Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Lalka
#1
Edytowano, celem wprowadzenia poprawek 08.08.2011

To tekst, który powstał 19, 20 i 21 dnia pisania przeze mnie 750 słów. Jak się okazało były to ostatnie dni, kiedy pisałam normę, toteż wrzucam go ku pamięci.
Nie jest zaskakujący, ale to raczej wprawka dla poćwiczenia stylu.

***

Lalka

Tragedia w pięciu aktach



Akt I

Była piękna. Bez wątpienia. Miała jasną – porcelanową cerę, na której próżno było szukać najmniejszej skazy. Twarz wydawała się trochę za pulchna, lecz ten mankament tracił znaczenie, gdy napotkało się spojrzenie zielonych, przywodzących na myśl kocie, oczu. Usta – na wieczność zastygłe w półuśmiechu, nadawały twarzy zamyślony wygląd. Jednak tym, co czyniło ją wyjątkową, były włosy – czarne jak smoła. W dotyku przypominały najwyższej jakości aksamit. Wiły się na małych plecach miękkimi puklami niczym węże na głowie Meduzy. Gdy musnęły je promienie słońca, nabrały blasku kruczych skrzydeł. Drobne ciałko zdobiła strojna, satynowa suknia. Uszyto ją na dawną modłę, zdobiąc materiał złotą nicią. Zachwycała czerwienią, Jak najdelikatniejsza róża, która prócz swego piękna, posiada także kolce. Ona także zdawała się kusić.
W niewinny i jednocześnie przerażający sposób.
To właśnie pomyślała Helen, gdy zobaczyła ją po raz pierwszy.
Lalka…
Miniaturowa kobieta – dziecko. Zatrzymana w czasie. Wiecznie piękna i niewypowiedzianie samotna.
- Skąd to się tu wzięło? – zapytał zaskoczony Scott Hamilton, zobaczywszy osobliwe znalezisko w salonie domu, do którego właśnie wprowadził się z rodziną.
- Co takiego, kochanie? – odpowiedział mu łagodny, pogodny głos.
Mężczyzna odsunął się nieznacznie, by umożliwić żonie oględziny przedmiotu. Kątem oka zauważył, jak usta kobiety rozszerzają się w szczerym uśmiechu. Nie zdziwiło go to. Porcelanowe lalki były wielką namiętnością Helen. Zbierała je od dziecka. Teraz cała, drogocenna kolekcja spoczywała w jednym z pudeł, które wnosili pracownicy firmy przewozowej. Kobieta podeszła do zabezpieczania podróży swoich małych podopiecznych z matczyną troskliwością i iście nazistowską precyzją. Każda figurka została dokładnie owinięta miękkim płótnem i niczym Jezus do grobu złożona nabożnie w kartonowym pudle. Biada temu, kto ośmieliłby się uszkodzić skarb.
- Jaka cudna! – Helen, postawiwszy na podłodze niespełna rocznego synka Timmy’ego, postąpiła o krok do przodu, modląc się w duchu, by właściciel zabawki nigdy się nie odnalazł. Chłopczyk znalazł sobie natychmiast inne zajęcie i popełzł w kierunku fotela, by poćwiczyć wspinaczkę. Kobieta zachowywała się tak, jakby własne dziecko kompletnie przestało ją obchodzić.
Z bliska znalezisko prezentowało się jeszcze bardziej okazale. Lalka bezwstydnie lśniła nowością. Wprost nie mogła uwierzyć uwierzyć, iż ktoś ją po prostu porzucił. Helen nie robiła sobie nadziei. Choć eksponat byłby ukoronowaniem jej kolekcji, pewnie miał już właściciela. To jednak nie zmąciło radości, którą dawało przebywanie w jednym pomieszczeniu takim cudem.
Z matczyną troskliwością ujęła w dłonie porcelanowe maleństwo.
Powoli i ostrożnie – niemal z namaszczeniem.
Gdy jej palce zetknęły się z ceramiczną imitacją skóry, poczuła jak przez całe ciało przechodzi dreszcz. Zimny i nieprzyjemny. Targnęło nią irracjonalne przeczucie, które za nic nie dało się sprowadzić do rangi zwykłej fanaberii i opuścić mózgu. Helen nie potrafiła już cieszyć się znaleziskiem. Piękno, które jeszcze przed chwilą ją zachwycało – teraz zaczęło przerażać. W niewinnym przedmiocie było coś odpychającego.
Kobieta pomyślała, że lalka ma duszę. I życie, do którego kochająca matka i żona nie chciała mieszać swoich bliskich.
Powód znalezienia się tego w domu, nie dawał jej spokoju.
Kto mógł zostawić lalkę?
Pracownicy, którzy remontowali dom?
Poprzedni właściciele?
Było też drugie pytanie. Ważniejsze. Dlaczego porzucono ozdobę?
Zadzwonię do firmy remontowej i dowiem się, kto ją tu zostawił – skwitowała, odkładając znalezisko na podłogę. Udawała, że nic się nie stało. Próbowała wmówić sobie, iż lalka nie wywołuje w niej strachu, ale przychodziło jej to z zadziwiającym trudem.

Akt II

Wnoszenie mebli, kartonów i urządzanie nowego lokum okazały się do tego stopnia wyczerpujące, iż kobieta dopiero wieczorem znalazła czas na telefon w sprawie lalki. Była skonana, usypiała na stojąco, dlatego za pierwszym razem wybrała zły numer. Gdy irytujący głosik w słuchawce poinformował ją:
- Przepraszamy, wybrany numer jest nieprawidłowy.
Powtórzyła czynność, przeklinając pod nosem. Była coraz bardziej sfrustrowana. Nie miała jednak najmniejszego zamiaru odkładać tego do jutra.
W końcu udało się nawiązać połączenie. Kiedy nadzorca remontu powiedział:
- Proszę pani… Ależ żadnej lalki tam nie było. Zauważyłbym ją.
Pomyślała, że się przesłyszała i ponowiła pytanie, lecz doczekała się dokładnie takiej samej odpowiedzi. Gdy mężczyzna zaczął przebąkiwać coś o znudzonych gospodyniach domowych, zakończyła rozmowę.
- Czyli zostajesz… - rzuciła do leżącej na sofie lalki, kiedy opuszczała salon.
Nie potrafiła już cieszyć się z faktu posiadania jej, ale jednocześnie nie umiała przyznać, iż boi się niepozornego przedmiotu.

W nocy rozszalała się burza, na co zresztą się zanosiło od rana. I nie była to taka zwykła – byle jaka burza. Niektóre zjawiska pogodowe zdają się żyć własnym życiem. Ta do nich należała.
Helen obudziło głośne dudnienie deszczu o szybę. Powtarzało się w regularnych odstępach czasu, niczym marsz wygrywany przez dobosza podczas obchodów Dnia Niepodległości.
Albo nie.
Było jak melodia, którą słyszy się oglądając występy cyrkowe dokładnie w momencie, kiedy swoje sztuczki prezentuje clown. Ten dźwięk zdawał się podnosić napięcie. Zupełnie jakby miało się wydarzyć coś bardzo, bardzo nieprzyjemnego.
Helen, przebywając jeszcze w krainie sennych marzeń, pomyślała:
Zaraz coś się stanie.
I otworzyła oczy. Spodziewała się przecinającej niebo błyskawicy, groźnego grzmotu, a nawet połamanego wiatrem drzewa, które, tłukąc szybę, wdziera się do sypialni. Nic takiego się nie stało…
Skąd brał się dojrzewający niepokój, który czuła? Narastał falowo, wraz z przyśpieszającym biciem jej serca, osiągając apogeum, gdy wzrok kobiety prześlizgując się po otulającym pomieszczenie mroku, natrafił na…
Lalkę.
Mała kobietka siedziała dumnie na nocnym stoliku, przyglądając się z uwagą właścicielce. Robiła to z nieskrępowaną nachalnością, a miniaturowa twarzyczka nie wyrażała żadnych emocji. Mimo to wzbudziła w kobiecie strach. Usteczka, choć pozornie nie zmieniły ułożenia, nabrały drwiącego wyrazu, jakby lalka miała zamiar zaraz je otworzyć i powiedzieć coś nieprzyjemnego. Być może groźbę.
Z ust kobiety wyrwał się cichy krzyk, który do złudzenia przypominał jęk zawodu publiczności, gdy clown gubi wszystkie piłeczki, przestaje żonglować i ze zrezygnowaną miną kończy występ.
Czuła się jak w cyrku. Jakby to ona była clownem – obiektem żartów. Nikt nie żartował z Helen Hamilton – miss szkoły rocznik dziewięćdziesiąt sześć. W jej mniemaniu była to zbrodnia gorsza niż kradzież. Swoją drogą nie miałaby nic przeciwko, gdyby ktoś włamał się do domu i ukradł laleczkę.
Scott wymamrotał coś przez sen, po czym przewrócił się na drugi bok, lecz nadal spał.
Helen i lalka zostały same i co najmniej jednej z nich to nie odpowiadało. Kobieta musiała w końcu przyznać przed sobą, że boi się przedmiotu.
Naprawdę.
Coraz bardziej.

Akt III

Dzień rozpoczął się od kłótni. Fakt ten - sam w sobie - nie był dziwny, ale jego przyczyna już tak.
- Chyba zwariowałaś! – wrzasnął z irytacją Scott.
Gdy pierwszy raz padło pytanie:
- Kochanie, nie przeniosłeś czasem lalki do sypialni? - zachował spokój.
Za drugim był już lekko poirytowany. Przy trzecim ledwo pohamował złość i tak dalej. W końcu stracił cierpliwość, czerwieniąc się jak dojrzały pomidor.
Helen prychnęła coś w odpowiedzi, wstając od stołu. Nagle mąż wydał jej się obcym człowiekiem. Czuła się samotna i niezrozumiana, ale przecież lalka nie mogła sama wejść do sypialni. Timmy nie chodził, ona nie ruszała przedmiotu, mógł to zrobić tylko mężczyzna. Przez jej myśl przemknęło, iż Scott zrobił to celowo. Tylko, dlaczego miałby to robić? I kiedy? Kobieta miała słaby sen, zawsze słyszała, kiedy mąż wstaje w nocy.
Nie tak wyobrażała sobie nowe życie w wymarzonym domu.
Milczenie, które zapadło przy stole, zwiastowało ciche dni pomiędzy małżonkami.

Samowolna lalka została zesłana do piwnicy, gdzie w szczelnie zamkniętym kartonie miała oczekiwać na złagodzenie wyroku.

Kolejna noc minęła spokojnie. Helen nie śniły się koszmary, nie zbudziła jej żadna burza, a co najważniejsze nie nękała jej lalka. Kobieta przespała dziesięć godzin, jak beztroskie dziecko. Obudziło ją dopiero jasne słońce, które ciekawsko zaglądało do środka przez okno. Czuła się rześka i wypoczęta. Sen przyniósł upragnione odprężenie, a świat znów wydawał się przyjaznym miejscem. Jak kiedyś – zanim znalazła lalkę.
Najciszej jak potrafiła, wyślizgnęła się z łóżka i zeszła na dół. Zapach świeżej kawy na dobre pobudził jej zmysły, więc z kubkiem w dłoni udała się na poszukiwanie porannej gazety. Tę znalazła na progu, a wraz z nią…
Lalkę, która bezwstydnie wystawiała bladą twarzyczkę na działanie promieni słonecznych niczym zadowolona plażowiczka.
Najpierw Helen wybuchnęła śmiechem. Następnie rozejrzała się dookoła, jakby bała, iż zobaczą ją sąsiedzi. Ucichła, zbladła, a na końcu wpadła w złość, po tym, jak jej ulubiony kubek upadł na posadzkę, rozpryskując się z hukiem na kilkadziesiąt drobnych, mieniących się w słońcu kawałków. Kobieta nie miała ani czasu, ani ochoty na sprzątanie bałaganu. Nie zwracając uwagi na to, że zostawia otwarte drzwi, pobiegła na górę obudzić męża.
Po niemal identycznej jak poprzedniego dnia rozmowie doszła do wniosku, iż ciche dni właśnie zmieniły się w tygodnie…
Postanowiła wypowiedzieć lalce wojnę. Zawsze to lepiej niż usiąść, załamać ręce i stwierdzić, że przedmiot jest niebezpieczny i nie należy go ruszać z domu. To byłoby poddanie się.
A Helen Hamilton nigdy się nie poddawała. Słowo poddać się nie istniało w jej słowniku.

Akt IV

- Ciekawe… - Tylko tyle zdołał wydobyć z siebie właściciel antykwariatu po oględzinach lalki. – I mówi pani, że znalazła ją w domu po przeprowadzce?
Mężczyzna podniósł wzrok i spojrzał na Helen zawodowym wzrokiem sześćdziesięcioletniego, łysego okularnika. Dokładnie takim samym, z jakim kilka sekund wcześniej lustrował potencjalny nabytek. Kobieta poczuła się jak rzecz i nie było to przyjemne uczucie.
- Już mówiłam – prychnęła z irytacją, z góry przygotowana na powtórne streszczanie całej historii.
Popatrzyła na mężczyznę z politowaniem. Miał na sobie brązowy, wełniany, zdewastowany upływem czasu i inwazją kolejnych pokoleń moli sweter. Możliwie, iż był pasjonatem, ale sklep nie prosperował dobrze. Poznała to, po brudnych oknach, zaniedbanych meblach i wszechobecnym kurzu, od którego dostała ataku alergii. Bywała w podobnych miejscach. To wydawało jej się tak zapuszczone, że, gdyby nie chęć jak najszybszego pozbycia się miniaturowego prześladowcy, poszukałaby innego sklepu.
- Na pewno chce ją pani sprzedać? – Sprzedawca łypnął na nią podejrzliwie.
- Bierze ją pan, czy nie? – spytała z wyraźnym znużeniem w głosie.
- Takich lalek już nie robią, proszę pani – mamrotał dalej zafascynowany. – Jest utrzymana w doskonałym stanie, chociaż…
Był to sygnał, iż antykwariusz jest rzeczywiście zainteresowany nabytkiem, ale nie za sumę, którą powinien faktycznie zaoferować.
- Ile?
- Musiałbym się zastanowić… Wycenić. Proszę spojrzeć. – Ukryte za grubymi szkłami oczka dostrzegły pierwszą skazę. – Sukienka jest lekko poszarpana.
Kobieta westchnęła. Nie pamiętała, czy wada znajdowała się na materiale wcześniej, czy powstała w momencie, gdy sama wrzuciła laleczkę do pudła pełnego rupieci. Żałowała, że zamiast sukni nie uszkodziła porcelanowej główki.
- To naturalnie obniża wartość – ciągnął dalej mężczyzna.
- Ile może mi pan zaoferować?
Frustracja Hellen osiągnęła już pułap, przy którym gotowa była dopłacić, by pozbyć się intruza. Nie złożyła jeszcze propozycji, gdyż doszła do wniosku, iż w ramach zadośćuczynienia za urazy psychiczne, powinna otrzymać pieniężną rekompensatę.
- Być może jutro…
- Dziś! – krzyknęła histerycznie.
Właściciel zlustrował ją dziwnym wzrokiem, myśląc zapewne, iż ma do czynienia z wariatką. Miała to gdzieś, nie planowała więcej odwiedzać tej nory. Jednak powrót do domu z lalką nie wchodził w rachubę.
- Dlaczego tak pani na tym zależy? – zdziwił się staruszek.
- Nie pasuje do wystroju domu – wypaliła, siląc się na swój najlepszy, wręcz uwodzicielski uśmiech.
Dziesięć minut później wyszła ze sklepu bogatsza o trzynaście dolarów i okropną drewnianą szkatułkę. Właściwie sprzedała swój kłopot za trzydzieści, ale lwią część otrzymanej zapłaty pochłonęła należność za puzderko, które wcisnął jej przedsiębiorczy antykwariusz, choć na takiego nie wyglądał. Najważniejsze, że pozbyła się lalki. To zdecydowanie poprawiło jej humor.
Wracała do domu z mocnym postanowieniem naprawienia relacji z mężem oraz wyrzucenia z pamięci dziwnych wydarzeń.

Akt V

Po powrocie doznała dziwnego uczucia. Wydawało jej się, że wraz ze zniknięciem laleczki, z lokum wyparowała dziwna, tłamsząca energia, której obecności doznawała od chwili przeprowadzki. W końcu pozbyła się wrażenia, iż jest nieustannie śledzona. Jakby ktoś zrzucił z jej piersi niewidzialny ciężar. Znów mogła oddychać spokojnie.
Naturalnie Scott nadal się na nią boczył, a kosztowna i nieporęczna szkatułka nijak nie pasowała do mebli i kolorów ścian, ale cel strategiczny został osiągnięty.
Porcelanowa dama zniknęła z życia rodziny.
Helen położyła się spać z nową lekkością i pogodą ducha, które nie opuszczały ją aż do północy…
Krótko po tym, jak kukułka schowała się do bezpiecznego zegara, wybiwszy północ, kobietę obudził płacz dziecka. Była to najbardziej prozaiczna rzecz pod słońcem. Timmy budził się często – z głodu, kiedy miał mokro i wielu innych powodów.
Matka zwlokła się z łóżka, z przekleństwem na ustach. Nie mogła liczyć na nagły opiekuńczy gest męża. W ich związku obowiązywał następujący podział obowiązków: Scott zarabiał na utrzymanie rodziny, ona zajmowała się domem i synkiem.
Nie chcąc budzić mężczyzny, pozwoliła, by pokój pozostał skąpany w mroku. Doszła do drzwi po omacku, opierając się o ścianę. Choć jej ciało poruszało się i przemieszczało, umysł nadal spał. Pokój dziecinny znajdował się tuż obok. W miarę jak się do niego zbliżała, coraz wyraźniej uświadamiała sobie, iż płacz ustał. Timmy po przebudzeniu zwykle darł się w niebogłosy i tylko interwencja rodzica, kołysanka, a czasem butelka ciepłego mleka były w stanie go uciszyć. Tym razem słyszała to tylko pojedynczy krzyk. Pochodził jakby z oddali, a nie zza ściany. Pomyślała, że pewnie jej się przyśnił, ale na wszelki wypadek kontynuowała marsz ciemnym korytarzem, który zdawał się ją wsysać.
Pomieszczenie oświetlały tylko promienie księżyca. Gdy matka stanęła w progu, jej oczy zarejestrowały coś dziwnego, lecz obraz dopiero po chwili dotarł do mózgu. Jeden ze zdobiących ścianę cieni ożył nagle, nabierając rzeczywistych, cielesnych kształtów skarłowaciałego człowieka.
Poruszył się.
Najpierw nieznacznie. Potem skulił, jakby chciał osłonić się przed niewidzialnym ciosem. Kobieta zapomniała na chwilę o potrzebującym uwagi synku i, stojąc w progu, tępo wpatrywała się w ścianę, a wyobraźnia podsuwała jej sprzeczne interpretacje wydarzeń. Czuła czyjąś obecność. Nieważne, kto to był.
Nieprzyjaciel. Tylko to przychodziło jej do głowy.
Gdy wydawało się, iż mały cień jest bezpieczny, spod zdobionego samochodzikami dywanu wypełzła koścista, widmowa ręka. Chude jak odnóża pająka ręce owinęły się wokół cienistej nóżki skulonego cienia, a potem szarpnęły tak mocno, iż malec na próżno starał się znaleźć punkt zaczepienia w gładkiej ścianie. Gdy został wciągnięty pod dywan, Helen jęknęła, jakby sama była ofiarą.
Obie mary zniknęły.
Kobieta ocknęła się, ziewnęła, biorąc wizję za niedokończony sen, którego fragmenty mózg nadal wyświetlał i cichutko podeszła do łóżeczka.
Timmy nakrył się kołderką, aż po samą główkę, co wywołało w niej przypływ matczynej czułości. Uświadomiła sobie nagle, jak mało uwagi poświęcała mu w ostatnich dniach, a przecież nie była złą matką. Nie chciała nią być. Wyciągnęła rękę, by poprawić nakrycie. Lecz, kiedy materiał zsunął się z główki dziecka, z trwogą zorientowała się, iż malec zniknął. Przepadł, podobnie jak jej własny głos, którym chciała wezwać pomocy, ale nie była w stanie. Za to z jej ust wyrwał się bezsilny lęk, który wydają samice zwierząt, straciwszy młode.
Na miejscu, gdzie powinno znajdować się dziecko, była… lalka.
W małych, szklanych oczkach odbijały się nieśmiało promienie księżyca. Zniknęła gdzieś czerwona, balowa suknia, która dotąd zdobiła małą damę. Została zastąpiona przez znajome śpiochy w samochodziki. Gdy oszołomiona Helen przyjrzała się bliżej blademu obliczu porcelanowej kobietki, z przerażeniem stwierdziła, iż jej źrenice zmieniły kolor. Zamiast soczystej zieleni, patrzyło na nią spojrzenie chłodnych, błękitnych tęczówek. Takich, jakie miał Timmy. Drobne, karminowe usteczka wydawały się rozciągać w promiennym uśmiechu…
Gwałtowny poryw wiatru szarpnął okiennicą, otwierając ją na oścież. Lodowate powietrze przemknęło pieszczotliwie po skórze Helen, wywołując gęsią skórkę. Kobieta zamarła w bezruchu. Przez chwilę – jedno krótkie uderzenie serca – miała wrażenie, że powiew przyniósł z sobą jakiś dźwięk. Z początku był on niemożliwy do zidentyfikowania, ale, im dłużej się nad tym zastanawiała, doznawała większej pewności, iż go rozpoznaje. Mówił:
– Mamo.
Znikł jej głowy równie gwałtownie, jak się w niej pojawił, zostawiając samą z nowym dzieckiem.
Helen wydała z siebie ostatni, będący mieszaniną strachu, zdziwienia, wściekłości i bezsilności, jęk. Pojedynczy dźwięk, który wyrażał wszystko. Tylko na tyle było ją stać. Choć całą sobą pragnęła roztrzaskać porcelanową główkę o ścianę, pozostała nieruchoma. Wiedziała, że Timmy odszedł bezpowrotnie.
Jednak najgorsze było poczucie winy. Wiedziała, że nie pozbędzie się go do końca życia.
Tak jak lalki.
Patrząc na nią po raz ostatni, pomyślała, że miniaturowa twarz z każdą minutą nabiera więcej rumieńców. Zupełnie jakby jakaś niewytłumaczalna siła tchnęła w przedmiot życie.


KONIEC
Odpowiedz
#2
Nie znam się jakoś specjalnie, lecz według mnie estetycznie jest to napisane zawodowo. Nie patrzałem na ortografię i interpunkcję, ale składowo jest świetnie Smile
Takie spokojne wydarzenia to raczej nie dla mnie, lecz te wydarzenia z lalką faktycznie były zadziwiające. Według mnie opisy były trochę za długie.
Może ma pani jakieś opowiadnia fantastyczne? Chętnie bym przeczytał więcej pani dzieł. Big Grin
Odpowiedz
#3
Dziękuje za opinię.
To opowiadanie powstało głównie po to, by poćwiczyć opisy, więc to na nich się skupiłam.
Fantastyki niestety nie piszę, a reszty swoich tworów się wstydzę. Póki co czekają na gruntowane korekty.
Odpowiedz
#4
Droga Kassandro, po przeczytaniu bałam się przejść korytarzem do kuchni, żeby zrobić sobie herbatę Wink Chciałaś ćwiczyć opisy, no i Ci się udało, jak dla mnie to są one najmocniejszą stroną opowiadania. Sama historia też w porządku... chociaż tyle już było tych motywów z upiorną lalką... po przeczytaniu jej opisu na samym początku myślałam, że akcja będzie toczyła się w jakimś zakurzonym antykwariacie... i ten amerykański dom trochę mnie rozczarował. Ale poza tym "Lalka" jest na plus Wink
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#5
Cytat:Powód, znalezienia się tego w domu, nie dawał jej spokoju.
te przecinki wydają mi się zbędne, ale nie jestem specem od interpunkcji, jakby coś.
Cytat:bogatsza o trzynaście dolarów i kropną drewnianą szkatułkę.
literówka. Więcej tego typu błędów nie wypatrzyłam.

Teraz takie moje widzimisię:
- za dużo wielokropków,
- za dużo "iż",
-
Cytat:Helen i lalka zostały same i co najmniej jednej z nich to nie odpowiadało. Kobieta musiała w końcu przyznać przed sobą, że boi się przedmiotu.
Naprawdę.
Coraz bardziej…
o wielokropkach już wspominałam. Według mnie lepiej napisać po prostu coś w stylu "Kobieta musiała przyznać sama przed sobą, że boi się przedmiotu, i to coraz bardziej". To "Naprawdę. Coraz bardziej..." dla mnie już wygląda sztucznie, takie na siłę budowane napięcie.
Cytat:Helen wydała z siebie ostatni, będący mieszaniną strachu, zdziwienia, wściekłości i bezsilności, jęk. Pojedynczy dźwięk, który wyrażał wszystko. Tylko na tyle było ją stać. Choć cała sobą pragnęła roztrzaskać porcelanową główkę o ścianę, pozostała nieruchoma. Wiedziała, że Timmy odszedł bezpowrotnie.
Jednak najgorsze było poczucie winy. Wiedziała, że nie pozbędzie się go do końca życia.
Tak jak lalki.
Patrząc na nią po raz ostatni, pomyślała, że miniaturowa twarz z każdą minutą nabiera więcej rumieńców. Zupełnie jakby jakaś niewytłumaczalna siła tchnęła w przedmiot życie.
tutaj przeszkadza mi to "ostatni", po pierwsze, mimo, że powtórzenie odległe, drażni, po drugie, znów trochę sztucznie. Pogrubiony fragment sugeruję jakoś nieznacznie przeredagować. Poza tym drugie z pogrubionych zdań jest po pierwsze powszechnie stosowanym w książkach, absurdalnym zwrotem, bo z całą pewnością ten jęk nie wyrażał np. radości albo, nie wiem, chęci zjedzenia orzeszków, więc nie mógł wyrażać WSZYSTKIEGO. Wiem, pewnie się czepiam, ale dla mnie to jest po prostu głupie zdanie.
Cytat:Przez chwilę – jedno krótkie uderzenie serca – miała wrażenie
wywaliłabym, też książkowe, i jak dla mnie za ckliwie wygląda.

Niektóre zdania jak dla mnie nieco przydługie i za bardzo opisowe, ale to tylko kwestia upodobań, lubię oszczędność. Niemniej, całość jest ok, chociaż faktycznie przewidywalna.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#6
Nie no, opowiadanie fajne, a jeśli chodzi o opisy to moim, skromnym zdaniem wyszły należycie. Jako, iż herbatę mam przy sobie a z nastroju wytrąciło mnie sprawdzanie rozkładu jazdy nie mogę sprawdzić jak bardzo klimatyczny jest tekst.

Mała uwaga:

"W końcu udało się nawiązać połączenie. Kiedy nadzorca remontu powiedział:
- Proszę pani… Ależ żadnej lalki tam nie było. Zauważyłabym ją."

Biedaczek - nie wie jakiej właściwie jest płci Wink
"Problem w tym, mili moi, że za mało tu kowboi, a za dużo się wypasa świętych krów"
Z. Hołdys, Lonstar, "Countrowersja" 

Kroniki Białogórskie: tom I - http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=2143 (kto szuka ten znajdzie wersję płatną Wink ); tom II - http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=9341.

kronikibialogorskie.pl, czyli najbrzydsza strona www w internetach
Odpowiedz
#7
Tekst mi się podobał, pobudził moją wyobraźnię, jednak nie tak bardzo, jak bym tego chciał, niestety. Ogólnie, konstrukcja jest dobrze przemyślana, wykonanie też zasługuje na pięć z plusem, mimo to czegoś mi tu zabrakło. Albo przeciwnie, było coś, czego jednym słowem właśnie powinno brakować (w mojej opinii): jak dla mnie Helen zbyt szybko zaczęła bać się lalki; zbyt szybko dotarło do niej, że coś z nią jest nie tak. Jak dla mnie powinno to dziać się nieco wolniej, a świadomość o dziwności lalki nie powinna trafiać do bohaterki od razu po wywołanym przez zabawkę dreszczu. Ale to tylko moja opinia Wink

Moja ocena: 4/5.

Pozdrawiam
Bujaj w obłokach, bo tylko w ten sposób możesz wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
...warto pamiętać.



Odpowiedz
#8
Bardzo dziękuje za komentarz.
Jak już pisałam, to tekst ćwiczebny, który z założenia miał być niewielkich rozmiarów.

Pozdrawiam
Odpowiedz
#9
Warsztatowo w porządku. moim zdaniem trochę za bardzo lubisz duże słowa, ale to może być element stylu, więc sie nie czepiam.

Jako wprawka warsztatowa, ok, choć przyznam, że tekst nie wywołała na mnie takiego wrażenia, jak na przedmówcach. On od początku do końca jest jasny.
Nie ma atmosfery tajemniczości, która zawsze towarzyszy tekstom grozy. Nie ma żadnego niedopowiedzenia (poza końcówką, ale końcówka to w opowiadaniu grozy za późno, żeby budować atmosferę).

Bardziej szczegółowo:

1. Znajdują w domu lalkę. Kobiecie sie od razu nie podoba, ba, wprawia ją w zły humor ale zamiast wystawić ją przed kosz na smieci, trzyma ją, potem zamyka w piwnicy, dopiero potem sprzedaje.
2. "Nazistowska precyzja" jest frazą mi nieznaną. Nazizm nie jest synonimem precyzji afaik.
3. Jesli lalka wraca, a tego nie chcemy, pierwszym sensownym pomysłem jest rozwalenie jej młotkiem. Bo niby czemu nie?
4. "Porcelanowa imitacja skóry" - porecelana w lalce nie imituje skóry. Ona ją reprezentuje, a to co innego.
5. "Zostawiając samą z nowym dzieckiem" - NIE. To niejest nwoe dziecko, tylko lalka, nie wiem, która kobieta podeszłaby tak do tematu.
6.Dlaczego właściwie dręcza ją wyrzuty sumienia?
7. "chłodnych, błękitnych tęczówek" - domyslam się, że chodzi ci o chłodny kolor, ale z tego zdania wynika, jakby tęczówki patrzyły chłodno - a dzieci na ogół jednak nie patrza w ten sposób.

Ogólnie, poza moim zdaniem średnio rozłożonym napięciem - dobry tekst.
Odpowiedz
#10
Bardzo dziękuję za komentarz.
Faktycznie tekst nie powstał po to, by straszyć i trzymać w napięciu.

Co do szczegółowych uwag... Nie będę wdawać się w dyskusję na ich temat, gdyż uważam, że tekst powinien bronić się sam, a każdy czytelnik ma prawo do własnej interpretacji.

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#11
Interesujące - jeśli to jest raptem tekst ćwiczebny to chętnie przeczytam coś napisanego "na poważnie". Jeśli miałbym do tego jakieś zastrzeżenia, to tylko to, że za szybko się kończy. Jeśli zostałoby to rozwinięte, dopieszczone o poglębiającą się nerwicę głównej bohaterki i obsesję na punkcie lalki, to mielibyśmy horror naprawdę wysokich lotów.
Mocne 4/5
Jgbart, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Nov 2009.
http://www.youtube.com/watch?v=4LY-n9nx5...re=related

Necronomicon " Possesed Again" \m/
Necrophobic "Hrimthursum" \m/

EVERYONE AGAINST EVERYONE - CHAOS!
Odpowiedz
#12
Ślicznie dziękuję za komentarz.
Tekst był tak pomyślany, żeby zajmował mało miejsca. Może faktycznie podumam nad rozszerzeniem.

Pozdrawiam.
Odpowiedz
#13
Cytat:Wprost nie mogła uwierzyć uwierzyć, iż ktoś ją po prostu porzucił.

Wkradło się podwójne słowoTongue.

Ciężko ocenić ten tekst jednoznacznie. Jako wprawka - bardzo dobry. Z reguły nie gustuję w długich opisach, w tym przypadku jednak uznaję je za zaletę. Są plastyczne, nie przekombinowane i po prostu pasują. Jako horror niestety jestem na nie. Wg mnie za szybko lalka zaczyna działać, a klimat cierpi na tym niemiłosiernie. Do tego bohaterce brakuje nieco logiki - czemu od razy nie wyrzuciła, albo nie zniszczyła lalki, skoro byłą tak straszna? Samo zakończenie jest jednak dla m,nie wielkim plusem - podoba mi się wizja, gdy lalka z zemsty zostaje nowym dzieckiem.

Tak jak napisałem wcześniej: bardzo dobra wprawka, horror tylko średni. Ale jak już napisał ktoś przede mną - skoro to "tylko" wprawka, to chętnie sięgnę po tekst na serio. Pozdrawiam.

Ocena 6/10
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#14
Twój tekst ćwiczebny jest lepszy od wielu "profesjonalnych" na forum. Wiem, że ilość moich komentarzy nie świadczy o tym, żebym dużo przeczytał, ale pod niektórymi opowiadaniami nie warto nic pisać, bo są po prostu nudne. Nie ruszają czytelnika w żaden sposób. Twój tekst rusza.
Piszesz, że chciałaś potrenować opisy. Rzeczywiście stoją na wysokim poziomie. Przebrzmiały język (porównania do Jezusa, nazistów itp.) pasuje do całości i pomaga budować klimat, który jest na tyle mocny, że "kupuję" całość, pomimo słabej fabuły (nielogiczne działania bohaterki).
Odpowiedz
#15
Fiteł, Szaden - bardzo dziękuję za odwiedziny.
Zdaję sobie sprawę, że jest to kaleki horror, ale nie pisałam go po to żeby straszył. Maksymalne uproszczenie fabuły i skupienie się na końcówce było w tym przypadku celowe, bo nie o fabułę mi chodziło. Potem miałam problemy z przypasowaniem go do konkretnego działu. Ostatecznie znalazł się tutaj, choć odstaje od reszty tekstów klimatem.
Tym bardziej cieszę się, że dostrzegliście w nim coś pozytywnego Smile

Jeszcze raz dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości