18-11-2009, 21:02
Miasto było martwe. Powybijane szyby i obrabowane sklepy, oraz rozkładające
się na ulicach trupy nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Na środku drogi leżały połamane
kawałki szlabanu z oznaczeniami skażenia biologicznego. Obok widać było szkielet w starym
i postrzępionym skafandrze. Kawałek dalej znajdowała się stara barykada z worków z piaskiem.
Większość podziurawiły kule. Krajobraz okolicy urozmaicały stosy tarcz i pałek, używanych przez
policję do tłumiena zamieszek. Na środku barykady stał czołg, prężąc w niebo uszkodzoną
lufę. W piachu widać było stare i zardzewiałe łuski. W paru miejscach leżaly również
porzucone siekiery, noże, pałki, łańcuchy, a nawet wyrwane płyty chodnikowe. Wszędzie
widać było szkielety w przegnitych resztkach ubrań.
W mieście panowała cisza. Martwa cisza. Nie przerywał jej nawet najcichszy szmer.
W jednym z budynków, starych zniszczonych koszarach, leżały resztki człowieka w
postrzępionym fartuchu laboratoryjnym. Stara, ciężka do odczytania plakietka informowała,
że to prof. Alex Connor, mikrobiolog o najwyższym stopniu dostępu. Do czego ? To mógł
wyjaśnić plik starych, ledwo trzymających się w całości kartek.
Mam nadzieję, że ktoś to czyta. Chociaż to mało prawdopodobne. Wszystkich
zabiliśmy. Nasz zespół. Rotuvanius Connorus. Na moją cześć. Ironia losu. Uczyłem się
mikrobiologii by szukać szczepionek, tworzyć lekarstwa i ratować ludzi, a na moją cześć
nazwano wirusa który zniszczył ludzkość. Ironia. Rotuvanius powstał z jednego z pospolitych
w ludzkim organizmie wirusów, który mógł, w przypadku osłabienia odporności, np. przez
wirusa HIV, spowodować katar. Jego nazwa nie jest ważna. Liczy się to co z nim zrobiliśmy.
Parę drobnych modyfikacji, trochę z wąglika, trochę z eboli. No i wyszedł z tego Rotuvanius.
Broń biologiczna nowej generacji. Zabijała Pacjenta Zero i rozprzestrzeniała się na wszystkie
możliwe sposoby. Nowa broń, przy której ebola to małe piwo. Trudno się było nim zarazić,
a na dodatek łatwo zabijało ją ciepło i zimno. Rotuvan przeżyłby długo nawet na pustyni.
Na dodatek istniała na niego 100% skuteczna szczepionka. Mimo to, na wszelki wypadek
pracowaliśmy w skafandrach. Nic to nie dało. Jakaś szczelina, mikropęknięcia skafandra, a
może nieostrożność. Nie wiem. I się nie dowiem. Rotuvanius oszukał szczepionkę. Zamiast
zabijać samemu, doprowadził do mutacji wirusa pierwotnego. Ale nie zmienił go w swoją kopię-
wtedy zadziałałaby szczepionka. Stworzył mikroba trochę innego, ale nie mnie zaraźliwego, ani
zabójczego. Moi współpracownicy przed śmiercią nazwali go Rotuvaniusem Secundusem. Jego
nie dało się powstrzymać. Na nic się zdała technologia, skafandry, kordony, procedury,
kwarantanny.... Wystarczyło, że secundus, jeden malutki wirus, dostał się do organizmu, a
doprowadzał do mutacji mikroba bazowego. Od tego momentu zarażał. Po 24h pojawiały
się pierwsze objawy - katar, kaszel, bóle głowy i gorączką (ok. 37.5 stopni Celsjusza).
Po mniej więcej czterech godzinach wirus niszczył układ pokarmowy - powodując biegunkę,
wymiotę i bóle żołądka. Gorączka wzrastała do około 38C. Potem był różnie. U niektórych
toksyny niszczyła szpik kostny i węzły chłonne, rzucając odporność na kolana. U innych
wirus niszczył nerki i wątrobę. Nieważne którą drogę wybrał - po następnych 2-3 godzinach
niszczył również te organy, które wcześniej oszczędził. Po ok. 6 godzinach, albo niszczył
płuca, albo tętnice wieńcowe - co prowadziło do nieuchronnej śmierci. Najdalej po 37-38h
godzinach po zarażeniu umierało się. W momencie śmierci temperatura ciała sięgała nawet do
41C. Gdy wirus uciekł, zamknąłem się w stołówce. Miałem jedzenie, wodę i telewizor, na którym
śledziłem wydarzenia na powierzchni. A działo się tam sporo. Rotuvanius przełamał wszystkie
granice. Dotarł na każdy kontynent, do każdego kraju. Wojsko tworzyło bariery, strefy
kwarantanne i tym podobne... na nic. Ludzie ze strachu uciekali we wszystkich kierunkach,
roznosząc zarazę. Szpitale przepełniły się błyskawicznie. A potem lekarze również uciekli.
Wyszedłem dwa miesiące później. 30 dni po umilknięciu wszystkich stacji telewizyjnych.
Za wcześnie. Zachorowałem. Choruję już od 72h. To chyba nowy rekord. Mój układ
odpornościowy długo walczył. W międzyczasie Rotuvanius Secundus zmutował się jeszcze raz -
i zaczął przypominąć Connorusa. Dość, by szczepionka po części zadziałała. Ale niestety, nie
dość by wyzdrowieć. Jestem prawdopodobnie ostatnim żywym człowiekiem. Chociaż, ktoś mógł
przeżyć, na przykład na Antarktyce, Grenlandii i Saharze - gdzieś, gdzie wirus miał utrudnione
zarażanie. Oby. Ja umieram. Umieram, żałując. Tego co zrobiłem. Mam nadzieję, drogi
Czytelniku (jeśli ktokolwiek to czyta), że wybaczysz mi to co zrobiłem.
Wysoki człowiek ubrany w koszulkę, spodnie i skórzaną kurtkę skończył czytać pamiętnik
nieszczęsnego biologa. Włożył kartki do plecaka. Powiedział cicho - wybaczam - po czym
ruszył w dalszą wędrówkę martwymi ulicami.
się na ulicach trupy nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Na środku drogi leżały połamane
kawałki szlabanu z oznaczeniami skażenia biologicznego. Obok widać było szkielet w starym
i postrzępionym skafandrze. Kawałek dalej znajdowała się stara barykada z worków z piaskiem.
Większość podziurawiły kule. Krajobraz okolicy urozmaicały stosy tarcz i pałek, używanych przez
policję do tłumiena zamieszek. Na środku barykady stał czołg, prężąc w niebo uszkodzoną
lufę. W piachu widać było stare i zardzewiałe łuski. W paru miejscach leżaly również
porzucone siekiery, noże, pałki, łańcuchy, a nawet wyrwane płyty chodnikowe. Wszędzie
widać było szkielety w przegnitych resztkach ubrań.
W mieście panowała cisza. Martwa cisza. Nie przerywał jej nawet najcichszy szmer.
W jednym z budynków, starych zniszczonych koszarach, leżały resztki człowieka w
postrzępionym fartuchu laboratoryjnym. Stara, ciężka do odczytania plakietka informowała,
że to prof. Alex Connor, mikrobiolog o najwyższym stopniu dostępu. Do czego ? To mógł
wyjaśnić plik starych, ledwo trzymających się w całości kartek.
Mam nadzieję, że ktoś to czyta. Chociaż to mało prawdopodobne. Wszystkich
zabiliśmy. Nasz zespół. Rotuvanius Connorus. Na moją cześć. Ironia losu. Uczyłem się
mikrobiologii by szukać szczepionek, tworzyć lekarstwa i ratować ludzi, a na moją cześć
nazwano wirusa który zniszczył ludzkość. Ironia. Rotuvanius powstał z jednego z pospolitych
w ludzkim organizmie wirusów, który mógł, w przypadku osłabienia odporności, np. przez
wirusa HIV, spowodować katar. Jego nazwa nie jest ważna. Liczy się to co z nim zrobiliśmy.
Parę drobnych modyfikacji, trochę z wąglika, trochę z eboli. No i wyszedł z tego Rotuvanius.
Broń biologiczna nowej generacji. Zabijała Pacjenta Zero i rozprzestrzeniała się na wszystkie
możliwe sposoby. Nowa broń, przy której ebola to małe piwo. Trudno się było nim zarazić,
a na dodatek łatwo zabijało ją ciepło i zimno. Rotuvan przeżyłby długo nawet na pustyni.
Na dodatek istniała na niego 100% skuteczna szczepionka. Mimo to, na wszelki wypadek
pracowaliśmy w skafandrach. Nic to nie dało. Jakaś szczelina, mikropęknięcia skafandra, a
może nieostrożność. Nie wiem. I się nie dowiem. Rotuvanius oszukał szczepionkę. Zamiast
zabijać samemu, doprowadził do mutacji wirusa pierwotnego. Ale nie zmienił go w swoją kopię-
wtedy zadziałałaby szczepionka. Stworzył mikroba trochę innego, ale nie mnie zaraźliwego, ani
zabójczego. Moi współpracownicy przed śmiercią nazwali go Rotuvaniusem Secundusem. Jego
nie dało się powstrzymać. Na nic się zdała technologia, skafandry, kordony, procedury,
kwarantanny.... Wystarczyło, że secundus, jeden malutki wirus, dostał się do organizmu, a
doprowadzał do mutacji mikroba bazowego. Od tego momentu zarażał. Po 24h pojawiały
się pierwsze objawy - katar, kaszel, bóle głowy i gorączką (ok. 37.5 stopni Celsjusza).
Po mniej więcej czterech godzinach wirus niszczył układ pokarmowy - powodując biegunkę,
wymiotę i bóle żołądka. Gorączka wzrastała do około 38C. Potem był różnie. U niektórych
toksyny niszczyła szpik kostny i węzły chłonne, rzucając odporność na kolana. U innych
wirus niszczył nerki i wątrobę. Nieważne którą drogę wybrał - po następnych 2-3 godzinach
niszczył również te organy, które wcześniej oszczędził. Po ok. 6 godzinach, albo niszczył
płuca, albo tętnice wieńcowe - co prowadziło do nieuchronnej śmierci. Najdalej po 37-38h
godzinach po zarażeniu umierało się. W momencie śmierci temperatura ciała sięgała nawet do
41C. Gdy wirus uciekł, zamknąłem się w stołówce. Miałem jedzenie, wodę i telewizor, na którym
śledziłem wydarzenia na powierzchni. A działo się tam sporo. Rotuvanius przełamał wszystkie
granice. Dotarł na każdy kontynent, do każdego kraju. Wojsko tworzyło bariery, strefy
kwarantanne i tym podobne... na nic. Ludzie ze strachu uciekali we wszystkich kierunkach,
roznosząc zarazę. Szpitale przepełniły się błyskawicznie. A potem lekarze również uciekli.
Wyszedłem dwa miesiące później. 30 dni po umilknięciu wszystkich stacji telewizyjnych.
Za wcześnie. Zachorowałem. Choruję już od 72h. To chyba nowy rekord. Mój układ
odpornościowy długo walczył. W międzyczasie Rotuvanius Secundus zmutował się jeszcze raz -
i zaczął przypominąć Connorusa. Dość, by szczepionka po części zadziałała. Ale niestety, nie
dość by wyzdrowieć. Jestem prawdopodobnie ostatnim żywym człowiekiem. Chociaż, ktoś mógł
przeżyć, na przykład na Antarktyce, Grenlandii i Saharze - gdzieś, gdzie wirus miał utrudnione
zarażanie. Oby. Ja umieram. Umieram, żałując. Tego co zrobiłem. Mam nadzieję, drogi
Czytelniku (jeśli ktokolwiek to czyta), że wybaczysz mi to co zrobiłem.
Wysoki człowiek ubrany w koszulkę, spodnie i skórzaną kurtkę skończył czytać pamiętnik
nieszczęsnego biologa. Włożył kartki do plecaka. Powiedział cicho - wybaczam - po czym
ruszył w dalszą wędrówkę martwymi ulicami.
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.
Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.
Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje