Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Numer [+18] (CAŁOŚĆ)
(19-05-2019, 15:35)Eiszeit napisał(a):  Frederica czuła coś dziwnie przyjemnego, oglądając białe ściany jego pracowni. Przeszperała materiały na temat map emocjonalnych i znalazła termin nostalgia. Uznała, że pasował. (...)
Kobieta wodziła za nią szczurzymi oczyma i unosiła dumnie głowę, wydymając z dezaprobatą wargi.
dobre

(19-05-2019, 15:35)Eiszeit napisał(a): Po pierwsze dlatego, że zawsze było tam pełno dziewcząt, a po drugie dlatego, że nie wiedziała(przecinek) czego ma tam szukać. 

(19-05-2019, 15:35)Eiszeit napisał(a): Frederica po raz pierwszy spróbowała prawdziwego mięsa i nie umiała zapomnieć jego smaku. 
Mmm... kotlecik. Kurde, zgłodniałem Big Grin

(19-05-2019, 15:35)Eiszeit napisał(a): Dowiedziała się, że nie została ulepszona w cybernetyczny sposób. Wszystkie zmiany jakich dokonano zostały przeprowadzone farmakologicznie. Wiedziała także, że nie zastosowano manipulacji genowej i że przyszła na świat metodą in-vitro.  
Tak obstawiałem Wink

(19-05-2019, 15:35)Eiszeit napisał(a): Nie udało się precyzyjnie ocenić, co konkretnie obejmowały dodatnie zmiany, poza wyraźnie odmiennym układem neurologicznym i naturalnie podwyższoną temperaturą ciała. W zamian za to bardzo klarownie udało się ocenić negatywny wpływ na resztę ustroju.
Jedno można by zamienić na "ustalić"

(19-05-2019, 15:35)Eiszeit napisał(a): Dotknęła policzkiem jej policzka, co jak zwykle wtrąciło dziewczynę w konsternację. 
babskie przywitanie Big Grin

(19-05-2019, 15:35)Eiszeit napisał(a): Nie udało się precyzyjnie ocenić, co konkretnie obejmowały dodatnie zmiany, poza wyraźnie odmiennym układem neurologicznym i naturalnie podwyższoną temperaturą ciała. W zamian za to bardzo klarownie udało się ocenić negatywny wpływ na resztę ustroju.
Jedno można by zamienić na "ustalić"

(19-05-2019, 15:35)Eiszeit napisał(a):
- Jesteś gotowa? – (nadmierna spacja) Przyglądała się jej twarzy, czekając, aż Suze przepełznie do terrarium.
(...)
Zwłaszcza po tym(przecinek) jak zobaczyła, z jaką zapalczywością potrafiła kąsać Roxanę.
(...)
Zastanawiała się(przecinek) jak wiele czasu Roxana poświęciła na opracowanie tej metody.
(...)
Frederica wykonała polecenie, wiedząc(przecinek) co nastąpi za mniej niż kwadrans.

Powoli coraz lepiej poznajemy bohaterów. Ciekawie opisana relacja Federicy i M-0. Fragmenty laboratoryjne też dobrze się czytało.

Czekam na ciąg dalszy.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(22-05-2019, 12:03)Gunnar napisał(a): Tak obstawiałem Wink
Często wyciągasz bardzo trafne wnioski Big Grin

(22-05-2019, 12:03)Gunnar napisał(a): babskie przywitanie [Obrazek: biggrin.gif]
Jak tak się nad tym zastanowić, to Frederica musi przeżywać duży szok. Do tej pory mieszkała w piwnicy, z aseksualnym, w 3/4 cybernetycznym gościem Big Grin A tutaj proszę - interakcje.  

(22-05-2019, 12:03)Gunnar napisał(a): Powoli coraz lepiej poznajemy bohaterów. Ciekawie opisana relacja Federicy i M-0. Fragmenty laboratoryjne też dobrze się czytało.
Mam nadzieję, że ta tendencja się utrzyma, bo powoli wchodzimy w tę część powieści, gdzie będzie dużo naukowego, chemicznego bełkotu. Mam do tego podobne podejście jak Ty do fragmentów z obradami Rady Królewskiej - zawsze obawiam się, czy nie są zbyt nużące i skomplikowane Wink

Naniosłam wszystkie proponowane poprawki.

Dzięki za wizytę Smile 
Pozdrawiam.
Odpowiedz
Mężczyzna spróbował podejść do spotkania w taki sam sposób, w jaki podchodził do zagadnień naukowych. Analitycznie. Ułożona i zaplanowana struktura obserwacyjna przestała mieć znaczenie mniej więcej kwadrans po tym, jak rozpoczęła się kolacja. Na samym początku Troian z mistrzowsko maskowanym zdziwieniem przyglądał się ubraniowemu pobojowisku, jakie panowało w mieszkaniu. Rozrzucone rękawy drogich kreacji rozkładały się w każdym kącie jak jadowite węże. Z drugiej strony, jakby dla zachowania absurdalnego kontrastu, wszystkie meble w apartamencie były puste. Nie zobaczył żadnych osobistych bibelotów, pamiątek, ruchomych zdjęć, drobnych przedmiotów ułatwiających codzienne funkcjonowanie. Wnętrze wyglądało tak, jakby właścicielka wpadła do niego na chwilę, nie zostawiając ani odrobiny własnego charakteru.
Zauważył, że piła dużo alkoholu. Gdyby znali się dłużej, Roxana wyjaśniłaby mu, że przy jej możliwościach metabolicznych porządne upicie się graniczyło z cudem i było budżetową katastrofą. Kolejną rzeczą, która zwróciła jego uwagę, były ściemniacze w każdym oknie. Potrafił wyłapać ich subtelną obecność, objawiającą się krótkimi mignięciami czerni, tak jakby zapalało się i gasło milion małych pikseli. Nigdzie nie widział sterowników, ale zauważył, że szyby zostały zaciemnione mniej więcej dwie minuty po jego wejściu. Wyjaśniła, że nie chciałaby następnego dnia przeczytać w gazetach o swoim romansie z synem pracodawcy. Zaakceptował ten fakt i w oczekiwaniu na kolację próbował pokierować rozmową, z jednoczesnym wyłapaniem jak największej ilości szczegółów. Dość długą chwilę poświęcił na analizowanie wyglądu kobiety. Po raz pierwszy widział ją bez fartucha laboratoryjnego i z rozpuszczonymi włosami. Wrażenie jakie wywoływała prezencją pozwalało mu sądzić, że zależało jej na zainteresowaniu go aspektem fizycznym. Nie mógłby zaprzeczyć, że jej się udało. Obserwował ruch szyi, nagich ramion, pracę łopatek i bioder opiętych cienkim materiałem, układ stopy w wysokim bucie. Zarejestrował fakt, że do stroju idealnie dobrała nie tylko biżuterię, ale także perfumy, makijaż i kolor paznokci. Za dość imponujące uznał, że zaproponowała mu aż cztery dania, w zależności od tego, na które będzie miał ochotę. Skorzystał z podpowiedzi jednej z trzech dziewcząt, które nadzorowały techniczny przebieg ich spotkania i wybrał carpaccio z łososia. Skusiło go nazewnictwo sugerujące, że ryba nie pochodziła z wielkich hangarów hodowlanych, lecz z mniejszej, znacznie bardziej luksusowej sieci sztucznych akwenów. Obserwując przystawki, po które sięgała, zanotował w pamięci, że lubiła egzotyczne owoce. Całkowicie ignorowała słodkie przekąski, co było cechą charakterystyczną dla wszystkich kobiet wyższych sfer, niezależnie od tego, czy ich sylwetki wymagały takiej restrykcji, czy nie. Troian czasami miał wrażenie, że była to sprawa nielogicznej, nieznanej mu etykiety towarzyskiej. Z kolei przy daniu głównym dosadnie pojął, że kobieta jest mięsożerna w pewien dziwny, niepokojący sposób. Na jej talerzu było więcej krwi niż oliwy i przez moment zastanawiał się, czy kucharz nie zapomniał o obróbce termicznej. Roxana zdawała się sympatyzować z metalicznym smakiem prawie tak samo mocno jak z alkoholem. Zaproponowała mu drinka, którego nie przyjął, ale poprosił, żeby sama się nie krępowała. Popijała drobne kęsy winem, czerwonym prawie tak samo jak jej wargi, lub krew. Niejasno zauważył, że zachowywała się znacznie swobodniej niż w jego gabinecie, co było zrozumiałe, biorąc pod uwagę okoliczności. Mimo wszystko nie przeszli na „ty”, a ich rozmowy w dużej mierze lawirowały pomiędzy toksykologią, polityką, farmacją i mediami.
- Nie potrafię panu odpowiedzieć dlaczego ludzie niższych kondygnacji nie chcą farmakologicznych zmian strukturalnych w neuronie – stwierdziła, zakładając jedną nogę na drugą w taki sposób, żeby nie odsłonić kolana. – Posiadam na ten temat kilka spekulacji, ale żadna z nich nie musi być prawdziwa.
- Jestem niezmiernie ciekaw pani zdania – zachęcił ją, obserwując jak obraca nadgarstkiem, wprawiając wino w ruch. Zmarszczyła jasne brwi i dotknęła palcem warg, co odebrał jako bodziec estetyczny wizualnie.
- Sądzę, że nie są dostatecznie wyedukowani. Nie potrafią ocenić potencjalnej korzyści. Drugą sprawą jest zbyt mało elastyczny program finansowania. Zwykle tego typu ulepszenia oferowane są ludziom lepszej kategorii. Bardziej przydatnym w ocenie Rządu.
- Pani się z tym nie zgadza – zauważył. – Można ocenić po tym, jak pani mówi – dodał, przez chwilę z zainteresowaniem śledząc ruch jej twarzy. Na lewo, z dala od niego, w stronę okien. Niewygodny temat.
- Roztrząsanie polityki Enklawy nigdy nie prowadzi do miłego finału konwersacji – stwierdziła dyplomatycznie i upiła łyk wina. – Ale ma pan rację. Nie zgadzam się z charakterem tego podziału jaki ustanowiono. Topografia miasta sama z siebie narzuca pewne różnice, nie tylko kulturowe, edukacyjne czy postępowe. Dla tych ludzi piąta kondygnacja stanowi inny świat. Jak pan myśli, ile z tych osób urodzi się i umrze na dole, nigdy nie mając cienia szansy na obejrzenie szczytu miasta? – zapytała, przekręcając głowę na bok. Wino zawirowało w kieliszku. – Punkty Przydatności rodzica rzutują na pulę Punktów dziecka. Wielopokoleniowe rodziny niższych platform nie mają realnej perspektywy na przesiedlenie, poza eksterminacją. Ale to jest kolejne zagadnienie, z którym się nie zgadzam. – Odstawiła kieliszek na szklany blat i sięgnęła po pękatą figę, pyszniącą się pomiędzy owocami.
- Jest wiele osób, które słysząc tego typu poglądy skazałyby panią na ostracyzm.
- W tym pan, panie Schindler?
- Wykluczone. – Sięgnął po ćwiartkę czegoś, co przypominało owoc gruszy chojuro. – Jednak uważam się za pogodzonego z faktem, że Rząd analizuje sytuację pod względem ekonomii, użytkowości, wydajności i konsumpcjonizmu. Moralność nie jest w cenie. Tworzenie idealnego społeczeństwa w zasadzie zaprzecza definicji moralności – zauważył i sięgnął po wysoką szklankę z wodą. – Trudno zignorować pozytywny aspekt tej sytuacji. Jesteśmy najbogatszą, najlepiej zmilitaryzowaną i najszybciej rozwijającą się Enklawą – dodał i przez chwilę próbował zrozumieć dziwny uśmiech, którym go obdarzyła. Momentami miał wrażenie, że kobieta przygląda mu się tym samym spojrzeniem, które on jej serwował. Rozbierającym go na części. Nieoczekiwanie zaproponowała, żeby wypili kawę na tarasie. Zgodził się na propozycję i pozwolił się zaprowadzić, w międzyczasie skupiając wzrok na linii jej kręgosłupa. Sukienka była biała, częściowo przezroczysta, dlatego nie miał rozeznania kiedy patrzy na nagą skórę, a kiedy na fragment materiału. Po raz pierwszy oglądał jednostkę dotkniętą albinizmem, co wydawało mu się niecodzienne w obliczu społeczeństwa, które nauczyło się obchodzić schorzenia genetyczne. Uznał, że warto będzie o to spytać. Roxana zajęła miejsce przy romboidalnym stoliku z cyfrowym blatem i wyjęła papieros.
- Moja matka cierpiała na albinizm, a mimo to była jedną z najbardziej cenionych sortowych dawczyń. – Sięgnęła po smukłą lufkę, która zdawała się być przedłużeniem jej dwóch palców. Troian zauważył, że była w tym ruchu dawka uderzeniowa subtelnej elegancji. Nieznacznie uniósł brew.
- Nie wiedziałem, że jest pani obiektem sortowym – powiedział ostrożnie, zastanawiając się, jak mógł przeoczyć taką informację. Wydęła delikatnie usta, unosząc kąciki warg, sina smuga dymu uleciała w powietrze. Niebo nad nimi było czarne, przestrzeń wokół wolna od natarczywych dronów.
- Nie jestem obiektem sortowym. Mój ojciec potrzebował potomstwa o atrakcyjnym genotypie, będąc jednocześnie przeciwnikiem nanoszenia zmian w kodzie. Wybrał kobietę, która spełniała jego oczekiwania – wyjaśniła. Przez moment paliła w zamyśleniu, korzystając z przestrzeni, którą otworzyło przed nią milczenie mężczyzny.
- Ciekawą sprawą było jego przywiązanie do naturalizmu. Nie chciał poddawać mnie ulepszeniom, ani kalibracji preferencyjnej. Dzięki temu przedsiębiorstwo prowadzi jego życiowa towarzyszka, a ja spędzam czas w laboratorium. – Uśmiechnęła się odrobinę bardziej nostalgicznie. Troian odstawił filiżankę i obserwował pracę policzków kobiety, która ponownie wydmuchała dym. Mieszał się z zapachem jej perfum, co stworzyło dość niecodzienne połączenie.
- Pani matka również poświęcała się pracy laboratoryjnej? – zapytał. Skinęła głową.
- Opracowała metodykę wpływu na układ neuronalny i dokrewny dziewcząt z Sortu piątego. Dzięki jej środkom szybciej osiągały szczyt rozwoju psychofizycznego. Sort mógł wcześniej poddać je inicjacjom i skierować do wydania. Dzięki temu mieli możliwość skrócenia chowu o pięć lat – wyjaśniła. Mężczyzna chciał powiedzieć, że w pewien sposób jest to działanie tożsame z pojęciem moralności Rządu, ale coś w głosie Roxany pozwalało mu sądzić, że dobrze o tym wiedziała. Zanim zdążył zadać jej kolejne pytanie, zaproponowała mu grę w szachy, co ostatecznie pozbawiło go możliwości zastosowania wobec niej opracowanej struktury poznawczej.
Początkowo pozwalał jej na wdrożenie strategii, chcąc poznać jej sposób myślenia. W momencie kiedy zaskoczyła go z całkowicie innej strony niż przewidywał, zaczął uważniej kontrolować grę. Przesunął palcami po blacie stolika, na którym cyfrowo wygenerowała planszę. Projekcja wieży przesunęła się na odpowiednie pole, zagrażając wyraźnie jej królowi, jednak wybrnęła z sytuacji. Podejrzewał, że widziała tylko dwa z trzech wyjść, ale nie miał co do tego pewności. Najprawdopodobniej była to najdłuższa gra w jego życiu. Roxana dotknęła projekcji, wibrujący obraz zafalował przepruty jej palcami, zagroziła mu trzecim szachem. Troian opierał brodę na kciuku i palcu wskazującym, na chwilę pozwalając sobie skupić się jedynie na rozgrywce. Była imponująca. Po kolejnych trzydziestu minutach na planszy pozostały tylko trzy figury. Jego król, jej król i królowa. Mężczyzna mimo wszystko chciał, żeby tryumfowała. Z zainteresowaniem obserwował jak dotyka palcem czarnego widma jego figury, które rozsypuje się i zanika. Podniósł na nią wzrok.
- Wygrała pani, pani Gosslin – oświadczył uroczyście. Uśmiechnęła się do niego w całkiem niezawodowy sposób.
- To musiało się tak skończyć, panie Schindler. Pozbawiłam pana królowej – stwierdziła i zapaliła kolejnego papierosa. Troian w milczeniu obserwował jak podchodzi do balustrady i wydmuchuje dym. Zauważył przy tym coś jeszcze, co do tej pory jego mózg zdawał się ignorować. Było zbyt cicho. Zorientował się, że otaczający ich obraz jest projekcją przestrzenną. Idealną, sztuczną i z założenia nielegalną. W rzeczywistości mogły otaczać ich cztery cybernetyczne ściany. Roxana bardzo zazdrośnie strzegła swojej prywatności, a jemu trudno było się dziwić. Dołączył do niej niespiesznie, po raz pierwszy tego wieczoru patrząc kontrolnie na wyświetlacz zegara. Spędzili ze sobą siedem godzin, które zdawały się zagubić. W milczeniu obserwował jej profil.
- Dlaczego mi się pan przygląda? – zapytała.
- Jest pani pierwszą kobietą, której do twarzy z papierosem – wyjaśnił i uniósł brew, słysząc, że się zaśmiała. Odwróciła się w jego stronę, opierając biodrem o balustradę.
- A już myślałam, że po prostu pana uwiodłam – stwierdziła, przyglądając mu się badawczo. Jego oszczędna mimika była intrygująca i niepokojąca w identycznych proporcjach.
- A więc taki był cel zaproszenia? – zapytał, a ona ponownie się zaśmiała.
- Wiedziałby pan o tym, panie Schindler – stwierdziła. Po raz pierwszy pomyślał, że nie jest tego taki pewien.

*~*~*
Odpowiedz
(24-05-2019, 09:20)Eiszeit napisał(a):  Rozrzucone rękawy drogich kreacji rozkładały się w każdym kącie jak jadowite węże.
Ładne porównanie
(24-05-2019, 09:20)Eiszeit napisał(a): Gdyby znali się dłużej, Roxana wyjaśniłaby mu, że przy jej możliwościach metabolicznych porządne upicie się graniczyło z cudem i było budżetową katastrofą.  
Logiczna konsekwencja. Przydałoby by mi się na picie z teściem Big Grin

(24-05-2019, 09:20)Eiszeit napisał(a): Kolejną rzeczą, która zwróciła jego uwagę(przecinek) były ściemniacze w każdym oknie. 
(...)
Obserwując przystawki(przecinek?) po które sięgała(przecinek?) zanotował w pamięci, że lubiła egzotyczne owoce.

(24-05-2019, 09:20)Eiszeit napisał(a): Z kolei przy daniu głównym dosadnie pojął, że kobieta jest mięsożerna w pewien dziwny, niepokojący sposób. Na jej talerzu było więcej krwi niż oliwy i przez moment zastanawiał się, czy kucharz nie zapomniał o obróbce termicznej. Roxana zdawała się sympatyzować z metalicznym smakiem prawie tak samo mocno jak z alkoholem.
Kobieta-wampir Big Grin

(24-05-2019, 09:20)Eiszeit napisał(a):  Wino zawirowało w kieliszku.
brakująca literka
(24-05-2019, 09:20)Eiszeit napisał(a): Moralność nie jest w cenie. Tworzenie idealnego społeczeństwa w zasadzie zaprzecza definicji moralności
Bardzo prawdziwe i aktualne. U podwalin każdego zbrodniczego systemu leżały rojenia o idealnym społeczeństwie.

(24-05-2019, 09:20)Eiszeit napisał(a): Mężczyzna chciał powiedzieć, że w pewien sposób jest to działanie zidentyfikowane z pojęciem moralności Rządu, 
Tu intuicyjnie wiem o co chodzi ale samo sformułowanie jest niejasne.

(24-05-2019, 09:20)Eiszeit napisał(a): Zanim zdążył zadać jej kolejne pytanie(przecinek?) zaproponowała mu grę w szachy, co ostatecznie pozbawiło go możliwości zastosowania wobec niej opracowanej struktury poznawczej. 
Początkowo pozwalał jej na wdrożenie strategii, chcąc poznać jej sposób myślenia. W momencie kiedy zaskoczyła go z całkowicie innej strony niż przewidywał, zaczął uważniej kontrolować grę. Przesunął palcami po blacie stolika, na którym cyfrowo wygenerowała planszę. Projekcja wieży przesunęła się na odpowiednie pole, zagrażając wyraźnie jej królowi, jednak wybrnęła z sytuacji. Podejrzewał, że widziała tylko dwa z trzech wyjść, ale nie miał co do tego pewności. Najprawdopodobniej była to najdłuższa gra w jego życiu. Roxana dotknęła projekcji, wibrujący obraz zafalował przepruty jej palcami, zagroziła mu trzecim szachem. Troian opierał brodę na kciuku i palcu wskazującym, na chwilę pozwalając sobie skupić się jedynie na rozgrywce. Była imponująca. Po kolejnych trzydziestu minutach na planszy pozostały tylko trzy figury. Jego król, jej król i królowa. Mężczyzna mimo wszystko chciał, żeby tryumfowała. Z zainteresowaniem obserwował jak dotyka palcem czarnego widma jego figury, które rozsypuje się i zanika. Podniósł na nią wzrok. 
Niewiele w życiu grałem w szachy, ale zazwyczaj gra się na czas i partie kończą się matem, gdy jeszcze sporo figur jest na planszy, a niektóre nawet raz nie zostały ruszone.
Taki przebieg gry jak między bohaterami jest możliwy, gdy oboje grają okazjonalnie i nigdy się w tym nie szkolili (mają tylko podstawową wiedzę jak poruszają się figury) i nie grają na czas.

Ogólnie bardzo zgrabny opis randki. Obie strony okopane na swoich pozycjach, swobodne ale nie zdradzające tego, co naprawdę myślą i czują (z wyjątkiem bezpiecznych tematów zawodowo-politycznych). Bardzo podobały mi się tutaj dialogi - naturalne, płynne, swobodne. 

A jeszcze jedno mnie ciekawi: dlaczego projekcje przestrzenne były nielegalne?

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
Co do szachów. To, co opisuje Gunnar, chyba jest typowe dla gry mocnego szachisty z dość słabym amatorem. Być może, nieco podobnie to wygląda też wtedy, kiedy grają ze sobą dwaj mocni szachiści, chociaż w tym przypadku remisy zdarzają się znacznie częściej, niż czyjaś wygrana. Zaś dla gry amatorów bardzo typowe są końcówki z małą liczbą figur na szachownicy. I chodzi nie tylko o zupełnie słabo grających amatorów, ale też dość mocnych. A co dotyczy gry w szachy na czas, to taka gra typowa jest raczej dla oficjalnych turniejów. Grając dla rozrywki, zazwyczaj zupełnie nie stawiają wymagań czasowych. Moim zdaniem, kontrola czasu potrzebna jest tylko po to, żeby nikt nie zechciał odroczyć do nieskończoności swoją przegraną z pomocą udawania, że bardzo długo myśli nad każdym ruchem. Normalni gracze tak nie robią.
Odpowiedz
(25-05-2019, 12:18)Gunnar napisał(a): Logiczna konsekwencja. Przydałoby by mi się na picie z teściem [Obrazek: biggrin.gif]
Big Grin Gorzej, jak czasem człowiek potrzebuje kompletnie odciąć się od rzeczywistości.

(25-05-2019, 12:18)Gunnar napisał(a): A jeszcze jedno mnie ciekawi: dlaczego projekcje przestrzenne były nielegalne?
Rząd stosunkowo często wykorzystywał media do celowego rozdmuchiwania, jak i tuszowania pewnych spraw (głównie konflikty pomiędzy ważnymi figurami na arenie biznesu i handlu). Można powiedzieć, że było to kolejne narzędzie kontroli. Gdyby projekcje przestrzenne były legalne, liczba osób, która w ten sposób chroniła swoją prywatność stałaby się niebezpiecznie wysoka. A tak, ryzykowali tylko nieliczni Wink

(25-05-2019, 12:18)Gunnar napisał(a): Niewiele w życiu grałem w szachy, ale zazwyczaj gra się na czas i partie kończą się matem, gdy jeszcze sporo figur jest na planszy, a niektóre nawet raz nie zostały ruszone.
Tu zgodzę się z D.M., na czas gra się zazwyczaj na turniejach. Amatorsko grywam w szachy i nie zawracam sobie głowy czasem. Nie znam się na strategiach, więc faktycznie często zdarza się, że gra dobiega końca w momencie, kiedy na planszy pozostaje bardzo mało figur.

Dzięki za wszystkie wskazówki, naniosłam poprawki Smile

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
Na stoliku leżały rozłożone arkusze gazy, trzy wymienne końcówki, przypominające główki wiecznego pióra, niska zlewka z substancją aktywną i butelka whisky. Obok całego bałaganu walała się odkorkowana próbka. Czerwony korek zabezpieczający spadł na dywan. Frederica zanurzyła tytanową stalówkę w gęstej, białawej zawiesinie.
- Teraz blisko kręgosłupa, będzie bolało – ostrzegła, wbijając ostrze w jasną skórę, milimetr po milimetrze. Pękate kropelki krwi pęczniały na powierzchni tatuażu. Wyraźnie widziała wzór, taki sam jak ten, który ubarwiał kołnierz kobry. Pracowała w rękawicach chirurgicznych. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy, że założenie ich i wkłuwanie się w ciało kobiety będzie wymagało przełamania pewnej bariery. Powracające skojarzenia z laboratorium były czymś potwornym w ulotny, frustrujący sposób. Została poinformowana o skutkach ubocznych zabiegu i możliwych następstwach, a także wciągnięta we współpracę przeciwko Maud. Gdyby stara zaczęła zadawać pytania, miała udzielać zdawkowych informacji, niemożliwych do potwierdzenia.  
– Z czego to się składa? – zapytała, nurzając stalówkę jeszcze raz i kalecząc nowy obszar, coraz bliżej karku. Roxana drgnęła i mocniej pochyliła głowę. Białe włosy spadły na twarz. Zaciskała w palcach szklankę, ale nie piła. Usiłowała kontrolować oddech. Dzisiejsza próba była znacznie silniejsza od poprzednich. Odetchnęła ciężko, zanim była w stanie udzielić odpowiedzi.
- Większość zawartości stanowi jad Suze, ale w skład wchodzi też odczynnik wspierający przemiany wątrobowe i komponent osłonowy na układ krwionośny. To baza. Przygotowuje mój układ immunologiczny na przyjęcie trucizny. Skład bazy zmienia się w zależności od testowanych substancji – wyjaśniła i wyjątkowo szpetnie zaklęła. – Teraz mam w planach pracę na pozostałych układach ustroju. Chcę rozpocząć drugi etap badań. Będę musiała przygotować skórę, błony śluzowe, jelita, żołądek i przełyk. – Popiła to wyjaśnienie alkoholem. Frederica na moment przestała ryć jej skórę.
- Po co to wszystko? – zapytała i przez moment sondowała nastawienie kobiety. Zderzyła się z gęstą, bezdyskusyjną ambicją, wzmacnianą negatywnymi emocjami. Rozróżniła gorycz, wspomnienie bólu i lęk. Opuściła rękę, w której trzymała rysik.
- Umiejętność metabolizowania trucizn mogłaby otworzyć nowe możliwości na szerszą skalę. Wiele schorzeń dałoby się wyeliminować, stosując silniejsze, ale bardziej toksyczne środki. Problemem jest degradacja ustroju. Człowiek nie jest w stanie poradzić sobie z dawką uderzeniową toksyny i jej skutkami ubocznymi. Przy moim układzie immunologicznym ten problem znika. – Roxana przycisnęła przedramię do piersi. Zaczynały boleć ją sutki, swędzieć skóra. Czuła dziwne napięcie w kącikach warg. Odetchnęła głęboko i przytrzymała powietrze w płucach, jakby na zapas. – To było bazowe założenie badań. W czasach, kiedy jeszcze myślałam, że dostanę zgodę na ich publikację – dodała z mieszaniną goryczy i leniwego zrezygnowania. – Drugi etap projektu zakłada przystosowanie ustroju do wykorzystania trucizny. Zażycie bez natychmiastowego metabolizowania, magazynowanie i zdolność do wydzielenia toksyny w dowolnym momencie, z użyciem odpowiedniego układu – wyjaśniła, podnosząc wzrok na okna. Zamiast ściemniaczy na szybach wygenerowała się animacja, zsynchronizowana z muzyką wypełniającą pomieszczenie. Feerie barw efektownie wirowały, przenikając się nawzajem i przechodząc w gradienty. Upiła drobny łyk, wsuwając palce we włosy. Poczuła kolejne ukłucie i mocniej zgięła kark, rozchylając usta.
 - Zawdzięczam ten pomysł Łowcy – dodała ciszej. Frederica milczała, wyczuwając coś wewnątrz kobiety. Coś przypominającego małe, skamlące zawiniątko. Domyślała się, co to było, chociaż nigdy o tym nie rozmawiały. Dotknęła ramienia Roxany i poczuła jej palce na swojej dłoni. – Gdybym miała możliwość wydatkowania trucizny przez ustrój, to spotkanie w hotelu wyglądałoby całkowicie inaczej. Nie sprawiłby mi tyle bólu – dodała ciszej – na przykład akonityna. Wchłania się przez błony śluzowe, w momencie przedostania do ustroju powoduje zaburzenie układu oddechowego. Kontynuuj, proszę. – Zabrała dłoń i zacisnęła zęby, czując jak dziewczyna wkłuwa się głębiej. On nadal żyje? zapytała.
- Podejrzewamy, że tak. Co jakiś czas Mikael sprawdza jego nawigator. Cały czas się przemieszcza. – Frederica odpowiedziała i przez kwadrans nie zamieniły ze sobą ani słowa. Odłożyła rysik na blat.
– Gotowe. Zakładam opatrunek – uprzedziła, postępując zgodnie z zasadami szkolenia, którego udzieliła jej kobieta. Przyłożyła wykrojony fragment gazy do łopatek, który chwilę później wymieniła na czysty. Roxana skończyła drinka i odstawiła szkło.
- Jutro muszę udzielić wywiadu dla Clocka, uczestniczyć w przynajmniej jednej trzeciej konferencji prasowej, a potem mam zaproszenie na kolację u właścicielki koncernu kosmetycznego. Chce mi wcisnąć nową linię do testowania. Tak jakby moje dziewczęta były cholerną grupą docelową. Nie wiem jakim cudem znalazła się z takim produktem na piątej kondygnacji – mruknęła. Próbowała ściągnąć łopatki, ale było to jeszcze niemożliwe. – Będę robiła nocną zmianę u Schindlera, więc zobaczymy się dopiero pojutrze – uprzedziła. Obserwowała jak Frederica wyrzuca odpady do odpowiednich pojemników, zdejmuje rękawice i opłukuje dłonie. W pewien sposób czuła się za nią odpowiedzialna, zwłaszcza na tym etapie, kiedy dopiero rozpoczęły proces przywracania pamięci. W niektórych momentach twarz dziewczyny budziła w niej niejasne skojarzenia. Myśl umykała jej za każdym razem, kiedy próbowała ją złapać. Czuła się podobnie, zapominając dobrze znanego słowa, które mogłoby idealnie pasować do rozmowy.
- Jak twoje bóle? – zapytała i spróbowała wstać.
- Teraz lepiej. Ale jeżeli każda próba będzie się tak kończyć, chyba oderwę sobie głowę. – Frederica oparła się o blat i obserwowała, jak kobieta sięga po szeroki sweter z wycięciem na plecach. Jej ruchy były sztywne i pełne bólu. Znacznie wyraźniej dostrzegała różnice w budowie pomiędzy swoim ciałem, a ciałem Roxany, za każdym razem dosadniej zdając sobie sprawę, że faktycznie została zatrzymana. Nie zdążyła w pełni rozkwitnąć, ponieważ ktoś zdecydował, że nie jest to potrzebne. Coraz częściej czuła złość i gorycz, nawet w najmniej spodziewanych momentach. Odwróciła głowę i zapatrzyła się w animację wirującą na oknach. – Póki co jeszcze nic nie wraca. Tylko czuję się poddenerwowana, jakbym się czegoś spodziewała – dodała, drapiąc się po przedramieniu. Gdzieś głęboko zakiełkowała w niej obawa, że przywrócona pamięć przyniesie ze sobą nieodwracalne zmiany charakteru. – Pomyślałam, że mogłabym to zapisywać. Żeby było łatwiej ułożyć zdarzenia w całość, skoro nie będą generowały się chronologicznie – zaproponowała. Sięgnęła po szklankę i nalała wody prosto z kranu. Na piątej kondygnacji wszystkie mieszkania były wyposażone w bezpośrednie filtry. Kobieta podeszła do niej i poczęstowała się łykiem wody ze szklanki.
- Dobry pomysł. Będziesz mogła klarowniej obserwować proces. Czasami jedno wspomnienie potrafi wypychać drugie, w ocenie mózgu mniej istotne. Niektóre bledną, albo zacierają się w podświadomości. Gdyby udało ci się zapisywać je na bieżąco, będziemy miały większą szansę na zachowanie stu procent informacji. Zwłaszcza techniczne aspekty funkcjonowania sektora, w którym byłaś przetrzymywana, mogą być naturalnie pomijane.
- Obawiasz się o ignorowanie wspomnień istotnych dla sprawy? – Frederica uniosła brew. Po raz kolejny Roxana doświadczyła tej niezidentyfikowanej myśli, że gdzieś już to widziała.
- Część osób podchodzi do procesu bardzo emocjonalnie. Takie środowisko nie sprzyja zachowaniu logicznych ciągów zdarzeń – wyjaśniła i spojrzała na wyświetlacz telefonu. Za dwadzieścia minut miały umówione wirtualne spotkanie z M-0. Obie czuły niepokój, ponieważ to mężczyzna wystosował prośbę, by je zorganizować. To mogło oznaczać, że coś znalazł.   
- A młody Schindler? Udało ci się czegoś dowiedzieć? – Frederica wyjęła z kieszeni blister i wycisnęła jedną tabletkę. Nauczyła się reagować na ostrzegawcze ćmienie głowy, które potrafiło zmienić się w pulsujące imadło.
- Jeszcze nie zaczęłam zadawać pytań. Jeżeli zrobię to zbyt szybko, stanie się podejrzliwy. Warto byłoby nie zapominać, czyim jest synem. Mogą wydawać się do siebie niepodobni, ale tylko pozornie – stwierdziła i wyłączyła muzykę. Projekcja na oknach drgnęła zanim zgasła, ściemniacze zajęły jej miejsce w ciągu milisekundy.
- Myślisz, że mógłby się domyślić, o co naprawdę chodzi? – Frederica z zainteresowaniem przyglądała się emocjom Roxany. Za każdym razem kiedy mówiła o mężczyźnie, stawały się bardziej splątane i niejasne.
- Mógłby.
- I co wtedy?
- Najprawdopodobniej postaram się go pozbyć. – Roxana odwróciła się w stronę blatu i zaczęła robić kolejnego drinka.  
 
Mikael rozpoczął rozmowę od standardowego powitania. Pomimo sugestii Roxany, żeby zwracał się do niej bardziej bezpośrednio, nie wyraził zgody na przyjęcie tej formy. Frederica zauważyła, że policzki mężczyzny były bardziej zapadnięte niż ostatnim razem. I oczy. Sztucznie błękitne, migoczące wraz z napływem komunikatów, których nie mogła usłyszeć. Zdawała sobie sprawę, że widzi w nich coraz mniej Mikaela, któremu nadała imię i to ją niepokoiło. Przysłuchiwała się wybrzękiwanym informacjom.
- Udało mi się uzyskać dostęp do trzech kolejnych kamer i zaszyfrowanego fragmentu wewnętrznego serwera firmy. Nie jestem w stanie pobrać danych, w każdym razie jeszcze nie teraz. Pracuję nad złamaniem kodów zabezpieczających, ale podejrzewam, że to kilkupoziomowa struktura – zaczął – wykorzystując numerację komputerów, którą od pani dostałem, stworzyłem prowizoryczny system strukturalny wewnątrz działu toksykologicznego. Przesłałem zaszyfrowaną wiadomość, którą generuję teraz na projekcji – uprzedził. Jego twarz zminimalizowała się w prawym dolnym rogu, jej miejsce zajął skomplikowany graf. Po kilku dopowiedzeniach udało im się dojść do porozumienia, co w zasadzie przedstawia.
- Dougherty zamyka przepływ informacji. Podejrzewam, że jego raporty były wysyłane do Schindlera przez serwery zewnętrzne – wyjaśnił. Roxana zmarszczyła brwi, wpatrując się w poszczególne komórki grafu.
– Myślisz, że inne działy mogą stosować podobny system przepływu danych? – zapytała. Twarz M-0 odrobinę się zniekształciła i mignęła, zanim ponownie pojawił się przed nimi.
- Nie jestem w stanie tego ocenić. Próbuję to ustalić, postęp na poziomie dwunastu procent, tendencja wzrostowa – zaraportował. Frederice nie podobały się te maszynowe określenia, ani przeczucie, które obudziło się w jej brzuchu. Podejrzewała, że to nie była kluczowa informacja, dla której chciał się skontaktować. Następnym zdaniem zaczął potwierdzać jej obawy.
- Zgodnie z poprzednim zleceniem znalazłem informacje na temat Troiana Schindlera. Wszystkie ogólnodostępne dane dotyczące edukacji są autentyczne. Cztery miesiące temu awansował na wyższe stanowisko w Xernagenie i podlega bezpośrednio pod Klemensa Schindlera. Aktualnie pełni funkcję dyrektora działów C, w skład których wchodzą toksykologia, farmacja stosowana i cybernetyczna, a od przyszłego miesiąca także immunologia. Udało mi się uzyskać dostęp do jego służbowego komputera, ale nie posiada na nim żadnych istotnych dokumentów. Nie jestem w stanie powiedzieć gdzie i czy w ogóle przechowuje zapis archiwalnych raportów działu. Brak newralgicznych danych na temat koncernu. – Zamigotał i zrobił dłuższą pauzę. Spojrzał na Fredericę i przez jego twarz przeszło coś, czego do tej pory tam nie widziała.
 – Znalazłem informacje dotyczące daty i miejsca urodzenia. Przyszedł na świat w klinice Xernagenu. Skorzystano z usług surogatki, do zapłodnienia doszło drogą in-vitro, dawcą był Klemens Schindler – zrobił kolejną pauzę, a Roxana zmarszczyła brwi. Spojrzała na Fredericę i na sekundę przed jego następnymi słowami już wiedziała, co było tym ulotnym wrażeniem. Próbowała się odezwać, ale przerwał jej mechaniczny głos M-0.
- Surogatka urodziła tego dnia bliźnięta. Dziewczynka przyszła na świat jako pierwsza, chłopiec niecałe siedem minut później. – Zamigotał, spojrzał na Fredericę. – Główne różnice wynikają z odmiennej płci. Poza nimi genotyp Troiana Schindlera jest prawie taki sam jak twój.
Dziewczyna spojrzała na Roxanę, która była bledsza niż zwykle. Poczuła, że cierpnie jej skóra i drętwieją palce.
- To niemożliwe – powiedziała, nie słysząc własnych słów. M-0 milczał. Nie potrafił wytłumaczyć faktów, niemieszczących się w ramach rozumienia.
Odpowiedz
(28-05-2019, 14:51)Eiszeit napisał(a): Na stoliku leżały rozłożone arkusze gazy, trzy wymienne końcówki, przypominające główki wiecznego pióra, niska zlewka z substancją aktywną i butelka whisky. Obok całego bałaganu walała się odkorkowana próbka. Czerwony korek zabezpieczający spadł na dywan. Frederica zanurzyła tytanową stalówkę w gęstej, białawej zawiesinie.
- Teraz blisko kręgosłupa, będzie bolało – ostrzegła, wbijając ostrze w jasną skórę, milimetr przy milimetrze.
No, nie spodziewałem się, że Federica będzie kogoś "masakrować" - robi postępy Big Grin
A odnośnie podkreślonego zwrotu to wariant: milimetr po milimetrze
No i wyjaśniło się co to za "tatuaż"

(28-05-2019, 14:51)Eiszeit napisał(a): Zażycie bez natychmiastowego metabolizowania, magazynowanie i zdolność do wydzielenia toksyny w dowolnym momencie, z użyciem odpowiedniego układu 
Niezły wariant dla podstępnego asasyna Wink
(28-05-2019, 14:51)Eiszeit napisał(a): – Gdybym miała możliwość wydatkowania trucizny przez ustrój, to spotkanie w hotelu wyglądałoby całkowicie inaczej. Nie sprawiłby mi tyle bólu – dodała ciszej – na przykład akonityna. Wchłania się przez błony śluzowe, w momencie przedostania do ustroju powoduje zaburzenie układu oddechowego. Kontynuuj, proszę. – Zabrała dłoń i zacisnęła zęby, czując jak dziewczyna wkłuwa się głębiej. 
- On nadal żyje? (nadliczbowa spacja) -(krótka pauza) zapytała. (ogólnie można połączyć z poprzednim wersem, bo cały czas mówi ta sama osoba)


(28-05-2019, 14:51)Eiszeit napisał(a): W niektórych momentach twarz dziewczyny budziła w niej niejasne skojarzenia. Myśl umykała jej za każdym razem, kiedy próbowała ją złapać. Czuła się podobnie, zapominając dobrze znanego słowa, które mogłoby idealnie pasować do rozmowy. 
fajny fragment

(28-05-2019, 14:51)Eiszeit napisał(a): Gdyby udało ci się zapisywać je na bieżąco(przecinek) będziemy miały większą szansę na zachowanie stu procent informacji. Zwłaszcza techniczne aspekty funkcjonowania sektora, w którym byłaś przetrzymywana(przecinek) mogą być naturalnie pomijane. 

(28-05-2019, 14:51)Eiszeit napisał(a): - Obawiasz się o ignorowanie wspomnień istotnych dla sprawy? – Frederica uniosła brew. Po raz kolejny Roxana doświadczyła tej niezidentyfikowanej myśli, że gdzieś już to widziała. 
deja vu Wink

(28-05-2019, 14:51)Eiszeit napisał(a): - Jeszcze nie zaczęłam zadawać pytań. Jeżeli zrobię to zbyt szybko(przecinek) stanie się podejrzliwy. Warto by było nie zapomnieć(byłoby nie zapominać?) czyim jest synem. Mogą wydawać się do siebie niepodobni, ale to  pozory – stwierdziła i wyłączyła muzykę. Projekcja na oknach drgnęła zanim zgasła, ściemniacze zajęły jej miejsce w ciągu milisekundy. 

- Myślisz, że mógłby się domyślić, o co naprawdę chodzi? – Frederica z zainteresowaniem przyglądała się emocjom Roxany. Za każdym razem kiedy mówiła o mężczyźnie(przecinek) stawały się bardziej splątane i niejasne. 
- Mógłby. 
- I co wtedy? 
- Najprawdopodobniej postaram się go pozbyć. – Roxana odwróciła się w stronę blatu i zaczęła robić kolejnego drinka.  (ostro Big Grin )


(28-05-2019, 14:51)Eiszeit napisał(a):  Zdawała sobie sprawę, że widzi w nich coraz mniej Mikaela, któremu nadawała (nadała?) imię i to ją niepokoiło. Przysłuchiwała się wybrzękiwanym informacjom. 
(...)
 – Znalazłem informacje dotyczące daty i miejsca urodzenia. Przyszedł na świat w klinice Xernagenu. Skorzystano z usług surogatki, do zapłodnienia doszło drogą in-vitro, dawcą był Klemens Schindler –(brak pauzy)zrobił kolejną pauzę, a Roxana zmarszczyła brwi. Spojrzała na Fredericę i na sekundę przed jego następnymi słowami już wiedziała, co było tym ulotnym wrażeniem. Próbowała się odezwać, ale przerwał jej mechaniczny głos M-0.
- Surogatka urodziła tego dnia bliźnięta. Dziewczynka przyszła na świat jako pierwsza, chłopiec niecałe siedem minut później. – Zamigotał, spojrzał na Fredericę. – Główne różnice wynikają z odmiennej płci. Poza nimi genotyp Troiana Schindlera jest prawie taki sam jak twój. 
Dziewczyna spojrzała na Roxanę, która była bledsza niż zwykle. Poczuła, że cierpnie jej skóra i drętwieją palce. 
- To niemożliwe – powiedziała, nie słysząc własnych słów. M-0 milczał. Nie potrafił wytłumaczyć faktów, niemieszczących się w ramach rozumienia.
A więc dobrze trafiłem Wink

No to sprawy się komplikują Big Grin
Odpowiedz
(01-06-2019, 19:32)Gunnar napisał(a): No, nie spodziewałem się, że Federica będzie kogoś "masakrować" - robi postępy Big Grin
Staram się rozwijać postaci sytuacyjnie, w małych, pozornie mało znaczących epizodach  Smile

(01-06-2019, 19:32)Gunnar napisał(a): Niezły wariant dla podstępnego asasyna [Obrazek: wink.gif]

- Najprawdopodobniej postaram się go pozbyć. – Roxana odwróciła się w stronę blatu i zaczęła robić kolejnego drinka.  (ostro [Obrazek: biggrin.gif] )
No cóż... Big Grin Jedno jest dość blisko drugiego.
 
(01-06-2019, 19:32)Gunnar napisał(a): A więc dobrze trafiłem [Obrazek: wink.gif]
Bardzo dobrze Wink Sprawy faktycznie komplikują się coraz bardziej.

Naniosłam proponowane poprawki.
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
_010

Kobieta przysunęła do siebie papierowy raport. Przeczytała treść, przytrzymując łyk wody w ustach i lekko wydymając policzki. Spojrzała na mężczyznę i przesunęła kartki w jego stronę, jednym palcem. Zauważył, że tego dnia miała granatowe paznokcie. Podniósł wzrok na jej twarz i po raz kolejny odniósł wrażenie, że został poddany analizie. Nie odwracała oczu, wpatrując się w niego jeszcze intensywniej.
- Co o tym myślisz? – zapytał, wskazując brodą na raport. Roxana sięgnęła po filiżankę kawy. Zorientowała się, że jest pusta i odstawiła ją na spodek.
- Plan rozwojowy na ten kwartał jest bardzo dobrze napisany. Zastanawiają mnie tylko sprawy budżetowe. I terminarz. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie takiego postępu badań w tak krótkim czasie. Musiałabym tutaj spać – stwierdziła i jeszcze raz sięgnęła po kartki, tym razem pierwszą z nich. W prawym dolnym rogu podbito pieczątkę Xernagenu, opatrzoną podpisem Troiana Schindlera. Miejsce na jej podpis było po lewej stronie.
- Sprawy budżetowe nie powinny cię zajmować, mam nad nimi kontrolę. Po otrzymaniu wykazu komponentów, o który cię prosiłem, będę miał pełniejszy obraz sytuacji.
- Chodzi też o maszyny, Troian. To absurdalne kwoty – przerwała. Gdyby rozmawiał z kimś innym, najprawdopodobniej bardziej by mu to przeszkadzało.
- Klemens Schindler jest świadom potencjalnych kosztów, jakie będzie generowało otwarcie nowego działu – ukrócił jej spekulacje. Zauważyła, że nigdy w rozmowach biznesowych nie nazywał mężczyzny ojcem. Skinęła głową i jeszcze raz sięgnęła po filiżankę. Zauważył to i nacisnął panel zamawiający serwis, ale go powstrzymała.
- Nie mogę zostać, mam dzisiaj konferencję – wyjaśniła. Przesunęła opuszką palca po wargach w jedną i drugą stronę, sondując wzrokiem raport. – Maksymalnie pięć godzin. Nie będę w stanie przeznaczyć więcej czasu na ten projekt, chociaż przyznaję, że jest zajmujący. – Spojrzała na Troiana, sięgając po długopis. Każde spojrzenie na jego twarz wywoływało w kobiecie mdłości. Podobieństwo między nim, a Fredericą, wydawało jej się brutalnie oczywiste. Zastanawiała się, czy mężczyzna miał świadomość, że nie jest jedynakiem. Złożyła swój podpis i oddała mu dokument.
- Oczywiście. Szanuję sytuację i wiem, że masz mnóstwo własnych zobowiązań. Cieszę się, że wykazujesz takie zaangażowanie – powiedział i przez chwilę obserwował pracę ścięgien na jej szyi, kiedy odwracała głowę w stronę okna. Minęło pięć dni od ich kolacji. Miał wrażenie, że dziwne oddziaływanie, które po niej zostało, przylgnęło do nich na stałe. Zauważył, że Roxana marszczy brwi i był pewien, że zaraz zada mu pytanie. Obserwował ją i rozkładał na czynniki pierwsze fizyczne nawyki, których nie potrafiła kontrolować.
- Dlaczego ten raport jest w formie papierowej? Niektórzy mogliby zarzucić twoim metodom brak postępowości. – Lekko się uśmiechnęła. Spodziewała się, jaką otrzyma odpowiedź. Jej prywatne badania także zajmowały cztery opasłe szuflady, zapisane drobnym, starannym pismem, poupychane w teczki.
- Odczuwam pewien komfort, mając świadomość, że niektóre z projektów posiadam w formie niedostępnej dla przestępców wirtualnych – wyjaśnił, wpatrując się w nią z uwagą. Zastanawiał się, jaką myśl sprowokował. Czy mu uwierzyła, czy uznała to wyznanie za kłamstwo. Uśmiechnęła się szerzej, a on nie znalazł odpowiedzi.
- Rozsądek, który do ciebie wyjątkowo pasuje – oceniła, zastanawiając się, w jaki sposób M-0 będzie mógł jej pomóc w obecnej sytuacji i jak najszybciej przekazać mu tę wiadomość. Podniosła się, mężczyzna wstał równocześnie z nią.
- Dziękuję za wszystkie informacje. Gdybym wpadła na coś przełomowego będę cię informować. – Wymienili się numerami telefonów na zakończenie wspólnej kolacji i stosunkowo często korzystali z nowej możliwości kontaktu. Zasadniczo rzadko rozprawiali w wiadomościach o sprawach służbowych. Uścisnęła mu dłoń. Lekko ją przytrzymał.
- Chciałabyś pójść ze mną na kawę? – zapytał – jak już uda nam się zgrać terminarze – dodał, a przez jego twarz przeszło coś, co mogło przypominać uśmiech. Skinęła głową, wściekając się na siebie za irracjonalne zadowolenie kiełkujące w brzuchu.
- Chciałabym, panie Schindler – przytaknęła, cofając dłoń – czekam na propozycję. – Uśmiechnęła się i pozwoliła zaprowadzić do drzwi. Wychodząc, zastanawiała się nad pytaniami, które powinna zadać i nad sposobem zadania ich w taki sposób, żeby nie zorientował się, że nim manipuluje. On wracając do biurka zastanawiał się, w którą z jej emocji uderzyć, żeby dowiedzieć się informacji generujących najwięcej korzyści.
 
*~*~*
 
Frederica prawą dłonią sięgnęła po kubek z kawą, a lewą, trzema palcami, przesunęła kwadratową projekcję poza obszar ich pracy. M-0 ze swojej strony wykonał kilka podobnych gestów i otworzył chmurę źródłową, do której mieli zaimportować dane dotyczące sprawy. Dziewczyna upiła łyk, cofnęła się na obrotowym fotelu i rozszerzyła podgląd. Obserwowała, jak procentowy wskaźnik przeskakuje po coraz wyższych wartościach, a odpowiednie dokumenty grupują się automatycznie do przypisanych im folderów. Za tym wszystkim, zza migoczącej zasłony cyfryzacji wpatrywały się w nią dwie, błękitne kule. Ujęcie na twarz mężczyzny było ciasne, nie mogła dostrzec niczego poza nią. Spodziewała się, że w pokoju było duszno i ciemno. Wnętrze M-0 i jego przestrzeń znowu przypominały pustą skorupę jaja.
- Z informacji, które mi przekazałyście, wynika, że nadajnik powinien być gotowy najdalej za sześć dni – podsumował i obrócił głowę profilem, obserwując coś na innym monitorze. – Specyfikacja jest dla mnie jasna, nie rozumiem pozostałych wytycznych – przyznał. Przesunął wzrok najprawdopodobniej po trójwymiarowym modelu naszyjnika, który dziewczyna przesłała mu kilkanaście godzin wcześniej, razem z wymaganymi parametrami. Obserwowała jego twarz, kiedy analizował propozycję. Nie mrugał. Miała wrażenie, że jego gałki oczne obracając się trzeszczą w oczodołach, wysuszone na wiór.
- Nadajnik musi pasować do stylizacji. – Popiła wyjaśnienie łykiem kawy. Odwróciła głowę, słysząc komunikat o osobie stojącej pod drzwiami i przez moment napięła się w oczekiwaniu na dźwięk kodu, który udostępniła Roxanie. Kiedy nic się nie wydarzyło i doszła do wniosku, że to ktoś inny, wróciła do pracy. Nie przyjmowała w pokoju obsługi posiłkowej, serwisu sprzątającego, ani koordynatora zadań dla dziewcząt. Nie rozmawiała i nie widywała się z nikim poza albinoską. Czuła coraz większą potrzebę alienacji i pozostawania sam na sam ze sobą i przeszłością, która zaczęła powracać w coraz dokładniejszych migawkach. Często wracała myślami do jednego wspomnienia, które odzyskała jako pierwsze. Przez chwilę wydawało jej się, że znowu ma sześć lat.
Jest w pomieszczeniu wielkości pudełka, przykucnięta i odrętwiała. Białe ściany uciskają ciało z czterech stron. Na górze nie ma więcej miejsca, nie może podnieść głowy. Kurczy się między kończynami otumaniona ciszą, przez kilkadziesiąt godzin. Czas rozciąga się wokół niej jak błona, przydusza, owija w ciasny kokon. Nie słyszy zewnętrznego świata. Obłęd. Jedyne słowo, które przychodzi jej do głowy.
Zamrugała, wracając do rzeczywistości. Często myślała, że była wyjątkowo silnym materiałem.  

- Musi wyglądać jak zawieszka – wyjaśniła, wracając do tematu. Słyszała własny głos, ale nie skupiała się na wypowiadanych słowach. – Najlepiej, żeby pasował do kreacji. Schindler nie może się zorientować, że jakkolwiek go sprawdza – przypomniała – drgania nadajnika mają być wyczuwalne tylko dla niej. Będzie nosiła go na wysokości mostka – objaśniła po raz kolejny wytyczne Roxany i obserwowała jak M-0 grupuje wszystkie informacje. Wyświetlił jej właściwości, które wspólnie z kobietą opracowały na podstawie oddziaływania Fredericy na wyjątkowo czułe urządzenia elektryczne. Jej obecność zaburzała ich pracę. Sprawiała, że drżały. Gdyby nadajnik zaczął zachowywać się tak samo w obecności młodego Schindlera miałyby pewność, że był drugim Obiektem. Bliskie pokrewieństwo sprzyjało tej teorii.  
Dziewczyna zauważyła, że M-0 zakodował folder w nieznany dla niej sposób. Nie wiedziała z jakich serwerów aktualnie korzystał. Te, do których dał jej dostępy były puste. Odkryła ten fakt kilka dni wcześniej i zaklasyfikowała jako kolejny aspekt, o którym będą musieli porozmawiać.

- Będę potrzebował szeregu zdjęć referencyjnych. Nigdy nie zajmowałem się takim projektem – wybrzęczał. Dziewczyna obiecała wysłać mu poglądowe fotografie i grafiki najdalej do wieczora. Mieli do omówienia jeszcze jedną kwestię.
- Młody Schindler nie korzysta z Sieci. Wszystkie raporty przechowuje w formie papierowej. Mamy szansę się do nich dostać? – zapytała. Niedawne odkrycie Roxany wyjaśniało permanentny brak dostępu do bazy projektów i zapisu danych, z którymi nieustanie zderzał się M-0.
- W obecnych okolicznościach pani Gosslin ma większe możliwości zdobycia dokumentacji. Jestem w stanie zadeklarować z osiemdziesięcioprocentowym prawdopodobieństwem, że uda mi się pozyskać projekty innych pracowników. Zamieściłem numery stanowisk i przykładowe rozwiązania łamiące zapory w folderze oznaczonym xyv_. Aktualnie nie jestem w stanie ocenić, który ze sposobów dostania się do systemu pozostawi najmniej śladów mojej obecności. Muszę je przetestować na systemie lustrzanym – wyjaśnił, nieustannie obserwując projekcję. Do Fredericy dotarło, że gdyby nie obraz, nie byłaby w stanie rozpoznać jego głosu. Poczuła coś zimnego, jakby obcą dłoń zaciśniętą w połowie przełyku.
- Mikael? – Obserwowała jego twarz. Przez chwilę nie zareagował. Potem jedno oko drgnęło niezależnie od drugiego i próbowało zmienić położenie, reagując na imię, które mu nadała. Drugie pozostawało nieruchomo wbite w parametry na monitorze. Nienaturalność tego obrazu wywarła na Frederice potworne wrażenie. Sztywno wychyliła się w stronę monitora i wypuściła kubek z dłoni, próbując odstawić go na blat. Ciepły płyn rozlał się na jej udach, ale czuła ból tylko przez pierwszych kilka sekund. Umiejętność wyciszania nocyceptorów przyszła z kolejną falą odblokowanych wspomnień.
– Mikael! – Wrzask zmusił go do mrugnięcia. Spojrzał na dziewczynę jakby wybudził się z narkozy.   Przywrócił poprzedni przebieg myśli i odezwał się tak samo mechanicznie jak wcześniej.
- Był u mnie Gross – zabrzęczał. Frederica znieruchomiała, wciąż nienaturalnie wychylona w stronę monitora. Krople kawy ściekały po jej łydce na dywan. Słyszała swoje serce. Czuła jego rytm w gardle.
- Czego chciał? – Nieświadomie wyżłobiła paznokciami koryto w skórze przedramienia. Nadal pamiętała twarz Łowcy. Obsesyjnie wracała do niej w snach, z których budziła się wyczerpana i zaszczuta.
- Chciał być przeskanowany. Szukałem w jego ciele chipu, podał ultraczułą specyfikację narzędzi. – M-0 brzmiał odrobinę inaczej niż przed chwilą, ale dziewczyna momentalnie rozpoznała jeden z automatycznych tembrów głosu, które stosował zamiennie. Nie miała pojęcia, co powinna z tym zrobić.
- Mówił coś więcej o tym chipie? Gdzie go zlokalizowałeś? – Z nikim nie podzieliła się informacją o pochodzeniu Grossa. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że wizyta Łowcy miała coś wspólnego z Sortem, w którym się urodził.
- Nie zlokalizowałem. W jego ciele nie było chipu. Dwukrotnie powtarzaliśmy skanowanie, po kilku dniach zgłosił się do mnie jeszcze raz. Przeszukałem go trzykrotnie, najbardziej czułym skanerem jakim dysponuje obecna technologia. Nie został oznakowany. – M-0 dla potwierdzenia swoich słów wyświetlił bardzo krótki raport. Frederica rzuciła okiem na wyrażenia „brak danych kodujących”, „nieistniejąca specyfikacja” i mu podziękowała. Średnio-ciężkie uczucie zaniepokojenia umościło się w jej żołądku.
- Jak zareagował? – zapytała. Projekcja zafalowała, M-0 przez moment nic nie mówił. Wiedziała, że przerywa im połączenie, bo podtrzymywał się zewnętrznym zasilaniem, które zużywało absurdalną ilość energii.
- Wyszedł. Więcej go nie widziałem. – Obraz zamigotał i znów znikł na kilka sekund, głos mężczyzny się urwał.  - …yślę, że… - Przepruty sygnał.  - …im usłyszymy. – Projekcja zniknęła.
Frederica pozostała na miejscu, wpatrując się w czarny ekran monitora.   
 
*~*~*
Odpowiedz
(03-06-2019, 09:38)Eiszeit napisał(a):
Przesunęła opuszką palca po wargach w jedną i drugą stronę, sondując wzrokiem raport.
(...)
Zastanawiał się, jaką myśl sprowokował. Czy mu uwierzyła, czy uznała to wyznanie za kłamstwo. Uśmiechnęła się szerzej, a on nie znalazł odpowiedzi. 
Ładne, klimatyczne zdania, podobają mi się.

(03-06-2019, 09:38)Eiszeit napisał(a):
 Zastanawiała się(przecinek) czy mężczyzna miał świadomość, że nie jest jedynakiem. 
(...)
- Chciałabyś pójść ze mną na kawę? – zapytał – jak już uda nam się zgrać terminarze – dodał, a przez jego twarz przeszło coś, co mogło przypominać uśmiech. Skinęła głową, wściekając się na siebie za irracjonalne zadowolenie kiełkujące w brzuchu. 
- Chciałabym, panie Schindler – przytaknęła, cofając dłoń – czekam na propozycję. – Uśmiechnęła się i pozwoliła zaprowadzić do drzwi. Wychodząc, zastanawiała się nad pytaniami, które powinna zadać i nad sposobem zadania ich w taki sposób, żeby nie zorientował się, że nim manipuluje. On wracając do biurka zastanawiał się, w którą z jej emocji uderzyć, żeby dowiedzieć się informacji generujących najwięcej korzyści. 
Fajnie prowadzisz równorzędną grę dwóch osobowości, pełną niuansów i subtelnych zachowań. 

(03-06-2019, 09:38)Eiszeit napisał(a):  Wyświetlił jej właściwości, które wspólnie z kobietą opracowały na podstawie oddziaływania Fredericy na wyjątkowo czułe urządzenia elektryczne. Jej obecność zaburzała ich pracę. Sprawiała, że drżały. Gdyby nadajnik zaczął zachowywać się tak samo w obecności młodego Schindlera miałyby pewność, że był drugim Obiektem. Bliskie pokrewieństwo sprzyjało tej teorii.  
sprytne

Jestem ciekaw jak im pójdzie z przetestowaniem Troiana, a o łowy jeszcze na pewno usłyszymy Wink
Odpowiedz
(05-06-2019, 21:47)Gunnar napisał(a): Fajnie prowadzisz równorzędną grę dwóch osobowości, pełną niuansów i subtelnych zachowań. 
Dziękuję Smile Relacja tych dwojga to istotny motyw napędowy fabuły, dlatego cieszy mnie, że Ci się podoba.

Co do Łowcy...oj usłyszymy Big Grin Jego rola na pewno jeszcze się nie zakończyła.

Dzięki za wyłapanie potknięć, poprawiłam.
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
- Olek, odbierz ten pieprzony telefon! Głos przedarł się przez wizg urządzeń, drugie zdanie zginęło pośród łoskotu upadających narzędzi. Mężczyzna wysunął się spod auta, łapiąc chciwie powietrze i odkrzyknął, że już idzie. Robocza koszula przykleiła mu się do pleców i klatki piersiowej. Miał wrażenie, jakby ktoś przykręcił temperaturę do pięćdziesięciu stopni. W zakładzie było parno, pomarańczowe światło buchało seriami spod wyjących urządzeń, iskry spadały na podłogę. Olek usiłował przedrzeć się pomiędzy współpracownikami do pomieszczenia socjalnego, gdzie zostawił komórkę. Ktoś próbował się do niego dodzwonić czwarty raz z rzędu. Zdjął sztywne rękawice z dłoni i zmarszczył brwi, słone krople potu podrażniły oczy. Wytarł zaczerwienioną twarz w brudny rękaw i nacisnął zielony panel odbierania połączeń. Usłyszał łomot, przekleństwo i gardłowy krzyk kierownika zakładu, odwrócił głowę w tamtą stronę, z telefonem przy uchu. Szef wyżywał się na młodszym pracowniku, który po raz kolejny nie zabezpieczył odpowiednio zdejmowanej części i w konsekwencji ją roztrzaskał. Straty generowały stres, stres generował straty. Atmosfera w pracy była nie do zniesienia. Nie w momencie, kiedy byli jedynym pracującym zakładem w tej części trzeciej kondygnacji. Decyzją właściciela nie przyłączyli się do strajku robotników i przyjmowali hurtem zamówienia. Wspólnym mianownikiem zaangażowania w protest miało być nierealizowanie zleceń Rządu, ale Olek i tak wiedział, że wszyscy uważali ich za ścierwa. Sam najchętniej nie brałby w tym wszystkim udziału, ale jakoś tak wyszło, że musiał za coś jeść. Poruszył suchymi wargami, słysząc kolejne przekleństwa, a w słuchawce jeszcze jeden rozciągnięty sygnał. Miał zerwać połączenie, ale po drugiej stronie w końcu ktoś się odezwał. Przez chwilę mężczyzna był pewien, że rozmawia z automatem i znów chciał się rozłączyć. Zesztywniał, słysząc pierwsze dwa zdania.
- Sort rozpoczął niezapowiedzianą eksterminację dzielnicy zakładowej. Masz jedenaście minut i dwadzieścia sześć sekund na efektywną ewakuację.  – Wybrzękiwane sylaby wydawały się niepodobne do niczego, co Olek wcześniej słyszał, a jednocześnie były niezaprzeczalnie znajome.
- Skąd…?
- Weź jedno z aut, które naprawiliście. Nie cofaj się do osiedli mieszkalnych, zablokowali drogi. Masz tylko dwie dostępne opcje wyjazdu z dzielnicy. Za trzy minuty i siedem sekund będziesz miał tylko jedną. – Głos podawał mu wytyczne w takich samych emocjach, w jakich mógłby dyktować przepis, albo instrukcję. Olek zacisnął dłoń na rękawicach i obejrzał się na współpracowników.
- Nie zdążysz. – Usłyszał i zamarł. Jego wzrok padł na wypukłą soczewkę kamery w rogu pomieszczenia. Twarz mu się wydłużyła, język przywarł do podniebienia.
- M-0?
- Będę cię nawigował. – Olek zorientował się, że zakończono połączenie. Przez moment stał w miejscu, nie wiedząc, od czego zacząć. Jeszcze raz odwrócił się w stronę części zakładowej i pobiegł w przeciwnym kierunku. Wpadł do garażu, w którym przetrzymywali naprawione auta i przywalił dłonią w panel podnoszący drzwi. Z jękiem ruszyły w górę, a on dopadł do szuflady z kluczami. Przewalał w palcach grzechoczące piloty zanim znalazł ten, o który mu chodziło. Kiedy otwierał drzwi auta, do garażu wszedł zszokowany kierownik.
- Coghlan, co ty? Natychmiast w…
- Uciekajcie. Eksterminują nas, spieprzajcie. – Olek, wsiadając do samochodu, zdążył zobaczyć jak mężczyzna pędem wraca do warsztatu. Huknął silnik. Wóz płynnie wycofał z miejsca parkingowego, wykręcił za drzwiami magazynu i przepruł ciemną dzielnicę. Pogaszono wszystkie latarnie, gdzieś ponad dachami zakładów było słychać monotonnie skandowane hasła. Setki gardeł i tupiących buciorów przelewało się ulicami dzielnicy zakładowej, nie mając pojęcia, że ogień odetnie im drogę powrotną. Ostatni wielki marsz pierwszego od sześćdziesięciu siedmiu lat buntu w Enklawie miał spłonąć, pozostając wiecznym ostrzeżeniem dla przyszłych pokoleń.
Olek wrzucił czwórkę i docisnął pedał, rzucając rozbiegane spojrzenia na telefon. Nie miał pojęcia, w którą stronę ma jechać, nie wiedział, które drogi zostały zablokowane. Wyświetlacz zamrugał przez ułamek sekundy i zgasł, mężczyzna zaklął szpetnie i powstrzymał się, żeby nie uderzyć dłonią w kierownicę. Gwałtownie przyhamował na zakręcie, tyłem pojazdu zarzuciło, plecy odkleiły mu się od siedzenia. Ekran samochodowej nawigacji zamigotał. Olek miał suche gardło i ściśnięty przełyk, a sytuacji nie poprawiał obraz, który miał przed oczyma. GPS zaczął się samodzielnie kalibrować, zatwierdzając komunikaty i odrzucając niepotrzebne opcje. Samoistnie przestawił podgląd na panoramę i zaznaczył czerwonymi iksami zablokowane trasy. Początkowo do Olka odezwał się kobiecy głos, który mniej więcej w połowie drugiego wyrazu zdeformował się, obniżył, zatrzeszczał i wybrzmiał głosem M-0.
- Na pierwszym skrzyżowaniu jedź pod prąd. Jeszcze ich tam nie ma, zaczęli od południa – wyjaśnił i podkręcił jasność obrazu. Nakreślił grubą linię na niewyznaczonej trasie, równoległej do drogi, którą  poruszało się auto. – Nie zdążysz dojechać do pierwszej blokady, skróć trasę przez DTS772456 – podał numer pod-dzielnicy i rozciągnął na mapie czerwony trójkąt, zakreślając miejsce, o które mu chodziło. Olek kiwał głową automatycznie, tak jakby blondyn mógł go zobaczyć. Co jakiś czas rzucał okiem na nawigację, ale nie na mapę. Bardziej interesowała go migająca dioda w rogu. Dzięki niej miał poczucie, że M-0 nadal jest obecny w samochodzie. Spoglądając we wsteczne lusterka dostrzegł pierwsze smugi dymu i łunę narastającą nad dachami jak gigantyczna flara.
- Ewakuowali mieszkańców? – zapytał, nieświadomy, że kierownica trzeszczy pod zaciśniętymi palcami jego dłoni.
- Nie. Palą wszystkie sektory. – M-0 odpowiedział zwięźle i bez zaangażowania. Olek rozłupał gałkę zmiany biegów i rozluźnił palce. Na ulicach zaczęło dochodzić do wypadków. Kierowany brzęczeniem nawigacji omijał tłumy spanikowanych ludzi, dymiące wraki i płonące budynki mieszkalne. Wyglądało na to, że Sort Ósmy rozpoczął pracę z czterech stron.
Odbił chodnikiem w prawo i wyjechał pod prąd na równoległą ulicę. Dwie minuty. Półtorej. Wartość prędkości na cyfrowym wyświetlaczu zaczęła błyszczeć na czerwono. Prawie zabił szalonego przechodnia pędzącego przed siebie, wyratował auto z poślizgu i osadził pewnie na drodze, silnik zgasł. Poczuł wstrząs, kiedy dwa inne samochody minęły go, pędząc z absurdalną prędkością. Włączenie się do ruchu zaczynało graniczyć z cudem. Uruchomił auto i ruszył, motywowany mechanicznym odliczaniem M-0. Puls walił mu w skroni, miał spocone dłonie i coraz mniej czasu, żeby się wydostać. Minuta dwadzieścia. Za nim, przed nim, po bokach, chmara ciał usiłowała dobiec do jedynego wyjścia awaryjnego, które nie zostało zamknięte. Sort nie powstrzymywał mieszkańców. Mieli jeszcze trzydzieści sekund. Ludzka masa instynktownie rozpierzchła się przed wyjącym pojazdem. Olek, wciśnięty w fotel, przepruł ostatnią bramę i nie zwalniając wpadł w gęsty mrok na wyłączonych światłach. Rozbłysły dopiero po kilku sekundach, w momencie, kiedy skończył mu się czas. Brama została zamknięta, a on cudem znajdował się po właściwej stronie świata.
- Pozostało czterdzieści dwie minuty do celu. Zadzwonię, kiedy się zatrzymasz. – Olek nie wiedział, czy to obietnica, czy groźba, ale miał pełną świadomość tego, że M-0 uratował mu życie. I że wszystko w co wierzył i do czego wracał, najprawdopodobniej już zniknęło z powierzchni trzeciej kondygnacji.
 
Zaklął i oparł się o ścianę, unikając upadku. Trzymał telefon przy uchu, wąska łuna światła z wyświetlacza rozpraszała mrok dookoła. Nie miał pojęcia dlaczego zgodził się zjechać tak nisko, a potem wejść do nieczynnej stacji metra. M-0 kazał mu kluczyć korytarzami, nie zważając na dezorientację mężczyzny i ciemność, która nie ułatwiała mu zadania.
- Nie wpadnij na szyny ostrzegł i w podziękowaniu prawie usłyszał soczystą wiązankę pod swoim adresem. Olek macając ścianę stawiał koślawo kroki i starał się nie połamać nóg. Dotkliwie zbił paluch prawej stopy o coś w rodzaju zardzewiałego akumulatora, a potem prawie roztrzaskał piszczel na wyszczerbionych bramkach przed budą z biletami.
- Muszę włączyć latarkę, ustawiam cię na głośnik – powiedział i po chwili rozjaśnił przestrzeń na mniej więcej metr dookoła siebie. Podniósł głowę, przyglądając się zielonym kafelkom na ścianie i rdzawym plamom na wysokości oczu. Poczuł dreszcz i skręcił w kolejny korytarz zgodnie z instrukcją M-0. Zorientował się, że nie ma pojęcia jak wrócić i przez chwilę wyrzut paniki spowodował, że zdrętwiały mu dłonie. Poczuł kłucie nad stawem kolanowym, w miejscu gdzie żywa tkanka przechodziła w protezę. Jego ciało nieczęsto dostarczało mu sygnałów tego typu i to jeszcze bardziej go zdezorientowało. Wszedł w gardziel kolejnego korytarza, potem jeszcze jednego i w niszę na końcu następnego. Otwierał usta, żeby powiedzieć coś, co mogło zostać odebrane jako niekulturalne i w tym momencie M-0 kazał mu się zatrzymać. Połączenie zostało przerwane. Olek poświecił latarką dookoła siebie, ale nie zauważył niczego poza ścianami i splotem wybrzuszonych rur nad głową. Wydawało mu się, że stoi w tak samo ciemnym i brudnym korytarzu jak dotychczas. Drgnął, słysząc syk i zmrużył oczy przed niebieskim blaskiem wylewającym się z pomieszczenia. Schował telefon do kieszeni, zrobił dwa kroki naprzód i ostrożnie wszedł w łunę światła. W pierwszej kolejności uderzył go ciężki smród, musiał przycisnąć koszulkę do ust i nosa. Zamrugał, oczy zaszły mu łzami, zszokowane odorem i ostrym światłem monitorów. W końcu zobaczył gospodarza siedzącego na środku pomieszczenia. Rozluźnił palce i bezwiednie opuścił dłoń, nie zwracając uwagi na zamykające się za nim drzwi. Trup. To nie było najlepsze słowo, ale jedyne, jakie przyszło mu do głowy.
M-0 wyglądał jak kukiełka na poplątanych sznurkach. Był nagi od pasa w górę, wychudzone ramiona pokrywały rozproszone plamy. Jego ciało się poddawało, sińce pod oczyma przypominały ciężkie wory, które ktoś ostrzyknął czarną krwią. Lewa część głowy mężczyzny została nieumiejętnie wygolona. Olek mógł zobaczyć zaschnięte krople krwi po zębach maszynki. Brudne kędziory po prawej stronie wymykały się zza ucha i zwisały smętnie, przysłaniając błękitną, pustą kulę oka. Nie było widać źrenic, mleczna błona stała się grubsza i mniej przepuszczalna na sygnały zewnętrznego świata. Mężczyzna podszedł bliżej i zszokowany spojrzał na wiązki cienkich, poskręcanych kabli zwieszających się z sufitu. Wszystkie zbiegały się w jednym punkcie, wpięte w kark blondyna. Skóra poniżej portu, do odcinka lędźwiowego, była poparzona i pokryta skorupą ropy z popękanych pęcherzy. Olek zrozumiał czym był słodkawy smród, który rozróżnił w odorze ekskrementów, zepsutego jedzenia i zgnilizny. Z przerażeniem zobaczył opuszki palców blondyna, starte, pokaleczone i opuchnięte. Ze środkowego palca sterczała główka białej kości, ledwie widoczna, ale wystarczająco upiorna, żeby mężczyzna ukucnął. Spojrzał na M-0 z dołu i wyciągnął rękę, żeby go dotknąć. Zatrzymał się w połowie drogi, nie mając pewności, czy ciało nie rozpadnie się pod wpływem dotyku. To było irracjonalne, ale równie irracjonalne były oczy poruszające się w czaszce obciągniętej skórą. Pojemnik służący za ciało, doprowadzony do takiego stanu, po prostu nie miał prawa funkcjonować.
- Facet… co tu się kurwa dzieje? – Własny głos wydawał mu się daleki. M-0 zamigotał i przekręcił głowę sztucznie, ruchem zarezerwowanym raczej dla androidów, niż dla ludzi.
- Gdybyś odebrał połączenie za pierwszym razem, miałbyś siedemdziesiąt pięć procent więcej szans na ostrzeżenie współpracowników. Postęp eksterminacji dzielnicy wynosi siedem na dziesięć punktów w skali Sortu, nie odbywa się podział na Punkty Przydatności. Dane nakazują określić działanie Rządu jako utylizację. – Odwrócił głowę w stronę jednego z monitorów. Olek też mimowolnie skierował wzrok w tamtym kierunku i zobaczył kilka podglądów, liczby, procenty i dane, z których nic nie rozumiał. Na mniejszym ekranie po lewej widział mapę, którą posługiwał się jako nawigacją. Dalej, nad ramieniem M-0 mógł dostrzec coś w rodzaju mniejszego stanowiska roboczego. Na środku, na poruszającej się projekcji, widniało cyfrowe odwzorowanie ostatniego zlecenia – okrągła zawieszka ozdobiona skrzącym się pyłem diamentowym. Nie miał pojęcia w jakim celu blondyn zajmował się tego typu przedmiotami, ale to nie był dobry moment na pytania. Dotarło do niego, że w miejscu, w którym się znalazł są inne pomieszczenia, ale były kompletnie ciemne. Nie widział ani jednej diody, nie słyszał szumu pracujących sprzętów. Poczuł dreszcz, chociaż jeszcze nie wiedział dlaczego.
- Facet, co ty zrobiłeś? To tak nie może być, kurwa. Nie. – Pokręcił głową. – Chodź, trzeba cię zawieźć do lekarza. Trzeba coś zrobić. – Był zszokowany. Spojrzał w niebieskie kule zapadnięte głęboko w oczodoły i uświadomił sobie, że jego słowa do nikogo nie trafią. W pojemniku, który miał przed sobą nie pozostała żadna żywa część. M-0 okręcił się na krześle i dotknął palcami klawiatury. Olek zobaczył czerwone plamy, jakby ktoś odcisnął włochaty pędzel na panelach. Skrzywił się, słysząc miarowy stukot, kiedy kość uderzała o tworzywo.
- Możesz pozostać w tym miejscu, dopóki nie podejmiesz decyzji, co dalej. Jeżeli chcesz, możesz wyjść, uruchomię w twoim telefonie mapę powrotnej trasy. – M-0 przysunął się do monitora i wrócił do pracy, kompletnie ignorując gościa. Zasikane siedzenie krzesła zaskrzypiało, na przedramionach miał wyżłobione wgniecenia od krawędzi blatu. Olek przez chwilę obserwował linijki kodu przeskakujące na monitorze, potem przeniósł wzrok na profil blondyna. Uświadomił sobie, że jeżeli teraz wyjdzie, mężczyzna przeżyje maksymalnie kilka godzin. Zastanawiał się mniej niż dziesięć sekund. Wycofał się w głąb pracowni i przecisnął pomiędzy połowicznie otwartymi drzwiami prowadzącymi do części mieszkalnej. Mechanizm wydawał się być uszkodzony. Ponownie posłużył się latarką i zaczął rozglądać po pomieszczeniu. Wszystkie urządzenia były martwe. Podłoga pod dyspozytorem wciąż była mokra, tak jakby jeszcze jakiś czas temu w tym miejscu stała woda. Szafa chłodząca nie była domknięta, w środku nie znalazł żadnej normalnej żywności. Na dnie walało się kilka napoczętych saszetek żywieniowych. Przeszedł do łazienki i cofnął się na widok krwi i włosów w zlewie. Kabina prysznicowa miała pęknięte drzwi, na szklanych zębach wisiał kawałek materiału. Coś co przypominało robota piorącego zacięło się najprawdopodobniej w środku pracy. Połowa pakietu wystawała z urządzenia, druga połowa pozostawała w środku. Śmierdziało spalenizną. Olek próbował zapalić światło, ale nic się nie wydarzyło. Kwadraty na ścianach pozostawały ciemne. Wrócił do salonu w samą porę, żeby zobaczyć tłusty, szczurzy ogon znikający w nieruchomej kracie wentylacyjnej. Bezwiednie usiadł na materacu i schował głowę w dłoniach, wypuszczając powietrze. Miał wrażenie, że mieszkanie M-0 zostało wydrylowane z energii. Sądził, że wie, do jakiego celu została wykorzystana. Nie miał tylko pojęcia, co powinien zrobić. Spojrzał w stronę pracowni i starał się zignorować stukot okaleczonego palca. Bez powodzenia.  
 
*~*~*
Odpowiedz
(08-06-2019, 23:48)Eiszeit napisał(a): Robocza koszula przykleiła mu się do pleców i klatki piersiowej,(tu bym podzielił zdanie) miał wrażenie, jakby ktoś przykręcił temperaturę do pięćdziesięciu stopni.
(...)
Zdjął sztywne rękawice z dłoni i zmarszczył brwi, słone krople potu podrażniły mu oczy.
(...)
Przez moment stał w miejscu, nie wiedząc.(przecinek zamiast kropki) od czego zacząć. 

(08-06-2019, 23:48)Eiszeit napisał(a): Pogaszono wszystkie latarnie, gdzieś ponad dachami zakładów było słychać monotonnie skandowane hasła. Setki gardeł i tupiących buciorów przelewało się ulicami dzielnicy zakładowej, nie mając pojęcia, że ogień odetnie im drogę powrotną. Ostatni wielki marsz pierwszego od sześćdziesięciu siedmiu lat buntu w Enklawie miał spłonąć, pozostając wiecznym ostrzeżeniem dla przyszłych pokoleń. 
Tu mi się skojarzyło klimatem z bezwzględnym rządem z Igrzysk Śmierci.

(08-06-2019, 23:48)Eiszeit napisał(a): Na ulicach rozpoczęły się karambole.
Karambol to gwałtowne wydarzenie, zmieniłbym czasownik w tym zdaniu na coś innego. Dochodziło do karamboli? lub "zaczęło dochodzić do karamboli"

(08-06-2019, 23:48)Eiszeit napisał(a): Ludzka masa instynktownie rozpierzchła się przed wyjącym pojazdem. 
Humanitarnie, choć podejrzewam, że w realu niektórzy nie byliby w stanie umknąć przed pędzącym tak szybko pojazdem, dodając do tego jeszcze panikę i emocje...


(08-06-2019, 23:48)Eiszeit napisał(a):  Olek(przecinek) wciśnięty w fotel(przecinek) przepruł ostatnią bramę i nie zwalniając wpadł w gęsty mrok na wyłączonych światłach. 

Plastyczny opis gorącego i brudnego zakładu samochodowego. Fajna lokacja Wink

Masakra do jakiego stanu doprowadził się M-0, normalnie zombie; mam jednak nadzieję, że go odratują; albo przynajmniej przetransferują świadomość do cybernetycznego ciała, jeśli to jest już nie do odratowania.

Wiedziałem, że Olek wrócić, choć nie spodziewałem się, że w tak dramatycznych okolicznościach, choć biorąc pod uwagę fabułę to czas "grzecznych ujęć" się skończył. Rozumiem potrzebę ukazania opresyjnego rządu (w zasadzie to kontynuacja bo o eksterminacjach już było, bardziej przypomnienie nie-różowej rzeczywistości), gdyż podejrzewam, że działania bohaterów wymierzone w Xeragem w końcu doprowadzą do konfrontacji z rządem.

Fragment super, sugestywne opisy lokalizacji, szybka akcja i wstrząsające sceny. 

Pozdrawiam i czekam na więcej Smile
Odpowiedz
(10-06-2019, 10:58)Gunnar napisał(a): Tu mi się skojarzyło klimatem z bezwzględnym rządem z Igrzysk Śmierci.
Oglądałam tę serię i chociaż nie myślałam o niej podczas prac nad Numerem, muszę się z Tobą zgodzić.

(10-06-2019, 10:58)Gunnar napisał(a): Karambol to gwałtowne wydarzenie, zmieniłbym czasownik w tym zdaniu na coś innego. Dochodziło do karamboli? lub "zaczęło dochodzić do karamboli"
Racja. Zmieniłam na - "(...) zaczęło dochodzić do wypadków".

(10-06-2019, 10:58)Gunnar napisał(a): Humanitarnie, choć podejrzewam, że w realu niektórzy nie byliby w stanie umknąć przed pędzącym tak szybko pojazdem, dodając do tego jeszcze panikę i emocje...
Nie wiem, czy chcę niszczyć Olkowi życie, wrażliwy facet Big Grin Jeszcze przemyślę tę sugestię, bo czuję, że dodałaby realizmu.

(10-06-2019, 10:58)Gunnar napisał(a): Masakra do jakiego stanu doprowadził się M-0, normalnie zombie; mam jednak nadzieję, że go odratują; albo przynajmniej przetransferują świadomość do cybernetycznego ciała, jeśli to jest już nie do odratowania.
Sprawa będzie bardziej skomplikowana Wink Sama postać Olka będzie miała duże znaczenie w całym wątku M-0. Moment, w którym wraca, nie jest przypadkowy.

(10-06-2019, 10:58)Gunnar napisał(a): Fragment super, sugestywne opisy lokalizacji, szybka akcja i wstrząsające sceny.
Dziękuję Big Grin Naniosłam proponowane poprawki.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 4 gości