Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Szkoła óczy, wychowóje...
#1
Nie do końca byłam pewna, w który dział to wrzucić. Czy satyrę, czy obyczajowe, jednak mało to śmieszne raczej.

Szkoła óczy, wychowóje...

Wyrastają same ... – hasło wymalowane zieloną farbą na niedawno odnowionej elewacji przywołało jedno ze wspomnień.
Krążący po necie filmik z uczniami dręczącymi nauczyciela. Bezbronny człowiek z koszem na głowie i stado rozbawionej młodzieży. Aż korciło złapać karabin maszynowy i wywalić serię w roześmiane buźki dzieciaków. Przez dłuższy czas zastanawiałam się dlaczego ów nauczyciel nie reagował? Dlaczego pozwolił młodzieży na takie traktowanie? Odpowiedź otrzymałam po czasie i wyjaśniła ona wszelkie moje wątpliwości.
Coś za często ostatnio z ust Gimbusówny padało: „dzisiaj nie mamy lekcji”, „pani nas zwolniła”, „ akademia – mamy wolne” itp. Dziecko, to ty chodzisz do szkoły czy na jakiś kurs wakacyjny, gdzie zajęcia odbywają się w trybie jedna, dwie godziny co dwa dni?
Trzeba było sprawdzić to na miejscu. I wyjaśnić to i owo, bo ostatnim czasem usteczka Gimbusówny zaczynały wypluwać z siebie steki bzdur.
Opuściłam spokojne i ciche mury ostoi, podążając w stronę budynku szumnie zwanego szkołą. Niby lekcja była, a wrzało jak w ulu i co rusz jakiś osobnik przebiegał korytarzem. Ci co nie biegali, siedzieli na ławeczkach pstrykając sobie fotki i mażąc paluchami po ekranach swoich telefonów. Może wprowadzono do szkół jakiś nowy przedmiot, o którym zapomniano poinformować rodziców i lekcje odbywają się na korytarzu? Sale się skończyły, czy jak?
Odpuściłam zastanawianie się nad tym, skupiając na znacznie ważniejszej sprawie jaką był niecodzienny tryb zajęć Gimbusówny. Okazało się, że szkoła nie zmieniła nagle godzin otwarcia, ani planu lekcji. I co więcej, zajęcia klasowe odbywają się zgodnie z harmonogramem ustalonym odgórnie. Czyli, że ów harmonogram najwidoczniej nie przypadł dziecięciu do gustu, skoro próbowało go zmodyfikować podług siebie.
Okazało się również, że zeszyt uwag zaczyna pękać w szwach, a to zaledwie początek drugiego semestru. Czyżby Gimbusówna brała udział w konkursie p.t. „Najdurniejszy Gimbus” i próbowała zająć pierwsze miejsce?
- Nie wyciąga podręcznika i zeszytu, patrząc bezczelnie.
- Je kanapki na lekcji
- Dyskutuje z nauczycielem, obrażając go
- Bawi się telefonem
- Rozmawia z koleżankami i kolegami
- Wychodzi z klasy i nie mówi gdzie idzie
- Nie robi notatek
Z innych ciekawych rzeczy niekoniecznie dotyczących mojego dziecięcia o niewinnym wyglądzie aniołka dostrzegłam też: obściskiwanie się na lekcji, żucie gumy, rzucanie papierami w tablicę, urządzanie zawodów w pluciu do kosza, trzaskanie drzwiami szafek, przesuwanie ławek, szuranie krzesłami, obrywanie kwiatków.
Wow...
Gimbaza ma pomysły...
Popatrzyłam spokojnie i padło pytanie, które paść musiało:
- A gdzie w tym czasie jest nauczyciel i dlaczego nie reaguje na takie zachowania od razu? Dlaczego nie wyciągnie konsekwencji?
- Jakie konsekwencje ma wyciągnąć? – no nie, kobieto, to ty uczysz w tej szkole, nie ja. I ty mnie o to pytasz? To nie mnie przygotowywali do zawodu nauczyciela i to nie ja powinnam znać się na opanowaniu młodzieży w tzw. trudnym wieku. Mnie nader często kusi wywalić w nich magazynek, a to chyba nie najlepsza metoda.
- Może na przykład zabrać ten telefon? Może zadać większą pracę domową? Może przynajmniej zwrócić uwagę? Poinformować rodziców? Wysłać do pedagoga szkolnego? Albo na dywanik do dyrektora?
- Szkoła nie jest od tego, aby wychowywać.
I tu mnie zatkało. Ja, nieświadomie zawsze myślałam, że szkoła i rodzice powinni się uzupełniać. Okazało się, że byłam w błędzie.
- Poza tym to już nie są dzieci, tylko młodzież. Dobrze znają swoje prawa i obowiązki. O prawa upominają się i żądają ich przestrzegania, a obowiązki ich nie interesują.
- Ahaaaa – naprawdę nie wiedziałam co powiedzieć.
- Poza tym gdyby na przykład wyciągać konsekwencje z obrażania nauczyciela, to taki uczeń musiałby zostać wysłany do dyrektora, a nauczyciel powinien skierować sprawę do sądu, trzeba poinformować kuratorium, sprawić problemy rodzicom, a tego przecież nikt nie chce.
- Ahaaaa – no fakt, to mogłoby oznaczać zbytnie zaangażowanie nauczycieli, dyrekcji, w wychowanie nastolatka, a przecież jak już wspomniano wcześniej, szkoła nie jest od tego, aby wychowywać.
- Poza tym Gimbusówna nie jest jeszcze taka najgorsza, a nauczyciele już wiedzą, że powinni się z nią obchodzić jak z jajkiem, aby jej nie prowokować. Łatwiej jest udawać, że nie widzi się tego, co robi.
- To może jeszcze rozłóżcie czerwony dywan przed wejściem, jak tylko się tam dziecina pojawi – nie, tego nie powiedziałam głośno, chociaż kusiło. Obchodzenie się jak z jajkiem? Nie prowokowanie jej? Wygląda na to, że mam w domu super hiper gwiazdę z okładek i sama o tym nie wiem? A może nawet popełniam błąd, egzekwując od tejże „gwiazdy” obowiązki? Może głębokim nietaktem z mojej strony jest zmuszanie biednej dzieciny do nauki, pomagania w pracach domowych? No bo skoro w szkole tak bardzo uważają, aby się Gimbusówna nie zestresowała i w tym stresie nie nakrzyczała na nauczyciela...
Jak więc taki młody człowiek ma traktować szkołę, nauczyciela poważnie? Jak wychowawca ma być autorytetem, skoro trzęsie portkami przed smarkaczem?
I już nie dziwi mnie dręczenie nauczycieli przez uczniów. Sama miałam ochotę odszukać kosz.
Odpowiedz
#2
Zastanawiałaś się na początku w jaki dział to wrzucić. Ja bym to widział w publicystyce. Ale wrzuciłaś to do obyczajowych i psychologicznych, więc nie wiem jak to oceniać. Zwłaszcza, że to kolejny tekst z serii o Gimbusównie, która to seria cechuje się podobnym do tego poczuciem humoru.
Ale dzięki tym publicystycznym wstawkom muszę przyznać, że tekst znacząco zyskał w porównaniu do poprzednich Gimbusównowych opowiadań. Nie siliłaś się na wielkie żarty, więc humor jest zjadliwy i celny.
W pewnym momencie musiałem się zatrzymać i przeczytać jeszcze raz, by zrozumieć, że narratorka rozmawia z nauczycielem, bo nigdzie o tym wzmianki nie ma. Wydawało mi się, że gada z córką, ale z opisów wyglądało to niedorzecznie. Dopiero później się okazało, że to jednak dialog z belfrem. Dosyć późno.
Końcówka też jest bardziej publicystyczna. Absolutnie tekst nie pasuje do tego działu, ale zapomnę jaki to dział i postawię 4/5, bo naprawdę niezłe.
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
napisane przystępnie, ale to tyle z zalet. czy też w ogóle cech jako tako. może jeszcze troche dydaktyki własnie się wkradło, moralizacji, tudzież publicystycznego zabarwienia, jak to wyłapał laj. jak zwał tak zwał. narratorka jako porte-parole niejako zajmuje dość konkretną pozycję i teraz można się z tym jakoś identyfikować, albo pokręcić pobłażliwie głową. i słusznie laj sugeruje (tak to odebrałem), że jako beletrystyka tekst niedomaga. nie zdarzyło się tu nic. kompletnie. można by tę samą treść zamknąć w takiej tyciej pigułeczce, że zajęłoby jedno, dwa zdania i nic by nie utraciło, jeno "fabularną" (umownie) konwencję. za mało no i jestem zły, że przeczytałem, ale już wypada się wypowiedzieć.
Odpowiedz
#4
Matczyna wersja szkolnego życia. Podoba mi się, przyjemnie mi się czytało, jak zawsze, ale bez fajerwerków. Ja też bym się skłaniała w stronę publicystyki - tutaj byłby plus za formę z mojej strony, bo piszesz z własnego punktu widzenia, co ubarwia i pomaga się jakoś zidentyfikować z tą sytuacją, odnaleźć w niej.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości