Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Katecheza
#1
-Tato?
-Tak?

Niby że pełen jestem uwagi i skupienia nad tym, co chce mi powiedzieć.
Jakbym przeczuwał, że tym razem będzie to coś nad wyraz istotnego.
Gówno prawda.
Zanurzam nos w szpaltach „Wyborczej”.
Zapach świeżej jeszcze, drukarskiej farby świdruje nozdrza, niczym woń końskiego łajna.
Czemu końskiego akurat?
Jeździ przecież konno.
Minimum trzy godziny dziennie spędza w siodle, jeśli podczepić pod to można czyszczenie końskich kopyt, szczotkowanie gniadej sierści, lonżę i pielęgnację prawego oka (ubytek dolnej powieki może być równie dobrze pochodną przebytego stanu zapalnego, jak i śladem po chirurgicznej interwencji). W ogóle jej nie słucham. Macie tak niekiedy? Zdarza się wam, że nie słuchacie z należną jej uwagą najważniejszej dla was na tym świecie osoby, na dodatek właśnie wtedy, gdy próbuje zakomunikować wam coś nad wyraz istotnego?
Ja mam tak teraz właśnie.
Czytam o tym, jak to Palikot zakwestionował seksualne upodobania Kaczyńskiego.
Nie wiem tylko o którego Kaczyńskiego chodzi.
Mylą mi się uparcie. Obaj.

-Tato? Słuchasz mnie?
-Tak, córcia. Cóż więc znowu?

Niby dlaczego – znowu?
Przecież to tak rzadkie, że aż egzotyczne.
Moje dziecko (Bóg chciał, że jedyne, o ile czegoś po drodze nie posiałem) chce mi coś zakomunikować.
Coś ważnego na tyle, że siada naprzeciw mnie po turecku i najwyraźniej zniesmaczone jest uwagą, jaką poświęcam lokalnemu dodatkowi do ogólnopolskiego dziennika.
Czytany właśnie przeze mnie artykuł chwali organizacyjne umiejętności miejskich włodarzy.
Chodzi o grudniową Konferencję Klimatyczną.
Autor musi być kosmitą który dopiero przed chwilą wylądował.
Pieje z zachwytu jakby ktoś ściskał mu jaja w żeliwnym imadle.
Że niby rewelacja, same plusy, promocja miasta i regionu, rekordowa oglądalność koziołków na ratuszowej wieży, pełen profesjonalizm i same jedynie korzyści.
Dupa blada.
Wylądował najdalej wczoraj, skoro nie widział wyludnionych ulic, pustych pubów i knajp, sklepów i sklepików do których przez dwa tygodnie nikt prawie nie zajrzał.
Ponad sześćdziesiąt tysięcy studentów posłano do domów, by zwolnić miejsca w akademikach (ktoś uznał, że baza noclegowa nie udźwignie ciężaru, gdyż hoteli mamy zbyt mało, a przyjezdnych będą nieprzebrane tłumy).
Razem ze studentami poszła się pieprzyć kasa, którą owi regularnie zasilają portfele barmanów, kelnerów, sklepikarzy, straganiarzy i całej tej kupieckiej menażerii.
A teraz czytam, jaka to rewelacja.
Jasne. Zarobili ci, którzy mieli zarobić.
I nie pytajcie o detal. Nie wskażę palcem. Chcę jeszcze trochę pożyć w tym zatęchłym grajdole. Że Wrocław dawno nas już wyprzedził – wiem. Przeczytałem w tej samej gazecie.
-Tata?!
No tak. Pierdolić koziołki na ratuszowej wieży. Dziecko do mnie mówi przecież.
Coraz bardziej zniecierpliwione na dodatek. Dziecko? Kobieta prawie. Śliczna przy tym…
Macie jakieś, choćby blade, pojęcie na temat zniecierpliwionych do ostateczności niewiast?
Nie?
Ja też nie miałem.
Na szczęście w ostatniej chwili odezwał się instynkt samozachowawczy, odziedziczony po przodkach. Męskich chyba.
Odkładam dziennik.
Patrzę jej prosto w oczy, by już nie miała najmniejszych nawet wątpliwości, że słucham.
Ta cholera ma moje oczy!
Przysięgam!

-Tata, ja nie chcę chodzić na religię. I nie będę. Choćbyś mnie końmi włóczył.

Konie. Dzikie, stepowe, ze zmierzwionymi grzywami, i te ujeżdżone, dające nogi przy czyszczeniu kopyt, którym prócz gniecionego owsa podaje się witaminy i elektrolity.
Nawet Pudzian nie łyka pewnie bardziej kosztownych suplementów.
Konie. Treść jej życia i snów. I ziejący czarną dziurą deficyt w moim budżecie.
Czuję jak napięcie opada.
Gdybyście spytali wprost – czego się obawiałem, przyznałbym się że chłopaka. Kolejnego.
Albo i kilku naraz.
Kręcił się koło niej jeden latem. Przejmowałem się strasznie. Mieszka opodal, starszy o cztery lata (dlaczego zdrowych, prawidłowo rozwiniętych dwudziestolatków nie wciela się już przymusowo do armii, by uczynić ich mężczyznami?! I, by nauczyć ich strzelania do celu, strugania ziemniaków i innych, pożytecznych i przydatnych w życiu umiejętności?!).
Spędzał sen z moich powiek, jak najznakomitsze z opowiadań Stephena Kinga.
Sukinkot , drobny i niepozorny, obdarzony był doprawdy rzadkim talentem.
Potrafił oto nie tylko usypiać we mnie czujność, ale i stopniowo zdobywać moje zaufanie.
Niczym do tego nie zmuszany przyznam szczerze, że prawie go zaakceptowałem!
To byłaby dopiero heca, nie?
No ale dość już o nim.
Przeminął jak poranna mgła.
By uchodzić za ojca nad podziw tolerancyjnego, deklarowałem niejednokrotnie przedtem, że jestem gotów znieść obcego faceta w bezpośredniej bliskości mojej jedynaczki, dodając niezwłocznie, że spełnić musi jeden tylko niezbędny warunek: musi być również wałachem…
Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały zaś, że ten akurat ma jaja wielkości arbuzów.
I cóż z tego? Nie zdążył nawet zasłużyć się na tyle, by dołączyć do grona znanych mi kastratów. Mam taką nadzieję, że nie zdążył. Mieszka przecież opodal… Gdyby co, to…
No, wiecie przecież. Podwinę rękawy, jeśli trzeba. Biada mu wtedy!
Chodzi więc o katechetę.
Co z nim?

-Tak? Co z twoim katechetą? Coś nie tak? Pedał może?

Nie, nie macie racji! Przypisując mi brak tolerancji dla wszelkiej maści odmieńców, błądzicie.
Nie mam im nic naprzeciw.
Prawie nic.
Złapany powyżej kolana przez jednego z tych gości o miękkich, wiecznie spoconych łapskach, oderwałbym mu wprawdzie głowę od tułowia wraz z płucami, nie znaczy to jednak że mam jakieś uprzedzenie!
Znam przecież kilku nawet.
Jeśli wziąć pod uwagę bezlitosne statystyki, ujmujące sprawę w widełki procentów, znam ich kilkunastu pewnie. Wliczając tych z większym talentem do kamuflażu.

-Nie. Nie pedał. A raczej – chyba nie. Ale kolo jest coś nie teges.

No i masz babo sznekę z glancem! Nie teges. Facet do odstrzału w takim razie!
Wyobraziłem sobie że naoliwioną szmatką przecieram czarną, oksydowaną stal swojego „Smith & Wesson”.
Zawsze jest nas trzech.
Smith, Wesson i ja .
Tylko czy taki kaliber wystarczy?
Bo jeśli to pedofil dla odmiany?
Nie, w takim razie nie powinienem strzelać!
Należałoby go marynować z ziołami, czosnkiem i roztartym na miazgę chilli.
Przez jakiś tydzień, by należycie skruszał.
A potem grillować, albo przypiekać na obracanym rożnie nad węglowym paleniskiem.
I podlewać winem albo piwem.
Nie! Dla pedofila szkoda piwa!
Bez podlewania.
Niech skwierczy!
Niech przez to bardziej jeszcze cierpi!

-Tata? On na pierwszej już lekcji pytał o nasze preferencje.

Skurwiel jeden! Jednak się nie myliłem! Stary pierdziel marszczy wieczorami freda, a za dnia wielki z niego wychowawca młodzieży! Oj nakopię mu do tej owłosionej dupy. Dorwę go tylko!

-Nie! Nie w ten deseń! – świeżo upieczona licealistka spojrzała w porę na moje chmurne oblicze i właściwie odczytała rodzące się w mym sercu podejrzenia.
-Nie pytał o te klocki! Chodziło mu o gusła.

-Gusła?! – zdębiałem.
Jeszcze przed chwilą miałem i nadzieję, i niezbitą pewność, że księżulo, czy też może wyrzucony na zbity pysk z seminarium kleryk, nie zaskoczy mnie już niczym.
Że najzwyczajniej w świecie nie jest w stanie.
A tu się okazuje że koleś praktykuje woodoo!

-Jakie gusła, córcia?!
-Noooo… ściemniał coś już od dzwonka. Kluczył jak wilk przed obławą. A potem wprost pojechał!
-?!
-Spytał, czy oglądamy tę szatańską telewizję TVN…

Zwiesiłem głowę.
Gdybym w linii przodków mógł się doszukać żyrafy, pewnie oparłbym czoło o kolana.
Albo nawet ukrył pomiędzy nimi skołataną czaszkę.

-Córcia? To może przejdziemy na buddyzm ? Co sądzisz o Dalajlamie?
Odpowiedz
#2
Nie bardzo rozumiem co chciałeś przekazać przez ten tekst. Czy o chodziło, o satyryczny sposób pokazania relacji dziecko-rodzic, czy pseudo problemów współczesnego człowieka, czy wyśmianie lekcji religii w szkołach i krytykę katechetów?
Nieźle napisane, nie wiem co chciałeś przedstawić, ale przedstawiłeś to w ciekawy sposób Tongue
Borek- istota człekopodobna, ze skłonnościami do nałogów. Nie myśląca, nie czująca, konsumująca. Pragmatyk, darwinista społeczny. Politycznie: monarchista. Z zawodu: przynieś, podaj, pozamiataj w odlewni stali, oraz grafoman do wynajęcia, tłumacz mang.
Odpowiedz
#3
Temat mi raczej blisko, zarówno relacje rodzic-dziecko, jak i katechezy. Napisane płynnie, ciekawie. Uderza mnie coś, co nie było bezpośrednim tematem, ale zaznaczone zostało wyraźnie. Mianowicie czas, jaki zajął ojcu, by wreszcie skierować uwagę na córkę. Śmieszne i ironiczne? nie. Prawdziwe. Te "koziołki" są nieraz ważniejsze niż to co ktoś starta się przekazać. Poza tym, przedstawione w krzywym zwierciadle lekcje religii... Nie zaprzeczam, baranów ci u nas dostatek, ale nie skreślajmy katechetów. Fakt, idealnie przedstawiony obraz nauczyciela w oczach przeciętnego licealisty. Ogólnie plus ode mnie
Odpowiedz
#4
Ach! Aż mi się przypomniało, jak katechetka chciała mi zabrać długopisy ozdobiony facjatą Harry'ego - które, notabene, uczciwie wywalczyłam w jakimś konkursie Big Grin Uznała je za szatańskie.
Fajnie pokazałeś "młodzieżowy" punkt widzenia.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#5
Oj, uśmiałem się, panie Piotrze, uśmiałem Smile Humor wysokich lotów, uwielbiam zawoalowane, nieco metafizyczne perełki typu:

"Zapach świeżej jeszcze, drukarskiej farby świdruje nozdrza, niczym woń końskiego łajna.
Czemu końskiego akurat?
Jeździ przecież konno." - cudowne!

Jeszcze trochę, jak mawia pańska znajoma wiedźma (jeśli pan nie wiedział, ze to wiedźma... no cóż, nie zdradzę), powybieram palcami:

"Patrzę jej prosto w oczy, by już nie miała najmniejszych nawet wątpliwości, że słucham.
Ta cholera ma moje oczy!
Przysięgam!" - tak tak, takie rzeczy się zauważa... i aż ciężko uwierzyć czasem.

"Znam przecież kilku nawet.
Jeśli wziąć pod uwagę bezlitosne statystyki, ujmujące sprawę w widełki procentów, znam ich kilkunastu pewnie." - no tak, każdy z nas zna kilku. Zależnie od kraju i statystyk danego OBOPu mozna dokończyć: nastu, dziesięciu, set...

"Zawsze jest nas trzech.
Smith, Wesson i ja ." - johnwaynowy klasyk. Krew tak zimna, ze mnie dreszcz przeszedł. Do tego okulary a'la Cobratti. Brawo!
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#6
Bardzo przyjemnie się czyta Smile Podobają się mi twoje porównania i ogólnie humor.

Przeczepiłbym się tylko do dziwnego formatowanie tekst, ale to też ma swój urok.

7/10
Odpowiedz
#7
tekst powalił mnie na kolańska!!!! humor- aż mi wycisnęło łzy z oczu...i to obydwu. brak mi słów, aby opisać moje wrażenia. (dobrze, że zawiesiłem swoje pióro gdzieś w kącie, nie godzi się umieszczać swych grafomańskich tekstów w sąsiedztwie takich perełek). pozdrawiam Bart.
ps. a na marginesie, z tekstu wywnioskowałem żeśmy z jednego grajdołka. witam krajana.
Odpowiedz
#8
W tym tekście jest ujęte chyba wszystko.
- Stosunek "przestarzałego" ojca do córki
- Problemy młodzieży
- Dziwactwo na lekcjach
Wprost cudownym przeżyciem jest czytać twe wypociny. Świetne, świetne i jeszcze raz świetne Smile
Odpowiedz
#9
Hahahahha
Uśmiałam się Big Grin
I wrednie powiem, że ulżyło mi, że nie tylko moja Gimbusówna odstawia podobne numery Big Grin
Świetne jak dla mnie - ujęcie z punktu widzenia faceta Big Grin
Odpowiedz
#10
Ojcowskie, trochę w stylu Adasia Miauczyńskiego z "Dnia Świra", ale tylko trochę. Humor bardzo przyjemny, bez narzucania się i bez kiepskich dowcipów na prawo i lewo.
Podobają mi się te ciągi skojarzeniowe, zwłaszcza z końmi Smile
Facet ewidentnie nie może się skoncentrować i chociaż mężczyzn nie posądza się na ogół o bogate przemyślenia w trakcie rozmów, to powyższa opowiastka zadaje temu kłam. I jestem nawet w stanie uwierzyć, że coś takiego rzeczywiście mogło się wydarzyć.
Tylko zakończenie takie trochę... slapstickowe, komiksowe... Nie bardzo tu pasuje.
Ale całość jak najbardziej na tak. Podoba mi się Twój warsztat.

4/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#11
Dzięki za miłe słowa. Posłużą za zachętę do kolejnych usiłowań.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości