Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Gdzie im się to zaczyna?
#1
- Może powiem tak - prezes będzie dopiero za godzinę.

Szatynka. Idealnie ułożone włosy – grzywka zmyślnie wycieniowana tuż nad brwiami. Do twarzy jej w tak przemyślanej fryzurze. I to uważne spojrzenie – od razu widać, że patrzy się w imię jakiejś ważnej sprawy – ach, gdyby upuściła wzrok, popełniła jakiś błąd, gdyby choć na jedną chwilę pozwoliła sobie na roz-cia-pcia-nie... (mój Boże, ale takie rzeczy robi się tajnie – mówimy przecież o stanowisku asystentki, ileż to spraw mogłoby wówczas wyciec jednym niedostatecznie uważnym spojrzeniem!)

- Jak najbardziej, może pani usiąść i poczekać.

Ona spełnia w tym miejscu jakąś bardzo ważną rolę. Właśnie ta jej grzywka, te wypielęgnowane rzęsy, te usta – to co, że wąskie, to nieistotne, to może nawet lepiej, bo pomaluje usta błyszczykiem i pokaże, że nawet niedoskonałość można nosić z godnością i nadać jej szlachetną otoczkę, tylko ona tak potrafi.

- Ze śmietanką?

Są wszędzie. Asystentki. Osobiste – to coś znaczy. Nie, nie muszą mieć idealnych rysów, bo przecież kto jest idealny, no kto, nikt - to taka prosta myśl, zobacz, ich świat jest taki prosty, ale to trzeba sobie wcześniej poukładać od środka właśnie. Też bym tak chciała ogarnąć wszystko, podsumować, jednym obcięciem grzywki, jedną wizytą u kosmetyczki, jedną poranną kawą z ekspresu (jak one podają tę kawę! Żadnej kropelki na podłodze, cholera – gdzie im się to zaczyna?)

- Owszem, ale tak, jak mówiłam - możliwe to będzie dopiero...

Ma świadomość - to widać w jej spojrzeniu i w tym całym dopracowaniu – ma świadomość tego, co się tutaj dzieje. Jest cała tego świadoma, z tego się składa, ze świadomości. Może to tutaj właśnie się zaczyna.
Ale to tylko (och, mimo wszystko!) tak, jakby przetrzeć szafki Prontem...
Przechadza się po tym korytarzu, po pokoju, i na przykład - stojąc pod oknem, stoi tak, jakby była jednocześnie już w gabinecie szefa, nic niezapowiedzianego ani podle niepragmatycznego się przed nią nie ukryje – cała jej fizjonomia zdaje się o tym mówić. Ma kontrolę, trzyma całą firmę w swojej szmacianej główce – czy to nie za wiele, jak na te delikatne żyłki, jak na wysmukłą jak wilgotna trzcina figurę, jeszcze się przełamie od tego wszystkiego. I tak już czasami zbytnio jej się pocą dłonie, co to znaczy, może to coś złego, ona stają się wtedy zbyt ludzka, a to niedobrze, powinna być ponad to, ona powinna świecić przykładem...

- Niestety, nie jestem w posiadaniu wymienionych przez panią informacji.

I jest w niej coś wkurzającego. Cholera. Jak wtedy, gdy mama kazała ci posprzątać w pokoju, za godzinę przyjdę i sprawdzę – mówiła – sprawdzę, czy wszystko jest równo poukładane, a jak nie...
I myślisz, po co to wszystko. No co by się stało, gdyby jej się trochę to jedno oko rozmazało. Nic? Nic, a jest tak, jakby to miało dużo większe znaczenie. I właśnie o to chodzi, że to tak, jakby poza tym już nic nie było, jakby to był koniec jej świata, a przy okazji mojego.
I te koperty, niniejszym uprasza się, aby były białe, oraz żeby przypadkiem coś (podłego) na nie nie skapnęło - z uwagi... na ten (nielegalny) deszcz za oknem? A deszcz, co złego jest w deszczu, może to tam kryje się coś ważnego w tych kroplach właśnie - takie są świeże, może to coś oznacza? może jakby spadło kilka kropel, to właśnie dobrze. Skąd ona może wiedzieć, co jest ważne?

- Owszem, mogę to sprawdzić, ale nie obiecuję...

Czy ona nie jest taka za bardzo w sobie osadzona? Tak, jakby nie miała ochoty odfrunąć, a przecież człowiek powinien mieć czasem ochotę odlecieć.
Okrągłe czubki eleganckich butów. Zbyt okrągłe, zbyt ułożone (wyśmiewające? ale co?), jakie to denerwujące, no powiedz jej coś, aby się pomyliła, to nie wypada tak nigdy się nie mylić. Albo żeby się przewróciła. A najlepiej przewaliła, nie - zachwiała, tylko przewaliła. Żeby się to wywaliło, no zrób tak, aby się wywaliła, krzyknij albo nie wiem, bo ja już nie wytrzymam. Otwórz ją, wywiń na drugą stronę, pokaż, że ma w środku takie czerwone, mięsiste, że to śmierdzi. Ona to ma.

- No... jednak troszkę tak nie za bardzo, ale postaram się.

Na pewno to ma, to coś ludzkiego - zdradzają ją te czerwone pajączki na twarzy, jak się czasami denerwuje, gdy coś nie jest dopięte na ostatni guzik, to one się tak bardziej niż zwykle napinają, aż się prawie sine robią wręcz. I coś wtedy pęka, bo już nie wytrzymuje tego napięcia w niej, bo ile człowiek może wytrzymać. Albo te sine cienie pod oczami – pod koniec dnia właśnie, czasem makijaż jej się zmazuje i... wychodzą. I nie ukryje tego przed nikim, a najbardziej przede mną, ja to widzę, że np. częścią siebie jest już w swoim łóżku (a sypialnię ma pewnie obok łazienki, więc jest wtedy taka prawie... naga, gdy tak chce do tego domu. Czy mogę to tak określić, tak o tym powiedzieć?). I jest wtedy przez tę chwilę taka jak inni. To są ostatnie chwile jej idealnego dnia, kiedy pęka i wymyka się sobie.

- Oj, niestety, dziś już zamykamy, ale zapraszam jutro.

Chociaż nie wiem, może te ujawnione cienie pod oczami tylko jeszcze bardziej dodają jej uroku, tylko pokazują, że nawet taka trochę (dyskretnie?) popękana (zobaczona?) również jest pełna wdzięku, że to nic jej nie ujmuje?
Odpowiedz
#2
Zostawiam ślad.

Na początku mój wzrok zdawał się błądzić, przeskakiwać nad wyrazami. Te dialogi jednak skupiły mnie w sobie i przywołały oczy do porządku.
Bardzo oryginalne spojrzenie na asystentki. Miejscami można się zaśmiać. Na przykład przy nawiasach na początku. Dalej zrezygnowałeś z tych wtrąceń. Trochę szkoda, ale nie ujmuje to nic tekstowi.
Ładnie wybrnąłeś zakończeniem. Wydawało mi się, że przy takim tekście będzie to kłopotliwe, by zakończyć go bez jakieś dramatycznej, nagłej pauzy, bądź pewnego niedomówienia. Ale, jak widać, da się.

Przyjemnie się czyta. Całkiem wciągające.
Odpowiedz
#3
Pointa, podsumowanie - to tylko zarys. Uważam, że tekst ma potencjał na to, by być sążnie podsumowanym.
Jeśli nie jest to tekst napisany w sposób genialny, to na pewno trzeba przyznać, że z wielką gracją. Czytało się miło, ale z wrażeniem, że tekst coś ze sobą niesie mocnego. Wobec takiej obietnicy, czuję się rozczarowana przez Twoje zaniechanie.

Ale czekam na więcej.
nie jestem zupą pomidorową,
żeby mnie wszyscy mieli lubić
Odpowiedz
#4
z prawdziwą ciekawością czytalem tak mniej więcej do połowy, wciągnęło mnie, przyznam, ale zawiodłem się, że spełniły się moje czarne podejrzenia - mianowicie, że tekst zmierza donikąd. i w całej swej ciekawej konwencji, okazuje się jednak ciut za długi i nuży. ode mnie jedno słowo: szkoda Sad
Odpowiedz
#5
Ano niestety jak wskazał przedmówca. Początek wiele obiecuje, niestety całość dąży jakby donikąd. W sumie, miniatura literacka to takie coś co wstępem powinno z miejsca wciągnąć i gały do tekstu przykuć, a na koniec dać tak zakończeniem po łbie, że aż zęby zadzwonią. No a u ciebie? Jakieś takie to zakończenie rozmydlone i niewiele wnoszące.
Warsztat, sposób formułowania zdań, przenoszenia myśli na słowa - oczywiście nienaganny. Myślę, że tym razem sam zamysł zawiódł.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#6
Ponieważ zachwyca chyba tylko mnie oraz można by tu jeszcze wiele wątków rozpracować i trochę nad chwytliwością i przekazem, dlatego zostawiam 3/5.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości