Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kroniki Równowagi - Prolog
#1
Witam;D Chciałbym zamieścić tu prolog, do Kronik Równowagi, które są obecnie publikowane na moim blogu. Zaznaczam, że prolog nie zdradza o czym jest właściwie reszta wirtualnej książki, ale nakreśla jedynie kształt historii rozgrywającej się w dwóch równoległych, uzupełniających się światach. Proszę o komentarze i jeżeli komuś się spodoba zapraszam na blogaWink

„Jeśli nie chcesz mieć swego udziału w klęskach,
nie będziesz go miał również w zwycięstwach”

Antoine de Saint-Exupéry
Prolog

Klęska

Na początku był chaos... Zaraz, zaraz, gdzieś to już chyba słyszałam... a może tak mi się tylko wydaje? Bo tak właściwie to tylko część prawdy. Owszem na początku był chaos, ale była też logika. Tak, zimna, czysta, racjonalna logika. Mało kto już o tym pamięta, ale bez niej nie powstałby tak idealny świat. Potrzebna była siła, która utrzymywałaby chaos w równowadze. Tylko porządek i nieporządek, przenikające się nawzajem, splatające swe ramiona mogły być początkiem życia.
Powstała jedność świata, powstał też Bóg, który sprawować miał nad nią pieczę. Musiał pogodzić oba żywioły.
Czas płynął, narodziły się rośliny, zwierzęta, ludzie i inne stworzenia. Rozwijała się technika i magia. Wszystko trwałoby w ładzie i porządku, gdyby nie obłudni ludzie. Stali się oni zbyt zachłanni, zbyt rządni władzy. Spychali inne rasy w cień, ale to był dopiero początek. Zapragnęli oni rangi Boga. Najwięksi Magowie połączyli siły z największymi Technikami i wspólnie stworzyli Nicość. Mogli nią sterować, więc użyli jej przeciw Bogu. Nawet jego siła nie mogła się równać z siłą Pustki. Ostatnim tchnieniem Bóg ukarał człowieka. Użył tylko jednego rozkazu – Rozdzielcie się! – i rozdzieliły się te, nad którymi miał władzę.
Chaos i Logika przestały istnieć wspólnie. Stworzyły własne światy, swój porządek rzeczy, nie idealny, ale wystarczająco stabilny by trwać. Cała moc ludzi legła w gruzach i tak o to Nicość już nigdy nie miała powrócić. Rozpoczęła się nowa Era Odrodzenia.
Tak przynajmniej myśleli ci, którzy przetrwali, swoją drogą, bardzo naiwne istoty.
W końcu nic co jest w stanie znieść Boga ze świata nie znika bez śladu, śladu który czekał będzie tylko na odpowiedni moment by dać o sobie znać. Pozostaje tylko pytanie: czemu w wir wydarzeń zostałam wciągnięta akurat ja? Czemu to mi przypadło brać udział w wydarzeniach, które z pewnością na długo zostaną zapamiętane? Cóż, chyba tylko dlatego, że zawsze lubiłam pakować się w największe problemy. Kto wie, przecież wszystko jest możliwe...
Odpowiedz
#2
Co od razu rzuca się w oczy - nie wolno na kolorowo. Kolory są tylko dla adminów. Tongue


dziękuję HanzoWink
kolega też powinien Ci podziękować, bo uchroniłeś go przed sami wiecie czym Wink //kapadocja


Cytat:Czas płynął, narodziły się rośliny, zwierzęta ,ludzie i inne stworzenia.
Błędny zapis przecinka między "zwierzęta" a "ludzie". Poza tym po "płynął" dałbym dwukropek zamiast przecinka, ale to tylko takie moje widzimisię, błędu nie ma.

Cytat:Pozostaje tylko pytanie: Czemu w wir wydarzeń zostałam wciągnięta akurat ja?
Niepotrzebna wielka litera.

Fragment jest zbyt krótki, by powiedzieć cokolwiek więcej. Czy mnie zaciekawiłeś? Hmmm... Początek zaciekawia, Nicość niszcząca Boga itd. Jednak jak dla mnie ostatnie zdania niszczą cały efekt (Pamiętaj, że to tylko moje subiektywne zdanie, inni mogą odebrać to inaczej). Po przeczytaniu końcówki naszła mnie myśl: oho, bohater w stylu Percy Jackson/Harry Potter. Mogę się mylić oczywiście, ale tak mi się skojarzyło. I odrzuciłoby mnie to niestety.

Pozdrawiam!

Gwiazdek nie zostawiam - trudno oceniać, aż tak krótki tekst.
Odpowiedz
#3
Błedy już poprawione, nie jestem pewien czy można tu dodawać linki (jakby co niech mnie jakiś admin zjedzie). A tekst owszem krótki, ale dzięki temu zachęca do przeczytania reszty. A więc jeśli ktoś jest ciekawy co będzie dalej to zapraszam na bloga . A i moim skromnym zdaniem ten świat nie ma nic wspólnego ze światem HP i nie był nim na pewno zainspirowany. Dzięki za komentarz, czekam na więcej ;P



zatem czuj się zjechany a tekst wstaw w wątku Wink
no i standardowo polecam lekturę regulaminu
linka usunęłam
ps. adres bloga możesz sobie wstawić np w stronie domowej// kapadocja
Odpowiedz
#4
(23-10-2012, 18:26)Sakre napisał(a): A i moim skromnym zdaniem ten świat nie ma nic wspólnego ze światem HP i nie był nim na pewno zainspirowany.

Nie mówię o świecie, ale o bohaterze. Mi się wydaje, że lepiej by było jakbyś w tym prologu opowiadał tylko o świecie, a bohatera zostawił w ogóle na potem. Ale jak wolisz, wiadomo. Tongue

Pozdr!

Odpowiedz
#5
Kurcze, bohater, a raczej bohaterka raczej też nie ma nic wspólnego z bohaterem pani Rowling. Naprawdę starałem się być nieszablonowy, chociaż to trudne jeśli zewsząd otacza nas tak dużo różnorodnych bodźców, więc jakieś wprawne oko może zauważyć wpływy innych dzieł, filmów itp., ale chciałbym podkreślić, że są one nie zamierzone. No, ale jak mówię, żeby dowiedzieć sie czegoś więcej proszę kliknąć w mój profil i sprawdzić stronę domową - bloga.

Ach i dziękuje bardzo adminowi, że tak sumiennie skarcił moją niewiedzę i obiecuję się poprawić;D

Polecam się na przyszłość Wink I jeżeli chcesz uzyskać ocenę userów, to wklej tutaj swoją pracę, nie odsyłaj do bloga// kapadocja
Odpowiedz
#6
„Najważniejsze spotkania odbywają się w duszy,
na długo przed tym, nim spotkają się ciała.”

Paulo Coelho

Rozdział I

We mgle

- Andy!!! Andy, wstawaj, herbata ci wystygnie – Usłyszałam potworny tupot na schodach, jakby ktoś właśnie wchodził. Rzadko to się zdarza. Mieszkam na poddaszu w małym domku, jeśli naszą „willę” domem w ogóle można nazwać. Mieszkanie już od dawna prosi się o gruntowny remont.
Gości w pokoju nie widziałam chyba od roku. Trudno się dziwić. Żyję tu swoim własnym życiem. Przydałoby się tu trochę posprzątać, chociaż nie, porządki nie są w moim stylu...
Ach, to pewnie mama. Ciekawe czego chce tym razem? Jest chyba jeszcze bardziej podekscytowana i zdenerwowana niż ja. Boże, nie pamiętam kiedy ostatnim razem do mnie zaglądała. Chyba jeszcze jak byłam mała, bardzo mała. Pamiętam jak opowiadała mi bajki na dobranoc. A szczególnie moją ulubioną, jaki był jej tytuł? Ach tak, „Królewna Śnieżka i jej siedmiu robo-służących”. Kiedyś było inaczej, lepiej, jeszcze przed Tym... A potem nasz świat się zawalił. Dobrze, że mama poznała Konrada, bo skończyłybyśmy pewnie na ulicy.
Swoją drogą, nie ufam mu za bardzo, ale Victoria wygląda na szczęśliwą w jego towarzystwie. Pomógł nam i chociaż za to jestem mu wdzięczna.
- Andy!!!
- Mamo nie krzycz tak, już wstaję!
- Spóźnisz się kochana, czekam na ciebie już od pół godziny, a twój prom już pewnie odleciał - weszła do pokoju. Popatrzyła na mnie z troską, kątem oka zobaczyła chyba stos ubrań na podłodze, bo jej usta wygięły się w nieznacznym grymasie. Znów spojrzała na mnie i zreflektowała się wiedząc chyba co mi chodzi po głowie. Nawet teraz, kiedy była wyraźnie zdenerwowana, wyglądała naprawdę bardzo ładnie i kobieco. Jej ciemne włosy okalały prawie elfią twarz – idealnie owalną i gładką o oliwkowej cerze. Brązowe oczy były tak niepodobne do moich... Nie była zbyt wysoka, powiedziałabym, że taka w sam raz. Z resztą to nie wzrost jest u kobiety najważniejszy. Zawsze zazdrościłam mojej mamie idealnej tali i smukłej sylwetki...
- Mamo, uspokój się, on i tak zawsze przyjeżdża za późno. Poza tym o dziewiątej leci następny.
- Ach tak..., ale kochanie zbieraj się już... - usiadła na moim łóżku, przypominając mi dawne czasy.
- Tylko nie płacz znowu...
- Wiem córeczko, wiem, nie mogę tylko pojąć jak szybko urosłaś, a ja nie byłam chyba najlepszą matką.
- Uwierz mi, o lepszej nie mogłabym nawet marzyć, a teraz przestań się rozklejać
i wyjdź już proszę. Muszę się eee... trochę ogarnąć.
- No dobrze, tylko pospiesz się – i wyszła. Usłyszałam tupot, trzaśnięcie drzwiami.
I znów cisza.
- Mimo wszystko mama ma jednak rację – popatrzyłam na budzik. Widniała na nim godzina 7:15. Cholerne ustrojstwo, miało mnie obudzić o szóstej! Już dawno leżałoby w koszu gdyby nie fakt, że dostałam je na siedemnaste urodziny od Angusa. Chyba będę go musiała jednak naprawić...
Zebrałam w końcu dostatecznie dużo sił by wstać. Podeszłam do okna. Odsunęłam zasłony żeby jak zwykle zobaczyć mgłę, ciężką i ospałą. Podobną do tej, którą widziałam raz w elektronicznym wizualizatorze. Naukowiec wlał chyba ciekły azot do wody i nagle pojawił się właśnie taki dym.
Poszłam do naszej łazienki wielkości dwa metry na dwa. Spojrzałam w lustro by ujrzeć w nim własne odbicie. Długie włosy od dawna sprawiały mi wielki problem, bardzo ciężko było mi je ułożyć. Co z tego, że były kasztanowego koloru, co z tego, że ładnie mieniły się na rudo, kiedy musiałam poświęcać tak dużo czasu na walkę z nimi szczotką. To nie był jednak mój jedyny problem. Codziennie rano musiałam ubierać nowe soczewki z powodu słabego wzroku. Były bezbarwne gdyż czułam się dobrze z naturalnym, zielonym kolorem tęczówek. Jedyne co było bez zarzutu to chyba mój nos. Był mały i zgrabny, taki jak nos powinien właśnie być. Szybko umyłam się i ubrałam w moje zwykłe, schodzone ciuchy.
- Pora chyba na śniadanie – zeszłam więc na dół. Mama krzątała się w kuchni. Chodziła z jednego kąta do drugiego, wyraźnie bez bliżej określonego celu.
-Alan śpi?
- Tak, wiesz jak chodzi się spać tak późno jak on...
- Ale kogo to jest wina. Powinnaś być wobec niego bardziej hm... stanowcza.
- Znasz przecież Alana, on i tak postawi na swoim.
Nie chciało mi się wygadywać z mamą. Przynajmniej nie dzisiaj. Spieszyłam się, więc zdążyłam dotrzeć na przystań jeszcze przed ósmą.
Po kilku minutach przyleciał prom. Średniej wielkości statek powietrzny wyglądający jak kupa połyskliwego żelastwa z kilkoma reflektorami po bokach zatrzymał się tuż przede mną. Wyciągnęłam Magnetyczny Identyfikator dla Nieletnich i podsunęłam pod laser. Zaświeciła się zielona lampka.
- To już ostatni raz – uśmiechnęłam się sama do siebie. To chyba nie jest normalne, że mówię do karty...
Na promie nie było dużo osób. Jedynie jakaś bardzo sędziwa kobieta, która, mam nadzieję, tylko spała. Dla pewności usiadłam w drugim końcu pojazdu, na wygodnym, tylnym siedzeniu. Automat wiszący nade mną natychmiast zapytał dokąd chciałabym się udać. Wiedząc, że maszyna słabo „słyszy” wydarłam się do mikrofonu:
- POZIOM DRUGI, PRZYSTAŃ NUMER TRZY! - mam nadzieję, że tym razem zostałam zrozumiana.
Kiedyś, trochę za cicho podałam adres i trafiłam na sam dół, to znaczy na poziom zero – ulubione miejsce wszelkich szmuglerów, którzy bezkarnie handlują tam „towarem”. Uciekłam stamtąd najszybciej jak to tylko było możliwe. Muszę przyznać, że to nie było najmilsze z moich doświadczeń.
Poziomy istnieją tu odkąd tylko sięgam pamięcią, na najwyższych mieszkają najbogatsi, tu gdzie ja, raczej biedniejsi ludzie. Każdy poziom to tak jakby platforma której krawędzie oddzielone są od przepaści dwu metrową barierką. Jedyną drogą komunikacji jest właśnie lot, a kogo nie stać na własny pojazd korzysta z niezastąpionych promów. Obiecałam sobie, że w przyszłości kupie sobie jeden z najnowocześniejszych pojazdów znanej, sportowej marki, lecz to tylko odległe marzenia. Wątpię czy znajdę dobrze płatną pracę w moim zawodzie.
Usłyszałam wyraźny głos robota oznajmiającego koniec trasy:
- Poziom drugi, przystań numer trzy, drzwi po lewej - Udałam się do wyjścia. Zauważyłam, że starsza pani poruszyła się. Ulżyło mi, wszystko było z nią jednak
w porządku.
Na tym poziomie mgła była nieco mniej gęsta, ale i tak bez lamp zamontowanych kilka lat temu przez władzę, podróż po drugim poziomie byłaby nieco utrudniona.
W końcu dotarłam do Biura Kontroli Obywateli. To był pierwszy punkt na mojej dzisiejszej liście. Budynek z zewnątrz prezentował się nie najlepiej. Odrapana farba, tablica z dużą częścią nieczytelną z powodu martwych pikseli. Na szczęście dowiedziałam się, do którego okienka mam się dostać.
Wewnątrz czekało mnie miłe zaskoczenie. Ujrzałam nową, lśniącą posadzkę, wielkie, otwarte przestrzenie i... czyżby to były żywe kwiaty? Podeszłam bliżej. Kwiaty okazały się tylko niezwykle realistycznym hologramem. Stwierdziłam, że muszę kiedyś w taki zainwestować. Były naprawdę piękne – takie naturalne.
- Dzień dobry, pani w jakiej sprawie? – odezwał się żeński głos z okienka. Android popatrzył na mnie.
- No tak – pomyślałam – Andy, chyba nie spodziewałaś się zobaczyć żywego człowieka? – znów złapałam się na mówieniu do siebie.
Od ostatniej ustawy pozwalającej istotą posiadającym prawie ludzką inteligencje zajmować stanowiska w dziale administracji, urzędy na pewno zyskały dużo pieniędzy. W końcu dużo ludzi wyleciało na bruk, a pensja androida jest znacząco mniejsza. W dzisiejszych czasach naprawdę trudno o pracę...
- Dzień dobry! – powtórzył robot.
- Witam, ja w sprawie nowego Magnetycznego Identyfikatora dla Pełnoletnich Obywateli.
- Proszę okazać stary egzemplarz. – zaczęłam gorączkowo przeszukiwać torebkę. Przecież musi tu gdzieś być! Używałam go już dzisiaj...
- O, jest! – podałam kartę do okienka.
- Dziękuję, proszę odebrać MIPO w kolejnym okienku, do widzenia.
Razem z moją nową Magnetyczną kartą udałam się promem do Vimontcity, większego miasta w okolicy. Gdy dotarłam w końcu na miejsce przeraził mnie ogrom aglomeracji. Wszędzie tylko te góry żelastwa. Mgła rozlewająca się aż po widnokrąg i ni to cienie ni duchy przemykające gdzieniegdzie napełniły mnie lekkim lękiem. Żółte światło rozlewające się na chodniki niczym mleko, przywodziło na myśl złote wysepki. Latające pojazdy przypominające żyjątka nieśmiało poruszające się w toni wodnej sprawiały, że całość nabierała wyraz smutki i samotności. Rzadko zdarza się mi być w dużym mieście – stanowczo za rzadko, ale bilety kosztują, a moja rodzina nie jest zbyt zamożna.
Na miejsce dotarłam w kilkanaście minut. Blok wydał mi się obskurny. Już w klatce schodowej czuć było nieprzyjemny zapach. Zapukałam do pierwszych drzwi. Otworzył mi starszy jegomość.
-Witam, ty musisz być Andy? – od razu rozpoznałam ten głęboki, tubalny głos. Kilka dni wcześniej znalazłam ogłoszenie w Internecie. Od razu zadzwoniłam, bo oferta mieszkania wydała się kusząca. Nie było może zbyt duże, ale spokojnie wystarczy w nim miejsca dla dwóch osób. Poza tym Angus był równie zachwycony ogłoszeniem co ja, więc nie zastanawialiśmy się dłużej.
- Dzień Dory panie Clark – mężczyzna skrzywił się na dźwięk swojego imienia – Mogłabym obejrzeć mieszkanie?
- Oczywiście – ton jego głosu był wyraźnie podniesiony, wskazywał na zaniepokojenie staruszka.
Zaprosił mnie do środka. Niepewnie przekroczyłam próg. W powietrzu dało się wyczuć napięcie. Zniknął na szczęście nieprzyjemny odór. Przedpokój był urządzony w stylu lat 50-tych XXXIV wieku. Na pierwszy rzut oka wydał się szykowny. Dwa pozostałe pokoje, kuchnia i łazienka również przypadły mi do gustu. Chyba po prostu lubię klimaty w stylu retro.
- Wiele wspomnień? – spróbowałam odkryć obawy staruszka.
- Nawet nie wiesz jak wiele moja droga. Tu się urodziłem, tu żyłem z moją żoną,
a teraz muszę mieszkanie wynająć. Trudno rozstać się z przeszłością dziecko. Przeszłości nigdy nie zmienisz, możesz o niej zapomnieć, ale ona do ciebie wróci, gdy zostaniesz już sama. Nie warto próbować się z nią zmierzyć – poczułam się dziwnie widząc pojedynczą łzę spadającą na podłogę. Nigdy nie zastanawiałam się nad moją przeszłością. Zachowanie mężczyzny wydało mi się po prostu ucieczką i zamiast mu współczuć szydziłam w głębi serca z jego lęków.
- Może ma pan rację – podsumowałam.
Nie pozostało nic innego jak tylko podpisać umowę wynajmu. Pożegnałam pana Clarka i wyszłam z mieszkania z mieszanymi uczuciami.
Przeszłam kawałek ulicą kiedy niespodziewanie wpadł na mnie przechodzeń.
- Przepraszam – wydusił upadając na ziemię. – Nic się pani nie... – zamilknął – Czy ty aby...? Nie to niemożliwe – wyglądał na zbitego z tropu, pozbierał się i zniknął we mgle szybciej niż się pojawił.
Dziwne, lecz tajemniczy mężczyzna nie zaprzątał mi długo głowy.
- Jestem dorosła a świat stoi przede mną otworem - z taką myślą wracałam dziś do domu. Czułam, że zaczął się dla mnie czas zmian, nie miałam tylko pojęcia jakich...


Powtórnie odsyłam do mojego bloga (strona domowa) i proszę o komentarze;D
Odpowiedz
#7
(25-10-2012, 17:46)Sakre napisał(a):
Cytat:- Proszę pokazać stary egzemplarz.

Cytat:- Dziękuję, proszę odebrać MIPO w kolejnym okienku, dowidzenia.

tutaj małe błędy, każdemu się zdarzają. "Do widzienia" ze spacją :]


Cytat:- Nawet nie wiesz jak wiele moja droga, tu się urodziłem, tu żyłem z moją żoną

Dałbym tu kropkę po "moja droga". Nie wiem czy to błąd, ale bardziej by mi pasowało.

W błędy się nie zagłębiałem. Cytuję tylko te, które rzuciły mi się w oczy. Po przeczytaniu prologu liczyłem jednak na coś innego. Akcja poszła w zupełnie innym kierunku, niż się spodziewałem, a już miałem nadzieję na coś ciekawego dla mnie. Niestety futurystyka to nie moja bajka ^^ . Ale pomijając moje gusta, ciekawy pomysł, wykonanie też niezłe.
Sam nie za bardzo znam się na tych wszystkich sprawach związanych z pisaniem, ale czytało mi się całkiem przyjemnie.

Odpowiedz
#8
Dzięki wielkie za komentarz. Zaraz poprawiam błędy (nawiasem mówiąc najtrudniej zauważa się swoje;D) I apropos kierunku, w którym poszła opowieść to w kolejnych rozdziałach może znajdzie się coś dla Ciebie - w końcu historia opowiada o dwóch światach - Magii i Logiki, więc późniejsze rozdziały mogą Ci się spodobać.
Odpowiedz
#9
Dobra zaryzukuję wstawiając drugi rozdział;D Mam nadzieję, że tym razem więcej osób odważy się skomentować moje "dzieło". Miłej lektury ;P

„Można zamknąć oczy na rzeczywistość,
ale nie na wspomnienia”

Stanisław Jerzy Lec


Rozdział II

Cień przeszłości


Kap...kap...kap... Burza rozszalała się na dobre. Nie lubię awarii akceleratora pogodowego, ale mówi się trudno. Sprzęt w naszej mieścinie jest już bardzo stary. Przydałby się nowy... Zapomniałam, przecież jest KRYZYS. To podobno normalna tendencja do „małego spadku gospodarczego” pojawiająca się co jakiś czas, ale ten trwa już od dobrych kilku lat. Pozostaje tylko czekać na poważną krach energetyczny...
Sączyłam cicho napój kofeinowy. Kafejka, w której się znajdowałam była bardzo gustowna. Mieli tu zatrudnionego bardzo miłego robo-kelnera. Na zamówienie też nie trzeba było długo czekać. Wpatrywałam się właśnie w kremową kanapę obok pustego stolika naprzeciwko. Była bardzo ładna. Sama chciałabym taką mieć w nowym mieszkaniu, jednak to był, jak dla mnie, towar luksusowy, nie na moją kieszeń. Ściany pomalowane były w bardzo stonowane odcienie brązu. Przez jedno wielkie okno widać było dość nieciekawą aurę panującą na zewnątrz. Znajdowała się tu też kasa automatyczna, gdzie bez problemu można było zapłacić za zamówienie. Nad nią wisiał zegar o bardzo ciekawym kształcie. Jakby jakiegoś ciemnobrązowego nasionka, ciekawe co to mogło być?
Czemu on się tak spóźnia? Czasami wydaje mi się, że to mój prawdziwy przyjaciel, a czasami.... Ach, szkoda gadać. Ma mnie gdzieś i tyle. Z drugiej strony znamy się już długo, chyba od czasów szkoły czwartego stopnia. Może nie był za dobrym kolegą, ale przynajmniej był, a to i tak więcej niż robili inni.
-Siema! A ty co taka zamyślona? – wreszcie się zjawił. Ulżyło mi choć dalej byłam na niego zła. Ha, jak zwykle wyglądał na zadbanego, gdyby pędził na spotkanie ze mną wyglądałby chyba nieco gorzej. Spod bujnej czupryny, jak zwykle starannie ułożonych ciemno brązowych włosów, patrzyły na mnie błagająco te jego błękitne oczy. Wokół nosa miał trochę piegów na tle bladej cery, które sprawiały, że zmoczony trochę od deszczu wyglądał naprawdę uroczo. Był w swojej ulubionej bluzie w poprzeczne, szare paski i niebieskich spodniach. Poruszając się wyglądał jak jakiś drapieżny kot, każdy jego krok był jakby głęboko przemyślany i zaplanowany, powiedziałabym nawet dostojny? Nie wyglądał na amatora siłowni, choć jego szczupła sylwetka mogła zawrócić w głowie nie jednej dziewczynie...
- Zamyślona?! Angus, gdzie ty się podziewasz? Mogłeś chociaż zadzwonić, że się spóźnisz. Zadzwonić?! Co ja mówię, wystarczyłoby nawet żebyś odebrał, kiedy to JA DZWONIŁAM DO CIEBIE!!! – nie wytrzymałam, nie często się denerwuje, ale jak już to robię to wszyscy w okolicy spoglądają na niebo w poszukiwaniu błyskawic.
- Sorry! Daj spokój laska, przecież nic się nie stało...
- Nic się nie stało?! Siedzę tu, marznę, a...
- A ja robiłem wszystko co mojej mocy żeby się tu zjawić jak najprędzej. Przecież wiesz, że szukam pracy, to mieszkanie, które mamy razem wynajmować może i jest tanie, ale i tak jak na razie ledwo mnie na nie stać. Miałem właśnie rozmowę z przedstawicielem jednej z firm. Wiesz to ci od reklam, ci o których już wspominałem. Miałem wielką szansę na przyjęcie, przynajmniej tak myślałem... Gdy zobaczyłem robota na umówionym wcześniej miejscu już wiedziałem, że goście nie podeszli poważnie do sprawy. Ale spróbować zawsze warto. Mają oddzwonić...
- No dobra, dobra, nie tłumacz się już, rozumiem. Ale nie spotkaliśmy się w tej kafejce żeby mówić o pracy. No więc jak? Dostałeś się?
-Spróbuj zgadnąć? – uśmiechnął się łobuzersko. Ach ten jego uśmiech... Zawsze gdy go widzę, nie wiem, robi mi się dobrze na sercu.
- Nie gadaj?! Poważnie? Wiedziałam, wiedziałam, że tobie też się uda. Więc witam w gronie uczni Akademii Historycznej w Vimontcity.
- Nie mów mi, że był to dla ciebie aż taki szok. Wiesz, ostatnio do Akademii nie jest się aż tak trudno dostać. Wszyscy idą na bardziej współczesne kierunki. Historia to nie jest najpopularniejszy gatunek nauki. Starzy wolą jak ich dzieci chodzą na coś ściślejszego, nie wiem, matematyka, fizyka molekularna, technika kontroli antymaterii, studium cząstki higgsa, a historia nie jest już dla nich taka ważna.
- Tylko my, zagorzali fanatycy, widzimy w tym coś więcej.
- To nie jest śmieszne, niektórzy pewnie już tak o nas myślą...
- Och, Angus, daj już spokój. A co tam u Bety? Jak tam idzie jej praca? Podobno bada jakiś ważny projekt?
- Tak, ale to ściśle tajne. Nawet ja nie wiem czym właściwie zajmuje się Agencja. Ta firma jest dość podejrzana, ściśle strzeże swoich tajemnic, nie wiem czemu siostra zgodziła się na ich ofertę.
-Pewnie z braku innych. Przecież wiesz jak trudno jest o pracę. Sprawdziłeś to już zresztą na własnej skórze.
- No tak... A propos pracy, znalazłaś już coś ?
- Chyba tak, ale to nic pewnego. Mam jutro ustalić jeszcze jaki będzie zakres moich obowiązków, ale dopóki mi ich nie przydzielą nie mogę mówić o tym jako o pewnej posadzie.
Zawsze lubiłam plotkować z Angusem, przy nim zapominałam o wszystkich moich problemach, o mamie, Konradzie, pieniądzach... Dobrze jest się z nim spotkać od czasu do czasu. Szkoda tylko, że dzieje się to tak rzadko.
- Zapomniałem się spytać o najważniejsze, kiedy możemy się wprowadzić do naszego mieszkanka?
- Pan Clark powiedział żebyśmy pojawili się w piątek z bagażami. Odda nam też wtedy klucze.
- Piątek? A dzisiaj jest...
- Środa. Zostały nam dokładnie dwa dni żeby się spakować – spojrzałam na zegar niedaleko kasy – O nie! Już szósta?! Rodzice będą źli jeśli się spóźnię, a kolejny prom odjeżdża dopiero o dziewiątej. Obawiam się, że będę musiała już lecieć.
- Ok. Ja chyba też już będę się zbierał. Na razie Andy.
- Cześć Angus – chłopak podszedł do kasy by zapłacić za nasze napoje. Obrócił się, pomachał mi na pożegnanie.
- Czekaj na chwilkę! – podbiegłam – Angus, dziękuje ci, naprawdę. Potrzebowałam takiego spotkania i... przepraszam, że byłam trochę zdenerwowana na początku...
- Nie ma sprawy laska, wyluzuj i trzymaj się.

Droga do domu nie trwała długo. Po piętnastu minutach byłam już przed drzwiami. Dom z zewnątrz wyglądał normalnie. Kilka schodków dzieliło mnie od drzwi ze stali nierdzewnej. Na frontowej ścianie wsiało jakieś metalowe ustrojstwo. Co to było? Bóg raczy wiedzieć. Wiadomo było tylko że jest zepsute i że wycieka z niego jakiś płyn. Nie mieliśmy nawet małego ogródka, z resztą nikt nie miał, na żywe rośliny mogli sobie pozwolić tylko ludzie bogaci, bo uzdatnienie gleby do posadzenia ich wymagało nie lada zachodu, a zakup nasion graniczył z cudem. Stało tu co prawda kilka doniczek, ale w środku znajdowały się jedynie sztuczne imitacje kwiatów. Tak więc nasz dom otoczony był płytkami kamiennymi, a niewielkie podwórze okalała metalowa siatka. Znajdowało się na nim kilka krzeseł, z których jednak rzadko korzystaliśmy. Zapomniałabym wspomnieć o wszechobecnych śmieciach, ale do ich widoku już raczej przywykłam. Pojazd od wywozu odpadów zjawiał się tu niestety niezbyt często.
Zadzwoniłam na dzwonku, nikt jednak nie otworzył. Sprawdziłam wszystkie tajne skrytki, gdzie zwykle mama odkładała kartę z chipem do drzwi. Były puste. Nie miałam nic do roboty więc usiadłam na schodach. Czekałam dziesięć, piętnaście, dwadzieścia minut. Nic się jednak nie działo, nadal byłam sama.
W oknie sąsiedniego budynku pojawiła się głowa sąsiadki. Jest to dość wścibska, żywa kobieta, która czasami zapomina, że dzieci sąsiadów wcale nie są jej dziećmi, a ich kłopoty w ogóle nie powinny ją dotyczyć.
- O nie! – chyba spojrzała właśnie na mnie. Na pewno będą z tego jakieś kłopoty, ta kobieta już się o to postara. Wcale nie będę zdziwiona jeśli jutro usłyszę ciekawe plotki na mój temat. Tylko co może jej przyjść do głowy? Pewnie coś w stylu, że mnie matka wyrzuciła z domu, albo że pokłóciłyśmy się tak bardzo, że omal nie doszło do rękoczynów. Ach sąsiedzi, bez nich świat byłby nudny.
Mama wróciła dopiero po pół godzinie. Okazało się, że była na zakupach. Co jeszcze bardziej interesujące upierała się, że uprzedziła mnie rano o swoich zamiarach. Jak to mówią starość nie radość, a osiemnastka to chyba już słuszny wiek...

Nazajutrz miałam naprawdę dużo roboty. Postanowiłam skończyć pakowanie. Tylko co zabrać ze sobą? Sterty kartonowych pudeł piętrzyły się po całym pokoju. Chyba dawno nie było tu tak czysto.
W każdym opakowaniu znajdowały się moje stare rzeczy – od ubrań, przez zepsute zabawki po różne dziwne sprzęty. Miałam naprawdę wielki dylemat. Czułam sentyment prawie do każdego z tych przedmiotów. W końcu postanowiłam, że rzeczy, które wraz ze mną znajdą się w nowym mieszkaniu powinny być albo użyteczne, albo estetyczne, albo muszą dla mnie dużo znaczyć. Wybrałam więc kilka ubrań, budzik, który dostałam od Angusa, dość stary wazon, elektroniczną ramkę na zdjęcia, mój laptop i kilka innych śmieci.
W pewnym momencie mój wzrok przykuła dość interesująca rzecz – fotografia wydrukowana na celulozowym papierze. Niezwykła rzadkość, już chyba takich nie produkują, papier jest w końcu zbyt drogi by marnować go na takie drobnostki.
Zdjęcie przedstawiało kobietę, łudząco podobną do mamy. Tylko, że to nie mogła być ona – kobieta miała może 20 lat. No i nie była sama, obok niej leżało małe zawiniątko, w którym po dłuższych oględzinach rozpoznałam dziecko, ale takie naprawdę małe, noworodka, który przyszedł na świat może kilka dni wcześniej.
Nie wiedziałam, że w moim domu mogą być takie skarby, szczególnie w MOIM POKOJU! Postanowiłam koniecznie spytać się mamy o fotografię.
Gdy skończyłam pakowanie wybiła godzina dwudziesta. Wyciągnęłam więc mój telekomunikator. Wybrałam odpowiedni numer i usłyszałam zgryźliwy, kobiecy głos. Choć w pierwszym momencie poczułam się przerażona, szybko się zmobilizowałam i postanowiłam brzmieć jak osoba pewna siebie i poważna.
- A więc to pani... Tak, tak pamiętam. Zaraz zaraz, gdzie ja to położyłam – na chwilę do moich uszu docierało tylko energiczne naciskanie klawiszy komputera - Ach tak, mam. Pani Andy Drake, prawda? – wyglądało na to, że pytanie kobiety to tylko czysta formalność.
- Tak.
- I pani w sprawie pracy?
- Tak.
- Hm... mieliśmy się umówić co do zakresu pani obowiązków?
- Tak – odpowiedziałam, tym razem nieco sfrustrowanym głosem.
- Dobrze. A więc panno Drake, mogę się tak do pani zwracać?
- Oczywiście – opowiedziałam zniecierpliwiona.
- Zakres obowiązków... Ach tak, potrzebujemy właśnie osoby takiej jak pani, młodej, energicznej, komunikatywnej, a przede wszystkim ludzkiej. Będzie pani naszym akwizy... to znaczy Głównym Przedstawicielem Firmy w Terenie. To bardzo odpowiedzialny zawód. Rozumie pani, kontakty z ludźmi, dbanie o nasz wizerunek...
- Przepraszam, ale nadal nie rozumiem. To czym będę się właściwie zajmować?
- No, myślałam że wyraziłam się wystarczająco jasno. Będzie pani reklamować i sprzedawać nasze produkty, odwiedzać drogie apartamenty i sprawiać by ludzie zaufali naszej marce.
- Ok, chyba nie pozostaje nam nic innego niż ustalić moje wynagrodzenie...
- Wynagrodzenie? – przez chwilę w głosie kobiety można było usłyszeć lekkie zaniepokojenie – Ach, no tak, WYNAGRODZENIE! Ależ oczywiście. Pani wynagrodzenie będzie wynosiło 5 aurów na godzinę. Odpowiada pani?
- Tak, oczywiście – zachowałam spokój. Nie dałam po sobie poznać, że ta pensja wydała mi się po prostu śmieszna. No cóż, lepszej pracy nie znajdę. Postanowiłam nie narzekać i potraktować to jako zajęcie chwilowe. W końcu każdy grosz się liczy, nawet tak marny jak te 5 aurów na godzinę.
- Miło mi, że odpowiadają pani, panno Drake, warunki zatrudnienia. Proszę pojawić się w oddziale naszej firmy w poniedziałek o godzinie osiemnastej. A teraz żegnam już panią. Do widzenia. – kobieta rozłączyła się niezwykle szybko. Nawet jeśli miałabym jakieś pytania nie zdążyłabym ich raczej zadać. Podejrzane to wszystko. Mama powiedziałaby, że to po prostu wykorzystywanie i naciąganie ludzi. No ale cóż...
Po dość dziwnej rozmowie zeszłam na dół. Na widok mamy przypomniało mi się o starym zdjęciu. Miałam się już jej o nie spytać, kiedy ta odezwała się pierwsza:
- O, Andy, nie uwierzysz jakich to ciekawych rzeczy dowiaduję się od sąsiadów – widać było, że nie może powstrzymać się od śmiechu, a ja nadal nie wiedziałam o co jej może chodzić – Podobno spędziłaś ostatnią noc poza domem. Wyrzuciłam cię ponoć za drzwi po jakiejś karkołomnej kłótni ze mną i Konradem – aha, teraz wszystko wydało się już jasne.
- Czy te plotki nie wyszły czasem z ust naszej ukochanej sąsiadki pani Lorenc? – spytałam, lecz mama już nie wytrzymała i wybuchła śmiechem – To ci wścibska kobieta, wiedziałam, że tak to się skończy – skwitowałam.
- Mamo, wiesz może co to jest? – zapytałam, gdy Victoria już umilkła. Zabrała ode mnie fotografię.
- Jak to nie poznajesz? – widząc moją niepewną minę kontynuowała – To przecież my, ty i ja. Razem. Pierwszy dzień w domu – poczułam się tak jakby nagle coś odebrało mamie dobry humor. Zauważyłam nieznaczny cień w jej oczach. O nie, chyba wiem co się stało. Jak mogłam być taka głupia, jak mogłam nie rozpoznać tego zdjęcia! Z tego co wiem nasza rodzina nie cieszyła się długo błogą radością. Może dwa lata po wykonani tego zdjęcia zaczęły się nasze kłopoty. Zawsze unikałam rozmów z mamą na ten temat. Wydawały mi się zbyt bolesne i dla niej i dla mnie, chociaż ciekawiło mnie jak to naprawdę się zaczęło. Pamięć dziecka jest wielce niedoskonała...
Tym razem postanowiłam jednak wysłuchać opowiadania mamy, które samo zaczęło wypływać z jej ust. Widocznie trzymała już zbyt długo na uwięzi swoje raniące wspomnienia.
- Andy, nie wiem czy pamiętasz, ale nie długo po zamieszkaniu w nowym domu omal go nie straciłyśmy. I nie zrozum mnie źle, ale urodzenie ciebie było dla mnie bardzo wielkim szokiem. Może i wyglądam na fotografii na szczęśliwą, ale przeżywałam wtedy wewnętrzne rozdarcie. Ja wstydzę się tego, ale chciałam się wtedy ciebie pozbyć, oddać, zostać sama... Przepraszam, że ci to mówię ale te myśli nie mogą mi dać normalnie żyć... - łzy polały się kaskadami po twarzy mamy, teraz już ani ja ani Victoria nie pamiętałyśmy o błahych plotkach sąsiadek.
- Mamo...
- Nie, czekaj. Daj mi skończyć. To trwało zbyt długo... Pewnie nie byłybyśmy teraz razem, ale nie znałam żadnego ośrodka, do którego mogłabym cię oddać. Zostałaś więc. A ja nadal cierpiałam, nawet nie wiesz jak bardzo. W końcu co to za matka która nie kocha własnego dziecka... Tylko musisz zrozumieć, że to nie było takie proste, bo ty... Nie wiem to może zabrzmieć absurdalnie, ale nie miałaś ojca. Nie mogłaś mieć, bo ja nie znałam żadnego mężczyzny. I dlatego to był aż tak wielki szok, dlatego tak trudno mi było cię zaakceptować... Ale starałam się, całe dwa lata dawałam z siebie wszystko, choć dalej nie byłam dobrą matką. Pamiętam jak czytałam ci bajki na dobranoc. Byłaś wtedy taka niewinna, delikatna. A ja i tak nie mogłam cię naprawdę pokochać. Później sprawy zaczęły się już toczyć bardzo szybko. Nie mogąc sobie poradzić z problemami szybko wpadłam w nałóg. Narkotyki to łatwa droga żeby zapomnieć, ale też żeby stracić wszystko. I tak omal nie straciłam nawet ciebie. Ale wtedy to już nie było ważne. Wtedy liczyły się tylko one i to żeby mieć jak największy odlot. Sprzedałam prawie wszystko... Nie wiesz jakie miałam wtedy szczęście, to było jak zrządzenie losu. Pewnego dnia gdy moje zmysły dawały już o sobie zbyt wyraźnie znać, znowu zaczęłam szukać dilerów. Na poziomie zero wpadłam wtedy na Konrada. To dzięki niemu jestem dzisiaj tym, kim jestem. Wyciągnął do mnie pomocną dłoń, zobaczył człowieka tam gdzie inni widzieli już tylko jego cień. Sprawił, że moje życie znowu nabrało barw, że dziecko mieszkające ze mną w domu mogłam wreszcie nazwać córką, że w końcu je pokochałam. I kocham nadal, chociaż chce wyfrunąć już z naszego gniazda. I wiem, że zawsze już będę cię kochać Andy... - Mama nie była już jedyną osobą w kuchni, której łzy skapywały na posadzkę. Tę noc spędziłyśmy razem. Byłyśmy bliżej siebie niż kiedykolwiek indziej. Nie potrzebowałyśmy słów by tym razem się zrozumieć. Po prostu trwałyśmy w milczeniu.
Odpowiedz
#10
(28-10-2012, 21:51)Sakre napisał(a):
Cytat:Pozostaje tylko czekać na poważną krach energetyczny...

Za nic nie potrafię tego zrozumieć.

Cytat:Sączyłam cicho napój kofeinowy. Kafejka, w której się znajdowałam była bardzo gustowna. Mieli tu zatrudnionego bardzo miłego robo-kelnera. Na zamówienie też nie trzeba było długo czekać. Wpatrywałam się właśnie w kremową kanapę obok pustego stolika naprzeciwko. Była bardzo ładna. Sama chciałabym taką mieć w nowym mieszkaniu, jednak to był, jak dla mnie, towar luksusowy, nie na moją kieszeń. Ściany pomalowane były w bardzo stonowane odcienie brązu. Przez jedno wielkie okno widać było dość nieciekawą aurę panującą na zewnątrz. Znajdowała się tu też kasa automatyczna, gdzie bez problemu można było zapłacić za zamówienie. Nad nią wisiał zegar o bardzo ciekawym kształcie. Jakby jakiegoś ciemnobrązowego nasionka, ciekawe co to mogło być?

Bardzo często pojawia się tu słowo "być'', nie ładnie to wygląda.


Cytat:JA DZWONIŁAM DO CIEBIE!!!

Nie za dużo wykrzykników? ;]


Cytat:- Tak, ale to ściśle tajne. Nawet ja nie wiem czym właściwie zajmuje się Agencja. Ta firma jest dość podejrzana, ściśle strzeże swoich tajemnic, nie wiem czemu siostra zgodziła się na ich ofertę.

Powtórzeń lepiej unikać, choć czasem to trudne. ^^



Cytat:- Środa. Zostały nam dokładnie dwa dni żeby się spakować – spojrzałam na zegar niedaleko kasy.

Może się czepiam, ale "zegar niedaleko kasy" dziwnie dla mnie brzmi.


Cytat:Zadzwoniłam na dzwonku

Tu tak samo. Może to jest poprawne, ale nie spotkałem się chyba z takim zwrotem.



Cytat:Po dość dziwnej rozmowie zeszłam na dół. Na widok mamy przypomniało mi się o starym zdjęciu.

A nie lepiej: przypomniało mi się to stare zdjęcie, lub coś w tym stylu? ^^


Cytat:Byłyśmy bliżej siebie niż kiedykolwiek indziej.

To "indziej" raczej tu niepotrzebne.

To tyle mi się rzuciło w oczy tym razem. Miałem nadzieję na ten drugi świat w drugim rozdziale, no ale coś się zaczyna dziać. Osobiście nie lubię gdy głównym bohaterem jest kobieta. ( szczególnie z powodów takich jak w tym rozdziale. A to płacz co chwilę, a to jakieś tam romanse spowolniające akcje. Tak moja dygresja :p ). Oczywiście zamierzam czytać dalej, przynajmniej do czasu aż ukaże się świat numero dos ;]
Odpowiedz
#11
Ach te błędy, zawsze muszą się wkradać... W pierwszym który zaznaczyłeś miało być "pozostaje nam tylko czekać na poważny krach energetyczny." Dzięki za pomoc i wysiłek włożony w korektę. ;D Poprawiłbym te uchybienia, ale niestety nie da się już edytować Sad
Na drugi świat będziesz musiał jeszcze odrobinę poczekać gdyż pojawia się dopiero w czwartym rozdziale. Mimo to mam nadzieję, ze się nie zniechęcisz. Pozdrawiam;D
Odpowiedz
#12
Kolejna część;D Mam nadzieję że komuś przypadnie do gustu!

„Dzień, który przynosi nowe życie,
może być niezwykły,
tak jak niezwykłe może być życie,
które przychodzi każdego dnia.”

Małgorzata Stolarska


Rozdział III

Vive l'indépendance!


Mgła...! To jedyne co było widać dookoła. Wózek, który musiałam pchać do promu był naprawdę ciężki. Zastanawiałam się nawet czemu? W końcu nie miałam zbyt dużo bagaży.
Odwróciłam wzrok, smutno było mi patrzeć na oddalające się budynki. Wszystkie takie same, a wśród nich jeden wyjątkowy – mój Dom. Architekci zadbali o to, by tylko właściciel mógł rozpoznać swój własny. Każdy bowiem był prawie idealnie kwadratowy, każdy był pomalowany w kolorze smutnego błękitu. Ułożenie zautomatyzowanych, okrągłych okien i drzwi było identyczne. Domy różniły się jedynie numerem identyfikacyjnymi oraz niedostrzegalnymi detalami – na jednym widać było charakterystyczny naciek, inny miał małe pęknięcie tuż nad drzwiami. Dachy budowli były ruchome by pozbywać się opadającego na nich smogu i pyłu.
Prom nareszcie nadleciał, robiąc przy tym straszliwy hałas, jakby wysiadł mu system zagłuszający. Mama wyściskała mnie i życzyła powodzenia. Wiedziałam, że jeszcze tu wrócę więc pożegnanie nie było smutne. Cieszyłam się na spotkanie z nieznanym. Jedna myśl kłębiła mi się tylko w głowie, lecz jak na razie starannie próbowałam stłumić niechciany napór emocji.
- Rozmyślaniem zajmę się wieczorem – postanowiłam.
Mama od rana była wesoła. Wyglądała jakby pozbyła się wielkiego ciężaru. Nie pozostawało mi więc nic innego niż podstawienie jak zwykle swojej magnetycznej karty. Po zapaleniu się zielonej lampki weszłam do środka ogrzewanego pojazdu. Od razu poczułam się lepiej, nie musząc pchać bagażu i usadawiając się wygodnie na tylnym siedzeniu.
Po chwili byłam już na miejscu, obok obskurnego wielomieszkaniowca. Podeszłam do drzwi numer jeden, mojego nowego domu.
- Witaj, Andy – w progu powitał mnie pan Clark. Jego posępny wyraz twarzy rozjaśnił pewien blask.
- Dzień dobry Panu!- szybko wysapałam, zmęczona po transporcie bagaży z platformy aż pod same drzwi mieszkania.
- Dobrze, że jesteś, właśnie się zastanawiałem kiedy w końcu się zjawisz. Może napoju kofeinowego? – zapytał bardzo miłym, uprzejmym głosem.
- Nawet nie ma pan pojęcia jak chętnie. – Przekroczyłam próg. Znów uderzył mnie całkiem przyjemny, w porównaniu do panującego na zewnątrz, zapach. Jakby nuta syntetycznych przypraw korzennych pomieszana ze świeżością mentolu.
Mężczyzna wprowadził mnie do małej kuchenki. Szafki piętrzyły się tam jedna na drugiej. Nie widać było nowoczesnego sprzętu – wszystko było jakby z poprzedniej epoki. Ale mi to wcale nie przeszkadzało. Usiadłam koło stolika wokół którego były tylko trzy krzesła. Leżała na nim szklana kula, mająca z pewnością służyć ozdobie, chociaż wcale nie zachwyciła mnie swym urokiem. Na podłodze ułożone były estetyczne płytki. Ściany utrzymane w kremowej tonacji bardzo przypadły mi o gustu. Od strony drzwi na ścianie znajdowała się wielka fototapeta przedstawiająca mityczną krainę, pełną dzikich roślin i barwnych stworzeń.
Zaczęłam obserwować krzątającego się pana Clarka. Najpierw wyciągnął z szafki dwa elektryczne kubki, później rozpoczął poszukiwania sproszkowanego napoju. Gdy wreszcie go odnalazł, wsypał zawartość saszetek do kubków. Zabrał obydwa pod kranik z wodą, nacisnął niebieski przycisk. Woda zaczęła się sączyć ciurkiem do naczyń. Było jej dokładnie tyle by wypełnić oba kubki. Pan Clark postawił zimny napój przed moim nosem. Już po chwili woda wewnątrz zabulgotała za sprawą elektrycznych kubków i płyn stał się gotowy do spożycia.
- Dziękuje – powiedziałam, starając się wyrazić moją niezmierną wdzięczność.
- No więc, moja droga, zaczęło się, prawda? – zagadnął staruszek.
- Zaczęło się? Chyba nie do końca rozumiem co ma pan na myśli... – mój rozmówca wytrącił mnie na chwile z równowagi. Przed oczami pojawiło mi się kilka różnych wizji, lecz nadal nie wiedziałam o co może chodzić panu Clarkowi.
- No jak to co? – uśmiechnął się dobrodusznie – Nowe życie, życie na własną rękę. To w końcu wielka odpowiedzialność moja droga. – uśmiech nie znikał mu z twarzy. Byłam pewna, że co innego miał na myśli formułując wcześniejsze pytanie, ale nie miałam zamiaru teraz wyciągnąć z niego o co mu tak naprawdę chodzi.
- Ach tak, ma Pan rację. Tylko to wcale nie będzie jeszcze takie „nowe życie” o jakim marzę. To będzie tylko jego namiastka. O ile nie stanę się niezależna finansowo nigdy nie mogę mówić o tym, że to życie na własną rękę. Rodzice, to znaczy mama i Konrad póki co będą musieli mnie mocno wesprzeć, bo inaczej nie dałabym rady naprawdę się usamodzielnić.
- No tak rodzice, bez nich nie byłoby nas na tym świecie – kurcze albo mi się wydaje albo pan Clark ma naprawdę sentymentalne podejście do życia. Nie wiem czy to zaleta czy wada, w każdym razie takie rozmowy wprawiały mnie w zakłopotanie...
- Och, tak... ma pan racje. Straszna dzisiaj mgła, zauważył Pan? – próbowałam zmienić temat.
- Tak, ale to nic nowego. Nie wiem czy o tym wiesz, ale tutaj zwykle tak jest. Więc musisz się dziecko do takiej pogody przyzwyczaić. Pamiętam, jakieś trzydzieści lat temu mgły zdarzały się znacznie rzadziej, niestety z niewiadomych przyczyn pojawiają się coraz częściej i nie jest już to tak szokujący widok. Kiedy człowiek igra z naturą nie może przewidzieć wszystkich konsekwencji swoich czynów i coś mi się wydaje, że ta mgła to właśnie jedna z nich. – udało mi się. Staruszka najwidoczniej zainteresował temat. Może i podchodził do niego zbyt poważnie, ale i tak wolę to niż rozmyślania nad sensem życia.
Rozmawialiśmy tak chyba ponad godzinę. Przyznam, było nawet przyjemnie. Pan Clark był niezwykłą osobą. Doszukiwał się tak tajemniczych szczegółów i wyciągał tak konkretne wnioski, iż z pewnością można by go uznać za niespotykanie dobrego filozofa. Dowiedziałam się że kiedyś pracował w wielkiej firmie fotograficznej. Jeszcze dwadzieścia lat temu prosperowała ona znakomicie, lecz napływ nowej techniki, zastąpienie ludzi przez roboty i inne tego typu wydarzenia sprawiły, iż koncern upadł. Pan Clark miał już przepracowaną wystarczającą ilość lat by zaoszczędzić trochę grosza na życie na emeryturze, wiec nawet teraz na brak pieniędzy nie narzekał. Jego najboleśniejsze wspomnienia dotyczyły śmierci żony przed czterema latami.
- Była dla mnie całym światem. Wiedziałem, że ja oddałbym za nią bez wahania życie i ona zrobiłaby to samo dla mnie. Lecz w tej sytuacji nic już nie dało się zrobić. Została napadnięta przez rabusi. Chcieli tylko pieniądze, ale moja żona była nieustępliwą kobietą z charakterem. Nie chciała się poddać zbyt łatwo, ale miała już swoje lata. Złodzieje z pewnością nie chcieli jej zabić, a jedynie uciec z łupem, ale i tak im nigdy tego nie wybaczę. Znaleźć dobrą pracę jest trudno, ale posunąć się do okradania starszych kobiet... to jest poniżej wszelkiej moralności. – Znów w powietrzu zawisła gęsta aura smutku.
- Spotkałem wtedy pewnych ludzi... – Pan Clark zawahał się na moment - pomogli mi. – zakończył stanowczo. Wiedziałam, że był to koniec naszej rozmowy. Za chwile staruszek opuści mieszkanie i wróci do swojego nowego domu. Mężczyzna wstał, pożegnał się, ubrał płaszcz i wyszedł w mlecznobiałą, gęstą mgłę.

Usłyszałam dzwonek. Tylko kto to może być? Siedzieliśmy właśnie z Angusem w kuchni. Wreszcie dotarł. Musiałam sporo czasu spędzić tu sama, a muszę przyznać, że w nowym mieszkaniu czuję się jeszcze odrobinę nieswojo. Przybył jedynie z małą walizką twierdząc, że na razie tyle mu wystarczy. W tym czasie zdążyłam się już trochę zadomowić. Wybrałam sobie pokój jak najbliżej łazienki. Rozpakowałam już trochę z moich bagaży. Budzik znajdował się już przy stoliku obok łóżka, a na honorowym miejscu ustawiłam moje stare zdjęcie. Pokój nie był zbyt duży, ściany były pomalowane na jasny odcień fioletu, okna posiadały dość stary system regulując dopływ światła. Kiedy robiło się za jasno na zewnątrz, po prostu się przyciemniały, w nocy, oczywiście gdy nie były wyłączone, dawały własne światło. Było tu też niewielkie, zwykłe łóżko, stolik nocny, wielka szafa, komoda i biurko. Wszystko wykonane z bardzo podobnego sztucznego tworzywa imitującego drewno, z którego kiedyś podobno robiło się meble. Ogólnie podobały mi się, chociaż nawet w moim domu były nowsze modele. Pokój był bardzo czysty i pomimo moich gratów wyglądał na niezamieszkany. No przynajmniej na razie, bo znając moje zdolności, prędzej czy później stanie się on magazynem na brudne ubrania i porozrzucane śmieci.
- Ja otworzę! – Angus nagle zerwał się z miejsca. Zniknął w niewielkim korytarzu. Słyszałam otwierane drzwi i głosy chyba dwojga ludzi. Mężczyzny i kobiety. Głosy bardzo znajome i bliskie memu sercu. Angus wrócił do kuchni.
- Andy, masz gości – wydusił i jakby trochę onieśmielony powędrował do swojego pokoju. Po chwili w drzwiach kuchni stanęła Victoria, a tuż za nią pojawił się Konrad, jak zwykle wyszykowany i bardzo elegancki. Nie był może zbyt hojnie obdarzony przez naturę, lecz ubytki w urodzie uzupełniał niezwykłą dbałością o siebie. Krótkie przystrzyżone blond włosy zawsze były idealnie zaczesane na prawą stronę. Spod niedługiej grzywki dostrzec było można parę brązowych, trzeźwo patrzących oczu. Zawsze miałam problem z odgadnięciem emocji ukochanego Victorii. Jego twarz zwykle miała kamienny, przenikliwy wyraz. Był wysoki, dużo wyższy od mamy. Miał zdecydowanie męską budowę. Szerokie barki, wąskie biodra i wyraźne umięśnienie nadawały mu wyglądu budzącego respekt wśród nieznajomych podczas spaceru po mieście. Stanowił dla mnie pewnego rodzaju zagadkę, nie znałam jego charakteru, był dla mnie trochę jak obcy człowiek, chociaż mieszkaliśmy pod jednym dachem. Wierzyłam jednak, że dawał mamie wystarczająco dużo miłości i zapewniał jej poczucie bezpieczeństwa. Ufałam mu w tych sprawach, bo wiedziałam, że ufa mu również Victoria.
- Cześć kochana – mama uśmiechnęła się do mnie .
- Cześć – rzuciłam się na szyję mamy, jakbyśmy nie widziały się rzez kilka miesięcy – Ale co wy tu robicie? – zmierzyłam ich bacznym spojrzeniem.
- Jak to co? Przyjechaliśmy cię odwiedzić w nowym mieszkaniu. Namówiłam Konrada, a on wspólnie ze mną zgodził się, że trzeba skontrolować twoje nowe lokum. No i jesteśmy.
-To... naprawdę się cieszę.
Szybko podałam im ciepły napój. Gdy rozgościli się już na dobre atmosfera w kuchni stała się naprawdę przyjemna. Kilka razy wydawało mi się, że ktoś przemyka za drzwiami tam i z powrotem, ale zbyt skupiona byłam na rozmowie by zaprzątać sobie tym głowę.
- Nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat, ale sądzę, że ta kwestia jest warta rozważenia – Konrad rzucił porozumiewawcze spojrzenie w stronę Victorii. – Andy interesuje nas czy... to znaczy czy ty i Angus... czy to coś poważniejszego?
Byłam pewna, że coś w przedpokoju przewróciło się, lecz rodzice najwyraźniej tego nie zauważyli. Ja za to oblałam się szkarłatnym rumieńcem.
- Co? Ależ skąd! Jak mogło wam przyjść to w ogóle do głowy?
- No mieszkacie razem, spędzacie ze sobą czas... Wiesz to wyglądało na coś więcej niż tylko znajomość. – Victoria próbowała wesprzeć Konrada.
- Nie, mnie i Angusa nic nie łączy, nic oprócz przyjaźni, tylko przyjaźń, no i mieszkanie. Przyjaźń, mieszkanie i szkoła, tak tylko to. – z niewiadomych przyczyn poczułam się bardzo zmieszana.
- No oczywiście. Nie musisz się tłumaczyć Andy, ale ta kwestia bardzo nas ciekawiła, a jako twoi rodzice chcielibyśmy być uprzedzeni co do twoich planów... matrymonialnych. – rumieniec nie chciał opuścić moich policzków.
Do końca wizyty rodziców czułam się skrepowana, dlatego ulżyło mi gdy już wyszli. Było już późno dlatego szybko udałam się do łóżka. Ponoć pierwszy sen w nowym miejscu ma w sobie jakąś moc proroczą, lecz ja nie wierzę w takie bzdury. Choć z drugiej strony lepiej mieć to na uwadze i zapamiętać co nieco z dzisiejszej nocy.
Gdy już leżałam, szczelnie przykryta warstwą koców przypomniała mi się wczorajsza rozmowa. To co usłyszałam było nierealne. Choć Victoria wydawała się mówić wszystko z wielką powagą, a co do jej szczerość nigdy nie miałam wątpliwości. Ale czy tym razem mam jej zaufać? Czy teraz, gdy usłyszałam od niej opowieść rodem z niezłego filmu również mam uwierzyć? Przecież tu chodzi o mnie, o moją przeszłość i pochodzenie? Kim wobec tego byłam?
- Jestem córką Victorii, a tego faktu nikt nie zdoła podważyć – powiedziałam na głos. Nabrałam trochę otuchy, a zmęczenie w ostatecznym rozrachunku dało o sobie znać. Pogrążyłam się więc w sennych marzeniach.
Odpowiedz
#13
Tylko przejrzałam ten tekst, a już zauważyłam, żę roi się w nim od błędów. Początek jest całkowicie do przeredagowania, jest bowiem nielogiczny i nieskładny.
Ogólnie cały tekst wymaga gruntownej korekty, bo jest pełen błędów różnej maści (głównie składniowych i interpunkcyjnych - wypisałabym je, ale musiałabym chyba siedzieć do rana, zanim bym się uporała), chaotyczny i nielogiczny. Słabiutko.

Nie zrażaj się jednak i szlifuj swój warsztat.
Życzę weny.
Everything it's possible...

Heart

Odpowiedz
#14
Braku logiki w tekście nie zauważam, niemniej jednak dziękuje za komentarz. Co do błędów, szczególnie tych interpunkcyjnych, biję się w pierś, bo niestety jak już coś napiszę to nie mogę tego później samodzielnie sprawdzać. Oczy przeskakują mi po tekście nie zauważając błędów.
Jeszcze raz dziękuję za szczerą opinię;D
Odpowiedz
#15
Witam. Jestem dopiero początkującym, dlatego najpierw zapytam: czemu to jest pisane taką wielkością czcionki?

A teraz to, co wpadło mi w oczy:
- Czemu na początku tekstu "Dom" jest z dużej litery? Gdyby było napisane Domcio, lub, bo ja wiem Chałupka, to rozumiem, nazwa własna. Czy może się mylę?
- W tym przypadku przed "więc" powinien być przecinek. Wiedziałam, że jeszcze tu wrócę więc pożegnanie nie było smutne.
- Ten rozmiar czcionki nie daje mi spokoju i w pewien sposób odtrąca od czytania.
Na razie to tyle, mam nadzieję, że wypisując te dwa błędy sam nie wprowadzam cię w błąd.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości