Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Fragment Opowiadania
#1
Witam. Jestem piętnastoletnią dziewczyną, która po trzyletniej przerwie powróciła do pisania i chciałaby się dowiedzieć, czy warto. Zawsze bardzo lubiłam pisać. Kiedy zasiadałam nad czystą kartką papieru, wchodziłam w trans i pisałam bardzo długo. Niestety pewnego dnia porzuciłam pisanie, głównie przez obowiązki i inną pasję, jaką jest rysowanie. Ale ostatnio siostra poprosiła mnie o napisanie jednego rozdziału do jej książki, którą zaczęła pisać zainspirowana sagą o Wiedźminie. Jest to utwór opowiadający o damskiej wersji Geralta ;)

Teraz tylko potrzebuję kogoś z zewnątrz, kto oceniłby moją pracę i powiedział mi, czy warto rozwijać tą pasję i czy będzie ze mnie ktoś, kogo twórczość będzie mieć w przyszłości jakiś odbiorców. Dlatego wstawiam tutaj fragment tego, co udało mi się napisać.

Nie wiem dlaczego, ale po publikacji posta zjada mi akapity.

Niemiłe uczucie wyrwało ją z rytmu marszu. Ciężka i zimna kropla spadła jej na czoło, po uderzeniu spłynęła po twarzy i zatrzymała się na spierzchniętych ustach. Oriana stanęła i spojrzała w niebo. Od paru minut panował mrok, lecz wciąż nie było widać ani księżyca, ani gwiazd. Niebo okryte było gęstymi chmurami. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że z dniem dzisiejszym nastał piąty kwartał roku kilgmachskiego. Co oznaczało, tłumacząc dosłownie, siarczyste deszcze i pluchę. Powietrze będzie ciężkie, co spowoduje mniej komfortowy i trudniejszy marsz. Po ulewie niedogodności nie ustąpią, a jedynie wzmogą się. Przez niektóre miejsca Wyszogrodu nie będzie można w stanie przejść, głównie przez powstałe grzęzawiska. Wszędzie powyłazi robactwo. I to nie byle jakie, a znane wyszogrodziańskie grunastały i fluraki, rozmiarem dorównujące panoszącym się tu gdzieniegdzie knurom. Poza tym tereny podmokłe to również siedlisko, a zarazem żerowisko kelpi, utopców, niks i od czasu do czasu bagienników, na które, pomimo ich łagodnego usposobienia, zawsze należy mieć oko. W dodatku ludzie znów zaczną być niezwykle delikatni na wszelkie nic nieznaczące znaki. Cichy szmer wezmą za czającą się w ciemnościach marę, dzieci dostaną zakaz oddalania się od domu, chłopi będą zarzynać kocięta i zebraną z nich krew trzymać w słoikach pozostawionych przed chatami, wierząc że tak zapewnią sobie bezpieczeństwo. Podsumowując, piąty kwartał roku kilgmachskiego nie jest najłatwiejszym czasem dla ludzi walczących z mrokiem.
Dziewczyna wznowiła marsz, narzucając na głowę kaptur i rozglądając się za miejscem na popas. Wokoło zaczęła unosić się mgła, a co za tym idzie widoczność powoli stawała się ograniczona. Nagle w oddali dostrzegła liche światło. Wszczęła marsz w jego kierunku. Po kilku krokach niespodziewanie zaczęło jej się wydawać, że światełka tak naprawdę wcale nie było. Mgła stała się bardzo gęsta i łatwo można było stracić orientację. Oriana mrugnęła kilka razy, wzrok wyostrzył jej się i znów była w stanie dojrzeć kierunek, z którego dochodził mrugający blask.
Tajemnicze światło okazało się dopalającym się ogniskiem. Od północnego wiatru osłaniało je rozległe drzewo, niemal całe obrośnięte mchem i grzybem. Iskry wydobywające się jeszcze spod sterty pyłu ulatywały w górę, by następnie zatopić się w mroku i zniknąć. Długowłosa, patrząc na ten osobliwy taniec, ogrzewała się przy resztce ciepła ulatującego z popiołu. Po chwili jej serce zaczęło bić szybciej. Kątem oka dostrzegła, że niedaleko znajduje się ktoś poza nią – zapewne poprzedni użytkownik ogniska. Postać leżała tyłem do niej. Spała pod dziurawym nakryciem parę metrów od zgrzybiałego drzewa. Oriana postąpiła kilka kroków w kierunku człowieka, przystanęła i zaczęła szturchać go nogą. Nie miała serca zostawić jakiegokolwiek napitego mężczyzny na pastwę losu stworzeń piątego kwartału roku kilgmachskiego. Szturchnięcia zamieniły się w kopnięcia. Nieznajomy wciąż leżał nieruchomo tak, jak na prawdziwy posiłek przystało. Poirytowana dziewczyna umorzyła działania. Sapnęła, ukucnęła i szarpnięciem obróciła mężczyznę na plecy. Parę ulatujących iskier marnie oświetliło jego twarz. Długowłosa przyjrzała się bliżej i lekko zmieszana odkryła, że dużą część głowy nieznajomego okryta jest zaschniętą krwią. Natychmiast sprawdziła, czy człowiek żyje. Jego klatka piersiowa unosiła się – choć nieco nieregularnie, ale jednak. Patrząc na jego posturę, musiał być jeszcze bardzo młody. Oriana rozpoczęła próbę cucenia, klepiąc go delikatnie po policzku. Jeśli natrafiłaby na byle pijaka, strzeliłaby mu w ryj, ale w tym wypadku miała zamiar być bardziej ostrożna, nie znając dokładnych obrażeń chłopaka.
Po paru minutach dziewczyna dała za wygraną i usiadła obok sterty popiołu. Wszystkie marzące o karierze tancerek iskry dawno już zatańczyły ostatni swój taniec, nie dostając szansy na powtórkę. Oczy zaczęły jej się kleić. Otworzyła swoją skórzaną torbę i wyjęła z niej szorstki, gruby koc. Owinąwszy się nim, położyła się i skuliła, kurczowo tuląc swój dobytek.

***

Chłopak zaczął się wiercić. Obudziwszy się, poczuł zapach porannej mżawki, przemieszany z wonią starego grzyba i mokrej ziemi. Powolutku rozpoczął próbę podniesienia się z twardej powierzchni. Podparł się prawo ręką i uniósł głowę. Przez pierwszą sekundę świat zawirował, następnie wzrok wyostrzył się na opadających z góry gałęziach. Chłopiec z obrzydzeniem odkrył, że cały się lepi i cuchnie. Teraz już całkowicie wstał i rozejrzał się wokół. Wczorajsze ognisko było tylko marną stertą popiołu rozdmuchiwaną przez wiatr. Ziemia od nocnej ulewy stała się śliska i grząska, słońce chowało się za chmurami, a lekki wiatr niósł ze sobą chłód. W dolinie było cicho i pusto. Co jakiś czas z pobliskiego lasu usłyszeć można było niskie odgłosy zwierzyny – niedługo bowiem miało zacząć się rykowisko.
Nagle chłopak odczuł duże parcie na pęcherz. Zaszedł kilka kroków od miejsca spoczynku, wlazł w krzaki i załatwił, co musiał. Wychodząc, skręcił w kierunku płynącego niedaleko strumienia, który znacznie poszerzył się po ostatniej deszczowej nocy. Zdjąwszy koszulę i umywszy się nieco, zauważył swoją twarz. Natychmiast opłukał głowę i włosy, odczuwając przy tym niemiłe pieczenie. Usiadł przy strumieniu i ulżył sobie chwilą słodkiego milczenia. Wpatrując się w nieokreślony punkt krajobrazu, rozmyślał o matczynej kaczce z jagodami i parakkiju (a był to średniej wielkości omlet przygotowany z mleka koziego, mąki, jajek, cebuli, sera wędzonego i zielonych pomidorów). Rozmyślania przerwał serią głośnych westchnięć. Podniósł się i otrzepał spodnie. Nałożył na siebie koszulę i wrócił do miejsca swojego spoczynku.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy wróciwszy zastał rozpalony ogień i gotujący się nad nim rondelek. A jakież było chwilę później, kiedy obok rondelka przyuważył siedzącą po turecku niewiastę. Przez chwilę był pewien, że jego poharatana głowa robi sobie z niego żarty. Ale zapach gotującej się porcji czegoś do jedzenia natychmiast podsunął mu nadzieję, że może jednak to co widzi, jest prawdziwe.
- Witam, panienko – odważył się powiedzieć. Starał się wymówić te słowa z jak najczystszym kilgmachskim akcentem.
- Witaj – odpowiedziała dziewczyna. - Mleka? - Z rondelka unosiła się woń najprawdziwszego koziego mleka. Chłopakowi po raz drugi przypomniała się jego mateczka.
- Mleko? - po chwili rozmarzenia uświadomił sobie, że źle zaakcentował to słowo. Przez przypadek przed literką 'k' stworzył charakterystyczną dla filijczyków pauzę, a samą spółgłoskę wymówił unoszącym się tonem. A brzmieć to mogło mniej więcej tak: 'mle' Kko?
- Gotuję je w moim rondelku. Nie jesteś zły, że zajęłam ci miejsce, prawda? - zapytała niewiasta. 'Dlaczego miałbym być zły? Taka piękność!' pomyślał chłopiec. Jednak dziewczyna wydawała się niezwykle poważna, podczas gdy on uśmiechał się jak głupi od kiedy ją ujrzał. Biło od niej opanowanie i pewnego rodzaju zimno – lecz być może było to słuszne nastawienie do nieznajomych mężczyzn.
- Nie, nie jestem. Wręcz przeciwnie – wyszczerzył się. - Poza tym jestem głodny.
Usiadł obok rozstawionej nad ogniskiem konstrukcji z rondelkiem. Dziewczyna zamieszała mleko drewnianą łyżką. Od ogniska biło przyjemne ciepło, umilając chłodny poranek, mleko pachniało, drewniana łyżka stukała o ścianki rondelka. Chłopak poczuł się jak w domu.
- Jak ci na imię, panienko? - zapytał.
- Oriana – odpowiedziała niewiasta i zaczęła grzebać w skórzanej torbie, leżącej tuż obok jej nóg. - A tobie? - zapytała, wciąż nie spuszczając wzroku z napchanej po brzegi torby.
- Jestem Inko – odpowiedział. Zrobiło się cicho. Chłopak patrzył na Orianę. Ta wygrzebała z torby małą glinianą miskę i papierową torbę. Miała zmierzwione, jasne włosy i wyglądała na dosyć wysoką. Jej skóra była blada, a oczy duże, koloru nieba.
- Masz może jakie naczynie? - zapytała, przenosząc wzrok na Inko. Trwało to jednak bardzo krótko, bo chwilę później zaczęła otwierać papierową torbę. Zrobiła w niej wąski otwór i pochyliła ją nad rondelkiem. Z torby posypały się płatki owsiane, wpadając do gotującego się mleka.
- Naturalnie, że mam – spuścił wzrok z nieznajomej i podreptawszy pod zgrzybiałe drzewo, podniósł niedużej wielkości zawiniątko. Były to owinięte w brudny obrus ubrania, mała sakiewka z wodą ze strumyka, ususzone grzyby i porcelanowe naczynie, które prezentowało się bardzo ładnie na tle pozostałych rzeczy. Na jego zewnętrznej ściance namalowany został herb północnej Filii, królestwa Flamme i Ghalii. Oriana podchwyciła to kątem oka. Chłopak usadowił się na swoim dawnym miejscu i podał dziewczynie miseczkę.
- Skąd przybywasz, Oriano? - zapytał młodzieniec pogodnie. Długowłosa postanowiła lekko się otworzyć.
- Z Seiry.
- Z tej Seiry? Winai? - uradował się Inko. - Jesteś więc filijką?
- Fa, muillea'mme kua Filija – odparła. Chłopak napełnił się jeszcze większym entuzjazmem, słysząc swój rodzimy język.
- Oh, jak cudownie! Dlaczego to przesiadujesz w Wyszogrodzie?
- Właściwie to zmierzam do Kilgmach – odrzekła Oriana, nalewając do miski przygotowaną owsiankę.
- Do Kilgmach? Toż tam panuje jaka zaraza. Na co takiej pięknej pannie włóczyć się w te zawszawione strony? – machnął ręką.
- Otóż zaraza jest celem mojej podróży – powiedziała, podając Inko jego porcję owsianki. - Może wiesz o niej coś więcej?
- Ludzie mówią, że to przez filijczyków – skrzywił się. Odebrał od dziewczyny miseczkę i upił trochę mleka. - Taaaak, smaczne... Ale kilgmachowie zawsze o wszystko nas oskarżają. Ja to myślę, że te gównojady się nie myją i dlatego teraz chorują... mlask, mlask.
- Gdzie pierwszy raz usłyszano o zarazie? - zapytała długowłosa, jedząc już własną porcję.
- Gdzieś na południu... Chyba w prowincji Podgórskiej, mlask. Tam była, jak pierwszy raz o niej usłyszałem, ale to jakieś dwa miesiące temu... Rozprzestrzenia się. Idzie na zachód, mlask... Do Skwoji lada chwila ma dotrzeć.
- Ilu martwych?
- Jak pierwszy raz usłyszałem, mlask, ale to dwa miesiące temu było, to pięciuset. Ale teraz pewno więcej... A podobno to ciężka choroba... Długo trwa, a śmierć późno przychodzi, mlask. Ja bym tam na miejscu panienki nie jechał... - wylizał miskę i grzecznie podziękował za posiłek.
Oriana w ciszy dokończyła owsiankę. Inko, chcą okazać uprzejmość, poszedł nad strumień i umył rondelek. Dziewczyna wyjęła ze skórzanej torby papierowy rulon, rozwinęła go i spojrzała. Rulon okazał się mapą. Obliczyła w myślach, gdzie zaraza dawno już dotarła i jak najszybciej dostać się do prowincji Podgórskiej. W międzyczasie chłopak wrócił znad strumienia, w ręku trzymając czysty rondelek. Przysiadł blisko Oriany, która skarciła go w myślach, uważając, że trochę za blisko.
- To panienka jednak wybiera się w tamte strony? - powiedział, patrząc na rozwinięty rulon.
Dziewczyna milczała. Wyjęła z torby białą kredę i zaczęła zaznaczać coś na mapie. Inko, czując się pokonany, odszedł i położył się pod drzewem, wygrzewając się w promieniach słońca.

***

Oriana zwinęła mapę. Obliczyła, że droga do najbliższego celu, którym była prowincja podgórska w Kilgmach, zajmie jej jakieś 4 dni. Nie uwzględniła w tym czasie przejazdów wozem, więc możliwe, że uda jej się przybyć wcześniej. Uprzednio powinna jeszcze odpowiednio się zabezpieczyć, przygotowując mieszankę ziół, broniących ją przed chorobą. Nie był to tani wywar. Zielarki dowiedziawszy się o zarazie, podniosły ceny wszystkich swych chwastów.
Dziewczyna włożyła rulon do torby, a wraz z nim czysty rondelek, drewnianą łyżkę i glinianą miseczkę. Samą torbę porządnie zamknęła i przerzuciła przez ramię. Podniosła wzrok. Pod dużym, szerokim drzewem leżał niewysoki brunet, rodowity filijczyk z królestwa Flamme i Ghalii, chłopak z paskudną raną na głowie.
- Co ci się stało? - zapytała dziewczyna, ku widocznej wielkiej uciesze Inko.
- Co? Z moim łbem? - zaśmiał się.
- Tak, z twoim łbem – odpowiedziała poważnie długowłosa.
- No, tego. Spadłem z konia – chłopak wyciągnął się, ziewnął i podparłszy się rękoma, usiadł.
- Musisz być bardzo niezdarny, żeby spaść z konia na łeb i zrobić sobie taką paskudną ranę – stwierdziła. Brunet zaczerwienił się lekko, ale nie dał poznać po sobie zażenowania. - Kiedy to się stało? - zapytała po chwili.
- Wczoraj – odpowiedział. Jednak nie było mu na rękę ciągnięcie tematu. Oriana zauważyła jego niechętną odpowiedź.
- Idź do lekarza, bo dostaniesz zakażenia – powiedziała stanowczo. Czekała chwilę na odpowiedź.
- Nie – odrzekł krótko i znów się położył, zamykając oczy.
- W takim razie umieraj – wybąkała dziewczyna, wstała i otrzepała spodnie. - Ja ruszam w drogę.
Inko otworzył oczy. Nie spodziewał się, że nieznajoma tak szybko się z nim pożegna. Chciał dowiedzieć się o niej dużo więcej. Uświadomił sobie jednak, że swoją postawą nie sygnalizował żadnej chęci do dalszej rozmowy. Gdyby wczoraj nie spadł z tej durnej klaczy, a ona nie uciekłaby mu nie wiadomo dokąd, teraz mógłby zaproponować podwózkę. Ale świat nie był dla niego uprzejmy i zrządzenie losu sprawiło, że nie miał już jak zatrzymać niewiasty przy sobie.
- Ja to bym poszedł do tego lekarza, ale niech panienka zrozumie, ja nie mogę... - powiedział, wstając i podchodząc do Oriany.
- A dlaczegoż to nie? - zapytała. - Pieniędzy ci brak?
- Nie, o to się rozchodzi, że mnie za wcześnie umierać...
- Umrzesz, jeśli nikt nie odkazi ci rany – stwierdziła i podreptała kilka kroków w kierunku zarośli.
- Bo widzi panienka, ja tak nie bez przyczyny spadłem... Galopowałem na łeb na szyję przez pastwisko i wtedy spadłem.
Dziewczyna poczęła szukać czegoś w krzakach. Inko, nie doczekawszy się odpowiedzi, ciągnął dalej.
- Bo tak właściwie to ja ukradłem tego konia – bąknął.
- Posłuchaj, mi jest bardzo śpieszno. Nie mam zamiaru słuchać opowiastek złodzieja – odpowiedziała, wciąż szperając w zaroślach. Nagle coś w nich błysnęło. Chłopak na początku nie mógł osądzić, co to dokładnie jest.
- Nie potrzebujesz może małej eskorty? - zapytał nieśmiało, patrząc na ręce dziewczyny. Powoli wyciągały znalezisko z krzaków.
- Po coś ukradł tego konia? - zapytała, nie odpowiadając na pytanie zadane przez Inko.
- Bo jestem filijczykiem! - wykrzyczał dumnie. Parę chwil później niezidentyfikowany przedmiot widoczny był w całej swej okazałości. A był to średniej wielkości sztylet. Zaraz potem dziewczyna wyjęła z krzaków żelazny łańcuch i drugi nóż. Inko przełknął ślinę.
- Bycie filijczykiem czyni cię złodziejem? Ciekawe – sztylety schowała do pochew zawieszonych na biodrach (jak mógł wcześniej ich nie zauważyć!), a łańcuch przewlokła przez skórzany pas.
- Nie... Ja ukradłem tego konia kilgmachskiemu wojsku. Wzięli mnie, to im uciekłem. Nie chciałem im służyć... Ale teraz jak mnie gdzieś zobaczą, to pewno marny mój los... Powieszą, albo nadzieją na pal... Do diabła, kim ty jesteś, mordercą? - chłopak cofnął się kilka kroków. Dziewczyna stanęła naprzeciw niego. Teraz dopiero zauważył, że była ponad dziesięć centymetrów wyższa. Do tego uzbrojona.
- Tak – odpowiedziała. Szybkim ruchem odgarnęła włosy z twarzy.
- To... zabijesz mnie? - zapytał cicho. Pomyślał, że na taki układ mógłby pójść. Wolałby zginąć z ręki pięknej niewiasty, niż zostać złapanym przez bandę obleśnych mężczyzn i skończyć śmiercią nieprzystającą nikomu.
- Jesteś kilgamachskim żołnierzem? - zapytała.
- No, teraz już nie.
- A wypełzającym z ciemności grunastałem?
- Nie.
- A zabijającym mieszkańców wioski utopcem lub bagiennikiem?
- Też nie.
- W takim razie masz szczęście. Nie zabiję cię – powiedziała i zrobiła parę kroków naprzód. Odwróciła głowę. - Żegnaj więc, Inko.
- Czekaj, czekaj... To ty jesteś nieludziem? - podbiegł do dziewczyny. - Idziesz do Kilgmach walczyć z potworami? I z zarazą?
- Tak. I chciałabym dotrzeć tam, zanim piąty kwartał roku da się w pełni we znaki. Więc nie rozpieszczaj mnie już rozmową i odejdź – powiedziała ponuro, zmęczona nachalnym zachowaniem chuderlawego chłopaka.
- Ale... co ja pocznę. Tutaj śmierć za każdym rogiem czeka. Zginę pewno niedługo – powiedział rozpaczliwie.
- Wróć do Filii.
- A po cóż to? Jak miałem dziesięć lat, to z moją rodziną wyprowadziliśmy się do Kilgmach. Matka zmarła, ale tato się ostał. I teraz ma pole swoje. I płaci daninę tym bydlakom, co przez nich musieliśmy się wyprowadzić. Ale ja tam nie wrócę, tatka mogą przeze mnie zabić.
Dziewczynie do głowy przyszła pewna myśl, informacja. Nie miała najmniejszej chęci się nią dzielić, bo wiedziała, co to oznacza. Ale przysłużyłaby się dobrej sprawie.
- Bić się umiesz? - zapytała.
- Pewnie, w tym wojsku kilgmachskim to byłem prawie dwa lata – odpowiedział, trochę zdziwiony nagłym zainteresowaniem długowłosej.
- W Kilgmach zbiera szyki pewna organizacja filijska – powiedziała. - Może tam by cię wzięli.
Na twarzy chłopaka pojawiła się wielka radość. Niemalże objąłby Orianę w podzięce, jednak przypomniawszy sobie o dwóch sztyletach mogących pozbawić go życia, poprzestał na gorącym uśmiechu.
- Oh, jak cudownie! Czyli idziemy w tą samą stronę, czyż nie?
Dziewczyna niechętnie kiwnęła głową.

***

Odpowiedz
#2
Zastanawiam się jakim kryterium zmierzyć to opowiadanie:
historyjka dopiero się rozkręca, postaci konstruowane ciekawie, z wyobraźnią.

Językowo - mnóstwo cudactw typu:

Przez niektóre miejsca Wyszogrodu nie będzie można w stanie przejść

siarczyste deszcze ---> siarczysty bywa mróz
W dodatku ludzie znów zaczną być niezwykle delikatni na wszelkie nic nieznaczące znaki. ---> logicznie cuuudaa
Dziewczyna wznowiła marsz, narzucając na głowę kaptur i rozglądając się za miejscem na popas. - popas? trawę będzie żreć?
Wszczęła marsz w jego kierunku.---> wszczyna się burdy, marsz na pewno nie
Oriana mrugnęła kilka razy, wzrok wyostrzył jej się i znów była w stanie dojrzeć kierunek, z którego dochodził mrugający blask. ---> i tak zamrugało się w zdaniu
Poirytowana dziewczyna umorzyła działania.
Jeśli natrafiłaby na byle pijaka, strzeliłaby mu w ryj,--- siarczysta dziewka, ze w ten ryj - a powaznie to jest naruszenie stylistyczne
Chłopak napełnił się jeszcze większym entuzjazmem, --> hmm
Zdjąwszy koszulę i umywszy się nieco, zauważył swoją twarz. ---> przedtem jej nie dostrzegał z powodu brudu, czy jak?

Jak pierwszy raz usłyszałem, mlask, ale to dwa miesiące temu było, to pięciuset. Ale teraz pewno więcej... A podobno to ciężka choroba... Długo trwa, a śmierć późno przychodzi, mlask. --- co ty z tym mlaskiem???
itd.
Największą wadą jest sprawozdawczość - każde zdanie opisuje kolejne ruchy bohaterów
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#3
Hmmmm...wszelkie moje zarzuty wypunktowała już Natasza, wiec nie mam za bardzo do czego przyczepić.
Fragment nienajgorszy, warto pociągnąć to dalej, choć w poadnym tu kawałku pozmieniałbym nieco,by nadać postaciom nieco więcej...charakteru.
I przydałby się jakiś tytuł.
6/10.
Jgbart, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Nov 2009.
http://www.youtube.com/watch?v=4LY-n9nx5...re=related

Necronomicon " Possesed Again" \m/
Necrophobic "Hrimthursum" \m/

EVERYONE AGAINST EVERYONE - CHAOS!
Odpowiedz
#4
Nataszo, dziękuję za wytknięcie błędów, które postaram się zaraz poprawić. Jeśli chodzi o te mlaski, chłopak jednocześnie mówił i jadł. Chciałabym się jeszcze zapytać, jakiego słowa zamiast "wszcząć" mogłabym użyć w tym zdaniu - 'Wszczęła marsz w jego kierunku', bo nie chciałabym powtórzyć dwa razy pod rząd słowa 'zaczynać'.

W najbliższym czasie mam zamiar zabrać się za coś w pełni swojego, także będę miała większe pole do popisu budując własne postacie i historię.
Odpowiedz
#5
Ruszyła w jego kierunku marszowym krokiem.

Ja bym to tak ujął.

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#6
Dziękuję :)
Odpowiedz
#7
Niestety o mlaskaniu powinien informować komentarz narratora
Poszła... Pomaszerowała...
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#8
Witam
Przeczytałem Twoje opowiadanie i uważam że nie jest źle. Idzie ci całkiem nieźle, ale czeka się jeszcze sporo pracy nad warsztatem. Nie będę rozpisywał się na temat fabuły, o której ciężko cokolwiek jeszcze powiedzieć, ani na temat interpunkcji w której sam nie jestem orłem, ale postaram się opisać to co mi, jako czytelnikowi, nie przypadło do gustu. Niestety będzie tego sporo. Poniżej będzie moje zwyczajowe czepianie się, a potem jeszcze kilka spraw ogólnych:

Cytat:Ciężka i zimna kropla spadła jej na czoło, po uderzeniu spłynęła po twarzy i zatrzymała się na spierzchniętych ustach.
tu pozbył bym się „po uderzeniu”, chwilę później masz „po twarzy”, choć może to nie powtórzenie, to bez tego fragmentu nie będzie małego dysonansu czasowego (wszak kropla już spadła) a zdanie chyba lepiej będzie się komponować.

Cytat:Co oznaczało, tłumacząc dosłownie, siarczyste deszcze i pluchę.
o „siarczystych” deszczach już wiesz, ale całe zdanie też, źle się czyta. Dużo lepiej brzmiało by, choćby bez „tłumacząc dosłownie”.

Cytat:Powietrze będzie ciężkie, co spowoduje mniej komfortowy i trudniejszy marsz. Po ulewie niedogodności nie ustąpią, a jedynie wzmogą się.
Nie podoba mi się cały ten opis. Zakładam, że wilgotna ziemia, przemoknięte ubranie, śliskie kamienie itp też będą stanowiły utrudnienie w podróży, nie tylko „ciężkie powietrze”. Niby czytelniej rozumie co chciałaś przekazać, ale ów przekaz jest toporny a do tego niedogkładny.

Cytat:Przez niektóre miejsca Wyszogrodu nie będzie można w stanie przejść, głównie przez powstałe grzęzawiska.
Jeśli mogę coś bardziej szczegółowo doradzić: „Wiele wyszogrodzkich ziem zmieni się w grzęzawiska przez, które nie sposób będzie się przeprawić” - to tak na szybko. Mam nadzieję, że udało mi się przekazać o co mi chodzi.

Cytat:Wszędzie powyłazi robactwo. I to nie byle jakie, a znane wyszogrodziańskie grunastały i fluraki, rozmiarem dorównujące panoszącym się tu gdzieniegdzie knurom.
dwa zastrzeżenie biologiczne. Potocznie robactwo to jednak owadySmile nie wiem czym mają być twoje stwory, ale jeśli nie jakimiś stawonogami to chyba „plugastwo”, „zgnilstwo”, „ochydztwo” itp było by tu bardzie adekwatne. Knur to zaś samiec świni domowej i w ogóle tu nie pasuje, zakładam więc, że miał to być odyniec (samiec dzieka).

Cytat:W dodatku ludzie znów zaczną być niezwykle delikatni na wszelkie nic nieznaczące znaki.
może jednak „wyczuleni”, „przewrażliwieni” a nie „delikatni”?

Cytat:Dziewczyna wznowiła marsz, narzucając na głowę kaptur i rozglądając się za miejscem na popas.
Czemu ona co chwila wznawia i zawiesza? Może się także np. zatrzymać. No i oczywiście, skoro nie miała konia to raczej nie na popas (przyznam się, że gdy to przeczytałem jeszcze raz sprawdziłem czy na początku opowiadania nie było coś o wierzchowcu). On sama mogła szukać miejsca na postój, nocleg, obóz, schronienia itp.

Cytat:Wokoło zaczęła unosić się mgła, a co za tym idzie widoczność powoli stawała się ograniczona.
wszak było już ciemno, wiec mgła raczej tylko jeszcze bardziej ograniczyła widoczność. Wiem, że to drobiazg, ale opowiadanie powinno być spojne, do tego sama konstrukcja jest czysto „publicystyczna” czyli kolejna relacja, co jest na pewno sporym minusem tego tekstu.

Cytat:Nagle w oddali dostrzegła liche światło. Wszczęła marsz w jego kierunku.
możliwe, że to tylko ja, ale przymiotnik „liche” jakoś nie bardzo mi pasuje do światła. I oczywiście „wszczynanie”.

Cytat:Po kilku krokach niespodziewanie zaczęło jej się wydawać, że światełka tak naprawdę wcale nie było.
nie podoba mi się całe to zdanie... może coś na kształt: „Kilka kroków dalej, wydało się jej, że światełko było tylko złudzeniem.” lub coś w tym stylu (choć wymyślam to na poczkaniuSmile

Cytat:Kątem oka dostrzegła, że niedaleko znajduje się ktoś poza nią
siebie nie mogła raczej dostrzec kontem oka, więc „poza nią” jest tu absolutnie zbędne.

Cytat:Nie miała serca zostawić jakiegokolwiek napitego mężczyzny na pastwę losu stworzeń piątego kwartału roku kilgmachskiego.
brak logiki, wszak ona go tu znalazła. Wiec niby czemu miała go zostawiać. Przecież ten człowiek mógł być (co wynika z tekstu) nie tylko lepiej przygotowany ale i niebezpieczny.

Cytat:Nieznajomy wciąż leżał nieruchomo tak, jak na prawdziwy posiłek przystało.
rozumiem, że to niby „posiłek” dla owych potworów. Ale nie jest to jasne, nie wynika bezpośrednio z tekstu.

Cytat:Poirytowana dziewczyna umorzyła działania.
praktycznie każde inne określenie (zaprzestała, zaniechała, porzuciła...) będzie lepsze niż „umorzyła”.

Cytat:Sapnęła, ukucnęła i szarpnięciem obróciła mężczyznę na plecy. Parę ulatujących iskier marnie oświetliło jego twarz. Długowłosa przyjrzała się bliżej i lekko zmieszana odkryła, że dużą część głowy nieznajomego okryta jest zaschniętą krwią.
Ten opis też mi się zdecydowanie nie podoba. Czyta się to ciężko. Nie wiem także, czemu krew pokrywającą dużą cześć głowy zobaczyła po dokładnym przyjrzeniu się, to coś co powinna dostrzec wcześniej niż np. Płeć.

Cytat:Usiadł przy strumieniu i ulżył sobie chwilą słodkiego milczenia.
nie wnikam cóż to miał być za sposób „ulżenia sobie” w „słodkiej chwili milczenia”, bo inne potrzeby fizjonomiczne już załatwićSmile ale brzmi to koszmarnie.

Cytat:Podniósł się i otrzepał spodnie. Nałożył na siebie koszulę i wrócił do miejsca swojego spoczynku.
Jak rozumiem poszedł bez spodni. Staraj się unikać dokładnego opisywania czynności jeśli nie jesteś w stanie zapewnić ich ciągłości. Jeśli już chcesz robić sprawozdawczość to mogło by to brzmieć nieco bardziej ogólnie: „Podniósł się i otrzepał spornie. Ubrawszy się wrócił do miejsca gdzie spał”. Bo „spoczynku” tu nie pasuje (chyba, że to nieumarłySmile )

Cytat:mała sakiewka z wodą ze strumyka, ususzone grzyby i porcelanowe naczynie,
Po pierwsze sakiewki nie służą do noszenia wody, jeśli już ma być to skórzane będzie to mały bukłak.

Cytat:- Do Kilgmach? Toż tam panuje jaka zaraza.
zakładam że „jaka” jest lub literówką lub pozostałością po korekcie.

Cytat:Ja to myślę, że te gównojady się nie myją i dlatego teraz chorują... mlask, mlask.
zdecydowanie odpuściłbym sobie odgłosy jedzenia przynajmniej w tej formie.

Cytat:czując się pokonany, odszedł i położył się pod drzewem, wygrzewając się w promieniach słońca.
oni nie walczyli, wiec pokonany jest tu raczej nadużyciem, mógł poczuć się np. Ignorowany. Po drugie problemy z relacjami. Troszkę bardziej tu się czepię, z nadzieję, że uda mi się Ci pokazać o co tak naprawdę chodzi i jak bardzo trzeba z tym uważać. Jak rozumiem od chwili gdy wstali minęło niewiele czasu, a wstali raczej o świecie (jak ówcześni ludzie). Więc nie tylko „kładzenie się pod drzewem” czyli jak rozumiem w zacienionym miejscu, ale fakt, iż słońce znajdowało się nisko nad horyzontem (zapewne zasłonięte przez drzewa) uniemożliwiałoby bohaterowi „wygrzewanie się w słońcu”.

Cytat:zajmie jej jakieś 4 dni.
liczebniki, poza datami, godzinami i nazwami własnymi bez cyferek.

Cytat:podniosły ceny wszystkich swych chwastów.
„swych” jest tu zbędne.

Cytat:Dziewczynie do głowy przyszła pewna myśl, informacja.
informacje, chyba też.

Jak widać, czepiałem się szczegółowo tylko na początku. Potem już mniej głownie ze względu, że było by tego dużo (a jestem leniwySmile. Niestety czytało się to ciężko, ale nie wydaje mi się by nie dało się tego zmienić. Mimo iż nie jestem żadnym krytykiem czy znawcą literatury, a po prostu zwykłym czytelnikiem postaram się zasugerować jeszcze kilak ogólnych spraw:
Zarzuć formę sprawozdania, nie wszystko musisz opisywać, nie każde zdanie musi zawierać wszystkie informacje. Tu dwa przykłady z Twojego tekstu, po pierwsze jeśli piszesz co robiła bohaterka nie musisz co drugie zdanie nadawać jej kolejnego przydomka (długowłosa, niewiasta) czy podawać jej imienia. Czytelnik wie kogo „przed sobą” i do czasu gdy to się nie zmieni, nie mu nieustannie o tym przypominać. Drugi przypadek to zawartość tobołków obu postaci. Czy cokolwiek poza miską było istotne dla opowieści? Przynajmniej w tym fragmencie nie. Nawet jeśli, masz zamiar któryś z tych artefaktów wykorzystać w przyszłości, to możesz go wprowadzić tak jak uzbrojenie (co prawda zmieniłbym tu też nieco zachowanie – po co schowała oręż a nie pochwy?).
Kolejna sprawa to używanie słów w kanonicznym znaczeniu, musisz się tego trzymać. Jeśli czegoś nie jesteś pewna lub nie możesz sprawdzić nie używaj takiego słowa. Dotyczy to np. :knura, sakiewki na wodę, popasu itp.
No i jeszcze realia, skoro mamy coś o koniach, broń białą itp, zakładam, że miało to być klasyczne „średniowieczne fantasy”. Jeśli nie zmieniasz reali, a tego nie opisałaś, to obie postaci (nawet jeśli są twoimi rówieśnikami) nie są już ani chłopcem, ani dziewczyną, w tym wieku w tamtych czasach byli postrzegani jako ludzie dorośli. I poza sytuacjami w których zwracają się do nich ludzie starsi takie określania nieco „kują”, ale może to tylko jaBig Grin
I ostatnie, proszę nie... nie „Wiedźmin 2000”. Wersję kobiecą „Różanooka” napisał Lewandowski w czasie gdy Wiedźmina pisał Sapkowski (co prawda nie był on kobietą). Ale przyznam się, że jak w Inkluzji ostatnio przeczytałem znowu o „wiedźmińskim tańcu” to książka natychmiast (trzecia strona) wylądowała na półce z nikłymi szansami na kontynuacjęSmile. Już oczywiście pomijam, że Wiedźmin jako taki wcale nie jest o polowaniu na potwory, czego spora ilość ludzi wydaje się nie zauważać (ale to chyba wina serialu z TVP;( ).
Pozdrawiam, mam nadzieję, że moje wypociny na coś się przydadzą i życzę natchnieniaBig Grin
Just Janko.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości