Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Połączenie
#1
Dorastamy. Zapadamy się coraz głębiej w swój światopogląd, jak w miękką puszystą pościel, zamykamy swój umysł na różnorodność świata. Uznajemy, że będzie, co będzie, że Bóg ustalił, że przeznaczene. I bierni, wciąż bezczelnie narzekamy, bo przecież nasze życie powinno wyglądać lepiej.
***
Czekała z notoryczną nadzieją na jego powrót. Nic nie robiąc, bo przecież kobiecie nie wypada się starać. Poprawiała makijaż, by dodać sobie otuchy, by poczuć się pewniej, wtedy głos jej nie drżał, kiedy rozmawiała z nim przez telefon. Coraz rzadziej do niej dzwonił. Ona - coraz częściej się zamyślała, czasem płakała. Nie dzwoniła do niego nigdy. Przecież kobiecie nie wypada.
Czy było mi jej żal? Może trochę, w końcu uważałam ją za kogoś bliskiego. I cierpiała. Ze swojej winy, z jego winy. I czekała. Aż wróci. Pojechał do Anglii, pracować. A odkąd ona została sama, jej niegdyś obemujący całą twarz uśmiech zaczął się kurczyć. Stał się lekkim drgnieniem warg.
Mój egoizm sprawiał, że własne życie interesowało mnie znacznie bardziej niż jej nadmuchiwane problemy. Nie miałam wyrzutów sumienia, że kiedy ona rozpacza nad nieszczęśliwą miłością, ja zadowalam się prawie-że-przypadkowym orgazmem. Nie czułam się gorsza. Nie czułam się płytka. Nie zamierzałam się obwiniać z powodu nabytego braku zdolności odczuwania psychicznego cierpienia.
Może z niego wziął się mój masochizm? Lubiłam ból fizyczny. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że pewnym momencie staje się on bardziej przyjemny niż cokolwiek innego. Doprowadza do granic. Uwielbiam poznawać granice - a jeszcze bardziej je przekraczać. Granice fizyczne. Już tylko takie mi pozostały.
Zadzwonił telefon. Ona. Nie odebrałam, nic sensownego bym jej nie powiedziała.
Nie mogę być ekspertem od uczuć. Ja po prostu pogodziłam się z ich stratą. Odeszły chyba na zawsze. Pewnego listopadowego popołudnia, razem z ostatnią osobą, na której mi zależało. Dobre kilka lat temu. Potem nauczyłam się - na przekór wszystkiemu - kontroli. Nauczyłam się dystansu. Nauczyłam się braku zaufania.
Teraz wszystko jest u mnie dobrze. Najlepiej. Czuję się naprawdę szczęśliwa odkąd przestałam się przywiązywać. Odkąd przestałam cierpieć.
SMS. ,,Pogadaliśmy szczerze, wszystko jest dobrze, jestem szczęśliwa." Żałosne.
Rzucam telefonem o ścianę, w przypływie nagłej, nieco bezsilnej złości. Mija mi szybko. Prawie od razu. Może wcale nie rzuciłam tym telefonem. Wydawało mi się. Przecież leży na łóżku idealnie tak samo jak wcześniej. Nic się nie stało. Nic się nie stało. Nic się nie stało.
Przecież cieszę się jej szczęściem. Przecież... Choć nie, przecież ona tylko je sobie wmawia, przecież ja się nie zgadzam przecież tylko mój model szczęścia jest prawidłowy przecież
przecież ja wciąż czekam na telefon sprzed kilku lat który nigdy nie zadzwonił
Odpowiedz
#2
o dziwo chciało mi się doczytać. o dziwo nie mam zastrzeżeń w kwestiach technicznych, a literówki to bułka z masłem. o dziwo nawet treść wypada dobrze, wrażenia wilekiego nie robi - a myślę (jak to w sumie z każdą miniaturą) że powinno robić; wiesz, walić w dekiel albo w pierś - ale zwyczajnie wolałeś/aś rozegrać to subtelnie, w porządku. krótka forma ma jednak to do siebie, że się do niej nie przywiążemy, bo nie ma na to miejsca, czasu; dlatego to z łatwością po czytelniku spływa. tekst przedstawia jednak pewną głęboko smutną prawdę. nie wiem, jak wiele kobiet (czy facetów nawet) boryka się z podobnym dramatem, który dodatkowo nikogo z nich nie wzrusza - bo się wzruszeń wyrzekli. ale w istocie jest to przykre i bolesne. idą one na zatracenie, te duszyczki; same zamykają się w skorupce ochronnej, bo "wtedy nie boli". wiec musiało wczesniej raz zaboleć. uczuciowa defloracja a potem dożywotnia wstrzemięźliwość. jeden ktoś jeden raz daje plame, eufemistycznie ujmując, a potem cierpi cała płeć. i teraz powiedz, jak z tym sobie radzic? o, TAKI tekst to bym sobie z chęcią przeczytał. dziewuchy, jest to najgorsza rzecz, jaką możecie zrobić. skostnieć uczuciowo. praktyczne, owszem. ale na dłuższą mete same się wykańczacie. zresztą końcówka mówi sama za siebie.
tekst prawdziwy, dlatego mnie przejął. jako zwolennik form dłuższych, dostrzegam niewyczerpany potencjał, o co mam żal, ale w pozostałych względach - tekst na 5.
Odpowiedz
#3
Cytat:odkąd przestałam się przywiązywać. Odkąd przestałam cierpieć.

Pozwól, że wybuczę. BUUU!
Serio? To brzmi tak bardzo jak nieszczęśliwa nastolatka.
Chyba, że źle interpretuję. Wtedy przepraszam.

Zgrabnie ujęta historia, miejscami może nawet błyskotliwa. Nie powiem, też często nie odbieram telefonów, bo:
Cytat:Nie odebrałam, nic sensownego bym jej nie powiedziała.
Zazwyczaj dlatego, że na wieczne zrzędzenie nie można nic powiedzieć. Ludzie chcą komuś ponarzekać, zamiast wziąć cztery litery w troki. Bywa. Nie ma co sobie psuć humoru.
Zapewne opisałaś standardowe zachowania.
Zapewne na pewno.
Pomyśl jednak, co by się stało, gdyby któraś bohaterka, może ten tajemniczy "on" wyszedł spoza ram?

Z drugiej strony, ten masochizm tłumaczy wszystko. Bez niego byłoby nudno. Baaardzo nudno. Mniej niż przeciętnie.
A tak? Za dużo zdań w tonie "Boże-jakie-to-smutne-zaraz-się-rozpłaczę", ale to może moja wyobraźnia. Za dużo dziewczyny mającej problemy z facetem, bo właśnie, tak jak to świetnie ujęłaś: "kobiecie nie wypada". Przynajmniej dzisiejsza "kultóra" tak twierdzi. I wzmianka o koleżance z masochizmem. Wzmianka. BOOOLIIII że tak o niej mało. Nie można sobie nawet zdania wyrobić!
Bo na chwilę obecną nawet ten oryginalny pomysł brzmi jak miauczenie. Plusik za początek.

Dobrze, ino mało.

PS
"skostnienie uczuciowe" to chwilowa przykrywka, niszczona przez uczucia w czasie krótszym, niż można się spodziewać. Nie przykryjesz lawy kocem. Tym bardziej jej tym kocem nie ugasisz. Zeżre Ci koc i rękę. Być może też trampki, spodnie, może nogi... nieważne.
Jak "jeden ktoś jeden raz daje plamę", to jednego się wiesza. Jak ktoś tego nie rozumie, to sorry. Sznur i gałąź się zawsze znajdzie.
Odpowiedz
#4
Cytat:Czekała z notoryczną nadzieją na jego powrót.
Notoryczna nadzieja? Szczerze mówiąc, pierwszy raz słyszę taki zwrot.

Cytat:I cierpiała. Ze swojej winy, z jego winy. I czekała. Aż wróci.
Dramatyczne.

Cytat:przecież ja wciąż czekam na telefon sprzed kilku lat który nigdy nie zadzwonił
Ale że co?

Ostatni raz z takim stylem zetknęłam się chyba w czasie omawiania twórczości Pejo Jaworowa... No i, szczerze mówiąc, nie jestem fanką takiego "grzebania we flakach". Nie mówię, że ta miniatura jest zła, ale mocno depresyjna, ze skupioną na sobie - chyba nadmiernie - bohaterką. Mnie się to kojarzy raczej z nastolatką, która uważa, że życie ją skrzywdziło.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#5
A ja tam czuję bohaterkę. Może dla tego, że mam swoje lata i jestem czasem straszliwie zmęczony.
Tak wiele jest spraw, rzeczy, które robi się "Bo tak trzeba" chociaż serce, czasem dusza wyje i nie daje się uciszyć. Dawne marzenia umarły. Nowych strach wymarzyć..
Buduje się więc system ochronny, warstwa po warstwie. Coraz lepsze bo twardsze.
Jeden zostanie masochistą, inny pracoholikiem, ktoś zacznie chlać na umór... sposobów na ucieczkę jest sporo...
Piszesz Bel, że to chwilowa przykrywka, że nie da się lawy ugasić kocem. Co jednak, kiedy lawa wystygła już dawno i skamieniała? Nawet i ostatnie ślady ciepła uleciały w zimne rozgwieżdżone niebo.
Może błąka się już tylko echo z przed lat. Jakaś chwila zatrzymana w czasie. Tak piękna, że cała reszta potem ma sens już tylko minimalny. Bo gdyby wtedy umrzeć, przynajmniej umarło by się szczęśliwym.
Taki system ochronny jest dobry. Można zamrozić rozbite serce ciekłym azotem. Ból już nie dosięgnie. Życie jest łatwiejsze, tyle że ma się świadomość, że zwycięstwa nie będzie, a każde podjęte działanie jest tylko spowalnianiem procesu spadania.

Mes. Życie nie krzywdzi. Los to tylko układ "warunków brzegowych" decyzje podejmujemy sami. Przed sobą też za nie odpowiadamy.

Ech, zebrało mi się na ględzenie. Jednak skoro mnie poruszyło, musi być niezłe. Przynajmniej dla mnie Smile
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#6
Warsztat nie przemawia do mnie, ale treść miniatury już bardziej. Pewnie jeszcze rok temu mogłabym lepiej się wczuć w uczucia bohaterki, a teraz mam po prostu inne myśli. Nie jest to jakieś cacuszko, błysk literacki, ale da się przeczytać. Nawet krótka refleksja pozostaje. Jest nieźle Smile
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości