Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
LIGHTS OUT
#1
Cześć!
Jest czwarta rano, jakby co. Chciałem podzielić się z wami bardzo niesztampowym, wyjątkowym opowiadaniem, którego nie da się w zasadzie oceniać wszelkimi znanymi skalami. Można powiedzieć "fajne" albo "gupie" i dodać " (cośtam) było spoko, a "..." nie.". Okazjonalnie występują przekleństwa w celu podkreślenia targających człowiekiem emocji.
Aha, jednocześnie nie spodziewajcie się przełomu w literaturze, delikatnie mówiąc.


LIGHTS OUT


Kiedy nastąpiła ostatnia pełnia tego urodzaju
Hermes przyszedł odwiedzić Zeusa u szczytu góry Olimp.
„Królu – rzekł – nastaje drugi gniew bogów.
Pod wodzą Gerimesa ludzkość przestaje bać się opiekunów
i krążą wieści wśród tytanów jakobyśmy mieli
otworzyć drugie dno puszki Pandory
jako karę dla stworzonej przez nas rasy. Czy to prawda?
„Kara nastąpi lecz w inny sposób” Rzekł na to Zeus,
po czym pierdolnął piorunem tak mocno,
że się drzewa poobalały i światła zgasły na ziemskim podole
by już nigdy nie zabłysnąć ponownie.






ROZDZIAŁ I

- Chyba światła zgasły – stwierdził Garnasz nakrywając twarz kołdrą.
- Co za różnica – odparł jego brat Ejdan. – I tak się chowasz pod pierzyną.
Chłopiec nic nie odpowiedział. Oddychał powoli próbując usłyszeć dźwięki telewizora z pokoju rodziców. Na próżno.
- Chyba światła zgasły. – Powtórzył.
- Ty to ale jesteś głupi – Ejdan odwrócił się twarzą do ściany i wtulił twarz w poduszkę.
Nie zdążył jednak zasnąć, gdyż po chwili drzwi otworzyły się niedelikatnie i wszedł do pokoju Toreb, ojciec rodzeństwa.
- Nie, u chłopców też nie ma prądu! – Krzyknął bezceremonialnie w głąb mieszkania – Sprawdź bezpieczniki!
Dalej nie działo się nic ciekawego. Małżeństwo sprawdziło bezpieczniki, bla bla bla, nie ma prądu, zapalili świeczki i czekali aż telewizor zaskoczy i obejrzą końcówkę swojego serialu. Oczywiście telewizor nie zaskoczył bo nie było prądu, więc jakaś większa awaria, ojciec dzwonił do elektrowni, ale telefon nie działał, dzwonił z komórki, też dupa, ipody młodych nagle się rozładowały i w ogóle takie ogólne chaotyczne sprawdzanie różnych źródeł energii nie przyniosło żadnych pozytywnych wieści, tylko jedną negatywną mianowicie że nie ma elektryczności w domu.
Już Toreb miał sprawdzać kolejne losowe urządzenia zasilane energią elektryczną kiedy usłyszał łopotanie do drzwi a na dworze padało i była noc tak a propos.
- Wejdź Krowrze! – Wydarł się ojciec.
Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypieniem i do domu wszedł Krowr, przyjaciel rodziny który był też sąsiadem mającym stado krów i dwa ostatnie bizony w Częstochowie.
- Jak możecie być tak spokojni?! – wydarł się zrzucając pokry płaszcz i zostawiając ślady błota na błękitnych płytkach. – Czy wy nie widzicie co się dzieje na zewnątrz?!
- Wichura szaleje, ot co – odparła głowa rodziny, lekko urażona – Zszarpała druty i nie ma prądu.
Wichura, żona Toreba spojrzała zaniepokojona na bliskiego przyjaciela rodziny - Krowra, ale szybko zorientowała się, że to tylko gra słów i jej mąż nic nie podejrzewa.
No, tak czy siak Krowr powiedział rodzinie, że to nie tylko to, bo umarli powstali z grobów i idą szturmować mieścinę. A jako, że nie ma prądu to nie można wiadomości pooglądać, ale to chyba jakaś grubsza sprawa bo z najwyższego szczytu w Andach nie widać żadnego światła prócz ognisk w okolicznych wioskach i miasteczkach czyli, że więcej niż jedna elektrownia padła bo jedna to ogarnia Częstochowę i Nowy Jork i wszystko na północ od nich, a druga na południe i skoro na południe od tych miast się nie świeci to znaczy że dwie elektrownie nie mają prądu. I że to nie o pozrywane druty chodzi bo jakby tak było to by było widać chociaż światła elektrowni z tego wzgórza a świateł nie widać bo jest ulewa, ale nie tylko dlatego, głównie dlatego że się tam nie świecą.
Na to oczywiście ojciec Toreb zawołał swoich synów i nakazał trzymać ich blisko siebie w razie jakby te trupy faktycznie przyszły:
- Trzymajcie się blisko mnie, w razie jakby te trupy faktycznie przyszły.
Potem nabił sobie i koledze fajkę, potem dwururkę i stwierdził, że będzie czekał.
Tamten na to, że nie, bo jak przyjdą te trupy co wyszły z grobów to przecież nie będą szły pojedynczo tylko w grupie, a poza tym cała Częstochowa zbiera się w polo markecie bo zawsze tak od dziecka już żartowali, że jakby kiedyś nie było prądu wszędzie i będzie ulewa i żywe trupy to się spotkają przy polo markecie. Nie żeby to była jakaś przepowiednia taka czy coś tylko takie sobie żarty stroili za gówniarza i biegali z patykami i strzelali do niewidzialnych zombie których tam w zasadzie nie było. A Krowrowi całe bydło poumierało jeszcze i nie ma z czego kiełbasy zrobić więc mówił, że też idzie do polo marketu.
- Z cmentarza do molo marketu jeśliby szli – zauważyła Wichura – to po drodze mają nasz dom! A jeśli jesteśmy jedyną rodziną chowającą się w domu to pewnikiem nas zjedzą, żądne krwi barachła przeklęte.
- Waż słowa kobieto – powiedział na to groźnym tonem Toreb - Wujek Malcek z pewnością jest częścią tego piekielnego zaprzęgu!
- Wujek Malcek… - Szepnął Garnasz -On mnie dotykał.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwał ojciec dziecka.
- No ale teraz nie żyje, więc po co rozdrapywać stare rany. – Stwierdził, po czym szybko chcąc zmienić temat zwrócił się do żony - Dwururka całego cmentarza martwych nie pokona. Musimy udać się w bezpieczniejsze miejsce.
Dlatego postanowili pójść do polo marketu, tam coś zjeść a jak się uda to jeszcze telewizor nowy wynieść bo ten nie działa. Znaczy oni mówią, ze nie działa, bo on działa tylko nie ma prądu a ta rodzina do najmądrzejszych nie należy.
Kiedy wyszli z domu, ich oczom ukazała się ciemność bo nie było prądu o czym wspomniałem wcześniej. Tylko ulewa gnoiła robiąc wielkie kałuże, i ten syn Garnasz jako, że był niewidomy to lepiej słyszał, więc prowadził rodzinę i Krowra tam gdzie go uszy poniosły.
A jako że był głuchy to doprowadził ludność wprost w szpony zombiaków bo ich nie słyszał jak jęczeli a rodzice go nie zatrzymywali bo nie chcieli go pouczać gdzie ma iść bo młody i tak miał dość przerąbane w szkole i na przejściu dla pieszych. Rodzice wiedzieli, że to dla niego duża szansa żeby się wykazać, więc zaufali mu w tej kwestii. W ogóle Garnasz nosił ipoda ze sobą ale tylko dlatego żeby nie pokazywać że jest głuchy. Nosił też czapkę z logo Chicago ale nie wiem dlaczego, chyba ją lubił.
Tak więc ledwo uszli z życiem, ale oczywiście nie wszyscy bo Wichura gdzieś po drodze zniknęła ale nikt się tym nie przejął, bo statystyka mówi, że jak wpadniesz po ciemku na hordę zombie i z pięciu ludzi (w tym ślepy i głuchy przewodnik) ocaleje czterech to i tak jest spoko bo mogłoby ocaleć dwóch albo żaden.
Kluczyli kilka minut po Częstochowie aż w końcu dotarli do supermarketu, jedynego miejsca gdzie panowała jasność, gdyż rozpalono wielkie ognisko z papieru i odzieży młodych hipisek.
Szczęście zbłąkanych jednak nie trwało długo, bo jak się przyjrzeli to się okazało, że ludzie zamiast wejść do środka to stali na zewnątrz, bo przecież w przeszłości opowiadali, że się spotkają pod polo marketem a nie w środku. No i tak trupy sportowców które przebierały witkami szybciej niż inne zaczęły zżerać zdezorientowany tłum. Jednak nasi mężni bohaterowie wykazali się sprytem i zimną krwią, ponieważ wbiegli do środka marketu i zabarykadowali wejście furą zupek chińskich i sosami ze słoików bo to jest gęste się klei.
Przyszła kolej na Ejdana, który rzucił pomysł żeby zabarykadować się z każdej strony marketu, bo na pewno jest jakieś tylne wejście albo coś. Tak więc wszyscy przeszli na zaplecze sklepu gdzie szukali czegoś czym można zastawić drzwi, nic takiego nie znaleźli więc wyszli na zewnątrz i zapchali kontener na śmieci pod wejście. To było bardzo sprytne bo nikt już nie mógł dostać się do środka, szkoda tylko, że oni też. Zanim zdali sobie sprawę z tego, co zrobili martwi zaczęli ich otaczać i nie było już czasu żeby to poprzestawiać. Na całe szczęście ta partia hordy to byli emeryci i renciści więc chłopaki uciekli im bez problemu i dalej włóczyli się po ulicach omijając losowych zombi zajadających ekspedientki polo marketu. Do końca nie wiedzieli gdzie chcieli się udać, więc tak tylko chodzili aż nie znaleźli komisariatu. Chcieli dostać się do środka, i mimo, że drzwi były otwarte, tabliczka na nich głosiła „nieupoważnionym wstęp wzbroniony” i jako że ocaleli nie chcieli na domiar złego narobić sobie problemów z prawem poszli dalej, do kościoła.
To co się działo w kościele to istna masakra. Nie dosłownie, ale tak w przenośni. Bo w sumie co tam było takiego. Kilku zombiaków których nie szło przeskoczyć ani obejść, więc zagrali szybko w grę w papier kamień nożyczki który będzie mięsem armatnim.
No i nie mogli dojść do porozumienia, bo najpierw przegrał Ejdan i jak go mieli rzucić trupom jako dywersję to się bronił, że niby nie wiedział czy ten co odpada nie bierze dalej udziału czy zostanie poświęcony. Więc uzgodnili, że grają jeszcze raz i ten kto wygra rundę, ten ma nieśmiertelność w następnej i tak dalej, aż nie zostanie jedna osoba. I wygrał Toreb, i miał tę nietykalność, ale niepotrzebnie wziął udział w kolejnej rundzie i nie wiedzieli czy teraz ma podwójną nietykalność (bo znowu wygrał), czyli wygrywa automatycznie kiedy następnym razem przyjdzie im grać w papier kamień nożyczki, czy może podwójna nietykalność polega na tym, że rzucą go zombiakom i nic mu się nie stanie nic bo jest nietykalny. Uzgodnili, że to bez sensu i grali od nowa, wtedy odparł Ejdan, w kolejnej rundzie Garnasz i teraz już była tylko kwestia czy rzucą Toreba na pożarcie, czy Krowra. No i Krowr wygrał, ale Toreb zasłaniał się tym, że miał nietykalność i że jeśli ma się poświęcić to ten musi z nim wygrać jeszcze dwa razy: raz żeby mu tą nietykalność co została anulować i drugi raz już na serio. Więc kolejną rundę wygrał Krowr czyli był remis, w ostatniej rundzie miało się wszystko rozstrzygnąć, i znowu wygrał Krowr. Jednak Toreb stwierdził, że nie chce umierać i rzucił sąsiada na pożarcie martwym ludziom z cmentarza.
Tak utworzona dywersja pozwoliła im złożyć modły do malowidła najświętszej Maryj Panny bo to jedyna opcja która miała jakieś realne szanse powodzenia. Nie wiedzieli tylko, że Boga nie ma.
A nie czekaj, jest. Bo oto malowidło Maryj zmieniło się w szybę, ale taką miękką, że dało się przez nią przejść, taki portal. No i oni nie mieli zbytnio wyboru tylko musieli przejść przez ten portal bo z tyłu już trupy podgryzały im pięty.
A co ukazało się ich oczom dowiecie się w następnym rozdziale.
Odpowiedz
#2
Nawet podoba mi się pomysł - fajne jest przejście od wiersza do prozy we wstępie - ale to chyba wszystko. Przeszkadzało mi to ciągłe spoufalanie się narratora z czytelnikiem, te wszystkie "bla bla bla", "tak a propos", "ale nie wiem dlaczego", "A nie czekaj, jest" itp. Taka luzacka, ziomalska gawęda bywa fajna, ale paradoksalnie trzeba włożyć masę pracy w to, by sprawiała wrażenie niewysilonej. Inaczej niedbalstwo jest tylko niedbalstwem.
I’m giving you a night call to tell you how I feel
I want to drive you through the night, down the hills
I’m gonna tell you something you don’t want to hear
I’m gonna show you where it’s dark, but have no fear
Odpowiedz
#3
Chciałem poprawić Ci interpunkcję, ale po czterech zdaniach skapitulowałem. W tekście brakuje dużej ilości przecinków, jednak kto by się tym przejmował. Strasznie mi się podoba pomysł, taka pokręcona psychodela, którą jednak świetnie się czyta. Duże brawa za humor, a zdaniem "Rzekł na to Zeus, po czym pierdolnął piorunem tak mocno," po prostu mnie rozwaliłeś. Chętnie sięgnę po ciąg dalszy.

Ocena: 6/10.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#4
no miło, miło. Wiem, że to raczej mało ambitna literatura, pisałem to na luzie i nie uważam, że będę drugą Masłowską, mam świadomość poziomu na jakim jest ta hybryda (w sensie moje opowiadanie, nie Masłowska). Chciałem tylko, żeby czytelnik dobrze się bawił czytając, nic więcej.

Drugi rozdział wrzucę razem z trzecim, bo w drugim mało się dzieje.




ROZDZIAŁ II

W której jest scena brutalnej orgii

Ich oczom ukazała się jerozolima z okresu gdzieś mniej więcej jak jezus miał dziesięć lat. W niej był spiderman z przepaską na dupie i twarzy, ale – co dziwne – to była ta sama przepaska, dziwne, że się nie zaplątał chłopak. Jedna część była berzowa a druga też beżowa. W ogóle jak to jest, że w Stanach Zjednoczonych jest jakieś pięćdziesiąt superbohaterów, którzy walczą z superwilanami i ledwo dają radę: batman miał już trzech robinów i walczył z dwudziestoma wilanami, kosmiczna fundacja musiała założyć Ligę Sprawiedliwych, żeby to wszystko jakoś ogarnąć, podczas gdy w europie nie było żadnego superbohatera i jakoś dawali radę. W Stanach są po prostu sami idioci i psychopaci, spuścizna pierwszych amerykanów z Europy.
No i dwa tysiące lat wcześniej w jerozolimie ludzie też pomyśleli, że to dla nich szansa, żeby się dorobić, więc zaczęły się napady i strajki, aż im internet obcięli i w końcu pojawił się spiderman, który chciał to wszystko poreperować.
Pobili go i wylądował u medyka.
Garnasz, Ejdan i Toreb połazili trochę po tej mieścinie, aż ich zaczęły gonić zombiaki, które też poprzechodziły przez ten portal. Biegały bardzo zabawnie, bo się potykały, mając nogi połamane albo w ogóle czołgali, nie mając nóg ani trochę. I nigdy nie wiedziałem, dlaczego oni tak ręce wyciągają przed siebie i w końcu się dowiedziałem, że oni chcą carpe diem chwytać chwilę. Oczywiście zombie to gamonie i nie złapali naszej trójki dzielnych bohaterów, którzy to właśnie zobaczyli ciężarówkę, a chwili to już w ogóle.
– Szybko! Do ciężarówki – krzyknął Toreb.
No to nic, jadą ciężarówką sobie w kierunku nowego jorku. a to była taka ciężarówka, co miała pakę z tyłu, taka beżowa, w jakich to zwykle przemyca się meksykaninów z kambodży do kazachstanu na granicy Teksańsko-Amerykańskiej. W podłodze umiejscowiona fabrycznie była zużyta guma do żucia. Ejdan z nudów zaczął sandałem se tę gumę kopać celem odszczepienia.
Ogólnie są dwa rodzaje gum do żucia, które się odrywa od nawierzchni. Są takie, które są taką małą kupeczką mocno przyklejoną, którą należy dość mocno i nieprzestawalnie kopać. Po jakiejś chwili, krótkiej bądź dłuższej, co zależy od tego, czy gumę kopie dziecko czy człowiek dorosły, ale też od stanu upośledzenia funkcjonalności organizmu, czyli na przykład czy dziecko nie jest supermanem, a dorosły czy nie jeździ na wózku albo nie ma nogi, którą kopie, guma odpada od nawierzchni i gdzieś się toczy. Jest ogólnie mówiąc twarda, robi się z niej taka piłeczka, którą można kopać.
Drugim rodzajem gum przyklejonych do podłoża są gumy, które są miękkie. To znaczy z początku wydają się być normalną piłeczkową gumą, o jakiej mówiłem wyżej, ale przy kopnięciu poślizguje się, rozciąga, częściowo przykleja do podeszwy buta. Robi się długa i całą swoją długością przykleja się do podłogi, a ta część gumy, którą guma była przyklejona do podłoża zanim ją kopnięto, jest nadal dokładnie w tym samym miejscu i nadaj jest przyczepiona dokładnie tak samo mocno jak była.
Jest jeszcze inny rodzaj gum przyklejonych do powierzchni: są to Czarne Placki. Są to w zasadzie czarne gumy do żucia, po których deptano tyle razy, że nie ma bata, aby je teraz odtwierdzić. Można je spotkać na ulicach albo w szkołach. Nie idzie ich oderwać, jak już mówiłem, dlatego powiedziałem, że są dwa rodzaje takich, co się da, a nie trzy.
Ejdan kopał tą gumę chwilę i okazało się, że to guma pierwszego rodzaju, czyli wiadomo. Potoczyła się pod barczyste łydki Toreba, który podniósł ten przedmiot, wpatrywał się chwilę w jego brudne kształty, po czym stwierdził
- To jest to, synu! Ten artefakt wskaże nam drogę do domu i elektryczności.
Chłopcy bardzo się przejęli tym, co usłyszał Garnasz.
- Ale ojcze, jak to wykorzystamy?
Wtedy Toreb zrobił groźną minę. Widać było, że intensywnie myśli. Tak intensywnie myślał, że prawie puścił bąka.
- Ta guma… - szepnął. – Ta guma mówi mi co mamy zrobić.
- I co to takiego, ojcze? – spytał Garnasz, na co Ejdan szybko i z nielipnym zainteresowaniem pokiwał entuzjastycznie brodą.
- Musimy… Zabić kierowcę.
O nie, ale przejebał teraz na całej linii. No i co ja widzę, no no no, Toreb wlazł z tyłu na pakę i przeczołgał się po dachu do kabiny kierowcy, wsadził rękę przez okno, wyciągnął kierowcę i wyrzucił go z impetem w powietrze. Bóg, kimkolwiek by nie był, nie przewidział chyba takiego rozwoju wydarzeń, bo się tekstury nie doczytały do końca i kiedy kierowca tak w powietrzu szybował, pomiędzy jego lewym ramieniem a tułowiem na ułamek sekundy pojawiła się taka czarna plama, jakiś błąd grafiki.
Toreb tego nie widział jednak, bo akurat wsiadał do kabiny.
Są dwa rodzaje skutecznego wejścia do kabiny, kiedy siedzisz na jej dachu, nie ma kierowcy i samochód pędzi przez pustynię:
Pierwszy sposób jest prosty. Nachylasz się, otwierasz drzwi lub wybijasz okno pojazdu od strony kierowcy (zależy od prędkości jazdy), stajesz na rękach i szybko opuszczasz się w dół na wyprostowanych ramionach. W połowie manewru podkurczasz nogi i ręce w łokciach, żeby nie zatrzymać się na drzwiach i wpadasz przez okno do środka z impetem (nie zapomnij go zabrać ze sobą, bez niego się nie uda), kiedy masz głowę mniej więcej na wysokości szyby, której tam nie ma a powinna i była zanim ją wybiłeś albo jest odkręcona, na co nie masz wpływu, bo nie ty prowadziłeś wcześniej, puszczasz dłońmi dach i jeśli wszystko zrobiłeś tak, jak powinieneś, to leżysz dupą na gajdze od zmieniania biegów, nogami na fotelu pasażera, a głową i trochę plecami na fotelu kierowcy. Dalej wiesz co robić.
Drugi sposób jest taki, że się teleportujesz na miejsce pasażera, ale to ci raczej nie wyjdzie, chyba, że jesteś spidermanem.
Kiedy oddalili się na tyle daleko, że kierowca, który możliwe, że przeżył, nie mógłby ich dogonić bez umarcia z głodu, słońca i pragnienia tudzież ran odniesionych w wyniku wyrzucenia go w powietrze, Toreb zatrzymał samochód. Wysiadł, podszedł do synów i powiedział:
- Guma nie przemówiła do mnie ponownie. Możliwe, żeśmy coś źle odebrali. Może nie chodziło jej o zabicie kierowcy ale o… zebranie pozostałych artefaktów, które razem, po zjednoczeniu, będą miały moc przywrócenia naszego życia na właściwe tory. Co ty na to, Ejdan?
Ejdan nic nie odpowiedział. Siedział dalej w milczeniu, a jego wzrok był nieobecny.
- Nie załamuj się, bracie. – Garnasz poklepał chłopaka po plecach. – Zobaczysz, wszystko się ułoży.
Toreb podniósł gumę wysoko ponad głowę obiema rękoma i padł na kolana.
- Przemów do mnie, o gumo! Przemów, wskaż nam drogę! Byliśmy ci wierni przez tyle lat. Wytrwale żuliśmy cię, dopóki zaprzestaliśmy.
Toreb milczał chwilę, jakby słyszał przemawiającego do niego bożka.
- No wiem, że nie żuliśmy, myślałem, że się nie poczaisz i dasz jakieś lepsze wskazówki.
Znowu chwila przerwy. Garnasz nasłuchiwał z uwagą.
- Oj no dobra, powiedz po prostu, co mamy zrobić a obiecuję, że wynagrodzę ci się, jakkolwiek będziesz chciał. Powiedz mi, co robić... ZROBIĘ WSZYSTKO!
Toreb wysłuchał jeszcze ostatniego komunikatu artefaktu, po czym wstał i powiedział:
- Mam odpowiedź. Mam odpowiedź na to, co nas spotkało.
- Co to było, ojcze? Wyjaśnij nam! – odezwał się jeden z synów.
- Och, nieważne! Pobawmy się w zagubionych i nie mówmy nic sobie przez jakiś czas. Najważniejsze, że mam wskazówkę: musimy udać się na południe, do bogów olimpijskich, bo mają teraz ponoć mega bibę.
Jak uczynili, tak zrobili. Ich morale trochę wzrosły, ale spadły z powrotem, kiedy na środku Sahary zabrakło im paliwa. Ale najlepsza akcja jest taka, dlaczego im paliwa zabrakło: bo chłopcom chciało się pić, to stwierdzili, że się napiją benzyny. To ładnie, nie? Napili się po łyku i stwierdzili, że to tłuste i ohydne. A po ohydztwie chce się pić jeszcze bardziej, żeby to zapić. No więc zapili. Benzyną. W ten sposób ciul dup, keta faza, zatrzymali się w samym środku niczego z bardzo pragnącymi gardłami. Próbowali to potem wyrzygać, ale wyrzygali kranówę, której się przynajmniej napili i im się pić nie chciało. No i z buta na Olimp. No to fak. Idą.
W między czasie Ejdan zmarł na odwodnienie, jego brat i ojciec stwierdzili, że Ejdan na pewno by chciał, żeby jego śmierć nie poszła na marne (ciekawe skąd mieli wiedzieć, czego by chciał skoro nie słyszał i nie widział od urodzenia, chcieli tylko mieć wymówkę, żeby zrobić to, o czym powiem zaraz) więc podcieli biedakowi żyły i zlali jego krew do kanistra, który wlekli za sobą na sznurku. było plus miliard na pustyni, więc się tą jego nieco letnią krwią oblali, żeby mieć orzeźwienie, trochę wypili i poszli dalej (ale głupki).
Gdzie dotarli? Dowiecie się w następnym rozdziale.

Albo dobra, teraz - bo krótki ten rozdział i za dużo się w nim nie wydarzyło. Doszli do Bangkoku.
Tam nawkręcali, że się dopiero urodzili i tak szybko urośli – stąd ta krew waginowa na twarzach. Dodali, że są ich nowymi bogami i nakazują tubylcom sprowadzić ciało Ejdana i go zmartwychwstać. Zebrała się taka grupka z pięciu chłopa, którzy poszli po to ciało Ejdana.
W międzyczasie Toreb i Garnasz zebrali sobie wodę i wielbłądy od przerażonych i zesranych ze strachu przed nowymi bogami miejscowych.
Ale ale. Dziwne się dopiero zaczyna. Bo po godzinie tych pięciu ludzi przyniosło ciało Ejdana i je zmartwychwstali. Dziwne dlatego, że nagle krew z twarzy Garnasza i Toreba oderwała się od ciała, zrobiła kilka kółek w powietrzu i wleciała przez otwory w ciele Ejdana wprost do jego organizmu. Tubylcy przez to zorientowali się, że to wcale nie bogowie, tylko taka parka, co zabiła sobie brata/syna i teraz spróbują go zabić ponownie! Mówiłem, że dziwne.
Nie ma co dużo myśleć, tu trzeba spierdalać. Tak też zrobili, wzięli wskoczyli na wielbłądy i dzida. Udało im się uciec tylko Cudem, pozostałe wielbłądy zostały zadźgane „in process”
Potem, po drodze na Olimp, spotkali martwe dziwki i węże.
Zatrzymali się pod górą Olimp i zaczęli rozkminiać, jak wejść na jej szczyt.
Na szczęście z pomocą przybył im Jerozolimski spiderman. Miał bardzo dobry czas, bo na pustyni nie ma za wielu wieżowców, w zasadzie nie ma żadnego, do którego mógłby się przypajęczyć i całą drogę szedł. Ja się zastanawiam tylko, jaki ten spiderman musi być superowy, skoro jego pajęczy zmysł sięgnął milion klocków dalej i wyczuł, że jak za kilka dni Toreb z synami dotrze pod Olimp, to będą potrzebowali jego pomocy.
Tak więc tajemniczy człowiek-pająk w jednoczęściowym kostiumie przepasającym jego biodra i twarz po kilku minutach miał już gotową windę. W zasadzie była to siatka, ale co za różnica. Zamontował jakieś pierdoły, których nie potrafię nawet wymyślić. Miało to coś wspólnego z mułem z jeziora, mułem chodzącym po czterech i planktonem.
Takim oto sposobem tajemniczy półnagi superbohater nie przyczynił się zupełnie do niczego. Jak to możliwe – się dowiecie.
No to chłopcy znaleźli się na szczycie góry Olimp i zobaczyli epickich rozmiarów epicką imprezę. Hades popychał prąciem zadek olimpijskiej dziwki Hery, której fetysz polegał na wchodzeniu i wychodzeniu z głowy i do głowy swojego ojca Zeusa. Bycie pchaną przez prącie Hadesa nie należało do przyjemności, z jednej strony dlatego, że miał anormusowego koka, ale z drugiej strony – hej. Blachara poleciała na jego rydwan i była nekrofilistką. Hades nie był martwy, ale sporo czasu przebywał z martwymi, a to jej wystarczało. Zeus ogarniał Afrodytę, dusząc ją, bo tak akurat lubił się zabawiać, a jako że Afrodyta była boginią, to po śmierci zaraz się budziła. Hefajstos nie przejął się zbytnio faktem, że jego Nemezis morduje mu żonę i zaczął się dobierać do Jupitera (coo) który tak był zajęty Herkulesem, że nie zwracał uwagi na bolca w odbycie.
Na epickiej bibie był jeszcze Hermes, który przeleciał Gaię wzdłuż i wszerz.
Toreb był zbyt pochłonięty rozmawianiem z gumą, żeby jakoś powstrzymać swoich synów przed oglądaniem tej nadludzkiej orgii.
- Musimy porozmawiać z Zeusem! – wydarł się bardzo przejęty uploadem danych.
Chłopcy nic nie robili, tylko stali jak słupy soli, a przy Garnaszu dało się zobaczyć, że stoi tam coś więcej niż tylko on i nie mówię tu o cieniu do powiek ani żadnym innym.
- Zeusie! – wydarł się Toreb.
Na sali zaległa cisza. Wszyscy stanęli w bezruchu.
- Co – odparł Zeus niezbyt chętny do rozmowy.
- Jajco wsioku – odparł Toreb. – Gdzie jest prąd mi powiedz.
- Nie ma prądu – odparł Zeus.
- Gadaj, jak go odzyskać – krzyknął beznamiętnie Garnasz, wciąż nie odrywając wzroku od bajecznych cycków Afrodyty.
- Nie ma odzyskiwania. Prąd wynajdziecie dopiero za jakieś dwa tysiące lat – powiedział na to Zeus, zaintrygowany dlaczego w czasach, kiedy Chrystus miał dziesięć lat, ziomki pytają go o prąd.
- Chuja tam! Pizga ściemę – odezwał się Ejdan. Nie wiadomo, czy odezwał się w nim zespół Tourette’a, czy akurat trafił z tym stwierdzeniem, bo jak wiadomo jest ślepy i głuchy.
- Ojcze! – odezwał się Garnasz. – Przecież przeszliśmy przez portal! Może on cofnął nas w czasie! Moglibyśmy zabić Hitlera i zapobiec tym samym wybuchowi pierwszej wojny światowej.
- Och, synu! – warknął Toreb – Nie czas na pierdoły! Musimy przywrócić prąd, bo bez niego nie obejrzymy zagubionych!
- Dobra ziomki, jeśli to wszystko, to chciałbym podusić trochę Afrodytę bo widzę, że się nadpobudliwa zrobiła i zaraz mi ucieknie – odezwał się Zeus.
- Ale zaraz panie! – zawołał Garnasz. – Jak my wrócimy do domu?
- A wali mnie to! – wzdrygnął ramionami Zeus. – Znajdźcie jakiś artefakt lepszy niż guma do żucia, to się dowiecie. Możecie go szukać w Hadesie. Tylko uważajcie, on jest ponadczasowy, są tam wszystkie duchy jakie umarły i kiedykolwiek umrą! A teraz wybaczcie mi, muszę kontynuować duszenie.
Tak właśnie wygląda dalsza część przygód anormalnej trójki. Korzystając z przygotowanej przez spidermana windy zeszli w dół, ale nie tam, skąd przyszli, tylko w głąb Olimpu, po takim wielkim łańcuchu, który miał ich zaprowadzić do krainy Hadesa - Hadesu. Nie wiem, kto wymyślał te nazwy własne, ale nie miał ewidentnie pomysłu. Już niedługo zobaczycie, kogo tam spotkali i się nie zdziwicie w ogóle.


ROZDZIAŁ III


Dlaczego powiedziałem, że się w ogóle nie zdziwicie poza tym, że miałem rację? Bo w Hadesie była Wichura, żona Toreba i matka Ejdana i Garnasza którą zeżarły zombie. Trochę wcześniej, czyli przed tą orgią na Olimpie Hades był w Wichurze w Hadesie. W Hadesie był Hades w Wichurze. Hi hi. zabawne, doprawdy wyborne.
Garnasz schował takiego małego pilota którego dzierżył w dłoni od małego, ale też od jedzenia, pisania i ogólnie tego wszystkiego od czego ma się dłoń, do kieszeni. Mały pilot niegdyś podróżował w F16, a teraz już tego nie robi bo się zamienił w elektryczny sprzęt, który nie był elektryczny tylko mechaniczny i służył do sterowania Ejdanem. Jak wiadomo, Ejdan był ślepy i głuchy więc potrzebował przewodnika.W zasadzie Garnasz nie schował tego pilota tylko tak napisałem, żeby poruszyć temat sterowania Ejdanem bo moi fani z Kambodży się dopytywują w licznych listach i mailach i TELEFONACH o to, jak to możliwe, że Ejdan chodzi pomimo, że jest ślepy. Nie będę już poruszał tematu ucha środkowego które jest odpowiedzialne za zachowanie równowagi organizmu dwunożnego.
W sumie to bez sensu bo Ejdan jest też głuchy. Boże, ale on ma przejebane. Chyba przegiąłem trochę.
Nie ważne.
Teraz trójka naszych bohaterów wraz z gumą do żucia i nowymi wskazówkami na temat jak odnaleźć drogę do domu, do roku dwa tysiące jedenastego stała przed olbrzymimi wrotami z ciał martwych marchewek i zastanawiała się jak wejść do królestwa umarłych.
Ejdan nie przyglądał się temu zjawisku za to Toreb z niekłamanym zaciekawieniem obserwował kolosalne zawiasy największych drzwi jakie widział do tej pory.
- Zdradź mi jak cię otworzyć! – Wykrzyknął w stronę bramy.
Chwilę później z bramy wynurzyła się twarz Majkela Jacksona.
- Musisz nacisnąć na klamkę! – krzyknęła.
Toreb niewiele myśląc, co zdarzało mu się ostatnio dość często, od kiedy brak prądu wyłączył mu zagubionych w połowie finałowego odcinka drugiego sezonu podszedł do drzwi i… nacisnął na klamkę. Drzwi otworzyły się powoli.
Rodzinka weszła do środka i zobaczyła wielkie krzesło a na nim siedziały wszystkie duchy jakie świat widział i widzieć będzie. Jak nazywa się milicja zombie? ZOMbiO. Musiałem walnąć jakiś żart bo na razie jeszcze nic śmiesznego nie było, wybaczcie.
Zanim Toreb zdążył dotrzeć do krzesła i zasiąść na nim do pokoju wpadła masa zombie. Nie wiem gdzie oni się wcześniej szlajali, ale to naprawdę była MASA zombie: byli posklejani i wyglądali jak wielka kula ciasta z którego piecze się murzynka. Dosłownie murzynka, bo to były zombie murzyni. Wiadomo, zombie i to jeszcze murzyn... to musi być nieziemska kompilacja bo jak murzyni są rasistami i jeszcze zombie to nie ma nic dalszego niż biały człowiek który żyje i to jeszcze żyd do tego. Ale ani Ejdan, ani Toreb, ani Garnasz na szczęście nie byli żydami więc jakoś im się „upiekło” i zombie potoczyły się dalej wywarzając inne drzwi z na przeciwka i wpadli do basenu.
- Czego szukacie w królestwie umarłych?! – Zajęczał jeden z duchów, który ledwo żył.
Toreb spojrzał na niego z niesmakiem.
- Szukamy lepszego artefaktu niż ta guma do żucia, takiego, który pomoże nam znaleźć drogę do współczesności, z powrotem do naszych czasów.
Duch milczał przez chwilę.
- Dobra, powiem wam, co wiem. Ale musicie złożyć ofiarę.
-Dobra spoko, bierzcie Ejdana, nie poczuje się zdradzony bo nie wie co mówię a i tak ma już przejebane – powiedział Garnasz,
-Nie o taką ofiarę mi chodzi – odparł Duch – odetniemy ręce… Tobie. – wskazał na Garnasza.
- Ale dlaczego mi?! – odpisknął.
- Bo twój ojciec jest pojebany, - wskazał palcem na Toreba który na kolanach przebywając podniósł wysoko gumę do żucia i coś do niej mruczał. – A twój brat już jest ślepy i głuchy, Tylko ty masz się dobrze.
Jak zrobili tak zrobili.Duch wyciągnął gąsienicę z kieszeni, zwinął ją w lasso i naciągnął ją tak mocno na przedramionach Garnasza, że aż mu ręce odpadły.
- Musicie iść dalej. Ja nic nie wiem na temat żadnych artefaktów – stwierdził Duch.
Garnasz zrobił przerażoną minę:
- To dlaczego odciąłeś mi ręce?! – spytał
- Głuchy jesteś? Właśnie powiedziałem wam co wiem.
Nie ma co dalej tracić czasu w tym w ogóle nie zabawnym pokoju. Poszli dalej, do Wichury. Ogólnie nie lubię jej (dlatego ją zabiłem), więc nie przeprowadzę dialogu tylko opowiem co tam się działo. Wichura powiedziała im, że nie ma im za złe tego, że zostawili ją na pastwę zombie i bardzo żałuje, że nie może oglądać zagubionych, ale zrobi co w jej mocy, żeby pomóc rodzinie. Powiedziała, że kolejnym artefaktem będą buty kota w butach, które znajdują się dwie sale śmierci dalej. Powiedziała, że aby je zdobyć będą potrzebowali pomocy nie kogo innego a właśnie spidermana.
No to chłopcy, ślepy i głuchy Ejdan, nawiedzony Toreb i bezręki Garnasz poszli trzy sale dalej, gdzie zostało im zadane mega ważne pytanie, zadane mega ważne pytanie zadane przez Hitlera zostało. Tak, Hitlera. Bo on nie żyje i jest w Hadesie. Garnasz i Toreb byli w szoku, zwłaszcza, że w poprzednim rozdziale o nim rozmawiali. Ejdan nawet na niego nie spojrzał.
- Ile ma… Metr pajęczej sieci? – Spytał bezceremonialnie Adolf. – Zaleca się pomoc spidermana.
Toreb zastanawiał się przez chwilę.
- Ale my użyliśmy pomocy spidermana przy budowaniu windy na Olimp!
Kiedy Hitler to usłyszał pacnął się ręką w czoło.
- A, no to jak już użyliście pomocy spidermana to zadanie wykonane. Możecie wziąć te buty i coś z nimi zrobić. Osobiście polecam udanie się na rozmowę do wszechwiedzącego Jezusa.
Tak więc odebrali stumilowe buty kota w butach. Toreb jako człowiek wiary założył je na nogi, chwycił Ejdana za rękę a Garnasza za głowę i zrobił mały krok dla ludzkości ale wielki krok dla człowieka.
Kule zaczęły im świstać nad głowami, armaty strzelały i nie wiadomo skąd nagle na środku pola bitwy pojawiła się pogięta rodzina. Szybko ułożyli się w jakimś leju po bombie.
Acha, muszę wyjaśnić pewną techniczną sprawę: jak teraz wygląda sterowanie Ejdanem. Otóż skoro Garnasz nie ma rąk, pilota wziął ojciec który gumę oddał Garnaszowi który tą gumę żuje. Spoko, nie.
I w tym leju leżą i cierpią. Toreb przysunął do siebie ciało najbliższego martwego żołnierza i przyjrzał się mundurowi. Był to klasyczny mundur afgańskiego posłańca polowego. Posłańca polowego dlatego, że był posyłany na pole bitwy. Czyli po prostu afgański żołnierz. Wiadomo, tam jest bieda, więc Toreb nie był w stanie nawet ocenić czy to rok tysiąc dziewięćset pięćdziesiąty czy dwa miliardy setny trzydziesty drugi. Garnasz pozbierał się z leju z wysiłkiem i zwrócił się do ojca:
- Ojcze.
Toreb spojrzał na syna z wyraźnym śladem cierpienia wymalowanym na biodrze.
- Tak synu.
- Weź mnie za głowę, Ejdana za rękę i zrób kolejny krok. może trafimy na lepsze czasy.
No i co miał Toreb powiedzieć. Zostawił dowódcy Afgańskich posłańców polowych numer telefonu i wziął od niego jeden na w razie czego, obiecał, że zadzwoni do niego skądkolwiek by nie musiał dzwonić, no chyba, że pójdzie do piekła bo tam mu wezmą telefon i zrobił kolejny wielki krok, który przeniósł ich nie gdzie indziej a właśnie do Jezusa.
- Drogi kolego – Powiedział Garnasz żując gumę. – Czy ty jesteś Jezusem?
- To zależy kto pyta.
- Tak się składa, ze nikt z nas nie jest pyta.
- Przykro mi, będę rozmawiał tylko z pytą. – Odparł ten i już miał odejść, kiedy całą sytuację dał radę uratować Toreb.
- Zaraz, zaraz! Mój syn jest pyta, dlatego nic nie widzi i nie słyszy. My przyszliśmy rozmawiać w jego imieniu – poklepał go po ramieniu.
Gdyby Ejdan słyszał, co jego ojciec mówi i widziałby coś, z pewnością wykonałby teraz porozumiewawcze spojrzenie na ścianę. Ale nie wykonał, bo nic nie słyszy i nie widzi.
- No dobrze, czego potrzebujecie teraz to… A nie, najpierw powiedzcie mi z czym problem.
- No bo my musimy dostać się do przyszłości, tam skąd przybyliśmy, ponieważ…
- SYNU – powiedział na to Jezus donośnym tonem i chwycił Toreba za głowę – To czego teraz potrzebujecie to modlitwa. Modlitwa do Boga jego jedynego.
- Ale jak modlitwa ma… - zaczął zdezorientowany Garnasz
- NIEZBADANE SĄ WYROKI BOSKIE!
- Dobra tam, wyroki sryroki – Powiedział na to Toreb – Jakby wszystko było wyrokiem boskim to równie dobrze moglibyśmy się położyć na ziemi i czekać aż nas traktor przejedzie, skoro na nic nie mamy wpływu.
- MACIE WOLNĄ WOLĘ! Możecie robić co wam się podoba.
- Co to za wolna wola skoro bóg już jakieś wyroki niezbadane poustawiał? – Odparł Garnasz nie kryjąc zainteresowania niepoukładaną wiarą Jezusa.
- Nie no poczekaj. Masz trochę racji, to trochę bez sensu – Powiedział nagle zwyczajnym głosem Jezus widać mocno zaintrygowany. – Może to tak, że macie wolną wolę, ale bóg poustawiał we wszechświecie takie barykady do których wszyscy dążą, takie czekpointy.
Toreb zrobił dziwną minę: podniósł lewą brew, opuścił prawą powiekę, wydął lewy policzek i wystawił język pomiędzy dwie jedynki. Garnasz zaczął powoli przemiennie machać raz prawym, raz lewym uchem, wydął powieki i usta tak, że wyglądał jak murzyn, a Ejdan przesunął linię czoła w dół, do samych rzęs, i splótł łysinę w kok.
- Jezu, no nie wiem – Powiedział Jezus – ta wiara jest całkiem spoko jak się za dużo o niej nie myśli. Poza tym ja jestem tylko posłańcem boga a nie bogiem.
Dalsza rozmowa wydawała się bezcelowa i taka właśnie była.
Tak naprawdę bardzo im się nudziło przez krótki czas, bo zaatakowały ich zombie. Co dziwne, była to ta sama masa czarnych posklejanych zombie która wcześniej wpadła do basenu w Hadesie. Nikt nie wie jak oni się stamtąd wydostali ale każdy wie jak to się stało, że ta masa już nie była masą tylko grupą normalnych ludzkich zombie. Mianowicie tak się to stało, że ich woda porozklejała i było im łatwiej wyjść. Kiedy Toreb usiłował tak posterować Ejdanem, żeby ten uwolnił supernovę i zabił zombie jeden z trupów zaatakował go i upierdolił w rękę. A teraz niespodzianka. Ilustracja (!)
[Obrazek: aaaaw.jpg]
Pewnie się zastanawiacie co się dalej stało. Nie powiem wam.

KONIEC
Odpowiedz
#5
Drogi Autorze, chociaż nie, zdecydowanie źle zacząłem. Użytkowniku! Na wszystkich analfabetów i grafomanów świata! Zastanów się bardzo ale to bardzo poważnie, czy ty chcesz pisać prozę, czy napisy na ścianach klatek schodowych wielkich blokowisk. Mam szczerą nadzieję, że tekst powyżej jest żartem, próbą pośmiania się z nas Krytyków (a więc i czytelników), zrobienia sobie jaj z naszego poważnego podejścia do słowa pisanego. Mam nadzieję, że napisałeś to pod wpływem alkoholu, prochów (nie żebym miał nadzieję że ćpasz), nadmiaru kofeiny lub w skrajnym wyczerpaniu. Jeśli było inaczej... pozostawię to bez komentarza.

EDIT
Wybacz dosadność powyższej wypowiedzi. Po prostu zgwałciłeś moje poczucie estetyki, zgwałciłeś też piękno języka polskiego i chyba wszystkie zasady interpunkcji, ortografii i gramatyki. Nie spodziewaj się więc pochwał, a kilku solidnych kopniaków.
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal
Odpowiedz
#6
co do gramatyki, jak mówiłem wcześniej - zgadzam się w zupełności i przyjmę każdą krytykę. Trzeba jednak odróżnić kiedy te zabiegi są celowe, a kiedy nie. Inna sprawa, że nie zgadzam się ze wszystkimi zasadami interpunkcji, ale to na inną rozmowę.

Natomiast co do ortografii to już bym się czepiał trochę. Nie wiem, czy nie byłeś tak zszokowany tym co czytasz, że nie zwróciłeś uwagi na całość.
Przykład:
berzowa/beżowa. Zabieg celowy.
Tu i ówdzie pisanie przymiotników wielką, a nazw własnych małą literą - zabieg celowy.

Wiem, że mnie nie znacie i nie wiecie co o mnie pomyśleć (albo raczej już wiecie) po przeczytaniu takiej pokraki, dlatego dla porównania wrzucę w odpowiedni dział miniaturkę, którą napisałem dwa lata temu.



AHA! Jeszcze jedno.
Zapomniałem dodać zwiastun drugiego rozdziału - oczywiście opublikowałem go na moim forum przed wrzuceniem drugiego rozdziału.




hhhhhhhhhhhhhhhpśś
W ŚWIECIE PRZESZŁOŚCI
"ojcze?!"
hpśśś ROZDZINA USIŁUJE PRZETRWAĆ
"Szybko! do ciężarówki!"
hpsśś RYZYKUJE ŻYCIEM
(wlazł z tyłu na pakę i przeczołgał się po dachu do kabiny kierowcy)
hpśśś BY ODNALEŹĆ DROGĘ DO DOMU
trydym spiderman
trydydydydydym guma do żucia
trym szyba
trym krew
trym Olimp
...
"Powiedz mi co robić... ZROBIĘ WSZYSTKO!"
hpśśś LIGHTS OUT
hpśśś PART II
hpśśś o6.o3.2o11
Odpowiedz
#7
Może i mało ambitna, ale mnie się spodobał pomysł. No i, kurde, ilustracja rozwala. Ale styl - przypadkiem tak Ci wiszły czy celowo taki wybrałeś - taki, jak to Lena ujęła, luzacki i ziomalski, rzeczywiście ciut szwankuje. Momentami jest wprost dziecinny, infantylny. Ortografia i całokształt, jak sam mówisz, celowe... jeśli to był zamiar - chwała Ci, ale mnie trochę denerwuje.

no i jeszcze jedno - jakoś nie kumam tych trymów i hpśów. niby co to ma być?
Odpowiedz
#8
Cytat:no i jeszcze jedno - jakoś nie kumam tych trymów i hpśów. niby co to ma być?
onomatopeja. To jak zwiastun filmowy do filmu, tylko, że zwiastun pisany do prozy.

co do reszty - na prawdę nie mam piętnastu lat, żeby pisać takie rzeczy i myśleć, że to wygląda jak w prawdziwej książce. Chciałem, żeby styl wypowiedzi narratora odpowiadał fabule - gdzie wszystko jest nie tak jak być powinno w podręcznikowym opowiadaniu. Pisałem raczej wymyślając gagi na bierząco, czasem robiłem "strumień świadomości" i patrzyłem co z tego wyniknie. Nie wrzucałem tekstu do sieci zaraz po napisaniu. Odczekałem kilka dni, czytałem, poprawiałem niektóre zdania i znowu odstawiałem. Nie powiem, żebym w betowanie wsadził sporo wysiłku, ale jednak coś tam pozmieniałem co mi nie pasowało.
Wrzucę czwartą część, a na piątą już trochę poczekacie, jestem w połowie, ale chwilowo zajęło mnie pisanie innego opowiadania SF.
Odpowiedz
#9
hpś i trym - jakoś nijak mi się to ma do na przykład takiego zrozumiałego kwa kwa Big Grin ale ogólnie, jak już mówiłem - skoro taki masz zamiar, to tak rób. W końcu co by to było za forum gdyby wszyscy pisali tak samo...
Odpowiedz
#10
Po pierwszym dziwnym zdaniu pomyślałem, że to tylko przypadek, jednak, gdy przeczytałem
Cytat:A jako, że nie ma prądu to nie można wiadomości pooglądać, ale to chyba jakaś grubsza sprawa bo z najwyższego szczytu w Andach nie widać żadnego światła prócz ognisk w okolicznych wioskach i miasteczkach czyli, że więcej niż jedna elektrownia padła bo jedna to ogarnia Częstochowę i Nowy Jork i wszystko na północ od nich, a druga na południe i skoro na południe od tych miast się nie świeci to znaczy że dwie elektrownie nie mają prądu. I że to nie o pozrywane druty chodzi bo jakby tak było to by było widać chociaż światła elektrowni z tego wzgórza a świateł nie widać bo jest ulewa, ale nie tylko dlatego, głównie dlatego że się tam nie świecą.

a następnie
Cytat:Na to oczywiście ojciec Toreb zawołał swoich synów i nakazał trzymać ich blisko siebie w razie jakby te trupy faktycznie przyszły:
- Trzymajcie się blisko mnie, w razie jakby te trupy faktycznie przyszły.

stwierdziłem, że nie dam rady. Żeby oszczędzić sobie wypadniętych włosów, a Tobie, drogi użytkowniku, gorzkich słów, nie czytam dalej. Według mnie styl się nie poprawi. Czuję się jakby mi ktoś w przedszkolu opowiadał jakąś historyjkę, którą widział na własne oczy. Styl jest naiwny, przerośnięte zdania, nielogiczne w większości wypadków. Powtórzenia całych zdań, jak choćby ten drugi cytat. Brak logiki w przedstawianym świecie. Niby jesteśmy w Częstochowie, a nagle jest mowa o Andach, elektrowniach i bzdurne tłumaczenie czemu nie ma prądu.

Drogi autorze, nie wiem ile masz lat, ale tekst świadczy raczej o ich niewielkiej liczbie. Tak nie wolno pisać opowiadań, bo zwyczajnie nikt Ci ich nie przeczyta. Interpunkcja jest makabryczna, błędy stylistyczne wyciągać można kopami. Nawet najlepszy pomysł można spartolić kiepskim wykonaniem, dlatego też polecam Ci najpierw dużo przeczytać książek, potem poćwiczyć na krótkich formach np. miniaturach, nowelach, a dopiero wtedy wziąć się za poważne obmyślanie fabuły do opowiadania, przy czym należy mieć już jakieś podstawy, żeby nie pisać z marszu.

Cóż, wybacz, że nie zagłębię się w Twoje "niesztampowe i wyjątkowe opowiadanie", ale zwyczajnie nie chcę sobie psuć nerwów.
Pozdrawiam.

EDIT.
Celowe walenie ortów? To jakieś świętokradztwo. Próbujesz usprawiedliwić brak znajomości ortografii, tym, że celowo walnąłeś byki? A w jakim celu, jeśli mogę zapytać?
Odpowiedz
#11
No dobra. Widzę, że przedstawianie tego opowiadania osobom które mnie nie znają nie było dobrym pomysłem. Dlaczego? Gdybyście mnie znali, to byście wiedzieli.
Dlatego wrzucę jutro czwarty rozdział i zostawię was w spokoju.



jestem studentem historii, profil nauczycielski, mam 22 lata, z wykształcenia handlowiec.
Odpowiedz
#12
Znamy czy nie znamy, oceniamy Twoją twórczość, nie Ciebie. Nie wiem co to ma do rzeczy, czy Cię znamy czy nie, ewentualnie nam wyjaśnij, jeżeli to cokolwiek usprawiedliwi Cię w oczach czytelników, aczkolwiek podanie swojego wieku tego nie zrobiło, wręcz przeciwnie. Młody wiek może być jeszcze niejakim usprawiedliwieniem, ale i tak dość słabym.
Odpowiedz
#13
Williamie, a co to ma do rzeczy czy Cię znamy czy nie. Jak napisał Danek, czytamy Twoje opo, a nie CV. Jest jakie jest, wzbudziło reakcje i komentarze jakie wzbudziło, i musisz się z tym pogodzić, skoro zdecydowałeś się je upublicznić i wystawić na żer czytelników - chyba wiedziałeś, że niesie to ze sobą jakieś konsekwencje. Co ma do tego wiek i wykształcenie, nie bardzo rozumiem. Może wyciągnij jakieś wnioski z komentarzy ,bo jak to mówią: kiedy jedna osoba stwierdzi że wyrósł ci ogon - puknij się w czoło, kiedy powiedzą tak trzy - może warto się obejrzeć. I nie fochaj się, tylko pisz dalej, rozwijaj się, ćwicz, dąż ku doskonałości.
Odpowiedz
#14
Chodzi o to, że to nie jest zwykłe opowiadanie - jak widać. Kiedy przedstawia się zwykłe opowiadanie, i nie uwłaczam tu nikomu, czylie takie... no ogólnie gdzie forma jest taka jak w większości książek popularnonaukowych - ok, wiek nie ma znaczenia.
Jeśli natomiast czyta się to, co napisałem trzeba odrzucić na bok wszystkie kryteria, spróbować wczuć się w klimat tego świata na opak, gdzie wszystko jest nielogiczne i abstrakcyjne i po prostu stwierdzić - podoba mi się albo nie. Wtedy napisać "nie poodoba mi się ten zabieg", "popdoba mi się ten eksperyment", albo "za dużo opisów, pisz więcej akcji" itp.
Zarzucacie mi orty i gramy w tekście, ale nie piszecie że ciężarówki i spiderman są BŁĘDEM (kto nie dotarł - pojawia się tam taki motyw), bo dwa tysiące lat temu nie było ciężarówek. W tym przypadku forma JEST treścią, jak najbardziej. Tak samo jak to, że w pierwszym rozdziale Garnasz jest ślepy i głuchy, a w drugim, nagle, jest to jego brat, Ejdan.

Danek napisał komentarz z którego można bez żadnych większych wysiłków wywnioskować, że:
a) nie zrozumiał tekstu - nie zrozumiał, co że to wszyyyyyystko tak właśnie miało być,
b) co wynika z punktu a, doszedł do wniosku, że rozmawia z osobą upośledzoną w stopniu lekkim lub z dziesięciolatkiem. Dlatego napisałem, że mam 22 lata, a żeby przekreślić też ten drugi wniosek, dodałem, że jestem studentem historii, z wykształcenia handlowcem - bo osoby z upośledzeniem w stopniu lekkim kończą edukację na zasadniczej szkole zawodowej zazwyczaj. Liczyłem, że jeśli dowiecie się, ile mam lat i co robię pomyślicie "kurde, to nie podstawówka, głupi też nie jest, to chyba zrobił to faktycznie celowo".

Rozumiem to. Rozumiem, na jakiej podstawie do tego doszedł. Dlatego napisałem, że przedstawienie tego opowiadania osobom które mnie nie znają było błędem - bo osoby które mnie znają od razu wiedzą, że te wszystkie zabiegi w tekście są celowe. Bo jestem normalny. Bo mam bujną wyobraźnię. Bo nie robię ortów. Zazwyczaj.
No dobra, zdarzyło mi się teraz w najmniej strategicznym dla mnie momencie palnąć "na bierząco". Dobrze, mój błąd, przyznaję się bez bicia.


Specjalnie wrzuciłem jeszcze moją miniaturkę "Poczta" w dziale miniaturek, żebyście dla porównania mogli przeczytać sobie inne, normalne moje dzieło, jako dowód, że jestem poczytalny. Oceniajcie je wszelkimi znanymi wam kryteriami, przyjmę każdą krytykę, ale tego dzieła muszę bronić.

Cytat:Jest jakie jest, wzbudziło reakcje i komentarze jakie wzbudziło, i musisz się z tym pogodzić, skoro zdecydowałeś się je upublicznić i wystawić na żer czytelników - chyba wiedziałeś, że niesie to ze sobą jakieś konsekwencje.
1. Wiedziałem, że wywoła konsekwencje, ale nie wiedziałem jakie. Liczyłem na to, że po przeczytaniu wstępu zrozumiecie, że wszystko co jest dalej zostało napisane z premedytacją. Wiedziałem, że jednemu może się spodobać, a drugiemu nie, ale nie sądziłem, że ktoś tego nie zrozumie.

2. Mówię - przyjmę krytykę od każdego, kto zrozumiał o co mi chodziło. Jeśli ktoś nie zrozumiał - szkoda, ale ja na prawdę nie muszę słuchać, że zdania w dialogu nie mogą być powtórzeniem niemal słowo w słowo zdania z opisu. I że robię orty. Ja to wiem. Napisałem to CELOWO.

PRZYKŁADIdea

Cytat:Nawet podoba mi się pomysł - fajne jest przejście od wiersza do prozy we wstępie - ale to chyba wszystko. Przeszkadzało mi to ciągłe spoufalanie się narratora z czytelnikiem, te wszystkie "bla bla bla", "tak a propos", "ale nie wiem dlaczego", "A nie czekaj, jest" itp. Taka luzacka, ziomalska gawęda bywa fajna, ale paradoksalnie trzeba włożyć masę pracy w to, by sprawiała wrażenie niewysilonej. Inaczej niedbalstwo jest tylko niedbalstwem.
Czad! Mam opinię od kogoś, kto zrozumiał co chciałem powiedzieć. Wyraził swoje zdanie - z pierwszą częścią się nie zgadzam, czyli z kwestią spoufalania się narratora z czytelnikiem, drugą biorę do serca. Dziękuję.



myślę, że wyjaśniłem kwestie
- dlaczego to, czy mnie znacie czy nie powinno mieć wpływ na wasz odbiór tekstu
- dlaczego napisałem ile mam lat
- dlaczego napisałem jakie mam wykształcenie
- dlaczego stwierdziłem, że wrzucenie tego ficka tutaj było błędem.
Odpowiedz
#15
Drogi Williamie.

Odnosząc się do Twojej wypowiedzi, chciałbym odpowiedzieć Ci na parę kwestii.

Otóż, mówisz o odrzuceniu wszelkich kryteriów podczas czytania tego opowiadania. Cóż, w porządku, mogę odrzucić trzymanie się sztywnej konwencji, mogę odrzucić prawa fizyki, mogę odrzucić wiele innych rzeczy, ale za nic nie jestem w stanie odrzucić pisowni języka polskiego!
To jest tak jakbyś poprosił trenera jakiegoś zawodnika sportowego, aby przymknął oko na jego co 5 minutowe wyjścia na papierosa. Da się trenować prawda? Jednak chyba nie o to chodzi.

Sęk mojej wypowiedzi jest taki, że dając do przeczytania jakiś tekst ludziom, niejako zdajesz się na ich pastwę (nie jest to negatywne określenie). Są w pisarstwie pewne konwencje, których przeskoczyć się nie da, są zasady, których nie wolno ominąć. Ty je zrobiłeś i wyszedł Ci taki tekst. Gdybyś go sprzedawał, a ja przeczytałbym pierwszą stronę, to wiesz co? W życiu bym go nie kupił. Nie kupiłbym, bo ja jako czytelnik biorąc Twoją książkę do ręki i płacąc za nią pewną ilość pieniędzy oczekuję, że będzie przynajmniej dobrze napisana i mnie zainteresuje. Tutaj jednak rozbiłeś się o pierwszy argument.
Ludzi, kupując książki, oczekują, że ich zakup nie okaże się chybiony i nie będą żałować swoich pieniędzy (bądź co bądź 30 zł to mało nie jest).
Owszem, Twoja wola, możesz zaznaczyć, że książka będzie dla wąskiego grona osób, który potrafią odrzucać konwencje, ale będziesz miał wtedy niewielką ilość czytelników, książka się nie sprzeda, a zanim to się stanie, wydawnictwo pewnie by jej w ogóle nie przyjęło do druku. A nawet gdyby to zrobiło, leżałaby na półkach przez lata i nikt by się nią nie zainteresował, bo pierwsi czytelnicy zniechęciliby kolejnych i tak dalej. No chyba, że o to Ci chodziło, żeby mieć garstkę "fanów" swojej twórczości i dla nich tworzyć olewając całą resztę. Taka prawda niestety. Pokaż mi jednego autora, który robi podobne zabiegi jak Ty i wydał swoją książkę?

Cóż, ja nie oczekuję, że opowiadania, które czytam są najwyższych lotów, ale po to jest to forum, aby takim osobom pomagać. Jednak muszę widzieć, że takiej osobie zależy na tym, aby jej tekst był dobrze napisany, ona sama chce doskonalić swoje umiejętności. W przeciwnym razie szkoda mojego czasu, abym strzępił język, który i tak obije się o ściany.

Nie stwierdziłem, że wydajesz mi się osobą upośledzoną, nic takiego nie wynikało z mojego posta. Pierwsze wrażenie odniosłem takie, że tekst napisało jakieś dziecko z podstawówki, ale jak określiłeś ile masz lat, to jeszcze bardziej pogrążyło to tekst w moich oczach z uwagi na to co wymieniłem wyżej. Na wiek można wiele rzeczy zrzucić, ale w tej sytuacji już nie bardzo jest na co zrzucać.

Cóż, nie wiem, czy zrozumiałeś o co mi chodzi przez ten cały wywód, mam nadzieję, że tak.
W takim razie pozdrawiam serdecznie.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości