Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kroniki Karadii : Ucieczka maga
#1
Pierwsze z opowiadań z serii Kroniki Karadii


Rozdział 1

Tawerna była pełna ludzi. W karczmie krzeseł było wiele, a mimo to parę osób
i tak musiało stać. Przy stole w kącie kilku myśliwych piło gin i piwo zawzięcie o czymś
dyskutując. Jakiś farmer grał na lutni, a jego kolega walczył z paroma mężczyznami w
konkursie picia. Przy jednym ze stołów siedział wędrowny rycerz - członek zakonu
rycerskiego, który niósł Słowo Iolara do odległych miejsc. Nie byli zbyt zorganizowani -
najczęściej podróżowali w grupach po 2-3 ludzi, albo samemu - co nie zmieniało faktu, że
byli świetnymi wojownikami. Rycerz kończył posiłek i najprawdopodobniej zamierzał
wkrótce udać ię na spoczynek. Krótko mówiąc - sielanka. Ale tylko na pierwszy rzut oka.
Drugi zwróciłby uwagę na takie szczegóły jak na przykład to, że rycerz cały czas trzymał
ręke na mieczu, na to że przy wejściu cały czas stało dwóch najemników, wyraźnie
pochłoniętych obserwowaniem nocnych ciemności za drzwiami. Trzeci rzut oka dostarczał
kolejnych informacji : drzwi były ciężkie, stalowe z potężnymi zamkami, zawiasami i ciężką
stalową zasuwą. Jakby było tego mało, ściany i sufit wykonano ze specjalnego częściowo
ognioodpornego drewna. Wprawne oko dojrzałoby też to, że drewno ma lekko zielony
połysk - co wskazywało na pokrycie go specjalnym, produkowanym wyłącznie przez
jeden klan krasnoludzkich kowali ognioodpornym olejem. Był to bardzo drogi olej - jedna
butelka potrzebna do pokrycia dwóch desek kosztowała około 15 złotych veldów (monety
używanej przez królestwo Menorii), czyli równowartość 5 desek z najlepszego drewna.
Co zmusiło właściciela do takiego wydatku ? Być może to, że ze wzgórza na którym
znajdowała się oberża w pogodny dzień widać było Telmonę - rzekę/granicę oddzielającą
Północną Karadię, zamieszkaną przez krasnoludy, elfy i dwa ludzkie królestwa : Menorię i
wyspiarskie państwo piratów o nazwie Khor, od południowej części kontynentu - niegdyś
część Menorii, teraz rozległe pustkowię pełne nieumarłych, demonów, a nawet jeszcze
gorszych stworów. Wszystkie one służyły Barachowi, nazywanego też Złym. Nikt nie wie
skąd przybył, ale od 4500 lat nieustannie odbierał imperium krainę po krainie. Pochód ten
powstrzymał 250 lat temu król Arahnk I, budując na na połnocnym brzegu Telmony linię
twierdz granicznych. Obecnie imperium włada Arahnk IV, a twierdze wciąż chronią
południową granicę państwa, która jednak nie jest szczelna. Często grupki nieumarłych
przekraczały rzekę, plądrując i zabijając każdego, kto wszedł im w drogę. Od czasu do czasu ,
zwłaszcza, gdy rzekę pokrywała gęsta pokrywa lodu, jak teraz, rzekę przekraczały o wiele
gorsze stwory. Tak było i teraz.
- To nie był wilk !
- Taaa, a co ? Wielki wilk ? - pozostali myśliwi zaśmiali się, słysząc te słowa.
- Widziałem to coś ! Usłyszałem wrzask Tomika i pobiegłem w jego kierunku. Zobaczyłem
coś jakby cień, wysokości 2-3 metrów. Rozejrzało się, zobaczyło mnie i uciekło do lasu.
Gdyby myśliwi rozglądali się po tawernie, zobaczyliby, że rycerz bacznie im się przygląda
i słucha ich rozmowy.
- Marko, może jeszcze powiesz, że go pokonałeś ?! To był wilk ! Zaskoczył Tomika i go
zabił. Zdarza się, to ciężka i niebezpieczna robota.
- Oczywiście, to zwykły wilk urwał mu głowę, rozerwał brzuch i odgryzł nogę.
- Może jakiś duży wilk.
- A ja twierdzę, że to coś z... no wiecie, drugiego brzegu.
Przy stole zapadła cisza. Wszyscy wyglądali na zmieszanych i wystraszonych zarazem.
-Zamknij się.
- Kiedy to ...
- Zjeżdżaj stąd, Marko.
-Niech wam będzie.
Marko wstał, po czym opuścił karczmę, po drodze płacąc za wypite piwo. Wyszedł w mrok
nocy.


***
Wędrowny rycerz wstał i ruszył za myśliwym.


Rozdział 2

Zimowe powietrze było cudownie chłodne. Marko odetchnął głęboko. Mimo tego, że
miał na sobie skórzaną kurtkę, było mu trochę zimno.
- Dobra, do najbliższej osady są jakieś dwie godziny, a do najbliższej tawerny ze trzy. -
pomyślał myśliwy - muszę się pośpieszyć, bo zamarznę.
Marko wyjął mapę i zaczął ją przeglądać. Najbliższą osadą, było Redman, położone na
północny-zachód od tawerny.
- Hej ty, myśliwy .
Marko obrócił się, jednocześnie odruchowo chwytając broń. W jego kierunku szedł rycerz, który
wcześniej przysłuchiwał się rozmowie myśliwych w tawernie.
- O co chodzi, panie ? - zgodnie z obowiązującymi w Menorii rycerzy należało tytułować
“panami” .
- Darujmy sobie te ceregiele. Jestem Renor. I mam do ciebie pewną sprawę.
- O co chodzi... Renorze.
- Nie tutaj... zbyt wiele uszu może nas tu usłyszeć. Twoi koledzy spili się do nieprzytomności.
Chodźmy do środka.
- Dobrze, rycerzu Renorze.
- Mówiłem, bez tytułów. Nie ma na nie czasu.
Obaj mężczyźni weszli do środka. Tak jak mówił Renor - pozostali myśliwi leżeli na, obok i pod
stołem. Obok stał karczmarz i najwyraźniej zastanawiał się, jak przenieść ich do wynajętych
pokojów. Renor poprowadził myśliwego, do zbudowanego w każdej gospodzie specjalnego
pomieszczenia, dla podróżujących rycerzy, szlachciców i królewskich posłańców. Każdy z
nich miał specjalny, uniwersalny klucz, pasujący do każdego z takich pomieszczeń. Zamki
były magicznie zaklęte, co uniemożliwiało otwarcie zamku wytrychem i podrobienie klucza.
Renor przekręcił klucz w zamku, po czym popchnął drzwi i wszedł do środka. Marko stanął
w drzwiach, nie wiedząc czy może wejść. Renor to zauważył.
- Wejdź i zamknij drzwi na klucz.
Marko zrobił, co mu kazano.Odgłosy zabawy na zewnątrz ucichły. Ściany pomieszczenia
były dźwiękoszczelne. Sam pokój był bardzo ładnie urządzony. W niewielkim kominku palił
się ogień. Na podłodze znajdował się dywan. Oprócz niego (i kominka) w pokoju
znajdowało się także niewielkie łóżko, stół, parę krzeseł, regał z paroma książkami i szafka
wyglądająca, jakby zbudowano ją z samych szuflad. Rycerz usiadł na krześle. Kolczuga
podszyta futrem, jaką miał na sobie, zachrzęściła głośno. Gestem wskazał myśliwemu, by
zrobił to samo (usiadł, a nie zachrzęścił - przyp. autora).
- Więc o co chodzi, panie ?
Rycerz jęknął i pacnął i pacnął się ręką w czoło.
- Ile można mówić, nie jestem żaden “pan”.
- To dość dziwne podejście rycerzy do tzw. “ niższych klas społecznych”.
- Niestety.... Jednak jak widzisz, nie wszyscy rycerze są tacy. Niektórzy wychodzą z założenia,
że gdyby zrównać klasy społeczne i oprócz mieszczan, wyszkolić również wieśniaków,
farmerów i myśliwych i włączyć ich do armii, to zamiast dwudziestu tysięcy żołnierzy,
moglibyśmy wystawić nawet pięćdziesiąt tysięcy, jak nie więcej. I szansę na zwycięstwo w
wojnie z Barachem albo orkami by się zwiększyły.
- Mądre podejście.
- Ale nie dla króla i starych rodów. Do niektórych nie dociera, że herbami nie pokonasz orka,
ani nieumarłego.
- Eeeee, miałeś do mnie jakąś sprawę...
- Ano, rzeczywiście. Dobrze znasz okolicę, prawda ?
- Poluję w tej okolicy od pięciu lat.
- Pięciu ? Niezły wynik . Większość ucieka po paru miesiącach, albo umiera.
- Dziękuje.
- Wracając do tematu. Widzisz, naszym królewskim znajomym z Linrond coś zniknęło. Coś,
a dokładnie ktoś coś zabrał i dał nogę. Najprawdopodobniej złodziej będzie chciał się
przedostać na południowy brzeg.
- Południowy ?
- Dobrze słyszałeś. Niestety, nie mogę ci powiedzieć, ani kim jest złodziej, ani co ukradł.
Sprawa króla.
- Rozumiem.
- Nie chodzi o to, że jesteś, jakby to niektórzy rycerze powiedzieli “niższą klasą społeczną”,
ale otrzymałem zakaz podawania jakichkolwiek informacji, pod karą śmierci. Rozumiesz ?
- Tak, ale czemu po prostu nie rozstawicie żołnierzy wzdłuż Telmony ?
- Powiedzmy, że kradzież została utajniona. Gdyby wyszło to na jaw, parę wysokich rangą
urzędników królewskich mogłoby stracić głowę. Dosłownie.
- “Nieruszalność” urzędników królewskich jest wręcz przysłowiowa, więc musi być
naprawdę źle.
- Powiedzmy... - powiedział rycerz, po czym dodał w myślach - chłopcze, jest nawet gorzej
niż potrafisz sobie wyobrazić w najgorszych koszmarach...
- Czy mogę chociaż wiedzieć, gdzie i kiedy dokonano kradzieży ?
- Nie zabroniono nam podawania tej informacji. Miesiąc temu, w okolicy Lindon.
- Czyli, jeśli się nie mylę, o tym mniej więcej czasie powinien już tu być.
- Dlatego tu jestem. Gdzie w tej okolicy można przekroczyć rzekę ?
- Parę minut drogi stąd. W innych miejscach lód nie utrzyma człowieka.
- Rozumiem. Chodźmy tam natychmiast.
- Ale..
- Nie bój się, zostaniesz sowicie wynagrodzony.
- No dobra. Mam nadzieję że nie będe tego żałował.
- Poczekaj na mnie na zewnątrz. Muszę jeszcze coś zrobić.
- Rozumiem - powiedział Marko i opuścił pokój. Rycerz klęknął na ziemi i sięgnął umysłem do
swojego przełożonego w stolicy Menorii.
- Jakieś wieści Leonarze ?
- Za chwilę ruszam wraz z miejscowym myśliwym do jedynego miejsca w okolicy, gdzie można
przedostać się przez Telmonę. A masz jakieś wieści dla mnie ?
- Mam. Ale ci się nie spodobają.
- Szlag, tego się właśnie obawiałem. Co się stało ?
- On jest blisko. Może być już na rzece, albo w odległości maksymalnie dwóch godzin od
niej.
- Skąd pewność że już nie jest na południowym brzegu ?
- Bo wtedy wszyscy bylibyśmy już martwi.
- Racja. Jak tam grupa pościgowa ?
- Niestety go dogoniła
- I ?
- A jak myślisz ? Pięciu magów nie żyje, dwóch w stanie krytycznym, pozostali mocno
poranieni.
- Sytuacja staje się gorsza z minuty na minutę.
- To nie wszystko
- Co jeszcze ?
- Niedaleko Vordhon trafił na pięcioosobową grupę rycerzy. Zabił ich i wskrzesił.
Teraz służą mu za gwardię przyboczną.
- Szlag by to ! Z nim samym dałbym sobie radę, ale z nim i pięcioma rycerzami nie mam szans.
Gdzie są nasi najbliżsi bracia ?
- Za daleko. Jesteś ostatnią szansą Menorii. Zabij Vriziela, albo wraz z nadchodzącym dniem
Menoria upadnie!
- Rozumiem. Zrobię co w mojej mocy.
- Wiem o tym Leonarze.
Połączenie zostało przerwane. Renor, zwany też Leonarem wstał i wraz z myśliwym opuścił
gospodę.


Rozdział 3

Nie doszli daleko.
- Ktoś niedawno tędy szedł. - powiedział Marko.
Rycerz spojrzał na bruzdy w śniegu wskazywane przez myśliwego.
- Nie znam się na tropieniu. Co mi o nich powiesz ?
- Porównaj te bruzdy, z tymi które zostawiają twoje wzmacniane stalą buty rycerskie.
Rycerz obejrzał je dokładnie.
- Takie same. Ilu z nich miało takie buty ?
- Trudno powiedzieć. Ślady są z lekka przysypane padającym śniegiem. Od czterech, do sześciu.
Sądząc po tych smugach, jeden z nich miał na sobie szatę.
- To nasi uciekinierzy.
- Przed chwilą jeden, a teraz pięciu. O co tu do cholery chodzi ?
- Nie mogę powiedzieć.
- Szata, czyli jak sądze mag. Próbujesz go dopaść. Nie jesteś rycezem. Jesteś członkiem bractwa
Kruka.
Po chwili ciszy rycerz odpowiedział.
- Naprawdę, jesteś inteligentny. Masz rację. Jestem jednym z Kruków.
Bractwo Kruków, było legendarną organizacją zabójców, mających jakoby działać dla
króla Menorii. Eliminowali tylko tych, którzy byli dla królestwa zagrożeniem. Wedle legendy,
stworzył ich jeden z towarzyszy Falona - założyciela Menorii. Wedle innej legendy, to
oni stali za zasztyletowaniem Lorda Sevcorala, kończąc w ten sposób wojnę domową po śmierci
Falona, toczoną pomiędzy kontrolowaną przez Lorda Sevcorala północą, a władanym przez
syna Falona, Tahdara, południem. Wszyscy opowiadali o nich legendy, ale nikt nigdy żadnego
z nich nie widział.
- I naprawdę nazywam się Leonar.
- No to teraz mnie zaskoczyłeś. Koniec kłamstw. Kogo ścigamy ?
- Jak już znasz moją tożsamość, to zgodnie z prawem naszego bractwa muszę ci podać
też dodatkowe informacje, albo zabić. Wybieram to pierwsze.
- I całe szczęście... więc ?
- Ścigamy Vriziela.
Marko wytrzeszczył ze zdziwienia oczy.
- TEGO VRIZIELA ?!
- Nie drzyj się. Tak, tego Vriziela. Arcymaga i najpotężniejszego maga w Menorii. Ukradł
pewien artefakt, który nie może opuścić Menorii. Rozumiesz ?
- Tak. I chociaż mam złe przeczucia... ruszajmy.
Ruszyli biegiem ścieżką w kierunku przejścia przez rzekę.

*************


Ślady wiodły drogą poprzez gęsty, sosnowy las. Biegli tak szybko jak mogli. Nagle Marko się
zatrzymał i zadał pytanie, które go nurtowało.
- Jak zamierzasz pokonać maga tak potężnego jak Vriziel ?
- Nie ja, lecz ty.
- CO !?
- Słyszałeś. Weź to - Leonar podał myśliwemu kilka strzał zakończonych lekko świecącymi się
grotami.
- Wykonano je z pewnego rzadkiego metalu i wzmocniono wieloma zaklęciami. Wystarczy jedno
trafienie. Rozumiesz ?
- Tak. A ty co będziez robił ?
- Zajmę się jego ochroniarzami. To gdzie jest to miejsce ?
- Zaraz za tymi drzewami. Bądźmy got...
- PADNIJ !!!
Myśliwy posłuchał. Padł na ziemię i tuż nad jego głową przeleciał bełt. Minął stojącego obok
rycerza i wbił się w drzewo.
- Co się...
- Biegnij naokoło. Wiesz co masz zrobić.
- Tak, wiem.
Marko wyjął łuk i pobiegł w prawo. Rycerz ( o ile nim był) wyjął miecz.
- No chodźcie, skurwysyny. Który pierwszy ?
Pod lasem stały cztery istoty, w postrzępionych i nadpalonych pancerzach. W wypalonych
oczodołach płonął czarny ogień. Jeden właśnie przeładowywał kuszę.
Członek bractwa Kruka ruszył do walki.

Marko wybiegł na brzeg rzeki. W oddali, ok dwieście metrów od niego, na środku rzeki,
widać było samotną postać oddalającą się biegiem.

Leondar ciosem miecza zdekapitował kusznika. Pozostali upadli rycerze rycerze go otoczyli.

Marko wyjął jedną ze strzał Leonara i naciągnął cięciwę.

Leonar powalił kolejnego. Jeden z rycerzy rzucił się na niego, wymachując mieczem nad głową.

Marko wstrzymał oddech i wycelował do oddalającego się maga.

Leonar pchnął mieczem szarżującego rycerza w brzuch. Miecz ugrzązł w ciele byłego rycerza,
który przewrócił się do tyłu. Leonar stracił broń. Pozostali przy “życiu” rycerze zbliżali się
do niego.

Strzała ze świstem przecięła powietrze. 200 metrów, 100, 50 ....

Kruk uniknął ciosu mieczem. Słudzy maga otoczyli go i odcieli wszystkie drogi ucieczki.


Strzała trafiła maga w plecy. Z krzykiem mag potknął się i runął na ziemię.

Na sekundę przed przebiciem Leonara na wylot, upadły rycerz znieruchomiał, po czym rozsypał
się w proch.
- Magia utrzymująca ich w “półżyciu” zniknęła. Brawo Marko.
Powiedziawszy te słowa, minął to co zostało z przeciwników, ruszył w kierunku rzeki.



Epilog

- Brawo Marko.
Stojący na brzegu rzeki myśliwy odwrócił się.
- Miałem szczęście. Nawet nie wiedziałem, że można strzelić na taką odległość z łuku.
- Czyli rzeczywiście miałeś szczęście. Mogę cię o coś prosić ?
- Tak ?
- Przy magu powinien leżeć spory pakunek. Jakieś półtora metra długośći, zawinięte w szmaty.
Łażenie w kolczudze po lodzie mogłoby się źle skończyć. Przyniesiesz mi go ?
- Jasne.
Marko zostawił rycerza na brzegu o wszedł na lód. Po paru minutach doszedł do miejsca gdzie
strzała dopadla uciekającego maga. Leżał on na brzuchu, z twarzą w zaspie. Obok niego leżał
opisywany przez Renora/Leonara pakunek. Chwycił go i ruszył w drogę powrotną. Wolał nie
wiedzieć co jest w tym pakunku. Wkrótce dotarł do niego . Zabójca czekał na brzegu i z
uśmiechem wziął paczkę.
- Nareszcie, mogę zwrócić to na jego miejsce. Dziękuje. Udaj się do Linrond, do karczmy
“Pod Wschodnim Murem”. Powiedz karczmarzowi, że Linrond cię przysłał. Będziesz miał
wybór. Gratyfikacja finansowa... albo przyłączenie do Kruków.
- Przy.. przyłączenie ? - Myśliwy wyglądał na wstrząśniętego... i nie bez powodu.
- Dokładnie. Nie zapominamy o naszych przyjaciołach.
Marko zamknął oczy..a gdy je otworzył, już Leonara nie było.
- A on gdzie się podział ? Eh, pewnie już jest daleko stąd. Lepiej pójdę do tawerny.
Jak powiedział, tak zrobił.

KONIEC
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#2
No, niezłe niezłe. Ciekawy świat, niezły klimat. Na ocenę jeszcze za wcześnie Kontynuuj
Masssssakra.

[Obrazek: 29136-65e26c5e68f2a8b1dc4d3c4283a1bf34..gif]
Odpowiedz
#3
Hm. Tak szczerze zbytnio mnie to nie wciągnęło, ale nawet nawet. 7.5/10 Proszę
Pożyjemy i pomrzemy nie usłyszy o nas świat!
A po śmierci wypijemy za przeżytych, w dobrej wierze parę lat!
Odpowiedz
#4
Opowiadanie jest niezłe Naprawdę niezłe, ty6lko końcówkę, mogłeś zatrzymać na "gdy otworzył oczy, Leonara już nie było" Byłoby lepiej. Błędów było mało, ale... Zabrakło opisów. Przede wszystkim, wtedy, gdy Leonar rozmawiał z Marko. było coś takiego "Wyszedł" i za kilka słów już rozmowa telepatyczna Leonara z jego zwierzchnikiem. Nie nie, to było złe. Gdybyś dał więcej opisów, byłoby klimatyczniej. Fabuła jest niezła, poza tym... Wyszło po prostu opowiadanie, jako że pisze bardziej powieściowe opka, dla mnie to jest pewnego rodzaju odmiana, bo opowiadanie jest krótsze niż takie, które zwykle ja pisuję. Ale to nie zmienia faktu, że zasługujesz na 8+/10. Kawał dobrej roboty rzekłbym, ciekawe, mało błędów. Oby tak dalej
Masssssakra.

[Obrazek: 29136-65e26c5e68f2a8b1dc4d3c4283a1bf34..gif]
Odpowiedz
#5
Tak jak już Ci pisałem... Kilka literówek jest, ale Ty jak zwykle najpierw wciągniesz czytelników, po czym, jak myślą, że dowiedzą się czegoś konkretnego... kończysz. To albo dar, albo przekleństwo Smile.
Daję, tak jak pisałem wcześniej, 8/10 z czyściutkim sumieniem. Jak opowiadanie będzie dłuższe, to może dam więcej Wink. Moim zdaniem, patrząc na Twoją twórczość, dał bym (w jej hierarchii), temu opowiadaniu miejsce drugie, zaraz po "Excoriant".
PS
Pewnie znów to, co napisałem, okaże się spamem, bo nie do końca jednego dotyczy Wink.

Nie, wcale nie okazało się spamem Tongue Bardziej na Sędziego, albo na Opiekuna byś się nadawał. Oczywiście jeśli chcesz Wink
[Obrazek: eyes480c.jpg]

Mruczę, więc jestem!



Odpowiedz
#6
Więc zaczynam ocenianie.

Napisane ładnym językiem - chociaż oczywiście nie można było uniknąć pewnych błędów, a niektóre fragmenty można było napisać lepiej. długość jest dostateczna, aczkolwiek to może pewne złudzenie związane z ułożeniem tekstu ( swoją drogą, trochę to dziwnie wygląda, zajmując połowę strony, miast całej...). Ale tekst napisany ciekawie, jeden moment zdołał mnie nawet rozśmieszyć - "Rycerz usiadł na krześle. Kolczuga
podszyta futrem, jaką miał na sobie, zachrzęściła głośno. Gestem wskazał myśliwemu, by
zrobił to samo (usiadł, a nie zachrzęścił - przyp. autora).

Fabuła nie jest specjalnie oryginalna, ale poradziłeś sobie z naszkicowaniem ogólnego obrazu świata, wktórym ackja się dzieje, a potem umiejętnie przeniosłeś w mały jego kawałek, mieszając sprawy światowe z lokalnymi. Ogólnie - bardzo dobrze. 9/10.
"Sic transit gloria mundi." - "Tak przemija chwała świata."
Odpowiedz
#7
Dość ciekawe, ale za mało wciągające. Oprócz tego wykrzyknik i pytajnik piszesz z spacją.
Ty piszesz: Słowo ? słowo !
A powinieneś: Słowo? Słowo!
Oprócz tego nic nie znalzłem:

Ocena by Varvac: 8/10
Varvac, proud to be a member of Forum Inkaustus since Nov 2009.
Odpowiedz
#8
Eeeeeeeee

Cytat:Oprócz tego wykrzyknik i pytajnik piszesz z spacją.

Cytat:Ty piszesz: Słowo ? słowo !
A powinieneś: Słowo? Słowo!

Zdecyduj się...
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#9
W 1 cytacie chodziło mi o to że TY piszesz z spacją, a ! i ? masz pisać razem ze słowem.
Varvac, proud to be a member of Forum Inkaustus since Nov 2009.
Odpowiedz
#10
Najpierw błędy:

"Tawerna była pełna ludzi. W karczmie krzeseł było wiele" -> już na samym początku jest powtórzenie, jak mogłeś!

"budując na na połnocnym brzegu Telmony" -> na na na na na...

"gdy rzekę pokrywała gęsta pokrywa lodu" -> zobacz o co chodzi, bo błąd jest chyba oczywisty

"(usiadł, a nie zachrzęścił - przyp. autora)" -> według mnie tego typu stwierdzenia można sobie darować z jednego względu: Opowiadanie czyt ktoś coś opowiada, jakby to wyglądało gdyby nagle ktoś snujący opowieść tłumaczył się z tego co opowiedział, prostując tym samym swoje słowa? troche idiotycznie by to wyglądało, co nie? Sugerowałbym takie przeredagowanie zdań bezpośrednio poprzedzających ten nawias, aby jego umieszczanie nie bylo konieczne.

"i pacnął i pacnął się ręką w czoło" -> jw

Ciekawe, naprawdę. trochę mnie rozczarowało to, że opowiadanie tak szybko się skończyło, lecz czytałem z zainteresowaniem! Ładnie ubrałeś akcję w słowa, trochę zgrzytały mi dialogi, były czasem takie...nienaturalne. Denerwują mnie też Twoje wtrącenia w formie nawiasów. Jak już gdzieś o tym pisałem - opowiadanie to nie podręcznik do historii czy innego pieroństwa. Tu autor powinien być pewny tego,co pisze. Nie może pisać imienia bohatera w ten sposób: imię/imię. Ty tak uczyniłeś i nie wiem co o tym sądzi. Że niby nie wiesz o kim piszesz? Raczej nie, ale takie odnosi się wrażenie, popraw to koniecznie
Ogólna ocena wypada raczej dobrze. Szybka akcja, opisy są czasem trochę niemrawe. Ma się czasem wrażenie, że powinny być bardziej dokłądne, bardziej treściwe. Ale nie jest źle, co więcej, jest lepiej niż gorzej, a to rokuje na przyszłość 8.5/10
Tyle ode mnie.
Odpowiedz
#11
No, fajne. Lubię takie klimaty Tongue.
Ogólnie jest bardzo ciekawe, łatwo, szybko i przyjemnie się czyta.
Kilka literówek i małych błędów, ale to nieistotne.
Najbardziej nie lubię powtórzeń. I czasem piszesz za długie zdania, w których można się pogubić (przynajmniej ja się gubię..).

Ale ogólnie naprawdę bardzo fajne i wciągające.
Masz 8+/10. Wink
"W ustach miałam smak krwi i czekolady. Jeden równie nienawistny jak drugi..."
Odpowiedz
#12
Ok, jak rozumiem to pierwsze opowiadanie z serii. To co mi się ogólnie nie podoba:
Komunizm, zakładając nawet, że tworzysz jakąś kastę która nie hołduje herbom i urodzeniu, co jest niezłym pomysłem, pamiętaj, że ich otoczenie działa w innych realiach. Bo to nie tylko prawo ale i obyczaj kazał do rycerzy (i wszystkich innych uznawanych za szlachetnie urodzonych) mówić „panie”. A za nie przestrzeganie tego obyczaju dawało się gardło. Rozumiem, że tworzysz własny świat, ale on nie trzyma się archetypu Fantasy, a nie uzasadniasz swych zabiegów związanych ze zmianą takiego a nie innego postrzegania świata przez bohaterów tego świata. Zresztą nawet w rozmowie, na temat zaniechania tych praktyk używasz w ogóle nie pasującego do klimatu określenia „klasa społeczna” – to określenie pochodzące chyba z XIXw. Wówczas (zakładam, że Fantasy jako takie bazuje na średniowieczu) było urodzenie, a nie klasa społeczna. Nie było „klasy robotniczej” było „chłopstwo” i „pospólstwo”, nie było „klasy rządzącej” byli „szlachetnie urodzeni” itd. Nie trzyma się to jak dla mnie „kupy”.

A teraz szczegółowe czepianie się:

"piło gin i piwo" – gin? Oj to raczej nie ta epoka…
„Słowo Iolara do odległych miejsc.” – brzmi to sztucznie, może „ku odległym…”
„Nie byli zbyt zorganizowani - najczęściej podróżowali w grupach po 2-3 ludzi, albo samemu - co nie zmieniało faktu, że byli świetnymi wojownikami.” – przeczytaj to proszę i ciężko się to czyta i brzmi sztucznie. Byli świetnymi wojownikami więc mogli tak podróżować. A z tego zdania domniemać można coś wręcz przeciwnego.
„Drugi zwróciłby uwagę” – tu chodziło o „spojrzenie”? Bo ciężko na to wpaść. IMO do zmiany.
„obserwowaniem nocnych ciemności za drzwiami.” – drzwi były dość solidne, nie napisałeś, że stały otworem, więc jak mogli cokolwiek za nimi obserwować?
„ze specjalnego częściowo ognioodpornego drewna….prawne oko dojrzałoby też to, że drewno ma lekko zielony połysk - co wskazywało na pokrycie go specjalnym, produkowanym wyłącznie przez jeden klan krasnoludzkich kowali ognioodpornym olejem.” – tu dwukrotnie opisujesz tą samą cechę belek, zostały zaimpregnowane lub opis ten cudowny krasnoludzki eliksir.
„rzekę/granicę oddzielającą Północną Karadię, zamieszkaną przez krasnoludy,” – mi generalnie nie podobają się „/” w tekście, ale możliwe, że to tylko ja.
„cień, wysokości 2-3 metrów.” – cień mógł mieć tyle, nawet jeśli postać rzucająca ja miała pół metra. Nie wiem czy była do duża postać, „jakby” tu się nie broni. No i mamy pierwszy raz metry, też nie ta epoka.
„zgodnie z obowiązującymi w Menorii rycerzy należało tytułować “panami” . „ – to było już wcześniej.
„łóżko, stół, parę krzeseł, regał z paroma książkami” – powtórzenie, może jednak „kilkoma książkami”?
„szafka wyglądająca, jakby zbudowano ją z samych szuflad.” – to się komoda nazywa. I też było słowem znanym od dość dawna.
„rycerzy do tzw. “ niższych klas społecznych”.” – było we wstępie, „klasy społeczne”
„klasy społeczne i oprócz mieszczan,” – mieszczanie to też „klasa społeczna”, ale patrz na wstęp.
„Coś, a dokładnie ktoś coś zabrał i dał nogę.” – „dał nogę”, „coś” x2 i całe zdanie „nie brzmi”.
- “Nieruszalność” urzędników królewskich – „Nieruszalność” słowotwórczość, no i wynikała także z implikacji społecznych.
„stanie krytycznym, pozostali mocno poranieni.” – a mocno poranieni nie byli w stanie krytycznym? Czepiam się, ale ten dialog jest co najmniej sztuczny.
„twoje wzmacniane stalą buty rycerskie.” – może okute po prostu?
„działać dla króla Menorii.” – też mi się nie podoba, to „działanie” – z rozkazu?
„rycerza w brzuch. Miecz ugrzązł w ciele byłego rycerza,” – a kiedy został zdenominowany? Może po prostu „martwego”, wszak mimo iż martwy pozostał nadal rycerzem, to był tytuł wieczny.
„200 metrów, 100, 50 .... „ – znowu metry a nie piędzi, łokcie czy choćby kroki.
„- Nareszcie, mogę zwrócić to na jego miejsce.” – co na czego miejsce? Domyśleć się można, ale to brzmi źle.
„już Leonara nie było.” – chyba zły szyk zdania.

Jak zwykle nie czepiam się ortów, literówek, interpunkcji itp. Ale tym razem w durnym Wordzie miałem czerwono, jak na tak krótki tekst sporo literówek, kilka powtórzeń „słowo za słowem” pozostawionych po korekcie, sporo braków w polskich literkach, czasem spacja przed kropką, znakiem zapytania lub przecinkiem. Generalnie widać, że nie zrobiłeś nawet takiej podstawowej korekty tekstu. No i ze względów tych zawirowań chronologicznych i społecznych, przynajmniej mi, czyta się to ciężko, takie detale wybijają z klimatu.
Just Janko.
Odpowiedz
#13
Od razu kontruje korektę - Gin w gothicu był, a to też raczej nie ta era ...
Co do jednostek (metry) - no a czemu nie ? W połowie książek są mile to i metry też mogą być.
A co do "komunizmu" - no to poprostu "grupa/organizacja" która bardziej się zajmuje obroną Menorii niż walką między stanami. Ten "rycerz" wcale nie musiał być rycerzem - odgrywał tylko tą rolę. Szpieg równie udaje kogo tylko może, by wykonać swoją pracę - no i tak było w tym przypadku Tongue
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#14
Masz prawo, ale:
Gin pojawił się w XVII wieku, co można łatwo sprawdić.
Metry zostały wprowadzone 1791 roku.
Czyli i nazwa i miara nie psuje do czasów w których próbujesz umieścić opowiadanie. Mile (różne) istniały od zarania dziejów, podobnie jak stajania, łokcie, knykcie etc.
A co do rycerza, udawał szlachetnie urodzonego, a jeśli wszystkim spotkanym w karczmie ciurom wyjaśniał kim jest to taki z niego szpieg jak ze mnie baletnica. Dodatkowo, nie czepiam sie Twego wyjaśnienie (nawet jeśli ono mi się nie podoba), tylko anachronizmów w rozmowie i w zachowaniu osób postronnych.
Just Janko.
Odpowiedz
#15
Cytat:Od czasu do czasu ,
zwłaszcza, gdy rzekę pokrywała gęsta pokrywa lodu, jak teraz, rzekę przekraczały o wiele
gorsze stwory.
Powtórzenie, tych co już były wymienione nie pisałem.

Cytat:W oddali, ok dwieście metrów od niego
Skróty? W opowiadaniu?

Cytat:Pozostali upadli rycerze rycerze go otoczyli.

Oprócz tego literówki, i znaki "!", "?", a i nawet kropki stawiane po spacji.

Fabuła wciągająca, ciekawa i z klimatem, ale rozczarowałem się pod koniec. Taki potężny, wielki mag nad magami, a poległ szybciej niż mucha. Walka zdecydowanie za krótka i za łatwa.
Ocena: 7,5/10
"Umierając we własnych łożach, za wiele lat, będziecie chcieli zamienić te wszystkie dni, na jedną szansę, jedyną szansę, aby tu wrócić i powiedzieć naszym wrogom, że mogą odebrać nam życie, ale nigdy nie odbiorą nam naszej wolności!" William Wallace
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości