Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kłamca
#1
Nie wiem, czy dobrze określiłam dział, ale jeśli jest coś nie tak, to prosiłabym o przesunięcie Smile



Krople deszczu stukały o blaszany parapet, nie pozwalając zasnąć mieszkańcom domu. Usilnie próbując oddać się w objęcia Morfeusza, nie zdawali sobie nawet sprawy, że kogoś brakuje.
Ophelia, bo tak miała na imię owa ,,zguba”, ruszyła w mrok nocy przez las. Ubrana tylko w zwiewną, szafirową koszulę, przedzierała się przez chaszcze. Pojedyncze gałązki muskały jej ciało, zostawiając za sobą krwawe ślady. Czekoladowe kosmyki długich włosów zaczepiały co jakiś czas o różnorakie rośliny, przez co były w zupełnym nieładzie. Pełne nadziei, szmaragdowe oczy zaszkliły się i po zaczerwienionych policzkach dziewczyny popłynęły łzy.
Nie przejmowała się nawet przeszywającym zimnem. A zwłaszcza bosymi stopami, które były pełne bąbli i ran.
Jej celem był stary, opustoszały dom, stojący na obrzeżach lasu.
I póki co, nic nie mogło sprawić, żeby zmieniła cel swojej nocnej wyprawy.

Wnętrze budynku nie wyglądało ciekawie. Farba odchodziła ze ścian, w podłodze nie było niektórych desek, a drzwi najwyraźniej zostały wyrwane z zawiasów.
Ale Ophelii to nie przeszkadzało. Nie zwlekając długo, weszła do pierwszego z brzegu pomieszczenia i usadowiła się pod przydymioną ścianą. Wbiła wzrok w dziurę na suficie i czekała.
Nie wiedziała do końca na co, ale przecież jej obiecał. Że przyjdzie, że to wszystko się skończy, że ją stąd zabierze. Ale czy mówił prawdę? Tego nie wiedziała, ale bardzo chciała, żeby tak było.
Może to były tylko puste słowa. Bo czy można uwierzyć komuś, kto po roku nieobecności pojawia się nagle diametralnie zmieniony? Rozpoznać, kiedy mówi prawdę, a kiedy kłamie?
Podobno człowieka poznaje się dopiero po jego śmierci. I to by miało pewien sens, gdyby nie to, że z trupem nie da się porozmawiać. Ale są pewne wyjątki od reguły i takim właśnie wyjątkiem był on – anioł. Dobra istota, która powinna służyć, ale bynajmniej nie szkodzić.
Kochała go. Kochała go jak nikogo innego na świecie.
Przecież Dylan był jej bratem. Tęskniła za nim. Nie mogła pogodzić się z jego śmiercią. Z jego brakiem wśród żywych.
Minął rok, odkąd zdarzył się pewien feralny wypadek, w którym tak właściwie najbardziej ucierpiał Dylan. Jego upici prawie do nieprzytomności znajomi nie myśleli nawet o konsekwencjach jazdy po alkoholu. Dla nich ważna była tylko zabawa.
A że on siedział z przodu jako pasażer i to właśnie prawa strona samochodu została najbardziej wgnieciona w drzewo, to oczywiście nie wina kierowcy, absolutnie! Przecież to nie on kazał mu siadać właśnie w tym miejscu, prawda? A te kilka piw i drinków, było wypitych tylko dla ,,rozluźnienia atmosfery”. Kto się spodziewał, że to będzie miało aż tak poważne skutki?
Po kilku miesiącach wrócił. Wrócił, bo miał kilka niezałatwionych spraw. Ale załatwianie ich wymknęło się spod kontroli i nie może już Tam wrócić.

Pamięta, jak ją przepraszał.
Że sprawił tyle bólu, że zniknął bez pożegnania, że dokonał zemsty, która była słodsza, niż się spodziewał…
Obiecał, że już zawsze będzie przy niej, a teraz co? Przez dwa tygodnie nie dawał znaku życia i nagle chce się spotkać.
Tak bardzo pragnęła go znowu zobaczyć, że nic innego się dla niej nie liczyło.

Cichy trzepot rozdarł pełną oczekiwania ciszę.
Ophelia zerwała się z miejsca i ustała jak sparaliżowana. Odgłos zdawał się być coraz bliżej, aż w końcu, zza drzwi zaczęło powoli wychylać się ogromne, białe skrzydło. Potem drugie, a na końcu ich właściciel.
Na widok brata, Ophelia prawie pisnęła z radości, a po policzku spłynęła jej łza.
Ciemne, przydługie włosy okalały jego zmartwioną twarz. Orzechowe oczy były pełne bólu, a usta wykrzywił smutny uśmiech.
Ku zdziwieniu dziewczyny, ubrany był w ten sam, czarny sweter i jeansy, które miał na sobie w dniu śmierci.
Nagle, zbliżył się do Ophelii i objął ją mocno. Ona odwzajemniła uścisk i wtuliła się w jego ramię.
Jeszcze raz chciała poczuć się jak mała dziewczynka, którą pociesza starszy brat.
- Przepraszam – wyszeptał jej do ucha – ale musimy się pożegnać.
Te słowa były niczym energicznie wymierzony policzek.
- Co ?! – wrzasnęła, odsuwając się od brata – jak to ?!
On nie odpowiedział nic. Złożył tylko delikatny pocałunek na jej czole i uronił łzę. Spojrzał raz jeszcze w głębokie, zielone oczy siostry, a jego usta ułożyły się w bezgłośne ,,przepraszam”. Odwrócił się na pięcie i nim Ophelia zdążyła mrugnąć, Dylana już nie było.
Tylko małe piórko, unoszące się przez chwilę w powietrzu, zaczęło powoli opadać. Ophelia upadła na kolana, uniósłszy do góry rękę, na której się zatrzymało. Jej rozpacz sięgnęła zenitu. Z zaczerwienionymi od płaczu oczyma, wybiegła z budynku w leśną głuszę. Ściskała w dłoni piórko, które było jedynym dowodem na to, że naprawdę spotkała brata.
Zatrzymała się gwałtownie, czując przeszywające zimno w prawej dłoni. Rozchyliła palce i zamiast pióra, ujrzała topniejącą kostkę lodu. Mimo tego, nie wypuściła jej z uścisku.
Zapatrzyła się na nią i nie zauważając wystającego korzenia, potknęła się, lądując na ziemi. Od razu straciła przytomność, uderzając skronią o ostry kamień.

Ciszę panującą w lesie przerwało głośne wycie.
Wilki, leśne duchy, zbliżały się do Ophelii, wyczuwszy krew. Ona nie mogła nawet krzyczeć. Nie mogła nic. Nie dane jej było zobaczyć nawet swoich oprawców.

Dzień później, miejscowy leśniczy, znalazł rozszarpane przez leśną zwierzynę ciało dziewczyny, która w zaciśniętej dłoni trzymała małe, białe piórko…
' Nigdy nie zapominaj, chodzimy nad piekłem, oglądając kwiaty... '

~ M e m e n t o M o r i .
Odpowiedz
#2
Już w pierwszym zdaniu popełniasz niezręczność. Jakim cudem, krople deszczu staukając w parapet, mogą przeszkadzć w zaśnieciu conajmniej kilku (?) osobom? Czy to było oberwanie chmury? A może coś w rodzaju biblijnego potopu? Nie, to tylko deszczyk sobie stukał o parapet. Dlazcego wiec wszyscy nie mogli spac? Czy mieszkańcami domu były same znerwicowane i cierpiące na bezsennośc staruszki? Ale tego nie wiemy i juz się nie dowiemy.
Dalej, zwrot "oddać sie w objęcia Morfeusza" jest twoim zdaniem poprawny? A poza tym, z tych pierwszych dwóch zdań nalezałby zrobic jedno. Lepiej się czyta. Dlaczego towarzystwo nie zdawało sobie sprawy z nieobecności "zguby" jesli nie spali? Czy były to ślepe krety? Big Grin Dlaczego Ofelia 'ruszyła w mrok przez las" i w jaki sposób "muskanie" może zostawic na ciele "krwawe ślady" to juz wie tylko autor i daj mu Boże zdrowie.
Reszty nie czytałem, bo mam taką zasadę, że jak na początku są błędy i niezręcznosci, nie ma sensu brnąc dalej. Moja rada: zamiast pisać, idź na ryby. Pozdrawiam
Odpowiedz
#3
Tak, mój drogi Terry. Krople deszczu stukające o parapet mogą nie dać człowiekowi spać, sama tego nie raz doświadczałam. I nie, to nie są ' znerwicowane i cierpiące na bezsenność staruszki '.
Tak, to jest poprawny zwrot. Jeśli nie jesteś przekonany, to uprzejmie proponuję zapytać wujka Google.
Nie, to nie ' ślepe krety '. To ludzie.
A co w tym złego, że ' ruszyła w mrok przez las '? Może miała jechać na rowerze? Twoje pytanie było zbędne.
A nigdy nie zdarzyło Ci się, żebyś skaleczył się o muśnięcie choćby gałązką?
Czytać nie musisz, nikt Cię nie zmusza.
Przykro mi, nie skorzystam z Twojej rady. Nie lubię wędkować.
Może i jestem grafomanką, ale za to lubię to robić.
' Nigdy nie zapominaj, chodzimy nad piekłem, oglądając kwiaty... '

~ M e m e n t o M o r i .
Odpowiedz
#4
Droga Autorko, nie ma co się spinać. Czytelnik wytyka Ci coś, co uważa za błąd i niezręczność, takie jego zdanie. Po to wstawiłaś tu ten tekst, prawda? Wink

Ja ze swojej strony nie będę Cię wysyłać na ryby. Co więcej, powiem Ci, żebyś czytała i pisała jak najwięcej, żeby doskonalić warsztat. Ten tekst nie jest zły - co więcej, mnie zaciekawił - tylko wymaga dopracowania.

Pozdrawiam
Mestari
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#5
Tak, tak, wiem. Ale trzeba niekiedy coś wyjaśnić, prawda? Smile

I dziękuję za opinię Smile
' Nigdy nie zapominaj, chodzimy nad piekłem, oglądając kwiaty... '

~ M e m e n t o M o r i .
Odpowiedz
#6
Cytat:Krople deszczu stukały o blaszany parapet, nie pozwalając zasnąć mieszkańcom domu. Usilnie próbując oddać się [IMO bardziej udać się, czy coś w ten deseń] w objęcia Morfeusza, nie zdawali sobie nawet sprawy, że kogoś brakuje.
Ophelia, bo tak miała na imię owa ,,zguba”, ruszyła w mrok nocy przez las. Ubrana tylko w zwiewną, szafirową koszulę, przedzierała się przez chaszcze. Pojedyncze gałązki muskały jej ciało, zostawiając za sobą krwawe ślady. Czekoladowe kosmyki długich włosów zaczepiały co jakiś czas o różnorakie rośliny, przez co były w zupełnym nieładzie. Pełne nadziei, szmaragdowe oczy zaszkliły się i po zaczerwienionych policzkach dziewczyny popłynęły łzy.
Nie przejmowała się nawet przeszywającym zimnem. A zwłaszcza bosymi stopami, które były pełne bąbli i ran. [Z tego bym zrobiła jedno zdanie]
Jej celem był stary, opustoszały dom[to bym ewentualnie wyrzuciła na koniec zdania], stojący na obrzeżach lasu.
I póki co, nic nie mogło sprawić, żeby zmieniła cel swojej nocnej wyprawy.

Wnętrze budynku nie wyglądało ciekawie. Farba odchodziła ze ścian, w podłodze nie było niektórych desek, a drzwi najwyraźniej zostały wyrwane z zawiasów.
Ale Ophelii to nie przeszkadzało. Nie zwlekając długo, weszła do pierwszego z brzegu pomieszczenia i usadowiła się pod przydymioną ścianą. Wbiła wzrok w dziurę na[w] suficie i czekała.
Nie wiedziała do końca na co, ale przecież jej obiecał. Że przyjdzie, że to wszystko się skończy, że ją stąd zabierze.[Tu też bym pokombinowała z podzieleniem tekstu na zdania, bo tak, jak jest, mi się nie podoba.] Ale czy mówił prawdę? Tego nie wiedziała, ale bardzo chciała, żeby tak było.
Może to były tylko puste słowa. Bo czy można uwierzyć komuś, kto po roku nieobecności pojawia się nagle diametralnie zmieniony? Rozpoznać, kiedy mówi prawdę, a kiedy kłamie?
Podobno człowieka poznaje się dopiero po jego śmierci. I to by miało pewien sens, gdyby nie to, że z trupem nie da się porozmawiać. Ale są pewne wyjątki od reguły i takim właśnie wyjątkiem był on – anioł. Dobra istota, która powinna służyć, ale bynajmniej nie szkodzić.
Kochała go. Kochała go jak nikogo innego na świecie.
Przecież Dylan był jej bratem. Tęskniła za nim. Nie mogła pogodzić się z jego śmiercią. Z[Powtórzenie; może i celowe, ale i tak bym przeredagowała ten fragment] jego brakiem wśród żywych.
Minął rok,[?] odkąd zdarzył się pewien feralny wypadek, w którym tak właściwie najbardziej ucierpiał Dylan.[Czyli tego nie wiadomo? Z tego, co napisałaś wcześniej, chłopak zginął. To raczej coś poważnego. PO co to - włąsciwie?] Jego upici prawie do nieprzytomności znajomi nie myśleli nawet o konsekwencjach jazdy po alkoholu. Dla nich ważna była tylko zabawa.
A że on [Feee ten początek, taki chłoopski... Koniecznie do zmiany] siedział z przodu jako pasażer i to właśnie prawa strona samochodu została najbardziej wgnieciona w drzewo, to oczywiście nie wina kierowcy, absolutnie! Przecież to nie on kazał mu siadać właśnie w tym miejscu, prawda? A te kilka piw i drinków, było wypitych tylko dla ,,rozluźnienia atmosfery”. Kto się spodziewał, że to będzie miało aż tak poważne skutki?
Po kilku miesiącach wrócił. Wrócił, bo miał kilka niezałatwionych spraw. Ale załatwianie ich wymknęło się spod kontroli i nie może już Tam wrócić.

Pamięta, jak ją przepraszał.
Że sprawił tyle bólu, że zniknął bez pożegnania, że dokonał zemsty, która była słodsza, niż się spodziewał…
Obiecał, że[Może to celowe, ale tych - że - jest tu za dużo] już zawsze będzie przy niej, a teraz co? Przez dwa tygodnie nie dawał znaku życia i nagle chce się spotkać.
Tak bardzo pragnęła go znowu zobaczyć, że nic innego się dla niej nie liczyło.

Cichy trzepot rozdarł pełną oczekiwania ciszę.
Ophelia zerwała się z miejsca i ustała[eeee?] jak sparaliżowana. Odgłos zdawał się być coraz bliżej, aż w końcu, zza drzwi zaczęło powoli wychylać się ogromne, białe skrzydło. Potem drugie, a na końcu ich właściciel.[To on te skrzydła miał na piersi, czy na plecach? A może wchodził tyłem? O.o]
Na widok brata,[?] Ophelia prawie pisnęła z radości, a po policzku spłynęła jej łza.
Ciemne, przydługie włosy okalały jego zmartwioną twarz. Orzechowe oczy były pełne bólu, a usta wykrzywił smutny uśmiech.
Ku zdziwieniu dziewczyny, ubrany był w ten sam, czarny sweter i jeansy, które miał na sobie w dniu śmierci.
Nagle, zbliżył się do Ophelii i objął ją mocno. Ona odwzajemniła uścisk i wtuliła się w jego ramię.
Jeszcze raz chciała poczuć się jak mała dziewczynka, którą pociesza starszy brat.
- Przepraszam – wyszeptał jej do ucha – ale musimy się pożegnać.
Te słowa były niczym energicznie wymierzony policzek.
- Co ?![Zbędna spacja się wkradła] – wrzasnęła, odsuwając się od brata – jak to ?![znów]
On nie odpowiedział nic. Złożył tylko delikatny pocałunek na jej czole i uronił łzę. Spojrzał raz jeszcze w głębokie, zielone oczy siostry, a jego usta ułożyły się w bezgłośne ,,przepraszam”. Odwrócił się na pięcie i[,] nim Ophelia zdążyła mrugnąć, Dylana już nie było.
Tylko małe piórko, unoszące się przez chwilę w powietrzu, zaczęło powoli opadać. Ophelia upadła na kolana, uniósłszy do góry rękę, na której się zatrzymało. Jej rozpacz sięgnęła zenitu. Z zaczerwienionymi od płaczu oczyma, wybiegła z budynku w leśną głuszę. Ściskała w dłoni piórko, które było jedynym dowodem na to, że naprawdę spotkała brata.
Zatrzymała się gwałtownie, czując przeszywające zimno w prawej dłoni. Rozchyliła palce i zamiast pióra, ujrzała topniejącą kostkę lodu. Mimo tego, nie wypuściła jej z uścisku.
Zapatrzyła się na nią i nie zauważając wystającego korzenia, potknęła się, lądując na ziemi. Od razu straciła przytomność, uderzając skronią o ostry kamień.

Ciszę panującą w lesie przerwało głośne wycie.
Wilki, leśne duchy, zbliżały się do Ophelii, wyczuwszy krew. Ona nie mogła nawet krzyczeć. Nie mogła nic. Nie dane jej było zobaczyć nawet swoich oprawców.

Dzień później, miejscowy leśniczy, znalazł rozszarpane przez leśną zwierzynę ciało dziewczyny, która w zaciśniętej dłoni trzymała małe, białe piórko…

Szczerze mówiąc, nie wiem, co sądzić o tym tekście.
Warsztatowo jest tak sobie. Na początku chciałam pochwalić, ale potem podobało mi się coraz mniej. Nie ma jakiś rażących błędów, te które udało mi się znaleźć wypisałam. Styl mnie jednak nie porwał. Powtórzenia może i były zamierzone, ale jakoś mnie raziły. Nie wiem dlaczego.
Co do wcześniejszych sporów: Mnie również nie przekonuje ten wątek z deszczem stukającym o parapet. Znaczy wiem, że wydaje to jakiś tam odgłos, ale wszystko zależy też od okien. Czasem po prostu hałas jest tak wygłuszony i nie słychać tego. Zdaje sobie sprawę, że trzeba było jakoś zacząć, a każdy chce zacząć ładnie, pokazać czytelnikowi, że ma finezję i polot. Droga Autorko, początek tekstu jest ważny, od niego wiele zależy. Trzeba zwracać na niego baczną uwagę. To taka rada na przyszłość.
Dalej... Nie przekonuje mnie również sytuacja,w której dziewczyna biegnie przez las, w ciemności, ubrana tyko w jakąś koszulinę. To pewnie miało dodać dramaturgii, mnie trochę rozśmieszyło.
Właśnie z fabułą mam tu duży problem. Przez jakiś czas po zakończeniu czytania dumałam, jak mam rozumieć tytuł w kontekście całości. Bo mamy chłopaka, który zginął. Wrócił żeby się zemścić (nawiasem mówiąc, wrócił jako anioł O.o Zawsze sądziłam, że w niedokończone sprawy i zemsty bawią się duchy, które, nie mogąc znaleźć ukojenia, błądzą między światami, a anioły cieszą się i śpiewają w chórkach w niebie - ten motyw też mnie nie przekonuje), zemsty dokonał, ale nie wiem, czy miał prawo, bo po co pchał się do tamtego samochodu? i nie może wrócić. Ale dziewczynę porzuca, a efekcie ona ginie. Stawiałabym, że jednak tytuł nawiązuje, do tego, co z nią się stało, ale chyba muszę jeszcze trochę pomyśleć.
Sam dialog wyszedł trochę patetyczny, ale to jest obecne w całym utworze i nie razi mnie to specjalnie. Dziewczyna jest młoda, wtedy się takimi kategoriami myśli.

Podsumowując, moim zdaniem całość powinna zostać głęboko przemyślana - jednak jest lekko chaotyczna. Na tę chwilę mogę dać maksymalnie 4/10.

Mam nadzieję, że moja pisanina do czegoś się przydała.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#7
Tak, przydała się. Dziękuję za opinię Smile
' Nigdy nie zapominaj, chodzimy nad piekłem, oglądając kwiaty... '

~ M e m e n t o M o r i .
Odpowiedz
#8
Droga Early GreyHeart
Po prostu: "wpaść w objęcie Morfeusza". I tyle. Shy
Trochę przesadziłem z tą krytyką. Wybacz. Teraz, gdy przeczytałem cały utwór, zyskał on w moich oczach pewne, niewielkie uznanie Shy. Zmieniłem zdanie. Wracaj natychmiast znad jeziora. Wędkę sprzedaj na Allegro i pracuj nad swoim warsztatem. Z biegiem czasu będziesz pisać lepiej. Tylko nie upraszczaj tak wszystkiego, nie lekceważ realiów (np. w jaki sposób Ofelia opuściła dom? Przez okno? Wyszła drzwiami? Dlaczego się nie ubrała, tylko poleciała jak szalona w koszuli? Jeśli spotkanie było umówione- miała na to czas. Jakim cudem nikt z domowników nie spostrzegł jej wyjścia? To zastanawiające. Przecież nie spali. Właściwie to czemu ich nie uśpiłaś? Gdyby spali wszystko byłoby logiczne. Rodzinka śpi jak zabita i nie ma pojęcia co ta mała wyczynia. Dlaczego ona chce, żeby brat-anioł ją zabrał? Czy jej życie w tym domu było aż tak pełne cierpienia? Nic o tym nie wiemy. Sam anioł - wygląda na życiowego rozbitka, a nie na pełną światła i mocy istotę z Nieba. Może chodziło ci o ducha? I tak można wymieniać jeszcze długo) Zbyt wiele niedomówień, niejasności. W ten sposób nie stworzysz niesamowitego nastroju, który pamięta się jeszcze długo po przeczytaniu. Nie dbasz o realia. Tego nie wolno ci robić, bo nikogo nie przekonasz i nie zainteresujesz. Jeśli już dzieje się coś niezwykłego- musisz to dobrze uzasadnić, sprawić, by czytelnik uwierzył, że tak rzeczywiście mogło się zdarzyć. Wszechobecna aura tajemniczości- zbyt natrętna, sztuczna i drażniąca, jest słabą stroną tego tekstu. Wydaje mi się, że za mało krytycznie patrzysz na swoje pisanie. Może dlatego, że piszesz szybko, nie masz cierpliwości by poprawiać każde zdanie aż do perfekcji, dokładnie przemyśleć całą fabułę utworu, jego strukturę itp. A powinnaś ją mieć. Bez nieustannej pracy nad sobą nie zostaniesz dobrą pisarką. Życzę Ci żebyś osiągnęła w sztuce pisania sukces. Pozdrawiam.
Odpowiedz
#9
(27-09-2011, 12:37)Earl_Grey napisał(a): Nie wiem, czy dobrze określiłam dział, ale jeśli jest coś nie tak, to prosiłabym o przesunięcie Smile



Krople deszczu stukały o blaszany parapet, nie pozwalając zasnąć mieszkańcom domu. Usilnie próbując oddać się w objęcia Morfeusza, nie zdawali sobie nawet sprawy, że kogoś brakuje.
Ophelia, bo tak miała na imię owa ,,zguba”, ruszyła w mrok nocy przez las. Ubrana tylko w zwiewną, szafirową koszulę, przedzierała się przez chaszcze. Pojedyncze gałązki muskały jej ciało, zostawiając za sobą krwawe ślady. Czekoladowe kosmyki długich włosów zaczepiały co jakiś czas o różnorakie rośliny, przez co były w zupełnym nieładzie. Pełne nadziei, szmaragdowe oczy zaszkliły się i po zaczerwienionych policzkach dziewczyny popłynęły łzy.
Nie przejmowała się nawet przeszywającym zimnem. A zwłaszcza bosymi stopami, które były pełne bąbli i ran.
Jej celem był stary, opustoszały dom, stojący na obrzeżach lasu.
I póki co, nic nie mogło sprawić, żeby zmieniła cel swojej nocnej wyprawy.

Wnętrze budynku nie wyglądało ciekawie. Farba odchodziła ze ścian, w podłodze nie było niektórych desek, a drzwi najwyraźniej zostały wyrwane z zawiasów.
Ale Ophelii to nie przeszkadzało. Nie zwlekając długo, weszła do pierwszego z brzegu pomieszczenia i usadowiła się pod przydymioną ścianą. Wbiła wzrok w dziurę na suficie i czekała.
Nie wiedziała do końca na co, ale przecież jej obiecał. Że przyjdzie, że to wszystko się skończy, że ją stąd zabierze. Ale czy mówił prawdę? Tego nie wiedziała, ale bardzo chciała, żeby tak było.
Może to były tylko puste słowa. Bo czy można uwierzyć komuś, kto po roku nieobecności pojawia się nagle diametralnie zmieniony? Rozpoznać, kiedy mówi prawdę, a kiedy kłamie?
Podobno człowieka poznaje się dopiero po jego śmierci. I to by miało pewien sens, gdyby nie to, że z trupem nie da się porozmawiać. Ale są pewne wyjątki od reguły i takim właśnie wyjątkiem był on – anioł. Dobra istota, która powinna służyć, ale bynajmniej nie szkodzić.
Kochała go. Kochała go jak nikogo innego na świecie.
Przecież Dylan był jej bratem. Tęskniła za nim. Nie mogła pogodzić się z jego śmiercią. Z jego brakiem wśród żywych.
Minął rok, odkąd zdarzył się pewien feralny wypadek, w którym tak właściwie najbardziej ucierpiał Dylan. Jego upici prawie do nieprzytomności znajomi nie myśleli nawet o konsekwencjach jazdy po alkoholu. Dla nich ważna była tylko zabawa.
A że on siedział z przodu jako pasażer i to właśnie prawa strona samochodu została najbardziej wgnieciona w drzewo, to oczywiście nie wina kierowcy, absolutnie! Przecież to nie on kazał mu siadać właśnie w tym miejscu, prawda? A te kilka piw i drinków, było wypitych tylko dla ,,rozluźnienia atmosfery”. Kto się spodziewał, że to będzie miało aż tak poważne skutki?
Po kilku miesiącach wrócił. Wrócił, bo miał kilka niezałatwionych spraw. Ale załatwianie ich wymknęło się spod kontroli i nie może już Tam wrócić.

Pamięta, jak ją przepraszał.
Że sprawił tyle bólu, że zniknął bez pożegnania, że dokonał zemsty, która była słodsza, niż się spodziewał…
Obiecał, że już zawsze będzie przy niej, a teraz co? Przez dwa tygodnie nie dawał znaku życia i nagle chce się spotkać.
Tak bardzo pragnęła go znowu zobaczyć, że nic innego się dla niej nie liczyło.

Cichy trzepot rozdarł pełną oczekiwania ciszę.
Ophelia zerwała się z miejsca i ustała jak sparaliżowana. Odgłos zdawał się być coraz bliżej, aż w końcu, zza drzwi zaczęło powoli wychylać się ogromne, białe skrzydło. Potem drugie, a na końcu ich właściciel.
Na widok brata, Ophelia prawie pisnęła z radości, a po policzku spłynęła jej łza.
Ciemne, przydługie włosy okalały jego zmartwioną twarz. Orzechowe oczy były pełne bólu, a usta wykrzywił smutny uśmiech.
Ku zdziwieniu dziewczyny, ubrany był w ten sam, czarny sweter i jeansy, które miał na sobie w dniu śmierci.
Nagle, zbliżył się do Ophelii i objął ją mocno. Ona odwzajemniła uścisk i wtuliła się w jego ramię.
Jeszcze raz chciała poczuć się jak mała dziewczynka, którą pociesza starszy brat.
- Przepraszam – wyszeptał jej do ucha – ale musimy się pożegnać.
Te słowa były niczym energicznie wymierzony policzek.

- Co ?! – wrzasnęła, odsuwając się od brata – jak to ?!
On nie odpowiedział nic. Złożył tylko delikatny pocałunek na jej czole i uronił łzę. Spojrzał raz jeszcze w głębokie, zielone oczy siostry, a jego usta ułożyły się w bezgłośne ,,przepraszam”. Odwrócił się na pięcie i nim Ophelia zdążyła mrugnąć, Dylana już nie było.
Tylko małe piórko, unoszące się przez chwilę w powietrzu, zaczęło powoli opadać. Ophelia upadła na kolana, uniósłszy do góry rękę, na której się zatrzymało. Jej rozpacz sięgnęła zenitu. Z zaczerwienionymi od płaczu oczyma, wybiegła z budynku w leśną głuszę. Ściskała w dłoni piórko, które było jedynym dowodem na to, że naprawdę spotkała brata.
Zatrzymała się gwałtownie, czując przeszywające zimno w prawej dłoni. Rozchyliła palce i zamiast pióra, ujrzała topniejącą kostkę lodu. Mimo tego, nie wypuściła jej z uścisku.
Zapatrzyła się na nią i nie zauważając wystającego korzenia, potknęła się, lądując na ziemi. Od razu straciła przytomność, uderzając skronią o ostry kamień.

Ciszę panującą w lesie przerwało głośne wycie.
Wilki, leśne duchy, zbliżały się do Ophelii, wyczuwszy krew. Ona nie mogła nawet krzyczeć. Nie mogła nic. Nie dane jej było zobaczyć nawet swoich oprawców.

Dzień później, miejscowy leśniczy, znalazł rozszarpane przez leśną zwierzynę ciało dziewczyny, która w zaciśniętej dłoni trzymała małe, białe piórko…

Katastrofa jęzsykowa
pogrubione to cua logiczne i stylistyczne
na czerwono - błędy.

Ogólnie narrację cechuje ten rodzaj egzaltacji, którą określę zdaniem-cytatem:
był jasno odziany w ciemne szaty
Należałby to przeczytać uważnie, pozbyć sie katastrof językowych i może wtedy...
Ale nie! Fabuła to z kosmosu raczej, ani logiki psychologicznej, ani dramaturgi. Piórko i wilki?

1/10
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#10
Dziękuję bardzo za rady Smile
Wiem, że to szydło, mydło i powidło bez ładu i składu . Ach, ten skomplikowany umysł młodzieży, 100 pomysłów na minutę i zbyt bujna wyobraźnia.
Prawdę mówiąc, ten tekst był wstawiony dla sprawdzenia, jak beznadziejny miałam warsztat jakieś kilka lat temu .
Wygrzebałam to króciutkie opowiadanko z dna komputera i chciałam sprawdzić, co inni o nim myślą.
Nie mam tendencji do pisania na komputerze, tworzę raczej na papierze, więc to było jedyne, jakie udało mi się znaleźć.
' Nigdy nie zapominaj, chodzimy nad piekłem, oglądając kwiaty... '

~ M e m e n t o M o r i .
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości