Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Mietek - dobry chłopak
#1
"Dobry chłopak", tak najłatwiej można było określić Mietka Kowalskiego. Mietek zawsze był miły dla ludzi, nie uczestniczyły nigdy w rozróbach, nie przesiadywał na przystankach z piwem i nie malował tychże przystanków. W swojej małej miejscowości Mietek uznawany był za wzór do naśladowania. Jeśli Andrzej (kolega Mieczysława) nie mógł gdzieś wyjść, na przykład na festyn, mówił, że idzie z Mietkiem.
- A jak z Mietkiem, to możesz iść - padała po chwili odpowiedź matki Andrzeja.
Mietek, tak idealizowany przez dorosłe społeczeństwo swojej miejscowości, miał też swoje wady. Ale któż z nas ich nie ma? Chłopak uczył się bardzo słabo. Jedynym przedmiotem, który uwielbiał, była geografia. Mietek, uwielbiał mapy, uczył się ich na pamięć. Już w podstawówce potrafił nakreślić kontury Polski z zaznaczonymi starymi miastami wojewódzkimi.
Po pewnym czasie mapy przestały Mietkowi wystarczać. Chciał na własne oczy zobaczyć pajęczynę miast i dróg, które znał z atlasów. Niestety w rodzinie Kowalskich się nie przelewało. Wystarczało na godne życie, ale na wycieczki po Polsce już niekoniecznie. I tak Mietek wpadł na genialny pomysł:
- Zostanę kierowcą TIRa!
Krok po kroku Mietek realizował swoje marzenie. Poszedł do liceum technicznego, zdał maturę (do dziś nie wierzy, że mu się to udało!) i zrobił prawo jazdy kategorii C+E. Oczywiście kurs kosztował niemało, ale przezorny chłopak oszczędzał kieszonkowe całe technikum. Gdy znajomi, na czele z Andrzejem, popijali piwo i popalali fajki, Mietek wrzucał kolejne pięć złotych do skarbonki w kształcie wozu strażackiego. Mietek był outsiderem, był jednak lubiany, a przynajmniej akceptowany. Chłopak okazał się niezastąpionym kompanem na kartkówkach z geografii. Jako "dobry chłopak" nie widział nic przeciwko dzieleniu się wiedzą. Nie wiedział jeszcze, że wspomaga rozwijanie się narodowej cechy, przez którą nienawidzimy się w kraju, a z której jesteśmy tak dumni za jego granicami - cwaniactwa. Wiedza geograficzna przysporzyła mu znajomych, którzy za pomoc, akceptowali jego cichy tryb życia.
Stało się. Mietek po maturach zaczepił się w hurtowni spożywczej. A gdy tylko skończył dwadzieścia jeden lat, wujek załatwił mu pracę na TIRach. Mietek, radził sobie wyśmienicie. Był punktualny i dokładny. Nie używał GPS'a, miał go w głowie. Jego Renault Megan, na którym jeździł spisywało się świetnie. Nie psuło się, było niezawodne.
Mietek czuł się spełniony, a jednak czegoś mu brakowało. Zjeździł już prawie całą Polskę wzdłuż i wszerz. A jednak dziwna pustka pojawiała się, gdy wracał do domu. Gdy nie miał przed sobą tysiąca kilometrów do zrobienia, nie wiedział, co ze sobą począć. Majstrował przy swoim Polonezie Caro, albo przesiadywał nad rzeką, która płynęła niezmiennie, spokojnie.

Pewnego popołudnia Mietka odwiedził Andrzej. Siedzieli przy kuchennym stole. Andrzej wypytywał Mietka, o jego autostradowe przygody. Ze szkoły wróciła Monika i nie pytając o pozwolenie brata, dosiadła się do mężczyzn. Zaczęli rozmowę o najważniejszym wieczorze tygodnia. Długo wyczekiwanym, już od soboty rano. Piątkowym wieczorze, tygodniowym celu społeczeństwa.
- No Mietek, ciśniemy dzisiaj na disko. Oderwałbyś się czasem od tego swojego auta.
- Tak, Mieciu, idźmy. Bez ciebie matka mnie nie puści. - Niebieskie oczy Moniki starały się utopić Mietka w swojej głębi.
- Oj na pewno nie puszczę! - matka Mietka weszła do kuchni. - A ty pannico bierze się lepiej za lekcje i daj tutaj kawalerom sobie porozmawiać.
- Ale mamo!
- Bez dyskusji, na górę!
Monika obdarzyła Mietka pełnym wyrzutów spojrzeniem.
- Niech będzie, idziemy. - Mietek był zły, że uległ. Nie wiedział, jak ta mała diablica to robi, ale zawsze potrafiła owinąć go wokół palca. Nie lubił dyskotek, tego całego hałasu, spoconych, pijanych twarzy, a przede wszystkim, nie lubił tańczyć. Próbował nauczyć się parę razy, ale jego sztywne ręce nadawały się do trzymania kierownicy ciężarówki, a nie do tych wszystkich piruetów, obrotów i podciągań.
- Super Miechu! Widzimy się u mnie o dziewiętnastej na biforze. Nic nie musisz przynosić, wszystko mam już przygotowane. - Andrzej mrugnął porozumiewawczo okiem do przyjaciela. Wstał, pożegnał się i wyszedł.
Mietek, podparł głowę na ręce i wpatrywał się, w wijącą rzekę za oknem. Wolałby tak siedzieć cały dzień, niż iść na tę pieprzoną zabawę.
Matka Mietka podeszła do niego i pogłaskała go po ramieniu.
- Dziękuję synku, samej bym jej nie puściła. A dziecka też nie mogę cały czas trzymać w domu. Przy tobie będzie bezpieczna. No i może w końcu zapoznasz tam jakąś dziewczynę.
- Mamo! - Mietek się wzburzył. Miał już po dziurki w nosie, rozmów na temat jego dziewczyny, której na razie nie szukał. Kobietą jego życia była zielona "meganka".
- Już dobrze, dobrze. Ale obiecaj, że chociaż się przedstawisz, jeśli któraś do ciebie podejdzie.
- Powiedziała ci!? - Gdy ostatni raz był na imprezie, podeszła do niego dziewczyna i sama poprosiła go do tańca. Mietek, tak się zawstydził, że nic nie odpowiedział, tylko dalej wpatrywał się w parkiet, jakby jej nie zauważał. "A ta mała smarkula, musiała wszystko opowiedzieć matce!".
- To nie jej wina. Ja jej kazałem wszystko mówić. Dzieci nie mogą mieć przed rodzicami tajemnic.
- Mamo, nie jestem dzieckiem. Mam już dwadzieścia cztery lata, pracuję, zarabiam na siebie. Podejmuję za siebie decyzje. To chyba upoważnia mnie, do traktowania, jako osobę dorosłą?
- Już dobrze. Już nic nie mówię. Rodzice w dzisiejszych czasach już nic nie mogą powiedzieć!
Wraz z Moniką udali się do Andrzeja. Andrzej przygotował się należycie. Pod słowem "przygotował" ukryte były zmrożone dwie Wyborowe, piersi z kurczaka w panierce, chlebek ze smalcem i surówka z kapusty.
- No Andrzeju, well done. Sam zrobiłeś? - Mietek pochwalił kolegę.
- Jacha. - Andrzej uśmiechnął się podstępnie.
- Niech będzie - Mietek nie miał zamiaru sprzeczać się, chociaż biorąc pod uwagę umiejętności kulinarne Andrzeja, mógłby się założyć, że do jego dzieła należą tylko zmrożone flaszki.
Andrzej wyjął trzy kieliszki.
- Chyba jest nas dwóch do picia. - zasugerował Mietek.
- A ja!? - oburzyła się Monika.
- Nie masz jeszcze osiemnastu.
- Ale moi koledzy i koleżanki już od gimnazjum, piją, palą i to nie tylko papierosy. A ja z własnym bratem nie mogę się napić przed imprezą?
- Mietek, nie bądź drętwiak. Jak napije się z nami, to nic się jej nie stanie. Wolałbyś, żeby po krzakach się ukrywała z puszką piwa?
- Właśnie, jak mi nie pozwolisz, to obiecuję, że jutro pójdę i sama wypiję litr wódki!
- Dobrze już, ale tylko kilka kieliszków. - Mietek zatęsknił do swojej „renówki”. Tam tylko on, maszyna i droga. Życie jest proste za kierownicą, nie to, co wśród ludźmi.

Dyskoteka o dumnej nazwie "Klub Kosmos" znajdowała się w sąsiedniej miejscowości. Do niej zjeżdżała się młodzież z całego powiatu. Parking zapełniał się już od dwudziestej. Samochody równo poustawiane, powinny być przykładem dla wszystkich parkujących świata. Szczególnie zważywszy na trzeźwość kierowców, a właściwie jej brak. Z parkingu, do klubu prowadziła piaskowa droga. Bolączka wyczyszczonych butów i szpilek.
- Mietek, przeniesiesz mnie?
- Tak - wziął Monikę na ręce. - Andrzej, ale żeby to było ostatni raz. Jasne? Masz nic nie pić w klubie. - Po skończonej zaprawie okazało się, że nie ma, kto ich zawieźć. Sprzeczali się długo i w końcu Mietek uległ. "To tylko sześć kilometrów. Mietek, będę uważał." przekonywał go Andrzej.
- Oczywiście stary, masz to jak w banku. - Andrzej nie był zbyt przekonywujący.
Parkiet był wypełniony tańczącymi parami. Zakręcanym dziewczynom podwijały się i tak krótkie spódniczki. Chłopcy sprawnie manewrowali rękami, balansując na krawędzi rękoczynu.
Zajęli kawałek wolnego miejsca przy barze. Mietek zamówił piwo i dwa soki.
- Mieciu, no chodź potańczymy. Nie przyjechałam tu pić.
- Weź Andrzeja.
- Ale je chcę z tobą!
Mietek nie dał się namówić. Obserwował swoją siostrę. Swoje przeciwieństwo. Piękna, pełna życia, zawsze uśmiechnięta. Na parkiecie czuła się jak ryba w wodzie. Szybko przyciągała wzrok innych mężczyzn, co zawsze Mietka denerwowało.
- Kupisz mi tego drinka, czy nadal będziesz stał i udawał, że mnie nie widzisz.
Mietek popatrzył na właścicielkę głosu. Ładna. Nie, nie ładna. Była piękna. W Mietku coś zawrzało.
- Myślisz, że dlatego, że jesteś ładna, to muszę ci kupić drinka? Znajdź innego frajera.
Na chwilę zdziwienie pojawiło się na jej twarzy. Zaraz jednak się uśmiechnęła.
- To może ja tobie kupię? Jestem miłośniczką konwenansów i męskiej adoracji, ale skoro faceci nie tylko zaczynają się ubierać jak kobiety, ale i zachowują się tak jak płeć piękna, to może powinnam się dostosować.
- Nic nie musisz mi kupować. Mam swoje piwo.
- O, ktoś chyba ma problemy z nawiązywaniem znajomości? Nic dziwnego, że stoisz tak sam.
- Nic ci do mojej samotności.
- Więc jeszcze problem z samotnością? Może do psychologa powinieneś się wybrać?
Mietek szykował swoja najlepszą i najkrótszą ripostę: "spierdalaj". Nie zdążył jednak jej wykorzystać, gdyż podszedł do nich łysy mężczyzna. Gość miał około trzydziestu lat, koszula opinała się na jego wielkim ciele, a łysina błyszczała od potu. Pociągnął rozmówczynię Mietka za rękę i zaprowadził ją, bez słowa, na parkiet.
- Na reszcie spokój - pomyślał Mietek. Odszukał wzrokiem Monikę. Tańczyli dalej z Andrzejem. - Gdzie ten skurwysyn trzyma te ręce! Muszę go opierdolić jak tylko skończą.
Przeleciały kolejne dwa klasyki. "Jesteś szalona" i "Daj mi tę noc" wywołały wielką falę euforii obrotów i uśmiechów wśród tańczących. W końcu Monika wróciła ze swoim partnerem.
- Daj mi coś pić, bo twój kolega mnie zaraz zamęczy. - Monika sięgnęła po piwo, ale Mietek sprawnym ruchem zamienił kufel na sok.
- Andrzej, z tymi rękami to nie przesadzaj. - Mietek starał się, aby jego twarz wyglądała jak najgroźniej.
- Wyluzuj stary. Przecież to tylko taniec.
- Tylko, czemu musisz tańczyć z moją siostrą?
- Wolałbyś, żeby łapał ją ten łysol, który zabrał ci twoją maniurę?
- Dokładnie, my wszystko widzieliśmy - Monika dopiła sok - tylko Mieciu musisz na nią uważać. Ona jest dosyć wątpliwej reputacji.
- Na nikogo nie muszę uważać - zapierał się.
- Mordeczko, spokojnie. Z niej jest szmata najlepszego materiału. Kaszmirowa bym powiedział. Ale pruje się po dyskotekach jak stare prześcieradło. Podobno dwa tygodnie temu, brali ją w żuku w pięciu. Także bracie, jak na raz, to myślę, że wiele się możesz od niej nauczyć. Tylko bez gumy nie wjeżdżaj, bo jej wagina musi być jak wysypisko śmieci.
- Dobra, daruj już sobie. Nigdzie nie będę wjeżdżał, bo mnie nie interesuje.
- Andrzej, choć zatańczymy jeszcze, a niech nasz Casanowa tutaj stoi i wyrywa powietrze.
Poszli, a Mietek został sam ze swoim do pół pełnym piwem. Patrzył jak siostra tańczy i jak Andrzej nie stosuje się do jego reprymendy. Obok nich ujrzał kaszmirową nieznajomą. Tańczyła z innym. A tańczyła to było mało powiedziane. Sunęła, lewitowała i błyszczała na parkiecie. Jej kołyszące się biodra przyciągały wszystkie męskie oczy. Partnerki musiały upominać partnerów, którzy stawali w miejscu jak zahipnotyzowani, na widok tych pięknych nóg, które swoim wdziękiem śmiały się z zasad grawitacji.
Piosenka zmieniła się. Ona zmieniła partnera. W głośnikach rozbrzmiało "Dlaczego ty mi w głowie zawróciłaś", ona królowała nadal. Przez ułamek sekundy popatrzyła na Mietka. Wydawało mu się, że uśmiechnęła się do niego. Po czym pocałowała swojego partnera. Jego wyobraźnia musiała zostać pobudzona, gdyż po chwili ręce jego niczym jemioła oplatały jej ciało. Pośladki, plecy, piersi. Jej ciało stało się jego własnością. Usta coraz częściej trwały w uścisku, a ciała pocierały się przy każdej okazji.
Kolejną pozycją na playliście był "Miękki koc". Ale jej i jego już dawno na parkiecie nie było. Mietek, tym razem był pewny, gdy wychodziła, uśmiechnęła się do niego. Jakby mówiąc: "to mogłeś być ty". "Mogłem? Ale nie chciałem. Nie chciałbym iść na ten koc w samochodzie z dziwką." Mietek wymyślał jej długo, tak długo, aż jego wzburzona męskość uspokoiła się.
- Poproszę kamikadze. - zamówił u barmana. Miał cel do zniszczenia. Amerykańskim flagowcem w tej wojnie była pamięć o niej.

Drugiego Perl Harbor, w sercu Mietka, nie było. Okazało się, że pamięć o kimś trudniej zniszczyć niż wielkie żelazne statki. Mietek stał się stałym bywalcem "Klubu Kosmos". Gdy wchodził do klubu, ochroniarze, dwa wielkie łyse trole, witały się z nim po przyjacielsku. Barman od razu nalewał kufel piwa. Coraz więcej ludzi uśmiechało się do niego. Kiwali głowami i rzucali nic nieznaczące przywitania. Mietek, uśmiechał się, odpowiadał coś krótko i czekał. Na nią.
Przychodziła zwykle koło dziesiątej. Tym razem również nie zawiodła. Mietek, nie musiał obserwować drzwi. Była jak piorun, pojawiała się, a potem wszyscy o niej rozmawiali. Przechwalali się, kto ją miał ile razy. W jakiej pozycji ją brali. I u kogo głośniej jęczała.
Mietek, tak przyzwyczaił się do tej paplaniny, że nie zwracał na to uwagi. Był głuchy. Widział błyskawicę, nie słyszał grzmotu.
Podeszła do baru i czekała na barmana.
- Tequile Sunrise! - Mietek, aż krzyknął na barmana. Ten pokręcił głową, ale zaraz złapał butelkę od tequili.
"No to teraz albo nigdy" - chłopak chwycił drinka w drżącą rękę. Mietek od następnego dnia miał jeździć w trasy po Europie. Pięć dni w trasie, jeden w domu. Życie bardziej męczące, ale więcej hajsu. To była ostatnia szansa, aby sprawdzić, dlaczego to zło w postaci pięknej kobiety, tak go przyciąga.
- Proszę - podstawił jej pod nos drinka. Popatrzyła się na niego i roześmiała
- I co, myślisz, że za drinka pójdę z tobą na "koc"?
- Tak, to znaczy nie. Kurwa, musisz wszystko komplikować!? Chciałem powiedzieć, że Mietek się nazywam.
- Tak, imię pasuje do intelektu. - wzięła drinka i ruszyła przed siebie. - No, na co czekasz? Chyba nie będziemy rozmawiali na stojąco.
Mietek zacisnął pięści i zbeształ się w duchu: „w co ja się pcham?".
Na imię miała Anna. Rozmawiali długo. Mietek opowiadał o sobie. Ona go słuchała, ciągle się śmiała i poprawiała jego wymowę.
- Wiesz, zazdroszczę tym, którzy jeżdżą do Norwegii - Mietek dziwił się sam sobie, zwykle, żeby coś się od niego dowiedzieć, jego rozmówca musiał go wypytywać. Teraz mówił sam i chciał mówić więcej. A jeszcze bardziej chciał, żeby ona go słuchała. A najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że słuchała. - Chciałbym kiedyś nakarmić te sławne fiordy. Podobno z ręki jedzą.
Anna uśmiechała się tajemniczo. "Chyba jej się podoba" ucieszył się chłopak.
- Wiesz, jak teraz wracałem to na drodze leżał zabity jeleń. Chwyciłem tą kierownicę i ...
- Tę kierownicę - przerwała mu.
- Przecież to bez różnicy czy chwyciłem "tą kierownicę" czy "tę kierownicę"! - wzburzył się chłopak.
- Oj, Mieciu, szczegóły mają znaczenie.
- Niby jakie? Przecież ważne, że chwyciłem kierownicę i skręciłem. Ominąłem tego zabitego jelenia i nic mi się nie stało.
- Sam jesteś jak jeleń. Nic dziwnego, że jesteś sam. Jak chcesz uszczęśliwić kobietę, to musisz dbać o szczegóły. Przynajmniej, nam, kobietom tak się wydaje. A ja jakby nie patrzeć, kobietą jestem. Nie dziewczyną, a kobietą. Zresztą, możesz zapytać tutaj większość tych troglodytów, aby przekonać się, że nie kłamię.
- Trylo... co?
- Nie ważne Mieciu, nie ważne. Ważne jest dla ciebie to, że jeśli chcesz mnie mieć, musisz ze mną zatańczyć. A jak już ustaliłam, tańczyć nie umiesz. Więc co my z tym zrobimy?
- Pani wszystkowiedząca jednak wszystkiego nie wie. To, że mój żołnierz staje na baczność na każdy twój widok, jak przed generałem, nie znaczny, że chcę iść z tobą do łóżka.
- Mieciu, sam wymyśliłeś takie porównanie? - zdziwiła się.
- A, nie - chłopak się zawstydził - słyszałem od Andrzeja.
- Dobrze Mieciu, tak dalej. Wykazujesz objawy myślenia. Potrafisz już papugować. Na kreatywność, pewnie nie mam, co liczyć. No chyba, że natura całą kreatywność przelała na tego żołnierza. - zmierzyła wzrokiem jego krocze - No może nie będzie tak źle. Dobra, to masz jakiś samochód?
Wyszli z klubu. Mietek, prowadził Annę do swojego Poloneza Caro. Na widok samochodu Anna roześmiała się.
- Mieciu, z takim samochodem to musisz być jeszcze prawiczkiem. I nie mów, że się mylę. - Obiegła cały samochód. Cieszyła się jak dziewczynka, która dostała pierwsze rolki. - Masz szczęście, że jestem romantyczką i ostry seks w takim zabytku, sprawi mi ogromną przyjemność. - Pocałowała go krótko, ale intensywnie.
Mietek płonął. "Więc, to tak wygląda? Wejdziemy do samochodu i już!?" Mietek, nie wiedział wiele o ludziach. Wiedział jak najlepiej jechać z Poznania do Lublina. I jak najszybciej ominąć Warszawę. Nie wiedział, jak się buduje związek, bo nigdy w żadnym nie był. Mietek nie był optymistą. Nie liczył, że ożeni się kiedyś z dziewicą. Musiałby poślubić chyba trzynastolatkę. Liczył na to, że kobieta, która spocznie z nim w małżeńskim łożu, szanowała swoje ciało. Mietek nie był też egoistą. Skoro wymagał tego od tej przyszłej, to swoje ciało, też miał zamiar szanować. A z nią i w tym samochodzie szacunku nie dostrzegał.
- Wsiądź na siedzenie pasażera. - polecił jej.
- Wolisz na przednim? Niech będzie.
Wsiedli do samochodu. Mietek odpalił auto i wyjechał z parkingu.
- Gdzie mieszkasz? Odwiozę cię do domu. A jutro spotkajmy się na kawę.
- Jak to do domu - zdziwiła się - nie chcesz poczuć, co to kobieta? Nie chcesz wznieść się tam, gdzie jeszcze nie byłeś?
Mietek zjechał na pobocze. Wziął jej rękę i położył sobie na klatce.
- Kobieto! Ja cię pragnę całym sobą! - oddech miał przyśpieszony - Całą, kurwa, duszą. Wiem jednak, że jak zrobimy to teraz, tutaj, w tej kupie żelaza, to się skończy coś, co się nie zaczęło. A co mogłoby być piękne. Nie wiem, skąd to kurwa wiem. Ale wiem. I chuj!
Zabrała rękę i uderzyła go nią w twarz.
- Mieczysławie, nic nie wiesz. To, że jesteś głupi, ustaliliśmy chyba dawno? Więc słuchaj ludzi, którzy mają trochę pojęcia o życiu. "Piękne" rzeczy zostaw książkom. Bo miłość odwzajemniona jest piękna. Ale w życiu się nie zdarza. Człowieku, ale jesteś beznadziejny, zakochałeś się w największej dziwce w powiecie! - krzyknęła - Żale mi cię. Odwieź mnie do domu.
Prysznic słów Anny był lodowaty.
Nie rozmawiali całą drogę powrotną. Mietek zatrzymał samochód.
- Anno, ale..
- Nic już nie mów - przerwała mu. Chciała go pocałować w policzek, ale opamiętała się i zabrała głowę. Trzasnęła drzwiami i weszła do domu.
Mietek zgasił auto. Ręce mu się trzęsły. Oparł głowę o kierownicę. Nie spodziewał się jakiś sukcesów tego wieczoru. Miał nadzieję, że rozpocznie znajomość. Zdobędzie numer. Ale to, co się zdarzyło w jego samochodzie, można było przyrównać jedynie do jednej, wielkiej klęski! Został obdarty z wszelkiej nadziei. Sprowadzony na ziemię, w brutalny sposób.

Zbudziło go pukanie do szyby. Otworzył oczy, było już jasno.
- Ej ty Don Juanie, domu nie masz, czy jak? - stała przed nim w szlafroku. Bez tego kurewskiego makijażu wyglądała jeszcze ładniej.
- Słyszysz mnie? Ćpałeś coś? - otworzyła drzwi i zajrzała w jego oczy. Napuchnięte. - No, nie! - roześmiała się. - Faceci! O jak nisko upadliście, skoro po jednym odrzuceniu płaczecie.
- Skończyłaś?
- Nie, skoro już tu jesteś, to zapraszam cię na śniadanie. Będziesz przynajmniej mógł opowiedzieć kolegom, że jedliśmy śniadanie. Dopowiedzą sobie resztę, a ty nie skłamiesz i nie wyjdziesz na największe pośmiewisko powiatu.
Zapach boczku wypełnił kuchnię. Anna krzątała się przy patelni, a Mietek siedział przy stole i wpatrywał się w siedzącego po drugiej stronie bobasa.
- Jak się on nazywa?
- Nie on, tylko ona. Możesz mówić do niej Kozeta.
- Kozeta? Jest takie imię?
- Skora ja tak mówię, to pewnie jest. Na chrzcie dostała Kasia. Pewnie łatwiej ci będzie zapamiętać.
- A "Kozeta" ci się tak bardzo podoba? Trochę brzmi jak klozet.
- O Boże, co ja się z tobą mam. Jakbyś czytał, to już byś coś o mnie wiedział. Wiedziałbyś, że możesz mnie nazywać Fantyna, i że wychowuję zapewne dziecko bez męża. Że głupia pojechałam do stolicy i głupio dałam dupy. No, chociaż - zamyśliła się - może nie powinnam tak mówić. Kochałam tego skurwysyna.
- I gdzie jest teraz ten typ?
- Specyfiką skurwysynów jest to, że nie wiadomo gdzie są. Poza tym ojciec, który nie chce dziecka, to ojciec nieprzydatny.
Podała mu jajecznicę. Usiadła i jedli w ciszy.
- To już jest dla mnie piękne. - powiedział cicho - zwykłe śniadanie, dziecko, kobieta, mężczyzna.
- Wiesz, masz racje. To jest piękne, bo jest takie nieprawdziwe. Bo więcej się nie zdarzy. Rzeczy naprawdę piękne to te niepowtarzalne. Potem to już tylko marne kopie i rutyna. Takie śniadanie powinniśmy jeść codziennie. Ale tak, nie jest. A przez kogo?
- Ja nie wiem.
- Wiesz Mieciu, wiesz. Tylko boisz się powiedzieć. Przez nas samych. Przez to, że niszczymy się siebie nawzajem. Że dokonujemy złych wyborów. Że zakochujemy się w tych, w których niepowiniśmy, czego jesteś najlepszym przykładem. - zamyśliła się na chwilę. - Jestem ci coś winna po wczorajszym. Nie powinnam cię była uderzyć. Przyjmiesz radę od kogoś takiego jak ja i zaczniesz się do niej stosować?
- No, nie mogę obiecać, jeśli nie wiem, co chcesz powiedzieć.
- Więc jak byś obiecał to byś się stosował? - Mietek przytaknął głową - Ciekawe. Czyli są jeszcze ludzie, dla których słowo coś znaczy. No dobrze, to rada będzie niezobowiązująca:
"Zakochaj się w dobrej dziewczynie." szkoda by było, gdyby takiego dobrego chłopca zmarnowała nam jakaś kurwa. Nieprawdaż?
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Żyjemy w świecie, w którym największym błogosławieństwem jest miłość do dobrej osoby. Dobre osoby może by tak nie krzywdziły i może na świecie było by mniej dziwek i skurwysynów. Może.
- To, czemu tak często... No na dyskotekach....
- Się puszczam? No dobre pytanie. Nie raz się nad tym zastanawiałam. Poszłam na studia do Warszawy. Szlachetnego ojca mojego dziecka poznałam w jednym z klubów. Był miły i kulturalny. Nie był nachalny, tak jak większość tamtego bydła, która od razu chce cię macać, zanim zdąży poznać kolor twoich oczu. Potańczyliśmy, umówiliśmy się na spacer. Później obiady, kino. Mi, jako pierwszorocznej studentce, z małej wiochy, był jak przewodnik, nauczyciel. Uczył mnie tamtego życia. W planie lekcji mieliśmy oczywiście seks. Wtedy byłam jeszcze dziewicą, ale skoro miałam wybór, czułam się lucky girl. W przeciwieństwie do moich koleżanek z liceum, które jedyne, co pamiętają to to, że była impreza. A po imprezie nie było błony. Przespaliśmy się raz. Potem kolejny, spodobało się. A potem to już jak króliki. Wróciliśmy raz z imprezy, nie mieliśmy gum. Ja byłam nakręcona, on jeszcze bardziej. Nie mam żalu, oboje popełniliśmy błąd. W tym wieku już doskonale wiedziałam jak powstają dzieci. Po alkoholu się tego nie zapomina. Ale wyobraź sobie, co czułam, gdy szłam do niego z testem ciążowym. A zastałam go z inną dziewczyną. W pozycji dosyć jednoznacznej. Okazało się, że jestem jedną z trzech "wychowanek". Czyli dziewczyn nowo-przybyłych do Warszawy, które wyłapał w klubach i które wychowuje na swój prywatny harem.- przerwała, wzięła duży łuk kawy.
- Nie musisz mi tego wszystkiego mówić.
- Nie, nie muszę. Ale może sama tego potrzebuję... Kontynuując: Rodzice mi nie pozwolili usunąć, musiałam tutaj wrócić. Tam bym nie dała rady z dzieckiem i bez pracy. Jestem tu, pracuję w bibliotece i próbuję się nie zakochać ponownie. Mszczę się na nim, na was, na sobie. Przykre to życie, no, ale na szczęście mam dla kogo je wytrzymać - podeszła do Kozety. Wzięła ją na ręce. - ubieram ją na chłopaka, bo mam takie swoje głupie marzenie, że kiedyś jak ją rozbiorę, pojawi się tam mały wróbelek. I nie będę musiała się martwić, że spotka ją mój parszywy los.
Mietek wstał. Podszedł do Anny i ją przytulił. Dziewczyna stała sztywna, ale z jej oczu leciała rzeka łez.
- No już dobrze. - pocieszał ją. - jestem tu i chcę być przy tobie. Ostatnie tygodnie, gdy wracałem do domu i wiedziałem, że cię zobaczę w tym pieprzonym klubie, były dla mnie najciekawszym okresem w życiu. Już wiem, że podróż ma sens, tylko wtedy, gdy jest, do czego wracać. A ja chcę wracać do ciebie. Także stań się dobrą kobietą i pozwól mi stosować się do twojej rady. Chcę być twoim dobrym chłopakiem.
- Kozeto znaleźliśmy naszego galernika - powiedziała cicho.
- Galernika?
- Nie ważne. Nic nie mów. Po prostu tutaj stój.
Stali przytuleni długo. On delikatnie obejmujący swój długo poszukiwany skarb, ona wtulająca się w swoją zaginioną nadzieję. Dziecko śmiało się radośnie, jak słońce, które jasno świeciło nad szarym światem, ogrzewając zmarznięte serca szarych ludzi.
Odpowiedz
#2
Kreśl imię "Mietek", bo masz ich za dużo w tekście. Przecinki też ci nie wychodzą. Przykład:
Cytat:Mietek, podparł głowę na ręce i wpatrywał się, w wijącą rzekę za oknem.
Kurde!! Po co te przecinki!! Wkurzasz mnieTongue
Rada dla nieobytych w materii interpunkcji - nie umiesz? NIE STAWIAJ!
Oczywiście gniew udawany, spokoTongue
Cytat:Andrzej mrugnął porozumiewawczo okiem do przyjaciela.
A czym miał mrugnąć? Migaczami?
Cytat:Matka Mietka podeszła do niego i pogłaskała go po ramieniu.
Oprócz Mietka kreśl też zaimki.

No.. jak już zacząłem cytować, to sie nie umiem powstrzymać;/ (choć błędów/potknięć było mnogo już znacznie wczesniej, ale nie zamierzałem robić "łapanki"... no i dalej nie zamierzam. tak mi dopomóż buk)
Cytat:Kobietą jego życia była zielona "meganka".
Miłością. Może taka forma (z miłością) jest nadużywana i nudna już, ok, ale jakoś zajątrzyło, gdy przeczytałem, że meganka to kobieta... Jak się zastanowić, wcale nie trzeba się tego czepiać. Hm. No ale odruch miałem mało przychylny. Pierwszy odruch;]

Ja na razie tyle. Chciałem przede wszystki odświeżyć temat, bo to przykre, że wstawia się tekst, być może nie najlepszy, rzemieślniczo nieopierzony, ale kurcze może chociaz artystycznie wart uwagi?.. a nikt go nie czyta;/ Szkoda.

LUDZIOŁAKI! CZYTAĆ!

Pióro miewasz lekkie i sprytne, umie sobie poradzić np z nietypową, a interesującą dygresją, urozmaicić scenkę, popisać się;] ale rzadko;/ Częściej bowiem brnie przez historię równym, wcale nie jakimś powabnym szlaczkiem. Mam na myśli to, że warsztat, zgaduję, może masz nawet niebiedny, jednak widzę, że preferujesz korzystanie tylko z paru narzędzi, może sprawdzonych, może wygodnych?; reszta wisi wystawnie na ścianie i zalega w regałach, może nawet błyszczy, kto to wie. Szkoda. Trochę to od tekstu odciąga, można sobie przez przypadek walnąć w nos tą pięścią, co to nią podczas czytania podpieramy brodęTongue
Monotonia, nadprostota (że się tak wyrażę), trochę nawet nuda - to najwiesze przewiny narracji. Błędy, pomyłki, powtórzenia - to sprawy drugorzędne.

Wrócę do tego tekstu.
Odpowiedz
#3
Dziękuję bardzo za poświęcony czas Smile Chciałbym być kiedyś najlepszy, a niestety znajomi za bardzo łechtają moje ego Tongue
Odpowiedz
#4
Cytat:Z niej jest szmata najlepszego materiału. Kaszmirowa bym powiedział. Ale pruje się po dyskotekach jak stare prześcieradło.
Niezłe.

Czytałam wczoraj. Miejscami naiwnie i mało realistycznie, jak np z tym pozostaniem Mietka z Anną. Jednak trzeba Ci przyznać, że przekonywująco nakreśliłeś bohatera, jest jak żywy - jego samotnictwo, skutkujące brakiem obeznania życiowego i zakochaniem w takiej kobiecie. Cieszy mnie, że takim go właśnie uczyniłeś, że nie jest ani zepsutym egoistą, ani pozbawionym zahamowań debilem. Mietek jest prosty, ale zasady ma.
Musisz pracować, ale jest już dość dobrze, rozwijaj się.


Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości