03-01-2017, 21:54
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29-06-2021, 20:38 przez chmurnoryjny.)
(dla nastoletniego M*)
(Łk 10, 30-37)
W trudnych warunkach niełatwo widzieć człowieka poza samym sobą (nie
to nie będzie wiersz jedynie droga słów bez znaków drogowych
bez znaków przestankowych gdzie oddechy nasze
twój i mój przerwy czynią sobie same Dowolnie Wedle uznania Słuchaj
czytaj Jeśli chcesz Ale łatwo nie będzie i potrwa trochę) Dawne zejście
z Jerozolimy do Jerycha przypomina dzisiejsze
chyłkiem i pośpiesznie czynione wędrówki przejścia
pozmrokowe Zwłaszcza
przez miejskie zakamarki zwane dzielnicami cudów Gdzie nie wiesz
z której strony możesz zebrać w ryj
kosą pod żebro kijem przez plecy i łeb tulipanem
z opróżnionej i rozbitej butelki której w sklepie
nie przyjęto bez paragonu i odpłatą kaucji groszowej To zejście
z Jerozolimy do Jerycha było jak dzielnie z dziś Gdzie nie-swoi
obcy i wszelkie inne osoby ziomkom nieznane w najlepszym wypadku
zyskać mogły
parę ubytków w szczęce lub portfelu (szczęki ci tam nie wyrwą
bo to wymaga zbyt wiele czasu i zachodu po słońca zachodzie
i gdy latarnie z rzadka ćmią ale portfel wiadomo
może się już znaleźć w innym posiadaniu Bo użyte i znoszone
przez kogoś nieraz znaczy
sprawdzone) Tak wiem cokolwiek
myślisz i uznajesz za wartość to bez trudu specjalnego przyznasz
raczej że Jeszua z Nazaretu musiał mieć to coś Przynajmniej
umiejętność i niesamowity talent do opowiadania W innym wypadku
nie gromadziłby tłumów które Go słuchały Choć i to
nie jest regułą bo późniejszy Paweł
z Tarsu choć wiedzę miał nielichą
wymowny nie był już wcześniej jako Saul
ale rzesze ogromne odbiorców miał Tak wróćmy wróćmy
Jeszua i ta droga która przypomina dzielnie i opowieść
znana najbardziej Samarytanin Wiesz gdy się w to wniknie
gdy się przypomni kapłana i lewitę którzy chyłkiem
czmychają po niebezpiecznej drodze na stromym zejściu (a różnica
wysokości między Jeruzalem a Jerychem już sama z siebie
nadaje tempa jakbyś zasuwał z motorkiem
w pozostałości ogona) spojrzysz swojsko na nich (nie wiem
czy jeszcze sobą ja sam
nieraz z trudem to czynię) Gdy jeszcze dodam że sam widok
gościa który od zbójców (ziomali) zebrał wpier--- (no wiadomo
dokończenie zbędne bo jasne) i nieruchawy leżał jak zabity
to ludzką rzeczą jest zwiększenie prędkości by dotrzeć do celu
Czy to brak serca Nie ot zwykły ludzki rozsądek instynkt może
Nie wiem Myśl o rodzinie o robocie (służbie) którą mieli w Świątyni
skąd (być może) wracali do siebie żony dzieci Czy w drodze
nie pojawiały się wątpliwości Nie wierzę że nie Okej
tego nie ma w przypowieści jest tylko mowa
że lewita i kapłan po prostu przeszli choć widzieli Nie ma osądu
rozstrzygnięcia sugestii i dygresji z której wyjdzie
nagana potępienie Patrz ja ty inni tak mamy Po ludzku idziemy
chronić tyłek by móc pełnić codzienne obowiązki By unikać tego
co przeszkodzi To nie przestępstwo Widzimy nagle
kogoś kto ucierpiał (jasne to nie jest
codzienność) Ot suniemy nieraz zamyśleni i wpatrzeni
w wewnętrzny dżi-pi-es byle do celu Leżący jest bywa
mijany niezauważany ale nie możemy oceniać zbyt szybko
pędem idących i odbierać im prawa do reakcji Po chwili
choćby Wystukaniem w telefonie numeru alarmowego Wróćmy
(wybacz jeśli masz zawroty głowy ja też
nie jestem wymownym jedynie schody nawarstwiam i gadam
nadając głos oddychaniu) Zamknij oczy i patrz Tak
w tej przypowieści niebezpieczna droga nie była dokładnie taka
jak nocne dzielnie ryzyka Musiało być jasno (proste
kto by chodził po zmroku po rejonach
znanych z tego że masz w nich szansę
nie ujść cało zresztą dzielnie i za dnia
nie napawają optymizmem) Lewita
biegł Kapłan biegł A przynajmniej szli szybko Jeden Potem
drugi I widzieli leżącego Musiało być jasno Tak
wyglądał jak zabity I to ważne (nie
nie zabierajmy tym ludziom Świątyni
potencjalnej dobrej chęci do przekazania wiadomości
choćby tylko po to
aby uznawanemu
za chyba nieżyjącego sprawić pochówek ewentualny albo
wszelkimi sposobami to umożliwić Ale dobrze
tego nie rozstrzyga opowieść Jeszui Lewita i kapłan byli tylko
statystami ważnym poprzedzeniem) Było jasno i leżący
napadnięty
pewnie rzucał cień To ważne Nie wiem czy wiesz
ale kapłan i lewita
owszem mogli w tamtej sytuacji bać się własnego cienia
tak jak my to dziś rozumiemy Jednak wyjaśnienie (pamiętaj mamy dzień
jasność) jest jeszcze prostsze Zasady
Rygory Rytuał Dla tamtych ludzi kontakt
czasem nawet z cieniem nieżyjącego związany był z ryzykiem
rytualnej nieczystości A Oni (kapłan i lewita) Byli
Ludźmi Świątyni Nieczystość
uniemożliwiała im pełnienie służby Dziś byśmy porównali z
eliminacją z pracy Nie wiem jak Ty
ale ja jednak w takich sytuacjach gdy jakaś interwencja choćby
od serca ludzka po prostu mogłaby mi uniemożliwić pełnienie
obowiązków miałbym obawę i nieraz z bólem
w sobie z wyrzutem sumienia od razu
usprawiedliwiającym się byłbym takim
zaniechaniem Kapłanem lewitą
choć żyjącym
wśród innych zwyczajów i przepisów
Ale wróćmy
Zobacz Jeszua
owych ważnych statystów nie tylko nie potępia ale
po prostu nie ma powodów do tego Ja się tu rozwlekam ale ówcześni
ludzie słuchacze musieli doskonale rozumieć
lewitę i kapłana I po ludzku I po prostu z racji i z powodów
pełnionej przez nich
służby CHOĆBY TYLKO Może kiwali głowami
ze zrozumieniem bez żadnych
dodatkowych wątpliwości i nie doszukiwali się wyjątku Czekali
na dalszy ciąg opowieści Tak my znamy tę historię Powtarzana
po wielokroć Samarytanin Pewnie gość z kasą Majętny Ale nie swój
Pomyśl że był on dla Żydów ówczesnych ( i z wzajemnością) zwyczajowym
wrogiem ZDRAJCĄ ODSTĘPCĄ Nie nie będzie zbyt ryzykowne gdy powiem
że patrzyli na siebie Samarytanie i Żydzi o wiele mocniej
i gorzej niż dzisiejsze wrogie dzielnie opanowane przez wyznawców
fanatyków tego i tamtego klubu sportowego Tak jak dziś
niektórzy goście poznają wroga i ziomala po szalikach
i barwach tak wtedy także po szatach rozpoznawali się
wzajemnie
Żyd i Samarytanin Mijali się z daleka by nie stać się
nieczystymi Pomyśl (poza przypowieścią) jakim Jeszua był
ryzykantem dla ówczesnych (powiedziałoby się dziś-
rewolucjonistą) skoro
nawet we wrogiej Samarii normalnie rozmawiał z miejscową kobietą
Ale znowu zawróćmy Ciekawiła mnie zawsze
reakcja ówczesnych słuchaczy Jasne opowieść
w momencie zwrotu akcji musiała oprzytomnić
zgromadzonych Szmer niezadowolenia zaskoczenie na pewno
Wróg
jest tym który staje się przykładem Tym
który przeszedł poza granice podziałów Podjął ryzyko
a nawet więcej Opatrzył
wywiózł z odludzia
w bezpieczne miejsce opłacając sowicie gospodarza Więcej
obiecał dopłacić w drodze powrotnej gdyby dotychczasowa kwota
nie wystarczała do zapewnienia godziwej opieki Uwaga
jest duże prawdopodobieństwo że i ów gospodarz był Żydem
Wrogiem dla Samarytanina Czasem próbuję sobie wyobrazić siebie
jako ówczesnego słuchacza
nie wiem czy ochłonąwszy po tym gdy się okazało
że mój odwieczny wróg
mimo nieganienia poprzedzających statystów kapłana i lewity
(ludzi z mojego plemienia
narodu
moich ziomali) jest w opowieści
owym przykładnym nie szemrałbym jako recenzent
ot choćby tak
- a nie wystarczyło że ten Samarytanin ten śmieć ot
opatrzył rany wezwał pomoc zawiózł do Żydów i pojechał
jak najszybciej do swoich spraw Musiała jeszcze być dodatek
obiecana dopłata Czy to nie przesada Nie nie będę udawał
że bardzo prawdopodobne byłoby
moje odejście po wysłuchaniu Właśnie z tym
znanym
-ciężka ta nauka
-nie
to nie dla mnie Tak
droga z Jerozolimy do Jerycha była stroma
i niebezpieczna W trudnych warunkach niełatwo widzieć
człowieka poza samym sobą Nie wiem jak ty
ale niejednokrotnie
pamiętając zapominam Choć po wielokroć
słyszę
- Idź i czyń podobnie
a to zejście
z ustalonej drogi
jest strome