Layna i Cztery Perły
Rozdział pierwszy
Layna obróciła się i uważnie przyjrzała się pomieszczeniu, w którym stała. Był to brudny i obskurny pokój, który z pewnością nie sprawiał, że czuła się raźniej. Było jej zimno, a unoszący się w powietrzu zapach stęchlizny powodował, że miała ochotę natychmiast stamtąd wybiec. Lecz nie mogła tego zrobić, gdyż właśnie wykonywała zadanie, a Layna nigdy nie rezygnowała z misji, które jej powierzono. Bywała już w nie jednym miejscu, które wywołuje obrzydzenie, strach i inne negatywne uczucia u każdego normalnego obywatela świata, w którym przyszło jej żyć. Dziewczyna ta jednak nie należała do tych, których potrafią przestraszyć takie rzeczy, o nie. Layna była wyjątkowo odważna i to właśnie przez to los wybrał ją do wykonywania takich zadań.
Ten dzień, przynajmniej na pozór nie różnił się niczym od pozostałych. Layna została wezwana, gdyż jeden z mieszkańców Eyopolis, jednego z większych miast, poprosił ją o przybycie, ponieważ twierdził, że ujrzał Lemida, największego ze czarcimutów, które od lat stanowiły postrach całego Świata Magii. Były one małymi, czarno szarymi stworzeniami ze skrzydłami, na pierwszy rzut oka przypominającymi nietoperze. Różniło ich jednak od nich bardzo wiele. Przede wszystkim to, że z małych, cuchnących ust czarcimutów wystawały ostre, poplamione krwią zęby, które służyły im do bardzo nietypowej rzeczy. Każdy zapewne spodziewałby się, że kąsają one w szyje, by wyssać krew, tak, jak to mają w zwyczaju wampiry. Jednak kły tych stworzeń miały zupełnie inne przeznaczenie. Przegryzały one więzi łączące inne istoty. Sprawiały, że liczni czarownicy, elfy, wróżki i wiele innych obywateli Świata Magii, które dotąd się kochały, nagle zaczynały się nienawidzić. Nie była to jednak jedyna trefna zdolność czarcimutów. Z ich brudnych, śmierdzących łapek wystawały małe, ale niemiłosiernie ostre pazurki. Nie służyły one jednak, wbrew pozorom do drapania, ani innych tego typu celów. Paznokcie czarcimutów zostawiały rysy na sumieniu mieszkańców Świata Magii. Sprawiały one bowiem, że posuwali się oni do okrutnych czynów. Mordowali, kradli i robili wiele innych niegodnych czynów, za które odpowiadali przed Magicznym Sądem, mimo, że wszyscy wiedzieli, czyja to sprawka.
Tak więc życie czarcimutów polegał na zachęcaniu innych do łamania prawa w sposób okrutny i perfidny, oraz do niszczenia więzi pomiędzy istotami. Każda jedna ofiara ich czynów sprawiała, że mogły istnieć, a że ich postępków wciąż przybywało, żywoty czarcimutów były niezwykle długie.
Layna, jako jedna z najbardziej poważanych detektywów w Świecie Magii dostała to właśnie zadanie. Zanim jednak spadła na nią chwała i gloria na tyle wielka, by zająć się czarcimutami, dziewczyna zajmowała się pospolitymi sprawami, takimi jak jej koledzy z branży. Tropiła czarownice, które stały się złe i postanowiły wyważyć Wywar Śmierci dla swojej sąsiadki, czy elfy, które były tak naprawdę przebranymi Elofami, czyli mało szkodliwymi przestępcami z zakurzonych ulic wielkich miast. Jednak pewnego dnia, gdy Layna po raz kolejny wykonała świetnie powierzone jej zadanie i wytropiła zbuntowaną czarownicę, nim ta zdążyła podpalić budynek biblioteki z przepisami na eliksiry, dyrektor wszystkich detektywów Świata Magii wezwał ją do siebie:
- Witaj Layno! – powiedział na przywitanie, lewitując za swym drewnianym, potężnym biurkiem. Nigdy nie miał w zwyczaju siedzieć na swym błyszczącym od świeżości, wypolerowanym krześle, które podobnie, jak sekretarzyk miał kolor jasno-brązowy. Uważał, że spoczywanie na jakimkolwiek meblu jest przyziemne i nie przystoi człowiekowi, który piastował ten, jakże ważny urząd. Imo Lemo Tun, bo tak nazywał się szef Layny, uwielbiał swój gabinet. Ściany miały delikatny odcień beżu, który idealnie dopełniały zrobione z lipowego drewna meble. Na ścianach wisiały zdjęcia, przedstawiające najpiękniejsze momenty z życia detektywistycznej agencji Świata Magii. Imo Lemo Tun szczycił się nimi, a szczególnie tym, na którym on sam triumfalnie pokazuje odnalezioną Perłę Ziemi, jedną z najcenniejszych pereł Świata Magii. Dumnemu szefowi agencji udało się ją odnaleźć, gdy złodziej ukradł ją z muzeum. To właśnie to śledztwo sprawiło, że Imo Lemo Tun piastował to stanowisko. Wystroju gabinetu dopełniały piękne Kumie, ulubione kwiaty właściciela tego pomieszczenia.
- Dzień dobry – odparła Layna uprzejmie.
- Cieszę się, że zjawiłaś się tak szybko.
- Gdy pan woła, staram się od razu przybyć – odpowiedziała dziewczyna, wciąż z grzecznością w głosie.
- Ach – Imo Lemo Tun machnął ręką i zszedł na ziemię – dosyć tych grzeczności, sprawa jest poważna – rzekł i podszedł do Layny.
- Jaka sprawa?
- Lemid… - szef zawiesił głos – powrócił.
Layna była zszokowana. To mało powiedziane, była przerażona. Ręce zaczęły jej się trząść. Wiedziała, że z tą istotą nie ma żartów. Lemid był jednym z najstraszniejszych przestępców, o jakiej mieszkańcy Świata Magii mieli okazję słyszeć. Był on szefem czarcimutów, a jego moc, była zdecydowanie większa, niż ich. On nie psuł relacji między dwiema istotami - on wywoływał konflikty na skalę światową. On nie zmuszał do morderstwa, czy kradzieży – on zmuszał do niszczenia kilkudziestu, a nawet kilkuset żywotów. Ostatni raz zaatakował pięć lat wcześniej. Wtedy to miało miejsce wydarzenie, które na zawsze zapisało się na kartach historii Świata Magii. Layna była wtedy młodym, niedoświadczonym detektywem, który dopiero co zaczynał swoją karierę. Pewnego dnia, w czasie targów czarownic, na których elity magów, ci najbardziej doświadczeni i posiadający największe zdolności sprzedają swoje przepisy na eliksiry, nowe zaklęcia, szklane kule, najlepsze różdżki i inne niezwykłe przedmioty, miał miejsce tragiczny wypadek. Ktoś podpalił halę, na której odbywały się targi… Zginęło sto piętnaście najlepszych czarodziei i czarownic z całego Świata Magii. Layna wzdrygnęła się na samo wspomnienie tamtego wydarzenia. Jednak Lemida wtedy złapano, po czym wsadzono go za kratki. Dostał wyrok na aż tysiąc lat, więc biorąc pod uwagę, że w więzieniu nie ma kogo atakować, a tym samym nie ma czym się żywić, nie mógł dożyć wyjścia z pudła. Od tego czasu raz na kilka miesięcy słyszało się o ataku jakiegoś mało rozważnego czarcimuta, lecz był on od razu tłumiony. Każde, mające choć odrobinę oleju w głowie zwierzę tego gatunku wiedziało, że gdy pan jest w więzieniu, one powinny zostać w ukryciu. Co więc sprawiło, że Lemid powrócił? Minęło zaledwie pięć lat, to nawet nie jedna setna jego wyroku… Był pilnowany przez najlepszych strażników, z zabezpieczeniami na jego działania, jego ucieczka była niemożliwa, a jednak…
- Jak… - wyjąkała Layna – jak to powrócił?
- Uciekł z więzienia – powiedział ze smutkiem Imo Lemo Tun.
- Że co? To… To przecież… To przecież niemożliwe – Layna nie kryła zdumienia.
- A jednak… Zabezpieczenia były zbyt małe, udało mu się…
- I… i co się stało dalej? – Layna ledwo wypowiedziała to pytanie. Strach, na myśl, jaka mogła być odpowiedź paraliżował ją od stóp do głów.
Imo Lemo Tun westchnął. Mu również nie uśmiechało się o tym mówić, gdyż na samą myśl, o wypadkach poprzedniej nocy dreszcz przebiegał po jego ciele, a na plecach pojawiał się zimny pot. Mimo to, szef wziął się w garść i powiedział stłumionym głosem:
- Słyszałaś pewnie o mieście Oipolis?
Oczywiście, że słyszała, bo i kto nie słyszał. Było to jedno z kulturalnych center Świata Magii. Znajdowało się tam wiele muzeów poświęconych różnym dziedzinom magii, skanseny z pradawnymi domami czarodziei, ruiny zamku czarownicy Kalisy, jednej z najbardziej znanych postaci w historii, oraz wiele innych miejsc, które niewątpliwie czyniły to miasteczko wyjątkowym. Wielkim atutem Oipolis byli z pewnością jego mieszkańcy – ludzie niezwykli; mądrzy, weseli, skorzy do opowiadania turystom ciekawych opowieści. Layna była nie raz i nie dwa w tym miejscu i niezwykle ciepło je wspomina, toteż przeszedł ją dreszcz na myśl, że Lemid dobrał się do tego miasteczka. To jednak, co miała usłyszeć, przerosło jej najgorsze obawy.
Layna kiwnęła niepewnie głową na znak, że słyszała o tym miejscu.
- Tego miasta… - zaczął Imo Lemo Tun niepewnie – tego miasta już nie ma.
Dziewczynie odebrało mowę. Wbiła swoje błękitne oczy w pracodawcę. Jak to nie ma? Czy to ma znaczyć, że Lemid je zniszczył? Nie mogła w to uwierzyć. Jedno z najpiękniejszych miasteczek Świata Magii nie istnieje… Nie ma już tych wszystkich wspaniałych ludzi, nie ma już tych wszystkich pięknych uliczek, zabytków, skansenów, muzeów… Tego wszystkiego już nie ma.
- Co się stało? – zapytała gorzkim głosem, ledwo dosłyszalnie Layna.
- Lemid zmusił bardzo… potężnego czarownika, aby podłożył bombę z zaklęciem.
Bombę z zaklęciem? Nie, to nie były żarty. Bomba z zaklęciem, to najsilniejszy materiał wybuchowy w całym Świecie Magii, coś o sile tak wielkiej, że mało kto potrafi to sobie wyobrazić. Layna zastanawiała się, kogo ta okropna istota musiała zmusić do podłożenia tego ładunku, bo z pewnością była to osoba niezwykle potężna – nie każdy ma bowiem dostęp do tego typu rzeczy. Dziewczyna nie omieszkała o to zapytać, a na odpowiedź nie musiała długo czekać:
- Na pewno słyszałaś o Ugutemie?
- Tak – powiedziała Layna. Kolejna przerażająca wiadomość. Lemid zmusił do tego tak wspaniałego człowieka, niezwykłego maga, który zrewolucjonizował nowoczesną magię. Dziewczynie po raz kolejny zrobiło się słabo, tym razem na myśl, że ten niezwykły czarownik pójdzie za kratki przez tego okropnego zwyrodnialca.
- To on… został opętany przez Lemida.
- Pójdzie siedzieć?
Imo Lemo Tun ze smutkiem pokiwał głową.
- To straszne – Layna nie kryła rozżalenia – jak on się czuje?
- No nie za dobrze, jak to zwykle bywało z ofiarami Lemida – zaczął szef – wie, co zrobił, wie też, że został opętany przez Lemida. Na szczęście jest człowiekiem bardzo mądrym i z pokorą zniósł to, co na niego spadło. A przecież znamy przypadki takich, co rzucali się, wrzeszczeli i bili wszystkich naokoło, wrzeszcząc, że to nie on.
- Tak… To wielka niesprawiedliwość.
- To mało powiedziane. Lecz cóż, nie możemy nic z tym zrobić…
- A czy wiadomo, ile ludzi zginęło? – zapytała Layna świadoma, że odpowiedź na to pytanie zasmuci ją jeszcze bardziej, jednak jej wrodzona ciekawość wzięła górę.
- Ech… - westchnął Imo Lemo Tun – ciężka sprawa. Zameldowanych jest tam trochę ponad dziesięć tysięcy mieszkańców, jednak… No cóż, mamy sezon turystyczny, wiadomo, że będzie to liczba, niestety, dużo, dużo większa. Jednak jaka konkretnie? Tego prawdopodobnie nigdy już się nie dowiemy.
- No tak… - przytaknęła Layna, która po słowach usłyszanych przez swojego przełożonego nie była już w stanie posługiwać się bardziej złożonymi wypowiedziami.
Nastała chwila milczenia. Obydwoje wpatrywali się w siebie oczyma przygnębionymi i niepewnymi. W końcu Imo Lumo Tun przerwał ciszę:
- Posłuchaj mnie Layno uważnie – zaczął – niedługo będę musiał już odejść z kierowniczego stanowiska. Emerytura, te sprawy. Szukam następcy i wiem, że najlepsza na tej posadzie będziesz ty – dziewczyna przyjrzała mu się ze zdziwieniem – i dostaniesz tę pracę. Musisz tylko złapać Lemida.
Od tego dnia Lemid stał się całym życiem Layny. Z samego początku dziewczyna i owszem podchodziła do tego czysto zawodowo; odbierała zgłoszenia, przyjeżdżała na miejsce wypadku, badała wszystko, wściekała się, że najpotężniejszy czarcimut znów ją oszukał. Jednak na tym się kończyło. Layna wracała do domu i zapominała o pracy. Miała wtedy chłopaka, którego bardzo kochała; detektywa, z którym pracowała przed sprawą Lemida, życie prywatne układało się najzupełniej po jej myśli. Aż do dnia wypadku. Wtedy wszystko się zmieniło. Złapanie wodza czarcimutów stało się nie tylko pracą Layny; stało się ono całym jej życiem. Rozstała się ze swoim chłopakiem, gdyż pogoń za nieuchwytnym Lemidem zajmowało jej zbyt dużo czasu. Od czasu, kiedy Kirus, bo tak nazywał się jej ukochany, odszedł od niej, wszystko, poza szukaniem najpotężniejszego czarcimuta przestało istnieć. Imo Lemo Tun przeszedł na emeryturę, a za wielkie starania w tej sprawie chciał dać Laynie swoje stanowisko, jednak ta odmówiła. Odrzuciła jedno z najbardziej prestiżowych stanowisk Świata Magii na rzecz łapania Lemida. Poza nim świat przestał istnieć.
Teraz Layna stała naprzeciwko rzeczy, która wyglądała, bez żadnej wątpliwości na robotę Lemida. Pewien z mieszkańców zadzwonił do niej godzinę temu. Powiedział, że widział wodza czarcimutów kręcącego się w okolicach słynnego Muzeum Szklanych Kul. Na wieść o tym dziewczyna nie czekała ani chwili. Była już w tym wyćwiczona; szybkie przebranie się w strój roboczy, chwycenie torby z niezbędnymi przedmiotami pomagającymi jej w pracy i wybiegnięcie z domu. Nie minęło pół godziny, a Layna pojawiła się w muzeum… A właściwie w szczątkach muzeum. Nie zdążyła; Lemid po raz kolejny zrobił swoje, po czym uciekł.
Layna stała w niegdyś najlepszym pomieszczeniu muzeum – Sali Kul Kryształowych. To dla tego pokoju przyjeżdżali podróżnicy z drugiego końca Świata Magii. Młode czarodziejki i magowie odwiedzały tę galerię na wycieczkach szkolnych, ucząc się tym samym historii tego wspaniałego magicznego narzędzia. Teraz wszystko spłonęło.
W tym właśnie pomieszczeniu Layna znalazła dowody na to, o czym wiedziała już od pół godziny, czyli od przyjazdu na miejsce wypadku; to robota Lemida, bez dwóch zdań.
Po czym poznawano, że dany wypadek to robota najpotężniejszego czarcimuta? Było kilka przesłanek, dzięki którym można było to stwierdzić. Przede wszystkim smród, który unosił się na miejscu zdarzenia. Tragicznym wydarzeniom, których sprawcą był Lemid, nieodłącznie towarzyszył ohydny odór stęchlizny, pomieszany z najgorszym fetorem, jaki ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić – zapach wyrzutów sumienia. Ten charakterystyczny smród pochodził z rys na sumieniu, jakie zwykł pozostawiać wódz czarcimutów. Był to okropny swąd, zawierający w sobie zapach grzechu, żalu, poczucia winy, a Layna musiała się do niego przyzwyczaić; w końcu spotykała go nadzwyczaj często. Kolejny dowód, który potwierdzał, że dany wypadek, to robota Lemida, to czarny pył, unoszący się w powietrzu na miejscu zdarzenia. Był to pył zawierający końcówki pazurków potężnego czarcimuta, ścierające się, gdy ten drapie sumienie innej istoty. Pyłu zawsze latało bardzo wiele – im więcej, tym gorszy czyn popełniła ofiara Lemida. Tym razem kurzu nie było bardzo dużo, jednak Layna z łatwością go zauważyła. Następny i zazwyczaj ostatni dowód to reakcja ofiary potężnego czarcimuta. Osoby te nigdy nie sprawiały trudności w złapaniu; zawsze na policję przychodziły same. Jednak gdy już znalazły się na posterunku policji niemalże zawsze – z wyjątkiem naprawdę niewielu przypadków – rzucały się biły, pluły, jednym słowem dostawały szału. Wrzeszczały, że są niewinne, aż w końcu, gdy furia przechodziła, szeptały, a wręcz syczały gorzko: „Pan Lemid po raz kolejny dokonał swego wielkiego dzieła.” Po tych słowach wracała ich świadomość i godzili się z tym, co się stało. Niestety, prawo jest prawem, więc zawsze biedne ofiary Lemida odsiadywały długie wyroki, a nikt, choćby bardzo chciał, nie mógł nic zrobić.
Layna westchnęła ciężko. Kolejny raz Lemid zrobił swoje i uciekł. Dziewczyna nie mogła już tu nic zrobić. Pył był już nieświeży – miał już ponad pół godziny; w tym czasie władca czarcimutów mógł już uciec na drugą stronę Świata Magii. Młodej detektyw nie pozostało nic, tylko zebrać materiał dowodowy, spisać raport i pójść do domu.
W momencie, w którym Layna niechętnie uklękła i zaczęła zbierać pył, do pokoju wkroczył jej asystent; Asus.
- Hej – przywitał się.
- O Asus, hej! – Layna ucieszyła się, że nie będzie musiała już więcej przebywać sama w tym ohydnym pomieszczeniu.
Layna bardzo lubiła Asusa. Asystował jej w łapaniu Lemida niemal od początku jej zmagań z nim. Przydzielił jej go Imo Lumo Tun, kiedy to jeszcze pracował jako dyrektor. Jej pomocnik wspierał ją w łapaniu wodza czarcimutów; pomagał zbierać materiał dowodowy, szukać, pytać, i robić inną żmudną robotę. Jednak przede wszystkim pocieszał ją, gdy Lemid po raz kolejny ją wykiwał.
- Masz coś ciekawego? – zapytał Asus.
- E-e – zaprzeczyła Layna – to co zwykle, nic nowego. Lemid zmył się stąd jakieś pół godziny temu.
- No tak… - westchnął chłopak – pozostaje nam więc chyba tylko pozbierać materiał dowodowy i wrócić do domów?
- No, niestety, Lemid nie dał nam tu większego pola do popisu – powiedziała Layna, zamykając torebkę pełną czarnego pyłu, który w międzyczasie zbierała. Ze znudzeniem wrzuciła ją do torby, po czym spojrzała Asusowi w oczy – a sprawcę, a właściwie ofiarę znaleziono?
- Tak, nic ciekawego. Zwykły, skromny czarownik, który pracuje… pracował w sklepie z różdżkami. Dziś przyjechał z żoną i córeczką zwiedzać to muzeum. Niestety, wypad nie był zbyt dla nich szczęśliwy…
- Yhy – przytaknęła Layna, po czym zadała kolejne pytanie – ktoś zginął? – zapytała z pewną dawką rutyny w głosie, która wskazywała, że takie pytania nie są już jej obce, a liczby ofiar nie robią już na niej tak wielkiego wrażenia, jak wtedy, gdy zaczynała pogoń za Lemidem.
- Nie, na szczęście – Asus uśmiechnął się smutno do Layny. Ona uśmiech odwzajemniła.
Asus uwielbiał, kiedy Layna się uśmiechała. Była wtedy jeszcze piękniejsza, choć, nawet, gdy się nie promieniała, to i tak była czarująca. Miała kasztanowe włosy do za ramiona, które, lekko falując się wspaniale okalały jej okrągłą twarz. Jej oczy były zielone jak wiosenna trawa, a usta czerwone jak róże. Mały, kształtny, z lekka okrągły nos i ciemna cera świadczyły o rodzie, z jakiego się wywodziła.
Layna była z pochodzenia Remlinką; jedną z najbardziej niezwykłych stworzeń, które zamieszkiwały Świat Magii. Te istoty z wyglądu charakteryzowała bardzo ciemna cera, niemalże brązowa i nosy; małe, acz kształtne i okrągłe. Oprócz tego wyglądali niemalże tak, jak zwykłe czarownice i czarownicy. No, z jednym małym wyjątkiem. Wszyscy Remlini mieli stopy bez palców. Wyglądały one dosyć groteskowo, aczkolwiek dało się do tego przyzwyczaić. Ich nogi były po prostu owalne, a na końcu było delikatnie zaokrąglenie. Tym właśnie te istoty różniły się od czarownic i czarodziei – nie tylko wyglądem stóp, ale także ich użyciem. Wprawdzie Remlini nie znali się ani trochę na magii, ale ich dolne odnóża, w przeciwieństwie do magów, nie służyły jedynie do chodzenia, o nie. Ich okrągłe, wyzbyte palców nogi były Stopami Intuicji. Były one takim jakby szóstym zmysłem. Remlini jak nikt inny wiedzieli, kiedy ma nadejść wielka tragedia, jak i kiedy nadchodzi wielkie szczęście. Swoista funkcja dolnych odnóży nie była jednak jedyną niezwykłą zdolnością tych istot. Nieumiejętność czarowania rekompensowało im także to, że jak nikt inny potrafili latać i lewitować. W przeciwieństwie do czarowników nie potrzebowali do tego ani latających dywanów, ani mioteł, ani innych zbędnych rzeczy. Oni po prostu wzbijali się powietrze i lecieli. Ich pozbawione palców stopy sprawiały, że lot był jeszcze szybszy i jeszcze wspanialszy. Umiejętność ta przydawała się również chociażby w pracy, gdzie zamiast siedzieć na nudnych krzesłach można lewitować.
Layna od zawsze była dumna z tego, że jest Remlinką. Może i umiejętności innych istot Świata Magii były większe, jednak uroda jej rodu, możliwość lotu bez pomocnych przedmiotów, aż wreszcie bezbłędna intuicja w zupełności jej wystarczało.
Asus bardzo cieszył się, że ma okazję obcować z Remlinką. Były to niezwykle rzadkie istoty, a przebywanie z nimi należało niewątpliwie do przyjemności. Dowcipne, zawsze uśmiechnięte, rozmowne stworzenia uchodziły za jedne z najsympatyczniejszych, o ile nie w ogóle nie byli najmilszymi z mieszkańców Świata Magii.
Kochał ją. Tak, bez wątpienia można użyć tego sformułowania. Ona na swój sposób też go kochała, jednak wiedziała, że ich miłość nie ma szans. Obydwoje podobali się sobie nawzajem, i byli tego świadomi. Asus, mimo, że nigdy jej tego nie powiedział, to nie był w stanie tego ukryć. Layna również nie potrafiła ukryć swoich uczuć, jednak bardzo się bała, że gdy łapanie Lemida zejdzie na boczny tor, a główną drogą w jej życiu stanie się miłość, nigdy nie uda jej się schwytać go i pomścić wypadek… Asus wiedział o tym i nigdy nie narzucał się przełożonej. Żył w nadziei, że któregoś dnia jego przełożona spełni swą ambicję, i ufał, że wtedy przyjdzie kolej na niego.
- No cóż – przerwał chwilę milczenia Asus – czas się zabrać za brudną robotę.
- Dziś, prócz tego nic nam nie pozostało.
Rozdział pierwszy
Layna obróciła się i uważnie przyjrzała się pomieszczeniu, w którym stała. Był to brudny i obskurny pokój, który z pewnością nie sprawiał, że czuła się raźniej. Było jej zimno, a unoszący się w powietrzu zapach stęchlizny powodował, że miała ochotę natychmiast stamtąd wybiec. Lecz nie mogła tego zrobić, gdyż właśnie wykonywała zadanie, a Layna nigdy nie rezygnowała z misji, które jej powierzono. Bywała już w nie jednym miejscu, które wywołuje obrzydzenie, strach i inne negatywne uczucia u każdego normalnego obywatela świata, w którym przyszło jej żyć. Dziewczyna ta jednak nie należała do tych, których potrafią przestraszyć takie rzeczy, o nie. Layna była wyjątkowo odważna i to właśnie przez to los wybrał ją do wykonywania takich zadań.
Ten dzień, przynajmniej na pozór nie różnił się niczym od pozostałych. Layna została wezwana, gdyż jeden z mieszkańców Eyopolis, jednego z większych miast, poprosił ją o przybycie, ponieważ twierdził, że ujrzał Lemida, największego ze czarcimutów, które od lat stanowiły postrach całego Świata Magii. Były one małymi, czarno szarymi stworzeniami ze skrzydłami, na pierwszy rzut oka przypominającymi nietoperze. Różniło ich jednak od nich bardzo wiele. Przede wszystkim to, że z małych, cuchnących ust czarcimutów wystawały ostre, poplamione krwią zęby, które służyły im do bardzo nietypowej rzeczy. Każdy zapewne spodziewałby się, że kąsają one w szyje, by wyssać krew, tak, jak to mają w zwyczaju wampiry. Jednak kły tych stworzeń miały zupełnie inne przeznaczenie. Przegryzały one więzi łączące inne istoty. Sprawiały, że liczni czarownicy, elfy, wróżki i wiele innych obywateli Świata Magii, które dotąd się kochały, nagle zaczynały się nienawidzić. Nie była to jednak jedyna trefna zdolność czarcimutów. Z ich brudnych, śmierdzących łapek wystawały małe, ale niemiłosiernie ostre pazurki. Nie służyły one jednak, wbrew pozorom do drapania, ani innych tego typu celów. Paznokcie czarcimutów zostawiały rysy na sumieniu mieszkańców Świata Magii. Sprawiały one bowiem, że posuwali się oni do okrutnych czynów. Mordowali, kradli i robili wiele innych niegodnych czynów, za które odpowiadali przed Magicznym Sądem, mimo, że wszyscy wiedzieli, czyja to sprawka.
Tak więc życie czarcimutów polegał na zachęcaniu innych do łamania prawa w sposób okrutny i perfidny, oraz do niszczenia więzi pomiędzy istotami. Każda jedna ofiara ich czynów sprawiała, że mogły istnieć, a że ich postępków wciąż przybywało, żywoty czarcimutów były niezwykle długie.
Layna, jako jedna z najbardziej poważanych detektywów w Świecie Magii dostała to właśnie zadanie. Zanim jednak spadła na nią chwała i gloria na tyle wielka, by zająć się czarcimutami, dziewczyna zajmowała się pospolitymi sprawami, takimi jak jej koledzy z branży. Tropiła czarownice, które stały się złe i postanowiły wyważyć Wywar Śmierci dla swojej sąsiadki, czy elfy, które były tak naprawdę przebranymi Elofami, czyli mało szkodliwymi przestępcami z zakurzonych ulic wielkich miast. Jednak pewnego dnia, gdy Layna po raz kolejny wykonała świetnie powierzone jej zadanie i wytropiła zbuntowaną czarownicę, nim ta zdążyła podpalić budynek biblioteki z przepisami na eliksiry, dyrektor wszystkich detektywów Świata Magii wezwał ją do siebie:
- Witaj Layno! – powiedział na przywitanie, lewitując za swym drewnianym, potężnym biurkiem. Nigdy nie miał w zwyczaju siedzieć na swym błyszczącym od świeżości, wypolerowanym krześle, które podobnie, jak sekretarzyk miał kolor jasno-brązowy. Uważał, że spoczywanie na jakimkolwiek meblu jest przyziemne i nie przystoi człowiekowi, który piastował ten, jakże ważny urząd. Imo Lemo Tun, bo tak nazywał się szef Layny, uwielbiał swój gabinet. Ściany miały delikatny odcień beżu, który idealnie dopełniały zrobione z lipowego drewna meble. Na ścianach wisiały zdjęcia, przedstawiające najpiękniejsze momenty z życia detektywistycznej agencji Świata Magii. Imo Lemo Tun szczycił się nimi, a szczególnie tym, na którym on sam triumfalnie pokazuje odnalezioną Perłę Ziemi, jedną z najcenniejszych pereł Świata Magii. Dumnemu szefowi agencji udało się ją odnaleźć, gdy złodziej ukradł ją z muzeum. To właśnie to śledztwo sprawiło, że Imo Lemo Tun piastował to stanowisko. Wystroju gabinetu dopełniały piękne Kumie, ulubione kwiaty właściciela tego pomieszczenia.
- Dzień dobry – odparła Layna uprzejmie.
- Cieszę się, że zjawiłaś się tak szybko.
- Gdy pan woła, staram się od razu przybyć – odpowiedziała dziewczyna, wciąż z grzecznością w głosie.
- Ach – Imo Lemo Tun machnął ręką i zszedł na ziemię – dosyć tych grzeczności, sprawa jest poważna – rzekł i podszedł do Layny.
- Jaka sprawa?
- Lemid… - szef zawiesił głos – powrócił.
Layna była zszokowana. To mało powiedziane, była przerażona. Ręce zaczęły jej się trząść. Wiedziała, że z tą istotą nie ma żartów. Lemid był jednym z najstraszniejszych przestępców, o jakiej mieszkańcy Świata Magii mieli okazję słyszeć. Był on szefem czarcimutów, a jego moc, była zdecydowanie większa, niż ich. On nie psuł relacji między dwiema istotami - on wywoływał konflikty na skalę światową. On nie zmuszał do morderstwa, czy kradzieży – on zmuszał do niszczenia kilkudziestu, a nawet kilkuset żywotów. Ostatni raz zaatakował pięć lat wcześniej. Wtedy to miało miejsce wydarzenie, które na zawsze zapisało się na kartach historii Świata Magii. Layna była wtedy młodym, niedoświadczonym detektywem, który dopiero co zaczynał swoją karierę. Pewnego dnia, w czasie targów czarownic, na których elity magów, ci najbardziej doświadczeni i posiadający największe zdolności sprzedają swoje przepisy na eliksiry, nowe zaklęcia, szklane kule, najlepsze różdżki i inne niezwykłe przedmioty, miał miejsce tragiczny wypadek. Ktoś podpalił halę, na której odbywały się targi… Zginęło sto piętnaście najlepszych czarodziei i czarownic z całego Świata Magii. Layna wzdrygnęła się na samo wspomnienie tamtego wydarzenia. Jednak Lemida wtedy złapano, po czym wsadzono go za kratki. Dostał wyrok na aż tysiąc lat, więc biorąc pod uwagę, że w więzieniu nie ma kogo atakować, a tym samym nie ma czym się żywić, nie mógł dożyć wyjścia z pudła. Od tego czasu raz na kilka miesięcy słyszało się o ataku jakiegoś mało rozważnego czarcimuta, lecz był on od razu tłumiony. Każde, mające choć odrobinę oleju w głowie zwierzę tego gatunku wiedziało, że gdy pan jest w więzieniu, one powinny zostać w ukryciu. Co więc sprawiło, że Lemid powrócił? Minęło zaledwie pięć lat, to nawet nie jedna setna jego wyroku… Był pilnowany przez najlepszych strażników, z zabezpieczeniami na jego działania, jego ucieczka była niemożliwa, a jednak…
- Jak… - wyjąkała Layna – jak to powrócił?
- Uciekł z więzienia – powiedział ze smutkiem Imo Lemo Tun.
- Że co? To… To przecież… To przecież niemożliwe – Layna nie kryła zdumienia.
- A jednak… Zabezpieczenia były zbyt małe, udało mu się…
- I… i co się stało dalej? – Layna ledwo wypowiedziała to pytanie. Strach, na myśl, jaka mogła być odpowiedź paraliżował ją od stóp do głów.
Imo Lemo Tun westchnął. Mu również nie uśmiechało się o tym mówić, gdyż na samą myśl, o wypadkach poprzedniej nocy dreszcz przebiegał po jego ciele, a na plecach pojawiał się zimny pot. Mimo to, szef wziął się w garść i powiedział stłumionym głosem:
- Słyszałaś pewnie o mieście Oipolis?
Oczywiście, że słyszała, bo i kto nie słyszał. Było to jedno z kulturalnych center Świata Magii. Znajdowało się tam wiele muzeów poświęconych różnym dziedzinom magii, skanseny z pradawnymi domami czarodziei, ruiny zamku czarownicy Kalisy, jednej z najbardziej znanych postaci w historii, oraz wiele innych miejsc, które niewątpliwie czyniły to miasteczko wyjątkowym. Wielkim atutem Oipolis byli z pewnością jego mieszkańcy – ludzie niezwykli; mądrzy, weseli, skorzy do opowiadania turystom ciekawych opowieści. Layna była nie raz i nie dwa w tym miejscu i niezwykle ciepło je wspomina, toteż przeszedł ją dreszcz na myśl, że Lemid dobrał się do tego miasteczka. To jednak, co miała usłyszeć, przerosło jej najgorsze obawy.
Layna kiwnęła niepewnie głową na znak, że słyszała o tym miejscu.
- Tego miasta… - zaczął Imo Lemo Tun niepewnie – tego miasta już nie ma.
Dziewczynie odebrało mowę. Wbiła swoje błękitne oczy w pracodawcę. Jak to nie ma? Czy to ma znaczyć, że Lemid je zniszczył? Nie mogła w to uwierzyć. Jedno z najpiękniejszych miasteczek Świata Magii nie istnieje… Nie ma już tych wszystkich wspaniałych ludzi, nie ma już tych wszystkich pięknych uliczek, zabytków, skansenów, muzeów… Tego wszystkiego już nie ma.
- Co się stało? – zapytała gorzkim głosem, ledwo dosłyszalnie Layna.
- Lemid zmusił bardzo… potężnego czarownika, aby podłożył bombę z zaklęciem.
Bombę z zaklęciem? Nie, to nie były żarty. Bomba z zaklęciem, to najsilniejszy materiał wybuchowy w całym Świecie Magii, coś o sile tak wielkiej, że mało kto potrafi to sobie wyobrazić. Layna zastanawiała się, kogo ta okropna istota musiała zmusić do podłożenia tego ładunku, bo z pewnością była to osoba niezwykle potężna – nie każdy ma bowiem dostęp do tego typu rzeczy. Dziewczyna nie omieszkała o to zapytać, a na odpowiedź nie musiała długo czekać:
- Na pewno słyszałaś o Ugutemie?
- Tak – powiedziała Layna. Kolejna przerażająca wiadomość. Lemid zmusił do tego tak wspaniałego człowieka, niezwykłego maga, który zrewolucjonizował nowoczesną magię. Dziewczynie po raz kolejny zrobiło się słabo, tym razem na myśl, że ten niezwykły czarownik pójdzie za kratki przez tego okropnego zwyrodnialca.
- To on… został opętany przez Lemida.
- Pójdzie siedzieć?
Imo Lemo Tun ze smutkiem pokiwał głową.
- To straszne – Layna nie kryła rozżalenia – jak on się czuje?
- No nie za dobrze, jak to zwykle bywało z ofiarami Lemida – zaczął szef – wie, co zrobił, wie też, że został opętany przez Lemida. Na szczęście jest człowiekiem bardzo mądrym i z pokorą zniósł to, co na niego spadło. A przecież znamy przypadki takich, co rzucali się, wrzeszczeli i bili wszystkich naokoło, wrzeszcząc, że to nie on.
- Tak… To wielka niesprawiedliwość.
- To mało powiedziane. Lecz cóż, nie możemy nic z tym zrobić…
- A czy wiadomo, ile ludzi zginęło? – zapytała Layna świadoma, że odpowiedź na to pytanie zasmuci ją jeszcze bardziej, jednak jej wrodzona ciekawość wzięła górę.
- Ech… - westchnął Imo Lemo Tun – ciężka sprawa. Zameldowanych jest tam trochę ponad dziesięć tysięcy mieszkańców, jednak… No cóż, mamy sezon turystyczny, wiadomo, że będzie to liczba, niestety, dużo, dużo większa. Jednak jaka konkretnie? Tego prawdopodobnie nigdy już się nie dowiemy.
- No tak… - przytaknęła Layna, która po słowach usłyszanych przez swojego przełożonego nie była już w stanie posługiwać się bardziej złożonymi wypowiedziami.
Nastała chwila milczenia. Obydwoje wpatrywali się w siebie oczyma przygnębionymi i niepewnymi. W końcu Imo Lumo Tun przerwał ciszę:
- Posłuchaj mnie Layno uważnie – zaczął – niedługo będę musiał już odejść z kierowniczego stanowiska. Emerytura, te sprawy. Szukam następcy i wiem, że najlepsza na tej posadzie będziesz ty – dziewczyna przyjrzała mu się ze zdziwieniem – i dostaniesz tę pracę. Musisz tylko złapać Lemida.
Od tego dnia Lemid stał się całym życiem Layny. Z samego początku dziewczyna i owszem podchodziła do tego czysto zawodowo; odbierała zgłoszenia, przyjeżdżała na miejsce wypadku, badała wszystko, wściekała się, że najpotężniejszy czarcimut znów ją oszukał. Jednak na tym się kończyło. Layna wracała do domu i zapominała o pracy. Miała wtedy chłopaka, którego bardzo kochała; detektywa, z którym pracowała przed sprawą Lemida, życie prywatne układało się najzupełniej po jej myśli. Aż do dnia wypadku. Wtedy wszystko się zmieniło. Złapanie wodza czarcimutów stało się nie tylko pracą Layny; stało się ono całym jej życiem. Rozstała się ze swoim chłopakiem, gdyż pogoń za nieuchwytnym Lemidem zajmowało jej zbyt dużo czasu. Od czasu, kiedy Kirus, bo tak nazywał się jej ukochany, odszedł od niej, wszystko, poza szukaniem najpotężniejszego czarcimuta przestało istnieć. Imo Lemo Tun przeszedł na emeryturę, a za wielkie starania w tej sprawie chciał dać Laynie swoje stanowisko, jednak ta odmówiła. Odrzuciła jedno z najbardziej prestiżowych stanowisk Świata Magii na rzecz łapania Lemida. Poza nim świat przestał istnieć.
Teraz Layna stała naprzeciwko rzeczy, która wyglądała, bez żadnej wątpliwości na robotę Lemida. Pewien z mieszkańców zadzwonił do niej godzinę temu. Powiedział, że widział wodza czarcimutów kręcącego się w okolicach słynnego Muzeum Szklanych Kul. Na wieść o tym dziewczyna nie czekała ani chwili. Była już w tym wyćwiczona; szybkie przebranie się w strój roboczy, chwycenie torby z niezbędnymi przedmiotami pomagającymi jej w pracy i wybiegnięcie z domu. Nie minęło pół godziny, a Layna pojawiła się w muzeum… A właściwie w szczątkach muzeum. Nie zdążyła; Lemid po raz kolejny zrobił swoje, po czym uciekł.
Layna stała w niegdyś najlepszym pomieszczeniu muzeum – Sali Kul Kryształowych. To dla tego pokoju przyjeżdżali podróżnicy z drugiego końca Świata Magii. Młode czarodziejki i magowie odwiedzały tę galerię na wycieczkach szkolnych, ucząc się tym samym historii tego wspaniałego magicznego narzędzia. Teraz wszystko spłonęło.
W tym właśnie pomieszczeniu Layna znalazła dowody na to, o czym wiedziała już od pół godziny, czyli od przyjazdu na miejsce wypadku; to robota Lemida, bez dwóch zdań.
Po czym poznawano, że dany wypadek to robota najpotężniejszego czarcimuta? Było kilka przesłanek, dzięki którym można było to stwierdzić. Przede wszystkim smród, który unosił się na miejscu zdarzenia. Tragicznym wydarzeniom, których sprawcą był Lemid, nieodłącznie towarzyszył ohydny odór stęchlizny, pomieszany z najgorszym fetorem, jaki ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić – zapach wyrzutów sumienia. Ten charakterystyczny smród pochodził z rys na sumieniu, jakie zwykł pozostawiać wódz czarcimutów. Był to okropny swąd, zawierający w sobie zapach grzechu, żalu, poczucia winy, a Layna musiała się do niego przyzwyczaić; w końcu spotykała go nadzwyczaj często. Kolejny dowód, który potwierdzał, że dany wypadek, to robota Lemida, to czarny pył, unoszący się w powietrzu na miejscu zdarzenia. Był to pył zawierający końcówki pazurków potężnego czarcimuta, ścierające się, gdy ten drapie sumienie innej istoty. Pyłu zawsze latało bardzo wiele – im więcej, tym gorszy czyn popełniła ofiara Lemida. Tym razem kurzu nie było bardzo dużo, jednak Layna z łatwością go zauważyła. Następny i zazwyczaj ostatni dowód to reakcja ofiary potężnego czarcimuta. Osoby te nigdy nie sprawiały trudności w złapaniu; zawsze na policję przychodziły same. Jednak gdy już znalazły się na posterunku policji niemalże zawsze – z wyjątkiem naprawdę niewielu przypadków – rzucały się biły, pluły, jednym słowem dostawały szału. Wrzeszczały, że są niewinne, aż w końcu, gdy furia przechodziła, szeptały, a wręcz syczały gorzko: „Pan Lemid po raz kolejny dokonał swego wielkiego dzieła.” Po tych słowach wracała ich świadomość i godzili się z tym, co się stało. Niestety, prawo jest prawem, więc zawsze biedne ofiary Lemida odsiadywały długie wyroki, a nikt, choćby bardzo chciał, nie mógł nic zrobić.
Layna westchnęła ciężko. Kolejny raz Lemid zrobił swoje i uciekł. Dziewczyna nie mogła już tu nic zrobić. Pył był już nieświeży – miał już ponad pół godziny; w tym czasie władca czarcimutów mógł już uciec na drugą stronę Świata Magii. Młodej detektyw nie pozostało nic, tylko zebrać materiał dowodowy, spisać raport i pójść do domu.
W momencie, w którym Layna niechętnie uklękła i zaczęła zbierać pył, do pokoju wkroczył jej asystent; Asus.
- Hej – przywitał się.
- O Asus, hej! – Layna ucieszyła się, że nie będzie musiała już więcej przebywać sama w tym ohydnym pomieszczeniu.
Layna bardzo lubiła Asusa. Asystował jej w łapaniu Lemida niemal od początku jej zmagań z nim. Przydzielił jej go Imo Lumo Tun, kiedy to jeszcze pracował jako dyrektor. Jej pomocnik wspierał ją w łapaniu wodza czarcimutów; pomagał zbierać materiał dowodowy, szukać, pytać, i robić inną żmudną robotę. Jednak przede wszystkim pocieszał ją, gdy Lemid po raz kolejny ją wykiwał.
- Masz coś ciekawego? – zapytał Asus.
- E-e – zaprzeczyła Layna – to co zwykle, nic nowego. Lemid zmył się stąd jakieś pół godziny temu.
- No tak… - westchnął chłopak – pozostaje nam więc chyba tylko pozbierać materiał dowodowy i wrócić do domów?
- No, niestety, Lemid nie dał nam tu większego pola do popisu – powiedziała Layna, zamykając torebkę pełną czarnego pyłu, który w międzyczasie zbierała. Ze znudzeniem wrzuciła ją do torby, po czym spojrzała Asusowi w oczy – a sprawcę, a właściwie ofiarę znaleziono?
- Tak, nic ciekawego. Zwykły, skromny czarownik, który pracuje… pracował w sklepie z różdżkami. Dziś przyjechał z żoną i córeczką zwiedzać to muzeum. Niestety, wypad nie był zbyt dla nich szczęśliwy…
- Yhy – przytaknęła Layna, po czym zadała kolejne pytanie – ktoś zginął? – zapytała z pewną dawką rutyny w głosie, która wskazywała, że takie pytania nie są już jej obce, a liczby ofiar nie robią już na niej tak wielkiego wrażenia, jak wtedy, gdy zaczynała pogoń za Lemidem.
- Nie, na szczęście – Asus uśmiechnął się smutno do Layny. Ona uśmiech odwzajemniła.
Asus uwielbiał, kiedy Layna się uśmiechała. Była wtedy jeszcze piękniejsza, choć, nawet, gdy się nie promieniała, to i tak była czarująca. Miała kasztanowe włosy do za ramiona, które, lekko falując się wspaniale okalały jej okrągłą twarz. Jej oczy były zielone jak wiosenna trawa, a usta czerwone jak róże. Mały, kształtny, z lekka okrągły nos i ciemna cera świadczyły o rodzie, z jakiego się wywodziła.
Layna była z pochodzenia Remlinką; jedną z najbardziej niezwykłych stworzeń, które zamieszkiwały Świat Magii. Te istoty z wyglądu charakteryzowała bardzo ciemna cera, niemalże brązowa i nosy; małe, acz kształtne i okrągłe. Oprócz tego wyglądali niemalże tak, jak zwykłe czarownice i czarownicy. No, z jednym małym wyjątkiem. Wszyscy Remlini mieli stopy bez palców. Wyglądały one dosyć groteskowo, aczkolwiek dało się do tego przyzwyczaić. Ich nogi były po prostu owalne, a na końcu było delikatnie zaokrąglenie. Tym właśnie te istoty różniły się od czarownic i czarodziei – nie tylko wyglądem stóp, ale także ich użyciem. Wprawdzie Remlini nie znali się ani trochę na magii, ale ich dolne odnóża, w przeciwieństwie do magów, nie służyły jedynie do chodzenia, o nie. Ich okrągłe, wyzbyte palców nogi były Stopami Intuicji. Były one takim jakby szóstym zmysłem. Remlini jak nikt inny wiedzieli, kiedy ma nadejść wielka tragedia, jak i kiedy nadchodzi wielkie szczęście. Swoista funkcja dolnych odnóży nie była jednak jedyną niezwykłą zdolnością tych istot. Nieumiejętność czarowania rekompensowało im także to, że jak nikt inny potrafili latać i lewitować. W przeciwieństwie do czarowników nie potrzebowali do tego ani latających dywanów, ani mioteł, ani innych zbędnych rzeczy. Oni po prostu wzbijali się powietrze i lecieli. Ich pozbawione palców stopy sprawiały, że lot był jeszcze szybszy i jeszcze wspanialszy. Umiejętność ta przydawała się również chociażby w pracy, gdzie zamiast siedzieć na nudnych krzesłach można lewitować.
Layna od zawsze była dumna z tego, że jest Remlinką. Może i umiejętności innych istot Świata Magii były większe, jednak uroda jej rodu, możliwość lotu bez pomocnych przedmiotów, aż wreszcie bezbłędna intuicja w zupełności jej wystarczało.
Asus bardzo cieszył się, że ma okazję obcować z Remlinką. Były to niezwykle rzadkie istoty, a przebywanie z nimi należało niewątpliwie do przyjemności. Dowcipne, zawsze uśmiechnięte, rozmowne stworzenia uchodziły za jedne z najsympatyczniejszych, o ile nie w ogóle nie byli najmilszymi z mieszkańców Świata Magii.
Kochał ją. Tak, bez wątpienia można użyć tego sformułowania. Ona na swój sposób też go kochała, jednak wiedziała, że ich miłość nie ma szans. Obydwoje podobali się sobie nawzajem, i byli tego świadomi. Asus, mimo, że nigdy jej tego nie powiedział, to nie był w stanie tego ukryć. Layna również nie potrafiła ukryć swoich uczuć, jednak bardzo się bała, że gdy łapanie Lemida zejdzie na boczny tor, a główną drogą w jej życiu stanie się miłość, nigdy nie uda jej się schwytać go i pomścić wypadek… Asus wiedział o tym i nigdy nie narzucał się przełożonej. Żył w nadziei, że któregoś dnia jego przełożona spełni swą ambicję, i ufał, że wtedy przyjdzie kolej na niego.
- No cóż – przerwał chwilę milczenia Asus – czas się zabrać za brudną robotę.
- Dziś, prócz tego nic nam nie pozostało.
"Czasem w życiu napotykamy przeszkody, których nie możemy uniknąć.
Jednak pojawiają się one nie bez przyczyny.
Zrozumiemy je dopiero wtedy, gdy je pokonamy."
Paulo Coelho - "Piąta Góra"
Jednak pojawiają się one nie bez przyczyny.
Zrozumiemy je dopiero wtedy, gdy je pokonamy."
Paulo Coelho - "Piąta Góra"