08-08-2011, 12:38
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08-08-2011, 12:41 przez kaprys_losu.)
Kolejne przemyślenia z serii "Świat według Kaprysa". Fanom lewicy polecam Nervosol przed lekturą. Nie zamierzałam nikogo obrazić, to moje osobiste spojrzenie na aktualne wydarzenia, możesz się ze mną nie zgodzić. Proszę o kulturalne wypowiedzi w komentarzach. Miłego czytania.
Od dawna przyglądamy się z niemałym zdumieniem i zaciekawieniem farsie, która ma miejsce na Wiejskiej. Każdy myślący Polak puka się w czoło i zastanawia, kto wpuścił tam ludzi, którzy mają pojęcie o polityce i dyplomacji porównywalne z kioskarką pod Sejmem. Mała wojenka polsko-polska, słowne bójki, wytykanie sobie wzajemnie przodków
z Wermachtu i wiele innych.
Ale to, co stało się po dziesiątym kwietnia ubiegłego roku, wymknęło się spod kontroli wszystkich. Katastrofa pod Smoleńskiem niezależnie od orientacji politycznej wstrząsnęła opinią publiczną. Zginęło kilkadziesiąt osób, które pełniły ważne funkcje w państwie. Zmarłym należy się szacunek. Żałoba narodowa, godny pogrzeb, szczegółowe dochodzenie
w sprawie przyczyn tragedii, która pewnie wcale nie musiała się wydarzyć.
Dosłownie następnego dnia nagłówki wszystkich gazet krzyczą: „Para prezydencka na Wawelu”. Wspominałam coś o godnym pogrzebie? A jakże, pełna pompa. Obok nagrobków Józefa Piłsudskiego, Juliusza Słowackiego, królowej Jadwigi i wielu innych stanął kolejny; piękny, wykuty w kamieniu dla małżonków Kaczyńskich. Zastanawia mnie jedno, (abstrahując od ich zasług dla Polski, bo na ten temat każdy ma swoje zdanie) czy gdyby nie zginęli w tak tragiczny sposób, ale na przykład z przyczyn naturalnych, czy postąpiono by
w taki sam sposób? Nie sądzę. Jeśli mam rację, to tym, co im najlepiej wyszło była śmierć.
A chyba nie o to chodziło zwolennikom Wawelu. Należałoby sobie uświadomić, że wiele osób każdego dnia ginie w katastrofach lotniczych lub wypadkach samochodowych i nikt nie pcha się na Wawel. Umiera też wielu zasłużonych; artystów, poetów, pisarzy, sportowców.
I jedyne co im oferujemy, to Powązki. A jeszcze nie słyszałam, żeby po ulicach Warszawy lub Krakowa pałętał się duch i podzwaniając łańcuchami domagał się pochówku w Grobach Królewskich.
Chwilkę potem konkurs moherowych beretów, kto mocniej obrzuci błotem koncern Lecha, który rzekomo obraził pamięć prezydenta słynnym hasłem i billboardami „Zimny Lech”. Nie wzięli jednak pod uwagę, że tak wielką kampanię reklamową planuje się na długo wcześniej, więc nie mogła być to próba prowokacji; zwyczajnie było za mało czasu. Wręcz przeciwnie. Rzecznicy prasowi spółki piwowarskiej twierdzili, że rozpoczęcie kampanii przesunięto
o kilka tygodni, by nie urażać pamięci zmarłych. Ale jak to w naszym kraju bywa, logika swoją drogą, a społeczeństwo swoją.
Nie wiem, jak innym, ale ja na dźwięk słów „katastrofa smoleńska” widzę krzyż pod Pałacem Prezydenckim i rzesze ludzi w różnym wieku koczujących w Warszawie. Dziś ciężko stwierdzić, kto dokładnie nakręcił aferę krzyżową. Kler? Słuchaczki radia Maryja? PiS? Chyba wszyscy po trochu. Bojownicy nie zauważyli, że w cały manifest wkradł się mały paradoks. Ich celem, według tego co mówią, było zapewnienie pamiątce godnego miejsca. Więc dlaczego kościół św. Anny był niegodnym? Zapalczywość i wytrwałość rodem
z opowieści o świętych męczennikach. Sławna na cały kraj Joanna, która przywiązała się do krzyża biało-czerwoną wstęgą, dzień i noc czuwająca, by ta niemal relikwia nie zmieniła miejsca pobytu. Obrońcom na pewno nie można zarzucić złych chęci, wierzą w głęboki sens swojej misji. Ale czy ta wiara wystarczy? Momentami wystąpienie zakrawały już dość wyraźnie na fanatyzm, a ten wszak jest gorszy od faszyzmu. Przecież biskupi wypowiadali się na ten temat, chcąc umieszczenia krzyża w kościele. Niepokorne owieczki uznały to za obrazę. Najbardziej opornych siłą odprowadzali funkcjonariusze BOR Uczyniono z tej kwestii sprawę narodowej wagi. Według mnie, gra zdecydowanie niewarta świeczki, ale przecież przemówić Polakowi do zdrowego rozsądku, to jak znaleźć na Antarktydzie amatorki topless’u.
Przed paroma dniami opublikowano raport Millera, dotyczący przyczyn katastrofy lotniczej. Oglądając jego prezentację na jednym z polskich kanałów informacyjnych, miałam nieodparte skojarzenie z dziennikarską wpadką sprzed kilku lat, dość powszechnie znaną pod tytułem „Tory też były złe”. Analizując przyczyny, dochodzi się do wniosku, że co się dało skopać, zostało skopane, a i parę rzeczy pozornie nie do zepsucia też się udało. Nie mieści mi się w głowie, jak w ciągu jednego lotu mogło wyniknąć tyle nieprawidłowości. Polska prowizorka jest znana w całej Europie, ale tak ogromne braki w wyszkoleniu pilotów, obsługi lotniska i jego stanie technicznym są niemal groteskowe. Bo jeśli zawodowi, doświadczeni piloci elitarnej jednostki próbują wykonać manewr lądowania w automacie, który jest niemożliwy na dość prowizorycznie zbudowanym pasie lotniska, to kłaniam się
w pas instruktorom szkół oficerskich. Zakładając, że raport był rzeczywistym, nieprzerysowanym na potrzeby mediów i publiczki zbiorem faktów, to dziwię się, że nie zginęli jeszcze wszyscy nasi politycy i cały korpus dyplomatyczny (wiem, że niejeden skakałby z radości).
Zresztą, termin podania to publicznej wiadomości raportu jest więcej niż idealny. Na dziewiątego października zaplanowano wybory, więc trzeba się pokazać, rzucić kogoś na pożarcie. A jakże, poleciało kilka głów. Generałowie, oficerowie wysokiej rangi, no i oczywiście rozwiązanie sławnego dzisiaj 36 specpułku. Tłumaczenia polityków są piękne, ale mętne. Zwolnieni piloci mają zająć się uprawą ogródków działkowych? A politycy przerzucą się na rowery, bo taniej i ekologiczniej? Może nie jestem specjalistą w dziedzinie lotnictwa, ale na zdrowy, chłopski rozum, loty czarterowe lub rejsowymi samolotami obciążą skarb państwa trochę bardziej, niż utrzymanie własnych samolotów. Jak zwykle, ogromny szum, ale zero prawdziwych środków zaradczych. Nikt nie obiecuje lepszego szkolenia pilotów; po co, skoro można korzystać z usług obcokrajowców. Tym razem ta kiełbasa wyborcza przekonała niewiele osób, a jak pokazują sondaże, zadziałała w drugą stronę, bo poparcie zarówno dla Platformy, jak i PiSu spadło na łeb na szyję.
Ale show must go on, więc kampania rusza pełną parą. Co prawda z billboardami, za to jednodniowe. Trzeba sobie radzić. Jak najłatwiej? Wjechać na emocje przeciętnego Kowalskiego. Może zabrzmi to co najmniej niewłaściwie i obrazoburczo, ale nic mnie tak nie rozbawiło w ostatnich dniach, jak dwuminutowy film, upamiętniający zmarłą parę prezydencką pt. „Oni czekają na prawdę”. Pokaz slajdów złożonych z prywatnych zdjęć małżonków Kaczyńskich, przerywany łzawymi sloganami w stylu „Tylko jedna kobieta miała klucz do jego serca”, „Razem służyli Polsce”. Groteski dopełnia ścieżka dźwiękowa rodem
z filmu grozy i drżący głos lektora wynoszącego zmarłych pod niebiosa. Tak taniego chwytu nie spodziewałam się nawet po specach od public relations pracujących dla Prawa
i Sprawiedliwości. Sam tytuł mówi za siebie. Widać jak na dłoni, że partia chce ugrać na ich śmierci sukces w wyborach. Nie na tym polega pamięć, nie na tanich spotach reklamowych, nie na wielkich słowach. Nie neguję w żaden sposób moralności, czy udanego związku Kaczyńskich, bo tworzyli chyba dobraną parę, ale zwykle unikali rozgłosu
i ingerencji w życie rodzinne. Oni czekają naprawdę, a PiS na oklaski. Jak powiedział jeden z moich znajomych, będąc sławnym strach umierać, żeby nie powiesili twojego truchła na sztandarze i nie poszli na barykady.
Jak zapowiadają twórcy spotu, jesienią ma pojawić się w kinach pełnometrażowy film o tej samej tematyce. Zastanawiam się tylko, kto zagra braci Kaczyńskich i kota Alika. Jeżeli Mroczkowie, z miejsca wybiorę się na pierwszy seans, bo w końcu doczekamy się dobrej, polskiej komedii na miarę „Chłopaki nie płaczą”. Jedno jest pewne, ten rok tak jak
i poprzedni, zapowiada się rokiem kaczki.
z Wermachtu i wiele innych.
Ale to, co stało się po dziesiątym kwietnia ubiegłego roku, wymknęło się spod kontroli wszystkich. Katastrofa pod Smoleńskiem niezależnie od orientacji politycznej wstrząsnęła opinią publiczną. Zginęło kilkadziesiąt osób, które pełniły ważne funkcje w państwie. Zmarłym należy się szacunek. Żałoba narodowa, godny pogrzeb, szczegółowe dochodzenie
w sprawie przyczyn tragedii, która pewnie wcale nie musiała się wydarzyć.
Dosłownie następnego dnia nagłówki wszystkich gazet krzyczą: „Para prezydencka na Wawelu”. Wspominałam coś o godnym pogrzebie? A jakże, pełna pompa. Obok nagrobków Józefa Piłsudskiego, Juliusza Słowackiego, królowej Jadwigi i wielu innych stanął kolejny; piękny, wykuty w kamieniu dla małżonków Kaczyńskich. Zastanawia mnie jedno, (abstrahując od ich zasług dla Polski, bo na ten temat każdy ma swoje zdanie) czy gdyby nie zginęli w tak tragiczny sposób, ale na przykład z przyczyn naturalnych, czy postąpiono by
w taki sam sposób? Nie sądzę. Jeśli mam rację, to tym, co im najlepiej wyszło była śmierć.
A chyba nie o to chodziło zwolennikom Wawelu. Należałoby sobie uświadomić, że wiele osób każdego dnia ginie w katastrofach lotniczych lub wypadkach samochodowych i nikt nie pcha się na Wawel. Umiera też wielu zasłużonych; artystów, poetów, pisarzy, sportowców.
I jedyne co im oferujemy, to Powązki. A jeszcze nie słyszałam, żeby po ulicach Warszawy lub Krakowa pałętał się duch i podzwaniając łańcuchami domagał się pochówku w Grobach Królewskich.
Chwilkę potem konkurs moherowych beretów, kto mocniej obrzuci błotem koncern Lecha, który rzekomo obraził pamięć prezydenta słynnym hasłem i billboardami „Zimny Lech”. Nie wzięli jednak pod uwagę, że tak wielką kampanię reklamową planuje się na długo wcześniej, więc nie mogła być to próba prowokacji; zwyczajnie było za mało czasu. Wręcz przeciwnie. Rzecznicy prasowi spółki piwowarskiej twierdzili, że rozpoczęcie kampanii przesunięto
o kilka tygodni, by nie urażać pamięci zmarłych. Ale jak to w naszym kraju bywa, logika swoją drogą, a społeczeństwo swoją.
Nie wiem, jak innym, ale ja na dźwięk słów „katastrofa smoleńska” widzę krzyż pod Pałacem Prezydenckim i rzesze ludzi w różnym wieku koczujących w Warszawie. Dziś ciężko stwierdzić, kto dokładnie nakręcił aferę krzyżową. Kler? Słuchaczki radia Maryja? PiS? Chyba wszyscy po trochu. Bojownicy nie zauważyli, że w cały manifest wkradł się mały paradoks. Ich celem, według tego co mówią, było zapewnienie pamiątce godnego miejsca. Więc dlaczego kościół św. Anny był niegodnym? Zapalczywość i wytrwałość rodem
z opowieści o świętych męczennikach. Sławna na cały kraj Joanna, która przywiązała się do krzyża biało-czerwoną wstęgą, dzień i noc czuwająca, by ta niemal relikwia nie zmieniła miejsca pobytu. Obrońcom na pewno nie można zarzucić złych chęci, wierzą w głęboki sens swojej misji. Ale czy ta wiara wystarczy? Momentami wystąpienie zakrawały już dość wyraźnie na fanatyzm, a ten wszak jest gorszy od faszyzmu. Przecież biskupi wypowiadali się na ten temat, chcąc umieszczenia krzyża w kościele. Niepokorne owieczki uznały to za obrazę. Najbardziej opornych siłą odprowadzali funkcjonariusze BOR Uczyniono z tej kwestii sprawę narodowej wagi. Według mnie, gra zdecydowanie niewarta świeczki, ale przecież przemówić Polakowi do zdrowego rozsądku, to jak znaleźć na Antarktydzie amatorki topless’u.
Przed paroma dniami opublikowano raport Millera, dotyczący przyczyn katastrofy lotniczej. Oglądając jego prezentację na jednym z polskich kanałów informacyjnych, miałam nieodparte skojarzenie z dziennikarską wpadką sprzed kilku lat, dość powszechnie znaną pod tytułem „Tory też były złe”. Analizując przyczyny, dochodzi się do wniosku, że co się dało skopać, zostało skopane, a i parę rzeczy pozornie nie do zepsucia też się udało. Nie mieści mi się w głowie, jak w ciągu jednego lotu mogło wyniknąć tyle nieprawidłowości. Polska prowizorka jest znana w całej Europie, ale tak ogromne braki w wyszkoleniu pilotów, obsługi lotniska i jego stanie technicznym są niemal groteskowe. Bo jeśli zawodowi, doświadczeni piloci elitarnej jednostki próbują wykonać manewr lądowania w automacie, który jest niemożliwy na dość prowizorycznie zbudowanym pasie lotniska, to kłaniam się
w pas instruktorom szkół oficerskich. Zakładając, że raport był rzeczywistym, nieprzerysowanym na potrzeby mediów i publiczki zbiorem faktów, to dziwię się, że nie zginęli jeszcze wszyscy nasi politycy i cały korpus dyplomatyczny (wiem, że niejeden skakałby z radości).
Zresztą, termin podania to publicznej wiadomości raportu jest więcej niż idealny. Na dziewiątego października zaplanowano wybory, więc trzeba się pokazać, rzucić kogoś na pożarcie. A jakże, poleciało kilka głów. Generałowie, oficerowie wysokiej rangi, no i oczywiście rozwiązanie sławnego dzisiaj 36 specpułku. Tłumaczenia polityków są piękne, ale mętne. Zwolnieni piloci mają zająć się uprawą ogródków działkowych? A politycy przerzucą się na rowery, bo taniej i ekologiczniej? Może nie jestem specjalistą w dziedzinie lotnictwa, ale na zdrowy, chłopski rozum, loty czarterowe lub rejsowymi samolotami obciążą skarb państwa trochę bardziej, niż utrzymanie własnych samolotów. Jak zwykle, ogromny szum, ale zero prawdziwych środków zaradczych. Nikt nie obiecuje lepszego szkolenia pilotów; po co, skoro można korzystać z usług obcokrajowców. Tym razem ta kiełbasa wyborcza przekonała niewiele osób, a jak pokazują sondaże, zadziałała w drugą stronę, bo poparcie zarówno dla Platformy, jak i PiSu spadło na łeb na szyję.
Ale show must go on, więc kampania rusza pełną parą. Co prawda z billboardami, za to jednodniowe. Trzeba sobie radzić. Jak najłatwiej? Wjechać na emocje przeciętnego Kowalskiego. Może zabrzmi to co najmniej niewłaściwie i obrazoburczo, ale nic mnie tak nie rozbawiło w ostatnich dniach, jak dwuminutowy film, upamiętniający zmarłą parę prezydencką pt. „Oni czekają na prawdę”. Pokaz slajdów złożonych z prywatnych zdjęć małżonków Kaczyńskich, przerywany łzawymi sloganami w stylu „Tylko jedna kobieta miała klucz do jego serca”, „Razem służyli Polsce”. Groteski dopełnia ścieżka dźwiękowa rodem
z filmu grozy i drżący głos lektora wynoszącego zmarłych pod niebiosa. Tak taniego chwytu nie spodziewałam się nawet po specach od public relations pracujących dla Prawa
i Sprawiedliwości. Sam tytuł mówi za siebie. Widać jak na dłoni, że partia chce ugrać na ich śmierci sukces w wyborach. Nie na tym polega pamięć, nie na tanich spotach reklamowych, nie na wielkich słowach. Nie neguję w żaden sposób moralności, czy udanego związku Kaczyńskich, bo tworzyli chyba dobraną parę, ale zwykle unikali rozgłosu
i ingerencji w życie rodzinne. Oni czekają naprawdę, a PiS na oklaski. Jak powiedział jeden z moich znajomych, będąc sławnym strach umierać, żeby nie powiesili twojego truchła na sztandarze i nie poszli na barykady.
Jak zapowiadają twórcy spotu, jesienią ma pojawić się w kinach pełnometrażowy film o tej samej tematyce. Zastanawiam się tylko, kto zagra braci Kaczyńskich i kota Alika. Jeżeli Mroczkowie, z miejsca wybiorę się na pierwszy seans, bo w końcu doczekamy się dobrej, polskiej komedii na miarę „Chłopaki nie płaczą”. Jedno jest pewne, ten rok tak jak
i poprzedni, zapowiada się rokiem kaczki.
Kaprys też była kobietą!