Mój dom na ulicy Miodowej, piętnastego lipca dwa tysiące (chyba) dwunastego roku
Drogi Prawie Nieznajomy Panie!
Wiem, że może nie znamy się za dobrze. Ba! Śmiem twierdzić, że nie znamy się w ogóle. Jednakowoż postanowiłam napisać do Szanownego Pana ten list, żeby się usprawiedliwić. Usprawiedliwić, przeprosić oraz zaprosić na pojednawczą lampkę wina. Pewnie mniej zobowiązujące byłoby piwo, wie Pan, nie trzeba wybierać spośród tylu rodzajów i kolorów, ale ja pijam tylko wino. Białe, bo czerwone mogłoby ubrudzić mi ubranie. Jak Pan widzi, rozgaduję się na mnóstwo nieistotnych tematów. Rozpisuję, znaczy się. Proszę o wybaczenie, tyle tu pomyłek! Ale ja po prostu nie lubię skreślać, wie Pan? Fakt faktem, że piszę to na komputerze, ale prawdę powiedziawszy nie opanowałam jeszcze umiejętności wymazywania wyrazów, więc tak czy siak, musiałabym to potem powykreślać długopisem albo korektorem. Ojejku, ile ja już nastukałam się tych literek! Pan już pewnie umiera z ciekawości lub z nudów. Mam rację? A więc do rzeczy.
Spotkaliśmy się w autobusie linii 358. Słownie: trzysta pięćdziesiąt osiem. To było... Niech pomyślę. Na pewno wczoraj, w godzinach prawie popołudniowych. Między czternastą dwie a czternastą dwanaście. Siedziałam przy oknie, naprzeciwko Pana. Nie wiem, czy Pan pamięta, miałam na sobie pudrowo-różową garsonkę i trzymałam torby z zakupami. Bo wie Pan, wracałam z galerii handlowej. Galeria handlowa, doprawdy parszywe określenie. Gdyby to była galeria, to ubrania wisiałyby w ramkach, opatrzone karteczką „nie dotykać”. A tymczasem wszystko tam jest wymiętoszone i wymacane przez te dziesiątki milczących klientów.
A ja właśnie à propos milczenia chciałam. Więc kiedy tak siedzieliśmy z Panem w tym autobusie, to Pan patrzył na mnie i zagadał o pogodzie. A ja coś odburknęłam i wróciłam do lektury książki. I za to chciałam Pana najserdeczniej przeprosić. Pan sobie nawet nie wyobraża jak mi ogromnie głupio. To doprawdy horrendalne zachowanie, nie uważa Pan? Mam nadzieję, że nie. Ale proszę Pana szanownego, to nie wszystko. Nie dość, że byłam niekulturalna, to jeszcze pomyślałam sobie: „cóż za nachalny człowiek, jak ja nie lubię rozmów w autobusach”. A w dodatku musiałam zaśmiać się z Pańskiego nosa. Cóż, sam Pan zapewne wie, że nie jest on najmniejszy i najkształtniejszy. Prawdę mówiąc, mi przypomina odrobinę korzeń imbiru. Lubię imbir, nie powiem, że nie, ale wie Pan, jednak nie na tyle, żebym uznała Pański szanowny nos, a może nawet NOS, za piękny. Jednakowoż nie powinnam była się z niego zaśmiać w żadnym wypadku, nawet po cichu. Bo, proszę Pana, ja sobie w pełni zdaję sprawę, że to pewnie Pański kompleks, mam rację? Tak, na pewno tak. Każdy ma jakieś kompleksy, proszę się nie przejmować. Moim jest to, że mam krzywe nogi. Naprawdę, niech się Pan cieszy, że ich Pan nie widział. Wyglądają jak dwa banany, słowo daję.
Ach, trochę się rozpisałam... Tak więc proszę o wyrozumiałość, nie jestem człowiekiem idealnym, choć niewiele mi brakuje. Gdyby nie te nogi, to kto wie? Zapraszam Pana na wino do tej kawiarni na rynku. Tej niezbyt drogiej. Bo wie Pan, ja nie mam za dużo pieniędzy. Wydałam na tamte zakupy, które wiozłam w autobusie.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na nasze spotkanie!
Kobieta w różowej garsonce (ale nie błyszczącej, tylko matowej, proszę pamiętać!)
PS: Po namyśle doszłam do wniosku, że jeśli ktoś ponosił w tamtym incydencie winę, to był to Pan ze swoją nachalnością i imbirowym nosem. Tak więc odwołuję zaproszenie i wcale nie proszę o wybaczenie.
PPS: Jeśli chciałby się Pan, (nie)drogi Prawie Nieznajomy wkupić w moje łaski, to może dam się zaprosić na wino. Ale białe. I koniecznie niemusujące.
Drogi Prawie Nieznajomy Panie!
Wiem, że może nie znamy się za dobrze. Ba! Śmiem twierdzić, że nie znamy się w ogóle. Jednakowoż postanowiłam napisać do Szanownego Pana ten list, żeby się usprawiedliwić. Usprawiedliwić, przeprosić oraz zaprosić na pojednawczą lampkę wina. Pewnie mniej zobowiązujące byłoby piwo, wie Pan, nie trzeba wybierać spośród tylu rodzajów i kolorów, ale ja pijam tylko wino. Białe, bo czerwone mogłoby ubrudzić mi ubranie. Jak Pan widzi, rozgaduję się na mnóstwo nieistotnych tematów. Rozpisuję, znaczy się. Proszę o wybaczenie, tyle tu pomyłek! Ale ja po prostu nie lubię skreślać, wie Pan? Fakt faktem, że piszę to na komputerze, ale prawdę powiedziawszy nie opanowałam jeszcze umiejętności wymazywania wyrazów, więc tak czy siak, musiałabym to potem powykreślać długopisem albo korektorem. Ojejku, ile ja już nastukałam się tych literek! Pan już pewnie umiera z ciekawości lub z nudów. Mam rację? A więc do rzeczy.
Spotkaliśmy się w autobusie linii 358. Słownie: trzysta pięćdziesiąt osiem. To było... Niech pomyślę. Na pewno wczoraj, w godzinach prawie popołudniowych. Między czternastą dwie a czternastą dwanaście. Siedziałam przy oknie, naprzeciwko Pana. Nie wiem, czy Pan pamięta, miałam na sobie pudrowo-różową garsonkę i trzymałam torby z zakupami. Bo wie Pan, wracałam z galerii handlowej. Galeria handlowa, doprawdy parszywe określenie. Gdyby to była galeria, to ubrania wisiałyby w ramkach, opatrzone karteczką „nie dotykać”. A tymczasem wszystko tam jest wymiętoszone i wymacane przez te dziesiątki milczących klientów.
A ja właśnie à propos milczenia chciałam. Więc kiedy tak siedzieliśmy z Panem w tym autobusie, to Pan patrzył na mnie i zagadał o pogodzie. A ja coś odburknęłam i wróciłam do lektury książki. I za to chciałam Pana najserdeczniej przeprosić. Pan sobie nawet nie wyobraża jak mi ogromnie głupio. To doprawdy horrendalne zachowanie, nie uważa Pan? Mam nadzieję, że nie. Ale proszę Pana szanownego, to nie wszystko. Nie dość, że byłam niekulturalna, to jeszcze pomyślałam sobie: „cóż za nachalny człowiek, jak ja nie lubię rozmów w autobusach”. A w dodatku musiałam zaśmiać się z Pańskiego nosa. Cóż, sam Pan zapewne wie, że nie jest on najmniejszy i najkształtniejszy. Prawdę mówiąc, mi przypomina odrobinę korzeń imbiru. Lubię imbir, nie powiem, że nie, ale wie Pan, jednak nie na tyle, żebym uznała Pański szanowny nos, a może nawet NOS, za piękny. Jednakowoż nie powinnam była się z niego zaśmiać w żadnym wypadku, nawet po cichu. Bo, proszę Pana, ja sobie w pełni zdaję sprawę, że to pewnie Pański kompleks, mam rację? Tak, na pewno tak. Każdy ma jakieś kompleksy, proszę się nie przejmować. Moim jest to, że mam krzywe nogi. Naprawdę, niech się Pan cieszy, że ich Pan nie widział. Wyglądają jak dwa banany, słowo daję.
Ach, trochę się rozpisałam... Tak więc proszę o wyrozumiałość, nie jestem człowiekiem idealnym, choć niewiele mi brakuje. Gdyby nie te nogi, to kto wie? Zapraszam Pana na wino do tej kawiarni na rynku. Tej niezbyt drogiej. Bo wie Pan, ja nie mam za dużo pieniędzy. Wydałam na tamte zakupy, które wiozłam w autobusie.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na nasze spotkanie!
Kobieta w różowej garsonce (ale nie błyszczącej, tylko matowej, proszę pamiętać!)
PS: Po namyśle doszłam do wniosku, że jeśli ktoś ponosił w tamtym incydencie winę, to był to Pan ze swoją nachalnością i imbirowym nosem. Tak więc odwołuję zaproszenie i wcale nie proszę o wybaczenie.
PPS: Jeśli chciałby się Pan, (nie)drogi Prawie Nieznajomy wkupić w moje łaski, to może dam się zaprosić na wino. Ale białe. I koniecznie niemusujące.
Would you like to say something before you leave?
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all