21-07-2012, 15:25
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22-07-2012, 10:10 przez eyesOFsoul.)
- Bądź pewna siebie. Bądź pewna siebie. No kurwa, bądź pewna siebie - powtarza w myślach, wciąż grzebiąc w torebce. Torebka, wiecie? To jeden z tych atrybutów na jakie kobieta musi sobie pozwolić. Zamknięty w nim świat, widziany jest niczym jedna wielka metafora, która podąża swoimi wersami.
- Muszę zapalić. Czuję cholerną potrzebę sięgnięcia po papierosa. Boże, gdzie jest ta głupia zapalniczka - zaczęła tak mamrotać pod nosem, że nie sposób było nie zwrócić na siebie uwagi.
- Czy mogę... - pytanie, urwane, zawisło gdzieś w powietrzu, jakby ktoś na nitce trzymał ciąg dalszy, nie pozwalając mu dojść do końca.
- Dlaczego nigdy jej nie ma tam, gdzie być powinna? Czy to takie trudne włożyć ją do pierwszej przegródki w torebce? Czy to jest, kurwa, takie trudne? - kontynuowała zamknięta w swoim małym-wielkim świecie.
- Czy potrzebuje pani... - ponowił próbę szatyn, dodam, niebieskooki, bo w jego oczach można było zatonąć po wieki wieków, jeśli tylko w odpowiednim momencie spojrzało się trochę dalej, niż poza czubeczek swego noska.
- Nigdy się tego nie nauczę. Jestem kobietą i nigdy się nie nauczę odkładać rzeczy na swoje należyte miejsce - przystanęła chwilę na dość bezradna, biorąc głęboki oddech. W słuchawkach właśnie rozbrzmiewał utwór The Kill, 30 Second To Mars. Szczelnie zamknięta w dobiegających dźwiękach, nie spostrzegła mężczyzny, który już dwa razy próbował wyciągnąć roztrzepaną kobietę z opresji. Kiedy w końcu odważył się dotknąć jej ramienia, bo zapewne zauważył, że nieporadne dziewczę poza muzyką nie słyszy żadnych niebożych znaków, odskoczyła jak oparzona. Spadłaby z chodnika, gdyby niebieskooki w ostatniej chwili jej nie przytrzymał. Zdjąwszy słuchawki z uszu, patrzyła na nieznajomego morderczym wzrokiem.
- Co pan do jasnej cholery wyprawia?! Żeby człowiek spokojnie nie mógł wrócić do domu. Zawsze się jakiś wariat przyczłapie. Czego pan tu jeszcze stoi?! - wystrzeliła jak karabin maszynowy.
- Chciałem tylko pani... - zaczyna jeszcze raz powoli wyjaśniać, ale Anka nieprzerwanie strzela dalej.
- Chciał pan, jasne że pan tylko chciał. Wy wszyscy tylko chcecie, a jak was potrzeba, to szukaj wiatru w polu - i zaczęła iść przed siebie, oddalając się od towarzysza. Zdezorientowany Michał patrzył jak czerwony płaszcz staje się zwykłą plamą, która z każdym krokiem rozmazuje się coraz bardziej w gęstwinie tłumu, aż w końcu znika z pola widzenia. Być może, gdyby usiłował ją dogonić, godzinę później siedzieliby razem przy kawie, śmiejąc się z całej sytuacji. Albo Anka choć na chwilę zamilkła, dając rozmówcy tę jedną minutę na wyjaśnienie...
Jednak rzecz się dzieje, nienazwana, z prawem do powrotu w deszczu wspomnień. Tych niewykorzystanych, co będą tkwić człowieku i rdzewieć, by w końcu mogły spaść w niepamięć.
Szkicownik z 18.04.2011 r. (udoskonalony z dniem dzisiejszym, poprawki 22.07.2012 r.)
- Muszę zapalić. Czuję cholerną potrzebę sięgnięcia po papierosa. Boże, gdzie jest ta głupia zapalniczka - zaczęła tak mamrotać pod nosem, że nie sposób było nie zwrócić na siebie uwagi.
- Czy mogę... - pytanie, urwane, zawisło gdzieś w powietrzu, jakby ktoś na nitce trzymał ciąg dalszy, nie pozwalając mu dojść do końca.
- Dlaczego nigdy jej nie ma tam, gdzie być powinna? Czy to takie trudne włożyć ją do pierwszej przegródki w torebce? Czy to jest, kurwa, takie trudne? - kontynuowała zamknięta w swoim małym-wielkim świecie.
- Czy potrzebuje pani... - ponowił próbę szatyn, dodam, niebieskooki, bo w jego oczach można było zatonąć po wieki wieków, jeśli tylko w odpowiednim momencie spojrzało się trochę dalej, niż poza czubeczek swego noska.
- Nigdy się tego nie nauczę. Jestem kobietą i nigdy się nie nauczę odkładać rzeczy na swoje należyte miejsce - przystanęła chwilę na dość bezradna, biorąc głęboki oddech. W słuchawkach właśnie rozbrzmiewał utwór The Kill, 30 Second To Mars. Szczelnie zamknięta w dobiegających dźwiękach, nie spostrzegła mężczyzny, który już dwa razy próbował wyciągnąć roztrzepaną kobietę z opresji. Kiedy w końcu odważył się dotknąć jej ramienia, bo zapewne zauważył, że nieporadne dziewczę poza muzyką nie słyszy żadnych niebożych znaków, odskoczyła jak oparzona. Spadłaby z chodnika, gdyby niebieskooki w ostatniej chwili jej nie przytrzymał. Zdjąwszy słuchawki z uszu, patrzyła na nieznajomego morderczym wzrokiem.
- Co pan do jasnej cholery wyprawia?! Żeby człowiek spokojnie nie mógł wrócić do domu. Zawsze się jakiś wariat przyczłapie. Czego pan tu jeszcze stoi?! - wystrzeliła jak karabin maszynowy.
- Chciałem tylko pani... - zaczyna jeszcze raz powoli wyjaśniać, ale Anka nieprzerwanie strzela dalej.
- Chciał pan, jasne że pan tylko chciał. Wy wszyscy tylko chcecie, a jak was potrzeba, to szukaj wiatru w polu - i zaczęła iść przed siebie, oddalając się od towarzysza. Zdezorientowany Michał patrzył jak czerwony płaszcz staje się zwykłą plamą, która z każdym krokiem rozmazuje się coraz bardziej w gęstwinie tłumu, aż w końcu znika z pola widzenia. Być może, gdyby usiłował ją dogonić, godzinę później siedzieliby razem przy kawie, śmiejąc się z całej sytuacji. Albo Anka choć na chwilę zamilkła, dając rozmówcy tę jedną minutę na wyjaśnienie...
Jednak rzecz się dzieje, nienazwana, z prawem do powrotu w deszczu wspomnień. Tych niewykorzystanych, co będą tkwić człowieku i rdzewieć, by w końcu mogły spaść w niepamięć.
Szkicownik z 18.04.2011 r. (udoskonalony z dniem dzisiejszym, poprawki 22.07.2012 r.)
Zamknięci w pikselach z czasem łączymy tylko trzy barwy...
© Wszelkie prawa zastrzeżone.