01-09-2011, 15:06
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 01-09-2011, 15:09 przez Piramida88.)
Oto jestem ja, człowiek mierny i słaby. Co duszę zaprzedał złu niepokornemu.
Siedzę na ławce, tak jak przed laty, lecz nie taki sam – Inny –tak o mnie mówią.
Szarość powietrza i zgnilizna otacza mnie ramieniem, a brud i hańba szarpią moje imię.
Niegdyś budowałem potężne Kolosea, a teraz niszczeję, jak stare piramidy.
Kimże jesteś istoto ludzka, by nadawać mi imię i targać me uczucia?
Metatronem, upadłym aniołem – Lucyferem, co wychodzi z otchłani?
Boże miłosierny, nie męcz mnie więcej. Weź kata, co stoi nade mną i potrząsa haniebnie.
Podaruj ukojenie kościom zmęczonym i trzewiom palącym.
Niestety, na próżno me błagania. Szczypce już idą, a koło się kręci, jak wskazówki zegara, co stanie w najgorszym momencie.
Patrzę na swój krzyż, który sam wykułem za swego życia. Stoi na górze zbudowanej z mych postępków.
Wybaczcie, wy, kobiety, z którymi siadałem na ławce i szeptałem czule kłamstwa do ucha.
Wybaczcie rodzice, coście na tej ławce morały mi prawili, gdy byłem tylko chłopcem.
Wybacz Boże, że wolę szatana i piekła zastępy, niż Twoje niebieskie zasłony na oczach.
Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz – mówisz mi boska siło niezmierzona.
Stworzyłeś mnie z grzechem i ułomną naturą, a żądasz pokory i chwały dla siebie ?
Za co się pytam?
Gdzie byłeś, gdy ma żona sponiewierana była przez Księdza co tobie miłość przyrzekał?
Gdzie byłeś, gdy żona rodziła i umarła z nowym życiem na rękach, o zacny Panie?
Wolę się palić na stosie i w ogniu szatańskim, niż patrzeć na cyniczne zastępy Twoich aniołów.
Wolę igrać z losem i męki tu na Ziemi przeżywać, niż kochać i wielbić Twoje imię.
Dla mnie jesteś katem, nie Bogiem, co zabronił rajskiego owocu.
Kiedyś byłem piękny, a teraz spowiła mnie brzydota. O inkwizycjo, cała reszta należy do Ciebie.
Siedzę na ławce, tak jak przed laty, lecz nie taki sam – Inny –tak o mnie mówią.
Szarość powietrza i zgnilizna otacza mnie ramieniem, a brud i hańba szarpią moje imię.
Niegdyś budowałem potężne Kolosea, a teraz niszczeję, jak stare piramidy.
Kimże jesteś istoto ludzka, by nadawać mi imię i targać me uczucia?
Metatronem, upadłym aniołem – Lucyferem, co wychodzi z otchłani?
Boże miłosierny, nie męcz mnie więcej. Weź kata, co stoi nade mną i potrząsa haniebnie.
Podaruj ukojenie kościom zmęczonym i trzewiom palącym.
Niestety, na próżno me błagania. Szczypce już idą, a koło się kręci, jak wskazówki zegara, co stanie w najgorszym momencie.
Patrzę na swój krzyż, który sam wykułem za swego życia. Stoi na górze zbudowanej z mych postępków.
Wybaczcie, wy, kobiety, z którymi siadałem na ławce i szeptałem czule kłamstwa do ucha.
Wybaczcie rodzice, coście na tej ławce morały mi prawili, gdy byłem tylko chłopcem.
Wybacz Boże, że wolę szatana i piekła zastępy, niż Twoje niebieskie zasłony na oczach.
Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz – mówisz mi boska siło niezmierzona.
Stworzyłeś mnie z grzechem i ułomną naturą, a żądasz pokory i chwały dla siebie ?
Za co się pytam?
Gdzie byłeś, gdy ma żona sponiewierana była przez Księdza co tobie miłość przyrzekał?
Gdzie byłeś, gdy żona rodziła i umarła z nowym życiem na rękach, o zacny Panie?
Wolę się palić na stosie i w ogniu szatańskim, niż patrzeć na cyniczne zastępy Twoich aniołów.
Wolę igrać z losem i męki tu na Ziemi przeżywać, niż kochać i wielbić Twoje imię.
Dla mnie jesteś katem, nie Bogiem, co zabronił rajskiego owocu.
Kiedyś byłem piękny, a teraz spowiła mnie brzydota. O inkwizycjo, cała reszta należy do Ciebie.