01-06-2019, 07:20
Ta podróż mnie zmienia. Droga wyboista, ostrym kamieniem zmęczenie, dyskomfort. Jednak nowość w spojrzeniach, dźwięk wiadomości trafia w sedno. Karuzela wsparcia jak fuga twardnieje, odporna na rozczarowania. W promocji gratis. Tylko żeby nie ciągnąć za język, nie ciągnąć za język, więcej nie musieć.
Nie chcę już cierpieć. Kopać się z głupim sercem. Dławić powietrzem. Może się zastrzelę?
Nie chcę wyjść i potem już nie chcę wracać. Może by tak przenieść dom bliżej, ustawić w nim trzeźwe noce i kogoś w kącie? Nieopatrzne potykanie. Szczerbatość skosem w gardle dławi uczucia. Lepiej i gorzej. Jutro znów pierogi, z miodem czerstwy chleb.
Głupi truizm nalicza wagę słów, za słaby głos by wołać, zbyt cenny, by bez celu biec. Co mi zostało? Przekuć twoją część w siebie i czekać cicho w łóżku na osiem stóp, ale tam zamieć i mróz. Nie widać wyraźnie, nikt nie powie stop. Nie zapytam. Połamana drabina, na którą chcę się wspiąć i brzytwą Ockhmana unieruchomić moment zachwytu. Bezwstydnie pożądać, bo to niewinne, gdy poza zasięgiem. Kiedyś się spełni…
Mam w torbie chili, w zanadrzu, na atak w oczy spasłej świni. Mocno trzymam klucze, jak mnie któryś silny i bliski nauczył. "Nie puszczaj, po wstaniesz". Może. Jak inni chwytają niepewnie bez ryzyka, kiedy można dotknąć. Na chwilę. A ciśnienie rośnie, że to już ten chwyt pijarowy z podaniem ręki na zyskanie sztucznej bliskości. Rekin w polu widzenia ofiary! Odpłynąć!
Gdzie ten spokój, którego szukam?
Wybacz tą agresywną potrzebę złorzeczeń na ten typ bliskości, gdzie zniewolenie jest środkiem do celu – przyjaźni. Trującej. Mówiłeś: nie potrafię inaczej. A ja mówię: nigdy nie przebaczę.
Podstępu, fabrykatu, który zrobił ze mnie potwora. I tego, że w to uwierzyłeś.
A ty wciąż wijesz się tam, pomiędzy czarnym i białym. Dolewasz spragnionym. Rzucasz te same spojrzenia na ulicę, które mnie oczarowały. Niestrudzenie.
Nie chcę, a tak bardzo potrzebuję. Moje preparaty splugawione odkładam na miejsce. Pozbawione treści. Niech już zgasną. Zrobię z nich asamblaż na wielkim globusie i zaznaczę: tutaj jesteś.
Tam, gdzie nigdy nie byłeś.