Wasze Literackie Początki
#1
Przeglądając teksty na Inku, znalazłem wiele, ewidentnie pisanych przez bardzo młodych początkujących i zainspirowało mnie to do postawienia tego tematu. Zastanawiam się, czy gdzieś po szufladach lub czeluściach dysku twardego nie macie pochowanych swoich pierwszych prac? Propozycja jest taka, aby znaleźć i wkleić fragmenty jakiś swoich totalnych początków. Warto by wspomnieć też czy było to gdzieś publikowane i jeśli tak to gdzie. Może znajdziemy starych znajomych z innych for literackich, a nawet jeśli nie, to na pewno samo czytanie staroci będzie zabawne.

Ja osobiście zaczynałem od pewnego fora fanów gry Gothic i przygodę z pisaniem prozy zacząłem od zupełnych fan-ficków. Forum nie prezentowało chyba wysokiego poziomu literackiego, bo przez długi czas użytkownicy wystawiali mi 10/10, twierdząc, że to najlepsze opowiadanie jakie tam ktokolwiek zamieścił. Ja jako próżny piętnastolatek pławiłem się w pochwałach, aż wreszcie znalazł się ktoś mądry, który jako jedyny przeczytał to w całości i wytknął błędy. Wówczas śmiertelnie się obraziłem, dziś wiem, że miał rację. A teraz fragmencik - patrzcie i płaczcie!
(Zaprezentowany fragment nie jest moim pierwszym, ale najstarszym jakie mi się zachowało).

II Okres Mroku [2005] fragment:


W oazie Ashen była noc, a księżyc świecił jasno. W mroku między chatami i lepiankami przemykały dwie postcie. Jedną była dziewczyna o południowej urodzie. Jej długie czarne włosy spelecione były w kok z tyłu głowy. Drugą postacią był młody mężczyzna. Jego oczy nawet w tych ciemnościach błyszczały błękitem. Długie włosy w kolorze platyny zniszczone podróżą przez pustynie zaplecione miał w dredy. Ostatnio wiele przeżył i rysy jego twarzy bardzo się uwydatniły i zaostrzyły. Można powiedzieć, że wyglądał strasznie, a napewno wzbudzał respekt u trzeźwych przeciwników. Niestety ostatnio jego przeciwnicy nie byli trzeźwi i skończyło się to dla nich tragicznie. Jednak teraz chłopak musiał przez to uciekać. W awanturze w gospodzie stając w obronie barmanki pobił pułkownika straży kapłańskiej, jednego strażnika zabił, a drugiemu odciął prawą rękę. Wreszcie dziewczyna doprowadziła go do pomnika Labeira, stojącego w centrum dzielnicy kapłańskiej. Z tyłu była obluzowana duża cegła, którą z pomocą Nutretha wyciągnęła. Za cegłą były wąskie, strome schody.
- To wejście do kanałów. Moi przyjaciele zapewne wiedzą już, o twoim przybyciu. Zejdź na dół i porozmawiaj z Alvarezem. Rozpoznasz go beztrudu. Ja zajmę się twoim koniem... tak w ogóle, to dziękuję za pomoc. - Powiedziała dziewczyna poczym pocałowała Nutretha w policzek.
Chłopak w lekkim szoku zszedł na dół po schodach. Znalazł się w kanałach podmiejskich. Równolegle do wąskiego, brukowanego chodnika płynęła rzeka ścieków. W dalekim tunelu chłopak zobaczył światełko. Popędził biegiem w tamtą stronę. Gdy się zbliżył usłyszał rozmowy.
- ... walczył lepiej niż trzech mężów. Ledwo powstrzymałem śmiech jak widziałem miny strażników, kiedy uciekali. Półkownik Hetelith ma szczenkę w czterech częściach, a dodatkowo uderzenie było tak potężne, że wytworzyła się mała magiczna eksplozja. - Mówił ktoś piskliwym głosem.
- To świetnie. W śród biedaków ten człowiek jest teraz bohaterem. Zdobędziemy szacunek, jeżeli wstąpi w szeregi naszej gildii.- Odparł wysoki męski głos.- On tu już chyba jest.- Dodał głośniej.- Wejdź chłopcze i przyjmij naszą wdzięczność.
Zdziwiony Nutreth wyszedł z cienia. W jednym z rozmawiających rozpoznał człowieka, który prawie cały czas siedział przy ladzie w gospodzie. Drugi miał długie siwe włosy. Widać było, że nie jest już najmłodszy jednak po budowie jego ciała można było wywnioskować, że spoczywa w nim ogroma siła. Grozy do jego postaci dodawała czarna opaska na prawym oku i liczne blizny na twarzy.
- Jestem Alvarez.- Przedstawił się mężczyzna lustrując wybrańca swoim jednym okiem.
- Jestem Nutreth.- Odparł chłopak.
- Jesteś jeszcze dzieciakiem, a jednak wyglądasz już poważnie. Musiałeś ostatnio wiele przeżyć co?
- Owszem. Było ciężko. Ale co ciebie to obchodzi?
- Nie bądź nieuprzejmy chłopcze. Pomogłeś jednemu, a właściwie jednej z nas. Chcieli byśmy się jakoś odwdzięczyć. - Powiedział Alvarez.
- Nie wiem nawet kim jesteście. Co to za gildia?- Ciągnął Nutreth.
- Ludzie nazywają nas gildią złodziei. Osobiście nie lubię tej nazwy. Jesteśmy tylko zwykłymi mieszkańcami tej oazy. Po prostu wykorzystujemy nasze niezwykłe umiejętności, aby nie umrzeć z głodu. Tak samo jak ty nie wierzymy w Labeira...
- Skąd wiesz, że nie wierzę w Labeira?! - Zdziwił się chłopak.
- Nosisz na szyi symbol jednego ze starych bogów. Prawdziwych bogów.- Odpowiedział herszt złodziei.
- Znacie więc historię?...
- Nie znajdziesz biedaka, który by jej nie znał. Wszyscy wierzą, że przyjdzie ktoś, kto zdemaskuje Labeira i przywróci starą wiarę.
Chłopak pomyślał, że nie powinien zdradzać nieznajomemu, że to on ma być wybrańcem.
- A jakie jest twoje zadanie? Po co przybyłeś do Ashen?- Zapytał Alvarez.
- Mam tutaj zasiać trochę zamętu. Sprowokować plebs do buntu przeciwko kapłanom.
- W tym chyba będziemy mogli ci pomóc. Ale czy ty chcesz naszej pomocy?- Mówił dalej stary mężczyzna.
- Każda pomoc się przyda. Chętnie przyłącze się do waszej organizacji. - Odparł Nutreth podając dłoń Alvarezowi.
- Świetnie! - Ucieszył się herszt. - Ten klucz otwiera drzwi piwnicy gospody. Nie będziesz musiał za każdym razem targać tej cegły.- Powiedział wręczając chłopakowi mały srebrny kluczyk. - Odpocznij dzisiaj, a jutro przedstawimy ci plan sabotażu.
Nutreth nie odpowiedział nic. Wszedł po schodach i otworzył drzwi gospody. Wcześniej związał dredy z tyłu głowy i wziął stary zniszczony płaszcz z kapturem, który nałożył na główę. Wziął też jedną z przepasek na oko od Alvareza i założył ją. Nie mógł pozwolić, aby został rozpoznany.

(...)


To tylko próbka, całość to znacznie większa miazga. Teraz wasza kolej. Kto ma odwagę pochwalić się bolesnymi początkami?
Odpowiedz
#2
Nie no, poza "szczenką" i podobnymi to nie jest bardzo tragicznie, jak na początki Big Grin Raczej przeciętnie.

Ja swoich "najpierwszych" tekstów nie mam, tylko jedna perełka utkwiła mi w pamięci (z opowiadania fantasy, co za zbieg okoliczności...)
Cytat:Po zejściu z gór krajobraz się zmienił


Ale coś się zachowało, sprzed jakichś czterech-pięciu lat:
Cytat:Jasnygwint* wracał właśnie z gospody. Szedł jak zwykle przygarbiony, ale nie myślcie, że wstydził się własnego imienia. Przeciwnie, uważał, że ma wielkie szczęście. Przynajmniej w porównaniu do swojego brata**, który z powodu imienia musiał wyjechać za granicę, i to odległą.
Naraz Jasnygwint wyprostował się czujnie. Z niedowierzaniem wpatrywał się w swój dom. „Przecież nie stał tak blisko płotu” – pomyślał. Kilkakrotnie zamrugał i przetarł oczy, ale widok nie chciał się zmienić. „Chyba nie jestem aż tak pijany? Wiedziałem, że to piwo jest podejrzane.” Naraz przeraził się, przecież to może być jakaś trucizna. Pognał do domu i ukrył się pod kołdrą. Po chwili zasnął. Dom odczekał chwilę, po czym przesunął się odrobinę. Zawsze chciał mieć lepszy widok na jeziorko, które błyszczało za wzgórzem. Ale wyznawał zasadę, że należy dążyć do celu małymi krokami.
Jakiś czas później burmistrz Targu (tak nazywało się to miasteczko) zerwał się z łóżka rześki i wypoczęty. Jako zwolennik zdrowego trybu życia wybrał się na swój zwykły poranny spacer. Tym razem doszedł tylko do drzwi.

Art. Żelazne jechał wygodnie rozparty w swoim wozie. Ze swoją małą karawaną zmierzał właśnie do Targu, gdzie odbywał się doroczny targ. Chciał być w tym roku pierwszy i zająć najlepsze miejsce w centrum placu, żeby nie dało się go ominąć. Z zadowoleniem wyobrażał sobie wściekłość swojego konkurenta i odwiecznego wroga, Nada Kowala***. Wóz zatrzymał się. – No jak tam, już jesteśmy na miejscu? – Art. wychylił się z okna.
- No jakby jesteśmy. Ale to jakby nie tu.
- Co za bzdury gadasz?
- Se pan wyjdzie i jakby zobaczy.
Art wyszedł i zaniemówił. – Zgubiłeś drogę!
- Nie, psze pana, proszę zobaczyć, że to tu. Widzi mi się, że to miasteczko jakby się zgubiło.
*_______________________

*Tradycja nakazywała, by matka młodej mamy przekazała szczęśliwemu ojcu wiadomość o narodzinach dziecka, a on mówił jej wybrane imię. Cóż miał powiedzieć człowiek, który nie wiedział nawet, że się ożenił?
**W tym przypadku uczyniono zadość wspomnianej tradycji, jednakże babka już była przygłucha i spytała „Co?”, a ojciec odpowiedział to, co zwykle się odpowiada, gdy jest się zdenerwowanym, że ktoś nas nie słucha.
***Pełne imię i nazwisko: Nadzwyczajny Najlepszy Ze Wszystkich Kowal Na Tym i Innych Światach. Jego matka wierzyła, że imię wpływa na losy dziecka. Zgadnijcie, gdzie zaczyna się nazwisko.


To tylko fragment, opowieść oczywiście rozrosła się do wielkich rozmiarów. Czy bolesne, to nie wiem, chyba aż tak tragicznie nie jest Tongue. Publikowane nie było.
Odpowiedz
#3
Fragment mojej pierwszej powieści - dzisiaj się z niej śmieję, ale wtedy wydawała mi się strasznie poważna (inspirowałam się biografią Mattiego Nykaenena) Big Grin

Cytat:Z Katariiną w złym humorze nie było dyskusji. Należało raczej schodzić jej z drogi i dziękować niebiosom, że nie oberwało się czegoś więcej.
Mąż potulnie zabrał się za przygotowanie posłań dla siebie i przyjaciela. Tommi został przy stole. Tępo obserwował przyjaciółkę swojej żony. Powoli krzątała się po kuchni, układała naczynia w zmywarce, nalała kotu mleka na spodek, nie zwracając na niego wcale uwagi. Wreszcie z westchnieniem usiadła. Wspaniale ubarwiony i odżywiony pupil wskoczył jej na kolana.
- Kwiecisty, won! – warknęła. Widocznie zwierzak przerwał jej jakiś burzliwy proces myślowy. Oburzony kiciuś przeniósł się na ulubioną poduszkę. Katariina w zamyśleniu oparła brodę na rękach. Przez chwilę przyglądała się Tommiemu z uwagą.
- Co ty teraz zrobisz, sieroto? – zastanowiła się głośno.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#4
Więcej, nie wstydź się Big Grin
Z pierwszych tekstów chyba każdy się śmieje, poza tymi, którzy oczywiście od samego początku pisali genialnie Wink
Odpowiedz
#5
A są tacy, ksi? Według mnie nie - każdy od czegoś zaczynał, ale ważne jest, żeby się rozwijać.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#6
Chodziło mi o te wyjątkowe, rzadkie jednostki, które są zdania, że nie muszą robić postępów (to nie jest żaden przytyk do kogokolwiek, po prostu czasem trafiało się na takich) Smile
Odpowiedz
#7
Ja właśnie jestem na etapie "literackich początków", ale zachował się mój wierszyk z wczesnego dzieciństwa. Nie pamiętam kiedy powstał, pamietam tylko, że był długi. Fragment zachował się w pamiętniku więc mogę go przytoczyć:

"Miś o dużym brzuszku.

Na trawie nad rzeczką
leżał sobie miś.
Cóż takiego dobrego
zje na kolację dziś?

W nosek się podrapał
i zmarszczył czółko swe.
Może ktoś mu powie
co na kolację zje?

Może to będą kanapki
a może tłusty schab?
A może płatki owsiane
będzie wieczorem jadł?"

Jak widać, mogłam tak długo ciągnąć. Już nie pamiętam, co w końcu zjadł Big Grin
Niewątpliwie są to początkiBig Grin
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości