Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wędrówka zniewolonych
#1
Chciałbym zaznaczyć, że nie mam zbyt dużego doświadczenia w pisaniu. Z pewnością nie jest moją mocną stroną ani interpunkcja, ani warsztat literacki. Jedyny mój atut to wyobraźnia, dlatego mam nadzieję, że historia zaciekawi niektórych forumowiczów. Piszę raz na jakiś czas, niestety często przez brak czasu wiele moich opowiadań nie kończę. Jednak mam nadzieję, że tą historię zdołał dopisać do końca. To takie moje małe postanowienie.

Wstęp: Edorianie
Historia taa działa się w dawnych i już niemal zapomnianych wiekach. Swój początek miała jeszcze przed przebudzeniem w ludziach energii magicznej, a tym samym przed narodzeniem sztuki magii, która odmieniła oblicze tego świata. Były to mroczne czasy, kiedy to nie człowiek władał ziemią lecz pełnił na niej niewielką rolę i był jedną z wielu istot zamieszkujących ziemię. Najważniejszy ośrodek cywilizacji ludzkiej znajdował się wtedy w północnej części Wielkiej Pustyni. Ludzie podzieleni na liczne plemiona zamieszkiwali tutejsze oazy. Chroniły one ich przed niebezpieczeństwami związanymi z życiem w tej surowej krainie. Plemiona pustynne pomimo wzajemnych waśni miały pewne wspólne cechy. Ich skóra miała ciemną karnacje , mieli ciemne włosy. Nosili długie, jasne i lekkie sukna a głowę przed słońcem chroniły im chusty. Mieszkali w namiotach a za zwierzęta pociągowe służyły im wielbłądy.
Zawsze jedno plemię zajmowało jedną oazę. Ta historia rozpoczyna się w jednej z nich o nazwie Edoran. Edorianie, bo tak nazywali się członkowie tej wspólnoty, byli znanymi wśród pustynnych ludów kupcami. Byłoby to jednak zbyt wielkie uproszczenie mówiąc, że wszyscy Edorianie zajmowali się tylko handlem, mimo iż organizacja wspólnoty była ukierunkowana w tym kierunku, do tego stopnia, że w plemieniu brakowało pasterzy, łowców i innych profesji nastawionych na zdobywanie pożywienia. Wyjątkiem były kobiety zbierające owoce okolicznych roślin jednak ilość zdobytego w ten sposób jedzenia nie wystarczył do samowystarczalności plemienia. Kupcy byli najmniejszą ale za to najmożniejszą grupą w osadzie. Ojcowie poszczególnych rodów kupieckich posiadali realną władzę w wspólnocie.
Najliczniejszą grupą byli rzemieślnicy. Wytwarzali oni dobra, które następnie kupcy sprzedawali. Byli również najbiedniejszymi członkami wspólnoty, na szczęście i tak bogactwo Edorianów, czasami zwanych również Edoriańczykami, pozwalało im zaspokoić wszystkie swoje potrzeby.
Trzecią co do liczebności grupą stanowili wojownicy. Byli wybierani do pełnienia tej roli już jako dzieci. Początkowo oddzielani od rodziców trenowali w obozach szkoleniowych poza granicami osady, lecz po osiągnięciu dorosłości lub też wcześniej w przypadku śmierci żywiciela rodziny, powracali do niej. Oczywiście w pierwszym przypadku stawali się pełnowartościowymi wojownikami, natomiast w drugim ze względu na swoje niepełne wyszkolenie tworzyli oddziały pomocnicze powoływane gdy regularna armia byłaby zbyt słaba do odparcia zagrożenia. W czasie, gdy wojownicy pomocniczy nie byli wzywani do służby, przejmowali rolę głowy rodziny co oznaczało, że pracowali jako rzemieślnicy. Pełnoprawni wojownicy dostawali pensję miesięczną i nie byli obowiązani w przypadku śmierci ojca do zajęcia jego miejsca. Oczywiście istniały też przypadki „warodanów” czyli wojowników, których ojciec pełnił tą samą rolę we wspólnocie. W tym przypadku przejście w spoczynek wojownika, nie pozbawiało go pensji. Zdarzało się, że pieniądze pobierali jednocześnie dziad, ojciec i syn . Powodowało, że warodani byli najbogatszymi rodami we wspólnocie zaraz po kupieckich. Oczywiście starsi wojownicy składając broń w sędziwym wieku ale i tak nadal mogli uczestniczyć w walkach, w sytuacji gdy zostaliby wezwani do służby na podobnej zasadzie co wojownicy pomocniczy.
Ostatnią najmniej liczną grupę stanowili przedstawiciele kapłanów. Byli oni zarazem medykami, uczonymi, filozofami jak i duchownymi. Plemiona pustyni miały jedną wspólną wiarę, chociaż czasami lekko modyfikowaną w każdej z oaz. Niezmienne jednak były podstawowe zasady tego wierzenia. Edorianie podobnie jak inni wierzyli, że ich przebywanie na terenach Wielkiej Pustyni, jest formą kary za słabość jaką wykazywał się człowiek, gdy przebywał w otoczeniu boga nieba Alizana. Wierzono, że kiedyś wszystkie plemiona stanowiły jedno wielkie, które przybyło z południa. Uważano, że za wielką nieskończoną pustynią znajduje się rajska łąka, tuż pod niebiańską siedzibą Alizana. Bóstwo widząc, że człowiek nawet pomimo znajdowania się w najszczęśliwszym i najspokojniejszym miejscu na ziemi niedocenia tego, nadal narzekając na swój żywot i kląć na rajskie łąki oraz ich stwórcę, uznał, że ludzie nie są godni przebywania w tym miejscu. Nakazał im przejść wielką pustynię aż do jej samego końca na północy, gdzie pustynny piasek spotyka się z morską wodą. Edorianie wierzyli, że jeśli godnie będą żyli w tym niegościnnym miejscu to przybędzie Alizan i przeprowadzi ich z powrotem do utraconego raju.
Każdy wierzył, chociaż nikt jednak nie mógł sprawdzić czy takie miejsce jak rajskie łąki rzeczywiści istnieje. W pewnym momencie kończyły się jakiekolwiek oazy a pozostawała, wydająca się ciągnąć w nieskończoność, pustynia.
Niegościnne warunki panujące w tej krainie nie było jedynym zagrożeniem, które czekało na Edorianów. Innym byli bandyci grasujący poza granicami osad. Co jakiś czas napadali i łupili oazy. Na szczęście od dłuższego okresu żadna z bandyckich grup nie dopuściła się napaści na Edoran. Długi czas spokoju zastanawiał kupców, jednak uznano, że najprawdopodobniej rozbójnicy z racji koczowniczego trybu życia przemieścili się na inne tereny, szczególnie, że wiele lat temu wojownicy edorańscy zadali im druzgoczącą porażkę.
W jednym z takich spokojnych dni młody kupiec imieniem Adaris czuwał nad przygotowaniami karawany, której celem było dotarcie do sąsiedniego Asuran z którym Edoran utrzymywał żywe kontakty handlowe. W zamian za produkowane przez rzemieślników produkty nabywano żywność niezbędną do wykarmienia plemienia. Karawanę miało zabezpieczać piętnastu wojowników. W wyprawie uczestniczyli również inni kupcy, a wśród nich był Nazak, przyjaciel Adarisa. Nazak był członkiem innego rodu kupieckiego, który miał czuwać aby nie dopuszczono się w Asuran praktyk handlowych, które by zaszkodziły innym rodom kupieckim w plemieniu. Młodzieniec był przyjacielem Adarisa więc ród organizatora wyprawy nie miał nic przeciwko jego uczestnictwu.
Przed wyruszeniem Adaris pożegnał się ze swoją młodą żoną Mili. Była najpiękniejszą kobietą w Edoranie. Ich ślub był wielkim szokiem dla mieszkańców osady. Ta piękna kobieta pochodziła z nisko położonej rodziny w której trudniono się rzemieślnictwem. Natomiast kupcy zwykle wiązali się z kobietami pochodzącymi z innych rodów kupieckich. Choć obecnie w osadzie znajdują się zaledwie trzy takie rody to jednak kiedyś było ich znacznie więcej ale w wyniku tej praktyki ożenku ich liczba regularnie malała. Adaris wywodził się z rodu Belak, Nazak z Warin, oprócz nich byli również Karan, ale był to najmniej znaczący ród w Edoran.
Młodzieniec nie chciał opuszczać swojej wybranki. Mili spodziewała się dziecka. Była w piątym miesiącu ciąży, więc jest stan był widoczny nawet gołym okiem. Jednakże na Adarisie ciążył obowiązek prowadzenia interesów rodu. Jego wuj Sarten będący teraz przywódcą Belaków naciskał na bratanka.
„Jeśli nie będziesz dopełniał swoich obowiązków nie nabierzesz odpowiednich umiejętności, które będą ci potrzebne w przewodzeniu Belakom. Słabość głowy rodu prowadzi do słabości całości rodu” – powtarzał.
Ponieważ Sarten był już w starszym wieku, jego nauki przybierały postać irytującego zrzędzenia. Mimo to zachowywał szacunek lokalnej społeczności. A wszystko za sprawą jego niezwykłej sprawności w boju. Jako młodzieniec zdecydował się na uczestnictwo w szkoleniach wojowników. Mimo zaległości wynikających z późnego rozpoczęcia szkolenia, zdołał je nadrobić oraz stać się jednym z największych wojowników wśród Edorianów. Z powodu, że całkowicie poświęcił się powiększaniu swoich umiejętności w wojaczce nigdy się nie ustatkował a tym samym nie miał potomka, który zająłby jego miejsce. Jako starszy z dwojga rodzeństwa to on pełnił rolę głowy rodu po śmierci swego ojca Enakla. Przewidywano, że po Sartenie przywódcą Belaków zostanie jego młodszy brat Uwrlak, jednak ten zapadł na tajemniczą chorobę, która pozbawiła go życia. Następcą Sartena miał więc zostać teraz syn Uwrlaka czyli Adaris.
Nagła śmierć Uwrlaka, który zdążył dorobić się tylko jednego syna, oraz brak potomków u Sartena doprowadziła do sytuacji ,gdy ród Belaków stanął na skraju upadku. Dlatego też senior rodu pokładał wielkie nadzieje w Adarisie i dlatego też tak mocno na niego naciskał aby wypełniał swoje zadania sumiennie. Ta wyprawa chociaż miała być zorganizowana przez młodzieńca, to jednak z jej inicjatywą wyszedł starzec, miał on również uczestniczyć w niej aby sprawdzić jak jego następca się spisze przy prowadzeniu wyprawy kupieckiej do Asuran.
P pożegnaniu się z małżonką młody kupiec udał się w stronę czekającego na wyruszenie konwoju. Wszyscy inni uczestnicy wyprawy byli już na miejscu. Do wielbłądów były przyczepione towary, które chcieli sprzedać w sąsiedniej oazie. Oprócz Adarisa, Sartena oraz Nazaka innym kupcem biorącym udział w podróży był Oblak z Karanów. Był najmłodszym z rodu. Miał rude włosy. W tamtych czasach wierzono, że pewne cechy wyglądu miały świadczyć o byciu przeklętym przez boga niebios lub też o tym, że dany człowiek był przez niego błogosławiony. Niestety dla Oblaka rudy kolor włosów sugerował o potępieniu danego osobnika przez bóstwo jako niedoskonałe dzieło jego woli. Ten mit panował w wielu osadach pustynnych. Edorianie jako lud wyjątkowo przeświadczony o swojej wyższości względem innych dosyć mocno kultywował ten pogląd. W niżej położonych rodach rzemieślniczych dzieci o rudych włosach byli porzucanie na pustyni na pewną śmierć. Jednakże ponieważ Oblak był z zamożnego rodu, inni Karanie sprzeciwili się próbie zabicia dziecka będącego jednym z nich. Chociaż rudy młodzieniec nie został zabity dzięki swemu pochodzeniu to jednak Edorianie nie okazywali mu jakiekolwiek szacunku.
- Nie powinien ten potępieniec brać udziału w wyprawie, to zły znak – mówili między sobą po cichu sobą wojownicy.
Oblak udawał, że tego nie słyszy. Bał się cokolwiek odpowiedzieć. Nie chciał dać znać innym, że ma świadomość o obelgach, bo wtedy musiałby przyznać się do swojego tchórzostwa.
W tamtym okresie ludzie pustyni znajdowali się na etapie epoki brązu i to właśnie z tego materiału mieli wykonaną broń. Wojownicy nie nosili zbroi ani hełmów, do walki używali włóczni, krótkich mieczy oraz drewnianych lekko wzmacnianych brązem tarcz. Mieli na nich namalowany znak plemiona z którego pochodzą. Tarcze Edoriańczyków ozdabiał wizerunek drzewa. Edorianie wierzyli, że ich przodkowie byli ulubieńcami boga Alizana. Powiadano, że władca niebios tak ukochał sobie przodków Edorianów, że stworzył dla nich drzewo, którego owoce zapewniayo im wieczną młodość, leczyły ich rany oraz chroniły przed uczuciem głodu. Jednakże inni ludzie zazdrościli wybranym, dlatego wymordowali strażników i ścieli drzewo życia. Gdy Alizan dowiedział się o zbrodni wygnał sprawców z rajskich łąk, a ponieważ takiego czynu nie dopuściłby się nikt, który ma w sobie człowieczeństwo, odebrał im ludzką postać, której nie byli głodni, zmuszając tym samym na żywot pod postacią potworów.
Na zwierzchników wojowników biorących udział w wyprawie na czas jej trwania powierzono Barakinowi. Wraz ze swoim młodszym bratem Ezakinem, który również miał uczestniczyć w wędrówce do Asuran, byli wodoranami oraz najlepszymi wojownikami w Edoran. Ich niezwykłe umiejętności budziły wielki podziw wśród członków plemienia. Wszystkich oprócz Sartena. Wiele lat temu to on był uważany z najlepszego w walce. Barakin marzył o pojedynku ze starcem, jednak prawo zabraniało wojownikowi pojedynkować z kupcem, nawet gdy ten wyrazi zgodę. Z kolei, gdy kupiec pierwszy wyjdzie z inicjatywą pojedynku a wojownik wyrazi zgodę, wówczas śmierć któregokolwiek z nich oraz sama walka nie jest złamaniem prawa. Celem tej zasady było utrzymanie wojowników w ryzach przez kupców. Chęć zdobycia władzy szczególnie obecna u wodoranów nie były tajemnicą. Nie mniej kupcy nie mogli nic z tym zrobić. Potrzebowali ich do ochrony plemienia i po cichu liczyli, że oddziały pomocnicze, które są znacznie liczniejsze od regularnych wojsk, opowiedzą się po ich stronie w ewentualnym konflikcie.
Oprócz kupców i wojowników w wyprawie brał udział również jeden kapłan. Ledi był wyjątkowo młody, dla niego to była pierwsza wyprawa poza oazę Edoran. Chociaż Adaris wolałby uzdrowiciela z większym doświadczeniem to jednak ten wybór nie dziwił. Starsi przedstawiciele profesji mieli pełne ręce roboty w oazie i nie mogli poświęcić czasu na wyprawę. Ledi miał miłe usposobienie oraz głęboką wiarę. Powtarzano, że jest nadzieją dla kapłanów, którzy w tamtych czasach stali się bardziej uczonymi niż przewodnikami duchowymi. Dochodziło to do tego stopnia, że nawet ludzie nie wierzący obierali drogę kapłaństwa, aby uciec od trudnych szkoleń na wojowników, albo tylko po to aby posiąść ich wiedzę, szczególnie medyczną, gdyż za leczenie mogli popierać ogromne pieniądze. Jedyną uciążliwością był zakaz ożenku oraz posiadania potomstwa. Złamanie przez kapłana tych zakazów było karane wydaleniem go wraz współuczestnikami grzechu, to znaczy wraz z kochanką oraz dziećmi.
Wydawało się, że członkowie wyprawy są przygotowani na wszystkie ewentualne problemy, które mogą się im przytrafić w jej trakcie. Ale żadna broń nie mogła przygotować ich na to co na nich czekało w drodze do Asuran.

II Niespodziewane spotkanie

Wyprawa trwała już dwa dni. Po jej uczestnikach można było zauważyć, że przedzieranie się przez piaski pustyni do najprzyjemniejszych rzeczy nie należy.
- Mdli mnie o tej jazdy na wielbłądach – narzekał Nazak – Jeszcze trochę i przez usta powróci mój dzisiejszy obiad.
- Spokojnie jutro powinniśmy być w Asuranie – uspakajał Ledi – Oczywiście o ile utrzymamy obecne tempo.
- Dopiero jutro?! – rozpaczał Nazak – Czemu Asuran nie jest oddalone tylko o dzień?
Sartena irytował młodzieniec. Uważał, że to nie godne aby ktoś z rodu kupieckiego tak jawnie okazywał swoje słabości. Następnie starzec spojrzał ukradkiem na rudowłosego Oblaka. Widział jego speszenie wynikające z towarzystwa wojowników.
„Marna przyszłość czeka rody Warinów i Karinów” – pomyślał.
Następnie spojrzał w stronę Adarisa, którego wyraźnie bawiło narzekanie Nazaka, zresztą uważał, że wady jego przyjaciela czynią go bardzo zabawnym człowiekiem, przy którym nie da się nudzić. Sarten był dumny ze swego bratanka, o wiele bardziej niż z jego ojca Uwrlaka, który całymi dniami opychał się żarciem i popijał je sporymi ilościami wina. Zaniedbywał całkowicie swoje obowiązki. Ludzie nie szanowali Uwrlaka, gdy ten jeszcze żył. Wszystko za sprawą zbrodni, których się dopuszczał w pijackim stanie. Dziwił się że z syna takiego łajdaka mógł wyrosnąć ktoś tak dobry i pracowity jak Adaris.
Narzekanie Nazaka irytowało również wojowników. Jeden z nich Bazuk pomruknął pod nosem.
- Przeklęci kupcy, z chęcią bym ich wszystkich zamordował gołymi rękoma.
Powiedział to tak cicho, że te słowa usłyszał jadący obok Bazakin
- A co niby co cie tak w nich irytuje – zapytał półszeptem aby nie usłyszeli tego kupcy jadący z przodu.
- To my jesteśmy najliczniejszą grupą w Edoranie. Po co nam kupcy? Zbierają większość dóbr a nic nie robią. Równie dobrze sami wodoranie mogliby organizować takie wyprawy. co to za problem? -
- Jestem rad, że pokładasz w nas taką wiarę, lecz nie bierzesz poprawki na to, że kupcy są nam potrzebni. Szacunek oraz znajomości jakimi dysponuje ich profesja w innych oazach umożliwia prowadzenie wymiany handlowej. Przy konflikcie posługują się rozumem a nie mięśniami. W przeciwieństwie do nas potrafią dojść do kompromisu i nie sięgają ślepo po miecz przy byle okazji.
- Nie jesteś zbyt surowy dla naszych braci Bazakinie? – zdziwił się Bazuk.
- Jeśli nie dostrzegasz tego to jesteś ślepcem. Ale nie mogę cię za to winić. Nawet mój rodzony brat Ezakin tego nie dostrzega – wodoran był wyraźnie podirytowany świadomością tego faktu – Nigdy nie wracajmy do tego tematu. Jeśli do tej pory tego nie zrozumiałeś to prawdopodobnie nigdy twoje podejście się nie zmieni.
Bazuk wyraźnie nie rozumiał do Bazakin do niego przed chwilą powiedział. Jego tępota i agresja były konsekwencją niemal codziennego upijania się. Nawet na tą krótką wyprawę do Asuran miał przy sobie pokaźny zapas wina.
Nie mogli dokończyć rozmowy. Jadący z przodu Adaris dostrzegł ludzką postać w pewnej odległości przed nimi.
- Czy on… Czy on idzie pieszo? – zdziwił się Sarten – Kapłanie, co o tym sądzisz?
- Myślę, że możliwości jest kilka. Albo ten człowiek jest szaleńcem albo coś zmusiło go do podjęcia takiej wyprawy. Nikt o zdrowych zmysłach nie oddaliłby się od oaz tak daleko w głąb pustyni. Jesteśmy w połowie drogi między Asuran a Edoran.
Postać zdawała się zbliżać w ich stronę. Szedł powoli.
- Chyba kuleje - zauważył Nazak – Może zaatakowali go bandyci?
Młodzieniec zgadywał, ale po chwili jeszcze przypuszczenia stały się jeszcze bardziej wiarygodne. Ubrania tajemniczego mężczyzny były całe w krwi oraz mocno poszarpane i brudne. Na ciele można było zauważyć głębokie rany.
Adaris chciał wyjechać naprzeciw mężczyźnie ale zatrzymał go Sarten.
- Nie znamy jego intencji – pouczył bratanka.
Na przód karawany podjechał również Bazakin.
- Lepiej zachowajmy ostrożność – rzekł do towarzyszy.
Po chwili tajemniczy przybysz stanął przeciw karawany. Ciężko dyszał. Był skrajnie wymęczony.
Bazakin był nieufny.
- Stój! – wrzasnął – Kim jesteś?
- Spokojnie. Widzisz, że nie jest uzbrojony – uspokajał Azakin.
Ranny mężczyzna nie krył radości. Zmęczony upadł na kolana.
- Dzięki Alizanowi, że was spotkałem. Aj! – złapał się bok, intensywnie krwawił.
Mimo, że stan przybyłego był ciężki to jednak Bazakin nadal mu nie ufał.
- Mów kim jesteś! –
- Jestem Zasak… Jestem z Asuran… - mężczyzna coraz ciężej oddychał i coraz ciężej było mu mówić.
- Zasaku co ci się stało? Napadli cię bandyci? – dopytywał się Sarten.
- Nie… To nie byli ludzie… Potwory… Zaatakowały… Tylko ja ocalałem…
Nie dokończył. Stracił przytomność i bezwładnie opadł na ziemię.
- Potwory? O czym on mówił? – Nazak był przerażony.
Kapłan zszedł z grzbietu swego wielbłąda. Podbiegł do nieprzytomnego Zasaka.
- Co z nim jest? – dopytywał się Sarten.
- Jest wycieńczony. Stracił wiele krwi, ale nadal żyje – odparł Ledi.
- Zostawmy go – zaproponował Bazakin – Nie możemy go zabrać ze sobą.
Adaris był innego zdania.
- Nie możemy go tu zostawić. Jeśli mamy się udać do Asuran to najpierw musimy się dowiedzieć co tam się stało – stwierdził młody kupiec.
- Równie dobrze mógł kłamać. Jakie niby potwory miałyby zaatakować Asuranów. To brednie – wodoranin nie dawał wiary w słowa Zasaka.
- A co jeśli mówił prawdę. Musimy się tego dowiedzieć - zauważył Adaris.
- Naprawdę wierzysz w tę opowieść o potworach – dziwił się wojownik.
Wtedy do rozmowy wtrącił się kapłan.
- Możliwe, że ogrom nieprzyjemnych doznać spowodował, że w jego oczach ludzie, którzy zaatakowali jego osadę mogli zatracić dla niego ludzkie cechy. Przerażenie wynikający z mordu jego ludu doprowadził do tego, że najeźdźcy w jego oczach wyglądali jak potwory – wyjaśnił.
Widząc, że Bazakin nadal nie jest przekonany młody kupiec zwrócił się do swojego wuja.
- Co o tym sądzisz? –
- Myślę, że obaj macie rację. Z jednej strony musimy zachować ostrożność a z drugiej musimy sprawdzić czy ten mężczyzna mówi prawdę. Jeśli rzeczywiście zaatakowano Asuran i bandyci wrócili, to musimy powrócić do Edoranu i przygotować się do walki.
Bazakin nie był zadowolony z decyzji kupców ale musiał się liczyć z ich zdaniem. Dlatego mimo niechęci do niepotrzebnego postoju ukazał swoją lojalność słuchają kupców. Nakazał rozłożyć obóz.
Odpowiedz
#2
Cytat:Z powodu, że całkowicie poświęcił się powiększaniu swoich umiejętności w wojaczce nigdy się nie ustatkował a tym samym nie miał potomka, który zająłby jego miejsce.
to zdanie brzmi dość siermiężnie, "z powodu, że" - tak się nie pisze.
Cytat: Historia taa działa się w dawnych i już niemal zapomnianych wiekach.
taa? ;> mogłabym się uczepić, że skoro wieki są zapomniane, to skąd u licha wiadomo, że ta historia się wydarzyła, ale to drobiazg.

Początek jest diabelnie nudny - ja wiem, że to istotne, żeby dobrze zobrazować czytelnikowi świat, który stworzyłeś, ale imho lepiej statystyczno-organizacyjne informacje przekazywać krótko i wtedy, kiedy są potrzebne: najpierw powinno wydarzyć się COŚ. Zaczynasz od zdania "Ta historia działa się dawno temu" a potem nie opisujesz żadnej historii, tylko szczegółowo zasypujesz mnie informacjami o strukturze społecznej Edorian.

Cytat:dzieci o rudych włosach byli porzucanie
dzieci były - gramatyka,
Cytat:ma świadomość o obelgach
jest świadomy obelg - tak brzmi to o wiele lepiej i bardziej "po polsku",
Cytat:Wydawało się, że członkowie wyprawy są przygotowani na wszystkie ewentualne problemy, które mogą się im przytrafić w jej trakcie. Ale żadna broń nie mogła przygotować ich na to co na nich czekało w drodze do Asuran.
wyróżnię i pochwalę ten kawałeczek, bo musiałam przedrzeć się przez spory kawałek tekstu, żeby na niego trafić - zapowiada, że COŚ się wreszcie wydarzy!


Cytat:Powiedział to tak cicho, że te słowa usłyszał jadący obok Bazakin
? brzmi trochę bez sensu
Cytat:w krwi
we krwi
Cytat:- Dzięki Alizanowi, że was spotkałem. Aj! – złapał się bok, intensywnie krwawił.
aj? lepiej niech nie mówi "aj" (mnie osobiście to bardziej się kojarzy z laską, która, nie wiem, upuści coś i powie "aj" niż z cierpiącym z bólu facetem). Podkreślone należałoby zredagować, chyba jakieś słowo ci uciekło Smile

Wiesz, opowieść naprawdę toczy się dość sensownie, z tym, że baaaardzo powoli. Niewiele się działo, nie sprawiasz, że opowiadanie wciąga i pożera czytelnika Wink To, o czym pisałam na początku - nie powinno się imho częstować czytelnika tak ogromną dawką informacji, jeśli nie są potrzebne tu i teraz, i jeśli nie pisze się rozprawy naukowej. Można to zrobić w inny sposób, wplatając informacje w dialogi, w opisy, tu zdanie, tam dwa, np. tak, jak to zrobiłeś tutaj:
Cytat:Narzekanie Nazaka irytowało również wojowników. Jeden z nich Bazuk pomruknął pod nosem.
- Przeklęci kupcy, z chęcią bym ich wszystkich zamordował gołymi rękoma.
Powiedział to tak cicho, że te słowa usłyszał jadący obok Bazakin
- A co niby co cie tak w nich irytuje – zapytał półszeptem aby nie usłyszeli tego kupcy jadący z przodu.
- To my jesteśmy najliczniejszą grupą w Edoranie. Po co nam kupcy? Zbierają większość dóbr a nic nie robią. Równie dobrze sami wodoranie mogliby organizować takie wyprawy. co to za problem? -

i już czytelnik wie mniej więcej, o co chodzi z kupcami i wojownikami, nie potrzeba do tego przydługiego wstępu.
Przyda ci się nieco szlifu pisarskiego, zdania niekiedy są niezgrabne, trzeba będzie popracować nad warsztatem.
Ogólnie, kolego, nie ma tragedii, widywałam znacznie gorsze teksty. Poczekam na dalszą część.

Odpowiedz
#3
Dzięki za opinie. Chciałem zarysować tło wydarzeń. Wychodziłem z założenia, że wylanie podstawowych informacji przy pierwszej sposobności umożliwi mi uniknięcie zbyt często zatrzymywania fabuły. Chciałbym aby w dalszej części możliwe było skoncentrowanie się tylko na istotnych dialogach oraz wydarzeniach, szczególnie bitwach. Nie oznacza to jednak, że to koniec opisów. Kilkakrotnie dojdzie do zmiany scenerii wydarzeń. Już sam wstęp zawiera pewną informacje. Jak widzisz ludzie pustynni a szczególnie Edorianie wierzą w swoją wyjątkowość, tymczasem już na samym początku pada stwierdzenie, że ludzie nie byli władcami ziemi. Jednakże izolacjonizm ludów pustynnych utrzymywał ich pogląd, który powoli miał upaść a tajemniczy ranny mężczyzna jest prawdziwym zwiastunem nadchodzących wydarzeń niosących wielkie zmiany dla ludu Edoriańczyków. Zachęcam do zapoznania się z poniższą trzecią częścią tego opowiadania. A z kolei IV rozdział jest bardzo dynamiczny, dlatego muszą przysiąść aby go dokładnie poprawić. Mam nadzieję, że historia zacznie cię powoli wciągać.

III Śmierć w pojedynku
W jednym z namiotów w Edorańskim obozie Ledi opatrywał Zasaka. Tajemniczy mężczyzna nadal nie odzyskiwał przytomności. Był tak osłabiony, że w całkowitym bezruchu leżał na łożu. W namiocie przebył również Sarten.
- Do rana odzyska przytomność? – dopytywał się kupiec.
- Całkiem prawdopodobne – odparł kapłan.
Sarten był wyraźnie zaniepokojony obecnością niespodziewanego gościa.
- Co sądzisz o tych co opowiadał ten Asuranin. Czy to możliwe, że Asuran zostało zaatakowane? – dopytywał się starzec medyka.
- W pobliżu znajdują się tylko dwie oazy. Na pewno nie pochodzi z naszej, więc całkiem możliwe, że pochodzi z Asuran. Jeśli przybywałby z innych oaz to nie mógł podróżować pieszo.
- A co jeśli pochodził z innych tylko, że został napadnięty i pozbawiony dobytku?
- Oczywiście istnieje taka możliwość. Ale po co miałby kłamać – dziwił się Ledi.
- Żeby nas zatrzymać – odparł Sarten – Jeśli chcesz znać moje zdanie, to według mnie nasz gość może nawet pochodzić z Asuran, ale to nie w oazie został napadnięty. Prawdopodobnie sprawdzą rabunku była grupa rozbójników. Przedstawił nam to niezwykłą historyjkę, ponieważ chciał zapewnić sobie bezpieczeństwo oraz opiekę. Może bał się, że nie zatrzymamy się aby mu pomóc. Gościnność nie jest cechą pustynnych wędrowców a opowieść o bestiach atakujących Asuran zaciekawiłaby każdego. Chciał wzbudzić nasz niepokój i jak widać, choćby po naszej rozmowie, udała mu się ta sztuka.
Ledi wysłuchał opinii kupca, ale wyraźnie nie dowierzał w zaproponowaną wersje zdarzeń. Nie uszło to uwadze kupca.
- Widzę, że powątpiewasz w to – rzekł Sarten.
- Byłeś panie kiedyś w północnych miastach portowych? – zapytał kapłan.
- Oczywiście, że byłem. Skąd takie pytanie – dziwił się kupiec.
- Widziałeś kiedyś Chortarów?
- Oczywiście, że widziałem te dziwne stwory – odparł Sarten.
Chortarzy byli jedyną nie ludzką cywilizacją z którą mieli styczność ludzie pustyni. Były to dziwne stwory których owłosione ciała sylwetką przypominały ludzką, jednak zamiast twarzy mieli łeb podobny do dzika. Była to prymitywna społeczność. Pochodzili z ziem zza północnego morza. Tamte lądy były całkowicie nieznane ludom pustynnym. Prawdopodobnie nigdy nie doszłoby do styczności Chortarów z ludźmi, gdyby nie kilka osad portowych na północy pustyni. O ile chortarscy żeglarze potrafi odbywać odległe podróże morskie o tyle ludzie nie dysponowali umiejętności nawigacji. Ich nieliczne statki nie oddalały się zbyt daleko od brzegu. Dlatego od samego momentu w którym doszło do kontaktu ludźmi z tymi „Świniakami”, jak tę nację określano wsród mieszkańców pustynni, kontakty handlowe obu gatunków odbywają się tylko w pustynnych portach. Ojczyźniane ziemie Chortarów nadal pozostawały tajemnicą. Fakt ten spowodował, że wokół tajemniczych odległych wysp na północy powstały liczne mity.
- Ludzie zawsze próbują pomijać temat Chortarów, jednak skąd wiadomo, że na odległych ziemiach za morzem północnym nie istnieją inne gatunki na tyle rozwinięte aby posiąść zdolność mowy, walki i inne niezbędne umiejętności do stworzenia społeczności – wyjaśniał Ledi – Zawsze gdy słyszymy w opowieściach o potworach i dziwnych stworach to traktujemy je jako wymyślone, ale czy Chortarzy nie odpowiadają pod względem swojego wyglądu cechą istot z naszych legend?
- Chyba nie sugerujesz, że prawdą jest co mówił ten człowiek – dziwił się Sarten.
- Możliwe, że bolesne wydarzenia, które doświadczył wpłynęły na osąd sytuacji, jednakże nie możemy stawiać tego za pewnik – odparł kapłan.
- Co zatem proponujesz? –
- Nie powinniśmy nic zakładać, dopóki nasz gość nie powie nam dokładnie co się wydarzyło.
Sarten zaczął rozmyślać nad słowami Lediego. Nie mógł się z nimi nie zgodzić. Istnienie Chortarów pokazywało, że świat krył w sobie wiele tajemnic, które nie było na rękę ludziom przekonanym o swojej wyższości nad innymi ziemskimi istotami.
Kupiec uśmiechnął się. Kiwnął głową na znak, że zgadza się z kapłanem.
- Natychmiast poinformuj mnie, gdy nasz gość odzyska przytomność – nakazał kupiec.
- Oczywiście.
Sarten opuścił namiot kapłana. Na koniec spojrzał ostatni raz w stronę Zasaka.
„Co za tajemnice kryjesz?” – dopytywał się w myślach.
***
W obozowisku niemal wszyscy wojownicy siedzieli przy rozpalonym ognisku. Był wśród nich zarówno Bazuk, Ezakin oraz Bazakin ten ostatni nie uczestniczył w spożywaniu wina. Wojownicy palili za pomocą drewnianych fajek tytoń przywiezionych zza morza przez Chortarów. Towarzyszył im Oblak. Był dosyć mocno speszony ale próbował to ukryć. Nagle Ezakin odwrócił się w jego stronę, chcą podać mu fajkę.
- Dziękuje, ale nie palę – odparł rudowłosy młodzieniec.
- No to może wina – proponował dalej wojownik.
Kupiec ponownie odmówił.
- A gdybym ci proponował kobiety też byś odmówił? – zaśmiał się młody wodoranin.
Inni wojownicy wybuchnęli śmiechem, jednak Oblak nie rozumiał żartu Ezakina.
- Jak można ofiarować kobietę – dziwił się rudy mężczyzna.
- To znaczy zapłacić kobiecie aby zaspokoiła cie – wyjaśnił wojownik.
- Jak to? To jest możliwe? – Oblak nadal nie rozumiał o co chodzi wodoraninowi.
Dezorientacja młodzieńca jeszcze bardziej rozśmieszyła zebranych przy ognisku, a to z kolei wyraźnie speszyło go to jeszcze bardziej.
- Po prostu nigdy nie spotkałem się z czymś takim w Edoranie – stwierdził zażenowany.
Obok ogniska przechodził Sarten. Wyraźnie go zainteresowała prowadzona obok rozmowa.
- I nigdy się z tym nie spotkasz. Prostytucja w Edoranie nie będzie nigdy dozwolona – wtrącił się starzec.
Nagle wojownicy spoważnieli. Wyglądało to tak jakby szanowali Sarten o wiele bardziej niż innych kupców lub wręcz bali się go z racji jego reputacji. Ezakin znacznie poważniejszym tonem kontynuował rozmowę.
- Rozumiem, że to zajęcia jest uwłaczające dla edorańskich kobiet, ale może moglibyśmy przywieść jakieś z portów gdzie jest ich pełno – stwierdził wojownik lekką mamrocząc pod wpływem wypitego wina.
- Chyba żartujesz! Osiedlać w Edoranie portowie dziwki?! Oprócz tego nawet takie kobiety rozmnażają się. Niedobrze mi się robi jak myślę, że Edoran zaludniłby się takim plugastwem – Sarten nie krył zdenerwowania.
Obecność starego kupca wyraźnie dodała odwagi Oblakowi, który postanowił włączyć się do dyskusji.
- Przecież to, że kobieta ma matkę prostytutkę, to nie znaczy, że pójdzie w ślady swojego rodzica. Tym bardziej syn. Dzieci nie wybierają swoich rodziców – zauważył młodzieniec.
Sarten spojrzał karcącym wzrokiem w stronę rudego chłopaka, co odebrało mu natychmiast zebraną odwagę.
- Dzieci otrzymują skrawek duszy rodzica przy narodzinach, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że poszłoby w ich ślady – wyjaśnił starzec.
Mimo iż nie wszyscy wojownicy zgadzali się ze zdaniem kupca, jednak przez pryzmat szacunku do niego nie protestowali.
Tymczasem siedzący przy ognisku Bazuk bez opamiętania raczył się winem. Był bardzo pijany. Dosyć mocno kręciło się mu w głowie, a że nawet na trzeźwo nie potrafił utrzymać język za zębami to wręcz rozpierała go teraz chęć wtrącenia się w dyskusje. Wstał dosyć mocno wahając się na nogach.
- Zatem Adaris powinien urosnąć na takiego samego chorego zbrodniarza jak Uwrlak – wypaplał pijak.
Wszyscy skamieniali. Słowa towarzysza mocno zirytowały Bazakina.
- Milcz głupcze! – wrzasnął po czym zwrócił się do starego kupca – Proszę wybacz mu. Nie wie co mówi gdy wypije za dużo wina.
Jednak Sarten o dziwo zachowywał względny spokój. Spojrzał w stronę awanturnika. Ten jednak nie cofał swoich słów, co więcej nie zamierzał zamilknąć.
- To przecież wiedzą wszyscy – dziwił się Bazuk – Przecież każdy wie, że żaden inny Edorianin nie dopuścił się nigdy tak wielkich zbrodni jak Uwrlak.
- Zamknij się natychmiast! – wrzasnął ponownie Bazakin.
Pijany wojownik jednak nie rozumiał poruszenia wśród swoich towarzyszy.
- Czemu jesteście tacy przerażeni. Przecież to tylko starzec i do tego kupiec, przecież każdy z was nienawidzi tych nadętych bogaczy – dziwił Bazuk.
Bazakin chciał już podejść do towarzysza aby uderzyć go w twarz. Jednak zatrzymał go Sarten. Chociaż starca coraz bardziej irytowały słowa wygadanego pijaka to jednak zwrócił się do niego spokojnym tonem:
- Albo jesteś zbyt pijany albo jesteś zbyt młody aby rozumieć dlaczego twoi towarzysze odnoszą się do mnie z szacunkiem.
- O czym ty mówisz? – dziwił się Bazuk.
Bazakin nie mógł już milczeć.
- Głupcze! Wielki Sarten uczestniczył w wielkiej bitwie z bandą rozbójników, którym przewodził Abuk. Obraziłeś człowieka, który zabił herszta bandy. Dzięki niemu w tej części pustyni zapanował pokój, którym my wszyscy dzisiaj się cieszymy – wyjaśnił zdenerwowany wodoranin.
- Chyba żartujesz! – niedowierzał pijany awanturnik – Ten Abuk musiał być nieudacznikiem. Tylko wyjątkowo słaby wojownik mógł ulec kupcowi.
- Mylisz się! Abuk był potężny i uchodził za niepokonanego. Dopiero wielki Sarten zdołał go zabić – wyjaśnił Bazakin.
Pijany Bazuk nie dawał za wygraną.
- Możliwe, że kiedyś ten kupiec potrafił walczyć, jednak teraz jest tylko i wyłącznie zapatrzonym w siebie starcem – odrzekł.
Awanturnik był zaślepiony pychą. Zbliżył się do Sartena. Spojrzał prosto w oczy starcowi. Nagle plunął w twarz przeciwnikowi.
- Zaraz pokaże, co o tobie myślę – wrzasnął Bazuk
Chwycił za klingę miecza. Wszyscy zamarli w przerażeniu.
Jednak wojownik nie zdążył wyciągnąć miecza. Z jego ust zaczęła kapać krew. Poczuł ból w okolicy brzucha.
- Co… Co się dzieje… - wymamrotał.
Spojrzał w dół. Ujrzał ostrze sztyletu wbity w jego brzuch. Po krawędzi broni spływała krew. Sarten wyciągnął sztylet z ciała awanturnika. Bazuk usunął się na ziemię. Nikt jednak nie podbiegł do niego aby mu pomóc. Bano się interweniować . Po chwili Bazuk pozostawiony sam sobie wyzionął ducha.
Wojownicy zebrani przy ognisku zamilkli. Oblak przerażony zajściem uciekł w stronę swego namiotu. Bazakin ruchem ręki dał znać towarzyszom aby się uspokoili.
- Ostrzegałem go, ale najwyraźniej śmierć była pisana tego głupcowi – oznajmił zaskakująco spokojnie worodanin.
Ezakin dziwił się swemu bratu. Z trudem przychodziło mu milczenia, jednakże wykazał lojalność.
Sarten schował broń za pas. Spojrzał w stronę zebranych.
- Zabierzcie jego zwłoki poza obóz i tam je pochowajcie. Niech kapłan odprawi odpowiednie ceremoniały przy pochówku – nakazał starzec.
Po tych słowach oddalił się od ogniska idąc spokojnym krokiem w stronę swego namiotu. Po drodze mijał Adarisa, które zaniepokoiły krzyki przy ognisku. Młodzieniec zatrzymał wuja.
- Co tam się wydarzyło? – dopytywał się zaniepokojony młodzieniec, dostrzegając trupa w pobliżu ogniska.
- Obraził twojego ojca, nie mogłem przymknąć na to oka. Lepiej nie podchodź tam. Wojownicy są mocno rozdrażnieni. Kto wie czego mogą się dopuścić gdy są ogłupieni winem i oślepieni gniewem – doradził bratankowi.
Adaris spojrzał w stronę wojowników zebranych wokół ogniska. Na ich twarzach malowała się wściekłość. Nic dziwnego strata towarzysza była dla nich czymś bolesnym. Widząc to młodzieniec dostrzegł, że wuj ma rację. Nie dyskutował i od razu zawrócił w stronę swego namiotu.
Nieco dalej Sarten dostrzegł ukrywającego się Oblaka. Starzec nie zatrzymywał się przy nim. Gdy mijał go powiedział krótko do młodzieńca:
- Nie martw się chłopcze. Bazakin trzyma, krótko tą zgraję.
Oblak nie wydawał się mimo to spokojniejszy. Starszy kupiec nie miał zamiaru jednak tracić czasu na dalsze uspakajanie strachliwego rudzielca.
Odpowiedz
#4
Cytat:Najliczniejszą grupą byli rzemieślnicy. Wytwarzali oni dobra, które następnie kupcy sprzedawali. Byli również najbiedniejszymi członkami wspólnoty, na szczęście i tak bogactwo Edorianów, czasami zwanych również Edoriańczykami, pozwalało im zaspokoić wszystkie swoje potrzeby.
Trzecią co do liczebności grupą stanowili wojownicy.

Albo mi coś umknęło, albo Ty zapomniałeś o drugiej grupie.

Cytat:- To my jesteśmy najliczniejszą grupą w Edoranie. Po co nam kupcy? Zbierają większość dóbr a nic nie robią. Równie dobrze sami wodoranie mogliby organizować takie wyprawy. co to za problem? -

Dopiero co czytałem, że to rzemieślnicy są najliczniejszą grupą.

Cytat:Bazakin był nieufny.
- Stój! – wrzasnął – Kim jesteś?
- Spokojnie. Widzisz, że nie jest uzbrojony – uspokajał Azakin.
Ranny mężczyzna nie krył radości. Zmęczony upadł na kolana.
- Dzięki Alizanowi, że was spotkałem. Aj! – złapał się bok, intensywnie krwawił.
Mimo, że stan przybyłego był ciężki to jednak Bazakin nadal mu nie ufał.
- Mów kim jesteś! –
- Jestem Zasak… Jestem z Asuran… - mężczyzna coraz ciężej oddychał i coraz ciężej było mu mówić.
- Zasaku co ci się stało? Napadli cię bandyci? – dopytywał się Sarten.
- Nie… To nie byli ludzie… Potwory… Zaatakowały… Tylko ja ocalałem…
Nie dokończył. Stracił przytomność i bezwładnie opadł na ziemię.
- Potwory? O czym on mówił? – Nazak był przerażony.
Kapłan zszedł z grzbietu swego wielbłąda. Podbiegł do nieprzytomnego Zasaka.
- Co z nim jest? – dopytywał się Sarten.
- Jest wycieńczony. Stracił wiele krwi, ale nadal żyje – odparł Ledi.
- Zostawmy go – zaproponował Bazakin – Nie możemy go zabrać ze sobą.

Wszystko fajnie, ale moim zdaniem wstawiając tu Bazakina straciłeś szansę na zbudowanie w miarę wyraźnej postaci. Gdyby to Bazuk tak się zachowywał, to byłby kolejny dowód na to, że jest irytujący i agresywny i czytelnik już wiedziałby, kogo nie powinien lubić. Tymczasem Bazakin najpierw w rozmowie z Bazukiem zachowuje się rozsądnie, by po chwili stracić zmysły.

To takie uwagi, które nasunęły mi się podczas lektury dwóch pierwszych rozdziałów/części czy jak to zwać. Księżniczka już się nimi trochę zajęła, więc ja postanowiłem się skupić na kolejnym tekście.

Cytat:W namiocie przebył również Sarten.


Cytat:- Co sądzisz o tych co opowiadał ten Asuranin. Czy to możliwe, że Asuran zostało zaatakowane? – dopytywał się starzec medyka.

Dla mnie ta wypowiedź to kompletny bełkot. Znaczy - rozumiem, o co chodzi, ale jest napisana koszmarnie. Nie mówiąc już o tym, że dwukrotnie w kilku zdaniach Sarten się czegoś "dopytywał", co nie wygląda zbyt dobrze i w dodatku pojawia się nie pierwszy raz. Nie wiem, dlaczego to słowo występuje u Ciebie tak często, ale na pewno nie musi tak być.

Cytat:Prawdopodobnie sprawdzą rabunku była grupa rozbójników.

Sprawcą! Auu!

Cytat:O ile chortarscy żeglarze potrafi odbywać odległe podróże morskie o tyle ludzie nie dysponowali umiejętności nawigacji.

UmiejętnościĄ.

Cytat:ale czy Chortarzy nie odpowiadają pod względem swojego wyglądu cechą istot z naszych legend?

Cechom.

Cytat:„Co za tajemnice kryjesz?” – dopytywał się w myślach.

Dwie rzeczy mi się nie podobają w tym fragmencie. Po pierwsze: lepiej brzmiałoby np. "Co ty ukrywasz?". Po drugie: znowu ktoś się o coś "dopytywał".

Cytat:Był wśród nich zarówno Bazuk, Ezakin oraz Bazakin ten ostatni nie uczestniczył w spożywaniu wina. Wojownicy palili za pomocą drewnianych fajek tytoń przywiezionych zza morza przez Chortarów.

Zakładam, że to tytoń został przywieziony przez Chortarów, więc po co "ch" na końcu słowa?


Po przeczytaniu całości muszę stwierdzić, że mam mieszane uczucia. Postaram się to wszystko wypunktować.

1. Wizja świata jest moim zdaniem dość ciekawa i sensowna. Nie wiem jeszcze, o co dokładnie będzie chodziło w tym opowiadaniu (zakładam, że główny wątek będzie się obracał wokół niezbadanych ziem i tajemniczych ludów), ale sama podstawa jest solidna - rozsiane po pustyni plemiona, nieznane krainy i istoty, walka o władze, jest nawet swego rodzaju mitologia - to ma potencjał.

2. Warsztat i interpunkcja to zdecydowanie nie jest Twoja mocna strona, ale jest też sporo błędów, których możesz uniknąć. Było trochę literówek i wpadek gramatycznych - gdybyś odłożył tekst na kilka dni i sprawdził go po upływie tego czasu, na pewno byłbyś w stanie wyłapać część z nich. Podobnie jest z powtórzeniami - spróbuj przeczytać tekst na głos po jakimś czasie, a wyłapiesz większość z nich. Nie wstawiaj niczego od razu po napisaniu, czy po pobieżnym sprawdzeniu. To ułatwi pracę osobom, które oceniają Twoje dzieła. Smile
Zwróć też uwagę na sposób, w jaki jest ono zapisane (szczególnie pierwszy rozdział). Długie, zlewające się ze sobą fragmenty - takie coś niewygodnie czyta się na ekranie komputera. Spróbuj zastosować akapity, częściej używaj przycisku "enter". Taka forma jaką Ty zastosowałeś potrafi odstraszyć od opowiadania.

3. Już na samym początku wprowadziłeś kilku bohaterów, z których niestety żaden nie jest wyrazisty i żaden nie pełni istotnej roli. Na początku sądziłem, że głównym bohaterem jest Azaris i być może taka jest prawda, ale póki co nie dajesz czytelnikowi do zrozumienia, że to rzeczywiście jego losy będzie śledził. Jego imię pojawia się rzadziej niż Sartena i pełni on póki co marginalną rolę. W dodatku pojawiają się postaci jeszcze mniej znaczące, bez których mogłoby się obyć.

4. Brak fabuły. Na razie można tylko domyślać się, o co chodzi, bez ładu i składu skaczesz od jednego wydarzenia do drugiego. Przez chwilę miałem wrażenie, że cały ten pojedynek został wpleciony na siłę, jako zapychacz. Prawdopodobnie miał uwidocznić konflikt kupców i wojowników, ale udało się średnio.

5. Dialogi brzmią niestety sztucznie, ale niektóre są po prostu dziwne, takie... pompatyczne? Spójrz:

Cytat:Nie powinien ten potępieniec brać udziału w wyprawie, to zły znak

Cytat:Jestem rad, że pokładasz w nas taką wiarę, lecz nie bierzesz poprawki na to, że kupcy są nam potrzebni. Szacunek oraz znajomości jakimi dysponuje ich profesja w innych oazach umożliwia prowadzenie wymiany handlowej. Przy konflikcie posługują się rozumem a nie mięśniami. W przeciwieństwie do nas potrafią dojść do kompromisu i nie sięgają ślepo po miecz przy byle okazji.

Moim zdaniem to język, który bardziej pasuje do Biblii, a nie współczesnej powieści fantasy.

6. Tytuły, które nadajesz rozdziałom są według mnie zbyt proste i po prostu głupie. Możesz zrezygnować z nazywania ich, albo spróbować wymyślić coś bardziej wyszukanego - na razie odzierają one opowiadanie z resztki elementu zaskoczenia.

Zgadzam się w całości z tym, co napisała księżniczka. Opowiadanie ma sens i pomysł jest ciekawy, ale zabijasz je żółwim tempem akcji. W dodatku nie ma z kim się utożsamiać, a większość dialogów jest bardzo sztuczna. Przedstawianie świata w pierwszym rozdziale także według mnie jest złym pomysłem. Spójrz na taką "Grę o Tron" - George R. R. Martin wykreował niesamowicie rozbudowany świat i jego książka jest pełna opisów, ale każdy z nich pojawia się, kiedy jest to konieczne. Uważam, że to czyta się zdecydowanie lepiej.

Ćwicz dalej, jestem pewien, że poprzez pisanie możesz poprawić wiele elementów Twojego warsztatu. Kolejny rozdział ma być dynamiczny, więc zobaczę, co wymyśliłeś, jednak kiedy już uznasz, że jest dopracowany wystarczająco, spróbuj zostawić go na kilka dni i wtedy dokładniej sprawdzić.

Najkrócej: pomysł ma potencjał, ale w obecnej formie jestem na nie. Czekam, co będzie dalej. Życzę powodzenia i dużo weny.
Odpowiedz
#5
Rozumiem staram się przykładać ale niestety błędy to moja pięta achillesowa. Nie raz na studiach piszę pracę, a raczej pisałem bo obecnie już tylko kończę pracę magisterską i we wrześniu obrona. Niekomunikatywny język pełny błędów stylistycznych, ortograficznych czy gramatycznych często był mi wytykany odnośnie prac. Jednak nadrabiałem to zawsze treścią merytoryczną. Mam nadzieje, że treść fabuły przekona cię do tej historii. Powiem szczerze, że boję się postojów. Raczej chciałbym wrzucać fragmentarycznie i dopiero przy prezentacji całości nanieść finalne poprawki, oczywiście mając na uwadze wasze spostrzeżenia (które wytaczają mi rzeczy które muszę poprawić przy pisaniu następnych rozdziałów). Zawsze gdy odstawiam opowiadanie to w głowie natychmiast rodzi mi się całość kolejnego. A to czwarty rozdział, mam nadzieje że cie zaciekawi: PS. Obecnie mam napisany również V rozdział a nie chce zmieniać wszystkiego, dlatego wasze uwagi odnośnie sposobu prezentacji fabuły mogę wykorzystać w pełni dopiero w VI rozdziale.

IV Nocny koszmar

Tej samej nocy Ezakin i wojownik imieniem Waklak kopali grób dla Bazuka. Obok dołu leżało zawinięte w koc ciało ich martwego towarzysza. Waklak był zdziwiony obecnością wodorana. Przeważnie to mniej znaczący wojownicy byli wyznaczani do takich prac, tymczasem Ezakin zgłosił się sam. Jego brat, który jako lider wyznaczał zadania innym, choć nie krył zdziwienia to jednak nie miał nic przeciwko.
- Dlaczego się zgłosiłeś – pytał Waklak.
- Musiałem przy czymś się zmęczyć, bez tego nie uspokojone się – odparł młodzieniec.
- Nie dziwie ci się. Może i Bazuk był pijakiem, który nie potrafił trzymać języka za zębami, ale też był jednym z nas. Sarten nie powinien go zabijać.
- Nic nie obchodzi mnie śmierć tego pijaka – wrzasnął.
Ezakin nie chciał podawać prawdziwego powodu swojego zdenerwowania. Z pewnością nie była nim śmierć Bazuka, którą zresztą niezbyt szanował. Według młodego wodoranina zabity mężczyzna uwłaczał całej edorańskiej kaście wojowników swoimi nikłymi umiejętnościami w walce. Dziwił się jak ktoś tak słaby mógł ukończyć ciężkie szkolenie.
Rzeczywistym powodem złości młodzieńca była uległość jego brata wobec kupców. Jego zdaniem Bazakin pozbawił siebie całej godności poprzez skrajną uległości wobec Sartena, który według Ezakina jest zwykle irytującym starcem, który wciąż wspomina swoją dawną chwałę. Jeszcze bardziej Ezakina irytowała myśl, że inni wojownicy byli zbyt przerażeni aby zareagować. W ich oczach starszy brat młodzieńca postąpił słusznie.
Pogrążony w myślach nie zauważył kiedy pojawiał się Bazakin.
- Ten dół jest odpowiednio głęboki. Waklak idź po innych wojowników. Przyprowadź również kapłana. Niech odprawi odpowiednie ceremoniały – nakazał.
- A co z kupcami. Też ich wezwać? – zapytał Waklak wychodząc z dołu.
- Nie bądź głupi. Myślisz, że będą chcieli uczestniczyć pochówku wojownika zabitego przez jednego z nich? – naiwność kompana dziwiła lidera wojowników.
Waklak natychmiast udał się w stronę obozu, pozostawiając dwóch braci sam na sam ze sobą.
Początkowo panowała cisza. Jednakże Bazakin coraz wyraźniej patrzył na brata w sposób, który dawał do zrozumienia, że chce z nim porozmawiać. Młodszemu z rodzeństwa to nie umknęło. Przez chwilę milczał, jednak zbyt wiele zebrało się w nim emocji..
- Jak mogłeś na to pozwolić?! – wrzasnął młodszy z braci.
- Pozwolić aby Sarten zabił Bazuka? Ten głupiec sam był sobie winny…
- Nie o to chodzi – przerwał Ezakin – Jak mogłeś się tak poniżać przed tym starcem. Po co się wtrącałeś i po co go broniłeś? Nie musiałeś nic mówić a ty tymczasem pokazałeś, że mają cię w garści. Może i to oni nam przewodzą, ale nie czyni to z nas sług.
- Oczywiście masz racje ale przecież…
- To dlaczego zachowałeś się jak sługus, który szuka byle okazji do podlizania się kupcowi.
- Co miałem zrobić? Zaatakować Sartena? – dziwił się Bazakin.
- Powinieneś był milczeć – odparł jego brat.
Lider wojowników przez chwilę był zaskoczony słowami młodszego brata. Po chwili zaczął rozumieć o co tak naprawdę chodzi.
- Bałeś się? – zapytał nagle.
- Co? Chyba nie mówisz poważnie – zaczął speszony bronić się Ezakin – Niczego się nie boje. Jestem wojownikiem.
- Młody wojownikiem – odparł jego brat – Na szkoleniu wpajają nam te wszystkie bzdury o tym, że to my jesteśmy najwspanialszymi z ludu Edorańczyków. Mówią nam, że to my jesteśmy potrzebni kupcom a nie oni nam. A tak naprawdę bez nich skończyłby się handel a tym samym żywność. Może dostosowalibyśmy się do zmian ale wielu z nas mogłoby zginąć z głodu. Nie mamy pasterzy, nie uprawiamy roślin. Tak naprawdę to my jesteśmy od nich zależni. Ich władza nie wynika z ich bogactwa lecz wpływów. Dlatego musimy być im posłuszni. Bazuk nie rozumiał tego i przypłacił to życiem.
- Mylisz się Bazakin, nie masz racji – zaprzeczał Ezakin chociaż coraz bardziej rozumiał, że jego brat rzeczywiście wie co teraz czuje.
- Dobrze wiesz, że mam racje. Ty jako młody wojownik, żyjący w czasach pokoju, nie rozumiałeś do tej pory jak niewiele my wojownicy znaczymy. Dzisiaj widziałeś jak wojownik został zabity przez kupca. Oczekiwałeś gromów na niebie, wściekłości samego boga niebios, a tymczasem… Nic się nie stało. Wojownik umarł a Sarten prawdopodobnie nie będzie miał nawet koszmarów z tego powodu. To właśnie cię boli. Czułeś się kim wielkim, a okazałeś się szarym człowiekiem jakim naprawdę jest każdy z nas. Poczułeś ogromny strach jakiego nie potrafiłby wywołać u ciebie miecz wroga. Poczułeś w końcu marność swojego życia.
Ezakin milczał. Najwyraźniej słowa brata mocno go dotknęły. Były bolesne lecz prawdziwe. Zaczął rozumieć. Bazakin to dostrzegł i postanowił w końcu odpowiedzieć na najważniejsze pytanie brata:
- Nie milczałem ponieważ musiałem dać przykład naszym braciom. To był mój obowiązek.
Ezakin milczał z trudem utrzymywał emocje. Już nie był zły na brata. Teraz jedynym powodem jego frustracji była świadomość jak bardzo był naiwny.
Bazakin widział, że jego słowa trafiły do brata, jednak nie był pewny czy zrozumiał wszystko. Czy widział tylko powód gniewu a nie jego uzasadnienia? Ustrój społeczności edoriańskiej wydawał się niesprawiedliwy gdy nie zna się jego przyczyn.
Nie mógł jednak kontynuować rozmowy z bratem ponieważ w ich stronę zmierzała reszta wojowników oraz kapłan Ledi.
Ceremonie pogrzebowe ludu edoriańskiego nie odbiegały zbytnio od tych praktykowanych w innych osadach. Były wyjątkowo proste. Na początku kapłan modlił się do boga niebios o litościwy osąd duszy zmarłego. Nie było problemu jeśli ktoś zginął śmiercią naturalną podczas pobytu na pustyni, bowiem uznawano, że przeżycie sędziwego wieku w tych niegościnnych terenach było wystarczającym świadectwem wytrwałość godnej powrotu na łono rajskich łąk.
Problem natomiast pojawiał się gdy ktoś zmarł przedwcześnie. Wojownicy mogli usprawiedliwić się śmiercią w boju. Jednak w przypadku Bazuka nie wchodziło to w grę. Na szczęście Ledi mimo młodego wieku dobrze znał ceremoniały. Najodpowiedniejszy wydawały się mu słowa znanej modlitwy w intencji wojownika, który umarł w pojedynku.
- O wielki Alizanie, stworzyłeś nas abyśmy stali się twoimi posłańcami na ziemi. Obraziliśmy ciebie własną słabością. Z pokorą przyjęliśmy karę i każdego dnia chcemy pokazać, że jesteśmy godni odzyskania twoich łask. Koniec życia jest końcem naszej próby. Jeden z naszych braci, jako wojownik oddał życie w obronie godności, cnoty tak cenionej przez ciebie. Choć przegrał w pojedynku, odwaga i wybranie śmierci zamiast słabości i tchórzostwa niech będą podstawą odzyskania przez niego łaski oraz zmartwychwstania w dniu naszego ostatecznego sądu.
Najprawdopodobniej treść modlitwy nadmiernie i niezasłużenie gloryfikowała śmierć tego pijanego awanturnika. W innych okolicznościach wojownicy nie zawahaliby się przed skomentowaniem słów Lediego, jednakże uczczenie pamięci zmarłego towarzysza było dla nich jak niepisane prawo, dlatego mimo iż normalnie niejeden z nich by się zaśmiał, tym razem na ich twarzy nie zawitało nic oprócz wielkiego żalu. Zupełnie jakby w ich pamięci wszystkie występki Bazuka zostały wymazane wraz z jego śmiercią.
Słowa modlitwy nie były przypadkowe. Ludzie pustyni uważali, że to przez słabość zostali wygnani na te tereny. Dominował również pogląd, że umierając człowiek w chwili spoczęciem w piasku pustynnym, zostawał oddany pod sąd Sędziów, którzy byli istotami stworzonymi przez Alizana. Różne teorie odnosiły się co do wyglądu i pochodzenia Sędziów. Jedni uważali, że to istoty zrodzone ze światła, jeszcze inni, między inny Edorianie, uważali, że to duchy pierwszych przodków.
Sędziowie oceniali jak zmarły spędził swoje życie. Jeśli człowiek okazywał się godny, jego dusza czekała na dzień powrotu pana niebios, który wskrzesi zmarłych i przeprowadzi ich przez pustynie prosto do rajskich łąk. W przeciwnym razie włochata bestia o nazwie Marakan porywał duszę do podziemnego świata, gdzie bestie będące potomkami ludzi przemienionych przez boga niebios i przygarnięte przez Maraka rozrywały ją na strzępy przez wieczność.
Potwierdzeniem tych wierzeń miał być fakt, że ciało pozostawione samo sobie znacznie szybciej się rozkładało niż pochowane w pustynnych piaskach.
Następnie zakopano Bazuka. Trwało to chwilę. Ponieważ każdy wojownik towarzyszący zmarłemu w wyprawie musiał przynajmniej małym kawałkiem ziemi przysypać grób. Na koniec Ledi zakończył ceremonie słowami "Alizanie zmiłuj się na naszym bratem".
Po chwili wszystko dobiegło końca. Wojownicy wraz z kapłanem zaczęli wracać do obozu. Został tylko jeden zbrojny na straży. Do tego zadania został wyznaczony Waklak. Był to człowiek wierny znający swoje miejsce. Zawsze stał w cieniu. Nie wchodził pomiędzy dysputy między wodoranami a kupcami.
- ,,To musi kiedyś się źle skończyć" - myślał o tym konflikcie obserwując oddalających się wojowników, spokojnych, pełnych zadumy czyli takich jakich nigdy nie uświadczy się przy możnowładcach.
Nagle przerwał tok swych myśli. Wydawało mu się, że coś usłyszał. Odwrócił wzrok ku pustynni. Wytężył wzrok. Nie było proste dostrzec cokolwiek za obozem. Panowała tam ogromna ciemność.
Na horyzoncie dostrzegł dziesiątki pochodni zmierzających w stronę ich obozu. Pogrążeni w dyspucie wędrowcy nie zauważyli ich w porę. Waklak chciał krzyknąć lecz nim to zrobił rzucano włócznia wbiła się mu w plecy z ogromnym impetem. Wojownik ujrzał ostrze wychodzące z jego podbrzusza. Ostatkiem sił krzyknął.
Jego towarzysze odwrócili się w jego stronę. Ujrzeli jak wyłaniająca się z ciemności bestia odcina ostrzem swego miecza głowę Waklaka. Tors upadł na ziemię. Światło z pochodni przy grobie odkryło obliczę potworów. Były to włochate bestie o ludzkiej wyprostowanej postawie z łbem szakala. Nosili lekką zbroję, niewielkie okrągłe tarcze i krótkie miecze. Byli niezwykle szybcy.
Bazak nakazał:
- Natychmiast do obozu, chronić kupców.
Kolejni wojownicy starali się zatrzymać biegnące bestie. Choć edorańscy wojownicy byli zaprawieni w boju to jednak szybkość bestii i ich liczebność nie dawała szans ludziom. Wojownicy ochraniali kapłana aż do obozowiska, jednakże ich szeregi kurczyły się w niezwykle szybkim tempie.
W końcu dobiegli do obozowiska. Wrzask obudził Sartena, Nazaka i Azarisa.
- Co tutaj się dzieje – dopytywali się przerażeni młodzieńcy.
Jednak zbędna była słowna odpowiedź na to pytanie. Dostrzegli po chwili bestie wdzierające się do obozu. Większość wojowników zebrała się wokół kupców.
- Panie musimy biec do wielbłądów. Nie zatrzymamy ich – rzekł Bazakin po czym odciął łeb zmierzającej w ich stronę bestii.
On i jego brat byli niezwykłymi wojownikami. Kolejni przeciwnicy padali pod ciosami ich mieczy. Po chwili również Sarten ukazał swoje umiejętności zabijając kilka potworów. Młodsi kupcy byli zbyt przerażeni aby walczyć. Ledi również nie dobył oręża, nigdy nie miał broni w dłoni ani nie był wyszkolony w walce.
Wywleczono nieprzytomnego Zasaka. Bestie rozpoznały go z Asuran i niemal natychmiast poderżnięto mu gardło. Nie cierpiał długo.
Edorianie ruszyli w stronę wielbłądów przedzierając się przez szeregi kolejnych bestii. Jednakże po chwili przystali. Ujrzeli jak zwierzęta zostają zadźgane przez napastników.
Oblak, który przerażony chował się w swym namiocie został z niego wyciągnięty. Krzyczał w niebogłosy, prosząc o litość. Bestie jednak wyraźnie nie chciały jej okazać. Widząc to Bazakin zaczął przedzierać się do niego. Niestety pomiędzy nimi było wiele „Szakali”, ich miecze raniły jego plecy. Mimo bólu brnął dalej.
- Bracie – krzyknął Ezakin.
Nie mógł jednak mu pomóc. Potworów było zbyt wiele. Oczywiście nie obrał stania i przyglądania się cierpieniu brata. Próbował pomóc, jednak nie zbliżał się ani trochę do Bazakina. Choć jego miecz przeszywał kolejnych Szakali to jednak każdy jego atak wobec ich liczebności ostatecznie zamierał. Mimo to ponawiał je wciąż i wciąż. Na jego ciało bryzgała ich krew a piasek pod jego stopami wydawał się nabierać coraz mocniejszej odcieni czerwieni.
Tymczasem Bazakin również natrafił na problemy. Nie mógł zbliżyć się do Oblaka. Nieporadność młodego kupca wyraźnie śmieszyła stwory. Pastwili się nad nim. Nie używali miecza. Zamiast tego pchnięciami tarczy i kopnięciami przewracali go na ziemię. Chcieli aby żył a przez to cierpiał jak najdłużej. Jego twarz pokryła się krwią.
Wodoran widząc, że znęcanie nad rudym kupcem powoli zaczyna się nudzić stworom, postanowił zaryzykować. Gdy jeden z nich pochylił się na młodym kupcem aby zadać mu śmiertelny cios mieczem, Bazakin całą siłą zaczął przeć do przodu, tarczą wywracają kilka stworów.
Nadal było za daleko. Rzucił precyzyjnie miecze. Jego ostrze trafiło prosto w pierś stwora.
Jednak był jeszcze jego towarzysz, który również miał zamiar zabić młodego kupca. Wojownik musiał szybko zareagować. Rzucił swą tarczę w stronę bestii. Ta uderzyła z impetem w jej łeb pozbawiając ją przytomności.
Gdy cała uwaga bestii skupiła się na Bazakinie, do leżącego Oblaka podbiegło kilku wojowników. Przeciągnęli go do broniącej się reszty towarzyszy.
Jednakże dla Bazakina było już za późno. Był bezbronny. Agresorzy ruszyli w jego stronę. Ich żelazne miecze z łatwością wbijały się w jego ciało. Nie trwało to zbyt długo. Wspaniały wojownik padł martwy na piaszczystą ziemię.
Jego brat wrzasnął. Nie mógł uwierzyć w to przed chwilą widział. W dzikim szale ruszył na przeciwników. Gniew pozbawił go rozumu. Nie zważał na liczbę przeciwników. Kolejne stwory padały na ziemię, jednak było ich zbyt wiele. Zraniono go w nogę, uklęknął. Był to bardziej bezwładny odruch niż kwestia bólu. Gniew pozbawił go czucia czegokolwiek. Powstał. Walczył dalej. Bestie choć liczniejsze na chwilę utraciły swą pewność. Wyglądało to tak jakby Ezakin był niepokonany.
Nagle wodoranin został uderzony tarczą w twarz. Bestie wykorzystały ten moment. Ostrze zraniło go w brzuch. Wojownik jednak nie wstrzymał się. Wbił nóż w podgardle stwora. Chciał iść dalej, jednak rany dały o sobie znać. Osłabł. Widział niewyraźnie. Ponownie uderzono go tarczą. Stracił równowagę i upadł.
Dostrzegł jak staje nad nim jedna z bestii. Wojownik był gotowy na śmierć.
„Spotkamy się bracie na rajskich łąkach” – pomyślał.
Zamknął oczy. Czekał….
Nie czuł bólu. Bestia nie zadała ciosu. Zamiast tego usłyszał odgłos upadającego obok ciała.
Ktoś chwycił go za zbroje i zaczął ciągnąć po ziemi w kierunku zebranych w jednym miejscu broniących się Edoriańczyków. Spojrzał ostatni raz. To był Sarten. Młody wodoranin chciał krzyknąć aby ten go zostawił jednak nie starczyło mu sił. Stracił przytomność.
Sarten wciągnął go wewnątrz kręgu w którym jego towarzysze bronili się przed napierającymi bestiami. Kapłan choć nie walczył starał się opatrzeć rany towarzyszy. Pomagali mu Nazak i Adaris. W końcu zwrócił się do nich Sarten widząc, że sytuacja staje się beznadziejna:
- Bierzcie miecze. Nie dajcie się zabić bez walki. Zasłużcie na rajskie łąki. Pokażcie, że jesteście ich warci – nakazał.
Młodzi kupcy oraz Ledi chociaż nigdy nie walczyli dobyli oręża. Bali się. Docierało do nich, że na pewno tej nocy umrą. Spojrzeli po sobie. Żaden nie chciał pokazać strachu. Niestety nie udawało im się ukryć emocji. Ruszyli…
… Aby niemal natychmiast się zatrzymać.
Żaden z nich nie zdążył zadać ciosu. Bestie zaprzestały ataku. Ludzie byli zdezorientowani.
- Co się dzieje? – dziwił się Nazak.
Nikt nic nie odparł, bo nikt nie znał odpowiedzi. Stwory wyraźnie gapiły się w jeden punkt, gdzieś po za granicami obozu, gdzie niedocierany światła pochodni. Nagle wśród ciemności zaczęli słyszeć głośne powolne kroki. Wyraźnie zbliżała się w ich stronę jakaś ogromna bestia. Ludzie byli przerażeni. Zbliżał się stwór o wiele przerażający od pół ludzi pół szakali, którzy zaatakowali obóz i wybili niemal wszystkich wędrowców z Edoran.
Było tak jak przypuszczali. Ujawniła się ich oczom najbardziej przerażająca bestia jaką kiedykolwiek widzieli Edorianie. Ogromny skorpion z ostrymi szczypcami i ogonem wysokim jak sześciu mężczyzn. Jego ciało było pokryte niezwykle wytrzymałym pancerzem.
Sarten zrozumiał dlaczego potwory nie atakowały. Zaciekły opór ludzi wykrwawiał ich. Agresorzy nie spodziewali się tego. Ich żelazo górowało nad brązem oręża ludzi, jednakże edorańscy wojownicy słynęli wśród innych ludów pustynnych. Ich umiejętności były niebywałe. To i tak nic nie da. Ogromny skorpion umożliwi Szakalom szybkie rozbicie Edoriańczyków. Wydawało się, że śmierć jest bardziej niż pewna i próżno oczekiwać jakiegokolwiek ratunku. Wędrowcy byli na to gotowi.

Odpowiedz
#6
Cytat:- Dlaczego się zgłosiłeś[ ]– pytał Waklak.

Zabrakło pytajnika.

Cytat:- Musiałem przy czymś się zmęczyć, bez tego nie uspokojone się – odparł młodzieniec.

Tu powinno być "nie uspokoiłbym się", ewentualnie "nie uspokoję się".

Cytat:- Nie dziwie ci się. Może i Bazuk był pijakiem, który nie potrafił trzymać języka za zębami, ale też był jednym z nas. Sarten nie powinien go zabijać.
- Nic nie obchodzi mnie śmierć tego pijaka – wrzasnął.

Powtórzenie.

Cytat:Ezakin nie chciał podawać prawdziwego powodu swojego zdenerwowania. Z pewnością nie była nim śmierć Bazuka, którą zresztą niezbyt szanował.

Z tego wynika, że Ezakin nie zbyt szanował śmierć. Chyba nie to miałeś na myśli? Tongue


Cytat:Rzeczywistym powodem złości młodzieńca była uległość jego brata wobec kupców. Jego zdaniem Bazakin pozbawił siebie całej godności poprzez skrajną uległości wobec Sartena, który według Ezakina jest zwykle irytującym starcem, który wciąż wspomina swoją dawną chwałę.

Okropne powtórzenie, poza tym powinno tu być "poprzez skrajną uległóść". Nie wiem natomiast, czy chodziło Ci o to, że Sarten jest zwykłym irytującym starcem, czy też o to że jest nim zwykle (czyli zazwyczaj), zakładam jednak, że miałeś na myśli to pierwsze (zwłaszcza, że swoją dawną chwałę wspomina "wciąż", a nie zwykle).

Cytat:Pogrążony w myślach nie zauważył(,) kiedy pojawiał się Bazakin.


Brakujący przecinek i niepotrzebne "a". W ogóle tych przecinków brakuje znacznie więcej, ale nie będę już wskazywał każdego miejsca, w którym powinien być, a go nie ma.

Cytat:- A co z kupcami[.] Też ich wezwać? – zapytał Waklak wychodząc z dołu.

Zamiast tej kropki powinien być pytajnik, w końcu to pytanie, a nie stwierdzenie.

Cytat:- Nie bądź głupi. Myślisz, że będą chcieli uczestniczyć pochówku wojownika zabitego przez jednego z nich? – naiwność kompana dziwiła lidera wojowników.

Słowo "naiwność" powinno w tej sytuacji zaczynać się z wielkiej litery, co wynika z zasad zapisywania dialogów. Zauważyłem jeszcze kilka podobnych błędów - odsyłam więc [TUTAJ] po więcej.

Cytat:Młodszemu z rodzeństwa to nie umknęło. Przez chwilę milczał, jednak zbyt wiele zebrało się w nim emocji
- Jak mogłeś na to pozwolić?! – wrzasnął młodszy z braci.[..]

Czyżby jakiś nowy znak interpunkcyjny? Tongue Albo jedna, albo trzy kropki.
Poza tym - kolejne powtórzenie.

Cytat:Lider wojowników przez chwilę był zaskoczony słowami młodszego brata. Po chwili zaczął rozumieć[,] o co tak naprawdę chodzi.
- Bałeś się? – zapytał nagle.
- Co? Chyba nie mówisz poważnie – zaczął speszony bronić się Ezakin – Niczego się nie boje. Jestem wojownikiem.

Ten fragment jest kompletnie źle napisany. Zaczynasz o liderze wojowników - piszesz, że był zaskoczony słowami brata. Następnie ktoś "zaczął rozumieć o co tak naprawdę chodzi" - biorąc pod uwagę poprzednie zdanie i to, że nie zmieniłeś podmiotu, czytelnik zakłada, że chodzi o lidera wojowników (czyli Ezakina). Tymczasem nie wiem w zasadzie, co Ezakin miałby zrozumieć i prawdopodobnie chodziło Ci o to, że to Bazakin zaczął myśleć, że jego brat się bał. Tylko że z tego co Ty napisałeś absolutnie to nie wynika - wręcz przeciwnie, z tego co Ty napisałeś wynika nawet, że pytanie "Bałeś się" zostało wypowiedziane przez lidera wojowników (czyli Ezakina.

Cytat:- Młody wojownikiem[m] – odparł jego brat[.]

Brakująca litera, brakująca kropka.

Cytat:Ustrój społeczności edoriańskiej wydawał się niesprawiedliwy gdy nie zna się jego przyczyn.

Poszukałbym tu innego słowa niż "ustrój".

Cytat:było wystarczającym świadectwem wytrwałość godnej powrotu na łono rajskich łąk.

Wytrwałości.

Cytat:Dominował również pogląd, że umierający człowiek w chwili spoczęciem w piasku pustynnym

Spoczęcia.

Cytat:zostawał oddany pod sąd Sędziów

Wygląda mi to trochę jak masło maślane, skoro jest sąd, to jasne, że są sędziowie. Rozumiem, że to są wyjątkowi Sędziowie, ale wciąż sędziowie.

Cytat:W przeciwnym razie włochata bestia o nazwie Marakan porywał duszę do podziemnego świata, gdzie bestie będące potomkami ludzi przemienionych przez boga niebios i przygarnięte przez Maraka rozrywały ją na strzępy przez wieczność.

Powtórzenie. Poza tym najpierw nazywasz tę bestię "Marakan", a potem piszesz "przez Maraka", z czego wynika, że to nie "Marakan", tylko "Marak". Więc jak w końcu nazywa się ten potwór?

Cytat:Trwało to chwilę. Ponieważ każdy wojownik towarzyszący zmarłemu w wyprawie musiał przynajmniej małym kawałkiem ziemi przysypać grób.

Na Twoim miejscu zrobiłbym z tego jedno zdanie, a w miejsce kropki wstawił przecinek.
"Trwało to chwilę, ponieważ każdy...".
Mógłbyś też dodać np. "wedle tradycji", bo niby każdy wojownik musiał przysypać grób, ale nie bardzo wiadomo dlaczego.


Cytat:Światło z pochodni przy grobie odkryło obliczę potworów. Były to włochate bestie o ludzkiej[,] wyprostowanej postawie z łbem szakala.

Oblicze.

Cytat:Bazak nakazał:

Chyba Bazakin?

Cytat:- Co tutaj się dzieje[?] – dopytywali się przerażeni młodzieńcy.

Wywaliłbym słowo "tutaj", pytanie zyska na dynamice. Brakuje (znowu) pytajnika. I znowu ktoś się "dopytuje". W słowniku języka polskiego słowo "dopytywać" oznacza "pytając usilnie, dowiedzieć się czegoś". Czy w tej sytuacji (i w większości pozostałych, w których używałeś to słowo) ktoś się czegoś usilnie pyta? Nie sądzę. Spróbuj jednak zerwać z tak częstym używaniem tego słowa.

[quote]- Panie[,] musimy biec do wielbłądów. Nie zatrzymamy ich – rzekł Bazakin[,] po czym odciął łeb zmierzającej w ich stronę bestii.

Brakuje przecinków, poza tym wstawiłbym tu wykrzykniki, wypowiedź od razu stałaby się bardziej emocjonalna.

Cytat:Jednakże po chwili przystali.

Przystanęli. "Przystali" to forma czasownika "przystać", czyli zupełnie innego, oznaczającego "zgodzić się na coś, przyłączyć się do jakiejś grupy, organizacji".

Cytat:- Bracie – krzyknął Ezakin.

Skoro krzyknął, to wstaw wykrzyknik.

Cytat:każdy jego atak wobec ich liczebności ostatecznie zamierał.

Czy atak może zamierać? Użyłbym to innego czasownika.

Cytat:Stwory wyraźnie gapiły się w jeden punkt, gdzieś po za granicami obozu, gdzie niedocierany światła pochodni.


Nie docierały.

Wyraźnie zbliżała się w ich stronę jakaś ogromna bestia. Ludzie byli przerażeni. Zbliżał się stwór o wiele przerażający od pół ludzi pół szakali, którzy zaatakowali obóz i wybili niemal wszystkich wędrowców z Edoran.

Cytat:Zbliżał się stwór o wiele [bardziej] przerażający od pół ludzi[,] pół szakali, którzy zaatakowali obóz i wybili niemal wszystkich wędrowców z Edoran.


Jakie mam wrażenia po przeczytaniu czwartego rozdziału? W zasadzie są one podobne, co po poprzednich trzech. Niby tym razem "dzieje się", ale dzieje się dość powoli, nie odczuwałem dynamiki zdarzeń, czytając nie zaciskałem zębów, by bohaterowie wymyślili coś, co ich uratuje, także dlatego, że żadnego z nich nie polubiłem. Zginęły dwie ważniejsze postaci, ale wciąż nie wiedziałem o nich zbyt wiele, w dodatku w absurdalny sposób. Nie rozumiem, dlaczego Buzakin poświęcał się dla rudego, nielubianego przedstawiciela niemalże wrogiej kasty. Dla mnie to trochę tak (przepraszam za okropny przykład), jakby żołnierz SS rzucił karabin Żydowi, by mógł się ratować.

Błędów nie wypisywałem wszystkich, nie stosowałem też jakiegoś niesamowitego klucza przy wyborze tych, na które zwróciłem uwagę. W sumie nie zmieniło się zbyt wiele w stosunku do tego, co było wcześniej. Zauważyłem jednak, że tym razem brakowało kilku pytajników, co wcześniej nie rzuciło mi się w oczy. Poza tym używasz zarówno przymiotnika "edorański", jak i "edoriański", jak i "edorański" - powinieneś się zdecydować. Podobnie jak wcześniej jest sporo błędów gramatycznych, brakuje wielu przecinków. Ponownie też przeskoczyłeś od jednego wydarzenia do drugiego i ponownie nie napisałeś jeszcze, o czym dokładnie będzie główny wątek. Czekam na odpowiedź na to pytanie.

Jeszcze raz życzę powodzenia i czekam co będzie dalej. Liczę jednak, że w końcu powiesz mi, o co w tym chodzi, bo czasu na zainteresowanie mnie historią (warsztatem raczej mojej i niczyjej uwagi już nie dasz rady przyciągnąć) masz niestety coraz mniej.

PS. Jeśli chcesz wstawiać wszystko na bieżąco to OK. Nie chodziło mi jednak o to, byś po skończeniu fragmentu czekał z dalszym pisaniem, a po prostu nie wstawiał go od razu, tylko poczekał kilka dni (w międzyczasie możesz zająć się kolejnymi rozdziałami) i spróbował wyłapać błędy takie jak literówki.
Odpowiedz
#7
Nie chce zbytnio zdradzać fabuły ale wyjaśnię co nie co.
Stwór nazywał się Marakan.
Liderem wojowników biorących udział w wyprawie jest Bazakin (jednakże liderem "wszystkich"wojowników edoriański jest jeszcze ktoś inny).

Wydaje mi się, że nie odgadłeś jaką postawę reprezentuje Bazakin. Doszukujesz się w nim głosu rozsądku, typowego wojownika pragnącego zagłady kasty kupców, ale prawda jest zupełnie inna. Wojownicy edoriańscy są dumni do granic możliwości, nieczuli na krzywdę nie-Edorańczyków i Bazakin nie jest tu wyjątkiem, ale on w przeciwieństwie do swojego młodszego brata ma poczucie powołania do pełnienia pewnej misji. według niego zadaniem wojowników jest ochrona kupców od których zależy przyszłość Edoranu, czego nie rozumieją jego bracia z wojowniczej kasty. Dlatego chciał pozostawić Zasuka, któremu nie ufał (ale również nie czuł potrzeby pomocy obcemu, który był dla niego człowiekiem gorszej kategorii, co ma uzasadnienie w edoriańskich wierzeniach, w których Edorianie byli ulubieńcami boga niebos) i dlatego mimo niechęci do kupców rzucił się na pomoc Oblakowi. Taki według niego był cel jego życia jako wojownika.

Zasuk nie był bohaterem. Wędrowcy spotkali go co doprowadziło do niespodziewanego postoju, Szakale atakują, zabijają go... i tyle. Miał wpływ na fabułę ale nie widzę potrzeby kreowania z niego bohatera.

Wydaje mi się, że nie bierzesz pod uwagę, że chce aby postacie takie jak Adaris, Nazak czy Ezakin uległy zmianom pod wpływem zdarzeń. Zobacz teraz na nich. Dwóch rozpieszczonych młodych bogatych chłopców i zaślepiony dumą wojownik, młody i bez doświadczenia. Aby stali się bohaterami muszą ulec zmianie pod wpływem przytłaczających bolesnych wydarzeń, takich jak bycie świadkiem morderstwa, spotkanie przerażających potworów, śmierć brata, czy zwykła bezsilność, która zabija ich przeświadczenie o wyższości. Stąd początkowa pozorna drugoplanowość niektórych postaci (nie powiem, których Big Grin)

Co do błędów. Nie jestem w stanie ich wyłapać. Mam nawyk szybkiego czytania i nie potrafię się go pozbyć. Dodatkowo jako autor znam tekst i wielokrotnie go przeczytam a i tak nie wyłapię błędów. Dopiero jak je podkreślasz, wycinając z całości tekstu myślę: "Rzeczywiście, co za głupi błąd zrobiłem ale... czytałem to pięć razy i widziałem to zdanie jako napisane poprawnie.".
Odpowiedz
#8
Masz rację co do lidera wojowników, błędu więc tam nie było - to moje niedopatrzenie, przepraszam.

Co do Oblaka - ciągle nie jestem przekonany. Rozumiem, że od kupców zależy przyszłość Edoranu, ale mimo wszystko to był rudy, młody, pewnie niezbyt doświadczony kupiec, Bazakin mógł próbować go ratować, ale według mnie poświęcanie za niego życia to przesada.

Co do tej przemiany - rozumiem. Chodziło mi po prostu o to, że przeczytałem już cztery rozdziały i na razie wciąż za bardzo nie wiem o czym będzie całość, ani kto będzie główną postacią. Z żadnym z bohaterów nie mogłem się na razie utożsamić i nie mam pojęcia, z kim będę miał się utożsamiać.
Odpowiedz
#9
Motyw śmierci Bazakina jest lekko zaskakujący, ale tylko z punktu widzenia współczesnego człowieka. Jednak on inaczej postrzegał świat. Pod tym względem przypominał bardziej człowieka starożytności (zresztą ludy pustyni są nadal w epoce brązu), który jako pewniak stawiał fakt życia pozagrobowego i istnienia bóstw. I tutaj pojawia się pytanie: mając takie poglądy jakie ma (wojownicy w roli opiekunów kupców), gdyby nie próbował uratować Oblaka nawet z narażeniem własnego życia, czy nie dopuściłby się "grzechu" słabości, który pozbawia szansy powrotu do "raju", w świecie gdzie tezy religijne była traktowane niemal jak dogmat naukowy?

Odpowiedz
#10
Szczerze mówiąc nie brałem tego pod uwagę i gdyby spojrzeć na śmierć Bazakina z tej strony, to nabiera ona więcej sensu. Szkoda jednak, że nie zwróciłeś nie zwróciłeś za bardzo na to uwagi w tekście.

Czekam na dalsze fragmenty. Big Grin
Odpowiedz
#11
Jest to jak na razie najkrótszy rozdział. Mam napisany VI ale czeka na poprawki, lecz to właśnie w następnej części okaże się, że pojedynek Bazuka i Sartena oraz poświęcie Bazakina to zdarzenia mające ogromne znaczenie dla fabuły.

5. Abark Wyzwoliciel

Nagle z ciemności po za obozowiskiem ktoś cisnął w Skorpiona beczułkę z naftą. Dało się usłyszeć wrzask. W szeregi Szakali szturmem wbili się wojownicy. To byli ludzie, jednakże ani Edorańczycy ani lud im znany. Na tarczach widniały przeciwne symbole. Chociaż wędrowcy nie wiedzieli kim są ich wybawiciele to jednak niedługo się nad tym zastanawiali. Sarten nakazał Lediemu i młodym kupcom nie wychylać się. Wojownicy mieli ich chronić.
Skorpion wierzgał nacierając na ludzi, którzy zręcznie unikali jego ostro zakończonego ogona. Nagle jeden z nich potknął się. Natychmiast Skorpion wbił w niego swój ogon. Następnie gwałtownie uniósł go, wyrzucając wysoko w powietrze nieszczęśnika.
- Zajmijcie się Skorianem – wrzasnął dowódca wybawicieli.
Jeden z wojowników podbiegł do ogniska i zapalił w jego ogniu grot strzały. Następnie wystrzelił ją z łuku w kierunku Skorpiona. Nafta z naczynia, którą ciśnięto w bestie natychmiast zapaliła się. Skorian rzucał się w różne strony. Ciskano w niego włócznie, jednakże pancerz sprawiał, że nie wbijały się one na tyle głęboko aby zranić tą ogromną istotę. Wojownicy podbiegali do niego i odcinali mu odnóża. Skorian stracił równowagę wywracając się na grzbiet. Natychmiast zaatakowano jego podbrzusze. Tutaj ochronny pancerz był znacznie cieńszy. Włócznie zagłębiały się w cielsko stwora. Po chwili bestia przestała się ruszać.
Liczniejsi ludzie wybijali Szakali. Edoriańczycy opuścili broń widząc, że agresorzy uciekają. Jednakże wyzwoliciele nie chcieli odpuścić. Ścigali każdego z Szakala i bezwzględnie mordowali.
Świadomość ocalenia powoli zaczęło docierać do wędrowców. Nazak wyszedł przed szereg. Nie dowierzał w to co się dzieje.
- My żyjemy – powtarzał pełen radości młody kupiec – My żyjemy.
Adaris również się cieszył.
Tymczasem Ledi natychmiast ruszył aby opatrzyć rannym.
- Niech ktoś mi pomoże. Jest ich zbyt wielu abym poradził sobie w pojedynkę – zwrócił uwagę kapłan.
Sarten rozkazał pozostałych przy życiu towarzyszom:
- Zajmijcie się nimi –
Gdy już w obozowisku nastał spokój. Dowódca tajemniczych wojowników zwrócił uwagę jednemu ze swoich:
- Powiadom wielkiego Abarka, że obozowisko zostało oczyszczone z Anubisów.
Wojownik natychmiast wykonał rozkaz. Zapalił w ognisku grot strzały, a następnie wystrzelił ją w powietrze. Z chwilą gdy dotknęła ona nieoświetlonej ziemi, nieopodal rozległ się tupot wielbłądzich odnóży.
Edorańczycy ujrzeli jak do obozowiska wjeżdża wielu jeźdźców. Po ich wyposażeniu można było domyśleć się że byli wśród nich wojownicy i medycy. Na czele tych pierwszych podążał brodaty mężczyzna. Był strzeżony przez resztę zbrojnych. Najwyraźniej był wodzem tej licznej armii. Kazał medykom zająć się rannymi. Ci natychmiast wykonali rozkaz.
Za nimi wprowadzono puste wozy zaprzężone w muły. Medycy sprawdzali kogo da się jeszcze uratować.
Gdy jeden z nich podszedł do martwego Edoranina. Zatrzymał go Sarten, chwytając za rękę.
- Co to ma znaczyć? – wrzasnął kupiec.
Natychmiast podbiegł niższy rangą dowódca, który uczestniczył w walce.
- Puść go starcze. Nie widzisz, że chcemy wam pomóc – powiedział.
- Nie oddam moich rodaków w ręce nieznanych mi ludzi, nie wiemy czy można wam ufać –
- Słuchaj głupcze, uratowaliśmy was…
- To nic nie znaczy – przerwał Sarten.
Rosnące napięcie pomiędzy dowódcą a Sarten dostrzegł sam wódz. Oddalił się od swojej przybocznej gwardii i podjechał do kłócących się mężczyzn.
- Co tutaj się dzieje kapitanie – zwrócił się wódz do swojego podwładnego.
- Ten głupi starzec pozwala się wykrwawiać swoim ludziom. Najwyraźniej nasi medycy nie są dla nich dostatecznie dobrzy – odparł pogardliwie kapitan.
- Nie widziałeś symbolu drzewa na ich tarczach. To przecież Edorianie, jedni z najbardziej dumnych ludzi wśród ludów Wielkiej Pustyni – po tych słowach zwrócił się do Sartena – Wybacz kapitanowi Soblikarowi, pochodzi z odległej wschodniej części pustyni, nie zna waszej upartości i dumy. Nie mamy jednak czasu aby wszystko można było wam wyjaśnić. Mimo to proszę abyście pozwolili naszym medykom zająć się waszymi ludźmi. Umieszczą rannych na wozach a martwych spalą wraz z naszymi poległymi.
Usłyszał to Ledi:
- Nie mogę na to pozwolić. Nasza religia jasno wymaga pochówku zmarłych w ziemi – zdecydowanym tonem zwrócił się do przywódcy wybawicieli – Proszę zrozum nas czcigodny Abarku, życie na ziemi to zaledwie chwila w porównaniu do życia po śmierci. Nieodpowiednie ceremonie równają się z oddaniem zmarłego w ręce straszliwego Marakana i jego bestii, które zesłał również na nas żyjących…
Soblikar nie mógł dalej słuchać słów kapłana.
- To nie były marakanowskie bestie. To Anubisy, istoty ze wschodu. Napadają na osady ludzkie i niewolą ich mieszkańców – wyjaśnił kapitan.
- Skąd ta pewność? – nie dowierzał Ledi.
- Marakan i jego bestie są nieśmiertelne. Zabiłem wystarczająco dużo tych pomiotów szakala aby mieć pewność, że żaden z nich nie jest śmiertelny – następnie Soblikar zwrócił się do swego wodza – Panie, dlaczego nie możemy po prostu ich spalić tak jak przewidują nasze obrządki.
- Ponieważ nie jesteśmy jak te bestie, szanujemy każdy z pustynnych ludów oraz ich tradycje, wierzenia a tym samym i obrządki pogrzebowe – odparł Abark, następnie zwrócił się do Sartena – Damy wam jeden wóz na którym będziecie mogli umieścić swoich zmarłych. Pogrzebiecie ich w swojej osadzie. Będziemy was eskortować… Oczywiście za waszym pozwoleniem.
- Nie rozumiem skąd ten pośpiech? - dziwił się stary kupiec - Przecież rozbiliście anubiskie oddziały.
- Przykro mi, że muszę zepsuć ci radość ze zwycięstwa, ale to był zaledwie patrol. Prawdziwa anubiska armia podąża na południe. A ich droga przebiega przez wasz Edoran. Wyprzedzimy ich o ile będziemy maszerowali również w nocy. To jak będzie? Chcecie naszej pomocy, czy nie?
Sarten kiwną głową na znak, że się zgadza. Chociaż nie wiedział kim są ich wybawiciele to jednak dostrzegał w Abarku dobro. Oprócz tego Edorańczycy czuli przerażenie, że w stronę ich rodzinnej osady zmierzają te bestie. Adaris pomyślał o swojej żonie. Nie chciał aby pogrążone w wojowniczym szale Anubisy zrobiły krzywdę jej i jej nienarodzonemu dziecku. Przerażone serce biło mu coraz mocniej. Najchętniej pobiegły już teraz w stronę domu. Niestety jedyne co teraz mógł zrobić to pomóc medykom w przenoszeniu rannych i martwych na wozy.
**
Jeszcze w nocy oddział Abarka spotkał się z resztą swoich wojsk. Edoriańczycy byli mocno zaskoczeni. Podczas gdy pojedyncze armie poszczególnych ludów pustych liczyły zaledwie kilkuset wojowników, to Abarkowi udało się zebrać trzy tysiące zbrojnych. Maszerowali powoli. Pochodnie oświetlały im drogę. Buntownicy potrafili skutecznie poruszać się w nocy. Kierowali się gwiazdami. Abark uważał, że ta umiejętność nawigacji to jeden z wielu wspaniałych darów boga niebios Alizana.
- My unikamy podróży w nocy. Wy natomiast bardzo dokładnie zbadaliście położenie gwiazd na nocnym niebie – zauważył zafascynowany Adaris.
- Większość ludów pustynnych w środkowej części uznaje, że siedziba Alizana mieści się w chmurach. Jednak gdy zacząłem mieć styczność z wierzeniami ludów wschodnich znajdujących się pod okupacją Anubisów usłyszałem twierdzenie, że siedziba wielkiego władcy nie mieści się w niebie, tylko wśród gwiazd – wyjaśnił Abark.
Te rozmowy zaczęły irytować Sartena. Nie miał ochoty rozmawiać o gwiazdach, gdy tej nocy wielu jego rodaków poległo. Nie chciał jednak rozdrażnić swoich wybawicieli, więc zachował spokojny ton:
- Wielki Abarku może porozmawiajmy o rzeczach istotnych. Przed atakiem dyskutowałem z kapłanem Ledi o Chortarach i zastanawia mnie czy Anubisy i te stwory coś łączy?
- Jeśli chodzi ci o to czy te istoty są spokrewnione, to nic nie wiemy na ten temat. Możemy tylko przypuszczać. Choć jestem człowiekiem religijnym i swoje życie opieram na wierze to jednak nie chce gdybać na temat naszego wroga. Wiemy o tym, że Chortarzy i Anubisy utrzymując kontakty handlowe. Niektórzy uciekinierzy mówią, że Chortarzy kupują od tych Szakali ludzkich niewolników – wyjaśnił dowódca buntowników.
-To znaczy, że Chortarzy z którymi handlujemy w północnych portach w rzeczywistości również są naszymi wrogami? – dziwił się Sarten.
- Nie do końca. Chortarzy nie zajmują się wojaczką. Handlują zarówno z ludźmi jak i z Anubisami. Handel ludźmi jest efektem ubocznym naszej wojny z bestiami ze wschodu. Te Świniaki w rzeczywistości zwęszyły możliwość zysku. Jeśli rozpoczniemy i z nimi wojnę, doprowadzi nas to do błyskawicznej porażki.
- Czyli mamy znosić fakt, że nasi są bydłem dla tych Świń? – zirytował się Sarten.
- Rozumiem twoje rozgoryczenie, ale toczymy wojnę z Szakalami a nie z Chortarami. Gdy zwyciężyły Anubisów wtedy Chortarzy skończą handlować naszymi braćmi – uspakajał go Abark.
Sarten był rozsądnym człowiekiem, nie tylko z racji swoje wieku i doświadczenia ale również wrodzonej zdolności logicznego myślenia. Rozumiał, że dowódca buntowników znacznie lepiej zna obecną sytuacje niż Edorańczyk, który dopiero od kilku godzin wie o toczącej się wojnie.
- Czego właściwie oczekujesz od mojego ludu? Dobrze wiem, że nie bezinteresownie eskortujesz nas do naszej osady - zauważył stary kupiec.
- To co od innych ludów pustynnych. Uzupełnienia naszych zapasów oraz odnalezienia nowych sojuszników. Słynni wodoranie z Edoranu będą wspaniałym wzmocnieniem naszych szeregów – odparł Abark.
- Nie chce wyjść na niewdzięcznego, ale wodoranie są zbyt dumni aby walczyć dla kogoś z innego ludu, oprócz tego niewiele mamy zapasów. Ledwo starczą na nasze potrzeby. Chcieliśmy je uzupełnić w Asuran – ostrzegł Sarten.
- Może nazwiesz mnie optymistą ale mimo wszystko uważam, że warto spróbować o ile jest chociaż maleńka okazja na to aby uratować ludzi i zmienić losy tej wojny – odparł Abark.
Sarten dalej nie kontynuował rozmowy. Dochodził do niego straszliwy obraz sytuacji w jakiej się znalazły pustynne ludy. Na jego barki padł ciężar widma zagłady. Chociaż były nikłe szanse liczył, że jego rodacy nie uniosą się słynną edoriańską dumą i wspomogą Abarka w jego misji wyzwolenia ludzi spod jarzma niewoli bestii ze wschodu.

Odpowiedz
#12
Cytat:Na tarczach widniały przeciwne symbole.

Chodziło o "przedziwne symbole"?

Cytat:Skorpion wierzgał nacierając na ludzi, którzy zręcznie unikali jego ostro zakończonego ogona. Nagle jeden z nich potknął się. Natychmiast Skorpion wbił w niego swój ogon. Następnie gwałtownie uniósł go, wyrzucając wysoko w powietrze nieszczęśnika.

"Skorpion natychmiast" brzmiałoby lepiej; powtórzenie.

Cytat:Nafta z naczynia, którą ciśnięto w bestie natychmiast zapaliła się.

BestiĘ.

Cytat:aby zranić ogromną istotę.

"TĘ ogromną istotę."

Cytat:Ścigali każdego z Szakala i bezwzględnie mordowali.

Niepotrzebne "z".

Cytat:Świadomość ocalenia powoli zaczęło docierać do wędrowców.

ZaczęłA.

Cytat:Tymczasem Ledi natychmiast ruszył aby opatrzyć rannym.

Albo "RANY", albo "RANNYCH", ale na pewno nie "rannym".

Cytat:Gdy jeden z nich podszedł do martwego Edoranina. Zatrzymał go Sarten, chwytając za rękę.

Nie wiem po co ta kropka, w ogóle to zdanie nie brzmi zbyt ładnie.
"Gdy jeden z nich próbował podejść do martwego Edoranina, został zatrzymany przez Sartena, który chwycił go za rękę". Myślę, że tak brzmi lepiej

Cytat:Sarten kiwną[ł] głową na znak, że się zgadza

Litości!

Cytat:Gdy zwyciężyły Anubisów wtedy Chortarzy skończą handlować naszymi braćmi – uspakajał go Abark.

Zwyciężymy.

Cytat:Sarten był rozsądnym człowiekiem, nie tylko z racji swoje[go] wieku i doświadczenia

Cytat:To co od innych ludów pustynnych

"Tego, czego od..."


Wypisałem tylko kilka wpadek, bo w pewnym momencie stwierdziłem, że nie ma sensu tak wnikliwie analizować każdego zdania, ale to miało pozytywne strony - dzięki temu mogłem skupić się na opisanych wydarzeniach. Z czystym sumieniem mogę więc powiedzieć, że to chyba najciekawszy z dotychczasowych rozdziałów, ale wciąż cierpi na dolegliwości poprzednich.
  • Tradycyjnie jest pełno błędów interpunkcyjnych, gramatycznych, parę ortografów i literówek... Cóż, przywykłem.
  • Znowu wprowadziłeś nowe postacie i znowu są one nijakie. Z dotychczasowych opisanych przez Ciebie bohaterów tylko Abark mnie nie denerwował, prawdopodobnie dlatego, że (jeszcze?) nie było sytuacji, w której by się zachował beznadziejnie głupio.
  • Ni stąd, ni zowąd dowiedziałem się, że świat jest na krawędzi zagłady, ale nie poczułem powagi sytuacji. W zasadzie przyjąłem to bez żadnych emocji. To źle.
  • Ponownie skaczesz od miejsca do miejsca, w jednej chwili toczy się jakaś walka, zaraz jest jakaś rozmowa, po chwili już są eskortowani...

Jak już napisałem, ten rozdzialik spodobał mi się najbardziej z dotychczasowych, pewnie dlatego, że wreszcie zaczęło się coś dziać. Gdybym miał dać Ci jakieś rady, to stwierdziłbym, że powinieneś postarać się, by czytelnik poczuł, że świat może się skończyć. Na razie przyjmuje to nawet bez wzruszenia ramionami.

Czekam na dalsze fragmenty.

Życzę dużo weny i pozdrawiam.
Odpowiedz
#13
Pomyślałem, że coś wrzucę. Niestety mam sporo spraw na głowie ostatnio, więc nie mogę poświęcić tej historii tyle czasu ile bym chciał, ale mam nadzieję, że kolejny rozdział zaciekawi tych, którzy pomimo kiepskiego warsztatu, licznych błędów wciągnęli się w fabułę.


IV. Upadek nadziei.

Słońce wysoko na niebie, bezlitośnie otaczało piaski pustynne swoich blaskiem. Jednakże taki ukrop nie był straszny przyzwyczajonym wędrowcom, zresztą niedobitki z Edoriańskiej karawany mieli gorsze zmartwienie. Pełni pośpiechu, aby zdążyć przed podążającymi za nimi Anubisami, zbliżali się w eskorcie Abarka do osady Edoran.

Rany odniesione w czasie napaści Szakali nie okazały się groźne dla Oblaka. Choć Ledi zalecał aby młody kupiec odbył resztę podróży w wozie to jednak rudzielec wolał znosić niewygodę i ból jeszcze niedoleczonych ran jadąc na grzbiecie wielbłąda. Wolał to niż podróż w pobliżu Ezakina.

Wodoranin odzyskał w nocy przytomność. Gdy oszołomienie minęło i przypomniał sobie bitwę, podczas której zginął jego brat, z jego oczy popłynęły łzy a z ust wydobył się przeraźliwy krzyk. Powtarzał imię swojego zmarłego brata. Gdy ujrzał Oblaka, bez krzty zawahania próbował udusić rudego młodzieńca. Na jego twarzy malowała się wściekłość i szaleństwo. Na szczęście dla młodego kupca, piechurzy idący obok wozów zatrzymali wodoranina.

Dopiero po dłuższej chwili Ezakin uspokoił się, uświadamiając sobie, że nie da rady zabić kupca przez którego zginął jego brat. Podszedł do wozu w którym wieziono Bazakina. Chciał iść obok transportowanych zwłok ukochanego brat, jednak nie odzyskawszy pełni sił co chwilę się potykał i upadał. Nie chciał jednak podążyć za radą Lediego, który doradzał mu powrót na wóz dla rannych. Wojownik posłuchał go tylko połowicznie. Wsiadł na wóz… Wiozący ciała zmarłych. Resztę podróży odbył w towarzystwie zakrwawionych ciał, z których niejednokrotnie wypływały wnętrzności, tuląc się do zwłok swego brata.

Tymczasem Sarten miał już dosyć rozmowy z Abarkiem. Nie chodziło o to czy stary kupiec nie darzył sympatią dowódców buntowników, lecz każda wypowiedziane przez niego zdanie jeszcze bardziej zamieniało sielankowe życiem, którym cieszył się Edorianin w jedną wielką tragedię. Wczoraj jeszcze Edoranie czuli się najpotężniejszym ludem na pustynni, a dziś głoszono im upadek.

Dlatego też wolał jechać w towarzystwie swojego bratanka, który z kolei był całkowicie pochłonięty przez swoje myśli, podobnie jak jadący obok Nazak.

- Co się stało Adarisie – dopytywał się stryj.

- Przecież sam byłeś tam wuju. Sam widziałeś te bestie. Zmierzają w stronę Edoranu. Podobno są ich tysiące. Nie mamy przeciwko nim szans – wyjaśnił młodzieniec – Jak ci udaje się zachować tak wielki spokój?

- To nie proste przy tym co powiedział mi Abark. Pozostaje nam tylko opuszczenie Edoranu. Musimy zabrać naszych braci na zachód. Tam podobno powstają dwie armie, które zaniepokojone działaniami Anubisów organizują armie, tak liczne, że będą w stanie walczyć jak równy z równym naprzeciw tych potworów. Oprócz tego przyjmują uchodźców i zapewniają im azyl w swoich osadach.

- To nawet brzmi rozsądnie – zauważył Nazak – może twój wuj ma rację. Nie ma się czego bać. Nawet wodoranie mimo swojej dumy muszą przyznać, że sprawa przewyższa ich możliwości.

- Tak naprawdę nie boję się o to. Wodoran Faragan to rozsądny człowiek. Jego decyzja to również decyzja całej kasty wojowników – zauważył Sarten .

- Ale czy na zdanie Wodorana Faragana nie wpłynie fakt, że te bestie zabiły jego pierworodnego syna – zauważył Adaris.

Sarten uśmiechnął się. Było to jednak tylko na pokaz, aby uspokoić młodzieńców. W rzeczywistości również stary kupiec mocno obawiał się, że na ocenę sytuacji przez przywódcę wojowników edoriańskich wpłynie strata syna. Faragan bardzo miłował swego następcę… Bazakina.

**
W pobliżu Edoranu zmieniał się krajobraz pustyni. Częściej niż piaskowe wydmy było tu można zobaczyć skały i kamienie. W okolicy Edoranu wartownicy patrolowali pobliski obszar. Dlatego dosyć szybko Edorianie dostrzegli jadącego na przedzie oddziałów Abarka Sartena.

Sarten oznajmił wartownikom, którzy wyjechali mu na przeciwko, że wojsko, które tak ich niepokoi to sprzymierzeńcy, którzy uratowali ich przed śmiercią. Powiedział jedynie tyle bez dalszych zbędnych wyjaśnień.

Po dłuższej chwili ujrzeli kamienne mury Edoranu. W czasach gdy wiele ludów pustynnych dopiero wychodząc z koczowniczego trybu życia nie fortyfikowało swoich osad, Edorianie na ich tle stanowili wyjątek. Mury pochodzą jeszcze z czasów gdy wśród ludów pustynnych trwały ciągłe podboje, a tym samym gdy w ozach była spora ilość niewolników. Jednakże parę pokoleń wstecz zaprzestano wojen oraz zakazano niewolnictwa. Zniewolonym nadano prawa przysługuje rodowitym mieszkańcom osad.
Na murach oraz na pobliskich skalnych wzniesieniach znajdowały się strażnice. Ludy pustyni posługiwały się łukiem ale to nadal włócznie stanowiły częściej użytkowaną broń o dalekim zasięgu. Wynika to z gloryfikacji przez ludzi pustyni walce bezpośredniej, która miała pokazywać prawdziwe męstwo i odwagę godną łaski Alizana. Dlatego też, strażnice były nieliczne i miały głównie charakter obserwacyjny a nie obronny.

Gdy przybyli przed bramę nie roztworzono ją, zamiast tego czekał przed nią Wadoran Fragan. Był to masywny , wysoki i umięśniony mężczyzna, z ogoloną na łyso głową, co prawdopodobnie miału ukryć fakt, że jest już starszym mężczyzną, niewiele młodszym od Sartena.

Naprzeciw niego wyjechał Sarten oraz Abark.

- Wyjaśnisz mi o co tutaj chodzi Sartenie. Kim są ci ludzie? – zapytał zdziwiony wodoran.

- Zostaliśmy zaatakowani. Gdyby nie Abak i jego wojownicy zostalibyśmy zabici – odpowiedział starzec.

- Kto to zrobił? Czyżby Asuranie załamali dawny pakt Botarian? To przecież niemożliwe – stwierdził Fragan.

Pradawne pakty miał swój początek w czasach dawnych imperiów w okresie starych wojen. Bortarianie stworzyli imperium w ramach których mieściły się osady Asuran, Edoran i kilka innych znajdujących się w tej części pustynnych. Gdy wojny dobiegły końca każda z osad ogłosiła swoją niezależność jednak ludy dawnych imperiów nadal łączył pakt militarny. Gdy ktoś zagrał ludom dawnego imperium Botarianie ponownie łączyli się aby wspólnie pokonać zagrożenie.

- Nie przyjacielu. Wyjaśni to ci nasz sojusznik Abark o ile nie masz nic przeciwko aby wpuszczono go do naszej osady. Powiem tylko tyle, że z takim zagrożeniem Edorianie nigdy wcześniej się nie spotkali – wyjaśnił kupiec.

- Niech tak będzie. Ale nie wpuszczę wszystkich jego wojowników. Nie znam ich, więc ich nie ufam. Jeśli Sartenie pozwolisz to proponuje aby oddziały Abarka oddaliły się, a edorańska brama została roztwarta dla niego i kilku jego wartowników z nielicznej przybocznej gwardii – zaproponował stary wojownik.

- Nie mam nic przeciwko. Nie przybyłem tutaj aby podbić Edoran. Szukam w waszym ludzie sprzymierzeńców – odparł dowódca buntowników.

Sarten również się zgodził.

Wojska Abaka oddaliły się na pewną odległość od murów. Brama została roztwarta. Abark i kilku jego gwardzistów wpuszczono do osady. Następnie weszło kilku miejscowych wojowników, ocalałych z nocnej walki. Faragan nie krył zaskoczenia, że tylko tylu przeżyło walkę z Anubisami, ale prawdziwy wstrząs przeżył dopiero gdy przejechały wozy z rannymi i zabitymi. Fragan dostrzegł na nich ciało swego syna. Obok szedł Ezakin. Natychmiast Fagan rzucił broń i podbiegł do wozu. Płacząc przytulił swojego martwego syna.

- Dlaczego? Dlaczego? – krzyczał załamany.

Następnie podszedł do Ezakina. Widząc jego rany uznał, że ten zrobił wszystko aby ocalić swoje brat. Przytulił go, prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu.

- Przynajmniej ciebie oszczędził mi pan niebios. Co się stało synu?

- Zaatakowano nas ojcze. Bazakin próbował ocalić Oblaka, który jak tchórz schronił się w swym namiocie, gdy mordowano naszych braci. Uratował przeklętego oddając za niego życie – odparł Ezakin pełen gniewu.

Farganem szargały emocje. We wściekłości krzyknął do Sartena:

- Mówiłem, że przez bunt rodu Karanów wobec dawnych praw żaden Edoriańczyk nie może być przeklęty ucierpią nie winni. Przysięgam, że zabije niegodziwców, którzy doprowadzili do śmierci mojego syna.

- Farganie, przemawia przez ciebie gniew. Nie podejmuj pochopnych decyzji. Posłuchaj na początku to co ma ci do powiedzenia Abark – uspokajał kupiec.

- Oczywiście, że wysłucham Abarka. Gdyby nie on straciłbym również drugiego syna a mój ród by wygasł. Ale i tak obiecuję ci, że ci którzy doprowadzili do tej tragedii skończą na ostrzu mego miecza.

Po tych słowach powrócił do Ezakina i pomógł mu iść obok wozu wiozącego ciało Bazaka. Tymczasem Sarten zaczął dostrzegać, że obawy Adarisa były słuszne i Faragan dużo gorzej przyjął wiadomość o śmierci syna niż tego stary kupiec się spodziewał.

**

Z powodu obwarowania Edoranu w jego wnętrzu nie można było dostrzec kamienne ceglane domy. W większości osad budowanych wokół oaz nie było murów, czasami można było spotkać tylko prowizoryczne palisady, ale ludzie i tak nadal mieszkali w namiotach. W Edoranie było inaczej. Choć nadal domy nie były imponujące. Cegły były wylepiane z gliny i suszone na słońcu. Budynki przeważnie budowano jako jednopiętrowe z wieloma izbami.

Na tym tle wyróżniały się domy kupców. Miały dwa piętra, wewnątrz można było znaleźć wiele luksusowych towarów takich jak jedwab, rzeźby czy złote naczynia. Miały również wewnętrzny ogród.

W budynku rodu Karanów, senior rodu leżał w łożu wyniesionym do ogrodu, opychając się tłustym jadłem. Jabak bo tak zwał się senior rodu i ojciec Oblaka rzadko wychodził do ludzi. Choć niewolnictwo było zakazane, to jednak dysponował małą świtą sług. Byli to przeważnie ubodzy Edoranie, którzy zatrudniali się u kupca. Ich wolność była tylko pozorna. Jabak traktował ich jak niewolników. Ci jednak nie protestowali bo zbyt bali się Karanina.

Obleśny gruby kupiec obmacywał swoimi tłustymi dłońmi młodą służkę imieniem Alila, która stała przy nim pokornie próbując ukryć swoje obrzydzenie. Jabak chciał włączyć swoją dłoń pod jej suknie, powoli przesuwał ją po pośladku dziewki…

Jednak wtedy do ogrodu weszli Oblak wraz z Sartenem. Gruby kupiec natychmiast cofnął rękę. Wstał… Nie bez trudu.

- Co się stało – krzyczał – Co zrobiliście mojemu synowi?

Oblak uspokajał ojca.

- Spokojnie, to nie ich sprawka. Zresztą gdyby nie Bazakin zginąłbym – odparł młody rudzielec.

Sarten położył na łożu rannego młodzieńca. Senior rodu Karanów nadal się dopytywał:

- O co tu chodzi? –

- Zostaliśmy napadnięci. Trwają przygotowania do pochówku zmarłych. Zaraz po nich odbędzie się narada kupców, wodoranów i kapłanów. Wódz Abak, który ocalił nas przed śmiercią wyjaśni z jakim zagrożeniem mamy do czynienia.

Jabak nie chciał dać za wygraną. Już miał zamiar zadać pytanie, gdy nagle dostrzegł jak Alila nie mogąc się dłużej powstrzymać podbiega do Oblaka, chwytając go za rękę, a następnie przy w stojącej obok misie wody namacza chustę i zaczyna obmywać twarz młodzieńca. Była bardzo zmartwiona. Wyraźnie los młodego rudego kupca nie był jej obcy. Zirytowało to Jabaka.

- Alila idź do kuchni i przynieś wina naszemu gościowi, czcigodnemu Sartenowi – nakazał

Alila była jednak nie zwróciła uwagi na rozkaz swego pana. Ten ponownie jej nakazał:

- Nie słyszałaś co powiedziałem? – wzrastała jego irytacja.

Dopiero gdy Oblak kiwnięciem głowy dał znać aby służka zostawiła go i posłuchała jego ojca, dopiero powstała i wykonała nakaz.
To jeszcze bardziej podirytowało starego Karanina.

Sarten wyczuwał niezręczność sytuacji. Dlatego postanowił jak najszybciej opuścić dom rodu Karaninów.

- Obędzie się bez wina. Muszę jeszcze udać się do mojego domu. Obmyć się i przygotować na ceremoniały pogrzebowe. Zresztą to u mnie gości Abark i jego świta. Na pewno Adaris oczekuje, że zaraz wrócę aby pomóc mu w przyjmowaniu gości.

Pożegnał się dwoma Karaninami a następnie z mocną, aczkolwiek z konieczności ukrywaną, ulgą opuścił tą posiadłość.

**

Cmentarz znajdował się na wyznaczonym polu tuż pod murami miasta. Przybyli niemal wszyscy wojownicy. Ściągnięto do miasta również chłopców z koszarów szkoleniowych wojowników znajdującej się po za murami Edoranu. Zebrał się spory tłum. Na pogrzebie byli obecni wszyscy trzydzieści czterej kapłani. Przybyli również wszyscy męscy członkowie rodów kupieckich. Od Balaków - przybyli Adaris i Sarten, od Warinów - Nazak, jego ojciec Tukar, trzej wujów i siedmiu kuzynów.

Wszyscy zachowywali ciszę. W milczeniu stali przy dołach, w których umieszczano ciała poległych.

Atmosfera stała się napięta gdy przybył lekko spóźniony Jabak wraz z czterema synami. Oczy wszystkich wojowników skupiły się na Oblaku. Wyraźnie obwiniano go za pech, który spotkał uczestników wyprawy.

Rudy kupiec czuł się niepewnie. Rzeczywiście, większość patrzyła na niego nieprzychylnym wzrokiem, szczególnie Ezakin, który chciał w pewnym momencie ruszyć w stronę Oblaka ale powstrzymał go Faragan.

- Jeszcze nie teraz – szeptał stary wodoran na ucho swojemu potomkowi.

Najwyższy kapłan Blinkan prowadził ceremonie pogrzebową.

- O wielki Alizanie, oddajemy ci duszę naszych braci, którzy oddali życie w bitwie w wrogami. Nie wątpimy, że ich odwaga zostaje doceniona przez Sędziów… - zaczął.

Blinkan nie był dobrym mówcą. Chociaż jego słowa były podniosłe, wybrał najdłuższą modlitwę ze wszystkich możliwych. Wywołało to irytacje możnych, którzy woleliby jak najszybciej rozpocząć zebranie.

Wtedy kapłan przeszedł do przemowy moralizatorskiej:

- … Ci wojownicy powinni być dla nas wzorem. Nie bali się pomimo przeważającej ilości wrogów. Nie cofnęli się nawet o krok. Jakże daleko nam do ich postawy. Spójrzcie bracia Edorianie jak bardzo staliśmy się pyszni. Zapomnieliśmy o godnym życiu. Zbyt wielu pamięta o wsparciu naszych duchownych. Próżno oczekiwać tłumów na wieczornych modlitwach…

- Stary dureń! – skomentował po cichu Sarten do bratanka, gdy przemowa jeszcze bardziej się wydłużała – Wykorzysta każdą okazję do wymądrzania się.

Również Ledi stojący wraz z innymi kapłanami był zdziwiony przemową swojego zwierzchnika. Dobrze wiedział, że sama słowa ceremonii pogrzebowej nie są długie. Był trochę zawstydzony, że Najwyższy Kapłan nie dostrzega niestosowności swojego zachowania. Musiał jednak milczeć. Kapłan nie mógł komentować zachowania innych duchownych.

-… I na tym skończmy nasze rozważania. O wielki Alizanie proszę obudź z martwych naszych braci w dniu twojego powrotu i proszę obdarz swoim miłosierdziem również nas, nadal walczących o twą łaskę – powiedział kończąc swoją mowę.

Zebrani przybliżyli się do grobu. Każdy idąc obok wspólnego grobu poległych brał garść piachu i przysypywał nim leżące w dole ciała.
Ezakin nie chciał patrzeć. Gdy stał nad grobem, próbował zamknąć oczy. Nie mógł. Ostatni raz spojrzał na brata. Po rzuceniu piaskiem natychmiast zrobił kilka nerwowych kroków oddalając się nieznacznie od grobu.

Zaraz za nim szedł w kolejce Oblak. Czuł się nieswojo. On był tylko słabym młodzieńcem bez krzty odwagi, a Bazakin wspaniałym wojownikiem, jednym z najlepszych w Edoranie. A jednak to jego ciało leży w grobie.

Chwycił garść piachu i już chciał posypać mi zwłoki gdy nagle ktoś chwycił go z rękę. Oblak obejrzał się za siebie. To był Ezakin.

- Nie jesteś godny tego zaszczytu – powiedział młody wodoranin pełny wściekłości.

Odepchnął młodego kupca od grobu, z tak wielkim impetem, że ten stracił równowagę przewracając się na ziemię.

Widząc to obruszył się Jabak:

- Co to ma znaczyć! Jak śmiesz? – wrzasnął.

Jednak Ezakin nic sobie z tego nie robił. Spojrzał wściekły w stronę grubego kupca.

- Ja? Raczej… Jak ty śmiałeś sprowadzić na nas gniew Alizana? Twoim obowiązkiem było zabić Przeklętego. Zamiast tego wykorzystując swoje wpływy ocaliłeś go. Myślisz, że złamanie prawa boskiego ujdzie ci płazem?! – odparł pełen gniewu wodoranin.

Jabaka wyraźnie przestraszyły te słowa, natychmiast zwrócił się Faragana.

- Opanuj swego syna, zanim będę zmuszony go ukarać – powiedział kupiec próbując pozorować że zachował pewność siebie.
Faragan tymczasem ku zaskoczeniu wszystkich zebranych nie miał ochoty stawać po stronie grubasa.

- Za co ma został ukarany? Za słowa prawdy? Co innego jak nie twój grzech sprowadziło na nas bestie Marakana? – odparł.

- O czym ty mówisz? Jakie bestie? – pytał senior rodu Karanin.

- A zatem jeszcze nie wiesz – domyślił się Faragan – w stronę Edoranu zmierza armia nieludzkich bestii. To właśnie one zamordowały uczestników wyprawy a teraz idą w naszą stronę.

Jabak nie rozumiał o jakich „nieludzkich bestiach” mówi przywódca wojowników. Nikt mu jeszcze nie wyjaśnił co zaszło w trakcie wyprawy do Asuran.

Przerażony Jabak zwrócił się Blinkana.

- Najwyższy Kapłanie, proszę… Zatrzymaj to szaleństwo.

Sędziwy duchowny miał o sobie wielkie mniemanie. Mimo rosnącego napięcia zachowywał spokój. Najwyraźniej sądził, że jedno jego słowo zakończy awanturę.

- Faraganie, na pewno możemy zachować spokój. Nie ma konieczności wszczynania niepotrzebnych kłótni…

- Kapłanie powiedz mi… Które z pradawnych praw dopuszczają ocalenie Przeklętego? – przerwał mowę duchownego wodoranin – Czyż od wieków nie zabijaliśmy przeklętych aby uniknąć gniewu Alizana? Jakie to nagle zapomniane przykazanie odnalazłeś, które pozwoliło oszczędzić to rudowłose, chodzące nieszczęście. Powiedz, bo chciałbym wiedzieć na wszelki wypadek, gdyby moja żona urodziła mi rudowłosego potomka. Czy również oszczędziłbyś go? A może to nie przykazania boga Aliza wpłynęły na ocalenie tego chłopca, tylko spora suma od rodu Karaniów?

Wysoki kapłan milczał. Był wstrząśnięty. Nie wiedział co odpowiedzieć. Nie mógł przecież przyznać, że stare prawa nie przewidują wyjątku od nakazu mordowania Przeklętych. Straciłby cały autorytet.

Napięcie wzrastało. Wszyscy czekali na odpowiedź Blinkana. Widział tylko jedno rozwiązanie. Zwrócił się do zebranych:

- Bracia, zapewne i was zastanawia dlaczego postanowiłem ocalić Oblaka z rodu Karan. Otóż jak wiecie Alizan daje nam znać poprzez pewne cechy wyglądu, których ludzi powinniśmy się wystrzegać. W naszej wspólnocie uważamy, że ową cechą jest czerwony kolor włosów. Jednakże nasz niebiański pan jest znany ze swego miłosierdzia. Gdy człowiek okazuje się godny jego łaski potrafi zdjąć z niego klątwę. Nasze księgi opisują dzieje dawnego proroka Ozaruka, który zabił swoje brata we śnie aby przejąć jego majątek. Jednakże pieniądze nie potrafiły dać mu szczęścia. Czuł pustkę i ból. Okazało się, że zabijając brata stracił coś o wiele wartościowszego niż wszystkie pieniądze ziemi. Dlatego rozdał swój majątek biednym i do końca swych dni wędrował nauczają miłowania swoich bliźnich. Według księgi spisanej przez innego proroka imieniem Megarin, żyjącego w tamtym okresie, pojawia się krótka wzmianka o Ozarukanie, potwierdzają, że ten który zabił swego brata dla jego majątku, choć powinien za swój uczynek cierpieć tortury zadawane przez bestie Marakana, odzyskał łaskę naszego pana. Była ona tak wielka, że Ozarukan dostąpił daru czynienia cudów. Dlatego też od pokoleń Kapłani Alizana, podejmują dysputy, czy powinno zabijać się rude dzieci. Niejednokrotnie ich włosy czernieją i przechodzą w ciemną barwę. Pojawiało się pytanie, czy z tych ludzi Alizan zdjął jarzmo bycia przeklętymi? Chcieliśmy zobaczyć na Oblaku czy jest to możliwe. Należący do wspaniałego edoriańskiego ludu, urodzony w szanowany rodzie, miał wszystkie predyspozycje aby żyć godnie. Dzisiaj wiemy, że nadal w oczach naszego boga zasługuje na potępienie…

- Racja bracia! – natychmiast wtrącił się Ezakin – W trakcie bitwy chował się jak tchórz w swym namiocie. Dlatego z taką łatwością pochwyciły go bestie. Mój brat oddał życie wypełniając swój święty obowiązek obrony współbraci. Ta śmierć nie była konieczna. Już wcześniej dostrzegaliśmy, że ten Przeklęty nie ma w sobie ani krzty godności i nikła jest szansa obdarzenia go łaską przez Alizana.

Można było dostrzec poruszenie zebranych Edorianów. Najwyraźniej dali wiarę w słowa Kapłana i wodoranina. Widząc to Blinkan z mocno skrywaną radością powiedział:

- Nie wincie mnie za moją decyzję. Starałem się podążać za wolą Alizana.

Jabak i Oblak byli przerażeni. Dostrzegali jak tłum obraca się przeciwko nim.

Sarten nie zamierzał milczeć.

- Czy wyście oszaleli. Przecież ten młodzieniec nie potrafi walczyć. Nic dziwnego, że w trakcie bitwy szukał schronienia zamiast dobyć broni – zauważył.

Faragan i na to miał odpowiedź:

- Ty jesteś kupcem a mimo to nie przeszkadzało ci to ukończyć szkolenia w barakach.

- I co mi z tego przyszło – odparł stary kupiec – Nie mam potomka a mój ród jest na skraju wyginięcia.

- Twoim przeznaczeniem było ocalić nas lud. Pisane tobie było zabicie Abuka a nie wychowywanie dzieci. Twoim dzieckiem był lud edoriański. Opiekowałeś się nim zarówno jako dostarczający żywność kupiec jak i broniący mieczem i tarczą wojownik. Wiernie wypełniałeś zadanie jakie przypisał ci Alizan… Do czasu…

- O czym ty mówisz? – zapytał zdezorientowany Sarten.

- Mój syn opowiedział mi jak to poniesiony swoją dumą zamordowałeś jednego z wojowników. Może powiesz nam co stało się z Bazukiem?

- Zrobiłem to w obronie. To on mnie pierwszy mnie zaatakował – wrzasnął Sarten.

- To dziwne, ponieważ Ezakin mówi, że nasz brat nie wyciągnął nawet miecza.

- Bo nie zdążył.

- Czyli pierwszy zadałeś cios.

Sarten zamilkł. Widząc to zebrani zaczęli szeptać między sobą.

Stary kupiec próbował się wybronić:

- To było bardziej niż pewne, że chce mnie zaatakować. Mogą to potwierdzić wojownicy uczestniczący w wyprawie.

- Niech tak będzie, przyprowadzić ich tu – nakazał Faragan.

Wystąpiło czterech wojowników, którzy powrócili o własnych siłach wyprawy. Każdy z nich na pytanie Faragana o to, co tak naprawdę się wydarzyło odpowiedzieli identycznie:

- Sarten niespodziewanie dobył miecza. Zamordował Bazuka za to, że ten skrytykował Uwrlaka.

Sarten krzyczał:

- To kłamstwa!

Niestety wiedział, że nikt nie poświadczy jego wersji zdarzeń. Przy ognisku oprócz wojowników był tylko Oblak ale go nikt nie wysłucha.

Wokół niego zebrali się wojownicy. Adaris chciał protestować ale wuj ruchem ręki dał mu znać aby nie wtrącał się.

Widząc co się dzieje Kapłan Blinkan stanął po stronie lidera edoriańskich wojowników. Chcąc pokazał swoje poparcie zaproponował:

- Co do sprawy Oblaka… Chciałbym przypomnieć, że zabicie Przeklętego nie wymaga specjalnych ceremoniałów i może zostać dokonanego w dowolnym momencie, o ile czynność ta zostanie dokonana przez rodzica potępionego.

Faragan uśmiechnął się. Wyraźnie pasowało mu takie rozwiązanie. Jednakże Ezakin był innego zdania:

- To mój przywilej. Ten śmieć zginie z moich rąk!
- Zamilcz! – wrzasnął jego ojciec.

Stary wodoranin podszedł do Jabaka. Wyciągnął zza pasa miecz. Następnie poddał go grubemu kupcowi.

- Jaka jest twoja decyzja? – zapytał Faragan.
Jabak długo się nie zastanawiał.

- Jeśli taka jest wola Alizana, to postąpie zgodnie z nią – odparł.

Zwrócił się w stronę syna. Powoli aczkolwiek pewnym krokiem szedł ku niemu.

- Ojcze dlaczego? – rudy młodzieniec zalał się łzami, nie rozumiejąc okrucieństwa swojego rodzica.

- Mam jeszcze kilku synów – odparł Jabak – A z ciebie nie mam żadnego pożytku. Lepiej żebyś ty umarł niż ja wraz z tobą.

Gruby kupiec uniósł miecz ku górze, przymierzając się do ciosu. Nie było wątpliwości, że zabije Oblaka.

Nagle…

Rzucony przez Sarten sztylet utkwił w plecach starego Karanina. Jabak opuścił miecz. Patrzył przez chwilę w twarz swojemu synowi.

- Żałuje… Żałuje… że się nar… Że się narodziłeś – wymamrotał plując krwią, po czym upadł martwy twarzą do ziemi.
Faragan był pełen wściekłości.

- Zabrać mu broń, związać i zamknąć w klatce dla bydła – nakazał – Podobnie uczyńcie z Przeklętym. Nie mamy czasu na ceremonie.

Adaris patrzył jak strażnicy prowadzą jego wuja związanego jak przestępcę. Nie mógł uwierzyć w to co się wydarzyło. Młodzieniec dobrze rozumiał, że przywódca wykorzystał sytuacje aby usunąć jedyną osobę, z której zdaniem musiał się liczyć. Miał kapłana Blinkana w garści a Tukar przewodzący Waridanom, nie miał takiej charyzmy i pogłosu aby przeciwstawić się wojownikom. Wodoranie przejęli władzę w Edoranie.
Odpowiedz
#14
Dlaczego armię Abarka nazywasz buntownikami?
Odpowiedz
#15
(19-09-2013, 17:26)Tajga napisał(a): Dlaczego armię Abarka nazywasz buntownikami?

Armia Abarka powstała na terenach podbitych i władanych/okupowanych przez Anubisów. Zatem można ich określić jako buntowników lub powstańców a ich zryw - buntem lub powstaniem. Edoriańczyków natomiast nie nazywam buntownikami, ponieważ jako niepodległy jeszcze lud walcząc z Anubisami podejmują walkę z najeźdźcami, którzy dopiero planują zająć ich osadę. Dlatego pasuje do nich ewentualnie określenie "obrońcy" a nie "buntownicy" ponieważ ich walka nie ma charakteru "powstańczego". Czyli w skrócie: pomimo, że armia Abarka i Edorianie walczą wspólnie z Anubisami, to jednak ich udział w konflikcie ma zupełnie inne podłoże. Dla jednych to obronna przed obcą agresją (Edoranie) a dla innych walka o wyzwolenie (armia Abarka).
Mam nadzieje, że trochę to wyjaśniłem i że zaciekawiła cie historia Edoranu.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości