Oto radosny początek mojej inkaustusowej egzystencji.
Myślę, że można to podpiąć pod ten dział i mam nadzieję, że Wam się spodoba
Jednak tym razem wdrapałem się na kanapę i chwyciłem pilota włączając kanał z kreskówkami. Od razu zachciało mi się pić. Wróciłem do kuchni i wyjąłem z lodówki zimną colę, coś co w moim domu było nieczęstym widokiem. Podszedłem do blatu przy oknie, by nalać ją do szklanki, kiedy usłyszałem cisze kroki. Zamarłem, to musieli być oni. Słyszałem stukanie na bruku przed domem, to potworzyca, która zawsze nosiła ostro zakończone buty, którymi mogła w każdej chwili przebić moją pierś. Zacisnąłem palce na szklance i mimowolnie przygryzłem dolną wargę. Bałem się jeszcze bardziej, kiedy usłyszałem szuranie tych starych butów tuż przed drzwiami, a zaraz po nich ciche głosy. Mój oddech stał się nierówny, a na czoło wstąpiły kropelki potu. Mieli zaraz przyjść, a ja byłem całkiem sam.
Będę twardy, pomyślałem, ale wszelka odwaga opuściła mnie z kolejnym oddechem i ich wejściem do mojego domu. Bałem się wyjść z kuchni i nadal trzymałem szklankę w dłoni. Słyszałem tylko syk uciekającego gazu z butelki i ich rozmowy. Ich głosy były straszne, jeden niski, drugi wysoki, ale oba tak samo drżące i podekscytowane. Oni chcieli mnie zabić. Głośno przełknąłem ślinę i nie byłem w stanie ruszyć się z miejsca. Z całych sił próbowałem schować się w szafce, ale moje nogi nie przesunęły się nawet o centymetr. Przypomniałem sobie ich lodowaty wzrok, który dosięgał mnie za każdym razem, gdziekolwiek byłem i ich grube, pomarszczone ręce, zawsze takie wilgotne, takie… straszne. Wziąłem kilka oddechów starając się, by mnie nie usłyszeli, ale moje starania chyba na nic się nie zdały, ich kroki były coraz bliżej. Widziałem, jak jasna poświata lampy w salonie znika, a w kuchni zrobiło się nieco ciemniej mimo dwóch zapalonych kinkietów. Spojrzałem na colę, która wciąż stała otwarta bulgocząc. Chyba to samo działo się w tej chwili z moim mózgiem, bo słyszałem tylko szum i oszalałe bicie serca.
Kolejny krok i następny. Ich zgarbione sylwetki powoli wyłaniały się zza rogu, a ja mimowolnie pisnąłem ze strachu. Wtedy ich zobaczyłem – dwie niewysokie postacie. Jedna z nich trzymała w ręku wielką torbę, w której nosiła te wszystkie przedziwne narzędzia tortur. Kulkę materiału, w którą zawinięte były dwa szpikulce do wykłuwania oczu i podłużną łyżkę do bicia mnie. Dreszcz przeszedł po moich plecach, kiedy znów zobaczyłem ich wzrok – przeszywał mnie, jak promieniowanie z oczu X-menów. Dlaczego wciąż nie mogłem się ruszyć?! Przecież byli już koło mnie i wyciągali po mnie swoje stare, zgrzybiałe łapy! Nie ruszyłem się, tylko poczułem długie pazury wbijające się w moje plecy, kiedy po kolei zaczęli mnie obejmować. Już zaczęli cotygodniowy rytuał okaleczania. Okropne ciepło przeszło przez moje ciało, to przez tego drugiego, nieco wyższego potwora. Cały czas na mnie patrzył złowieszczo i wymyślał, co dalej ze mną zrobić. Tak, jak zawsze zaczął:
- Nie wolno zapalać światła w całym domu. – Próbował mnie przekonać, ale mimo strachu i obezwładnienia ja wiedziałem swoje. Oni mogli się poruczać tylko w ciemności, bym nie widział krwi spływającej po moim ciele. Jak co tydzień postanowili znów spróbować mnie utopić. Krzyczałem, nawet spróbowałem jednego z nich ugryźć, ale udało mu się uniknąć ataku i zaczął szarpać mnie za włosy. Mówił, że lubi mnie głaskać, ale wcale tego nie robić. Chciał, bym był gotów do ich rytuału poświęcenia – goły i bez włosów. Serce chciało wyskoczyć z mojej piersi, kiedy zaciągnęli mnie do niebieskiej łazienki i tam mimo mojego krzyku zdjęli ze mnie ubrania. Uderzyłem jednego z nich, ale on mocno ścisnął moją rękę w ostrzeżeniu. Nie odciął jej narzędziami, bo do rytuału musiałem mieć wszystkie nogi i ręce. Cały się trząsłem, kiedy wepchnęli mnie do wanny i nadal obserwowali. Śliniąc się i kaszląc wcisnęli moją głowę do wrzątku i trzymali ją tam tak długo, ze zrobiłem się cały czerwony. Wyrywałem się i wierzgałem nogami, ale na nic. Byli zbyt silni, mimo ich słabego wyglądu. Wiedziałem, że to tylko kamuflaż. Ich pożółkłe zęby, zwiędłe ręce i zgarbione postawy, ślina w kącikach ust i przerażający kaszel, którym zatruwali powietrze, bym się szybciej udusił.
Ręce mi się trzęsły, a pozostałe włosy na głowie były zjeżone. Przed chwilą było gorąco, ale teraz ogarniało mnie tylko i wyłącznie przerażające zimno. Oni chcieli osłabić mój organizm, a potem zjeść. Dlaczego mi to robili?! Krzycząc i prawie nie będąc świadomy, co robiłem pobiegłem do swojego pokoju zapalając po drodze wszystkie światła. Pomyślałem, że to zatrzyma ich chociaż na chwilę. Nie zatrzymało. Trzęsąc się wskoczyłem pod kołdrę nadal goły i przerażony. Znowu słyszałem ich kroki i ciężkie oddechy, byli w tym samym pomieszczeniu. Śmiali się, chcieli mnie zjeść.
Czułem się źle, było mi niedobrze, serce miałem w gardle, a krew już chyba wypłynęła uszami. Ale byłem już zbyt zmęczony, by krzyczeć. Zemdlałem.
Obudziłem się, kiedy czyjś zimny dotyk zatrzymał się na moim spoconym czole. Otworzyłem oczy i krzyknąłem. To była mama, więc dygocząc przytuliłem się do niej mocno. Ona śmiejąc się zapytała:
- Jak się bawiłeś z dziadkami?
Nie odpowiedziałem tylko zacząłem płakać.
Myślę, że można to podpiąć pod ten dział i mam nadzieję, że Wam się spodoba
Potwory z zachodu
Myślałem, że tego wieczoru zostałem całkiem sam. Mama zakazała mi jeść czekoladę, więc postanowiłem to wykorzystać i wspiąłem się na marmurowy blat kuchenny, sięgnąłem po słoik ze słodyczami. Zeskoczyłem obejmując go rękoma i ruszyłem w mojej piżamce w samochody w stronę telewizora. Wysypałem cukierki i czekoladowe kulki na ten wysoki stolik, który tata kupił kilka dni temu. Spodobał mi się, bo miał dwie półki, między którymi mogłem się ze spokojem zmieścić i udawać, że lecę promem kosmicznym. Jednak tym razem wdrapałem się na kanapę i chwyciłem pilota włączając kanał z kreskówkami. Od razu zachciało mi się pić. Wróciłem do kuchni i wyjąłem z lodówki zimną colę, coś co w moim domu było nieczęstym widokiem. Podszedłem do blatu przy oknie, by nalać ją do szklanki, kiedy usłyszałem cisze kroki. Zamarłem, to musieli być oni. Słyszałem stukanie na bruku przed domem, to potworzyca, która zawsze nosiła ostro zakończone buty, którymi mogła w każdej chwili przebić moją pierś. Zacisnąłem palce na szklance i mimowolnie przygryzłem dolną wargę. Bałem się jeszcze bardziej, kiedy usłyszałem szuranie tych starych butów tuż przed drzwiami, a zaraz po nich ciche głosy. Mój oddech stał się nierówny, a na czoło wstąpiły kropelki potu. Mieli zaraz przyjść, a ja byłem całkiem sam.
Będę twardy, pomyślałem, ale wszelka odwaga opuściła mnie z kolejnym oddechem i ich wejściem do mojego domu. Bałem się wyjść z kuchni i nadal trzymałem szklankę w dłoni. Słyszałem tylko syk uciekającego gazu z butelki i ich rozmowy. Ich głosy były straszne, jeden niski, drugi wysoki, ale oba tak samo drżące i podekscytowane. Oni chcieli mnie zabić. Głośno przełknąłem ślinę i nie byłem w stanie ruszyć się z miejsca. Z całych sił próbowałem schować się w szafce, ale moje nogi nie przesunęły się nawet o centymetr. Przypomniałem sobie ich lodowaty wzrok, który dosięgał mnie za każdym razem, gdziekolwiek byłem i ich grube, pomarszczone ręce, zawsze takie wilgotne, takie… straszne. Wziąłem kilka oddechów starając się, by mnie nie usłyszeli, ale moje starania chyba na nic się nie zdały, ich kroki były coraz bliżej. Widziałem, jak jasna poświata lampy w salonie znika, a w kuchni zrobiło się nieco ciemniej mimo dwóch zapalonych kinkietów. Spojrzałem na colę, która wciąż stała otwarta bulgocząc. Chyba to samo działo się w tej chwili z moim mózgiem, bo słyszałem tylko szum i oszalałe bicie serca.
Kolejny krok i następny. Ich zgarbione sylwetki powoli wyłaniały się zza rogu, a ja mimowolnie pisnąłem ze strachu. Wtedy ich zobaczyłem – dwie niewysokie postacie. Jedna z nich trzymała w ręku wielką torbę, w której nosiła te wszystkie przedziwne narzędzia tortur. Kulkę materiału, w którą zawinięte były dwa szpikulce do wykłuwania oczu i podłużną łyżkę do bicia mnie. Dreszcz przeszedł po moich plecach, kiedy znów zobaczyłem ich wzrok – przeszywał mnie, jak promieniowanie z oczu X-menów. Dlaczego wciąż nie mogłem się ruszyć?! Przecież byli już koło mnie i wyciągali po mnie swoje stare, zgrzybiałe łapy! Nie ruszyłem się, tylko poczułem długie pazury wbijające się w moje plecy, kiedy po kolei zaczęli mnie obejmować. Już zaczęli cotygodniowy rytuał okaleczania. Okropne ciepło przeszło przez moje ciało, to przez tego drugiego, nieco wyższego potwora. Cały czas na mnie patrzył złowieszczo i wymyślał, co dalej ze mną zrobić. Tak, jak zawsze zaczął:
- Nie wolno zapalać światła w całym domu. – Próbował mnie przekonać, ale mimo strachu i obezwładnienia ja wiedziałem swoje. Oni mogli się poruczać tylko w ciemności, bym nie widział krwi spływającej po moim ciele. Jak co tydzień postanowili znów spróbować mnie utopić. Krzyczałem, nawet spróbowałem jednego z nich ugryźć, ale udało mu się uniknąć ataku i zaczął szarpać mnie za włosy. Mówił, że lubi mnie głaskać, ale wcale tego nie robić. Chciał, bym był gotów do ich rytuału poświęcenia – goły i bez włosów. Serce chciało wyskoczyć z mojej piersi, kiedy zaciągnęli mnie do niebieskiej łazienki i tam mimo mojego krzyku zdjęli ze mnie ubrania. Uderzyłem jednego z nich, ale on mocno ścisnął moją rękę w ostrzeżeniu. Nie odciął jej narzędziami, bo do rytuału musiałem mieć wszystkie nogi i ręce. Cały się trząsłem, kiedy wepchnęli mnie do wanny i nadal obserwowali. Śliniąc się i kaszląc wcisnęli moją głowę do wrzątku i trzymali ją tam tak długo, ze zrobiłem się cały czerwony. Wyrywałem się i wierzgałem nogami, ale na nic. Byli zbyt silni, mimo ich słabego wyglądu. Wiedziałem, że to tylko kamuflaż. Ich pożółkłe zęby, zwiędłe ręce i zgarbione postawy, ślina w kącikach ust i przerażający kaszel, którym zatruwali powietrze, bym się szybciej udusił.
Ręce mi się trzęsły, a pozostałe włosy na głowie były zjeżone. Przed chwilą było gorąco, ale teraz ogarniało mnie tylko i wyłącznie przerażające zimno. Oni chcieli osłabić mój organizm, a potem zjeść. Dlaczego mi to robili?! Krzycząc i prawie nie będąc świadomy, co robiłem pobiegłem do swojego pokoju zapalając po drodze wszystkie światła. Pomyślałem, że to zatrzyma ich chociaż na chwilę. Nie zatrzymało. Trzęsąc się wskoczyłem pod kołdrę nadal goły i przerażony. Znowu słyszałem ich kroki i ciężkie oddechy, byli w tym samym pomieszczeniu. Śmiali się, chcieli mnie zjeść.
Czułem się źle, było mi niedobrze, serce miałem w gardle, a krew już chyba wypłynęła uszami. Ale byłem już zbyt zmęczony, by krzyczeć. Zemdlałem.
Obudziłem się, kiedy czyjś zimny dotyk zatrzymał się na moim spoconym czole. Otworzyłem oczy i krzyknąłem. To była mama, więc dygocząc przytuliłem się do niej mocno. Ona śmiejąc się zapytała:
- Jak się bawiłeś z dziadkami?
Nie odpowiedziałem tylko zacząłem płakać.