Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Księgi Ostatnich Dni
#1
Wstęp

I

„Aby zrozumieć magię, należy zrozumieć bogów. Ci przedostają się do świata dzięki naszej wierze i tylko ona ich tu trzyma. Magia to ich największy dar, więc strzeżmy go pilnie.”
Anonim, „Pierwsza księga świecka”

„ I rzekła Ogee, daje wam swoją moc, byście wypełnili nią moją wolę. Idźcie więc i zapanujcie nad światem”
„Wolumin Wygnania”

„A widząc jak świat chyli się ku upadkowi, Go odstąpił swego dzieła, pozostawiając nasz świat swym dzieciom, bogom.”
„Wolumin Stworzenia”


Strzeliste wierze i białe mury Farel przywitały Ru. Czarnobrody krasnolud kroczył powoli oglądając rozradowane miasto. Rozpoczęło się święto żniw. Wielokolorowe wstążki zdobiły brudne domy, a słodki zapach owoców gryzł się ze smrodem rynsztoku. Piwo i wódka lały się po bruku. Elfy i krasnoludy nie trafiały już do ust. Ktoś wystrzelił z pistoletu skałkowego, wybuchł aplauz. Ru minął ich i ruszył w stronę centrum miasta. Im dalej w las, tym więcej drzew. Każdy placyk i szersza ulica zapełniona była tłumami. Na święto żniw zjeżdżali się wszyscy Bavarowie. Krasnolud skręcił na zachód, w stronę nekropoli miejskiej. Brudne mury z wolna ustąpiły miejsca drzewom i zieleni. Niektóre dęby miały pod sobą kopce rozkopanej ziemi, groby elfów. Tak oto ta zaborcza rasa oddawała swe ostatnie honory naturze. Obok jednej z lip zebrał się mały tłum osób, po środku stała duża drewniana skrzynia trumny. Krasnolud podszedł wolno. Długowłosy kapłan stał nad świeżo wykopanym dołem. Był już przyprószony siwizną, co ,u elfa oznaczało przynajmniej sto dwadzieścia lat. Ubrany był w ciemnoczerwony strój żałobny, ze złotymi ornamentami.
- Zebraliśmy się tu by pożegnać naszego przyjaciela, Floriana Dewoste. Ten dzielny sługa cesarza pokazał nam co znaczy oddanie dla sprawy. Udowodnił…
-Gówno prawda! – prychnął Ru i odszedł powoli.
Jego przyjaciel, Flor, zginął przez cesarstwo. Przed trzema laty wplątali się w walkę dwóch dużych grup przestępczych. Walki toczyły się przez miesiąc, oni służyli u Pięści Karwazy jako najemnicy. On zajmował się cichym eliminowaniem strażników i świadków, a krasnolud chronił go w razie wykrycia. Ru pamięta jakby to było wczoraj, akcja pod Tartakami. Mieli zająć się wpływowym kupcem, którego oskarżano o współpracę z Dovami.

Podjechali konno pod samą bramę miasta. Drewniana, wysoka na pięć metrów palisada otaczała niewielkie miasteczko będące w zasadzie sypialnią dla robotników tartaków i rzemieślników reperujących machiny. Bramę otworzył im gruby elf, najprawdopodobniej mieszaniec, rzadki w tych okolicach. Ulice były aż mokre od wylanych fekaliów, cuchnęły na kilometr przyciągając chmary much. Zsiedli z kradzionych koni i uwiązali je do stojących przy bramie palików. Ruszyli już pieszo w kierunku karczmy. Domy w Tartakach były wykonane z solidnych dębowych desek pokrytych białym wapnem. Gdyby nie kamienne fundamenty zapewne zapadły by się w błotnistą ulicę. Przez środek osady biegła solidna, brukowana droga z rynsztokiem zwana Traktem Drewnianym. Na placu po środku miasta skręcili w lewo, na północ, ulicą Kupiecką. W oddali widać już było karczmę i przylegający do niej budynek Gildii Drewnianej. Weszli do przytulnego wnętrza Pod Gildią i od razu skierowali się do biurka karczmarza. Bogato zdobiony mebel skrywał za sobą niewysokiego krasnoluda. Ru nie pamiętał szczegółów tak dobrze jak Florian. Tan pamiętał by zapewne rudą brodę, krzaczaste brwi i gruby głos gospodarza. To że zamówili pokój czwarty na pierwszym piętrze, że podziękowali za kolację, a wieczorem, o dwunastej, zaryglowali drzwi czerwoną zasuwką ze znakiem manufaktury cesarskiej.
Akcję krasnolud pamiętał za to wyśmienicie. Florian otworzył przy pomocy haczyka z linką okno budynku obok, zaczepił ją potem o parapet i po tym jak sam wszedł pomógł towarzyszowi. Przez jakieś pół godziny wszystko szło zgodnie z planem. Pierwszych trzech strażników elf zabił bez wszczynania alarmu, ani nawet bez kałuży krwi, jaka zazwyczaj zostawała po metodach Ru. Potem weszli do kuchni. Szybko znaleźli interesujący ich gar. W środku było pełno zimnej herbaty czekającej na podgrzanie rano. Elf wyjął zza pasa mały flakonik z bezbarwną i bezwonną cieczą i wlał jego zawartość do napoju. Wtedy sytuacja zaczęła się komplikować. Do kuchni wszedł parobek i odrazu wszczął alarm. Zanim zdążyli do niego podbiec i uciszyć ten był już na korytarzu. Ru wyjął dwa pistolety i odbezpieczył. Do kuchni wbiegli dwaj strażnicy z przygotowanymi muszkietami, lecz długa nieporęczna broń okazała się wolniejsza w ciasnym pomieszczeniu od pistoletów. Jeden ze strażników oberwał prosto w głowę, drugi w brzuch i teraz wył z bólu na ziemi. Wyszli na korytarz. Krasnolud schował bronie i wyciągną swą ulubioną szabelkę. Florian przygotował kuszę powtarzalną. Śpieszyli się do sypialni mając nadzieję, że cel jeszcze śpi. Wiedzieli, że to mało możliwe. Wbiegli do holu. Ze schodów zbiegło sześciu strażników. Odskoczyli za jedną z pobielanych kolumn. Na równej powierzchni farby pojawiły się od razu dziury po kulach. Pierwszy, drugi, trzeci z czwartym, piąty, pauza, ładują.
Florian wychylił się i strzelił w nogi stojącego najwyżej. Ten wrzasnął i przewracając się pociągnął za sobą czterech kompanów. Jakiś naładowany muszkiet wyleciał z rąk spadającego gwardzisty. Upadł na schody i spowodowany nagłym wstrząsem wystrzelił. Florian wrzasnął i złapał się za prawe kolano. Widząc co się dzieje Ru wyskoczył zza osłony i biegł już w stronę stojącego jeszcze strażnika. Ten naładował i wycelował. Nie zdążył jednak wystrzelić. Do żył Floriana napłynęła już adrenalina i wystrzelił celnie w głowę stojącego. Krasnolud szybko zmienił cel i ciął od dołu w głowę jednego z podnoszących się. Florian wystrzelił raz jeszcze, pudłując tym razem. Zamaszystym cięciem krasnolud ściął głowę kolejnego elfa. Pozostała trójka stała już na nogach. Porzucili na ziemi broń palną i wyciągnęli miecze. Ru wciąż pamiętał swoje szczęście gdy pierwszemu odciął ucho zwodząc najpierw markowanym ciosem w nogę. Pamiętał jak drugi dał się nabrać na prostą sztuczkę polegającą na zmuszeniu wroga do podniesienia broni nad głowę udawanym cięciem od góry a potem zręczną zmianą kierunku ataku i równoczesnym kucnięciu ataku na nogi. Trzeci niestety padł od bełtu.
Kupca złapali i zabili gdy próbował uciec przez okno swojej sypialni. Wrócili do karczmy tą samą drogą co poprzednio. Następnego dna gdy zeszli do sali na śniadanie czekała już tam na nich grupa dziesięciu federalnych tajniaków. Aresztowali ich i zaproponowali wolność w zamian za wydanie Pięści. Wydali. Rząd zaoferował im ochronę. Pracowali potem jeszcze dwa lata jako tajniacy dopóki nie dopadł ich prawa ręka przewodniczącego Pięści, Jovin Kal. Zabił Floriana i zginął z ręki Ru.

Las cmentarza skończył się nagle rozpoczynając kamienną ulicę. Krasnolud ruszył ku karczmie. Przyjaciela pożegna jutro, gdy tłum rodziny pójdzie. „Pod Dębem” był wysokim budynkiem z dwoma bocznymi skrzydłami okalającymi placyk z fontanną. Kamienna kobieta wylewała wodę z dzbana do otaczającego ją basenu, przypatrując się uważnie każdemu kto wchodził. Budynek był cały z nowoczesnej cegły, pomalowany białą farbą z niebieskimi zdobieniami. Ru wszedł do recepcji.
- W czym mogę pomóc, proszę pana? – spytał wysoki elf.
- Wygodny pokój na noc i pełne wyżywienie.
- Czy skorzysta pan z salonu masarzu?
- Nie.
Młodzieniec wyją klucz i podał go dopiero gdy Ru postawił na stole banknot stucentrowy.
- Reszty nie trzeba.
Poszedł dębowymi schodami na górę. Spojrzał na klucz, widniał na nim napis „221”. Ruszył na przód w poszukiwaniu pokoju. Ten był wyłożony bogatą, zieloną tapetą z motywem liści. Łóżko okazało się pierwszej jakości. Miękkie i ciepłe. Zasnął od razu.

Wstał równo ze słońcem, zjadł śniadanie i ruszył w stronę magazynu wiklinowych mebli. Budynek rzeczywiście pełnił swoją funkcję. Wielka drewniana budowla mieściła się na skraju miasta i tylną ścianą dotykała murów. Ru zastukał do drzwi.
- Macie pączki? - spytał.
- Zapytam szefa.
Drzwi otworzyły się. Magazyn pełnił też drugą funkcję. Zaraz za pokojem dyrekcji na piętrze znajdowało się archiwum, tam, za czwartą półką od lewej ukryto drzwi do małego pokoiku z klapą. Zachodząc drabiną wchodziło się do pokoju oświetlonego tylko jedną pochodnią. W ścianie naprzeciwko znajdowała się dziura z wystawioną i gotową do strzału wielokuszą samopowtarzalną. Cudu techniki elfów. Dziewięć kusz przymocowanych do walca, ta na lewym boku wystrzeliwała gdy w tym samym czasie dolna był naciągana przez skomplikowany system hydrauliczny, a górna ładowana świeżym bełtem z podajnika spadkowego. Najbardziej szybkostrzelna broń znana na kontynencie. W tak małym pokoju, zabójcza.
- Spokojnie, to ja, Ru.
-Możesz wejść.
Drzwi obok dziury otworzyły się. Stał w nich wysoki elf.
- Wiem, co cię sprowadza, Ru. Wiesz, że nie ponosimy odpowiedzialności za śmierć twojego przyjaciela.
Krasnolud wszedł do małego pomieszczenia z dużą ilością drzwi. Byli pod murami.
- Mieliście nam zapewnić ochronę! Żarty sobie ze mnie robicie? Wasze elfy zeszły z warty bez zmiany! Wrobiliście nas by dorwać Jovina.
Tajniak milczał.
- Chociaż się przyznaj!
Elf odwrócił wzrok.
- Odznaczyliście się wielkim oddaniem, wasze winy zostają cofnięte.
- Przestań pieprzyć, odpowiadaj.
- Cesarz jest wam wdzięczny. Oferuje wam wolność.
- Ale nie wróci życia! Więc zrobiliście to umyślnie.
- Opłacało się.
Ru odwrócił się i ruszył ku drzwiom.
-Mamy dla ciebie propozycję.
- Nie robię już w interesie. Trzeba było ocalić Floriana.
Następnego dna wyjechał z miasta. Pożegnał się tylko ostatni raz z Florianem i spakował rzeczy. Wiele by dał za jego zmartwychwstanie.
Odpowiedz
#2
Popraw akapity! Wtedy zajrzę!
[ p] <--- bez spacji oczywiście
dialogi też od tego zaczyna się
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#3
Cytat:Strzeliste wierze i białe mury Farel przywitały Ru.
- Łojezu!

Cytat:Czarnobrody krasnolud kroczył powoli oglądając rozradowane miasto.
- powoli kroczył, czy powoli oglądał miasto? Ja wiem, że przecinki to takie małe upierdliwe coś, ale czasem są niezbędne.

Cytat:Elfy i krasnoludy nie trafiały już do ust.
- że co, proszę?!

Cytat:Każdy placyk i szersza ulica zapełniona była tłumami.
- zapełnione

Cytat:Obok jednej z lip zebrał się mały tłum osób, po środku stała duża drewniana skrzynia trumny.
przeczytaj to zdanie i domyśl się co jest nie tak.

Cytat:Był już przyprószony siwizną, co ,u elfa oznaczało przynajmniej sto dwadzieścia lat.
- a ja, też, przecinków, nie, lubię.

Cytat:Ru pamięta jakby to było wczoraj, akcja pod Tartakami.
- raz piszesz w czasie przeszłym, innym razem w teraźniejszym.

Bez urazy, ale powyższy tekst to koszmar. Nawet nie doczytałem do końca, bo niemal każde zdanie wymaga korekty. Czytałem już wcześniej Twoje opowiadania i stwierdzam z przykrością, że jak robiłeś masę błędów, tak czynisz to do tej pory.
Zaleca się dużo czytać, a może przyjdzie jakaś poprawa. Na obecną chwilę wygląda to bardzo słabo.
Pozdrawiam
Odpowiedz
#4
Duży plus za cytaty we wstępie. Już na początek pobudzają ciekawość i dają jakieś pojęcie o świecie, jego historii i wierzeń. Niestety jednak, w tym wypadku były gwoździem do trumny, gdyż uważam, że były jedynym co najciekawsze w opowiadaniu. Ale od początku.
Ogólnie świat jest dosyć dziwnie skonstruowany, niedopracowany. Trochę ciężko się czyta i pomijam tutaj uwagi techniczne, wymienione już wcześniej. Ciężko sobie wyobrazić wiele sytuacji, a opisy nie pomagają.
Bohaterowie raczej nie pokazali zbyt wiele, poza paroma zdolnościami. Wiemy, że ich stosunki były przyjacielskie, reszty rzeczy możemy się jedynie domyśleć, a skoro wspominany był zmarły, to można by powiedzieć o nim kilku słów (charakter, pogląd na sprawy i tak dalej, niż tylko to, że ma dobrą pamięć). Nie pasuje mi tutaj imię Krasnoluda.
Miasto jest moim zdaniem źle skonstruowane. Nie potrafiłem sobie wyobrazić "brudnych domów", a dokładniej tego, w jaki sposób stały się aż tak brudne. Może przejdę do cytatów.

Autor napisał(a):(...) słodki zapach owoców gryzł się ze smrodem rynsztoku.
Tutaj chodzi o samo wykreowanie miasta. Jest cywilizacja, w dodatku elfów, a ci są dość delikatni. Jest broń palna, są krasnoludy i jakiś ogólny porządek. Ciężko mi uwierzyć, że nie było kanalizacji lub nie walczono w jakiś sposób ze smrodem i tak dalej. Ponadto były tłumy, a więcej ludzi=więcej smrodu. No i w końcu nie jestem pewien, czy owoce w tych realiach miałyby na tyle silny zapach, który byłby wyczuwalny i konkurował ze smrodem.

Auto napisał(a):Piwo i wódka lały się po bruku. Elfy i krasnoludy nie trafiały już do ust.
Mała przesada. Jeżeli byliby już tak pijani, że nie trafialiby, to byliby w stanie ledwo trzymać kufle i wątpię, by w takiej sytuacji byliby w ogóle obsługiwaniu. W dodatku piwo i wódka, w tamtych realiach, podczas imprezy, były dosyć pożądanym towarem i szczerze wątpię, aby były marnotrawione nawet przez mocno zalanych.

Autor napisał(a):Im dalej w las, tym więcej drzew
Dopiero po chwili zrozumiałem, że to przenośnia. Pojawiają się elfy, jest fantastyka więc próbowałem sobie wyobrazić ogrodzony murem las. Ale mniejsza.

Autor napisał(a):Był już przyprószony siwizną, co ,u elfa oznaczało przynajmniej sto dwadzieścia lat.
"Przynajmniej" zastąpiłbym "około". Nie wiemy w jakim stopniu był przyprószony siwizną, a skoro elfy to istoty długowieczne, nawet dodatkowych kilka siwych włosków mogło oznacza kilka lat w przód. Zależy to też od fryzury, a biorąc poprawkę na fantastykę śmiem twierdzić, że nie zawsze proces starzenia się był taki prosty.

Autor napisał(a):On zajmował się cichym eliminowaniem strażników i świadków, a krasnolud chronił go w razie wykrycia.
Ciężko wyobrazić sobie taki duet. Krasnolud chodził za elfem, więc musiał mieć chociaż przybliżone do niego zdolności.

Autor napisał(a):Bogato zdobiony mebel skrywał za sobą niewysokiego krasnoluda
Krasnoludy z reguły są niewysokie Wink
Ogólnie opis barmana również nie ma tutaj żadnego sensu, wystarczyło wspomnieć o dobrej pamięci elfa.

Autor napisał(a):Florian otworzył przy pomocy haczyka z linką okno budynku obok, zaczepił ją potem o parapet i po tym jak sam wszedł pomógł towarzyszowi
Za nic nie potrafię sobie to wyobrazić. Jak oni przechodzili? Po cienkiej lince między budynkami? Elf może jeszcze, ale krasnolud przechodził po lince?

Autor napisał(a):Pierwszych trzech strażników elf zabił bez wszczynania alarmu, ani nawet bez kałuży krwi (...)
Mnie osobiście ciekawi, jak elf wykonał egzekucję. Dałoby to nieco pojęcia o jego umiejętnościach. Skręcił kark, a zatem potrafił się zakraść i zręcznie wykorzystać słabości ciała, mając przy tym siłę? Udusił jakimiś linkami? Może każdego po kolei? A oni (strażnicy) właściwie trzymali się razem czy jak?

Autor napisał(a):Szybko znaleźli interesujący ich gar. W środku było pełno zimnej herbaty czekającej na podgrzanie rano. Elf wyjął zza pasa mały flakonik z bezbarwną i bezwonną cieczą i wlał jego zawartość do napoju.
Yyy... w ogóle nie rozumiem, dlaczego do garnka została wlana jakaś ciecz. Zapewne trucizna, ale jaka była pewność, że cel ją wypije? Zaraz, on miał zginąć jeszcze tej nocy (bo była noc?). Długo by tu pisać...

Autor napisał(a):Do kuchni wbiegli dwaj strażnicy z przygotowanymi muszkietami, lecz długa nieporęczna broń okazała się wolniejsza w ciasnym pomieszczeniu od pistoletów.
Nie rozumiem tej sytuacji. Co ma pomieszczenie to prędkości kuli? Zakładamy, że strażnicy nie byli totalnymi debilami i nie ściskali się jeden obok drugiego w wolnym przejściu, a skoro bronie mieli przygotowane, to wystarczyło jedynie celować i strzelać, o ile nie wystarczyłoby tylko to drugie.

Autor napisał(a):Ze schodów zbiegło sześciu strażników. Odskoczyli za jedną z pobielanych kolumn.
Wiemy (a raczej domyślamy się), że cho o bohaterów, ale dokładniejsza rozkmina stopuje akcje i zmusza do dokładniejszego zastanowienia się, bo przecież strażnicy również mogliby odskoczyć za kolumny widząc uzbrojonych przeciwników (w tym wypadku schody ratują wszystko).

Autor napisał(a):Pierwszy, drugi, trzeci z czwartym, piąty, pauza, ładują.
Szósty nie strzelał?

Autor napisał(a):Florian wychylił się i strzelił w nogi stojącego najwyżej. Ten wrzasnął i przewracając się pociągnął za sobą czterech kompanów.
Trochę naciągane. Czterech od razu? A co w końcu z tym ostatnim?

Autor napisał(a):Trzeci niestety padł od bełtu.
Czemu "niestety"? Wink

Autor napisał(a):Kupca złapali i zabili gdy próbował uciec przez okno swojej sypialni.
Wiedzieli, że nie spał, alarm został podniesiony prędko, a kupiec jeszcze nie zdążył zwiać?

Autor napisał(a):- Wiem, co cię sprowadza, Ru. Wiesz, że nie ponosimy odpowiedzialności za śmierć twojego przyjaciela.
Krasnolud wszedł do małego pomieszczenia z dużą ilością drzwi. Byli pod murami.
- Mieliście nam zapewnić ochronę! Żarty sobie ze mnie robicie? Wasze elfy zeszły z warty bez zmiany! Wrobiliście nas by dorwać Jovina.
Tajniak milczał.
- Chociaż się przyznaj!
Elf odwrócił wzrok.
Trochę dziwnie to wygląda. Tajniak jest przekonany, że jego agencja nie ponosi odpowiedzialności za śmierć elfa, a jego gesty wyraźnie ukazują, że jest inaczej. Może, gdyby było to skierowane do czytelnika to by uszło, ale postać wyraźnie daje znaki krasnoludowi.

Autor napisał(a):- Cesarz jest wam wdzięczny. Oferuje wam wolność.
Florian w tym momencie już jest wolny ^^


To by było na tyle. Kilka przykładów ominąłem, nie chcąc już się męczyć. Ogólnie z fabuły można by wycisnąć więcej, ale jak już wspomniałem wszystko jest niespójne, mało realistyczne, niektóre opisy niepotrzebne, a w niektórych miejsca ich brak.
Jednak widzę w tym opowiadaniu potencjał. Wystarczy poprawić błędy i jestem pewien, że wszystko się ułoży, dlatego z niecierpliwością wyczekuję kolejnej części Smile

Ocena niestety niska, bo tylko 1/10, ale mam nadzieję, że następnym razem nie zejdzie poniżej 5 Tongue


Pozdrawiam.



Odpowiedz
#5
II

„Podobno na przełęczy widziano grupę ludzi, głupota”
Kus Alcha, szlachcic z południowych Kresów.

„Jeszcze niedawno uważano magię za stek bzdur i wkładano ją między bajki. Może czas najwyższy na poważnie zająć się kwestią istot elfopodobnych zza pustyni, zwanych Ludźmi?”
Jovin Subst, naukowiec.

Komnata była ciemna, a powietrze w niej aż ciężkie od dymu halucynogennych kadzideł. Stary, góralski, szaman siedział po środku i wpatrywał się w ścianę. Widział jednak coś zupełnie innego. Wielkie armie, chodzące trupy stają naprzeciw istotom wzrostu elfa i postury Górala. Dwie mityczne armie ścierają się w boju. Nieumarli i ludzie. Prorocze oko przygląda się armii martwych. Na ich czele stoi siwobrody krasnolud, z blizną na prawym poliku.

Ru wyruszył z Farel jakieś trzy dni temu. Był w połowie drogi do Polk, a stamtąd już tylko dwa dni jazdy do Poletka, ambasady elfów na ziemiach krasnoludów. Miał dość tych ziem, nieustannej wojny elfio elfiej i próby wciągnięcia w nią innych ras. Miał dość zaborczej polityki Bavarów. Od miesięcy z Wyspy przychodziły listy, w których pokojowo proszono o autonomię. Każdy na kontynencie wiedział, że po ostatniej wojnie domowej, cesarz nie ma wystarczająco siły, by walczyć z koloniami na nowym świecie. Tavare od razu zwęszyło okazję, by walczyć o ponowną niepodległość. Na Kresach zaś przestępczość powiększyła się jeszcze bardziej. Centralna dzielnica Feralii pochłonięta była wewnętrznymi sporami szlachty. Plotki mówiły, że cesarz chce z pomocą krasnoludów spacyfikować niepodległościowe grupy w Tavar i Porcie Canbal. Krasnoludy zaś odcinają się jeszcze bardziej od świata w obawie przed zamętem wojny, wchodząc coraz bardziej na tereny Górali. Coraz więcej słyszy się też o nowym najeździe dzikusów z północy.
Ru ruszył dalej. Chłodna bryza wiała od strony Pojezierza Tavarskiego.

Sala audiencyjna pałacu w Oktawii była pełna, wszyscy z zniecierpliwieniem czekali, aż pojawi się cesarz Jan Bavar III. Podniecony szelest szeptów ucichł szybko gdy drzwi otworzyły się.
-Jaśnie nam panujący cesarz Bavarii, suweren Tavare i jedyny prawdziwy władca kolonii na Wyspie, Jan Bavar III.
Wszyscy zauważyli dosadne zaakcentowanie ostatniego tytułu, lecz nie połknęli haczyka i pokłonili się co do jednego.
Władca szedł wolno delektując się strachem gęstniejącym w sali. Wspaniały, kryształowy żyrandol pobłyskiwał przy bogato zdobionym sklepieniu. Wysokie kolumny ozdobione były flagami podległych Bavarii księstw, a na ścianach wisiały niezliczone malowidła przedstawiające dzieje cesarstwa. Politycy i zarządcy regionów patrzyli cierpliwie jak król testuje ich cierpliwość idąc wyjątkowo powoli, nikt jednak nie podniósł się. Czas na niesubordynację miał nadejść za chwilę.
Cesarz usiadł. Przyjrzał się zebranym.
- Czegokolwiek chcecie, nie zgadzam się. Nie rozdzielę na części spuścizny moich przodków.
Jego donośny głos rozlał się po sali niczym fala burząca mosty.
- Tak, znam cel waszej wizyty! Chcecie niepodległości dla Tavare, chcecie wolności dla Wyspy! Moja odpowiedź brzmi, nie!
- Chcesz krwi królu?
Tłum od razu przytaknął elfowi z tłumu.
- Nie, chcę to załatwić pokojowo. Cała ta hołota nie jest mi potrzebna, w sali ma zostać zarządca Tavare, przywódca lub rzecznik rebelii i gubernator kolonii na Wyspie.
Tłum szybko się przerzedził, aż pozostało tylko czworo osób i straż.
- A gdzie twoi doradcy, zostałeś już władcą absolutnym na wzór plemion północy?
Postawny elf wystąpił na przód. Był ubrany w marnej jakości ubranie, które miało wyglądać chyba na porządne.
- Ty jesteś Ajsza von Balle? Osławiony „Odkupiciel Tavare”? Śmieszne.
- We własnej osobie.
Elf pokłonił się z przekorę, patrząc jednak wciąż wprost na władcę.
- Uważaj na swe zachowanie, jesteś teraz posłem, ale to nie znaczy że jesteś bezpieczny. Wciąż możesz wywołać wojnę.
- Nie masz szans nas powstrzymać. Nie otrzymasz pomocy od krasnoludów.
- A skont ta pewność, po za tym, nie chce mi się nawet z takim śmieciem rozmawiać, jak wygląda sytuacja w Tavare, ambasadorze?
Bogato ubrany szlachcic uśmiechną się ponuro.
- Źle panie, tylko szlachta bavarska nie buntuje się przeciw koronie. Wszyscy rdzenni tavarczycy chcą autonomii.
- Wyślij więc mistrzów propagandy, niech zrobią porządek.
- Nie wyjdzie ci to!
Ajsza w przypływie złości chwycił za miecz i wyszarpną go na grubość kciuka.
- Milcz i wynocha. Masz dwie godziny, potem wyślę za tobą straże. Znaj łaskę.
Ajsza wycofał się posłusznie. Liczył na taki przebieg spraw. Chciał tej wojny jak każdy tavarczyk.
Kiedy buntownik opuścił pomieszczenie i cesarz był pewien, że go nie usłyszy, kontynuował.
- Wyślij też tajną policję, chcę głowy wszystkich spiskowców. Jak trzeba będzie zabijesz wszystkich.
- Chcesz eksterminacji ludności, panie?
- Jeśli sytuacja będzie tego wymagała.
Gubernator kolonii zaczął się powoli cofać.
- Gdzie się tak śpieszysz, gubernatorze? Możesz uniknąć losu Tavare, po prostu odpuść. To nie ma sensu.

Las Sans Proprietaire ciągnął się aż po horyzont. Ru stał na skrzyżowani traktu Farelskiego i gościńca Na Moście. Prawdopodobnie już niedługo będą szły tędy wojska cesarza, trzeba się usunąć. Ruszył dalej ku skrytemu za mgłami fortowi Ein.
Szaman obserwował naradę w swoich narkotycznych wizjach. Nie rozumiał elfiego cesarza. W ogóle mało rozumiał świat poza górami. Znał za to krasnoludy. Wyruszą na wojnę, jeśli ktoś zmusi je do zmiany zdania.

Jechał do późnej nocy, aż w końcu w oddali ujrzał lekkie migotanie oddalonych płomieni pochodni. Pośpieszył konia.
Fort Ein zbudowano na samym gościńcu, a jego mury sięgały od jeziora aż po las. Ru podjechał pod wysoki kamienny mór zwieńczony okazałymi blankami. Zastukał w zadbane, drewniane drzwi w bramie.
- Kto tam?
Czujne oczy elfiego strażnika wyjrzały przez wizjerek.
- Podróżnik, szukam schronienia.
- Krasnolud to rzadki widok tak daleko od gór.
Ru zniecierpliwił się i wyciągnął zza pasa małą, okrągłą monetę z symbolem sztyletu otoczonego koroną. Pokazał strażnikowi.
- Och, służby specjalne, przepraszam. Proszę wejść.

W tym samym czasie w podziemiach magazynu tuż przy murach Farel pewien elf, mocno już zdenerwowany, przeszukiwał swój gabinet w poszukiwaniu odznaki.

Ru zostawił konia stajennemu i udał się ze strażnikiem do komendanta. Wnętrze fortu było zadbane i reprezentacyjne. Wiadomo było, że w Ein stacjonowali tylko ci z najlepszych domów. Warownia ta nie była atakowana nigdy. Za to forty Zwei i Drei oblegane były w miarę regularnie. Ten pierwszy znajdował się w około dzień jazdy konnej od Tartaków, a drugi blisko granicy Bavarii i Dziedziny Krasnoludów. Ein był raczej kurortem dla znudzonej szlachty.
Tak naprawdę Ru nie miał ochoty na rozmowę, chciał przenocować. Po śmierci Floriana, stracił wszystko, co miał w życiu ważnego. Chciał zaciągnąć się do krasnoludzkiego wojska i wybić wszystkich bavarów, którzy pozwolili na jego stratę. Wystawili go. Poświęcili dla marnej sprawy! Zabili go! Pragnął zemsty. Hamował się jednak na razie. Co by powiedział jego kompan? „ Poczekaj z zemstą, na zimno smakuje najlepiej.” Tak, zdecydowanie to. Zacisną więc tylko pięści i wszedł do drewnianego komisariatu. Elf uśmiechał się głupkowato i wpatrywał uporczywie w punk tuż nad ramieniem krasnoluda, widać było po nim, że coś ukrywa. Pewnie przyjmował łapówki i myślał, że Ru „agent cesarski” przybył właśnie w tej sprawie. Było to nawet śmieszne.
- Proszę usiąść. Panie…?
Zasiadł po drugiej stronie biurka i wskazał krzesło przed sobą. Wyraźnie czekał, aż Ru mu się przedstawi.
- Maksymilian Lobbo, proszę jednak mówić mi, pan Lobbo.
Ru maił tylko nadzieję, że komendant nie połapie się w jego grze, nie wyglądał na mądrego.
- Co pana tu sprowadza, panie Lobbo?
- Chyba ja powinienem tu zadawać pytania.
- Przepraszam najmocniej.
Elf zaczął nerwowo postukiwać w blat, zrobił się lekko czerwony.
- Macie wszystkie raporty? Prowadzicie archiwum rachunkowe?
- Tak.
- Poproszę rachunki z ostatniego miesiąca z dołączonymi raportami.
Elf nachylił się lekko w stronę „agenta”. Mówił szeptem.
- Nie dało by się tego jakoś załatwić? Inaczej.
Ru odchylił się lekko na krześle, ręce skrzyżował na piersi.
- Co masz na myśli?
Komendant przestał stukać. Uśmiechnął się.
- Mamy tu taki zwyczaj, że gości… – urwał i zastanowił się chwilę, uważnie dobierając słowa. - …honorujemy drobnymi prezentami.
- Musisz wiedzieć, mój drogi, że bardzo lubię prezenty.
Elf wysunął szufladę z biurka i wyjął mały mieszek. Postawił go na blacie. Ru zabrał go, uśmiechnął się przyjacielsko.
- Macie tu naprawdę porządny posterunek. Gdzie mogę położyć się spać?
Komendant wstał i polecił gestem by krasnolud poszedł za nim.

Nie często krasnoludy bywają w służbach specjalnych. To nie był jedyny fakt jaki zastanawiał Alberta de Par, komendanta fortu Ein. Puścił by to mimo uszy gdyby nie gość, który pojawił się następnego ranka. Strażnik, mocno zdziwiony, przyprowadził drugiego agenta. Ten przedstawił się jako Aleksander Naste i zupełnie nie kojarzył nazwiska Lobbo. Sprawa zaintrygowała agenta do tego stopnia, że kazał zaprowadzić się do komnat krasnoluda. A potem było już tylko gorzej.

Ru ubierał się właśnie, gdy do jego pokoju wszedł znajomy elf.
- Ciekawe nazwisko panie Lobbo.
- Dziękuję.
Krasnolud przeklinał się za to, że pistolety zostawił przy łóżku, teraz nie zdąży do nich dobiec. Musiał gać na zwłokę.
- Co tu robisz Naste?
- Przyjechałem po moją odznakę. Proszę, nie idź po broń.
Ru zatrzymał się w pół kroku.
- Wiesz, że ten komendant był nawet skłonny uwierzyć że jesteś nawróconym krasnoludem?
Co ma robić? Nie miał szans w walce wręcz. Elf był lepiej wyćwiczony, znał Aleksandra.
- Co ze mną zrobisz?
- Oskarżę o kradzież, przyjęcie łapówki i podszywanie się pod agenta jego cesarskiej mości. To będzie jakieś pięćdziesiąt lat, o ile nie śmierć.
- Sporo.
- Więcej na ciebie nie znalazłem, przepraszam.
Ru cofnął się do szafki z ubraniami.
- Mogę się chociaż ubrać?
- Proszę bardzo.
To była szansa. Wyją powoli koszulę i niespodziewanie rzucił w elfa. Ten chwycił ją w locie. Te sekundy starczyły krasnoludowi by doskoczyć do szafki nocnej i porwać jeden z pistoletów. Odbezpieczył i strzelił.

Albert usłyszał strzał. Potem zobaczył półnagiego krasnoluda z dwoma pistoletami w rękach, wyskakującego przez okno i biegnącego po dachach wzdłuż muru ku stajni. Tuż za nim wyskoczył elf, który po lądowaniu na dachówkach, ostrzeliwał uciekającego z kuszy powtarzalnej.

Nogi bolały go niemiłosiernie, to Florian zawsze skakał pierwszy i łapał go po drugiej stronie. Teraz musiał lądować sam. Rozmyślania przerwał pierwszy bełt, który rozszarpał mu nogawkę spodni.
- Karre!
Drugi przeleciał obok głowy. Ru zanurkował w dół z dachu, wprost na krępego szlachcica, przechodzącego akurat dołem. Zdzielił go łokciem w twarz, wyrwał z pochwy szablę i pognał w kierunku stajni. Strażnicy zdołali się już zorientować w sytuacji i ruszyli na niego z obnażonymi szablami. Trzeci bełt wbił się tuż obok Ru.
- Nie uciekaj! I tak cię w końcu trafię!
Krasnolud obrócił się i wymierzył z drugiego pistoletu. Oby tym razem trafić. Wystrzelił. Chmura dymu przysłoniła mu na chwilę widok.
- Wy dwaj, zajmijcie się rannym, reszta, pojmać krasnala żywcem! – wrzeszczał gdzieś z tyłu Albert.
Ru ruszył biegiem w kierunku swojego konia. Szablą przeciął uzdę i wskoczył na siodło. Sterując samymi piętami pognał w kierunku bramy.
- Zamknąć ją, karre! Zamknąć!
Nie zdążyli. Ru wyjechał na gościniec i skręcił od razu w las. Skierował się ku południu. Do gór, do domu.

- Dorwę drania, dorwę i zabiję – mruczał do siebie Aleksander, gdy odpoczywał po operacji.

Odpowiedz
#6
Autor napisał(a):- A skont ta pewność, po za tym, nie chce mi się nawet z takim śmieciem rozmawiać, jak wygląda sytuacja w Tavare, ambasadorze?
Matko Boska!
Ja bym to tak napisał(a):- A skąd ta pewność? Poza tym, nie chce mi się nawet z takim śmieciem rozmawiać. Jak wygląda sytuacja w Tavare, ambasadorze?
Ogólnie dodałbym jeszcze kilka didaskaliów.

Autor napisał(a):Wystawili go. Poświęcili dla marnej sprawy! Zabili go! Pragnął zemsty.
To "zabili go!" brzmi tak, jakby to Ru umarł. Odruchowo zbija z tropu i przerywa czytanie.


Ogólnie niestety nie zauważyłem jakiejś większej poprawy, w stosunku do poprzedniego tekstu. Sytuacja polityczna, nie dość, że trochę dziwnie, sztucznie i nieprawdziwie skonstruowana, to jeszcze za słabo opisana. Zabrakło mi tu masy didaskaliów i jakichś dodatkowych opisów. Takie polityczne przepychanki potrafią być o wiele ciekawsze i ekscytujące niż nie jedna bitwa.
Druga sprawa to nazwy. Rozumiem, że świat jest ogromny i w ogóle, ale zbyt dużo tego. Ciężko sobie wyobrazić cokolwiek. Na Twoim miejscu, Autorze, sporządziłbym jakąś mapkę (byle jaką w paincie) i pozaznaczał wszelkie miasta czy inne elementy świata. Są tu jeszcze nazwy zamków: "Ein, Zwei, Drei". To dobrze, że nie doszły kolejne nazwy, ale z drugiej strony zawiało trochę naszymi czasami. Zamiast używać dodatkowych, fantastycznych nazw czy słów z naszego czasu, użyłbym jakichś określeń.

Autor napisał(a):(...) wyskakującego przez okno i biegnącego po dachach wzdłuż muru ku stajni.
Zwróciłem na to uwagę już wcześniej. Krasnolud wspinający się po budynkach i skaczący między dachami (nawet, jeżeli budynki były złączone) zupełnie nie pasuje.

Autor napisał(a):Nie często krasnoludy bywają w służbach specjalnych. To nie był jedyny fakt jaki zastanawiał Alberta de Par, komendanta fortu Ein. Puścił by to mimo uszy gdyby nie gość, który pojawił się następnego ranka. Strażnik, mocno zdziwiony, przyprowadził drugiego agenta. Ten przedstawił się jako Aleksander Naste i zupełnie nie kojarzył nazwiska Lobbo. Sprawa zaintrygowała agenta do tego stopnia, że kazał zaprowadzić się do komnat krasnoluda. A potem było już tylko gorzej.
Skoro Aleksander nie posiadał wówczas odznaki, bo została skradziona przez Ru, to dlaczego Albert go przyprowadził?

Wyłapałem też masę literówek, złych przecinków. Polecałbym też używać akapitów ( [p*] - bez gwiazdki), zwłaszcza w dialogach, lepiej się wtedy czyta.

Ocena niestety bez zmian.

Pozdrawiam.
Odpowiedz
#7
Dzięki za komentarze. Jak widać mam lekkie problemy z ortografią, ale się staram. A oto upragniona mapka.
[Obrazek: Mapka.jpg]

Masz jakieś wskazówki co do mojego stylu, by było bardziej dynamicznie?
Wciąż się uczę, a chcę by moje teksty były chociaż w miarę do czytania.
Odpowiedz
#8
To widać, że się starasz, a to się naprawdę chwali Smile

Co do Twojego pytania jednak... nie starałbym się stworzyć tekst bardziej dynamiczny, bo nie zapominajmy, że dynamika występuje głównie podczas akcji. Na Twoim miejscu postawiłbym bardziej na realizm czy jakieś dodatkowe opisy. Jeśli chodzi o walki i tempo, to w tym przypadku nie jest tak źle. Preferujesz krótkie zdania opisujące akcję i to jest dobre, ale psujesz wszystko dodając niepotrzebne przerywniki (np. "Oby tym razem trafić"). Dodatkowo akcja jest trochę za krótka. Zaledwie parę zdań i wtrącasz od razu dialogi/słowa. To by jeszcze uszło, ale są trochę suche. Końcowa akcja w tym fragmencie była dosyć krótka, a żeby lepiej zapadła w pamięć i stanowiła idealne zakończenie tego fragmentu można by ją nieco wydłużyć, naturalnie w granicach rozsądku i nic na siłę.
Pozwól, że pokażę Ci mniej więcej jakby to moim zdaniem nieco lepiej wyglądało. Wszystko z punktu czytelnika.


"Kolejny przeleciał obok głowy i wbił się w murowany komin wystający na przeciwko. Ru zeskoczył z budynku, nurkując w dół wylądował wprost na krępym szlachcicu, przechodzącym akurat dołem. Obaj wywrócili się i przetoczyli, lecz krasnolud napędzany adrenaliną wstał pierwszy i czym prędzej podbiegł do mężczyzny, zdzielił go łokciem w twarz, wyrwał z pochwy szablę po czym pognał w kierunku stajni. Strażnicy zdołali się już zorientować w sytuacji i widząc swój cel ruszyli na niego z obnażonymi mieczami. Wystrzelony gdzieś z oddali bełt przeleciał tuż obok Ru i zniknął daleko w przodzie.
- W końcu cię trafię i zabiję! - Rozbrzmiał pełen gniewu głos Aleksandra."


Małe dodatki, a potrafią czynić cuda Wink Nie zwalniają tempa, wydłużają akcję, pozwalają lepiej ją sobie wyobrazić i wygląda bardziej realistycznie. Czytelnik nie musi też wiedzieć, który z kolei bełt leciał, po to rozprasza jego uwagę i nie dodaje nic nowego. Takie liczenie przydaje się tylko wtedy, kiedy akcja będzie trwała dalej (a w naszym przypadku szybko się kończy) i istotne jest, czy przeciwnikowi skończy się "magazynek" (zakładając oczywiście, że sama postać wie ile taki bełtów mieści się w kuszy automatyczne, bo w końcu z jej perspektywy wszystko robimy. Jeżeli nie, wystarczy po prostu "strzelać" i wyraźnie zasygnalizować, że skończył się magazynek jednocześnie tym samym sugerując, ile mniej więcej pocisków broń ma, a wszystko przy założeniu, że chce nam się bawić w takie coś). Wówczas takie coś daje nam informacji o broni, która tutaj jest dość "fantastyczna".

Oczywiście to wszystko powyżej to tylko moje zdanie, ktoś się może z nim nie zgadzać ^^

A mapka przerosła moje oczekiwania, ocena leci w górę Big Grin
Czekam na kolejny fragment, a jak masz jakieś pytania to pisz śmiało.
Odpowiedz
#9
Bardzo dziękuję ci za pomoc, postaram się jeszcze dzisiaj coś wstawić (Prawdopodobnie jako edycja tego komentarza). Twój przykład był bardzo pomocny. Pozdrawiam.

*edit*

III
„Górale są jak elfy, tylko by się bili. Są naprawdę agresywni. Jak jesteś wyższy, to możesz bić? Nie lubię ich.”
Powszechne wyobrażenie krasnoludów o Góralach

„Dzikusy, same dzikusy. Północ, południe i góry. Gdyby nie krasnale, żylibyśmy w dziczy, choć ci ostatni też nie są idealni.”
Powszechne wyobrażenie elfa o innych rasach.


Karczma śmierdziała niemiłosiernie. Cuchnące powietrze od strony bagien zmieszane z wonią krasnoludzkich wymiocin stanowiły nieznośną mieszankę. Florian podszedł do stolika przyjaciela i podniósł go delikatnie. Przetarł lekko brudną twarz. Od Ru ziało smrodem zwróconego piwa.
- Zostaw mnie, zacharchany…
-Ciszej, chcesz rzygać?
- Turchaj się.
- Jesteś pijany Ru.
- Wiem! I co ci do tego?
- Chodzi ci o tą elfkę?
- Taa.
Krasnolud zachwiał się niebezpiecznie, elf chwycił go mocno.
- Idź spać.
- Nie!
- Zamknij się i idź. – Warknął stanowczo elf i chwycił mocniej przyjaciela.
Wstali razem i z wolna ruszyli ku schodom. Kilka monet zabrzęczało na stole.

Ru jechał przez las, bał się wjeżdżać na gościniec. Poranne powietrze schłodziło go niemiłosiernie i już czuł przez goły tors ostre kłucie w płucach. Wśród koron drzew słychać było pohukiwania ostatnich sów i śmielsze za dnia stukania dzięciołów. Świat zmieniał się na jego oczach. Wczoraj wieczorem przyuważył posłańca z Farel. Strażnicy rozmawiali potem o przygotowaniach, prawdopodobnie do walki. Z tego wniosek, że pokojowe obrady doprowadziły do wojny.
Jeszcze trzysta lat temu nikt nie myślał, że Tavare będzie częścią Bavarii. Rządził wtedy osławiony król, Filip III Despota. W szkołach uczy się o bohaterze, wyzwalającym Kresy. Bezimienny, a później Leo Bavar I, założyciel dynastii cesarzy Imperium bavarskiego. Z podręczników historii dowiadujemy się o przebiegu całej rewolucji. Najpierw Leo przejął dowództwo nad bandytami Czerwonych Czubów. Podburzył całą prowincję przeciw Bavarii, a po zdobyciu więzienia-fortecy na mokradłach, Martwialni, zyskał i poparcie klas niższych. I tak bunt rozciągnął się na całą Bavarię. Decydująca bitwa rozegrała się przy miejscowości Tartaki. Leo wygrał. Nie chciał jednak korony, władzę oddał w ręce Zgromadzenia Miast, rady złożonej z wszystkich burmistrzów większych miast, którą sam przewodniczył. Republika nie trwała jednak długo. Wojna z barbarzyńcami Tavare odsłoniła słaby punkt nowego ustroju. Powolność działania. Kontrolę szybko przejęła militarna partia. Przewodniczył jej wnuk Filipa III. Po wojnie, gdy Tavare przyłączono do Bavarii, do głosu chciał wrócić Bezimienny ze swymi republikańskimi rządami. Partia militarna nie chciała jednak tak łatwo oddać władzy. Nie było mowy o otwartej walce, Leo nie miał wojska. Żadnego oprócz Czerwonych Czubów. Przewrót Zimowy, bo tak nazwała to historia, odbył się w grudniu 1212 r. Dyktatora zasztyletowano we śnie, a jedynym kandydatem do sukcesji tronu był Leo.
Samo Tavare zyskało wiele na przyłączeniu do Bavarii. Było prawie suwerennym państwem, zyskało dostęp do zdobyczy cywilizacji i co najważniejsze rozwijało się. Była to korzyść obustronna. Tym dziwniejszy wydaje się obecny bunt.

Po raz kolejny namiot spowił gęsty dym. Szaman zaciągną się nim i dał porwać proroczym wizjom. Zanurkował w mniej odległą przyszłość. Interesowała go rebelia Tavare.
Wielka armia skręciła na gościńcu tuż przed Fortem Ein i skierowała na Most, ku Portowi Canal. Na przedzie jechał orszak generalski, złożony z ciężko opancerzonych rycerzy. Nad ich głowami łopotał czerwonozłoty sztandar. W środku oddziału, na okazałym, siwym rumaku, jechał generał Alis Zuc. Za gwardią jechało pięć gildii rycerskich. Szare Kopie, w swych dumnych, srebrnych kabatach z wyszytą białą Pogonią na czarnym polu. Lwy Bavarii, najodważniejszy i najskromniejszy zarazem zakon, pod herbem lwa opartego na tarczy Bavarii. Purpurowe Róże, znane raczej ze swej skłonności do kobiet niż do bitki, na ich proporcach widniały czerwone róże na żółtym tle. Płomienie Cesarza i Wielki Zakon Inkwizycji były jedynymi zakonami państwowymi. Ci pierwsi to druga, po Czubach, chluba cesarza. Sam, po bitwie pod Tartakami, darował im sztandar z dumnym mieczem Bavarii okalanym płonącym wieńcem. Najstraszliwszy zakon jechał na końcu. W przeciwieństwie do czterech innych, Inkwizytorzy nie nosili ciężkich zbroi płytowych, a ich konie nie obciążano kropierzem. Odwrotnie jak inne zakony, nie uznawali kultu walki wręcz. Znani byli z niesłychanych umiejętności strzeleckich. Prawdziwa groza Inkwizycji ujawniała się jednak poza polem bitwy. Dalej ciągnął się sznur złożony z pięciu tysięcy pieszych. Halabardnicy, kusznicy, Miecze Cesarza i ochotnicy. Wszyscy w czerwono-złotych barwach Bavarii. Następnie dumne oddziały najemników krasnoludzkich i dwie balisty dwuskrzelne.
Armia skręciła na Most. Utwardzony kamieniem pas lądu rozdzielający Jezioro Pani, od Jeziora Wiecznego Przymierza, zwanego przez Tavarczków „Bavarską Dziwką”. Na kamiennych wałach wzniesiono gościniec Tavare-Farelia. Chluba i symbol rozrostu cywilizacji dla Farel, a symbol hańby i poddaństwa dla Tavare wzniesiono tu w 1215 r. przez Leo Bavara I. Most jest najkrótszą drogą do Tavare, druga wiedzie przez Podgórze, miasto Polk, a potem prosta droga do miasta Tavar. Przez Most jedzie się jednak dwa dni, a przez Podgórze około tygodnia. Dla armii to dwa razy dłużej. Jest tylko jedno „ale”, gdy wejdzie się na szeroki na dziesięć metrów Most, oddala się od jakichkolwiek kryjówek.
Pierwszy dzień drogi, na tafli jeziora zbudowano karczmę z barek. Tam armia odpoczęła. Tuż przed świtem budynek opuścił karczmarz, galopem pognał do Portu Canal. Dostarczył wiadomość o położeniu armii wprost do uszu Ajszy von Balle. Ten rozkazał wyruszyć łodziom na obydwa jeziora.
W połowie drugiego dnia marszu na wodzie jezior zauważono kilka kutrów rybackich. Fakt ten zignorowano. Po południu kutry znalazły się na zasięg strzału z kuszy. Pierwsza salwa oddana z burt zakryła jezioro mgłą dymu prochowego. Krasnoludzkie strzelby! Nim dowódcy zorientowali się co jest grane w toni jeziora pływało już dwustu rycerzy zakonnych i dwa razy tyle pieszych. Odpowiedziano ogniem z kusz i balist dwuskrzelnych. Machiny zatopiły dwie łodzie. Kutru natychmiast odpowiedziały ogniem i zastrzelono obsługę machin. Zakony pognały na załamanie karku do przodu. Tam czekali już pikinierzy i strzelcy Tavare. Spomiędzy długich drzewców wystrzeliły kłęby dymu strzelb krasnoludzkich kładąc wielu konnych. Pierwsze wbiły się Szare Kopie. Mimo przewagi piki zakonnikom udało się przebić przez pierwszy szereg wroga. Teraz byli uwięzieni w walce. Od razu wjechali również zakonnicy Lwów Bavarii. Dwa oddziały biły się w największej ciasnocie z jaką mieli kiedykolwiek styczność. Gdy kawaleria straciła atut miażdżącej szarży ciężkich koni, pałeczkę przejeli liczniejsi buntownicy. Na ciasnym przesmyku Mostu nie było mowy o manewrach oskrzydlających. Ajsza wiedział, że jego lekka piechota jedynie opóźnia marsz konnicy. Rozkazał więc kilku kutrom ostrzelać pozostałe zakony, a potem dobić do brzegu tworząc możliwość ataku z flanki. Po godzinie walki z kotał nie wyjechał ani jeden konny. W tym samym czasie trzy barki podpłynęły do Mostu bliżej trzonu armii cesarskiej. Miecze Cesarza wystrzelano już wcześniej, na moście zostali tylo ochotnicy i lekka piechota. Z bark wybiegli ciężcy szlachcice Tavare, masakrując każdego na swej drodze. Ochotnicy i kusznicy uciekali w popłochu, wprost na konnicę jadącą już od strony lądu. Potem okazało się, że wjechali oni od strony Farelii, dzień po armii. Trzystu konnych przekupiło strażników z fortu Ein i wjechało na teren wroga. Losy bitwy były przesądzone. Historia nazwała to wydarzenie Masakrą Domową.
Prorocze oko cofnęło się w czasie do dnia dzisiejszego. W pałacu letnim, Oktawii, cesarz oczekiwał na przybycie generała Alisa Zucka, odważnego Kresczyka, który dowiódł już swej wartości podczas wielu walk na polach Północnych Kresów. W końcu drzwi otworzyły się i do Sali wszedł niski elf. Ukłonił się i podszedł do stołu z mapami.
- Jak wojsko? – spytał bez ogródek władca.
- Wszystkie zakony zebrane, z Kresów podążają jeszcze Lwy.
- A co z piechotą?
- Większość stacjonuje w Tartakach lub w fortach. Zebraliśmy jedynie pięć tysięcy, plus Ochotnicze Hufce Krasnoludzkie. Proponuję zabrać dwie balisty dwuskrzelne.
- Bierz co chcesz, jedyne co mnie interesuje, to śmierć buntowników.
Milczeli chwilę patrząc na mapy. W końcu odezwał się Jan.
- Którędy pójdziesz? Mostem czy na południe.
- Proponuję iść przez Podgórze, nie mam doświadczenia w walce na małych przestrzeniach. Po za tym w ten sposób dostaniemy się od razu do Tavare omijając Port Canal.
- Boisz się jego murów? A może hołoty, która go broni? Nie rób zemnie Górala! Port Canal to jedyne umocnienie w Tavare, padnie on, padnie pojezierze!
- Przeprawa przez Most jest zbyt niebezpieczna, panie.
Cesarz uspokoił się trochę.
- Przyjrzyj się proszę mapie, Alis. Co widzisz?
- Most, Polk i Las Sans Proprietaire, panie.
- A wiesz co ja widzę?
- Nie.
Jan Bavar wskazał na Gościniec Tavare-Farelia.
- Ja widzę tu otwartą drogę do stolicy dla dzikusów. A tu – jego palec przesunął się na drogę z fortu Ein do Polk. – Droga, którą Tavarczycy na pewno nie pójdą, a wiesz czemu? Bo jeziora są ich. Nie zaryzykują przeprawy obok Ein i Drei. Kiedy ty udasz się na Podgórze, oni spokojnie wejdą Mostem i skręcą do Farel pozbawionego garnizonu. Pójdziesz Mostem, to nas uchroni!
Szaman zaśmiał się pod nosem. Szkoda, że elfy nie znają magii w takiej postaci. A może i dobrze?

Zapadała już powoli noc. Ru był przemarznięty do szpiku kości. Omijał gościniec od momentu, gdy pojawił się na nim orszak zbrojnych, prawdopodobnie szukających go. Wjechał dalej w las i teraz nie był pewien kierunku. Całkiem niedaleko coś poruszyło się w krzakach. Zwolnił konia. Był na tyle głodny, że zjadłby nawet czerwia leśnego. Zeskoczył z siodła i wyciągnął z pochwy szablę. To co nie ucieka od jeźdźca, na pewno nie ucieknie też od krasnoluda z mieczem. Musi być tak samo głodne jak on. Z leszczyny wyłonił się gadzi łeb, długi na łokieć a szeroki na pół. Przez środek pyska ciągnął się wachlarz gęsto ułożonych płytek, przypinających trochę fryzurę Czubów. Czubat, bo tak nazywano mięsożercę, nie posiadał oczu. Badania wskakują na to, że poznaje on świat dzięki wachlarzowi, który zbiera ciepło i rozpoznaje ruch. Ru walczył już kiedyś z tą bestią. Trzeba uważać na jej zakończony twardą naroślą ogon i nie dać się zwieść krótkim nogom. Czubat zasyczał. Wyszedł już cały, prezentując swe długie na trzy metry ciało. Wysunął język, by chłonąć zapach strachu krasnoluda. Ru czekał na atak jaszczura, sprawna kontra to jedyna znana mu taktyka na potwora.
Czubat podskoczył nagle tylnymi nogami, nie odrywając od podłuża przednich, podwinął grzbiet i gdy odnóża wylądowały, wyprostował się i z niezwykłą szybkością, jak sprężyna, pomknął w kierunku ofiary. Ru doskonale poznał ten sposób walki. Czubat skacze na ofiarę i tylko czeka na unik w bok. Padł szybko na ziemię. Jaszczur nie spodziewał się tego. Instynktownie zamachnął się w powietrzu grubym ogonem czując ruch. Ten winien trafić właśnie w zdobycz i zmiażdżyć jej kości, zamiast tego gładko przeszedł przez powietrze. Czubat stracił równowagę w locie i wylądował na plecach. Ru podniósł się szybko i uderzył z góry. Trafił w jedną z tylnych kończyn. Czubat zawył głośno i odwinął się by uderzyć ogonem. Krasnolud odskoczył szybko do tyłu. Jaszczur obrócił się przodem i gotował do kolejnego skoku. Zraniona noga nie wybiła jednak ciała równie silnie co zdrowa i bestia poleciała na lewo. Ru ciął przeciwnika w locie. Potwór leżał na ziemi i krwawił z rozciętego boku. Żył jednak i nie dawał szansy do siebie podejść. Wykrwawiła się jednak szybko. Gdy jadł, była już noc. Koń uciekł.
Odpowiedz
#10
Autor napisał(a):„Górale są jak elfy, tylko by się bili. Są naprawdę agresywni. Jak jesteś wyższy, to możesz bić? Nie lubię ich.”
Powszechne wyobrażenie krasnoludów o Góralach
Coś mi tu nie pasuje. Elfy by się biły? Wizerunek tej rasy jest jaki jest - są delikatni, a przynajmniej wulgarne zachowanie strasznie do nich nie pasuje. Używając w tekście znane wszystkim rasy podjąłeś się nie lada zadania, po tych trzech częściach stwierdzam, że porwałeś się trochę z motyką na słońce. Rozumiem, że chcesz tu nieco zmienić wizerunek ras, dostosować do swojej koncepcji, lecz to po prostu nie przejdzie. Elfy, krasnoludy, to wszystko się przejadło i jeżeli coś nie jest cholernie innowacyjne, to będzie raczej mało interesujące. Moim zdaniem porządne i konkretne umocnienie wizerunków elfów i krasnoludów, który siedzi w Twojej głowie, powinno być zrobione na początku, a przynajmniej jak najszybciej.
I jeszcze jedna sprawa. Górale, to... co to właściwie jest? Jakieś krasnoludy żyjące w górach? ogólnie gdybyś pozamieniał w tym cytacie rasy, miałoby to ręce i nogi.

Autor napisał(a):Florian podszedł do stolika przyjaciela i podniósł go delikatnie
Stolik czy przyjaciela? Tongue

Autor napisał(a):Przetarł lekko brudną twarz.
Czyją?

Ogólnie w tym krótkim dialogu zabrało mi didaskaliów i jakichś dodatkowych opisów.
Na przykład gdybyś to tak napisał(a):- Zostaw mnie, zacharchany… - wybełkotał pół przytomny krasnolud.
-Ciszej. Chcesz rzygać? - zapytał z lekką troską w głosie elf.
- Turchaj się - odburknął i z cudem powstrzymał się przed zwróceniem resztek z żołądka.
- Jesteś pijany.
- Wiem! I co ci do tego? - Minęła chwila zanim odpowiedział, gdyż bał się w ogóle otworzyć usta.
...nie wyglądałoby to nieco lepiej? ^^
Później, zamiast "elf" napisałbym "towarzysz". Tak żeby uniknąć powtórzeń.


Dalej panuje totalny chaos i to w bardzo negatywnym sensie. Wpierw opisujesz historię i politykę, w czym niezwykle ciężko się połapać, a potem ni stąd i zowąd przechodzisz do bardzo chaotycznego opisu bitwy. Rozumiem, że idziesz na dwa "fronty", ale muszą jakoś ze sobą kontrastować, tak, aby zwolennicy przygód krasnoluda nie mogli się doczekać kiedy akcja wróci do niego, jednocześnie starając się nie omijać tekstu i poczytać sobie chociaż ciekawy opis bitwy.
Ja czytałem książki o podobnym stylu, więc wiem czego się spodziewać i do czego to wszystko dąży. Wiem, że Ru zostanie uwikłany w wojnę i tak dalej, bo w końcu wszystkie wątki zawsze łączą się w jedną całość. Ale czytając te teksty ma się wrażenie, jakby czytało się dwie osobne powieści zawarte w jednej książce. Dodaj chociaż jakieś małe wzmianki z perspektywy Ru o wojnie czy sytuacji politycznej, bo póki co widzimy mało interesujące przygody krasnoluda-kaskadera-rewolwerowca. Nie bardzo rozumiem też co miała pierwsza sytuacja (w karczmie) do całości.


Autor napisał(a):długi na łokieć a szeroki na pół
Autor napisał(a):długie na trzy metry ciało
Albo podajemy taką jednostkę miały, albo taką. Ze względu na czasy, w których żyjemy proponowałbym jednak metry, gdyż czytelnikowi nie będzie chciało się sprawdzać w google ile wynosił łokieć (no chyba, że informacje będzie na końcu strony, ale i tak wówczas taka mieszanka źle wygląda), a ponieważ świat jest fantastyczny rozmiary zwierząt mogą być całkiem inne.

Ogólnie nie widzę zbytniej poprawy ze strony technicznej. Dalej radziłbym popracować nad dokładniejszymi opisami i starać się uczynić tekst bardziej przejrzystym. Przeczytaj go na głos, bo w kilku miejscach przecinki leżą, wyłapałem też parę literówek. Jedyny plus trzeciej części to taki, że fabuła "coś tam coś tam", ale radziłbym przysiąść na spokojnie i poświęcić trochę czasu inwestując w jakość.

Ocena (całości): 3/10


Pozdrawiam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości