Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kroniki Ostrzy I
#1
Witam,

pracuję obecnie nad zbiorem opowiadań o przygodach pewnego młodego skrytobójcy. Oto pierwsze z nich. Zapraszam do lektury i komentowania. Życzę przyjemnej lektury.

Nie szukaj dobra ani zła. One nie istnieją, a są jedynie iluzją pozwalającą usprawiedliwiać ludzkie czyny. Niech wam zatem za bodziec do działania służy prawo równowagi. To, co ludzie zwykli nazywać dobrem musi współistnieć z tym, co określili mianem zła. Wyjątkiem od tej reguły jest Miłość. To jedyne, czego nie wolno wam niszczyć pod żadnym pozorem. Gdyby dualizm istniał w formie bardziej namacalnej niż pojęcie filozoficzne, dobrem byłaby właśnie Miłość, złem – jej brak. (…)
„Prawo równowagi - Tom pierwszy”
Baltazar Delero

W komnacie panował półmrok wspaniale współgrający z jej wystrojem. W zielonym szkle małych flaszek odbijał się nieśmiało blask, którego źródłem był płomień tańczący na ułożonych w kominku drwach. Obok półki z tajemniczymi buteleczkami znajdował się regał obstawiony imponującą kolekcją, równie tajemniczych ksiąg. Na drewnianym stoliku leżała biała jak śnieg, ludzka czaszka. Była równo ucięta u góry, od kości czołowej aż do końca części ciemieniowej. Tuż obok niej stała mała, tląca się lichym płomieniem świeca. Zamyślony mężczyzna bawił się woskiem spływającym po nierównej ściance żółtego słupka. Drugą ręką podnosił co jakiś czas czaszkę wypełnioną bliżej nieokreśloną cieczą i przystawiał ją do ust. Byłby tak pewnie rozmyślał aż do rana, gdyby nie wyrwało go z tej zadumy skrzypienie drzwi. W komnacie pojawiła się postać odziana w szaty. W tym świetle nie sposób było opisać rysów jej twarzy, jednak mężczyzna siedzący na taborecie nawet nie zadawał sobie trudu by obrócić się za siebie. Widocznie wiedział kogo mógł się spodziewać w swoim pokoju późnym wieczorem.
- Witaj Edmundzie – przywitał gościa ze spokojem w głosie. – Czemuż to zawdzięczam twoją wizytę o tak nietypowej porze?
Każde słowo wypowiadane było z klasą balansującą na granicy z przekąsem. Taki styl wypowiadania się był kwestią przyzwyczajenia, bądź wręcz zboczenia zawodowego, jak zwykło się mawiać. W tej branży trzeba było sprawiać wrażenie człowieka wiecznie gotowego do działania, który nigdy nie śpi, nigdy nie odpoczywa, zawsze jest czujny i pełen energii.
- Jest nowe zlecenie – przybysz nie silił się na jakąkolwiek ekspresję. Dla wielu, jego starczy głos brzmiał zawsze tak samo, spokojnie i beznamiętnie.
Mężczyzna siedzący przy drewnianym stoliku dopiero teraz obrócił się w stronę drzwi. Oznaczało to zainteresowanie podjętym przez starca tematem.
- Na? – spytał lakonicznie młodzieniec.
- Na maga – równie zwięźle odpowiedział jego rozmówca.
Szczupła sylwetka wyprostowała się w taborecie i w świetle świecy dało się nieco dokładniej dostrzec twarz młodego człowieka. Jego gęste, czarne brwi uniesione były teraz w wyrazie zaciekawienia. Zielone oczy patrzyły na postać stojącą w drzwiach. Niedługa, czarna bródka mierzwiona była nieustannie chudymi palcami. Był to jedyny gest, który w jakikolwiek sposób zdradzał wewnętrzny stan mężczyzny. W głębi duszy był podniecony. W końcu rozpoczynała się gra, którą tak bardzo kochał.
- Maga? – powtórzył, jednocześnie dbając o zachowanie gracji tonu wypowiadanych słów.
- Nadwornego maga z Aldvar, który zaczął się interesować czarną magią – starzec podszedł do stolika i podał siedzącemu przy nim mężczyźnie, zwinięty w rurkę kawałek papieru. – Tutaj znajdziesz wszelkie szczegóły.
- Czarna magia – szepnął młodzieniec otwierając zwitek.
- Nie możemy dopuścić by jego plugawe badania pogrzebały niewinnych. Szala przechyliłaby się wtedy na mroczną stronę zbyt mocno.
Młodzieniec skinął głową. Już nie mógł się doczekać rozplanowania akcji, przeprowadzenia wywiadu i w końcu przystąpienia do działania. Nie był jednak młokosem i wiedział, że zadanie będzie wymagało idealnego planu i perfekcyjnego wykonania. W końcu jego celem był mag, który swoje usługi ofiarował na dworze lorda, nie jakiś tam pustelnik mieszkający na odludziu. Wieloletnie doświadczenie nauczyło go, że nawet do najprostszego zadania należy podchodzić z maksymalnym skupieniem i doskonałym przygotowaniem. Łatwe z pozoru zlecenie mogło okazać się zwykłą pułapką, próbą zamieszania w szeregach bractwa, czy też skomplikowaną intrygą. I z tego, skalany krwią wielu skrytobójca, doskonale sobie zdawał sprawę. Tym bardziej, że bractwo miało wielu zaprzysiężonych wrogów, którym nie podobał się ani cel, ani też metody jakimi posługiwali się jego członkowie.
- Rozumiem, że bierzesz to zlecenie na siebie? – spytał starzec prawie nie nadając swojej wypowiedzi intonacji.
Siedzący mężczyzna wpatrywał się dłuższą chwilę w kawałek papieru, który trzymał w ręku. Podniósł wzrok i utkwił go w pustce.
- Wydaje mi się, że jesteś najodpowiedniejszą osobą do tego typu zlecenia – kontynuował Edmund nie dając za wygraną. – Masz największe doświadczenie w dyskretnym eliminowaniu zagrożeń.
Młodzieniec nadal nie odpowiadał. Jego bródka wymiętolona była już tak mocno, że niemal każdy kosmyk sterczał w inną stronę.
- Ale zawsze mogę przekazać zlecenie dalej, wtedy na pewno znajdzie się ktoś, kto z przyjemnością je wykona i zgarnie nagrodę dla siebie – ciągnął stojący mężczyzna a jego ręce skrzyżowały się na piersiach.
- Nagroda mnie nie interesuje – nonszalancko rzucił Zielonooki wciąż spoglądając w pustkę przed siebie. – Przecież wiesz.
- A zatem bierzesz?
Młodzieniec długo milczał, aż w końcu starzec obrócił się na pięcie i postawił krok w kierunku drzwi.
- Biorę – dało się słyszeć szept.
- Słucham? – mężczyzna w szatach obrócił głowę przez ramię i uniósł brwi.
- Biorę – tym razem głos był zdecydowany i rozbrzmiewała w nim nuta ekscytacji.
Drzwi jęknęły przeciągle, po czym się zatrzasnęły. Korytarzem niósł się odgłos kroków. Oddalał się, stawał się coraz bardziej odległy, aż w końcu całkiem ucichł.
Młody skrytobójca siedział jeszcze przez chwilę na drewnianym taborecie, gniotąc w dłoniach kawałek papieru. Uniósł głowę do góry i wpatrywał się w sufit. W końcu spojrzał w dół i jeszcze raz dokładnie odczytał szczegóły zlecenia. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Wstał ciężko i klasnął dłońmi o uda, po czym zdjął pospiesznie tunikę i zdmuchnął świecę. Rzucił się na łóżko i zamknął oczy. Zamierzał jak najszybciej zakończyć ten dzień.

Rozległo się pianie koguta. Na zewnątrz było jeszcze szaro i z małego okienka komnaty dało się dostrzec, że pada. Mimo to, Aris wstał z werwą. Towarzyszył mu dobry nastrój i wiedział, że to się już nie zmieni. Wyszedł z pokoju i długim korytarzem ruszył w stronę łaźni. Po drodze nie spotkał nikogo, był chyba pierwszym, który wstał. Drzwi do komnaty łazienkowej, jak zwykle otwarły się pod wpływem lekkiego pchnięcia. Mężczyzna wszedł do jednej z wielu drewnianych wanien, w której woda stała już od wczoraj, przygotowana przez brata dyżurnego. Oparł się wygodnie i przymknął oczy. Zmierzwił ręką burzę czarnych włosów i westchnął ciężko. Lubił poranną kąpiel. Zawsze pomagała mu się skupić, zebrać myśli. Zwłaszcza gdy miał nad czym rozmyślać, jak choćby nad nowym zadaniem do wykonania. Zbierał do kupy wszystkie informacje zamieszczone w notatce ze zleceniem i analizował je. Plan sam układał mu się w głowie. Pozostali członkowie bractwa często byli pod wrażeniem jego talentu taktycznego. Zazwyczaj plan był niezawodny i nie było potrzeby jego przekształcania już w trakcie podjęcia działania. Zdolność ową posiadał Aris prawie od początku swojej skrytobójczej kariery, kiedy więc się wykształciła – nie miał pojęcia nawet on sam. Wiedział jedynie, że jest w swoim żywiole i że nic innego nie istnieje, podczas gdy ma przed sobą nowo wyznaczony cel.
Droga do Aldvar była nudna. Z lasu Ygdrasill, w którym Ciche Ostrza miały swoją siedzibę, było do miasta jakieś pół dnia podróży konnej w kierunku północy. Młodzieniec tłukł się mozolnie przez rozległe stepy, obserwując sępy krążące nad ziemią w nieustannym poszukiwaniu martwych ciał. Na głowie miał kaptur, który skutecznie zasłaniał twarz. Nie chciał i nie mógł sobie pozwolić na bycie rozpoznawalnym. Jego lekki skórzany kaftan nie wyróżniał go wśród innych podróżników, toteż doskonale nadawał się dla skrytobójcy. Ponadto, spełniał trzy dodatkowe warunki. Po pierwsze, nie robił hałasu podczas skradania, jak z pewnością miało by to miejsce w przypadku, na przykład kolczugi. Po drugie, całkiem dobrze chronił tors i brzuch przed urazami mechanicznymi. W końcu, był lekki i nie krępował ruchów, dzięki czemu człowiek nie męczył się podczas biegu i nie odczuwał dyskomfortu w czasie wykonywania akrobacji.
Im bliżej miasta był mężczyzna, tym większa była jego ekscytacja. Poklepywał swojego, czarnego jak smoła konia po szyi i mruczał coś do siebie. Najpewniej odtwarzał już wydarzenia, które dopiero miały nastąpić. Gdy w końcu brama miasta zamajaczyła w oddali, Aris uśmiechnął się i delikatnie kopnął konia w bok. Przed strażą trzeba było zachować wszelkie pozory. Z konia zszedł młodzieniec powoli i ociężale, choć gdyby tylko chciał, zeskoczyłby z siodła jednym zwinnym ruchem, a i pewnie jakiś piruet mógłby wykręcić.
- Niechaj bogowie błogosławią szlachetnych panów – zwrócił się do straży zakapturzony przybysz, trzymając w jednej ręce uzdę, a drugą głaszcząc konia po pysku.
Strażnicy spojrzeli po sobie i jeden z nich rzekł:
- Kapłanem jesteś, że na bogów się powołujesz?
- Podróżuję i szukam odpoczynku w gospodzie – zwrócił się zakapturzony mężczyzna do straży. – Czym się zajmuję, to już mój interes.
Aris rozpoczął już swoją grę. Starał się wprowadzić strażników w błędne myślenie, jakoby był kapłanem starych bogów, których czczenie zostało zabronione przez cesarza Hulliusa. Osłabienie czujności milicji, lub raczej skierowanie jej w inną stronę, było kluczowym zabiegiem według szkoleń bractwa.
- Lord Hodan dba o dobre stosunki z głową cesarstwa, pielgrzymie – dobrze zbudowany stróż chwycił haczyk. – Schronienia nikt ci nie broni szukać w naszym mieście, ale zacznij kłapać gębą o starych bogach a szybko stąd wylecisz.
Młodzieniec zamarkował gniewną minę.
- Przyjdzie czas, że zrozumiecie – rzucił tonem rozdygotanego fanatyka w duszy gratulując sobie talentu aktorskiego.
Jeden ze strażników pociągnął za żelazne koło w małych drzwiach wprawionych w wielkie wrota bramy.
- Właź – zachrypiał, po czym wepchnął przybysza za plecy do środka.
W mieście było gwarno. Ponad urokliwymi, wykonanymi z desek dachami kamiennych domków, wił się dym. Tu i ówdzie rozlegały się głosy zapraszające do najrozmaitszych stoisk. Swoje pierwsze kroki Aris skierował do stajni. Szedł przed koniem trzymając uzdę. Chłopiec stajenny wyszedł mu naprzeciw.
- Witam dobrego podróżnika – przywitał Arisa młody blondyn. – Na jak długo odstawiamy pupila?
- Bardziej traktuję go jak swojego towarzysza, niż pupila – odpowiedział spokojnie Zielonooki. – Ja za niego a on za mnie kark nadstawia.
- Rozumiem – chłopak uśmiechnął się szeroko i przejął uzdę, po czym poprowadził zwierzę do boksu.
- Jedna noc – westchnął Aris i sięgnął po mieszek, który przytroczony miał do swojego skórzanego pasa. – Ile to będzie?
- Dwadzieścia danów.
Mężczyzna starannie odliczył żądaną kwotę i sypnął garścią monet na dłoń opiekuna stajni. Przy okazji zastanawiał się, kiedy to usługi tego typu zdążyły tak bardzo podrożeć. Dwa tygodnie temu witał w Przypustkowiu i za przechowanie, nakarmienie i czyszczenie konia zapłacił jedynie pięć danów. „Nieważne” – pomyślał – „Zwróci mi się kilkukrotnie”. Uśmiechnął się sam do siebie, lecz nikt nie mógł widzieć tego uśmiechu, dzięki zaciągniętemu mocno na głowę kapturowi. Nikt też nie zwracał na niego szczególnej uwagi, gdy zmierzał w stronę długiego budynku, przywodzącego na myśl północne halle, w których ucztowali potężni jarlowie. Nad drzwiami wisiał drewniany szyld w kształcie herbu. Na szyldzie wyryto wizerunek rogatego hełmu i napis: Walkiria. Na ten widok Aris uniósł brwi, zastanawiając się skąd w tych stronach zainteresowanie północną częścią świata.
Wewnątrz było duszno i cuchnęło alkoholem. Zakapturzony gość miał wrażenie, że kręci mu się w głowie od samych oparów. Zapach piwa mieszał się z gorzałą parującą ze spoconych ciał. Zielonooki poczuł, że jego żołądek zaczyna płatać mu figle. Z trudem powstrzymał się przed zwymiotowaniem i podszedł do lady, za którą stał wielki wąsaty mężczyzna.
- Chciałbym zamówić piwo – krzyknął przybysz starając się przebić przez gwar panujący w gospodzie.
- Dwa dany – burknął właściciel gospody, pochwycił jeden z kufli i oddalił się w kierunku wielkiej beczki z piwem.
Aris wyjął dwie brązowe monety i położył je przed sobą na ladzie.
- Proszę! – wykrzyknął barczysty karczmarz stawiając piwo tak mocno, że kilka kropel wystrzeliło w powietrze i zginęło gdzieś na podłodze.
Aris usiadł na taborecie przy ladzie i wziął duży łyk napitku. Spojrzał po towarzystwie zebranym w gospodzie. Była tam cała śmietanka z najgorszych dzielnic, jak wnioskował po wyglądzie i zachowaniu. Przy jednym ze stołów siedziała banda, pijanych jak stodoła oprychów. Chudy mężczyzna wstał nagle i chwycił za sztylet, który do tej pory wbity był w drewniany blat. Zaczął coś bełkotać i energicznie, acz niezdarnie wymachiwać krótkim ostrzem. Najpewniej wygrażał się któremuś z towarzyszy. Zakapturzony gość z lekkim uśmiechem przyglądał się zajściu czekając, aż nietrzeźwy jegomość przypadkowo się skaleczy, bądź też runie na ziemię poskromiony siłą bezlitosnej grawitacji. Spuścił go na chwilę z oczu by sięgnąć po swój kufel i wtedy dostrzegł, że łysy wąsacz po drugiej stronie lady, oparty na łokciach, obserwuje całe zajście i świetnie się przy tym bawi.
- Tym to się nigdy nie znudzi – zarechotał.
- Często tu bywają? – zapytał z uśmiechem Aris mając nadzieję, że może dowie się czegoś przydatnego.
- Często? – umięśniony olbrzym prychnął. – Oni tu praktycznie mieszkają. Przyszli pewnego razu i zaczęli pić, koniec historii.
Aris zaśmiał się głośno, gospodarz zaraz za nim.
- Wychodzą tylko rano, na kacu, żeby przemyć twarz przy studni i napić się wody. Potem tu wracają i śpią – dodał wąsacz i wzruszył ramionami.
- Wybacz wścibskość – zaczął młodzieniec gładząc swoją czarną bródkę. – Ale nie przeszkadza ci to?
- Nie – odpowiedział krótko karczmarz. – Mają tu wynajęty pokój i w nim śpią. Szczerze mówiąc, nie wiem skąd mają pieniądze ale regularnie, co noc opłacają swój nocleg, tak więc nie mam nic przeciwko.
- Nie domyślasz się, kto może ich sponsorować? – dociekał Aris.
- Sponsorować? – zdziwił się gospodarz.
- Wygląda na to, że sami nie pracują – Zielonooki uśmiechnął się. – Zdaje się, że nie mają na to czasu.
- Chyba masz rację – łysy mężczyzna uniósł brew.
Aris pociągnął solidny łyk piwa, nie obawiając się konsekwencji. Wiedział, że działanie alkoholu będzie mógł zniwelować, gdy tylko najdzie go taka ochota. Zastanawiał się, jak powinien poprowadzić dalej rozmowę, by nie wzbudzić podejrzeń. Zadawanie zbyt wielu pytań może spowodować u karczmarza zdenerwowanie, a tego bardzo by nie chciał. Właściciel gospody był teraz jego najlepszym źródłem informacji a każda, dotycząca sytuacji w mieście, była cenna.
- Dużo miewacie klientów? Prócz tych stałych oczywiście – wesoło rzucił młodzieniec, zmieniając temat.
- Jak widać – zaczął usatysfakcjonowany gospodarz. – Zatrzęsienie. Wszyscy ciągną do mojej gospody, ale bynajmniej nie dlatego, że jest jedynym takim obiektem w Aldvar. To dzięki temu, co serwuję.
Aris zmrużył brwi w udawanej ciekawości.
- A czym możesz się poszczycić? Może się skuszę.
Wąsacz rozejrzał się dookoła, jakby nie chciał żeby ktokolwiek go usłyszał, a gest ten wydał się młodemu skrytobójcy co najmniej głupi w odniesieniu do tego, że znajdują się w gwarnej karczmie pełnej, ledwo trzymających się na nogach pijaków.
- Mam tutaj nie tylko doskonałe piwo – zachichotał olbrzym. – Ale też nieco mocniejsze trunki. Uniósł brodę w wyrazie dumy i teatralnym gestem wytarł nos pięścią.
- Szczerze, to da się to wyczuć – zwięźle odpowiedział Aris.
- Tak, tak – gospodarz machnął ręką i zmarszczył brwi. – Czuć gorzałą, ale to nie jest jakiś tam Aldvarski sikacz, jakich pełno w co drugiej chałupie.
Młodzieniec wsparł brodę na dłoni
- Ja mam tutaj coś wyjątkowego – wąsacz uniósł wskazujący palec prawej dłoni, obrócił się na pięcie i zniknął na zapleczu.
Aris domyślił się, że powinien czekać, toteż uniósł swój kufel z piwem do ust i pociągnął kilka słusznych łyków. Na dnie pozostała po złotym napitku jedynie piana.
Potężny mężczyzna wrócił dzierżąc w dłoni brązową butelkę. Postawił ją przed swoim klientem i zniknął pod ladą. Po chwili znów się pojawił i za pomocą podłużnego metalowego pręcika zaczął odkorkowywać.
- Powąchaj tylko – podsunął gościowi trunek pod nos.
Aris zdziwił się wielce na zapach owego specjału, gdyż nie był w stanie go zidentyfikować.
- Co to? – spytał szczerze zaskoczony.
Widząc to zdziwienie, gospodarz uśmiechnął się szeroko i odpowiedział przeciągle i z namaszczeniem:
- Miód z północy.
Młodzieniec zdziwił się jeszcze bardziej, choć starał się tego nie okazywać.
- Oryginalny miód z północnych krain?
Wielkolud skinął głową.
- Mam takiego jednego człowieka, który mi regularnie sprowadza. Był tu kiedyś i zaczął gadać, że podróżuje z Nosergrat z najprzedniejszym miodem i łazi od karczmy do karczmy szukając popytu.
- Szukając popytu – powtórzył rozbawiony Aris.
- Właśnie tak – zupełnie poważnie odpowiedział gospodarz. - Wszyscy się śmiali i mówili, że chyba go bogowie, przepraszam bóg, opuścił – znów rozejrzał się na boki, a Zielonookiemu gest ten wydał się jeszcze zabawniejszy niż za pierwszym razem. – Zamieszania z tą wiarą tyle narobili a psa to wszystko warte. Człowiek musi uważać co gada, bo nie daj… bóg, straż usłyszy i interes do likwidacji. No ale do rzeczy. Otóż, chłop mi tu zaczął płakać w desperacji i schlał się do reszty. Ja z resztą też byłem trochę wstawiony, toteż zaczęliśmy robić interes. On mi o swoim miodzie, że go ma ile tylko dusza zapragnie a w całej Pondarii nikt nie chce, bo wszyscy jeno piwsko chleją. Zdziwiłem się wtedy po raz pierwszy, że ludzie egzotycznego trunku nie przyjmują i wziąłem sprawy w swoje ręce. Obiecałem, że miód będę kupował regularnie. Karczmę nieco przebudowałem na wzór nordyckiej halli i nazwałem Walkirią.
- Nieprawdopodobna historia – rzekł nieco znudzony Aris widząc, że owa opowieść w niczym mu nie pomoże.
- Prawda? – kontynuował rozentuzjazmowany karczmarz. – Zaraz się znalazł w Aldvar cały zastęp amatorów miodu. Teraz co miesiąc mi tu z wozem przyjeżdża stary Galdruf i do piwnicy dziesiątki beczek z miodem wtacza.
Aris uśmiechnął się samymi ustami.
- Proszę! – wykrzyknął wesoło wąsacz – weź sobie tą butelkę, na mój koszt. Posmakuj tego cuda a zapewniam cię, że jutro wrócisz po więcej.
- Dziękuję dobry człowieku – młodzieniec skinął głową.
- Niechaj ci będzie na zdrowie.
Skrytobójca, nie ruszając butelki z miodem, obrócił się z powrotem w stronę sali głównej. Przy stole oprychów coś zaczęło się dziać. Chudzielec nadal wymachiwał sztyletem a drugą ręką trzymał za szyję spitego towarzysza. Ciemiężony pijak nie był w stanie mówić, toteż w swojej obronie wyrzucił z siebie kilka bełkotliwych dźwięków. Aris czuł, że za chwilę coś się stanie. Nie pomylił się. Ni z tego ni z owego, chudy mężczyzna rzucił się na kamrata obalając go na ziemię. Koścista ręka, w której trzymał sztylet powędrowała w górę, by za chwilę opaść ze zdwojoną siłą prosto na brzuch leżącego nieszczęśnika. Potem znowu i znowu. Aris zerwał się na równe nogi, a serce zaczęło mu bić znacznie szybciej. Stan po spożyciu natychmiast ustąpił i młodzieniec czuł się zupełnie trzeźwo. Towarzystwo zebrane wokół szalonego chudzielca, rozpierzchło się na boki. Reszta zebranych w gospodzie gości z zaciekawieniem i lekkim przestrachem obserwowała zajście. Potężny gospodarz wytrzeszczył oczy.
- Niech go szlag, suczego syna! – wykrzyknął i zbierał się przeskakiwać ladę, lecz wtedy powstrzymał go jego zakapturzony klient.
- Zajmę się tym – tylko tyle powiedział i ruszył w stronę rozdygotanego mordercy, który teraz siedział okrakiem nad trupem. Zakrwawione ostrze spoczywało obok, na podłodze. Nieboszczyk leżał w szkarłatnej kałuży z wytrzeszczonymi oczami. Młody skrytobójca bez słowa podszedł do zbrodniarza, który tępo gapił się przed siebie.
- Wstawaj – rzucił krótko Aris.
Jeden z pijanych współtowarzyszy chudego wystąpił na przód i zwrócił się szelmowsko do niechcianego przybysza:
- Zabieraj dupę od Potraka, albo dołączysz do tego tu – palcem wskazał ciepłego jeszcze trupa.
Młodzieniec zwrócił zakapturzoną twarz w kierunku pijaka.
- Lepiej będzie dla was wszystkich, jak sobie po prostu pójdziecie. Mam interes jedynie z… Potrakiem. Tak się nazywasz?
Chudy mężczyzna nie odpowiadał. Grożący Arisowi pijak niespodziewanie runął do przodu, prawie potykając się o własne nogi. Zamachnął się ręką z zamiarem wymierzenia natrętowi ciosu w szczękę, lecz tamten szybko schwycił ją oburącz i z całych sił pociągnął w dół. Pijak runął z przeraźliwym trzaskiem na podłogę. Chrupnęła kość. Napastnik leżał teraz ze złamaną kością przedramienia wijąc się z bólu i drąc w niebogłosy. Arisowi nie podobał się przebieg wydarzeń. W jego fachu nie było miejsca na darowanie czegokolwiek tym, którzy śmieli podnieść rękę. Taki był kodeks. Unikał starcia z tymi, którzy nie stanowili jego celu, jednak w momencie, gdy ktoś taki z nim zadarł, był zgubiony. „No pięknie” – pomyślał Zielonooki. – „Iście dyskretne rozwinięcie akcji”. Podniósł brutalnie chudego, łapiąc go za kościste ramie i cisnął nim przed siebie. Tamten przeleciał przez drewniany taboret i wylądował z powrotem na ziemi. Młodzieniec podszedł do niego powoli i wymierzył brutalnego kopniaka w brzuch. Pozostałe oprychy, nauczone przykładem kolegów, nawet nie zamierzały interweniować.
- Zamknij gospodę i nikogo nie wypuszczaj – krzyknął w stronę karczmarza skrytobójca, odwracając na chwilę głowę w kierunku lady.
- Co do stu czortów? – oburzył się tamten.
- Zrób to! – głos Arisa był zdecydowany i nie znosił sprzeciwu.
Łysy olbrzym chwycił pęk kluczy zawieszony na małym gwoździku nad ladą i posłusznie podszedł do drzwi wejściowych .
- Zamknięte.
- Dobrze, teraz zajmij czymś gości.
Mina gospodarza wyrażała zbulwersowanie, wściekłość i konfuzję jednocześnie. Nikt z zebranych w gospodzie nie wiedział co się tu dzieje, ale każdy jeden wiedział, że z tym osobnikiem w kapturze lepiej nie dyskutować. Demonstracja jego możliwości była wystarczająco mocnym argumentem.
- Kolejka dla wszystkich – wykrzyknął Aris. – Stawiam.
Obdarował wąsacza stanowczym spojrzeniem i ten posłusznie zaczął rozlewać piwo.
- Niech każdy zajmie się swoimi sprawami – rzucił młodzieniec i zwrócił twarz z powrotem w kierunku chudego oprycha. – Porozmawiamy.
Tamten trzymał się za brzuch i wyglądał jakby miał za chwilę zwymiotować.
- Reszta, won – głos Zielonookiego był spokojny.
Oprychy pozbierały z ziemi połamanego chojraka i odeszły do stolika na drugim końcu sali. Tam mężczyźni położyli towarzysza i próbowali nastawić mu kość, nieświadomi jej złamania, co skutkowało przeraźliwymi krzykami bólu i żałosnym zawodzeniem. Dopiero po jakimś czasie jeden z nich stwierdził, że nie chodzi tu o zwichnięcie, a o złamanie kości.
Aris uśmiechnął się złośliwie do chudzielca i przykucnął przed nim. Podniósł jego głowę do góry, chwytając za podbródek.
- Będziemy rozmawiali krótko – oznajmił. – Odpowiesz mi na pytania i sobie pójdę.
- Czego chcesz? – pijak był przerażony.
- Dlaczego zabiłeś tego tam? – palec wskazujący zakapturzonego mężczyzny skierowany był w stronę nieboszczyka z dziurą w brzuchu.
- Zabiłem bo się pokłóciliśmy – morderca ledwo wypowiadał słowa.
Aris uśmiechnął się pobłażliwie i powtórzył spokojnie
- Dlaczego go zabiłeś?
- Gadam przecie – oprych silił się na stanowczość.
- Posłuchaj, cherlaku. Wiem, że wasza banda jest przez kogoś opłacana. Dzięki temu komuś macie tyle brązu, żeby tu siedzieć i chlać bez przerwy. Ciągle siedzicie w gospodzie, nikt z was nie pracuje. Nie wmówisz mi, że zarobiliście te pieniądze.
Potrak spuścił głowę a jego oczy wędrowały od jednego punktu do drugiego. Aris zmarszczył brwi i ciągnął dalej:
- Kto wam płaci i czy to ma coś wspólnego z morderstwem, które popełniłeś?
Chudy milczał.
- Umówmy się – westchnął młodzieniec. – Za chwilę powiem ci dlaczego tutaj jestem. Wyjawię ci szczegóły mojego przybycia do tego miasta i wtedy będziesz musiał zginąć, bo poznasz mój sekret. Lepiej dla ciebie będzie, jeśli zaczniesz gadać szybciej niż ja. Wtedy ty zdradzisz mi swój sekret i wygrasz swoje życie.
- Opłaca nas Andre – wyrzucił z siebie przerażony mężczyzna.
- Nadworny mag lorda Hodana – rzekł niskim głosem Aris.
- Tak – odpowiedział mu szept.
- I to on kazał ci zabić współtowarzysza? – wypytywał młodzieniec. Wiedział, że teraz wyciągnie już z oprycha wszystko.
- Mówił, że potrzebuje nowych ciał do swoich eksperymentów. Że wygrzebywanie trupów z cmentarza jest zbyt ryzykowne i mało praktyczne bo ciała są nadgnite, a on potrzebuje świeżych. Byłem przerażony tym co mówi, wcześniej płacił nam za to, że siedzieliśmy w karczmie i słuchaliśmy plotek ludzi, którzy do niej przybywali. Wiedzieliśmy o każdym morderstwie, każdym napadzie, każdym roztrzaskanym wozie kupieckim na szlaku. Wtedy świeże ciała martwych trafiały wprost do niego. Ale potrzebował ich coraz więcej i właśnie wtedy zwrócił się do mnie z tym zadaniem.
- Miałeś zabić jednego z was pod pozorem sprzeczki – dokończył Aris.
- Tak brzmiało jego polecenie.
Zakapturzony mężczyzna przysunął sobie jedną ręką taboret i usiadł na nim. Przygarbił się i zaplótł ręce na piersiach.
- Co miałeś zrobić z ciałem? Przecież reszta bandy nie wiedziała o twoim układzie z magiem.
- Miałem mu je zanieść po zmierzchu. Mówił, że gdy już je zakopiemy i wrócimy do gospody, ja mam wyjść pod pretekstem złego samopoczucia i odkopać ciało.
- I co, miałeś tak po prostu pozostawić truchło pod siedzibą lorda? – ironizował przesłuchujący.
- Miałem wrzucić je do studni koło cmentarza. Andre miał się wtedy zjawić z drugą, większą częścią nagrody.
Aris uniósł brew.
- Czyli zapłacił ci z góry tylko częściowo?
- Tak, nic w tym nie widzę dziwnego. Musiał przecież się upewnić, że nie wezmę kasy i nie dam z nią nogi – chudzielec wzruszył ramionami.
Aris potrząsnął głową. Był pełen podziwu dla tego, jak łatwo jest manipulować prostymi ludźmi. Nie mógł uwierzyć za każdym razem, gdy słyszał podobną historię. Ktoś daje się wciągnąć w bagno tylko dlatego, że gdy usłyszy o zarobku, traci rezon i jest ślepy na podstęp.
- I sądzisz – młodzieniec ponownie zniżył głos. – Że taki szalony mag nie skorzystałby z możliwości pozyskania dwóch ciał w cenie jednego?
Usta Potraka otwarły się nadając twarzy tępy wyraz.
- Naprawdę nie pojmujesz? On chciał dyskretnie zdobyć dwa świeże ciała. Andre chciał cię zabić w momencie, gdy będziesz mu przekazywał ciało martwego kamrata.
Oczy mordercy dwukrotnie zwiększyły swój rozmiar a jego usta rozwarły się jeszcze szerzej.
- Co ja zrobiłem – zaczął zawodzić. – Biedny Gomrik. Ależ ja jestem głupi, że…
- Chyba trochę za późno na żałobę – brutalnie urwał Aris. – Nadal możesz odkupić swoją winę.
Oprych przechylił głowę i z ciekawością przyglądał się młodzieńcowi. Aris pogłaskał swoją bródkę z namaszczeniem, po czym spytał:
- Skąd Andre będzie wiedział, że wrzuciłeś ciało do studni?
- Przed wybiciem północy zacznie obserwować cmentarz ze swojej wierzy. Będzie mnie widział. W dzień prowadzi swoje eksperymenty w lochach pod zamkiem. Nigdy stamtąd nie wychodzi, póki świeci słońce.
Aris skinął głową.
- Jak głęboka jest ta studnia? – zapytał a na jego twarzy pojawił się zły uśmiech.

Księżyc górował w całej okazałości nad miastem. Cień, jaki rzucała na mur chuda postać, przypominał patykowatą szkaradę. Zgarbiony mężczyzna zrzucił z pleców wielki wór i powlókł go w kierunku studni, męcząc się przy tym i sapiąc głośno. Zatrzymał się w końcu i rozejrzał dookoła. Straże nie patrolowały tej części miasta, przy cmentarzu zawsze było spokojnie. Chudy chwycił worek od dołu obiema rękami i z wielkim trudem ustawił go na kamiennym murku, zabezpieczającym studnię. Na tle drzwi fortu ukazała się postać. Wysoka w czarnych szatach, z kapturem narzuconym na głowę. Chudzielec wziął kilka głębokich oddechów i popchnął wór, który zaczął spadać w dół. W momencie gdy spieszył bezlitośnie ziejącym otworem na spotkanie kamiennej posadzki, Aris wykonał jeden pewny ruch i za pomocą cięcia sztyletu wyswobodził się z worka. Nadal spadał, lecz swojemu ciału nadał taki lot by zahaczyć rękoma o ścianę otworu. Mocno odbił się rękoma od śliskiego kamienia i uderzył plecami w tylnią część wielkiej tuby studziennej. Znacznie zmniejszyło to prędkość spadania i teraz, skrytobójca miał już tylko kilka metrów do pokonania, zanim miękko spadł na podłogę.
Oprych trząsł się ze strachu i zimna. Wiedział co się zaraz wydarzy. Odziany w czarne szaty mężczyzna podniósł prawą dłoń. Jej wewnętrzna część była wymierzona w pierś nieszczęśnika.
- Chciałeś nagrody? – zimny głos rozwiał wszelkie nadzieje. – Ale chyba już wiesz co zaraz nastąpi.
Chudzielec przełknął ciężko ślinę.
Z dłoni maga wystrzeliła niebieska smuga, która wbiła się, nie wydając żadnego dźwięku w pierś oprycha i rozeszła bezszelestnie w jej wnętrzu. Martwe ciało padło bezwładnie tuż obok studni. Jeszcze dziś znajdzie się w podziemiach fortu, obok ciał innych nieszczęśników. Tam zostanie zbezczeszczone przez szalonego maga, który za nic miał sobie ludzkie życie i był gotów poświęcić niejedno na rzecz swoich plugawych eksperymentów. Gdyby nie anonimowe zlecenie na nadwornego maga z Aldvar, czarna magia mogłaby się niebezpiecznie rozpowszechnić na całą Pondarię. Andre był pierwszym nekromantą, który nie był pustelnikiem, czy banitą. Pracował potajemnie w piwnicach siedziby swojego lorda. Gdyby czarne praktyki, których się dopuszczał wyszły na jaw, zostałby natychmiast skazany na śmierć i najpewniej ścięty. By ratować krainę przed czarną magią, potrzebna była jeszcze ta jedna ofiara, nieszczęsny karczemny pijak, który zginął przez własną naiwność.
Dla Arisa było to idealne rozegranie, a po raz pierwszy odbiegł tak bardzo od założonego wcześniej planu . Nie wzbudził w nikim żadnych podejrzeń a jedyny człowiek, który wiedział o jego zamiarach, zginął w sposób, w jaki było mu to pisane. „Wybacz, głupcze” – pomyślał skrytobójca podnosząc się z kamiennej posadzki. Znajdował się teraz w podziemnym laboratorium nekromanty.
Było tu dość ciemno. Jedyne źródło światła stanowiły świece poustawiane na licznych stolikach i półkach. Prócz świec, znajdowały się na nich również ciała, na wpół zmielone, roztrzaskane, bez głów, to znów bez kończyn. Arisowi robiło się niedobrze gdy na nie patrzył. Zasłonił usta dłonią i ruszył w kierunku wyjścia. Stanął w drzwiach. Wiodły stąd do góry schody. Kamienne i bezładnie kręcone. Skrytobójca postanowił zaczaić się pod nimi, w małej komórce. Było tam całkowicie ciemno. Przykucnął pod ścianą i wyjął zza pasa swój sztylet. Drugą ręką sięgnął za pazuchę. Palcami wymacał obły przedmiot. Odkorkował małą buteleczkę i przechylił do góry dnem. Na ostrze sztyletu rozlała się bezbarwna i bezwonna ciecz.

Mężczyzna w czarnych szatach zszedł po spiralnych schodach, wlokąc za sobą ciało chudego nieszczęśnika. Barkiem pchnął drzwi i stanął w komnacie. Jego starcze ręce natychmiast puściły ubranie nieboszczyka, gdy dostrzegł na środku komnaty rozszarpany worek. Spodziewał się ciała. Odruchowo chciał obrócić głowę za siebie, ale nim zdążył to zrobić, szczupłe ramię oplotło jego szyję. Tuż pod brodą poczuł lekkie kłucie. Mag wytrzeszczył w przerażeniu oczy i jęknął bezradnie.
- Długo zastanawiałem się, jakie powinno być ostatnie zdanie, które usłyszy nekromanta – przy prawym uchu starca rozległ się zimny szept. – Zdecydowałem się na…
W tym momencie kłucie zamieniło się w ból. Ostrze powoli, lecz płynnie wtapiało się w miękkie gardło, pstrząc się przy tym szkarłatnymi plamkami. Skrytobójca poczuł jak po jego ręce spływa ciepły sok życia.
- Witaj w domu – dokończył, a na jego twarzy malował się chory uśmiech.
Odpowiedz
#2
Cytat: się regał obstawiony imponującą kolekcją
zastawiony chyba lepiej, bo tamto się z obstawą kojarzy

Cytat: Na drewnianym stoliku leżała biała jak śnieg, ludzka czaszka.
chyba zbędny przecinek

Cytat: czaszkę wypełnioną bliżej nieokreśloną
czaszkę czy czarkę?

Cytat: Byłby tak pewnie rozmyślał aż do rana
pewnie na początku zdania mi brzmi lepiej, ale to mi Tongue

Cytat: Byłby tak pewnie rozmyślał aż do rana, gdyby nie wyrwało go z tej zadumy skrzypienie drzwi.

Pewnie byłby tak rozmyślał do rana, gdyby z zadumy nie wyrwało go skrzypienie drzwi. Jakoś mi lepiej brzmi, Twój szyk jest dziwny, chociaż w sumie mój też może być
Cytat: nawet nie zadawał sobie trudu[,] by obrócić się za siebie.


Cytat: Widocznie wiedział[,] kogo mógł się spodziewać w swoim pokoju późnym wieczorem. 


Cytat: - Witaj Edmundzie – przywitał gościa ze spokojem w głosie.
bezpośrednie zwroty do kogoś wydzielamy przecinkiem

Cytat: z klasą balansującą na granicy z przekąsem. 
klasa z przekąsem? i dziwnie to brzmi

Cytat: Szczupła sylwetka wyprostowała się w taborecie i w świetle świecy dało się nieco dokładniej dostrzec twarz młodego człowieka. 
eeee, świeczka stała na stole, przy którym siedział, potem się odwrócił w stronę drzwi (świeczka za plecami) i wtedy w blasku świecy dało się jego twarz dostrzec? No nie bardzo

Cytat: Jego gęste, czarne brwi uniesione były teraz w wyrazie zaciekawienia.
mi się zaciekawienie kojarzy bardziej ze zmrużeniem oczu i patrzeniem w rozmówce ze skupieniem, ale nie wiem, w ogóle wcześniej pisałeś, że się zaciekawił bo się obrócił, a teraz takie powtórzenie, chyba zbędne

Cytat: Niedługa, czarna bródka mierzwiona była nieustannie chudymi palcami.
poprzestawiaj szyk, chyba że rzeczywiście chodzi o nieustannie chude palce

Cytat: Był to jedyny gest, który w jakikolwiek sposób zdradzał wewnętrzny stan mężczyzny. W głębi duszy był podniecony.
kolejny dziwny gest, dla mnie mierzwienie brody znaczy raczej zadumę niż podniecenie

Cytat: - Nadwornego maga z Aldvar, który zaczął się interesować czarną magią – starzec podszedł do stolika i podał siedzącemu przy nim mężczyźnie, zwinięty w rurkę kawałek papieru. – Tutaj znajdziesz wszelkie szczegóły.
- Czarna magia – szepnął młodzieniec otwierając zwitek.
lepiej jak zrobić, że zszedł na ciemną stronę, będzie to zrozumiałe, a drugą kwestię zostawisz, wtedy unikniesz powtórzenia, a i pierwszy dialog będzie lepiej wyglądał

Cytat: - Nie możemy dopuścić[,] by jego plugawe badania pogrzebały niewinnych. Szala przechyliłaby się wtedy na mroczną stronę zbyt mocno.
Jaka szala? Nic nie wyjaśniasz czy tam jest bitwa magów złych i dobrych i jeden z dobrych przechodzi do złych czy coś, więc póki co usuń to stwierdzenie (całe zdanie o szali)

Cytat: I z tego, skalany krwią wielu skrytobójca, doskonale sobie zdawał sprawę.
że wielu zabił? Trochę znowu szyk Ci szwankuje, ułóż to jakoś zgrabniej, żeby było wiadomo, o co chodzi

Cytat: Tym bardziej, że bractwo miało wielu zaprzysiężonych wrogów, którym
zbyt blisko siebie te bractwa, znajdź jakiś zamiennik

Cytat: Jego bródka wymiętolona była już tak 
wymiętolona to niezbyt ładne słowo

Cytat: ciągnął stojący mężczyzna[,] a jego ręce skrzyżowały się na piersiach.


Cytat: nonszalancko rzucił Zielonooki wciąż spoglądając w pustkę przed siebie.
nie wiem czy jest potrzeba pisania tego z wielkiej litery

Cytat:  Na zewnątrz było jeszcze szaro i z małego okienka komnaty dało się dostrzec, że pada.
średnio mi brzmi to zdanie

Cytat:  Zwłaszcza[,] gdy miał nad czym rozmyślać, jak choćby nad nowym zadaniem do wykonania.

zdanie kursywą jest zbędne
Cytat:


Cytat: Plan sam układał mu się w głowie. Pozostali członkowie bractwa często byli pod wrażeniem jego talentu taktycznego. Zazwyczaj plan był niezawodny i nie było potrzeby jego przekształcania
powtarzasz plan

Cytat: Zdolność ową posiadał Aris prawie od początku swojej skrytobójczej kariery, kiedy więc się wykształciła – nie miał pojęcia nawet on sam.
no to wykształciła się na początku, czemu nie ma pojęcia?Big Grin znowu szyk jest dziwny

Cytat: było do miasta jakieś pół dnia podróży konnej w kierunku północy.
północnym

Cytat: Młodzieniec tłukł się mozolnie przez
tłukł się? Z kim się tak tłukł. Średnio to pasuje do jazdy konnej, inna sprawa, że nie wspominasz czy on jedzie na tym koniu, powiedziałeś tylko jak daleko ma do miasta

Cytat: Jego lekki skórzany kaftan nie wyróżniał go wśród innych podróżników
spośród zamiast wśród

Cytat: Po drugie, całkiem dobrze chronił tors i brzuch przed urazami mechanicznymi. W końcu, był lekki i nie krępował ruchów, dzięki czemu człowiek nie męczył się podczas biegu i nie odczuwał dyskomfortu w czasie wykonywania akrobacji.
e, tu coś pokręciłeś, napisz, że był wygodny czy coś, nie obcierał, a nie nie powodował urazów mechanicznych, bo te to raczej dźgnięcie noże, czy coś takiego. A i w ogóle, gdzie jest po trzecie?

Cytat: Gdy w końcu brama miasta zamajaczyła w oddali, Aris uśmiechnął
od nowego akapitu to daj, zmieniasz myśl

Cytat:  Z konia zszedł młodzieniec powoli i ociężale, choć gdyby tylko chciał,
co to znowu za szyk?!

Cytat: - Podróżuję i szukam odpoczynku w gospodzie – zwrócił się zakapturzony mężczyzna do straży. – Czym się zajmuję, to już mój interes.
Aris rozpoczął już swoją grę. Starał się wprowadzić strażników w błędne myślenie, jakoby był kapłanem starych bogów, których czczenie zostało zabronione przez cesarza Hulliusa. Osłabienie czujności milicji, lub raczej skierowanie jej w inną stronę, było kluczowym zabiegiem według szkoleń bractwa.
Dziwna ta gra, miał zachować pozory, jakoby jest zwykłym kolesiem, a tymczasem bezczelnie chce im dać do zrozumienia, że łamie prawo czcząc zakazanych bogów? Rozumiem, że planuje dostanie się do więzienia? Bo widocznie liczy na zamknięcie

Cytat: - Lord Hodan dba o dobre stosunki z głową cesarstwa, pielgrzymie – dobrze zbudowany stróż chwycił haczyk. – Schronienia nikt ci nie broni szukać w naszym mieście, ale zacznij kłapać gębą o starych bogach[,] a szybko stąd wylecisz.
A tak do kapłaństwa wracając, jeśli już uparł się na tego mnicha, to chyba jego ubranie jednak średnio pasuje do tej roli...

Cytat: - Właź – zachrypiał, po czym wepchnął przybysza za plecy do środka.
wepchnął za plecy? Swoje rozumiem, tak że miał go z tyłu? Za plecy jest zbędne

Cytat: - Witam[,] dobrego podróżnika – przywitał Arisa młody blondyn.

zwraca się do kogoś
Cytat:  Ja za niego[,] a on za mnie kark nadstawia.
spoko, koń bardzo bitewnym zwierzęciem jest

Cytat: Zielonooki poczuł, że jego żołądek zaczyna płatać mu figle. Z trudem powstrzymał się przed zwymiotowaniem i podszedł do lady, za którą stał wielki wąsaty mężczyzna.
od samych zapachów alkoholi mu się niedobrze robi? A zarzynając wrogów już nie? No ok

Cytat: krzyknął przybysz[,] starając się przebić przez gwar panujący w gospodzie.


Cytat: wykrzyknął barczysty karczmarz stawiając piwo tak mocno, że kilka kropel wystrzeliło w powietrze i zginęło gdzieś na podłodze.
zastanawia mnie moc tego uderzenia, bo kilka kropel to niezbyt dużo, a tak mocno wskazuje bardziej na rozlanie połowy kufla

Cytat: Była tam cała śmietanka z najgorszych dzielnic, jak wnioskował po wyglądzie i zachowaniu. Przy jednym ze stołów siedziała banda,[zbędny przecinek] pijanych jak stodoła oprychów.
same draby w karczmie, więc raczej nie jest ona najwyższych lotów, a barman taki grzeczny, że aż proszę zna?

Cytat: bełkotać i energicznie, acz niezdarnie[,] wymachiwać krótkim ostrzem. 


Cytat: Najpewniej wygrażał się któremuś z towarzyszy.
te wstawki są świetne, takie spostrzegawcze i w ogóle...

Cytat: Zakapturzony gość z lekkim uśmiechem przyglądał się zajściu[,] czekając, aż nietrzeźwy jegomość 


Cytat: Spuścił go na chwilę z oczu[,] by sięgnąć po swój kufel


Cytat: - Mam tutaj nie tylko doskonałe piwo – zachichotał olbrzym. – Ale też nieco mocniejsze trunki. Uniósł brodę w wyrazie dumy i teatralnym gestem wytarł nos pięścią.
trochę mi nie pasuje zachowanie tego karczmarza, w lokalu ma samych meneli, a uradowany, miły i w ogóle...

Nie chce mi się tego czytać. Oryginalności zero, a za to za dużo czasu spędzonego przy Skyrimie. Miesza Ci się szyk, gubisz przecinki, logiczne błędy się wkradają. Historia jak milion innych. A do tego mało wiarygodni bohaterowie. Jest średnio

3.5/10

Pozdrawiam
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#3
Dzięki za krytykę ale:

Cytat:Oryginalności zero, a za to za dużo czasu spędzonego przy Skyrimie.

Z takimi osądami radzę ostrożniej, bo niektórzy mogą się obrazić. Wink Ja do obrażalskich nie należę, jednak trzeba uważać. Równo pięć lat temu przy okazji jednego z opowiadań zarzucono mi, że styl, klimat i pomysły 'kradnę' od R.A. Salvatore. Było to o tyle ciekawe, że wówczas nie miałem nawet styczności z twórczością tego pana, a zapoznałem się z nią dopiergo, gdy mi zarzucono kopiowanie jego pomysłów.

Cytat:Miesza Ci się szyk

Tak jak i każdemu pisarzowi, otwórz parę różnych książek. Szyk (o ile nie jest to oczywisty błąd składniowy) jest kwestią indywidualną i jedynie nauczyciela języka polskiego (z całym szacunkiem) stać na kaprys w rodzaju czerwonego napisu pod opowiadaniem w zeszycie, który głosi: 'zły szyk!'

Cytat:gubisz przecinki

Aaaach, niestety często tak jest. Pracuję nad tym.

Cytat:logiczne błędy się wkradają.

Te, które wyliczyłeś, typu 'uniesienie brwi nie może być oznaką zaciekawienia' są dyskusyjne. Czyli uśmiech służy tylko do wryażania radości? Nie wydaje mi się, panie kolego Wink Uśmiech może być też np. zły, smutny, szelmowski, złowrgoi itd. Byłbym ostrożniejszy z takimi 'oczywistościami'.

Cytat:Historia jak milion innych.

Może. Ale nauczyło mnie to jednego. Nie pisać z planem. Pierwsze moje opowiadanie napisane według wcześniej przygotowanego planu. Każdy ma swoją metodę i muszę przyznać, że do mnie planowanie nie pasuje. Plan - ok, ale jedynie w głowie. Miliony notatek, szczegółowe opracowania - nie.

Niemniej dziękuję za krytykę (i trochę czepialstwa, które jak mniemam wynika z konieczności pokazania swojego talentu krytycznego).
Odpowiedz
#4
Cytat:Te, które wyliczyłeś, typu 'uniesienie brwi nie może być oznaką zaciekawienia' są dyskusyjne. Czyli uśmiech służy tylko do wryażania radości? Nie wydaje mi się, panie kolego Uśmiech może być też np. zły, smutny, szelmowski, złowrgoi itd. Byłbym ostrożniejszy z takimi 'oczywistościami'.

Och, och, trochę mi tu cwaniactwem zawiało. Akurat przykład z uśmiechem jest mało trafny, bo tak jak napisałeś, może wyrażać różne rzeczy, ale przytoczone przeze mnie wcześniej są raczej mało dyskusyjne. " Możemy na przykład twarzą wyrazić znak zapytania (uniesienie obu brwi)", masz z wikipedii. Do mierzwienia bródki chyba nie trzeba tłumaczenia, byle kogo zapytaj czy z tego rodzaju ruchem związał by podniecenie...
I to nie były jedyne błędy.

A co ma historia jak milion innych do pisania z planem? Ja też nie piszę wg planu, ale powielanie jakiegoś pomysłu a tworzenie własnego raczej nie ma z tym związku. Ja też mam tylko ogólny zarys historii w głowie i na bieżąco wymyślam, ale wybacz, jak widzę skrytobójcę, dawnych bogów, jarla i nadwornego maga, to pierwsze skojarzenie to skyrim i chyba nikt nie zaprzeczy.


I nie, nie miałem zamiaru pokazywać talentu krytykowania, nawet nie wiem, czy takowy mam, ale ok.

Pozdrawiam
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#5
Cytat:Och, och, trochę mi tu cwaniactwem zawiało.

I tym samym zawiało mnie, gdy czytałem Twoją krytykę, wybacz.

Cytat:masz z wikipedii.

Ach jak z wikipedii, to "sorry"!

Cytat:Do mierzwienia bródki chyba nie trzeba tłumaczenia, byle kogo zapytaj czy z tego rodzaju ruchem związał by podniecenie...

Podniecenie, drogi hanielu (mogę tak się do Ciebie zwracać?) wyrażają najczęściej różne tiki nerwowe. Jak jestem podekscytowany, to osobiście mierzwię swoją bródkę (dokładnie jak bohater Kronik Ostrzy) i nie chodzi mi o podniecenie seksualne. Chodzi o ekscytację, a uwierz, że ile ludzi, tyle sposobów na wyrażenie ekscytacji/podniecenia. Niestety (choć dla mnie jak najbardziej stety!) literatura to nie matematyka. Zastanawiając się jak bohater reaguje w danej sytuacji, jak wyraża swoje odczucia, należy zaglądać nie do słownika, a rozejrzeć się dookoła i poobserwować ludzi. Jako pisarz wolałbym odtwarzać rzeczywistość (lub chociaż rzeczywiste zachowania), aniżeli powielać schematy typu: uniesienie brwi = zdziwienie. Zawsze. Nie, to nie dla mnie. Chcesz to zrobię zdjęcie własnej facjaty i udowodnię Ci, że unosząc brwi można wyrazić zainteresowanie. Nie wiem tylko, czy przeżyjesz ten widok Wink

Cytat:A co ma historia jak milion innych do pisania z planem?

A choćby to, że planowanie na tyle mnie skrępowało, że nie podołałem zadaniu, by ją jakoś ciekawie i niebanalnie przemycić. Nie rozumiem oczywistego zdziwienia brakiem związku, a wręcz uważam, że jest udawane.

Cytat:Ja też nie piszę wg planu

Piąteczka Smile

Cytat:Ja też mam tylko ogólny zarys historii w głowie i na bieżąco wymyślam


Ach, to jest to! Cała magia pisania, po co ją sobie zabierać jakimiś tam planami.

Cytat:ale wybacz, jak widzę

Cytat:skrytobójcę

Skrytobójcy nie zobaczysz, to on widzi Ciebie Wink

A poważnie, skrytobójca to motyw ze Skyrim? To motyw z każdej gry rpg jeśli mamy się już czepiać. Czy istnieje rpg, w którym nie można grać jako złodziej, skrytobójca? A, że Skyrim jest na czasie, postanowiłeś mi zarzucić 'zwalanie' właśnie z tej gry? :/

Cytat:dawnych bogów

Ach, tak. Doskonale wiem o co Ci chodzi. O zakazany kult Talosa. Wiem doskonale, bo to jedyny motyw, który świadomie zaczerpnąłem z tej gry.

Cytat:jarla

W tym opowiadaniu chodzi o lorda, jarl występuję w innym. Ale tak, tutaj jarlowie są napomknięci jako potężni możnowładcy. Jeśli o nich chodzi (jak i z resztą o moje nordyckie zamiłowania), to winnym jest tylko i wyłącznie mój guru, Marcin Mortka. Żaden Skyrim. Ja byłem nordyckim wojownikiem, jeszcze jak Skyrim robił w pieluchy :F

Cytat:nadwornego maga

Merlin też był nadwornym magiem. Autorzy legend arturiańskich na pewno grali w heroes of might and magic 0.25. Błagam.

Cytat:to pierwsze skojarzenie to skyrim

Twoje skojarzenie. I to ja za dużo przesiedziałem przed Skyrim? Wiesz, to tak jak z tymi ludźmi, którzy we wszystkim widzą podtekst seksualny. Ty mówisz banan, gość słyszy penis, mówisz wkładać, jemu świecą się oczy... Sęk w tym, że to nie Ty jesteś zboczony, to jemu wszystko kojarzy się z seksem. Wiem, że przykład wyolbrzymiony ale sytuacja podobna, tylko skala problemu mniejsza ;P

Teraz będziemy tu pewnie tak sobie bezsensownie dyskutowali i pokazywali kto jest mądrzejszy bo tak to zazwyczaj się kończy, chcę jednak byś wiedział, że nie to mam na celu. Po prostu bronię swego wtedy, gdy uważam, że mam rację. Gdy wiem, że krytyka była od góry do dołu słuszna - zawsze przyjmuję ją z pokorą.

Pozdrawiam również.





Odpowiedz
#6
Dobrze, nie będziemy się dyskutowali Smile Co do zdziwienia, pytałem nawet współlokatorów, potwierdzili moją wersję, to tak tylko powiem.

Jeśli z tymi brwiami od biedy mogę się zgodzić, to od bródki nie odstąpię Smile I no jakimś cudem wiedziałem, że chodzi o ekscytację :>

Tak, Skyrim jest akurat na topie, dobrze zauważyłeś, stąd też mój zarzut. Jeśli jest tak jak mówisz, to po prostu tak się zgrało w czasie, że wygląda jak zrzynanie z tejże gry Wink Ale to nie zmienia faktu, że zlecenia zabójstwa w świecie fantasy to nic nowego.

No ale ok, jeśli usunąć czynnik zwalania ze Skyrima, to ocenę mógłbym podnieść o jakiś punkt czy półtora, bo i tak masz wiele błędów Wink

Pozdrawiam, no i zapraszam do swojego Poza życiem, tam Ty się będziesz mógł poczepiać Big Grin
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości