17-07-2011, 14:40
Opowiadanie wygrzebane z odmętów twardego dysku, pisane wspólnie ze kolegą, gdy jeszcze odgrywaliśmy z paroma znajomymi Role Play w klimatach Gwiezdnych Wojen. Z góry przepraszam za wulgaryzmy, trochę ich tu jest. Jakoś nigdy nie mieliśmy czasu, żeby je dokończyć :]
- Błogosławieni ci, którzy urodzili się głuchymi. Ale napierdala. Crash, łajzo! Nie możesz lecieć troszeczkę ciszej?
- Wybacz sierżancie! Nie wiedziałem, że ta dziecinka godzi w pańskie delikatne uszka! - z kabiny wyraźnie można było usłyszeć ironiczny ton pilota.
- Żebym nie ugodził moim karabinem w twoje szanowne dupsko, dzieciaku!
Oto i sierżant Bran, nowy przydupas kapitana Zaxa. Dowcipny jak sam skurwysyn i twardy niczym zeschnięte gówno Geonosianina. Mimo rubasznej powierzchowności jest chyba jedynym sierżantem w całej pierdolonej armii, który zna się na rzeczy i potrafi wyciągnąć chłopaków w całości spod ostrzału. Nic dziwnego, szkolenie ARC robi swoje. Nie mówiąc już o tym, że on i plutonowy Jade to kumple ze "szkolnej" ławki na Kamino.
Oddział specjalny. Najtwardsze skurwysyny spośród klonów. Tak szepczą inni. Sami zainteresowani wolą określenie: "najwięksi farciarze w pierdolonych siłach zbrojnych". Drużyna marzeń prezentuje się następująco: kapitan Zax - dowódca, numer kodowy 2704, określany przez Brana mianem "jebanego służbisty z kijem wciśniętym w poślady"; wspomniany już wcześniej sierżant Bran; plutonowi Jade i Crash - z czego pierwszy to maszyna do zabijania o ironicznym poczuciu humoru, a drugi to "maszyna do rozbijania maszyn", a jego poczucie humoru wydaje się nieco nie na miejscu, szczególnie, gdy pikujesz w dół z wysokości 10 tysięcy stóp; tego obrazu nędzy i rozpaczy dopełnia grupka szeregowców - starszy szeregowy Saider oraz szeregowi Tajzon i Quirin.
Tym razem misja jest nieco bardziej wymagająca, więc do siedmiu wspaniałych dołączyła ósma osoba. Generał Aayla Secura, nazwana przez Brana "najgorętszą dupeczką w całym jebanym Zakonie". Prawdopodobnie gdyby to usłyszała, sierżant nie nadawałby się więcej do użytku. A cel misji? Uratować paru nieudaczników zwanych szumnie rycerzami Jedi z więziennej planetki za liniami wroga...
- 40 sekund! - krzyk Crasha uświadomił żołnierzy, że niedługo czeka ich wysiadka.
- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa! - całą kabinę wypełnił słodziutki głos Brana.
- Co jest sierżancie? - spytał Saider.
- A nic, klnę sobie, bo jak wylądujemy, to przy pani generał nie będzie wypadało.
- Znalazł się dżentelmen, kurwa jego mać - mruknął Jade. - Jakbyś wiedział, sierżancie, to pani generał leci myśliwcem obok nas i słyszy wszystko przez interkom.
- O kurwa.
- Dobrze powiedziane.
- Lądujemy chłopcy! Yeee-haaah! - Crash, tradycyjnie, jak przy każdym lądowaniu, doznał niemałej erekcji.
Kadłub kanonierki z impetem wbił się w podłoże. Dźwięk, który rozległ się, gdy metal dotknął ziemi, nie był zwykłym hukiem. Był arcydziełem, unikalnym odgłosem, który potrafi wydobyć ze swojego statku tylko plutonowy Crash. Jak zawsze, przy sporym niezadowoleniu ze strony swoich kolegów, którzy ledwo żywi wytoczyli się z dymiącej kupy żelastwa.
- Pięknie, kurwa, po prostu pięknie. Jesteś pewien, że będziemy w stanie wrócić tym złomem? - głos Brana był wyjątkowo spokojny i uprzejmy, jak na jego możliwości. Sam sierżant jakoś pozieleniał na twarzy.
- Oczywiście, sir! Czy kiedykolwiek pana zawiodłem? - wyszczerzył się Crash.
- Daj mi swój hełm.
- Odmawiam, sir!
- Dawaj, kurwa, to rozkaz!
- Panie sierżancie, to trzeci raz w tym tygodniu, jak wymiotuje pan do mojego hełmu!
- I będę rzygał do niego tak długo, aż nauczysz się lądować, idioto.
- Dość! - kapitan Zax jak zawsze wykazał się taktem i uciął malowniczy dialog. - Mamy zadanie do wykonania. Crash dobra robota, wszyscy przeżyli lądowanie. Oto, co musimy zrobić: mamy wykonać pozorowany atak na bazę przeciwnika i dokonać jak najbardziej efektownych zniszczeń, by odciągnąć uwagę wroga. W tym czasie generał Secura przekradnie się do poziomu więziennego i uratuje schwytanych Jedi. Jakieś pytania?
W tym momencie rozległo się charakterystyczne charknięcie i wszyscy ujrzeli jak sierżant Bran ukazuje swoje, było nie było, romantyczne wnętrze...
- Bran, weź Jade'a i Saidera. Zróbcie jak najwięcej hałasu przy zachodniej bramie. My podejdziemy od południa.
- Się robi, szefie. Chodźcie chłopaki.
Zax poczekał, aż sierżant i reszta znikną z pola widzenia, po czym przemówił:
- Sprawa jest prosta. Musimy zaalarmować strażników i ściągnąć na siebie ogień przeciwnika. Tajzon, po rakiecie w kierunku wież strażniczych. Quirin, wysadzasz bramę. Ja i Crash będziemy cię osłaniać. Zrozumiano?
- Ta.
- Tak jest!
- Tak, sir.
- No to zaczynamy - powiedział Zax, po czym wychylił się zza osłony i oddał strzał w kierunku pierwszego z droidów-wartowników.
Tymczasem przy zachodniej bramie...
- Co teraz, panie sierżancie? - spytał Saider.
- Teraz się kurwa zabawimy. Jade, widzisz to oznaczenie?
- Skład amunicji.
- Dokładnie, psia jego mać. Będziesz w stanie się tam przekraść?
- Nie ma problemu.
- To bardzo kurwa dobrze się składa. Wiesz co robić?
- Zapukać i ładnie się przywitać?
- Kopnąć cię w to twoje rozjechane dupsko?
- Nie byłbyś w stanie.
- Wiem...rób swoje.
Po chwili Jade ruszył w stronę składu amunicji.
- Co z nami, panie sierżancie?
- No jak to co? NAAAAAAPIEEEERDAAALAAAAMY!!!
- Błogosławieni ci, którzy urodzili się głuchymi. Ale napierdala. Crash, łajzo! Nie możesz lecieć troszeczkę ciszej?
- Wybacz sierżancie! Nie wiedziałem, że ta dziecinka godzi w pańskie delikatne uszka! - z kabiny wyraźnie można było usłyszeć ironiczny ton pilota.
- Żebym nie ugodził moim karabinem w twoje szanowne dupsko, dzieciaku!
Oto i sierżant Bran, nowy przydupas kapitana Zaxa. Dowcipny jak sam skurwysyn i twardy niczym zeschnięte gówno Geonosianina. Mimo rubasznej powierzchowności jest chyba jedynym sierżantem w całej pierdolonej armii, który zna się na rzeczy i potrafi wyciągnąć chłopaków w całości spod ostrzału. Nic dziwnego, szkolenie ARC robi swoje. Nie mówiąc już o tym, że on i plutonowy Jade to kumple ze "szkolnej" ławki na Kamino.
Oddział specjalny. Najtwardsze skurwysyny spośród klonów. Tak szepczą inni. Sami zainteresowani wolą określenie: "najwięksi farciarze w pierdolonych siłach zbrojnych". Drużyna marzeń prezentuje się następująco: kapitan Zax - dowódca, numer kodowy 2704, określany przez Brana mianem "jebanego służbisty z kijem wciśniętym w poślady"; wspomniany już wcześniej sierżant Bran; plutonowi Jade i Crash - z czego pierwszy to maszyna do zabijania o ironicznym poczuciu humoru, a drugi to "maszyna do rozbijania maszyn", a jego poczucie humoru wydaje się nieco nie na miejscu, szczególnie, gdy pikujesz w dół z wysokości 10 tysięcy stóp; tego obrazu nędzy i rozpaczy dopełnia grupka szeregowców - starszy szeregowy Saider oraz szeregowi Tajzon i Quirin.
Tym razem misja jest nieco bardziej wymagająca, więc do siedmiu wspaniałych dołączyła ósma osoba. Generał Aayla Secura, nazwana przez Brana "najgorętszą dupeczką w całym jebanym Zakonie". Prawdopodobnie gdyby to usłyszała, sierżant nie nadawałby się więcej do użytku. A cel misji? Uratować paru nieudaczników zwanych szumnie rycerzami Jedi z więziennej planetki za liniami wroga...
- 40 sekund! - krzyk Crasha uświadomił żołnierzy, że niedługo czeka ich wysiadka.
- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa! - całą kabinę wypełnił słodziutki głos Brana.
- Co jest sierżancie? - spytał Saider.
- A nic, klnę sobie, bo jak wylądujemy, to przy pani generał nie będzie wypadało.
- Znalazł się dżentelmen, kurwa jego mać - mruknął Jade. - Jakbyś wiedział, sierżancie, to pani generał leci myśliwcem obok nas i słyszy wszystko przez interkom.
- O kurwa.
- Dobrze powiedziane.
- Lądujemy chłopcy! Yeee-haaah! - Crash, tradycyjnie, jak przy każdym lądowaniu, doznał niemałej erekcji.
Kadłub kanonierki z impetem wbił się w podłoże. Dźwięk, który rozległ się, gdy metal dotknął ziemi, nie był zwykłym hukiem. Był arcydziełem, unikalnym odgłosem, który potrafi wydobyć ze swojego statku tylko plutonowy Crash. Jak zawsze, przy sporym niezadowoleniu ze strony swoich kolegów, którzy ledwo żywi wytoczyli się z dymiącej kupy żelastwa.
- Pięknie, kurwa, po prostu pięknie. Jesteś pewien, że będziemy w stanie wrócić tym złomem? - głos Brana był wyjątkowo spokojny i uprzejmy, jak na jego możliwości. Sam sierżant jakoś pozieleniał na twarzy.
- Oczywiście, sir! Czy kiedykolwiek pana zawiodłem? - wyszczerzył się Crash.
- Daj mi swój hełm.
- Odmawiam, sir!
- Dawaj, kurwa, to rozkaz!
- Panie sierżancie, to trzeci raz w tym tygodniu, jak wymiotuje pan do mojego hełmu!
- I będę rzygał do niego tak długo, aż nauczysz się lądować, idioto.
- Dość! - kapitan Zax jak zawsze wykazał się taktem i uciął malowniczy dialog. - Mamy zadanie do wykonania. Crash dobra robota, wszyscy przeżyli lądowanie. Oto, co musimy zrobić: mamy wykonać pozorowany atak na bazę przeciwnika i dokonać jak najbardziej efektownych zniszczeń, by odciągnąć uwagę wroga. W tym czasie generał Secura przekradnie się do poziomu więziennego i uratuje schwytanych Jedi. Jakieś pytania?
W tym momencie rozległo się charakterystyczne charknięcie i wszyscy ujrzeli jak sierżant Bran ukazuje swoje, było nie było, romantyczne wnętrze...
- Bran, weź Jade'a i Saidera. Zróbcie jak najwięcej hałasu przy zachodniej bramie. My podejdziemy od południa.
- Się robi, szefie. Chodźcie chłopaki.
Zax poczekał, aż sierżant i reszta znikną z pola widzenia, po czym przemówił:
- Sprawa jest prosta. Musimy zaalarmować strażników i ściągnąć na siebie ogień przeciwnika. Tajzon, po rakiecie w kierunku wież strażniczych. Quirin, wysadzasz bramę. Ja i Crash będziemy cię osłaniać. Zrozumiano?
- Ta.
- Tak jest!
- Tak, sir.
- No to zaczynamy - powiedział Zax, po czym wychylił się zza osłony i oddał strzał w kierunku pierwszego z droidów-wartowników.
Tymczasem przy zachodniej bramie...
- Co teraz, panie sierżancie? - spytał Saider.
- Teraz się kurwa zabawimy. Jade, widzisz to oznaczenie?
- Skład amunicji.
- Dokładnie, psia jego mać. Będziesz w stanie się tam przekraść?
- Nie ma problemu.
- To bardzo kurwa dobrze się składa. Wiesz co robić?
- Zapukać i ładnie się przywitać?
- Kopnąć cię w to twoje rozjechane dupsko?
- Nie byłbyś w stanie.
- Wiem...rób swoje.
Po chwili Jade ruszył w stronę składu amunicji.
- Co z nami, panie sierżancie?
- No jak to co? NAAAAAAPIEEEERDAAALAAAAMY!!!