Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kobyły flamandzkie i walońscy pederaści
#1



KOBYŁY FLAMANDZKIE I WALOŃSCY PEDERAŚCI


Bruksela, Belgijskie Muzeum Wolnomularstwa
Adres: Rue de Laeken 79
Czynne w czwartki 14-17
Wstęp tylko za uprzednią rezerwacją
Wstęp wolny
Ekspozycja stała.


- Witamy pana, serdecznie witamy. Pana nazwisko? Uprzejmie bym prosił.
Pan pozwoli że sprawdzę.. Tak, wszystko się zgadza. Szczególnie mile widziani są goście zza granicy. Czy Panu dogadza jeśli będziemy mówili po angielsku, czy może włada pan lepiej innym językiem? Możemy porozumiewać się także po niemiecku, nie ma tu żadnego problemu, nie wspomnę o języku flamandzkim, który czasem jest określany mianem niderlandzkiego, no i ostatecznie po francusku. Choć powinienem pana uprzedzić że nie czuję się nazbyt swobodnie w tym języku. Prawdę mówiąc, nie przepadam za tym językiem. Mówiąc wprost, odstręcza mnie jego rozmemłana wymowa, przy której można się tylko zapluć, oraz boleję nad brakiem jakiejkolwiek melodii i rytmu w tym nieszczęsnym narzeczu. Żabi język i tyle.
Ale cóż pana by interesowało szczególnie w naszym muzeum? Czy ma pan jakieś określone preferencje? Czy może na początek życzyłby pan sobie jakieś ogólne wprowadzenie w tematykę przedmiotu?
Może pana ogólnie poinformuję jakie mamy tu działy; a więc na lewo jest porcelana a zaraz za nią biżuteria, tu muszę przy okazji zaznaczyć, że część ekspozycji, mam na myśli porcelanę, zawłaszczyli frankofoni.
Otóż eksponaty tej kolekcji mają opisy najpierw w języku francuskim, a potem flamandzkim.
Nie wspomnę, że ostatnio windziarzem został frankofon. Och, ale my nie chcemy rozlewu krwi.
- Czy mógłby pan mnie zaznajomić z genezą konfliktu?
- Ech, wzajemne waśnie sięgają.. Co tu dużo mówić; trwają od dawna. Przyszli tu z zachodu. Nieproszeni. Żołdacy na wersalskiej służbie. To haniebne.
- A wy, Flamandowie, ze wschodu?
- Nie, my już tu siedzieliśmy. To była nasza ojcowizna.
- Rozumiem.
- Założyliśmy Partię Flamandzkiego Interesu, żeby oni wiedzieli, że ta ziemia, ten kraj, to nie jest ich zakichany waloński interes. Taka, wie pan, wyraźna imputacja w stosunku do nich. Chcieliśmy przeciągnąć na naszą stronę Brookie Shields, żeby promować naszą sprawę, wtedy ona była jeszcze młoda..
- Ale ona nie jest Flamandką?
- Wydaje się że nie, ale to nie szkodzi, nie szkodzi, to nie ma znaczenia.
Potem sprawy się skomplikowały; Brookie coraz więcej czasu spędzała na planie i trudno jej się było poświęcić dla naszej sprawy, a teraz, gdy już nie jest tak zaabsorbowana, nie świeci też już dawnym blaskiem..
- Ale może znalazłaby się jakaś młoda, piękna Belgijka?
- Proszę pana; niech pan sobie zapamięta: Belgów nie ma. Ci, co tak mówią, to żydzi. To oni się nazywają belgami.
- Rozumiem.
- Kojarzy pan, na przykład, tego pedalskiego detektywa o nazwisku Poirot? On mówi, że jest belgiem. I ja mam, proszę pana, być też belgiem? To kpina panie. To haniebne.
W ogóle muszę panu wyznać, że ostatnio doświadczam wyjątkowo ciężkiego okresu. Mianowicie przechodzę rozprawę rozwodową. Ogólnie nie jest łatwo.
- Czy to jest może mieszane małżeństwo?
- Dlaczego?
- Tak pytam. Omawiamy zagadnienia narodowościowe i myślałem że może informuje mnie pan o tym w tym kontekście..
- Nie, co pan. Moja żona to czystej krwi kobyła flamandzka, że tak powiem.
Ale cóż, ma kochanka. Wyszło to na jaw podczas jarmarku flandryjskiego w Brugii, zeszłego lata.
Zupełnie przypadkiem, zresztą. Byłem wtedy zajęty kupowaniem frytek.
Gość jest z Flandrii, psia mać. To haniebne.
- Czy jest pan już po sprawie pojednawczej?
- Nie wiem która sprawa była pojednawcza. Nie zamierzam się, w każdym razie, jednać z tą flamandzką suką.
- Tak, to przykre.
- Przykre, żeby pan wiedział, a jak. I haniebne.
I powiem panu jeszcze, jakiego farta ma ten flandryjski fagas.
- Tak?
- Jakby nie był Flamandem, tylko jakimś zawszonym Walonem, dawno temu by już gryzł piach. Mogę pana zapewnić. On i adwokat tej suki. Bo on też jest z Flandrii. Może być pan pewien.
- Wierzę.
- Ale nie będę przecież rozlewać bratniej krwi.
- To zrozumiałe.
- Ale zwierzę się panu..
- Mianowicie?
- Nie ukrywam, że miałbym ochotę mu ciachnąć ten jego interes.
- Interes? Mam pan na myśli Flamandzki Interes?
- Przecież nie waloński. Jakby miał waloński to już dawno byłoby po sprawie. Ale nie będę rozlewać bratniej krwi. To byłoby haniebne. Tak.. Ale wracając;
na pierwszym piętrze mamy interesującą kolekcję gobelinów, broń boże jakichś pieprzonych frankofońskich arrasów, jednak zaproponuję panu pójście schodami zamiast windy, zawsze to zdrowiej, a co więcej, nie będziemy musieli wąchać i patrzeć na tego niedomytego walońskiego windziarza. Tędy proszę, jeśli pan będzie łaskaw..
Odpowiedz
#2
Za dużo tego dialogu. Poza tym nie wzbudza u mnie żadnych emocji, ani mi tam nikogo nie żal, ani mnie to nie śmieszy...
Wypadłoby znacznie lepiej, gdybyś dodał opisy, bo tak to...nie wiadomo, co to jest. Temat tej odwiecznej "miłości" jest fajny, dobrze by było odpowiednio go wykorzystać.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości