Cytat:Tekst powstał na pojedynek, który miałem odbyć z Zygą. Tematem był oto ten rysunek: http://www.blogownia.pl/uploads/h/Harpia/28220.jpg
Gatunek to Kryminał. Liczę, że tekst się spodoba. Dziękuje za wszelkie komentarze i opinie.
Samobójstwo
16:40 20 Lipca
— Więc co tam tak naprawdę się stało. — Komendant nerwowo kręcił się w fotelu, przeglądając raport z miejsca zbrodni. — Przecież to wszystko nie ma najmniejszego sensu! — Odrzucił papiery, ciskając gniewne spojrzenie w młodego milicjanta truchlejącego przed jego biurkiem.
— No… no, gdy wszystko się wyjaśniło to pojawił się kolejny trup. — Cichutki, jąkający się głos ledwo dobiegł uszu komendanta.
— Nie trup, a trzy, idioto! W dodatku nic się nie wyjaśniło. Znamy sprawcę wiemy, kim jest morderca, nie brak nam dowodów! — Potrzebował kilku głębszych oddechów, nim mógł kontynuować. — Poza tym, jaki… na Boga, co tego kretyna opętało, że powybijał ich jak psy. Gdzie on teraz jest? Co się z nim do kurwy nędzy stało!
— Nie… ni… — jąkał się starając jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
— Milcz, zamilcz nim każę cię zamknąć za współudział lub po prostu wykopię twoją dupę daleko poza mury tego budynku! Posterunek ma już wystarczająco problemów dzięki twojemu partnerowi. — Komendant z trudem opanował kolejny atak furii. — Wynocha! Zejdź mi z oczu… lepiej byście znaleźli tego drania! — Krzyk ustał w momencie, gdy młody posterunkowy zamykał drzwi gabinetu, wcześniej się skłoniwszy. Był to jeden z ukłonów mówiących: przepraszam, że żyję. Obiecuję natychmiastową poprawę!
Komendant przetarł spocony kark starą, wysłużoną szmatką. Nie potrafił uwierzyć, jak coś takiego mogło przytrafić się pośród jego podkomendnych. Wyciągnął butelkę Jacka Danielsa, wcześniej dobrze schowaną za drzwiczkami mahoniowego biurka. Nie miał czasu na szukanie szklanki, poza tym on nie pije. Przeklął w duszy samego siebie, kiedyś mnie za to zwolnią, po czym pociągnął kilka sporych łyków wprost z butelki.
21:43 21 Lipca
Natarczywe dźwięki telefonu, zbudziły komendanta. Zdezorientowany, dopiero po chwili uświadomił sobie gdzie się znajduje, co się dzieje.
— Czego… — burknął, nie zważając na to, kto może trzymać słuchawkę po drugiej stronie.
— Znaleźliśmy go, znaleźliśmy Wieczorka. — Odezwał się głos dobiegający z małego głośniczka.
— Żyje?! Jeśli tak to własnoręcznie go ukatrupię! Gdzie on jest?
— Znalazł go bezdomny. Wygląda na to, że przetrzymywali go w starej fermie na obrzeżach miasta. Niestety, został poćwiartowany, długo go torturowano, niezwykle okrutnie... Z trudem udało nam się zidentyfikować ciało.. Na miejscu nie ma żadnych śladów, choć nasi eksperci cały czas tam siedzą, starają się coś wygrzebać. Jednak jest jeszcze coś…
— Co takiego? Mów na Boga!
— Chodzi oto, wygląda na to… Pełno tu zakrwawionych piór, martwych gołębi… Technicy wstępnie twierdzą, że on… On przez kilka dni żywił się ptactwem.
— Media już tam są? Nie pozwól tym ścierwojadom dopchać się do tej sprawy, nie pozwól, nawet gdybyś miał do nich strzelać! Już tam jadę. — Słuchawka ciężko opadła na i tak już rozpadający się aparat. Zapowiadała się niezwykle długa, męcząca noc.
23:51 23 Lipca
Chłodny wiatr delikatnie muskał policzki Adama Olszewskiego, młodego milicjanta, partnera tragicznie zmarłego Pawła Wieczorka. Adam bał się konsekwencji swoich czynów. Bał się wszystkiego. Idąc ciemną ulicą odwracał się, obawiając ćpunów, drobnych złodziejaszków przyczajonych za rogiem. Kilkukrotnie przez ostatnie dni zdarzyło mu się wycelować ze swojej służbowej broni do niewinnych, zwykłych przechodniów. Zdawało mu się, że wyglądają podejrzanie, polują na niego. Wszędzie widział trupy, krew, którą to on sam miał na rękach. Kapitan oczekiwał od niego niemożliwego, odnaleźć zabójcę, skazania własnego partnera. Choć teraz to i tak bez znaczenia. Paweł przecież nie żyje, zamordowali go. Sam siebie zamordował, co za różnica. Spojrzał w dół. To zaledwie cztery piętra pomyślał, kilka nędznych metrów. Biedny kapitan, zapije się biedaczyna na śmierć. Śmierć… wyciągnął wysłużoną broń. Wkładając lufę do ust nie zawahał się nawet przez chwilę. Ostatnia myśl, rodzina, mały synek, Matylda pogrążona w rozpaczy… to dla ich dobra. Huk przeszył powietrze, głuche uderzenie.
Dyżurujący tego wieczora funkcjonariusze błyskawicznie znaleźli się na ulicy. Strzały z pistoletu w pobliży posterunku milicji nigdy nie wróżyły nic dobrego. Adam już tam leżał, otaczała go rosnąca, rubinowa kałuża. Wybiła północ. Kapitan słysząc wystrzał, alarm na posterunku, nawet nie drgnął.
— W końcu wszyscy tak skończymy. — Mruknął, wpatrując się w ciemny kąt gabinetu. Był sam. Sam, jeśli nie liczyć Jacka Danielsa w jego dłoni.
*
19:06 19 Lipca
Raport już niemal gotowy, stary powinien być zadowolony. Kazałem mu czekać i tak już wystarczająco długo. Wszystko zaczyna się sypać. Powinienem, muszę to raz na zawsze zakończyć, obawiam się jednak, czy aby na pewno starczy mi sił? Co z Matyldą, cóż powinienem jej powiedzieć. Przeprosić? Błagać o wybaczenie? Jeśli to wszystko wypłynie na światło dzienne… Mam nadzieje, że nigdy nie uda im się odnaleźć Pawła, gdyby skazali go za trzy morderstwa, jeśli dowiedziałby się, że przyłożyłem do tego rękę. Wpakowaliśmy się w niezłe bagno, a w dodatku dostałem list od tego starca! Boże drogi, przecież ja niczym nie zawiniłem, jestem tylko zwykłym milicjantem.
16:22 18 Lipca
Pozostało mi niewiele sił, rany strasznie pieką. Od dawna nic nie jadłem, to nie tak, że przestało mi smakować ptactwo. Nie, nie, do wszystkiego idzie się przyzwyczaić. Po prostu nie mogę, nie mam już sił. Ilekroć robię gwałtowniejsze ruchy moje rany, na nowo się otwierają, pewno niedługo się wykrwawię. Cwane bestie wyczekują… przeklęte ścierwo! Zapewne pałają żądzą zemsty za swych poległych pobratymców.
— Dopóki, starcza mi sił by oddychać nie dostaniecie mnie, sucze syny! Słyszycie?! Zbliżcie się, a rozerwę was na strzępy! — Szczerzył zęby w straszliwym grymasie, przypominającym uśmiech wariata. Przeraźliwy, obłąkańczy krzyk odbijał się echem zagłuszając dźwięki, na które Paweł powinien być wyczulony. Nie usłyszał podjeżdżającego samochodu, zgrzytu przeskakujących zapadek w odbezpieczanych zamkach. Dopiero stukot ciężkich, wojskowych buciorów dotarł do jego uszu. Chciał przepraszać, poprawić się, jednak było już za późno. Dobrze o tym wiedział. Zresztą cóż by to zmieniło…
Resztkami sił udało mu się oderwać plecy od ziemi, wesprzeć na łokciach. Rany zapiekły, krew ponowie słynęła po jego ciele. Było warto — pomyślał. Pierwszy raz dostrzegł oblicza swych oprawców. Pięcioro mężczyzn, wszyscy z wyjątkiem jednego podobni do siebie niczym bracia. Szpetne mordy, gdzieniegdzie przyozdobione blizną, czy dwiema. Wyglądali jak ruska mafia, skurwiele. Tylko piąty, łysiejący starzec albinos przykuł jego uwagę. Jedno spojrzenie wystarczyło, zrozumiał, cała zagadka, tajemnicze morderstwo dziewczyny, wszystko wydało się takie jasne. Dziwny ptak siedzący na jego ramieniu, tak biały… niczym śnieg. Znał odpowiedz już pierwszego dnia, a teraz, teraz zabierze ją do grobu. Oby Bóg mu wybaczył, choć… nie to niemożliwe.
13:13 11 Lipca
Adam cały czas nie mógł uwierzyć, to przez niego zaginął Paweł. Nawet go wtedy nie wysłuchał. Mogłem mu pomóc, powtarzał w kółko. Wystarczyło z nim pojechać, odciągnąć od tej decyzji, lub chociaż wysłuchać. Nawet nie wiem, gdzie teraz mam szukać. Zrozpaczony uderzył pięścią w drzwi gabinetu Pawła. Od dwóch dni przeglądał papiery zawalające jego biurko. Udało mu się znaleźć niedokończony raport z śledztwa, śledztwa, za które on sam teraz odpowiadał. Wyniki toksykologii przysłane z laboratorium, pełno innych papierzysk i numerów, jednak żadnych wskazówek. Niespodziewanie rozdzwonił się telefon. Adam wystraszył się nieco, większość bowiem dobrze wiedziała, że Paweł zaginął, szukał go w końcu cały posterunek! Zdecydował się odebrać.
— Detektyw Olszewski? — Odezwał się starzec po drugiej stronie słuchawki. Jego głos brzmiał dziwnie obco.
— Zgadza się. Mogę jakoś pomóc?
— W rzeczy samej. Widzi pan, nasz wspólny… przyjaciel, zdaje się, że on zabił troje niewinnych mężczyzn.
— O czym pan mówi? Kto zabił, gdzie?
— Powiem wprost. Na ulicy Wyspiańskiego 15 mieszkania 3, w starej, niemal opuszczonej kamienicy znajdzie pan trzy ciała Azjatów oraz broń detektywa Wieczorka, z której zostali zastrzeleni. Zawia…
— O czym pan mówi? To nie…
— ZAWIADOMI pan przełożonych — kontynuował starzeć z trudem przekrzykując swojego rozmówcę. — W przeciwnym wypadku małżonka wraz z ukochanym syneczkiem dołączą do detektywa Wieczorka. Doprawdy to urocza kobieta, uważa pana za wzór męża! Proszę spytać o dzisiejszą niespodziewaną wizytę…
— Tylko ją tk… — Wydarł się Adam, lecz bezskutecznie. Starzec szybko mu przerwał.
— OSTRZEGAM, ostatni raz ostrzegam, proszę mi nie przerywać. — W głosie dało się słyszeć zmęczenie mieszające się z gniewem. — Jak już wspomniałem, zawiadomi pan przełożonych o zbrodni, której dopuścił się pana partner. Natomiast co to tej małej, złodziejskiej eko-suki, będzie lepiej dla wszystkich, jeśli zamknie pan raport i włoży między samobójstwa. Proszę nie zgrywać bohatera, inaczej miast telefonu otrzyma pan głowę małżonki. — Adam jeszcze długo stał z słuchawką przyciśniętą do twarzy. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał, nie chciał wierzyć.
10:39 8 Lipca
Niemiła pobudka, której towarzyszył ostry ból głowy szybko odświeżyła mętne wspomnienia Pawła, a przynajmniej ich nędzne skrawki. Pospiesznie sprawdził kaburę, zniknęła wraz z bronią. Przeklął siarczyście. Ogarnęła go wściekłość, powinien był posłuchać Adama, pchanie się wprost w paszczę lwa było najgorszym pomysłem, jaki mógł mu przyjść do głowy, a jednak przyszedł. Potarł obolałą skroń, starając się zorientować w nowej sytuacji. Wygląda na to, że gdzieś go wywieźli. Okna osadzone zbyt wysoko, by przez nie uciec, jedyne drzwi zabite na głucho, a wokół tylko srające ptaki.
— No to mam przerąbane — mruknął pod nosem. Po chwili kontynuował. — Pomocy, słyszy mnie ktoś? Pomocy! — Nawoływał. Minęło kilka godzin nim zrezygnowany opadł na ziemię. Nie zastanawiał się, co będzie jadł, widząc otaczającą go pustkę, gołe mury, instynktownie odpychał takie myśli. Cały czas uparcie wierzył, że da radę uciec. Miał nadzieje, że Adamowi uda się rozwiązać zagadkę, nim go zabiją. Teraz ten niedoświadczony szczeniak jest jego jedyną nadzieją.
02:36 7 Lipca
Dźwięk telefonu wyrwał Adama ze snu. Zmęczony, ledwo przytomny spiesznie poczłapał w stronę aparatu. Obawiał się, że hałas może zbudzić pozostałych domowników.
— Halo, słucham. — Wydusił z siebie, jeszcze nieco zachrypniętym głosem.
— Adam posłuchaj uważnie. Dostał…
— Paweł wiesz, która jest godzina? Nie możesz zadzwonić jutro? — Jedyne, czego pragnął to szybki powrót do swojego łóżka. Nie przywykł do telefonów w środku nocy. Nie przywykł do pracy detektywa.
— Nie, to nie może poczekać. Posłuchaj mnie uważnie. Dostałem cynk od informatora. Zdaje mi się, że wiem, co przytrafiło się dziewczynie. Musimy to zbadać i to natychmiast. — Podniecony głos Wieczorka z trudem przebijał się przez mglistą barierę snu, która nadal otaczała umysł Adama.
— Jutro dobrze? Porozmawiamy o tym jutro, przecież sam mówiłeś, to samobójstwo… — Odłożył słuchawkę obok aparatu. Odchodząc usłyszał cichutki głosik, który w rzeczywistości był krzykiem.
— Adam!... Adam, niech cię szlag!
07:23 5 Lipca
Andrij, ukraiński handlarz informacjami, czekał już w umówionym miejscu. Przeskakując z nogi na nogę coraz bardziej się niecierpliwił. Nie chciał być widziany w tak nieodpowiednim towarzystwie, a osoba, na którą czekał i tak spóźniała się już dobre dwadzieścia minut. Spojrzał na swój podrabiany roleks, gotów do odwrotu kątem oka dostrzegł podjeżdżające audi.
— Wskakuj — Odezwał się głos zza opadającej szyby. Andrij nie zwlekając pospiesznie wykonał polecenie. Gdy tylko zatrzasnął drzwi, samochód ruszył.
— Potrzebuje informacji. Zorientuj się czy ktoś ostatnio wypytywał o gazy usypiające, lub podobne specyfiki. Jacyś byli wojskowi, typy spod ciemniej gwiazdy, ktokolwiek.
— Hroshi lezhat? — Burknął Ukrainiec.
— Po przekazaniu informacji… i mów po polsku! Nie jesteśmy w jebanej Ukrainie, a teraz wypad! — Samochód zatrzymał się na poboczu. Andrij wysiadł.
— Trakhkav sobaku! — Rzucił w stronę kierowcy, nim zatrzasnął drzwi. Pojazd odjechał z piskiem opon.
Znalezienie budki telefonicznej nie wymagało wiele wysiłku. Wrzucił żeton, później drugi wybierając numer. Długo mówił po ukraińsku. Jego rozmówca człowiek o wiekowym głosie tylko ciężko wzdychał, jakby łapiąc ostatnie hausty powietrza.
— Przyślij go jutro. — Tymi słowami starzec zakończył rozmowę, odkładając słuchawkę.
12:01 2 Lipca
Paweł siedział przy swym biurku czytając ponownie raport sekcji zwłok, który mu dostarczono wczorajszej nocy. Koroner jednoznacznie stwierdził, że dziewczyna umarła w wyniku uduszenia. Wydawać się mogło, że kolejna zwyczajna sprawa trafi do archiwum rozwiązana, z dopiskiem samobójstwo. Jednak raport zawierał dziwną wzmiankę, która zaniepokoiła Pawła. Krew dziewczyny zawierała śladowe ilości środków odurzających. Nie było by w tym nic dziwnego, w końcu była nastoletnią studentką, jednakże oględziny jej mieszkania nie wskazywały na to, by miała cokolwiek wspólnego z narkotykami.
Późniejsza rozmowa z technikami rzuciła wiele światła na całą sprawę. Paweł stawał się coraz bardziej podejrzliwy. Okazało się bowiem, że substancja wykryta w ciele dziewczyny nie jest zwyczajnym składnikiem, jakiego używa się do wyrobu narkotyków dostępnych na rynku. Zawiera ją natomiast gaz usypiający, którego kiedyś używało wojsko, obecnie został wycofany ze standardowego wyposażenia armii. Wspomnieli coś o szkodliwości składników, jednak Paweł już nie słuchał. Ciężko myślał, który z jego informatorów może okazać się pomocny.
Okazało się także, że młoda dama nie jest bez żadnej winny, jak mogło się wydawać. Jak udało się wyczytać w dokumentach, zaledwie kilka miesięcy temu, wraz z kilkoma innymi osobami z ruchu wyzwolenia zwierząt, włamali się do miejskiego zoo. Zostali nakryci na próbie kradzieży kilku rzadkich gatunków zwierząt. Sprawa jednak szybko rozeszła się po kościach.
10:45 29 Czerwca
Na miejscu przestępstwa zjawiliśmy się tuż po pierwszym śniadaniu. Początek dnia nie zapowiadał żadnych większych rewelacji. Od kilku tygodni zmuszony byłem pracować z zółtodziobem. Młody funkcjonariusz pod mym czujnym okiem miał przejść szkolenie na detektywa… wolne żarty.
— Gotowy na twoje pierwsze ŚMIERTELNIE poważne dochodzenie? — Rzuciłem chcąc nieco go przestraszyć, jednocześnie żartując sobie.
— Widziałem już trupy, jeśli do tego zmierzasz… Niełatwo mnie przestraszyć. — Skontrował Adam, jednocześnie kończąc ich krótką wymianę zdań. Przywitali się z milicjantami, którzy zdążyli już zabezpieczyć miejsce wypadku, po czym niezwłocznie zabrali się do oględzin zwłok.
Ciało znaleźli w większym z dwóch pokoi, z których składało się małe mieszkanko na parterze. Pomieszczenie było dobrze oświetlone, okna szeroko otwarte, co od razu przykuło uwagę Pawła.
— Ruszaliście coś? Okna były otwarte, gdy tu dotarliście? — Lekko poddenerwowany zapytał stojącego w pobliżu milicjanta.
— Niczego nie ruszaliśmy, okien także. To przez nie sąsiedzi dostrzegli wiszące ciało dziewczyny i nas powiadomili. — Paweł podszedł bliżej by przyjrzeć się denatce, którą zdążyli już odciąć i częściowo zapakować do worka. Nie miała żadnych śladów, świadczących o walce przed śmiercią. Trudno powiesić kogoś wbrew jego woli, w dodatku nie pozostawiając żadnych, nawet najmniejszych śladów na jego ciele. Podczas gdy Paweł był pochłonięty rozmową z technikami, od których i tak niewiele się dowiedział. Adam w tym czasie rozglądał się uważnie w poszukiwaniu jakichś wskazówek. Szczególną uwagę zwrócił na pustą klatkę po, jak mu się zdawało, dużym ptaku. W jej pobliżu, jak i pod samą denatką znalazł kilka białych piór.
— Detektywie Wieczorek — wydarł się młodzian. — Chyba coś znalazłem. — Paweł przewrócił oczami, przeprosił milicjanta, z którym akurat rozmawiał, kierując się w stronę Adama.
— Co tam masz, młody? — Rzucił uśmiechając się wesoło.
— Proszę spojrzeć, najwyraźniej dziewczyna hodowała jakiegoś rzadkiego ptaka, który nie dość, że przepadł to jeszcze pogubił pióra. — Mówiąc to starał się zachowywać poważnie, jak na prawdziwego detektywa przystało.
— Powiedz mi, kto zabija dla jakiegoś tam ptaka, biedną studentkę? Co? Nie przyszło ci do głowy, że mógł tak po prostu odlecieć przez otwarte okna?
— No… niby tak, ale to mógł być rzadki okaz białego kruka!
— Posłuchaj, jesteś młody jeszcze wiele musisz się nauczyć. Wszystkie dowody wskazują na to, że dziewczyna popełniła samobójstwo, zwierzaka pewno wypuściła, martwiąc się o jego dobro. Powinieneś wiedzieć, że dziwni ekolodzy mają na tym punkcie fioła, a wygląda na to, że ona była jedną z nich. — Odpowiedział z litościwą miną, klepiąc partnera po plecach. — Poza tym skąd biedna studentka wzięłaby takiego rzadkiego ptaka? Ukradła ruskiej mafii? A to dobre! — Zażartował wracając do rozmowy z milicjantem.
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...
"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
It's dark inside
It's where my demons hide...
"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."