06-01-2018, 18:56
W głębokich oceanach moich trzewi pływają dziwne rybki. Wesoło pluskają, pomimo chłodnego obcego prądu zagranicznych wód, a między żebrami zbudowało się coś niesamowitego, i coraz mocniej bulgocze, w szybki rytm rozgrzanego serca, kołaczącego do drzwi przyszłości. Próbuję zachowywać spokój, choć mimowolnie na mojej twarzy gości uśmiech, to znów gaśnie w zamyśleniu.
Chcę zasypiać w jej źrenicach i obserwować jak rosną jej włosy, promienie słoneczne mojego horyzontu. W końcu urosnąć w jej oczach, uszy nakarmić ciekawą melodią, odstraszać zmarszczki z jej twarzy wywołując śmiech.
Nogi mi dygoczą. Tylko czemu, przecież długo się znamy, a jednak jest to wejście do jej dziecinnego pokoju, na strych, do sypialni, prosto w środek serca. Boże, z każdym przeciwnikiem odważnie stoczyłem walkę by wygrać, a teraz drżę w obliczu tak radosnej chwili. Niechże się pojawi jakiś King Kong co by chciał ją porwać, ażebym ochronił ją, a ona w mych ramionach… no, zlatujcie się dinozaury!
Jestem pomiędzy. Dziś czas się podzieli. Na przeszłość i teraźniejszość. Jakbym szedł mostem. Nie będzie odwrotu. Próbowałem zwizualizować sobie alternatywny bieg wydarzeń, oczywiście udawalibyśmy że nic się nie stało, lecz pozostałoby nam jedynie stać w ślepym zaułku naszej przyjaźni, w wiedzy iż coś tu nie pasuje. To jak przyznanie się do winy, te kilka słów które dzieli mnie od wyroku zmienią perspektywę na sprawy, jak zjedzenie jabłka w Edenie.
Trzeba zrobić krok do przodu, przekroczyć próg. Inaczej co, będę zwlekał i zwlekał aż pieprznie nas meteoryt, a w gong żywota zadzwoni trupi kosynier, i szlag trafi kalkulacje. Nie mam już wątpliwości.
Ostatnio częściej się uśmiecham – tak szczerze, dreptam wesoło tam i z powrotem, smutek wymaga użycia zbyt wielu mięśni twarzy. To zbędny wysiłek. Jakoś zawsze kiedy czytałem o tego typu historiach, wydawały mi się naiwne, napompowane przesadnym patosem, a teraz pnącze oplatają balkon, dostrzegam jak to jest. To banalne, ale w sercu zakwitła mi wiosna. Inspiracje w powietrzu.
Stoję przed lustrem. Jestem pewny swoich decyzji. W ręku trzymam pierścionek.
Chcę zasypiać w jej źrenicach i obserwować jak rosną jej włosy, promienie słoneczne mojego horyzontu. W końcu urosnąć w jej oczach, uszy nakarmić ciekawą melodią, odstraszać zmarszczki z jej twarzy wywołując śmiech.
Nogi mi dygoczą. Tylko czemu, przecież długo się znamy, a jednak jest to wejście do jej dziecinnego pokoju, na strych, do sypialni, prosto w środek serca. Boże, z każdym przeciwnikiem odważnie stoczyłem walkę by wygrać, a teraz drżę w obliczu tak radosnej chwili. Niechże się pojawi jakiś King Kong co by chciał ją porwać, ażebym ochronił ją, a ona w mych ramionach… no, zlatujcie się dinozaury!
Jestem pomiędzy. Dziś czas się podzieli. Na przeszłość i teraźniejszość. Jakbym szedł mostem. Nie będzie odwrotu. Próbowałem zwizualizować sobie alternatywny bieg wydarzeń, oczywiście udawalibyśmy że nic się nie stało, lecz pozostałoby nam jedynie stać w ślepym zaułku naszej przyjaźni, w wiedzy iż coś tu nie pasuje. To jak przyznanie się do winy, te kilka słów które dzieli mnie od wyroku zmienią perspektywę na sprawy, jak zjedzenie jabłka w Edenie.
Trzeba zrobić krok do przodu, przekroczyć próg. Inaczej co, będę zwlekał i zwlekał aż pieprznie nas meteoryt, a w gong żywota zadzwoni trupi kosynier, i szlag trafi kalkulacje. Nie mam już wątpliwości.
Ostatnio częściej się uśmiecham – tak szczerze, dreptam wesoło tam i z powrotem, smutek wymaga użycia zbyt wielu mięśni twarzy. To zbędny wysiłek. Jakoś zawsze kiedy czytałem o tego typu historiach, wydawały mi się naiwne, napompowane przesadnym patosem, a teraz pnącze oplatają balkon, dostrzegam jak to jest. To banalne, ale w sercu zakwitła mi wiosna. Inspiracje w powietrzu.
Stoję przed lustrem. Jestem pewny swoich decyzji. W ręku trzymam pierścionek.