Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zakochani
#1


Wielu ludzi ubranych na czarno, kilka małych dziewczynek przerażonych trumną, chłopak z bukietem fiołków (skąd wziął fiołki zimą?) i wychudzony, markotny ksiądz.
Następnego dnia to samo, tylko z innymi ludźmi:
Rodzina ubrana na czarno, dziewczynki w ciepłych rajstopach. W rogu stała niska dziewczyna, której rude loki sprawiały, że w czerni wydawała się jeszcze mniejsza. Trzymała mlecze, ( kto do cholery, przynosi mlecze na pogrzeb? Zimą!)

***
Trzy dni temu była jeszcze nadzieja. Leżeli w osobnych salach, stan krytyczny, przypadek beznadziejny, ale była nadzieja.
Mieli otworzyć oczy, uśmiechnąć się i powiedzieć: co ja tutaj robię? Mieli się potem odwiedzać przez cały okres siedzenia w szpitalu, przytulać, a nocą nielegalnie odwiedzać. Miało być romantycznie. Jednym słowem wymarzyliśmy sobie „happy end”, a w środę po południu nawet uwierzyliśmy, że się uda. Kilka minut później wiedzieliśmy, że do „happy endu” kogoś nam zabraknie.
-Korneli się polepszyło!- powiedziała jej matka. Uśmiechała się, a jej czerwone od łez oczy zaczęły świecić jakąś wielką radością- Jest już lepiej! Stan się stabilizuje, zaczęła sama oddychać. Operacja się udała. Może nawet będzie słyszała. Wiecie? Cudownie, prawda?- pani Magda promieniała, opowiadała, zadawała pytania. Uśmiechała się. My też.
Rafał zaproponował, że zadzwoni do mamy. Przecież nie mógł jawnie powiedzieć, że idzie do Norberta. Chciał powiedzieć śpiącemu kumplowi, że jego cudowna ukochana wraca do zdrowia.
Wyszedł… Ale kilka sekund później wrócił i wyciągnął mnie za rękę.
Wyszliśmy na korytarz.
Przez oszklone drzwi widziałam grupkę lekarzy i pielęgniarek, skaczących wokół Norberta.
-Umiera?- zapytałam tonem małego dziecka, ciągle patrząc na jego twarz.
Był słodko uśmiechnięty, tak jakby godził się na swoje odejście. Tak jakby cieszył się tym, że zaraz przejdzie na tamten świat.
Nie mogę sobie wybaczyć, że w momencie gdy umierał, ja patrzyłam na jego minę. Nie czułam strachu. Ten uśmiech mnie uspokoił. Zawsze się tak uśmiechał, gdy mnie przytulał i mówił „będzie dobrze”. Teraz chciałam powiedzieć to samo, chociaż w to nie wierzyłam.
Przez cały czas, gdy staliśmy przy drzwiach, czekałam na to aż pojawi się cienka kreseczka.
Pojawiła się wraz z pierwszą spływającą po moim policzku łzą.

***
Teraz staliśmy tutaj. Cmentarna kaplica- okropne miejsce.
Był luty, padał deszcz. W kaplicy było zimniej niż na zewnątrz, ale staliśmy tam z Rafałem wpatrzeni w uśmiech Norberta.
Podeszłam bliżej, Rafał za mną. Stanęliśmy nachyleni nad przyjacielem.
-Co się śmiejesz wariacie?- zapytałam- Myślisz, że to takie zabawne?
Rafał spojrzał na mnie jak na wariatkę, ale po chwili sam się uśmiechnął:
-Zarzekałaś się, że nie włożysz tej czarnej spódnicy. A on zawsze mówił, że jeszcze coś wykombinuje. Że włożysz ją i to tylko dla niego.
-Tak, pamiętam. Kornelia zawsze wtedy udawała obrażoną, bo jej wybitnie nie lubił w czerni.
-Pasowała do niej wiosna, kwiaty, motylki, zielenie, róże. Nie czerń. Wiedział to. Miał gust!- Rafał klepnął Norberta ostatni raz w łokieć, tak jak robił to zawsze.
Ten jego przyjacielski gest mnie rozkleił. Rozpłakałam się jak dziecko, a każda kolejna łza, przynosiła mi poczucie winy.
Przecież jego matka cierpiała bardziej, a tak dzielnie się trzymała. Stała z boku, obok drugiego męża i małej dziewczynki. Widząc nas przy trumnie, wbiła wzrok w podłogę.
Jestem pewna, że miała do nas żal.
Ona tak samo jak my uważała, że ten wypadek to bardzo podejrzana sprawa.
***
Matka Korneli popychała nas:
- Obudziła się! Na razie nie słyszy dobrze, tylko kilka dźwięków z całej rozmowy. Ale możecie z nią pisać. Lekarze mówią, że to wina wstrząsu. Ale obiecują, że za kilka dni będzie już dobrze.
Rafał stanął przed drzwiami:
-Nie wejdę!- powiedział i stanął twardo- Nie w takim stanie! A ty gdzie?- zwrócił się do mnie, gdy popychana w ramię, szłam przed panią Magdą.
-Rafał! Ona cię potrzebuje!
-No Toti, na pewno! Ale do Korneli dziś nie wejdziemy. Wczoraj był pogrzeb jej chłopaka…
-A ty znowu o tym…- kobieta zawahała się, czy chce dokończyć zdanie, którym przerwała Rafałowi- skończ już! Kornela też mogła umrzeć.
Rafał nic nie powiedział. Nie wszedł ze mną do Sali, pomimo ostrych słów krytyki i mojej gorącej prośby.
- Idź sama. Weź na siebie te odpowiedzialność i dokop jej. No dalej! Idź!
Weszłam powitana jej słodkim uśmiechem. Też się uśmiechnęłam, lecz wystarczająco sztucznie by uśmiech z jej twarzy znikł.
Ona siedziała wsparta kilkoma poduszkami, ja stałam naprzeciw jej.
Patrzyła mi w oczy. Czytała mi w myślach. Czułam to...
Sekundę później widziałam jak wpada w histerię i zaczyna głośno dyszeć, przeplatając to krzykiem.
Godzinę później widziałam, jak jej matka całuje ją na pożegnanie.

***

Czekałam, aż msza się skończy. Modliłam się by ksiądz przestał mówić. Każde jego słowo drażniło mnie coraz bardziej.
Myślałam tylko o tym, jak bardzo nienawidzą się rodzice Norberta i Korneli.
Jej matka uważała, że to Norbert zabił oboje. Jego rodzice żałowali, że pozwolili mu jechać po Kornelie do Zakopanego. Wiedzieli, że Kornela ma romantyczne usposobienie i może wyniknąć z tego katastrofa. Ale nie chcieli ranić syna… Pozwolili mu zabrać samochód i pojechać do dziewczyny, którą tak bardzo kochał.
Oboje wybrali się na wieczorny spacer po górach. Ich ostatni spacer w blasku księżyca.
Zastanawiałam się, czy zdążyli sobie powiedzieć, że się kochają? Czy zdążyli się przytulić? Może zrobili to celowo? Może sami skoczyli z gór? Może…
To nie było możliwe. Nie wierzyłam w to. Prędzej ktoś by ich zepchnął. Ale kto? Kto mógłby chcieć zabić tak piękną parę? Kto poszedłby w góry?
Ksiądz zamilkł, lecz zabrzmiał marsz żałobny. Wszyscy powoli opuszczali kaplicę.
Zwróciłam uwagę na chłopaka, który niósł fiołki. Skąd je miał? Skąd wiedział, że to jej ulubione kwiaty. Zawsze dostawała je od Norberta. Każdego dnia, przy każdym spotkaniu. Bez żadnej okazji.
A teraz obcy chłopak niósł maleńki bukiecik.
Przyglądałam mu się uważnie. Kulał. Musiał mieć uszkodzone kolano.
Nad świeżym grobem Korneli, stała spora grupka ludzi.
Jej przyjaciele, znajomi, rodzina.
I ten chłopak z bukietem fiołków, który chyba czekał aż wszyscy pójdziemy.
Nie poszliśmy. Twardo staliśmy razem z całą resztą ludzi
Chyba go zdenerwowaliśmy, bo zirytowany zdjął rękawiczki i pokaleczoną ręką, położył bukiet na grobie.
Patrzyłam na jego rękę, wzrokiem wiercąc w niej dziurę. Spojrzał na mnie i wyczytał z moich oczu pytanie. Skinął głową.
-Rafał, chodźmy już!
-Mieliśmy zobaczyć, czy nic podejrzanego się nie wydarzy.
-A co może się wydarzyć?
-Wszystko! Gdy tylko w grę wchodzą zakochani…
W tym samym momencie matka Korneli podeszła do nas z chłopakiem od fiołków
-To Radek. To on znalazł Kornelię… I tego waszego Norberta. On wezwał pomoc.
-Szkoda, że na nic się to nie zdało- odpowiedział rozżalony chłopak, po czym zmierzył mnie wzrokiem.
-Niestety wszystko może się zdarzyć… Gdy tylko w grę wchodzą zakochani- powiedziałam obojętnie i sprawdziłam, czy Rafał coś podejrzewa…
On też od kilku minut wpatrywał się w rękę Radka.
Odpowiedz
#2
Troszeczkę pomęczymy Troszeczke ;)

"(skąd wziął fiołki zimą?)"
z kwiaciarni? Z parapetu babci?

"W rogu stała niska dziewczyna, której rude loki sprawiały, że w czerni wydawała się jeszcze mniejsza."
Rozumiem, gdyby loki pomniejszały jej sylwetkę objętością, ale kolorem?

"przypadek beznadziejny, ale była nadzieja."
Idzie załapać sens, ale brzmi to jednak kiepsko.

"a nocą nielegalnie odwiedzać."
"Nielegalnie" to chyba za mocne słowo - nie łamaliby przecież prawa, co najwyżej przepisy szpitalne, więc może lepiej "potajemnie"?

"a jej czerwone od łez oczy zaczęły świecić"
Świecące oczy lepiej się sprawdzają w horrorach :), może lepiej "lśnić"?

"Przez cały czas, gdy staliśmy przy drzwiach, czekałam na to aż pojawi się cienka kreseczka."
Na drzwiach? Następne zdanie wyjaśnia sprawę, ale jednak za późno.

"Stała z boku, obok drugiego męża i małej dziewczynki."
Nadmiar i niedobór informacji. Narratorka powinna chyba wiedzieć, kim jest mała dziewczynka, z kolei czytelnik nie musi wiedzieć, że matka Norberta ma drugiego męża.

"Sekundę później widziałam jak wpada w histerię i zaczyna głośno dyszeć, przeplatając to krzykiem."
Stylistyczne dziwadełko. Poza tym, dziewczyna dopiero co odzyskała przytomność, jest tak słaba, że prawie nie słyszy (tak faktycznie bywa?) nie może mówić, a oni z miejsca walą ją po głowie aktualizacją o śmierci chłopaka?

"Wiedzieli, że Kornela ma romantyczne usposobienie i może wyniknąć z tego katastrofa."
O ile rodzice Norberta nie zaczytują się z pasją dramatami Szekspira, sens tego zdania wydaje mi się dość mętny.

"Nie poszliśmy. Twardo staliśmy razem z całą resztą ludzi"
Domyślam się, że zostali, by uczcić pamięć zmarłej, ale opisałaś to tak, jakby chcieli zrobić na złość chłopakowi od fiołków. Co brzmi dość komicznie.

"-Mieliśmy zobaczyć, czy nic podejrzanego się nie wydarzy.
-A co może się wydarzyć?
-Wszystko! Gdy tylko w grę wchodzą zakochani…"
Pretensjonalnie to brzmi, jak zresztą i cała intryga, włącznie z sugestią rozwiązania tajemnicy w zakończeniu. Zwłaszcza w przedstawionych okolicznościach - nie trzeba być zakochanym, by źle skończyć, łażąc po górach po ciemku.

Piszesz, imo, całkiem nieźle, mniej wydumanych pomysłów i będzie git :)
I’m giving you a night call to tell you how I feel
I want to drive you through the night, down the hills
I’m gonna tell you something you don’t want to hear
I’m gonna show you where it’s dark, but have no fear
Odpowiedz
#3
W sumie jest sporo dziwnych zdań, ale pisałam do pod wpływem jakiejś dziwnej weny( ostatnio chodzą mi po głowie pogrzeby, nieszczęścia, samobójstwa itd. W sumie nie chcę wprowadzać tego w moje życie, tak więc ukatrupiam bohaterów)
Myślę, że następne będzie bardziej dopracowane i poprawione.
Mimo to dzięki Wink

Odpowiedz
#4
Nie do końca wiem co myśleć o tym tekście. Błędy zostały już wytknięte, więc tym się zajmować nie będę; masz świadomość, że idealnie to nie jest. Sama tematyka wydaje mi się oklepana: wypadek, szpital, podwójny pogrzeb. Aczkolwiek nie ukrywam, że uwielbiam te schematyczne początki ze śmiercią w roli głównej, pod warunkiem, ze potem autor schemat odrzuca i całkowicie zaskakuje czytelnika.
Najbardziej jednak irytował mnie problematyczny tryb pisania. Pierwszy akapit jednoznacznie sugerował trzecią osobę w trybie wszystkowiedzącym, tylko po to, abym w połowie drugiego akapitu dowiedziała się, że to opowiadanie z narracją pierwszoosobową, pisane subiektywnie. Chyba, że to ja coś pokręciłam...
Jeśli by wyciąć te dziwne zdania sądzę, iż wyszłoby nam całkiem niezłe opowiadanie, z którym chętnie bym się zapoznała bliżej...
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości