytat:czas na ostatnie świąteczne zakupy.
Ostatni raz w tym roku,
- Nieładne powtórzenie.
Cytat:Mimo, iż miałem na sobie gruby
- Przecinek, imho, niepotrzebny.
>> Będę się spierał - iż to to samo co że, a ja raczej bym napisał: Mimo, że...
Cytat:polegała na czytaniu części publikacji, opisywaniu najciekawszych informacji
- Rymy w prozie brzmią śmiesznie, powinno się ich unikać.
Cytat:nawiedzane przez du-chy
- Sporo wyrazów masz przedzielonych w pół myślnikiem, popraw to.
>> To dlatego, że drukowałem tekst i włączyłem dzielenie w Wordzie, a później zapomniałem wyłączyć, gdy kopiowałem.
Cytat:Gdy otworzyłem księgę, nie było nawet najdrobniejszego śladu kurzu
- Gdzie nie było kurzu?
>> Oczywiście, że w księdze, co można łatwo się domyślić (przy opisie działu Zawady zaznaczyłem, że była zakurzona, więc myślałem, że czytelnik się domyśli).
Cytat:Droga do domu przebiegała w atmosferze milczenia.
- Bardzo słabe to określenie.
>> Nie rozumiem, dlaczego.
Cytat:Ubrałem dresy i pantofle
- Mam rozumieć, że bohater chodzi po domu w pantoflach?
>> Źle się zrozumieliśmy. W miejscu, z którego pochodzę (Podkarpacie) pantofel oznacza mniej więcej to samo, co kapeć.
Cytat:Śpiew był piękny.
- Mało obrazowe określenie. Nie brzmi to w tym przypadku za dobrze.
>> Mógłbym się zgodzić.
Cytat: Tak więc miał po swojej stronie nie tylko ludzi, ale i wampiry, wielu magów, część elfów, krasnoludów, większość orków, a także inne istoty, jak trolle, olbrzymy i im podobne.
- Źle odmieniłeś.
Cytat:zobaczyłem równie absurdalny tekst:
"Oto więc panna Aschilena wygłosiła przepowiednię [...] Lecz będzie wystarczająco silny by zwyciężyć…"
- Jest to cytat z książki, więc powinien zostać zamknięty w cudzysłowie.
>> Niekoniecznie. Posłużę się tu podobną sytuacją z innej książki, Harry Potter i Komnata Tajemnic.
Na str. 304 jest cytat z książki, napisany kursywą, bez cudzysłowu. W oryginalne mój tekst także został napisany kursywą, ale nie zostało to zachowane po kopiowaniu.

To nie wszystkie błędy, które zauważyłem.

Opis charakteru pracy matki bohatera moim zdaniem niepotrzebny. Słowo "badanie" jest moim zdaniem wystarczające i każdy sam bez problemu domyśli się na czym ta praca mniej-więcej polega. Podobnych, niepotrzebnych opisów jest więcej.
>> Mogę prosić o konkrety?
Niestety, ale opowiadanie nie podoba mi się pod żadnym względem. Przypomina mi trochę stare filmy dla dzieci i co gorsza powiela ich schematy. Stara księga, czary, magiczna kraina, wybraniec, te motywy przewijały się już bardzo wiele razy.
>> Zgadza się. Lecz bardzo wiele razy dawały satysfakcję czytelnikom i na pewno zdarzy się to jeszcze nie raz i nie dwa. Ile jest teraz książek o wampirach? Poza tym przypominam, że to dopiero wstęp i wiele może się zmienić - łącznie z jak dotąd dziecięcym charakterem opowieści. W środku fabuła może okazać się ciekawsza.
Nie widzę tu absolutnie nic odkrywczego. Wszystko, krok po kroku opisujesz aż nazbyt łopatologicznie, w dużej mierze niestety również w dialogach (bardzo sztucznych swoją drogą).
>> A dlaczego? Rozumiem, że nie każdy byłby np. w stanie tak jak mama opowiadać o Zawadzie, ale ona jest historyczką! Poza tym dialogów jak dotąd jest bardzo niewiele, a wyłączając powitania to właściwie tylko jeden.
Opisy są drętwe. Opisy akcji i działań bohatera wręcz bardzo słabe. Opowiadasz w stylu "poszedł, przyszedł, wziął, zrobił".
>> A jak inaczej powinny być skonstruowane? Skomplikowane wyrażenia w książce dla dzieci, czy młodzieży?
Zdarzają ci się błędy w budowie zdań i powtórzenia.
>> Które są rzadkie (bo sprawdzałem tekst) i głównie powstały w wyniku późniejszej edycji, szczególnie ten przytoczony przez ciebie "ostatni".
Nie najgorzej jest pod względem interpunkcji, choć i tu przydałoby się kilka poprawek. Najsłabszym punktem jest tu sama fabuła, więc moim zdaniem tekst niestety nie nadaje się nawet do poprawy. Na twoim miejscu zacząłbym coś nowego.


Dziękuję za opinię, lecz ośmielę się z nią nie zgodzić i poczekać na inne. Moim zdaniem krytyka jest aż nazbyt przesadzona i w niektórych miejscach nieuzasadniona. Tym niemniej część z uwag wezmę sobie do serca i wkrótce wrzucę poprawioną wersję.

Pozdrawiam.
Odpowiedz
#4
Cytat:>> Będę się spierał - iż to to samo co że, a ja raczej bym napisał: Mimo, że...
- Rzecz w tym, że w "mimo że" również nie stawia się przecinka.
Cytat:>> Źle się zrozumieliśmy. W miejscu, z którego pochodzę (Podkarpacie) pantofel oznacza mniej więcej to samo, co kapeć.
- Teraz rozumiem, ale zważ na to, że to określenie będzie niezrozumiałe dla wielu czytelników.
Cytat:>> To dlatego, że drukowałem tekst i włączyłem dzielenie w Wordzie, a później zapomniałem wyłączyć, gdy kopiowałem.
- Tak też myślałem. Niemniej, trzeba poprawić.
Cytat:>> Niekoniecznie. Posłużę się tu podobną sytuacją z innej książki, Harry Potter i Komnata Tajemnic.
Na str. 304 jest cytat z książki, napisany kursywą, bez cudzysłowu. W oryginalne mój tekst także został napisany kursywą, ale nie zostało to zachowane po kopiowaniu.
- Zgadzam się. Kursywa też może spełniać rolę cudzysłowu. Na forum kursywa otrzymuje się stawiając znacznik [_i] na początku fragmentu i [_i] na jego końcu (bez "_").
Cytat:>> Mogę prosić o konkrety?
Na przykład:
Cytat:Troll na przykład był wysoki na półtora przeciętnego mężczyzny, włochaty, poniżej pasa owinięty szmatą, a w ręku trzymał maczugę.
- Wystarczyło napisać, że wyglądał jak typowe wyobrażenie trolla, ale to też sprawa subiektywna.
Cytat:>> A jak inaczej powinny być skonstruowane? Skomplikowane wyrażenia w książce dla dzieci, czy młodzieży?
Zdarzają ci się błędy w budowie zdań i powtórzenia.
- Określenie nie muszą być skomplikowane, wystarczy, że będę ciekawe i odpowiednio urozmaicone.

Oczywiście moje komentarze to jedynie sugestie. Nie musisz ze wszystkimi się zgadzać.

I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out.
Odpowiedz
#5
(31-07-2011, 21:33)sithisdagoth napisał(a):
Cytat:>> Mogę prosić o konkrety?
Na przykład:
Cytat:Troll na przykład był wysoki na półtora przeciętnego mężczyzny, włochaty, poniżej pasa owinięty szmatą, a w ręku trzymał maczugę.
- Wystarczyło napisać, że wyglądał jak typowe wyobrażenie trolla, ale to też sprawa subiektywna.

Oczywiście moje komentarze to jedynie sugestie. Nie musisz ze wszystkimi się zgadzać.



Opis trolla miał podkreślić, że rysunek zawarty w księdze nie jest niczym odkrywczym i byle jaki fantasta mógł go wykonać.

Odpowiedz
#6
Większość błędów wskazał Sith - widzę, że zostały poprawione. Ale ja mam też parę uwag:

Cytat:Ostrożnie przestąpiłem zaspę, spoczywającą na dole prowadzących do szkoły schodów.
Próbowałam sobie wyobrazić ten obrazek. Czyli mam rozumieć, że ktoś, odśnieżając, zepchnął cały śnieg pod schody albo nie odśnieżył wcale? Może to moje czepialstwo, ale IMO akurat w takich miejscach zaspy są rzadko spotykane.

Cytat:Mimo że miałem na sobie gruby, wełniany sweter i zimową kurtkę, było bardzo zimno.
Komu było zimno? Narratorowi, czy tak w ogóle na dworze. Z twojej konstrukcji zdania wynika, że raczej to drugie, więc nie ma to za bardzo sensu. Uzupełnij zdanie lub skróć.

Cytat:Zazwyczaj była to dosyć monotonna i podchodziłem do niej sceptycznie, bo większość z pozycji znajdujących się w bibliotece nie należała do najciekawszych lektur, a wiele z nich było pisane niezwykle trudną do zrozumienia (przynajmniej dla mnie), starą polszczyzną.
1. Wydaję mi się, że chodziło o monotonna pracę. Tak zbudowane zdanie jest nieco kalekie. Przydałoby się je uzupełnić.
2. IMO lepiej brzmi było napisanych.

Cytat:Została ona umiejscowiona w zabytkowym dworku, otoczonym przez niewielki park.

W budynku tym dawniej mieszkali właściciele tych ziem, ale zaginęli w czasie drugiej wojny światowej.

Wyróżnione zwroty IMO do wyrzucenia. Są takie szkolne...

To tyle z łapanki, a teraz wrażenia ogólne.

Wybacz, że to napiszę, ale mam już serdecznie dość opowiadań o wybrańcach, którzy ratują jakieś baśniowe krainy. A najgorsza jest sytuacja, gdy taki wybraniec jest tylko zwykłym uczniem. Widziałam już masę takich tekstów i wszystkie były do siebie podobne.
Twój wstęp także nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nie zawiera wielu błędów, ale nie ma także siły przyciągania, która by mnie przy nim utrzymywała. Zdania pojawiały się w mojej głowie, a potem z niej ulatywały. Zero refleksji nad tym, co czytałam.
Zdania IMO były dość proste - typowe dla początkującego pisarza. Wiele z nich brzmiało troszkę po szkolnemu. Moim zdaniem naładowałeś za dużo opisów mówiących, co zrobił główny bohater, a za mało jego przemyśleń, co spowodowało, że fragment jest strasznie suchy emocjonalnie. Główny bohater tylko sobie jest. Nie ma szans żeby go polubić, ani poczuć do niego niechęci, bo mi to uniemożliwiłeś.
O fabule się nie będę wypowiadać, bo nie kupuję jej w takiej formie. Po przeczytaniu treści przepowiedni zaczęłam się śmiać <za to też wybacz>
Jednak na tekst ćwiczebny opowiadanie się nadaje. Popracuj nad językiem, urozmaić go, dużo ćwicz i porządnie przemyśl fabułę, bo z takim tematem będziesz musiał się postarać.

Mam nadzieję, że moja pisanina na coś się przydała.
Pozdrawiam, mając nadzieję, że nie byłam zbyt ostra, ale gdy czytam teksty o wybrańcach, otwiera mi się nóż w kieszeni.
Odpowiedz
#7
Kassandro - dziękuję za opinię. A propos tego, czy bohater jest wybrańcem, czy nie to jeszcze nie jest przesądzone (co pojawi się w kolejnym rozdziale). Natomiast faktycznie, fragment nie jest zbyt emocjonalny... bo ciężko żeby był Wink. Tym niemniej wezmę sobie rady do serca. Wkrótce wrzucę kolejny rozdział.

edit: Co do zaspy - po prostu napadało śniegu. Zgodzę się, że może niezupełnie to przemyślałem, ale nie będę tego już zmieniał. Pozostałe błędy poprawię Smile.
Odpowiedz
#8
Wstawiam pierwszą część rozdziału drugiego.

ROZDZIAŁ 2

Osłupiony, z chaosem w mózgu, stałem w miejscu i wlepiałem wzrok przed siebie, nie patrząc się na nic konkretnego. Pogoda tutaj zupełnie nie przypominała tej w Polsce. Było bezchmurnie i ciepło. Kilku krzątających się wokół wieśniaków musiało mnie zauważyć. Jedno spojrzenie na nich pozwoliło mi stwierdzić, że wraz z dwudziestopierwszowiecznym strojem na sobie, musiałem wyglądać bardzo dziwnie.
Jeden z mężczyzn, ubrany tylko w krótkie, przypominające bokserki, białe spodenki w kratkę podszedł do mnie.
– A kim ty, do jasnej cholery, jesteś? Ubrałeś się jak ci pajace z zamku.
Postanowiłem się nie zdradzać – jeśli mam być wybrańcem, to wszędzie może czaić się ktoś, kto tylko czyha na moje życie. Zamiast tego wolałem zacząć bezpieczną dyskusję.
– Pajace z zamku?
Wieśniak popatrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. Musiałem okazać skrajny akt niewiedzy.
– Ty… ty… Cholera jasna! Ty przybywasz z innego świata!
Ostatnie zdanie wykrzyknął tak głośno, że wszyscy ludzie, znajdujący się nieopodal oderwali się od pracy (kosztem kilku stłuczonych naczyń) i stanęli wokół mnie i wieśniaka, przepychając się.
Mężczyzna padł na kolana.
– P-panie – wyjąkał. – To z-zaszczyt cię s-spotkać.
– Daj spokój – powiedziałem, wyciągając mu rękę. – Wstawaj.
Wbrew moim nadziejom, wieśniak, zamiast wstać, zaczął głośno szlochać.
– M-moja rodzina przejdzie do historii – zawył. – Boże, co za szczęście!
Z tłumu odważnie wystąpiła stara, wyglądająca na nierozgarniętą wieśniaczka.
– Dariasie! Ośmiszosz się – upomniała wieśniaka góralskim tonem.
– Co mu się stało? – zwróciłem się do kobiety.
– Długo by gadać, a ty pewnie czasu dla stary Gilardy ni mosz. Łowco, zabierz go do zamku.
Tym razem na czele pojawił się wysoki i chudy mężczyzna, ubrany całkowicie na czarno, z kapturem na głowie. Na plecach miał kuszę. Dotychczas pozostawał on z tyłu tłumu. Otworzył usta i zimnym mruknął zimnym tonem:
– Oczywiście.
Łowca uśmiechnął się do Mirandy. W jego minie coś mi się nie podobało, wyglądała trochę… parszywie.
Bez słów pstryknął na mnie palcami i ruszyliśmy w kierunku zamku. Gdy wyszliśmy z wioski, zaczął się gęsty las, a w miejsce marmurowej pojawiła się szeroka droga gruntowa, wykonana z piasku. Drzewa miały szerokie pnie i sięgały wysoko pod niebo, w wyższych partiach ich gałęzie się przeplatały i krzyżowały. Ziemia po obu stronach była przykryta ściółką. Oprócz gałęzi i liści było tam też kilka ciał zdechłych zwierząt. Łowca musiał zauważyć, że im się przyglądam.
– Ostrzenie powróciły – powiedział bezradnym tonem. – Wybijają tyle zwierząt, ile chcą, a ich powstrzymanie jest niemal niemożliwe. Pozostaje tylko czekać, aż same odejda.
Westchnął.
– Nie polują na ludzi? – zapytałem.
– Nie. Boja się nas. Podobnie jak krasnoludów, czy elfów… Skręcamy w lewo.
Pojawiło się rozwidlenie dróg. Jeden drogowskaz – na prawo – wskazywał na Stromisko, a ten na lewo – Endersol.
– Endersol to stolica regionu i całego państwa. To tam rezyduje król. Można tam wszystko kupić, dostać, stracić, przepić i wplatać się w poważne kłopoty.
Po kilkunastu minutach las zaczął ustępować i znowu pojawiło się wzgórze z zamkiem. Teraz można na nim było także dostrzec im prowizoryczne chatki i stragany postawione wokół niego. Weszliśmy do kolejnej wioski. Nikogo tam nie było.
– Muszę coś załatwić – oznajmił Łowca. – Idź za ten dom i poczekaj na mnie. Tylko nigdzie się nie ruszaj! Jasne?
Skinąłem głową i zacząłem przeciskać się przez wąską ścieżkę pomiędzy budynkami. Gdyby nie to, że miałem na sobie dresy, to pewnie byłbym już nieźle obdarty. Drewno, z którego zbudowane były chaty miało po prostu fatalną jakość. Gdy w końcu wyszedłem po drugiej stronie znalazłem się w małej, ogrodzonej przestrzeni z czymś przerażającym. Metr ode mnie leżały zmasakrowane zwłoki.
Była to młoda kobieta. Jej twarz poprzecinana była krwawymi bliznami – ktoś naprawdę nie wahał się przed zadaniem jej krzywdy. W piersi spoczywał sztylet, a wokół niego roztaczała się krwawa plama.
Nie zastanawiając się co robię, pomimo pierwszych podejrzeń co do Łowcy, zawołałem go.
– Idę – usłyszałem odpowiedź. Po chwili wychylił się przez okno na ścianie. Przypatrzył się zwłokom. – Coś ty zrobił?!
Wyglądał na naprawdę wściekłego.
– Ja nic nie… – zacząłem.
– STRAŻEEEE! – ryknął na cały głos. – ON ZABIŁ MAILENĘ!
– Ja nic jej nie zrobiłem!
Ale było już za późno. Po paru chwilach za domem zjawiło się dwóch muskularnych mężczyzn. Byli bardzo dziwnie ubrali, coś jakby bluza pancerna.
– Stać. – Jeden z nich wyciągnął miecz. Podniosłem ręce do góry.
– Nic nie zrobiłem!
– Parszywy kłamca – odezwał się drugi. – Morderca i kłamca. Zabijemy go?
Teraz i on wyciągnął miecz, a to już mnie przeraziło.
– Proszę… Posłuchajcie mnie!
Obydwaj się roześmiali.
– Gnojek błaga o litość – zakpił inny głos. Po chwili do mnie dotarło, że to Łowca. – Zabierzcie go do króla. Niech on go osądzi.
Obydwaj strażnicy uderzyli mnie ciężkimi rękami w twarz. Piekielnie bolało, do ocz naszły mi łzy. Nie miałem siły błagać. W tej chwili chciałem wrócić do własnego pokoju. Tymczasem strażnicy zaczęli mnie ciągnąć i cała ta sytuacja okazała się mieć zaletę. Nie bolały mnie nogi.

Dokończenie wkrótce.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#9
Komentarz będzie krótki, bo fragment nie miał wielkiej objętości.
Podtrzymuję swoja uwagę o stylu. Mógłby być lepszy, ale nie razi. Nie ma wielu błędów, co bardzo ci się chwali. Poniżej znajdziesz kilka ale, które wychwyciłam podczas czytania.
Ale najpierw fabuła. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ten mimirozdzialik podobał mi się bardziej, niż poprzedni. Wybronił się tym, że dostrzegłam w nim elementy komiczne. Ale nie były one chyba twoim zamiarem? Jeśli nie, musisz popracować nad sposobem opisywania zdarzeń, bo czytelnik niekoniecznie zrozumie, co chciałeś powiedzieć.
Postacie nadal potraktowane są po macoszemu. Jednak zdarzenia z końcówki zaciekawiły mnie i poczekam, by zobaczyć jak rozwinie się historia.

Łapanka:

Cytat:Osłupiony, z chaosem w mózgu, stałem w miejscu i wlepiałem wzrok przed siebie, nie patrząc się na nic konkretnego.
Wyróżnione słowo jest zbędne i psuje dość ładne zdanie.

Cytat:Jeden z mężczyzn, ubrany tylko w krótkie, przypominające bokserki, białe spodenki w kratkę podszedł do mnie.
Jakoś mnie nie przekonuje ten opis.

Cytat:Postanowiłem się nie zdradzać –jeśli mam być wybrańcem, to wszędzie może czaić się ktoś, kto tylko czyha na moje życie. Zamiast tego wolałem zacząć bezpieczną dyskusję.
Wybacz, ale to zdanie w kontekście następnych bardzo mnie rozśmieszyło.

Cytat:– Ty… ty… Cholera jasna! Ty przybywasz z innego świata!
Kurcze, ale mądrzy ci wieśniacy Big Grin

Cytat:Z tłumu odważnie wystąpiła stara, wyglądająca na nierozgarniętą wieśniaczka.
Moim zdaniem trochę nadużywasz tej nazwy.

Cytat:Łowca uśmiechnął się do Mirandy. W jego minie coś mi się nie podobało, wyglądała trochę… parszywie.
Skąd narrator zna to mię, skoro nie padło podczas rozmowy?

Cytat:– Endersol.
Zakładam, że to była wypowiedź narratora. Warto o tym nadmienić, bo czytelnik może pogubić się w dialogu. Tu można się jeszcze tego domyślić bez większych problemów. To taka uwaga na przyszłość.

Cytat:– Muszę coś załatwić – oznajmił Łowca. – Idź za ten dom i poczekaj na mnie. Tylko nigdzie się nie ruszaj! Jasne?
Skinąłem głową i zacząłem przeciskać się przez wąską ścieżkę pomiędzy budynkami.
Nadużywanie się, mi się nie podoba.

Cytat:Była to młoda kobieta. Jej twarz poprzecinana była krwawymi bliznami
Powtórzenia

Cytat:Obydwaj strażnicy uderzyli mnie ciężkimi rękami w twarz.
Obaj jednocześnie? wybacz, ale to trochę komiczne. Domyślam się, co chciałeś osiągnąć takim opisem, ale wywołał on u mnie śmiech, a nie współczucie dla bohatera, czy odczucie napięcia.

Cytat:Obydwaj strażnicy uderzyli mnie ciężkimi rękami w twarz. Piekielnie bolało, do ocz naszły mi łzy.

Zjadłeś literkę

To wszystko.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#10
Przykro mi to ogłaszać, ale postanowiłem nie kontynuować tego opowiadania. Zdecydowałem się częściowo przejąć pomysły z tej historii na inną, która wkrótce powinna ukazać się na forum (ale to już chyba będzie akcja). Pozdrawiam, dziękuję za wszystkie opinie.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości