28-04-2012, 13:17
Przeglądając teksty na Inku, znalazłem wiele, ewidentnie pisanych przez bardzo młodych początkujących i zainspirowało mnie to do postawienia tego tematu. Zastanawiam się, czy gdzieś po szufladach lub czeluściach dysku twardego nie macie pochowanych swoich pierwszych prac? Propozycja jest taka, aby znaleźć i wkleić fragmenty jakiś swoich totalnych początków. Warto by wspomnieć też czy było to gdzieś publikowane i jeśli tak to gdzie. Może znajdziemy starych znajomych z innych for literackich, a nawet jeśli nie, to na pewno samo czytanie staroci będzie zabawne.
Ja osobiście zaczynałem od pewnego fora fanów gry Gothic i przygodę z pisaniem prozy zacząłem od zupełnych fan-ficków. Forum nie prezentowało chyba wysokiego poziomu literackiego, bo przez długi czas użytkownicy wystawiali mi 10/10, twierdząc, że to najlepsze opowiadanie jakie tam ktokolwiek zamieścił. Ja jako próżny piętnastolatek pławiłem się w pochwałach, aż wreszcie znalazł się ktoś mądry, który jako jedyny przeczytał to w całości i wytknął błędy. Wówczas śmiertelnie się obraziłem, dziś wiem, że miał rację. A teraz fragmencik - patrzcie i płaczcie!
(Zaprezentowany fragment nie jest moim pierwszym, ale najstarszym jakie mi się zachowało).
II Okres Mroku [2005] fragment:
W oazie Ashen była noc, a księżyc świecił jasno. W mroku między chatami i lepiankami przemykały dwie postcie. Jedną była dziewczyna o południowej urodzie. Jej długie czarne włosy spelecione były w kok z tyłu głowy. Drugą postacią był młody mężczyzna. Jego oczy nawet w tych ciemnościach błyszczały błękitem. Długie włosy w kolorze platyny zniszczone podróżą przez pustynie zaplecione miał w dredy. Ostatnio wiele przeżył i rysy jego twarzy bardzo się uwydatniły i zaostrzyły. Można powiedzieć, że wyglądał strasznie, a napewno wzbudzał respekt u trzeźwych przeciwników. Niestety ostatnio jego przeciwnicy nie byli trzeźwi i skończyło się to dla nich tragicznie. Jednak teraz chłopak musiał przez to uciekać. W awanturze w gospodzie stając w obronie barmanki pobił pułkownika straży kapłańskiej, jednego strażnika zabił, a drugiemu odciął prawą rękę. Wreszcie dziewczyna doprowadziła go do pomnika Labeira, stojącego w centrum dzielnicy kapłańskiej. Z tyłu była obluzowana duża cegła, którą z pomocą Nutretha wyciągnęła. Za cegłą były wąskie, strome schody.
- To wejście do kanałów. Moi przyjaciele zapewne wiedzą już, o twoim przybyciu. Zejdź na dół i porozmawiaj z Alvarezem. Rozpoznasz go beztrudu. Ja zajmę się twoim koniem... tak w ogóle, to dziękuję za pomoc. - Powiedziała dziewczyna poczym pocałowała Nutretha w policzek.
Chłopak w lekkim szoku zszedł na dół po schodach. Znalazł się w kanałach podmiejskich. Równolegle do wąskiego, brukowanego chodnika płynęła rzeka ścieków. W dalekim tunelu chłopak zobaczył światełko. Popędził biegiem w tamtą stronę. Gdy się zbliżył usłyszał rozmowy.
- ... walczył lepiej niż trzech mężów. Ledwo powstrzymałem śmiech jak widziałem miny strażników, kiedy uciekali. Półkownik Hetelith ma szczenkę w czterech częściach, a dodatkowo uderzenie było tak potężne, że wytworzyła się mała magiczna eksplozja. - Mówił ktoś piskliwym głosem.
- To świetnie. W śród biedaków ten człowiek jest teraz bohaterem. Zdobędziemy szacunek, jeżeli wstąpi w szeregi naszej gildii.- Odparł wysoki męski głos.- On tu już chyba jest.- Dodał głośniej.- Wejdź chłopcze i przyjmij naszą wdzięczność.
Zdziwiony Nutreth wyszedł z cienia. W jednym z rozmawiających rozpoznał człowieka, który prawie cały czas siedział przy ladzie w gospodzie. Drugi miał długie siwe włosy. Widać było, że nie jest już najmłodszy jednak po budowie jego ciała można było wywnioskować, że spoczywa w nim ogroma siła. Grozy do jego postaci dodawała czarna opaska na prawym oku i liczne blizny na twarzy.
- Jestem Alvarez.- Przedstawił się mężczyzna lustrując wybrańca swoim jednym okiem.
- Jestem Nutreth.- Odparł chłopak.
- Jesteś jeszcze dzieciakiem, a jednak wyglądasz już poważnie. Musiałeś ostatnio wiele przeżyć co?
- Owszem. Było ciężko. Ale co ciebie to obchodzi?
- Nie bądź nieuprzejmy chłopcze. Pomogłeś jednemu, a właściwie jednej z nas. Chcieli byśmy się jakoś odwdzięczyć. - Powiedział Alvarez.
- Nie wiem nawet kim jesteście. Co to za gildia?- Ciągnął Nutreth.
- Ludzie nazywają nas gildią złodziei. Osobiście nie lubię tej nazwy. Jesteśmy tylko zwykłymi mieszkańcami tej oazy. Po prostu wykorzystujemy nasze niezwykłe umiejętności, aby nie umrzeć z głodu. Tak samo jak ty nie wierzymy w Labeira...
- Skąd wiesz, że nie wierzę w Labeira?! - Zdziwił się chłopak.
- Nosisz na szyi symbol jednego ze starych bogów. Prawdziwych bogów.- Odpowiedział herszt złodziei.
- Znacie więc historię?...
- Nie znajdziesz biedaka, który by jej nie znał. Wszyscy wierzą, że przyjdzie ktoś, kto zdemaskuje Labeira i przywróci starą wiarę.
Chłopak pomyślał, że nie powinien zdradzać nieznajomemu, że to on ma być wybrańcem.
- A jakie jest twoje zadanie? Po co przybyłeś do Ashen?- Zapytał Alvarez.
- Mam tutaj zasiać trochę zamętu. Sprowokować plebs do buntu przeciwko kapłanom.
- W tym chyba będziemy mogli ci pomóc. Ale czy ty chcesz naszej pomocy?- Mówił dalej stary mężczyzna.
- Każda pomoc się przyda. Chętnie przyłącze się do waszej organizacji. - Odparł Nutreth podając dłoń Alvarezowi.
- Świetnie! - Ucieszył się herszt. - Ten klucz otwiera drzwi piwnicy gospody. Nie będziesz musiał za każdym razem targać tej cegły.- Powiedział wręczając chłopakowi mały srebrny kluczyk. - Odpocznij dzisiaj, a jutro przedstawimy ci plan sabotażu.
Nutreth nie odpowiedział nic. Wszedł po schodach i otworzył drzwi gospody. Wcześniej związał dredy z tyłu głowy i wziął stary zniszczony płaszcz z kapturem, który nałożył na główę. Wziął też jedną z przepasek na oko od Alvareza i założył ją. Nie mógł pozwolić, aby został rozpoznany.
(...)
To tylko próbka, całość to znacznie większa miazga. Teraz wasza kolej. Kto ma odwagę pochwalić się bolesnymi początkami?
Ja osobiście zaczynałem od pewnego fora fanów gry Gothic i przygodę z pisaniem prozy zacząłem od zupełnych fan-ficków. Forum nie prezentowało chyba wysokiego poziomu literackiego, bo przez długi czas użytkownicy wystawiali mi 10/10, twierdząc, że to najlepsze opowiadanie jakie tam ktokolwiek zamieścił. Ja jako próżny piętnastolatek pławiłem się w pochwałach, aż wreszcie znalazł się ktoś mądry, który jako jedyny przeczytał to w całości i wytknął błędy. Wówczas śmiertelnie się obraziłem, dziś wiem, że miał rację. A teraz fragmencik - patrzcie i płaczcie!
(Zaprezentowany fragment nie jest moim pierwszym, ale najstarszym jakie mi się zachowało).
II Okres Mroku [2005] fragment:
W oazie Ashen była noc, a księżyc świecił jasno. W mroku między chatami i lepiankami przemykały dwie postcie. Jedną była dziewczyna o południowej urodzie. Jej długie czarne włosy spelecione były w kok z tyłu głowy. Drugą postacią był młody mężczyzna. Jego oczy nawet w tych ciemnościach błyszczały błękitem. Długie włosy w kolorze platyny zniszczone podróżą przez pustynie zaplecione miał w dredy. Ostatnio wiele przeżył i rysy jego twarzy bardzo się uwydatniły i zaostrzyły. Można powiedzieć, że wyglądał strasznie, a napewno wzbudzał respekt u trzeźwych przeciwników. Niestety ostatnio jego przeciwnicy nie byli trzeźwi i skończyło się to dla nich tragicznie. Jednak teraz chłopak musiał przez to uciekać. W awanturze w gospodzie stając w obronie barmanki pobił pułkownika straży kapłańskiej, jednego strażnika zabił, a drugiemu odciął prawą rękę. Wreszcie dziewczyna doprowadziła go do pomnika Labeira, stojącego w centrum dzielnicy kapłańskiej. Z tyłu była obluzowana duża cegła, którą z pomocą Nutretha wyciągnęła. Za cegłą były wąskie, strome schody.
- To wejście do kanałów. Moi przyjaciele zapewne wiedzą już, o twoim przybyciu. Zejdź na dół i porozmawiaj z Alvarezem. Rozpoznasz go beztrudu. Ja zajmę się twoim koniem... tak w ogóle, to dziękuję za pomoc. - Powiedziała dziewczyna poczym pocałowała Nutretha w policzek.
Chłopak w lekkim szoku zszedł na dół po schodach. Znalazł się w kanałach podmiejskich. Równolegle do wąskiego, brukowanego chodnika płynęła rzeka ścieków. W dalekim tunelu chłopak zobaczył światełko. Popędził biegiem w tamtą stronę. Gdy się zbliżył usłyszał rozmowy.
- ... walczył lepiej niż trzech mężów. Ledwo powstrzymałem śmiech jak widziałem miny strażników, kiedy uciekali. Półkownik Hetelith ma szczenkę w czterech częściach, a dodatkowo uderzenie było tak potężne, że wytworzyła się mała magiczna eksplozja. - Mówił ktoś piskliwym głosem.
- To świetnie. W śród biedaków ten człowiek jest teraz bohaterem. Zdobędziemy szacunek, jeżeli wstąpi w szeregi naszej gildii.- Odparł wysoki męski głos.- On tu już chyba jest.- Dodał głośniej.- Wejdź chłopcze i przyjmij naszą wdzięczność.
Zdziwiony Nutreth wyszedł z cienia. W jednym z rozmawiających rozpoznał człowieka, który prawie cały czas siedział przy ladzie w gospodzie. Drugi miał długie siwe włosy. Widać było, że nie jest już najmłodszy jednak po budowie jego ciała można było wywnioskować, że spoczywa w nim ogroma siła. Grozy do jego postaci dodawała czarna opaska na prawym oku i liczne blizny na twarzy.
- Jestem Alvarez.- Przedstawił się mężczyzna lustrując wybrańca swoim jednym okiem.
- Jestem Nutreth.- Odparł chłopak.
- Jesteś jeszcze dzieciakiem, a jednak wyglądasz już poważnie. Musiałeś ostatnio wiele przeżyć co?
- Owszem. Było ciężko. Ale co ciebie to obchodzi?
- Nie bądź nieuprzejmy chłopcze. Pomogłeś jednemu, a właściwie jednej z nas. Chcieli byśmy się jakoś odwdzięczyć. - Powiedział Alvarez.
- Nie wiem nawet kim jesteście. Co to za gildia?- Ciągnął Nutreth.
- Ludzie nazywają nas gildią złodziei. Osobiście nie lubię tej nazwy. Jesteśmy tylko zwykłymi mieszkańcami tej oazy. Po prostu wykorzystujemy nasze niezwykłe umiejętności, aby nie umrzeć z głodu. Tak samo jak ty nie wierzymy w Labeira...
- Skąd wiesz, że nie wierzę w Labeira?! - Zdziwił się chłopak.
- Nosisz na szyi symbol jednego ze starych bogów. Prawdziwych bogów.- Odpowiedział herszt złodziei.
- Znacie więc historię?...
- Nie znajdziesz biedaka, który by jej nie znał. Wszyscy wierzą, że przyjdzie ktoś, kto zdemaskuje Labeira i przywróci starą wiarę.
Chłopak pomyślał, że nie powinien zdradzać nieznajomemu, że to on ma być wybrańcem.
- A jakie jest twoje zadanie? Po co przybyłeś do Ashen?- Zapytał Alvarez.
- Mam tutaj zasiać trochę zamętu. Sprowokować plebs do buntu przeciwko kapłanom.
- W tym chyba będziemy mogli ci pomóc. Ale czy ty chcesz naszej pomocy?- Mówił dalej stary mężczyzna.
- Każda pomoc się przyda. Chętnie przyłącze się do waszej organizacji. - Odparł Nutreth podając dłoń Alvarezowi.
- Świetnie! - Ucieszył się herszt. - Ten klucz otwiera drzwi piwnicy gospody. Nie będziesz musiał za każdym razem targać tej cegły.- Powiedział wręczając chłopakowi mały srebrny kluczyk. - Odpocznij dzisiaj, a jutro przedstawimy ci plan sabotażu.
Nutreth nie odpowiedział nic. Wszedł po schodach i otworzył drzwi gospody. Wcześniej związał dredy z tyłu głowy i wziął stary zniszczony płaszcz z kapturem, który nałożył na główę. Wziął też jedną z przepasek na oko od Alvareza i założył ją. Nie mógł pozwolić, aby został rozpoznany.
(...)
To tylko próbka, całość to znacznie większa miazga. Teraz wasza kolej. Kto ma odwagę pochwalić się bolesnymi początkami?