Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Fanfiction] Miecz Lilarcor
#1
A, taki tam mój mały projekcik... Opowiadanie z realiów Baldur's Gate'a... Od razu uprzedzam, że sam wymyśliłem tylko mały fragmencik fabuły.
Miłego czytaniaBig Grin.

Miecz Lilarcor


Wszystkie historie o bohaterach zaczynają się od zasłyszanych plotek, najlepiej w karczmie, gdzie rozmowy odbywane półgłosem są zagłuszane przez gromkie okrzyki pijaków, dym i opary z jadła próbują zamaskować słabe światło, karczmarz szarą szmatą wyciera wytarte już do białości stoły i wyszynk, a chwilę później rozlewają się na nie strugi piwa z postawionych tam kufli.
Nic więc dziwnego, że Lawrence Lilarcor również postanowił tam zacząć. Na nic zdały się ostrzeżenia matki i dziadzia, że z jego rozumem prędzej z gnollami, czy innym diabelstwem się zaprzyjaźni. Odkąd jednak kowal, u którego pobierał nauki w sztuce kucia żelaza na narzędzia, pokazał mu, jak uformować najprawdziwszy miecz, nie było rady. Chłopak stworzył oręż wielki i długi prawie jak halabarda gwardzisty królewskiego. Z ledwością mógł go unieść, a krzepy miał niemało. Bo i owszem, w rozżarzone żelazo mógłby uderzać równie mocno, co młot, który dzierżył. Sęk w tym, że był tak samo głupi. Toteż wykuwszy miecz niemałych rozmiarów postanowił wyruszyć na wyprawę. Nieważne dokąd i na jak długo, liczyło się uratowanie Krain przed niechybną zagładą.
Wkroczył dziarsko do karczmy, zaciągając się jej ciężkim, śmierdzącym powietrzem, zupełnie tak, jak ludzie z odrobiną rozumu czynią to na łonie natury. Rozejrzał się po Sali, napotkał kilka drwiących spojrzeń, których nie rozumiał i dosiadł się do pierwszego lepszego stołu, gdzie, jak sądził, wymieniano najświeższe plotki z dalekich stron. Zdawał się nie zauważać, że dyskusja toczyła się między trzema mieszkańcami jego rodzinnej wioski.
— Witajcie, cni panowie! — zaczął głośno Lawrence, szybko przyciągając uwagę wszystkich biesiadników. — Znacie li wieści o dalekich nikczemnościach jakowychś, którym stawić należy mężnego czoła?
— Te, Lilarcor, mało ci opowiastek do poduszki?
Na sali rozległ się śmiech.
— Milcz, chamie, jeśli nie chcesz zaznać słusznego gniewu mego!
— Czekaj, no, niech ja powiem twojej matce, ćwoku! — rozsierdził się żartowniś, chcąc uderzyć Lawrence’a.
— Stój! — rzekł go inny. — Znam ci ja historię o pewnym złym na wskroś stworzeniu. Słyszałeś o… przebiegłym Treancie?
Niemal wszyscy na Sali zachichotali najciszej, jak potrafili.
— Kim on jest i gdzie go znajdę? — zapytał Lawrence, nie zarejestrowawszy pełnej drwiny reakcji.
— O, wielki to niegodziwiec — rzekł chłop, udając przejęcie i powstrzymując uśmiech. — Tyranię swą sprawuje nad lasem kawał drogi na północ stąd. Rzuca na wszystko dookoła cień i mrok!
Współbiesiadnicy, nie próbując nawet się pohamować, ryknęli głośnym śmiechem.
— Dobrze! — rzekł Lawrence, gdy już wiele łez śmiechu zostało rozlanych. — Udam się tam natychmiast!
Bynajmniej nie żartował. Wstał, wyszedł równie dumnie, co wszedł, zalewany wciąż przez gromkie śmiechy, a później mrok nocy.
Powiadają, że głupiemu szczęście zawsze będzie sprzyjać. Nie dziwi więc, dlaczego Lawrence posiadał opinię kompletnego, niektórzy ryzykowali stwierdzenie bezmózgiego, głąba, skoro udało mu się przebyć tak długą drogę nijak nieprzygotowanemu, bez jadła, ni picia. Jedynie miecz swój potężny wziął na ramię i ruszył przed siebie. Ludzi na swej drodze wypytywał o miejsce zamieszkania przebiegłego Treanta, a ci, z lekkim zdziwieniem i rozbawieniem wskazywali mu je, aż w końcu dotarł do rzeczonego lasu, nad którym miał sprawować władzę ów nikczemnik. Po jakimś czasie odnalazł dużą polanę, gdzie, jak rzekł jeden z napotkanych kmieciów, stoi Treant. Lawrence podejrzewał, iż przeciwnikiem musi być najpewniej jakiś mroczny czarownik, starcie z którym od wieków opiewały legendy i przepowiednie, a teraz nadszedł czas rozstrzygającego pojedynku pomiędzy siłami mroku i światła.
Chłopak wkroczył odważnie na środek polanki, na której stał teraz jedynie wielki dąb o grubym pniu. Nie namyślając się zbyt długo, co było bardzo dla niego charakterystyczne, zaatakował pień drzewa swoim gigantycznym mieczem, sądząc, że najpewniej jest to ów przebiegły czarownik Treant.
Zaprawdę, Lawrence otrzymać musiał od bogów dar nadprzyrodzonej siły w ramach przeprosin za jego intelekt. Nie wiadomym, gdzie mieścił takie jej pokłady, żeby aż wyrwać z korzeniami wielkie drzewo, starczy rzec, że jakoś mu się to udało.
O zaiste, był to dąb, zwany Treantem i, owszem, był królem tego lasu i rozrzucał dookoła cień, ale tylko głupiec taki, jak Lawrence mógł dojść do wniosku, że to czarownik zmieniony w drzewo. Każdy inny po chwili namysłu zrezygnowałby z chociażby obsikania świętego dębu driad. A teraz właśnie jedna z nich zmierzała ku niemu.
— Jak śmiałeś zniszczyć świętego Treanta, brudasie? — zagrzmiała.
— Głupstwa prawisz, pani! — zakrzyknął Lawrence. — Był to nikczemny czarownik, którego mroczna i zła na wskroś natura zalałaby wkrótce Krainy i poprowadziła do zguby!
Driada, widząc z jak głupim człowiekiem ma do czynienia, postanowiła, że nie zabije go, lecz ukarze w inny sposób. Z pomocą wiedzy tajemnej, jaką dysponowała, biednego Lawrence’a z małym rozumem jego w olbrzymi miecz wtłoczyła, a później szybko oddaliła się, nie mogąc wytrzymać głupiej gadaniny jego.
Nie wiadomym jest, kiedy Lilarcol, bo tak nazwany później został miecz, zorientował się, że nim jest, los jego jednak zdawał mu się nie przeszkadzać. Bardziej już rozjuszał i dokuczał wojom, którzy go posiedli, by później znów porzucić gdzieś w jak najwyższej trawie, jak najgłębszej rzece, czy jak najciemniejszym lesie. Nikt bowiem nie potrafił zbyt długo opierać się jego głupim komentarzom, które wypowiadał w czasie bitwy i nawoływaniom do zabicia kogokolwiek, lub czegokolwiek.
Odpowiedz
#2
1. Analiza.

Przykro mi to pisać, ale masz koszmarny styl. Zdania są albo za długie...
Cytat:Wszystkie historie o bohaterach zaczynają się od zasłyszanych plotek, najlepiej w karczmie, gdzie rozmowy odbywane półgłosem są zagłuszane przez gromkie okrzyki pijaków, dym i opary z jadła próbują zamaskować słabe światło, karczmarz szarą szmatą wyciera wytarte już do białości stoły i wyszynk, a chwilę później rozlewają się na nie strugi piwa z postawionych tam kufli.
To powinny być co najmniej dwa zdania, a z połowy opisu można spokojnie zrezygnować, bo niczego nie wnosi.

...albo nie wiadomo o co we fragmentach chodzi...

Cytat:Nic więc dziwnego, że Lawrence Lilarcor również postanowił tam zacząć. Na nic zdały się ostrzeżenia matki i dziadzia, że z jego rozumem prędzej z gnollami, czy innym diabelstwem się zaprzyjaźni.
Co postanowił zacząć? Zbierać plotki jako kanwę do historii, pić piwo czy plotki rozpowiadać? Ostrzeżenia matki warto by też zakończyć przeciwstawnym opisem tego, co się nie stanie.

...albo mają przesadzone opisy...

Cytat:Wstał, wyszedł równie dumnie, co wszedł, zalewany wciąż przez gromkie śmiechy, a później mrok nocy.
Epitetów są niefortunnie dobrane. Śmiech i mrok nocy będę otaczać, a nie zalewać. W dodatku konstrukcja zdania się wali.

Wracając do pierwszych dwóch akapitów:
Cytat:Odkąd jednak kowal, u którego pobierał nauki w sztuce kucia żelaza na narzędzia, pokazał mu, jak uformować najprawdziwszy miecz, nie było rady.
Niepotrzebne jest słowo "najprawdziwszy", bo przecież kowal nie pokazywałby uczniowi jak się wykuwa miecz. Jadąc dalej:
1. Na co nie było rady? Lepiej było by po prostu napisać: "...miecz, Lawrence postanowił zostać bohaterem."
2. "Sztuce kucia żelaza" lub "sztuce wytwarzania narzędzi". Stwierdzenie "sztuce kucia żelaza na narzędzia" wygląda sztucznie i niepotrzebnie rozdyma tekst.

Cytat:Chłopak stworzył oręż wielki i długi prawie jak halabarda gwardzisty królewskiego. Z ledwością mógł go unieść, a krzepy miał niemało. Bo i owszem, w rozżarzone żelazo mógłby uderzać równie mocno, co młot, który dzierżył.
Co ma piernik do wiatraka, a trzecie z zacytowanych zdań do dwóch je poprzedzających? Z kontekstu nie wynika, czy chodzi o to, że ten wykuty miecz może uderzyć w kowadło niczym młot, czy tenże chłopak może z taką siłą uderzyć pięścią (wpadłem na to dopiero po przeczytaniu fragmentu trzeci czy czwarty raz).

Cytat:Sęk w tym, że był tak samo głupi.
Domyślam się, że chodzi o Lawrensa i młot. Jednakże przysłowie mówi, że ktoś jest tępy jak kowadło, a nie głupi. Głupim można być jak but z lewej nogi. Posługiwanie się powiedzeniami i wplatanie ich w tok narracji, niestety, leży na deskach.

I stop, bo dalej nie mam siły i sam zaczynam wątpić w to, jak powinno się pisać.

2. Zestawienie

Język: Koszmarnie przegadany. Błędnie używane epitety i powiedzenia. W wielu zdaniach nie wiadomo do czego się odnoszą i o co w nich chodzi. Za długie zdania, w których czytelnik gubi się po dojściu do połowy tekstu.
Logika: Nie znam Baldurs Gate, nie będę oceniał.
Interpunkcja: Zdarzają się błędy.
Pomysł: Nihil novi. Czytałem kiedyś podobną opowieść o lokalnym półgłówku, który postanowił zostać bohaterem.

3. Podsumowanie
Tekst jest nieporadny i razi konstrukcją zdań. Język, jak dla mnie, po prostu jest fatalny i czyta się z wielkim trudem. Błędy interpunkcyjne. Dużo czyta (np. Tolkien, Sapkowski), aby podpatrzeć jak prowadzić opowieść i konstruować zdania.

4. Plusy i Minusy

Plusy:
- Kara, którą nałożyły driady na bohatera.

Minusy:
- nieporadne zdania, w których często nie wiadomo do czego się odnoszą
- źle dobrane epitety
- błędnie używane powiedzenia
- interpunkcja
- wtórny pomysł

OCENA NUMERYCZNA 1-10:

1/10
Pisać każdy może - jeden lepiej, a drugi gorzej.

Moja twórczość:
Dobry interes
Problem
Dług

Program w którym piszę:
yWriter5 - z własnym tłumaczeniem.
Odpowiedz
#3
Tak. Musisz popracować nad zdaniami. Więcej kropek, mniej przecinków. Zapewne pisałeś opowiadanie w Wordzie, bo widzę, że "sali" piszesz przez duże "S". Czytaj uważnie tekst przed jego wrzuceniem. Dialogi też są trochę nie dopracowane... Zawiewają sztucznym napompowaniem. Zamiast brzmieć w starej gwarze to brzmi jak pijacki bełkot. Trochę szkoda.
Powiem jednaj, że podobało mi się jako humorystyczne historyjka. Taka śmieszna przypowiastka. Choć trochę za mocno ją uogólniłeś, szkoda. Można było zrobić z tego fajną komedię.

Ocena:

2/10

Ten dodatkowy punkt za rozbawienie mnie. Wink
Nie wszyscy mogą być aniołami, ale każdy może być człowiekiem.

Odpowiedz
#4
Szczerze mówiąc, to była taka mała przerwa w pracy, napisane pod chwilowym natchnieniem, jednego dłuższego wieczoru... Ale coś tak czułem, że nie wypali. Mimo wszystko dziękuję za komentarze... Owszem, planowałem napisać jeszcze parę opowiastek w takim stylu, ale nie myślałem o tym, jako o poważnym pisaniu...

P.S. Fajny kociak, SilBig Grin
Odpowiedz
#5
A dzięki Wink

Wiesz. pomysł jest niezły. Przyjemnie jest czasami oderwać się od poważnej tematyki i poczytać coś z humorem. Fakt, że trochę pracy ciebie by czekało, ale nie jest to niemożliwe. Wink
Nie wszyscy mogą być aniołami, ale każdy może być człowiekiem.

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości