Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Jak powstały gildie.
#1
Na wstępie. Mam nadzieję, że się podoba. To tyle.


Jak powstały gildie.
- Biedactwo, biedactwo. Tak mi szkoda! Panie…
Mała, szara istota człekokształtna z bardzo wystającym kręgosłupem leżała na kamieniu i kwiliła.
- Wystarczy, to nie twoja wina – stanowczo powiedział elegancki mężczyzna z długim, sterczącym wąsem.
- Moja, bo to, co się wydawało dobre, było… złe. – Poczwara podniosła swoje ogromne niebieskie oczy na rozmówcę.
Do rozmowy włączył się kolejny mężczyzna. Ogromny jak nosoróg, w ciężkiej zbroi zrobionej z czarnego alastu.
- Nie ma co rozpaczać, dobrze wiemy, że jedynym zagrożeniem jest ten… kłusownik – wycedził przez zęby, po czym uderzeniem pięści rozbił skałę wielkości pocisku do Trzebuszu.
- To prawda, taki błąd, niczym dzieci! Masz plan olbrzymie? – Czarno włosy mężczyzna spojrzał pytająco na wojownika.
- Śmierć jest jedynym rozwiązaniem. Na pewno nie spodziewa się ataku tak szybko. – Krzywy uśmiech pojawił się na twarzy człowieka zwanego Palaarem.
- W całym Nordhold mamy jeszcze wielu zwolenników, ja się tym zajmę. Ty poczwaro, zrób coś użytecznego i napraw krąg runiczny. Możemy na ciebie liczyć? Mam nadzieję – pewnie wypowiedział elegant o imieniu Elus.
- Już biorę się do pracy, w tym momencie – przymilającym tonem odpowiedział zdeformowany karzeł.
Trzy dni później…
W małej chatce, na zboczu Gór Końskich, żył od niedawna mężczyzna zwany Kłusownikiem. A zwany tak dlatego, ponieważ kiedyś był kłusownikiem, teraz nic się nie zmieniło, oprócz rodzaju pracy. Nadal strzelał z kuszy i zastawiał pułapki, ale wtedy na zwierzęta. Teraz na ludzi, którzy mogli zagrażać ładowi i porządkowi panującemu w Centrilus. Jego domek stał koło pięknego, dziesięciometrowego wodospadu, który wpadał do malowniczego jeziorka. Wszystko wyglądało przecudnie, każdy po ujrzeniu tego krajobrazu przystawał i podziwiał. By zmazać to wrażenie wystarczyło wejść do pozornie normalnej chatki bohatera. W powietrzu unosił się smród palonych liści „drzewa życia”. Aż ciężko było oddychać. Wszędzie smród i brud. Bohaterowie nie powinni żyć w takich warunkach, chyba, że chcą. Oprócz Kłusownika, który na imię miał Lorad, zamieszkiwał tę małą chałupkę Kolat, ojciec Lorata .Mam coś zupełnie nowego, niesamowite, wspaniałe! – Po raz kolejny stary, wychudzony ojciec bohatera zaciągnął się śmierdzącym skrętem.
- Tak tato, mi też smakuje – powiedział syn i zaśmiał się głośno.
- Wiesz młody, chyba jestem na to za stary. – Starzec zapadł w sen. Po paru godzinach obudził go głośny trzask, trzask wyłamywanych drzwi. Do domku wszedł olbrzymi mężczyzna w czarnej, ciężkiej zbroi z ogromnym kołnierzem i jeszcze większymi naramiennikami, które sięgały wysokością uszu właściciela. Nim Kolat wstał z fotela, w którym usnął olbrzym podszedł do niego szybkim krokiem i złapał za szyję, podniósł niczym szmacianą lalkę i patrzył jak twarz staruszka zaczyna sinieć. Z izdebki obok wyszedł Lorad. Kiedy zobaczył co się dzieje podbiegł do komody, odsunął trzecią szufladę i wyciągnął z niej sporą kuszę i dwa bełty ogłuszające. Szybko zakręcił korbą i umieścił pocisk na miejscu, wycelował, strzelił. Bełt trafił prosto w głowę, tuż nad uchem. Starzec opadł ciężko na deski, w tym samym czasie próbując złapać spazmatycznie powietrze.
- Za Kalasa – wrzasnął młodzieniec, i z drugiej szuflady w komodzie wyciągnął miecz. Lekko zakrzywiony, jednosieczny, bardzo ostry. Zadał parę uderzeń, których przeciwnik nawet nie próbował zablokować. Na czarnej zbroi zostały tylko rysy. By Lorad mógł trafić przeciwnika w głowę, musiałby podskoczyć. Rywal wykorzystał chwilę spokoju i wyciągnął jakby z nikąd miecz, a raczej kawałek miecza. Złapał go oburącz, choć miał zaledwie trzydzieści centymetrów i zaczął krzyczeć. Całe jego ciało otoczyła dziwna, czarna aura, a po chwili miecz począł rosnąć, jakby się regenerował. Nie minęła minuta, a czarne ostrze miało około dwóch metrów. Aura zniknęła, ogromny, magiczny miecz kontra zwykła maczeta. Spojrzenie olbrzyma było szalone, a jego rywala przepełnione strachem.
Odpowiedz
#2
Początek jest bardzo wymagający dla czytelnika. Błyskawicznie wprowadzasz kolejnych bohaterów i po pierwszych zdaniach chyba nikt już nie wie, kto jest kto i jak wygląda. Kolejno: pierwszy bezimienny człowiek, który mówi a czytelnik w ogóle go nie widzi, potem istota człekokształtna, potem „elegancki mężczyzna”, za nim „kolejny mężczyzna”. Potem jest jakiś Palaar, Elus (ach to ten elegant) i wreszcie „zdeformowany karzeł”. Ja tej sceny zupełnie nie widzę. W drugiej części, od słów „Trzy dni później” jest lepiej, ogarnąłeś trochę ten chaos i coś się dzieje, nareszcie widzimy bohaterów.

Teraz błędy.
„Trzebusz”. Powinno być chyba „trebusz”, prawda?
„Czarno włosy”. Piszemy razem – czarnowłosy.
„Krąg runiczny”. Słyszałem o kamieniach runicznych, napisach runicznych, lecz krąg runiczny to nowość. Możliwe, że się mylę, w każdym razie lepiej brzmiałoby zdanie: krąg z kamieni runicznych.
„Kolat, ojciec Lorata”. Powinno być Lorada, skoro imię brzmiało Lorad.
„Nim Kolat wstał z fotela, w którym usnął olbrzym” To Kolat spał na kolanach u olbrzyma?? Brak przecinka zmienia sens zdania.
„Z nikąd”. Znikąd.
"choć miał zaledwie trzydzieści centymetrów i zaczął krzyczeć”. Krzyczący miecz?

Moim zdaniem tekst do gruntownej poprawy.
Pozdrawiam,
Hillwalker.
Odpowiedz
#3
Dzięki za poświęcony czas, przy najbliższej okazji poprawię tekst.
Odpowiedz
#4
Cześć,

Cytat:- Biedactwo, biedactwo. Tak mi szkoda! Panie…
w ogóle nie rozumiem jaki jest sens tego wersu.

Cytat:Mała, szara istota człekokształtna z bardzo wystającym kręgosłupem leżała na kamieniu i kwiliła.
Wytłuszczony fragment jest trochę za bardzo przymiotnikowy (ale się czepiam). Możesz dać chociażby:
Szara, człekokształtna istotka...
Istotka - wiadomo, że nie duża.

Cytat:- Moja. Bo to, co się wydawało dobre, było… złe. – Poczwara podniosła swoje ogromne niebieskie oczy na rozmówcę.

Cytat:Do rozmowy włączył się kolejny mężczyzna. Ogromny jak nosoróg, w ciężkiej zbroi, zrobionej z czarnego alastu.
Czarny alast? Może atłas? Ale to chyba nie nadaje się na zbroje.
Ogromny jak nosoróg?! Radzę sprawdzić co to za zwierz, bo pomimo swojej mylącej nazwy wcale nie jest duże jak nosorożec.

Cytat:- Nie ma co rozpaczać. Dobrze wiemy, że jedynym zagrożeniem jest ten… kłusownik – wycedził przez zęby, po czym uderzeniem pięści rozbił skałę wielkości pocisku do Trzebuszu.
'Trzebusz' już wyjaśniony.

Cytat:- To prawda, taki błąd, niczym dzieci! Masz plan olbrzymie? – Czarno włosy mężczyzna spojrzał pytająco na wojownika.
Kropki, zamiast przecinków. Przeczytaj na głos i tam gdzie głos zatrzymasz na dłużej, daj kropkę.
Mam rozumieć, że ten olbrzym, to ten wielkości nosoroga? Big Grin

Cytat:Ty poczwaro, zrób coś użytecznego i napraw krąg runiczny. Możemy na ciebie liczyć?
Jeśli to nie miało być obrazą, to po 'Ty' powinien być przecinek.

Cytat:przymilającym tonem odpowiedział zdeformowany karzeł.
Czyli to coś na początku to był zdeformowany karzeł?
To nie lepiej od razu było napisać: Szarzy karzeł z wystającym kręgosłupem?

Cytat:W małej chatce, na zboczu Gór Końskich, żył od niedawna mężczyzna zwany Kłusownikiem. A zwany tak dlatego, ponieważ kiedyś był kłusownikiem, teraz nic się nie zmieniło, oprócz rodzaju pracy.
Przeczytaj to sam, kilka razy. Mercedes wśród zgrabności językowej i logicznej Smile

Cytat:trzask wyłamywanych drzwi.
Może wywarzanych?

Cytat:Na czarnej zbroi zostały tylko rysy. By Lorad mógł trafić przeciwnika w głowę, musiałby podskoczyć. Rywal wykorzystał chwilę spokoju i wyciągnął jakby z nikąd miecz, a raczej kawałek miecza. Złapał go oburącz, choć miał zaledwie trzydzieści centymetrów i zaczął krzyczeć. Całe jego ciało otoczyła dziwna, czarna aura, a po chwili miecz począł rosnąć, jakby się regenerował. Nie minęła minuta, a czarne ostrze miało około dwóch metrów. Aura zniknęła, ogromny, magiczny miecz kontra zwykła maczeta. Spojrzenie olbrzyma było szalone, a jego rywala przepełnione strachem.
I ten 'olbrzym' stał sobie prawie minute, czekając aż urośnie mu miecz?


Nie wspominając błędów interpunkcyjnych.

Ten olbrzym psuje mi wszystko. Cały czas mam przed oczyma inny obraz niż chciałeś (chyba) przedstawić. Ogólnie takie chaotyczne, napisane na szybko.
"Umierając we własnych łożach, za wiele lat, będziecie chcieli zamienić te wszystkie dni, na jedną szansę, jedyną szansę, aby tu wrócić i powiedzieć naszym wrogom, że mogą odebrać nam życie, ale nigdy nie odbiorą nam naszej wolności!" William Wallace
Odpowiedz
#5
Dzięki za komentarz.
Co do tego alastu- to po prostu metal, który istnieje tylko w tym świecie.
I nosoróg -faktycznie, mój błąd.
Odpowiedz
#6
No, troszeczkę się narozrabiało, jak na tak krótki tekst. Błędy już zauważyli poprzednicy, także nie ma co powtarzać.
Ogólnie mało interesujący tekst. Myślę, że pomysł zasługuje na szersze rozwinięcie i lepsze opracowanie.
Zdecydowana większość jednak do poprawki. Warto czasem dwa razy rzecz przeczytać przed wklejeniem.

Ocena 2/5 gwiazdek jest jak najbardziej słuszna.

Oby następne było, i lepsze Wink
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz
#7
Przeczytałem tylko pierwszą część (do momentu "3 dni później - nota bene, takie wstawki w opowiadaniu nie wyglądają najlepiej). I za nic nie mogę się skupić na tekście, bo przez oczami wciąż mam "bardzo wystający kręgosłup" człekokształtnej istoty. Szczęka ma w zdumieniu opadła na stopy i gniecie mi palce, a ja sobie ciągle próbuję to wyobrazić i za cholewę nie mogę. Jak to, "wystający kręgosłup". Nawet BARDZO wystający. To znaczy że co? Że on wystawał POZA ciało, tzn wyrastał z pleców (piszę "plecy", bo istota była człekoształtna)? Czy jak?

No nie widzę tego. I do tego bolą mnie stopy.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#8
Witam, może powinienem napisać: Z bardzo podkreślonym kręgosłupem?
Odpowiedz
#9
Cytat:Mała, szara istota człekokształtna z bardzo wystającym kręgosłupem leżała na kamieniu i kwiliła.

"z wyraźnie zarysowanym kręgosłupem" by wystarczyło, a samo określenie "człekokształtna" trochę tu przeszkadza. Właściwie wystarczyłoby zarysować albo jedno, albo drugie, czyli albo mowa o kręgosłupie, albo o tym że człekokształtna. Moim zdaniem do przeredagowania.Wink
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz
#10
Dobra, oto kolejna część. Miłej lektury i dzięki za komentarze.




Elus, kim była naprawdę ta osoba? Na pewno bardzo elegancką i obytą personą. Teraz. A dawniej? Każdy miał kiedyś rodzinę, nawet tego nie pamiętając. On nadal miał brata i ojca, ale los chciał by, zawsze przez ojca faworyzowany Elus spadł na drugie miejsce. W ten sposób stracił brata, ale przede wszystkim, swojego jedynego rodzica. Chęć zemsty była silniejsza, niż chęć pojednania. On miał być numerem jeden, nawet za cenę życia… swojego ojca.
Teraz maszerował z uzbrojonymi po zęby wojownikami z Nordhold. Coraz bliżej stolicy, gdzie rozpocznie się jego zemsta, ojciec zobaczy kto powinien być faworyzowany. Wraz z armią wszedł do małej wioski położonej jakieś trzy dni spokojnego marszu od stolicy… Astyli. Nie w jego stylu były gwałty i grabieże, wojownicy z północy też się tym nie parali. Lecz tej nocy… musieli zrobić wyjątek, by zademonstrować swoje możliwości. Pięć tysięcy zbrojnych i trzysta kobiet. Elus często myślał, tego wieczoru patrząc na pożary, gwałty i zabójstwa, stwierdził:
- Podczas wojny… najbezpieczniej być żołnierzem.
Rano, bez pośpiechu wyruszyli dalej. Prosto do celu, by sparaliżować całe Centrilus.
Tak jak przewidywał, wraz ze swoją armią stanęli pod murami stolicy, horda nie zrobiła wrażenia na mieszkańcach. W mieście było co najmniej piętnaście tysięcy wojowników.
- Synu wyklęty – krzyczeli pogardliwie z murów mieszkańcy. – Co chcesz zrobić z tą gastką? Nie masz nawet wież oblężniczych!
- Mam ludzi i mam wasze lasy, możemy zrobić drabiny! – odwrzasnął.
Wydał kilka rozkazów i po godzinie obozowisko rozciągało się na około murów miasta, a pierwsze drabiny zostały złożone.
- Krew może się lać, byle nie byłaby moja – powiedział sam do siebie Elus, w tej samej chwili pierwsza drabina oparła się o mury, mieszkańcy się tego nie spodziewali. Stwierdzili, że tylko szaleniec by się na to zdobył. Pozbawione obrony baszty i blanki w mgnieniu oka zostały sforsowane, a doskonałe wyszkolenie wojsk północnych przeważyło w starciach z obrońcami. Paraliż całego miasta. Przez następne dni trupy piętrzyły się w fosie zamkowej, a mieszkańcy jeszcze nie rozumieli jak mogli do tego dopuścić. Prześladowania i inne represje były na porządku dziennym, cenzura wszystkiego, zakaz krzywego patrzenia na zdobywców, zakaz myślenia. Kategoryczny zakaz myślenia. Pewnego dnia, nowe władze miasta ogłosiły apel, jak każdy teraz, był obowiązkowy.
- Nie myślcie sobie, że my chcemy dla was źle. My chcemy dobrze i żeby zrekompensować wam ten przelew krwi, stworzyliśmy nowy trunek, zwany ognistą wodą! Specjalna cena, dla każdego i tylko dla was!
Blade uśmiechy, oczywiście wymuszone i obowiązkowe zawitały na twarzach obywateli. Nie wiedzieli jeszcze, że z pierwszą butelką nowego napoju sprzedadzą duszę diabłu. Napój był tak tani, że stał się nieodłącznym towarzyszem, niemalże każdego. Z każdą nową butelką „Piekielnego języka” znikał jakiś filet, ryba, zamykano sklepy, manufaktury i inne nie państwowe instytucje i firmy. Każdy uważał, że nie ma sensu się buntować, no bo dlaczego? Bo w szkołach zaprzestano uczyć historii? Przecież jest dobrze, jest ta woda, święta woda, która pali w język, ale rozgrzewa serce. Ludzie mieli nadzieję, że nikt z zewnątrz nie spróbuje odbić miasta. To mogło by oznaczać koniec, koniec życiowej sielanki, koniec, na zawsze.
Był chłodny poranek, chmury nieco przesłoniły niebo, a klucze ptaków z krakaniem odlatywały na południe. Plac przed ratuszem był pełen, żaden apel, ani darmowy przydział ognistej wody. Ludzie, którzy przeżyli od piętnastu do dwudziestu pięciu dni swojego imienia, stali z flagami i transparentami głoszącym: Nie dla okupanta, nie dla cenzury, nie dla terroru! Pięć tysięcy młodych mieszkańców byłej stolicy, zjednoczeni, dumni i pewni zagrożenia, wydawać się mogło, że są skałą nie do ruszenia.
- Mięsa, chleba, a nie wody – w całym mieście rozchodziły się okrzyki.
Trwali tak kilka godzin, niestrudzeni, ciągle pewni tego co robią. W końcu władze wyszły i przepowiedziały:
- Informujemy, że owe wystąpienie jest nielegalne, rozejdźcie się, albo użyjemy siły – grzmiał głos Elusa wydobywający się z tuby.
- Dasz palec, pożrą rękę – szepnął jeden z generałów do mówcy, a ten odparł.
- Niech poleje się krew.
Z ratusza wyszło tysiąc, uzbrojonych po zęby wojowników z północy. Tłum nadal trwał, lecz nerwowa atmosfera ogarnęła wszystkich. Wojsko było coraz bliżej, żadnego ruchu, dziesięć metrów od protestujących… i nagle ci rozbiegli się w uliczki. Na placu pozostał tylko dobrze zbudowany blondyn, z flagą osadzoną na drzewcu, szedł powoli w przeciwną stronę, niż wszyscy. Kiedy stanął naprzeciwko wojaków, spojrzał na nich i złamał drzewiec na kolanie, cisnął nim o ziemię, po czym szybszym, już krokiem oddalił się. Tego dnia zatrzymano połowę z członków protestu, co dziwne więzienia nie były wcale pełne. Tylko ciał w fosie było coraz więcej. Miasto zostało stracone.
Odpowiedz
#11
Przeczytałem pierwszą część, żeby wczuć się w klimat. Za wiele nie pomogło, jakoś w ogóle nie czuję powiązania pierwszej części z drugą. Tam mamy grupę kompanów, tu zostaje tylko jeden z tamtych wojowników. A reszta gdzie znikła?

Przechodząc do tekstu.
Cytat:On nadal miał brata i ojca, ale los chciał by, zawsze przez ojca faworyzowany Elus spadł na drugie miejsce
Powinno być raczej "...ale los chciał, by zawsze..." - bo w twojej wersji to zdanie nie ma sensu.

Cytat:On miał być numerem jeden, nawet za cenę życia… swojego ojca.
Po co być numerem jeden, dla kogoś kogo chcemy zabić? Huh
Po wielokropku powinna być duża litera, tak mi się zdaje.

Cytat:Lecz tej nocy… musieli zrobić wyjątek, by zademonstrować swoje możliwości.
Nadużywasz wielokropka, w momentach gdzie w ogóle jest niepotrzebny.

Cytat:- Synu wyklęty – krzyczeli pogardliwie z murów mieszkańcy.
W fortecy 15 tysięcy wojska, a na murze stali mieszkańcy?

Cytat:- Krew może się lać, byle nie byłaby moja – powiedział sam do siebie Elus, w tej samej chwili pierwsza drabina oparła się o mury, mieszkańcy się tego nie spodziewali.
Tu się uśmiałem Big Grin "Mieszkańcy się tego nie spodziewali" - Jak można się tego nie spodziewać, skoro koleś z pod murów krzyczy o tym, później przez godzinę jego ludzie składają drabiny na oczach wojska, które za pewne ich obserwowało.

Cytat:Pozbawione obrony baszty i blanki w mgnieniu oka zostały sforsowane, a doskonałe wyszkolenie wojsk północnych przeważyło w starciach z obrońcami.
Nie możliwe jest to że forteca, w której siedzi 15 tysięcy zbrojnych, pada w mgnieniu oka. Nawet jakby na murach stali wieśniacy z widłami, byli by w stanie dłużej się bronić, tym bardziej że odepchnięcie drabiny od muru to nie jest coś niemożliwego.

Dalsza część w ogóle do mnie nie przemawia. Wojownicy podbijają zamek - spoko. Ale jakim cudem wymyślają nowy trunek? Mają alchemików w szeregach? Lekko przekombinowane jak dla mnie.

Cytat:Pięć tysięcy młodych mieszkańców byłej stolicy, zjednoczeni, dumni i pewni zagrożenia, wydawać się mogło, że są skałą nie do ruszenia.
...i nagle ci rozbiegli się w uliczki.
Zjednoczeni! Dumni! Niczym skała! Uciekli w popłochu... Big Grin

Cytat:Na placu pozostał tylko dobrze zbudowany blondyn, z flagą osadzoną na drzewcu, szedł powoli w przeciwną stronę, niż wszyscy. Kiedy stanął naprzeciwko wojaków, spojrzał na nich i złamał drzewiec na kolanie, cisnął nim o ziemię, po czym szybszym, już krokiem oddalił się
Nie rozumiem symboliki złamania transparentu na kolanie. Na twoim miejscu poświęcił bym tego człowieka w imię idei, zgrywał chojraka a stchórzył jak cała reszta. Mógłby się rzucić do walki z przekonaniem, że i tak umrze. Przynajmniej pokazał by ludziom, co to znaczy bunt.
A tak historia ma mizerne zakończenie Sad

Podsumowując :
+ słownictwo
+ pomysł
- straszny chaos w tekście
- nierealne motywy

Pozdrawiam!
[Obrazek: Piecz2.jpg]
"Nigdy nie wiedziałem co jest poezją,
próbuję tylko wytłumaczyć parę spraw."
Odpowiedz
#12
Dzięki za wyczerpujący komentarz. Już prostuję.
Powiązanie tekstów jest takie, że w pierwszej części jest jeden z trzech postaci, a tu jest druga, która wykonuje całkiem inne zadanie.
Co do zaskoczenia, miało to być raczej po upływie jakiegoś okresu czasu. A mieszkańcy lekceważyli atakujących, dlatego mury były bez obrony.

I w końcu odniosę się do tego typa z flagą. Tłum się rozsypał - to miało oznaczać, że ostatecznie nie są w stanie walczyć o swoje racje i poddali się nowemu systemowi, blondyn z flagą symbolizował (dla mnie) ostateczny upadek i utratę wiary w ludzi. Każdy mógł to inaczej odebrać. Jednak jestem o tyle z siebie zadowolony, że końcówka, choć pozornie przeciętna, to ma głębsze znaczenie. Dzięki za komentarz.

Pozdro.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości