Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Skryty Krytyk krytycznie ocenia: Reklamy w książkach i komercja wydawnicza
#1
Pomysł na reklamy podczas ładowania darmowych gier MMO nie był taki zły. Ale ostatnio mnie zamurowało. Nie przypuszczałem, że coś takiego może się stać.
Otóż w pewnej serii wydawniczej z lekturami szkolnymi (i ich opracowywaniami, a jakże) na tylnej okładce nie ujrzałem innych utworów, informacji o autorze, tylko... reklamę banku kredytowego. Na całą okładkę!
Jestem oburzony, coraz więcej książek młodzieżowych to tandetne opowiastki o wampirach wydane w trzech-czterech tomach pisanych grubą czcionką - po co? Żeby zarobić. Kryzys...?
Ostatnio podchodzę do bibliotekarki i pytam:
- Co też pani robi?
A ona mi na to:
- Palę stare książki, a bo na co mi one, tylko miejsca zajmują. Nowe przyszły!
- Ależ proszę pani, pali pani Lema?
- A kto go teraz czyta?
A właśnie, że czyta. I to wielu. Odsyłam do piosenki COMY pt. "Jutro" i tą jakże krytyczną sytuację zarówno polskiej jak i zagranicznej literatury ocenię krótko: krytycznie, moi drodzy - krytycznie.

P.S. Ale jest jeszcze nadzieja, między innymi w was, drodzy forumowicze.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#2
(22-10-2011, 18:52)Lantus napisał(a): Ostatnio podchodzę do bibliotekarki i pytam:
- Co też pani robi?
A ona mi na to:
- Palę stare książki, a bo na co mi one, tylko miejsca zajmują. Nowe przyszły!
- Ależ proszę pani, pali pani Lema?
- A kto go teraz czyta?

To prawdziwa sytuacja? Jeśli tak, to zasługuje na nagłośnienie. Po prostu żenada.

Zgadzam się, reklama banku kredytowego na lekturze szkolnej, to lekkie przegięcie. Niestety dzięki jedynie słusznemu systemowi gospodarczemu zwanemu kapitalizmem, wygrywa ten, kto da więcej, a nie ten, kto ma do zaoferowanie "lepsze" czy "ciekawsze" treści.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#3
Palą Lema???
W bibliotece?
Gdzie? W pomieszczeniu to ognisko?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#4
Lema szkoda, ale te lektury niech palą ;p
Z wszystkich lektur szkolnych nie pamiętam żadnej, większość była nudna, a te co nie były napisane zostały w taki sposób, że początek "Lśnienia" Kinga to przy tym pikuś.
Sytuacja przedstawiona przez autora jest (oczywiście!) absurdalna i wyimaginowana. Natomiast kwestia reklamy na okładce... hmm... i to końcowej, wewnętrznej? Szczerze? Wisi mi to. Z tego co pamiętam ostatnia strona tradycyjnie powinna być pusta, więc mało kto zagląda na końcową okładkę. A tam pusta przestrzeń, która się marnuje. Poza tym młodzież się nie zna na bankach, może dzięki takiej reklamie zaczną się choć trochę interesować. Konto oszczędnościowe to nie fikcja, moi państwo ;p
Adieu :-)
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#5
A czemu to lektury mają palić?
Ja je czytam i niektóre są naprawdę super ("Mistrz i Małgorzata", "Dżuma", "Zbrodnia i kara", "Moralność pani Dulskiej", jeszcze kilka innych). Rozumiem, że ćpuńskie wizje Mickiewicza albo opisy przyrody w "Nad Niemnem" to lekkie przegięcie, ale nie generalizujmy, że wszystkie lektury są be.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#6
Cytat:ćpuńskie wizje Mickiewicza

Przecież to czyste fantasy, gotycyzm...
A popatrzyliście tak:

Adam Mickiewicz w sporach o pochodzenie mitu wampira dowodził niezbicie, że jest on pochodzenia słowiańskiego. Ulegając też ogólnej modzie na kreowanie w literaturze europejskiej powieści wampirycznej – stworzył wampira na miarę czasów własnej ojczyzny, wampira odpowiadającego specyficznej sytuacji Polski. Wampir ten nie jest wampirem standardowym. Wynika to zapewne z historii naszej ojczyzny i głoszonych idee narodowo-wyzwoleńczych. Wielokrotnie podkreślał z naciskiem, że wampiry są wytworem słowiańskim. Lud słowiański, według wieszcza wierzył od wieków, znał doskonale ich obyczaje i sposób działania. Mickiewicz uzasadniał to przeświadczenie przypomnieniem, że to właśnie u Słowian panuje kult duchów, a najbardziej uroczystym słowiańskim świętem było święto Dziadów, gdzie przyzywano duchy zmarłych, bo wierzono w osobowość duchów i ich żywot po śmierci.
Upiory mają dwie dusze i dwa serca. Dlatego też charakteryzują się podwójnością natury. Kiedy jedna dusza umiera, druga chodzi po świecie, ukazuje się żywym. Może o coś prosić, może straszyć. Jest tylko upiorem.
W wampirze natomiast zła dusza lub złe serce bierze górę i w ten sposób staje się złym duchem. Taka dwoistość egzystencji wampira przypomina egzystencje bohaterów romantycznych, ich romantyczne rozdwojenie osobowości. Na tych wierzeniach oparta jest cała konstrukcja bohatera Dziadów, Gustawa – Konrada, wampira – patrioty.
To bardzo tajemnicza postać. Jako Gustaw, pojawia się w domu księdza. Nie jawi się jako żądny krwi wampir, a jako potępieniec, który z powodu nieszczęśliwej miłości popełnił grzech śmiertelny samobójstwa i potępiony na wieki wciąż od nowa doświadcza cierpień miłości i rozłąki. Czy według ludowych wierzeń jest duchem, czy upiorem – powrotnikiem, sobowtórem samobójcy, odbywającego nocne wycieczki, podczas gdy jego ciało spoczywa w grobie, pogrążone w śnie letargicznym?
Nie wiadomo. Przedstawia księdzu dzieje swej tragicznej miłości, odgrywa przy tym scenę własnego samobójstwa. Ta symboliczna śmierć Upiora pozwala Gustawowi na wyzwolenie się ze swej poprzedniej duszy i przeobrażenie z kochanka kobiety w Konrada – kochanka ojczyzny.
O jego zewnętrznej postaci powiedzieć możemy niewiele – jest człowiekiem ponurym i bladym, ubranym w czerń – zachowuje jakby pewna nieuchwytność fizycznej charakterystyki. W klasycznym opisie wampira – bladość niezwykła, czerń włosów, ponurość sugerowałaby niewątpliwe wampiryczne cechy Konrada. Mickiewicz jednak zrezygnował z dokładnego opisu wyglądu bohatera na rzecz jego charakterystyki wewnętrznej, duchowej – owo rozdwojenie duszy tak bardzo charakterystyczne dla bohaterów romantycznych i wampirów właśnie. Czerń, bladość twarzy, tajemniczość.
Wprawdzie Mickiewicz pisze o sercu szatańskim wampira, które bierze górę nad sercem przyjaznym, ludzkim i ciepłym. Serce i dusza Konrada nie do końca jednak są motywowane popędami niszczycielskimi. Jego pieśń jest, co prawda wytworem duszy szatańskiej, duszy pogańskiej, mściwej i żądnej zemsty, ale i tylko dla wrogów własnego narodu. Nie ma w niej żadnej chrześcijańskiej pokory, ani chrześcijańskiego przebaczenia. Zemsta nie zna litości.
Pieśń konradowska, to alegoria upiora powstającego z grobu, głodnego krwi wroga, zemstę przepowiadającego z Bogiem, a nawet i mimo Boga. Zapowiada stworzenie zastępu wampirów, zarazi ich swoją żądzą zemsty, stworzy upiory będące podporządkowane jej woli i tak jak ona łaknące krwi wroga. Będą ją pić, aż wysączą do ostatniej kropli, do momentu wrogiej śmierci. Zemsta sięga dalej – poza grób, bo pozbawią ciało głowy, a ręce i nogi przybija gwoździami, aby nigdy nie się nie odrodził, nie stal się upiorem. Za duszą umarłego pójdą do piekła i tam wydusza z niej nieśmiertelność.
Konradowski bunt lucyferyczny, wampiryzm jego poczynań wywodzi się jednak nie z chęci szerzenia zła na świecie, a jedynie z troski o własny zniewolony naród, torturowany i niszczony przez zaborców. Zło bowiem, które z bólu zapanowało nad jego duszą, równoważy miłość drugiego serca i drugiej duszy, która jest przepełniona miłością do ojczyzny, do narodu, do ludzkości wreszcie.
Gustaw – Konrad to pierwszy wampir, który swoje wampiryczne możliwości wykorzystuje dla dobra ojczyzny, dla ludzkości

Tekst nieobrobiony, to szkic do lekcji (niegdysiejszej)
Wykorzystałam M.Janion "Wampir - biografia symboliczna"
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#7
Mes, nie generalizujmy, ale 3/4 twojej klasy pewnie się z Tobą nie zgodzi ;p
Ja pamiętam, że większość lektur to nam wmusili. A do tego, żeby jeszcze chociaż coś wnosiły, a tu... ukoronowaniem edukacji szkolnej (zarówno podstawowej jak i średniej) był rok 1945. Nie wiem, może to tylko ja miałem takiego pecha, może nie jest tak wszędzie, ale na cholerę poświęcają połowę edukacji na jakieś badziewne oświecenie, romantyzm i pozytywizm, jak potem nie starcza czasu na współczesność. Gdybym miał opierać moją wiedzę na tym, co mi wpoili w szkole to bym się zatrzymał na końcu drugiej wojny światowej (zarówno z historii jak i języka polskiego). Więc na cholerę mi te wszystkie bzdury wmuszali jak mi nie powiedzą co było potem. Przepraszam, ale co jest ważniejsze: kiedyś czy dzisiaj? Jak dla mnie to jest chore.
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#8
Pasiastemu.

Skopiowałam z innej dyskusji na ten temat (wypowiedź jest moja)
(proponowano rozszerzyć kanon lektur, uszczuplić przeszłość wprowadzić teraźniejszość, Stasiuka, nawet Masłowską - to z dyskusji panelowej o lekturach szkolnych)

Nie można, nie ma kiedy [wstawić nowych pozycji przyp.N>.]. Mrożka rzadko się zdąża przed maturą.
Można wywalić pół roku Biblii i antyku. O Biblię - będzie larum narodowe, o antyk - pal diabli klasyczne wykształcenie, lesbijskie wiersze Safony i nudy Horacego.
Bez nawiązań do antyku i Biblii wywali się potem staropolską, oświecenie przypada na maj, to większość lekcji przepada przez matury i jakoś się śliźnie. Potem można wywalić te "Dziady", bo cholera odwołują się do Biblii i tragedii greckiej, więc won, "Nie- Boskiej" nie ruszę z uczniami, bo wywaliłam wszystko, do czego się odwołują. Pozytywizm jest de mode i w ogóle nudy, w dodatku buduje się na myśli oświecenia (którego nie zrobiłam, bo matury i koniec roku), nie robię więc. "Lalka"? Zasadniczo gniot. Trzeba też rozumieć romantyzm, a go wywaliłam, bo nie zrobiłam...itd.
Modernizm - Kasprowicz na Biblii, Tetmajer o górach i końcu świata, Żeromski pieprzy jak potłuczony o idealiście z kompleksem dekadencji. Do czytania ledwie się nadaje. Dwudziestka? Skamandryci cholera klasycyzujący, futuryści bez kontekstu żadni futuryści, o Awangardzie Peipera nie wspomnę, bo komu potrzebna metafora spiętrzona? SMS-y metaforą Przybosiową napisze? Won. Mogę posiedzieć w obozach z Borowskim i Grudzińskim, ale Grudzińskiego bez kontekstu nie dam rady. Borowskiego też nie, najwyżej opowiem, że facio się nie pozbierał, współpracował z komuną i w końcu palnął sobie w łeb. Bo o kryzysie cywilizacji nie mogę, bo wywaliłam...itd.
Mrożek, Gombrowicz? Fajni są. Niewielu czyta, wielu nie rozumie. Bo jak wyjaśnić Gombrowiczowską teorię formy, kiedy trzeba kontekstu, który wywaliłam...etc.

Dalej nie mogę.

Zostanie Masłowska.
Historia literatury Masłowskiej. To pojmą bez tradycji kultury.
Koniec.


Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#9
Eee... ja tu czegoś nie ogarniam chyba. Co to współczesność to tylko polska jest? A przepraszam, to w czym się zaczytują wszyscy (nawet ta cholerna komera Rowling) to nie jest historia literatury? A Tolkiena i C. S. Lewisa też nie ma w kanonie lektur obowiązkowych. Czyli, że fantasy nie powstało, nie jest ważne. To samo się tyczy jakichkolwiek odniesień do przyszłości. Fantastyka też nie? Spoko. Kryminał? King? No cóż, idź se poszukaj sam wilka w lesie. Edukacja ma edukować, a nie powiedzą Ci, że był Hrabia Monte Christo i Trzej muszkieterowie, ale my będziemy czytać Dżumę. Będziemy omawiać wiksy Wokulskiego przez kilka tygodni a po Hamlecie przelecimy w dwa dni. A resztę Szakspira wkleimy trzeciego dnia. No sorry, ale jak się samemu nie przespacerujesz do biblioteki na łowy to nikt cię w szkole nie nauczy niczego sensownego, tylko ci wmuszą gnioty, których trzy czwarte klasy nie ogarnia, a połowa z tego nie zamierza nawet czytać, bo szkoda życia. Co mnie obchodzi, że trzy panienki w pierwszym rzędzie mają smaka na "Mistrza i małgorzatę" jak ja bym tam wolał omówić postać barona Harkonena wnikliwie i przedyskutować metaforyczne znaczenie czerwi. Do antyku i średniowiecza to ja nic nie mam. Przyda się do odniesień, a po reszcie przeleciałbym w jeden rok. Kolejne poświęciłbym na Edgara Alana, Sienkiewicza, Hemingwaya i wiśta wio dalej w przód. Naprawdę, gdyby nasza edukacja miała zależeć tylko od wiedzy wyciągniętej ze szkoły, gówno byśmy wiedzieli.
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#10
Dlaczego wszystkim się wydaje, że na języku polskim należy robić to, co się lubi, co jest fajne?
Na matematyce fenomenalna jest topologia, rachunek prawdopodobieństwa, logika. Ale przecież nie dam rady niczego przedstawić, nie zbudowawszy sobie podstaw w dodawaniu, odejmowaniu i innych banałach sprzed potopu. Nikt nie dyskutuje z matematykiem, że wolałby geometrię nieeuklidesową i rachunek zdań, a nie prawo Pitagorasa i wzory Vieta, z fizykiem, że wolałby teorię entropii zamiast praw Newtona. Z literaturą można. Kinga zamiast Sofoklesa, Dumasa zamiast Bułhakova itp. Że lepiej Poe niż Mickiewicz, że Gombrowicz do piachu, bo ciekawsza Masłowska.

Nauczanie literatury też wymaga stworzenia solidnych podstaw. Osadzenia w tradycji.
Znasz (znacie) "Drzewo i liść" Tolkiena, w którym tłumaczy idee fantasy? On żmudnie przedzierał się przez całą tradycję kultury i literatury. Dlatego jego powieści są dobre (choć ja, jako ja go nie lubię).
Najpierw trzeba się przedrzeć z uczniami przez gąszcz tradycji.
Tu jest problem - jak to zrobię, jakimi środkami. Jakie będą moje - konkretnego nauczyciela i konkretnej klasy - lekcje.
Ale to jest problem jakości nauczyciela, a nie jakości literatury, która wchodzi w kanon szkolny.

Nie palcie książek - że wrócę do tematu wątku.
Palić można na wiele sposobów. Przede wszystkim nie czytając ich ,a osądzając, że głupie i nudne, tylko dlatego, że głupio i nudnie nauczał o nich nauczyciel.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#11
I co, oczekujesz, że w szkole przerobiłoby się *wszystko*, co wszyscy uznaliby za warte przeczytania? A czy szkoła przypadkiem nie jest po to, by dać podstawy, które ma znać każdy i zachęcić do szukania czegoś na własną rękę, do specjalizowania się jako czytelnik?
Do tego, co postulujesz, potrzeba o wiele więcej godzin polskiego niż jest obecnie w programie, a także nauczycieli, którzy umieliby nie zamordować Tolkiena jakąś obowiązkową rozprawką. We współczesnym szkolnictwie ledwo-ledwo mieści się klasyka - i w sumie nic dziwnego, bo do literatury popularnej jakoś łatwiej sięgnąć.

A Mickiewicz pisał świetnie i wara od niego i jego ćpuńskich wizji Wink
Nigdy nie jest się w czymś tak dobrym, żeby nie można było być lepszym, ale zawsze należy być dumnym z tego, co już się osiągnęło.

Oswojenie tygrysa. Jak żyć z diagnozą trudnej choroby? - strona mojej książki
Odpowiedz
#12
Ja tu tylko mówię o tym, że pomija się całe gałęzie literatury.
Sytuacja hipotetyczna:
Wioseczka, kilka setek ludzia. Jest i 'podstawówa' i 'licełum'. Jesteśta sobie kujonikami, co nie. Zakuwacie sobie zgodnie z kanonem, czerwone paski, zadanka domowe odrobione. Nie czytacie ponadplanowych, bo macie obowiązki domowe. W czasie wolnym spacer po łące czy ganianie kury z badylkiem. A taki czilaucik po prostu. W bibliotece poprzestali dostarczanie książek na Baczyńskim, także internetu nie ma, bo jeszcze nie poprowadzili. I tak sobie edukacja płynie. Aż wreszcie pełnoletnie wyruszacie do 'wielkiego miasta', coby se postudiować, bo ile można się w domu kisić. No i na dzień dobry, bo nie wprawione w technikach samoprzetrwania, i nauczone przez mamulę i tatulę, by zawsze mówić prawdę; dostajecie prawdą w twarz.
Ale z ciebie wieśniak, nie znasz Sapkowskiego?
I nagle się okazuje, że jest cała gałąź przemysłu, o której nikt nic wcześniej nie wspominał.
Tak, tak, a to dopiero początek, bo są jeszcze zombie, alternatywne rzeczywistości, miecze świetlne, Klingoni, cybernetyka i ogry.
Racja, że dużo zależy od nauczyciela i nie twierdzę, żeby wywalić wszystko, ale żeby poświęcić więcej czasu na rzeczy, które są bliższe naszemu rozumowaniu. Bo z tymi lekturami, nie okłamujmy się, mało kto się utożsamia. I potem dzieciaki wychodzą ze szkoły z przeświadczeniem, że (generalizując) literatura jest do 'dupy'. Sic!
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#13
Twoja sytuacja hipotetyczna jest z kosmosu. Nie ma takiej wiochy z "licełum", w takiej wiosze nie ma nawet podstawówki, bo nie utrzyma jej samorząd lokalny. Nie o takie fakty tutaj zresztą chodzi.

Zjawisko próżni (literackiej) kulturowej we łbach młodych to nie problem wieś/miasto.
Mogłabym dać sobie stary łeb uciąć, że połowa maturzystów z dobrej, elitarnej szkoły w dużej aglomeracji nie przeczytała w życiu pewnie nawet pięciu książek. Są rewelacyjnie sprawni intelektualnie, zinformatyzowani, ale w rozwoju literackim mają poziom imbecyla. I im ten poziom wystarcza. Tym, co nie wystarcza - musi wystarczać samodzielne poszukiwanie.
Bo szkoła ma wyrównywać szanse " w całokształcie. Żeby uczniowie nawet najsłabsi dostali się na jakieś studia, bo ni cholery nie wiadomo, co z nimi zrobić (szkolnictwa zawodowego w Polsce prawie nie ma, pracy też...). Więc wszyscy na studia! Na marketing, na politologię, na stosunki międzynarodowe. Nieważne, że nie umie czytać i pisać. Wygoogla sobie odpowiedniego murzyna intelektualnego i kupi licencjat, magisterium. Jakoś się kręci. Biznes edukacyjny.
I nikt nie zastanawia się, czy rozszerzyć horyzonty czytelnicze uczniom szkół gminnych/miejskich/stołecznych, żeby nie czuli się ludzie "wiochą", gdy spotkają tych, którzy potrafili pomimo szkoły rozwinąć się dla kultury. Zresztą! Oby spotkali takich, którzy im pokażą!


Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#14
Takie małe cuś a taką wojnę wywołało Smile

Dziękuję za komentarze,
pozdrawiam.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#15
E ta, wojnę od razu. Dyskusję, i to ciekawą, bo merytoryczną i z różnych punktów widzenia. I - jak zwykle w takich sytuacjach - w każdej wypowiedzi drzemie ziarno prawdy prawdziwej, trochę prawdy zależnej od osobistej sytuacji społecznej i wychowania, trochę mylnej prawdy, która wydaje się prawdą, bo patrzy się na nią subiektywnie oraz do dopełnienia całości. Smile

Ja powiem tak: z lektur, w czasie całej swojej edukacji przeczytałem tak: "Jak Wojtek został strażakiem", "Rogasia", "Janko Muzykanta", hmm..., "Medaliony". Kawałek "Ludzi bezdomnych" i kawałek "Nad Niemnem". Za to łykałem dziesiątkami (czytałem po 3, 4 książki na raz!) fantastykę naukową. Lem, Silverberg, Niven, Tolkien, Asimov, Strugaccy, Aldiss, Le Guin, Zajdel, Ziemkiewicz, Clarke, Herbert, Zelazny, Harrison, Dick, więcej nie grzechów nie pamiętam.

Całą maturę z polskiego napisałem w oparciu o powieści SF, nie opisałem ANI JEDNEJ LEKTURY i dostałem 5. Z ustnej 6 - też nie opisałem żadnej lektury, tylko jechałem na SF...

Żyję? Żyję. Smile
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości