Dżesika siedziała w miękkim fotelu w studio telewizji śniadaniowej. Właściwie to powinni mówić brunchowej, bo tak teraz ładnie i modnie, a czas emisji zakrawał akurat i o śniadanie, i o lunch, dlatego też pan Jaruś, telewizyjny kucharz, tworzył śniadaniowo-obiadowe przepisy, które nigdy nie zostały wypróbowane przez widzów, bo trudno w Biedronce znaleźć foie gras i móżdżek cielęcy.
– Pani Dżesiko, bródka do góry – Ania, młoda charakteryzatorka, cała spocona ze stresu, nakładała prezenterce na twarz kolejne warstwy makijażu.
– Masz bardzo brzydką fryzurkę, Anno – zwróciła uwagę Dżesika, wpinając mikrofon między obfite, plastikowe piersi, które sterczały jej z klatki piersiowej jak wiaderka z piaskownicy.
– A dziękuję, robiłam w tym salonie na rogu.
– Naprawdę? No proszę, nie spodziewałam się, ze potrafią tam aż tak kiepsko strzyc. Choć właściwie może to zależy od twarzy. Tobie polecałabym raczej fryzurę w stylu tekturowego worka z Almy.
– Chciałabym proszę pani, ale Alma jest dość droga, a ja tu tylko praktykuję, więc wolę iść do fryzjera. Inaczej miałabym spory problem, żeby ugotować obiad.
– Sama pani gotuje? Biedactwo... To wszystko jasne, proszę mi wybaczyć mój nietakt. W ramach pomocy, bo jestem dość znana ze swojej hojności (raz nawet oddałam na aukcję moją szpitalną bransoletkę z dzieciństwa), chętnie oddam pani mój własny prywatny tusz do rzęs od Diora! Trochę zeschnięty, trochę zużyty, ale co marka, to marka, przynajmniej będzie pani wyglądać brzydko za sprawą drogich produktów. Może posklejane rzęsy odwrócą uwagę od tych koszmarnych włosów.
– Bardzo pani miła, dziękuję ślicznie – Dżesika dojrzała łzy w oczach charakteryzatorki, która otarła je szybko brzegiem swetra i wcisnęła kobiecie do oka złoty eyeliner.
– Witam państwa bardzo serdecznie w ten przepiękny, pochmurny dzień, gdy nikłe promienie przytłumionego słońca miękną w oparach palonego w piecach plastiku. Na szczęście jest tak brzydko, że ludzie idą z głową spuszczoną w dół, więc nie muszą się oglądać. Mamy godzinę siódmą pięć, a jak na razie nie odnotowano żadnych przypadków pobicia, ani nawet splunięcia w twarz. Możemy uznać więc ten dzień za cudownie rozpoczęty i oddać się dywagacjom na tematy naprawdę poważne. Dzisiaj porozmawiamy sobie o diecie ogórkowej, karze śmierci, gender i tolerancji, która napływa ogromnymi falami do naszej cudownej Polski, otoczonej póki co silnym murem obronnych wiernych patriotów. Za nami pan Jaruś, nasz kucharz, gotuje dla państwa pasztet z móżdżków szczęśliwych cielaczków, z móżdżków nieskażonych tymi wszystkimi strasznymi problemami, z jakimi zmaga się nasz świat. A oprócz tego usłyszą państwo o najnowszych trendach na zimę, poradach odnośnie najlepszego zapachu do auta i jak skutecznie wykorzystać codzienne odpady przy ogrzewaniu domu, nie przejmując się ekologicznym bełkotem lewackich, czerwonych komunistów, bo to oni mieli w PRL-u zawsze kiełbasę na stole i to ich dzieci chodziły co miesiąc w nowych butach! Zapraszam jeszcze raz bardzo, bardzo serdecznie, gdyż po przerwie naszym gościem będzie pani profesor Janina Kowalska, która przedstawi państwu druzgocącą perspektywę zaraz po druzgocącej prognozie pogody.
Pogodynka była długa, wąska i blond, na szpilkach tak wysokich, że czubek głowy ledwo mieścił się jej w kadrze. Pokazywała szczupłą ręką bliżej nieokreślone miejsca w Polsce, zalane katastrofami naturalnymi. Z promiennym uśmiechem zapowiadała pożary w Małopolsce, wybuchy wulkanów w mazowieckim, trzęsienie ziemi na Śląsku i potop w Gdańsku, bo wszyscy wiedzą, że Szwedzi wylewają do Bałtyku swoje obrzydliwe ścieki państwa opiekuńczego, które podnoszą poziom wody i zabijają chełbie modre, bezradnie dryfujące pośród plastikowych butelek i puszek po Coli, które ktoś wyrzucił na plaży w Stogach.
– Dziękujemy – Dżesika wyszczerzyła do kamery białe zęby. – A teraz jest z nami w studio pani seksuolog, profesor Janina Kowalska, choć dyplom zdobyła na prywatnej uczelni za granicą, więc nie patrzyłabym na nią jak na autorytet w tej dziedzinie, zwłaszcza, że jest dość gruba i nosi pończochy, które podnoszą ciśnienie w nogach, żeby leczyć żylaki, zacieki i wycieki ropy naftowej.
Janina uśmiechnęła się niemrawo, wygładzając swoje szerokie spodnie w kształcie prostokątów, flag biało-czerwonych albo też bloków, gdyby je położyć na płasko.
– Szanowni państwo – wydukała, wycierając palcami szkła okularów – doszły do nas z zachodu szokujące wieści. Szokujące, doprawdy. Otóż amerykańscy naukowcy najwyższej światowej klasy, tak wysokiej, że nie będę jej nawet tu przytaczać, bo pewnie Szanowni Państwo, pierdoleni ignoranci, nawet nie znają takich tytułów, odkryli, że w krajach Zachodu ludzie podczas stosunku seksualnego odczuwają przyjemność. Ciarki mnie po plecach przechodzą, gdy to mówię, ale tak właśnie jest drodzy państwo. Mało tego, nie odczuwają jej jedynie w czasie obrzydliwego seksu grzesznego, tego, który nie ma na celu prokreacji – w czasie tego prokreacyjnego też! My jako ostoja wartości, ostoja moralności, ostoja tradycji, nie możemy na co takiego pozwolić. My, jako Rzeczypospolita Polska Niepokalana nie możemy dopuścić do czegoś takiego.
– Co wobec tego pani proponuje? – Dżesika uśmiechnęła się promiennie do widzów, odpisując jednym palcem na zapytania, które można było wysłać SMS-em poleconym prościutko do studio.
– Proponuję bardzo proste rozwiązanie. Apeluję do każdej pary w tym kraju, oczywiście pary legalnej i heteroseksualnej, bo innych nie ma, żeby w czasie intymnych zbliżeń słuchano disco polo (chyba że ktoś lubi, to w ostateczności może być techno), żeby poprosić sąsiada, aby na ten czas wiercił młotem pneumatycznym dziurę w ścianie, żeby kupić niewygodne łóżko, lub szczypać się boleśnie w brzuch i szyję. W ten sposób zminimalizują państwo te wstydliwe uczucia, jakich państwo doznają niewątpliwie i o jakich wstyd aż myśleć, a co dopiero mówić w publicznej telewizji.
– Jestem doprawdy przerażona! – Dżesika wyciągnęła spomiędzy zębów gumę i przykleiła ją do tabletu, który trzymała na kolanach. – Do rozmowy z Panią Janiną wrócimy za godzinę, a teraz przeniesiemy się do Etiopii, gdzie nasz niezastąpiony, uroczy korespondent, Marek, opisze nam przerażający i okropny głód. Zaraz potem Jaruś pokaże jak przygotować pyszne kiełbaski domowej roboty z soi i groszku ptysiowego. Zostańcie państwo z nami!
– Kurwa, nienawidzę tej roboty – westchnęła w czasie przerwy na reklamy, opadając na fotel i wyciągając rękę po kieliszek. Chlupnęła sobie pięćdziesiątkę, połknęła garść kolorowych pigułek, które trzymała w pudełeczku z przegródkami i ponownie założyła nogę na nogę, szczerząc białe ząbki.
– Pani Dżesiko, bródka do góry – Ania, młoda charakteryzatorka, cała spocona ze stresu, nakładała prezenterce na twarz kolejne warstwy makijażu.
– Masz bardzo brzydką fryzurkę, Anno – zwróciła uwagę Dżesika, wpinając mikrofon między obfite, plastikowe piersi, które sterczały jej z klatki piersiowej jak wiaderka z piaskownicy.
– A dziękuję, robiłam w tym salonie na rogu.
– Naprawdę? No proszę, nie spodziewałam się, ze potrafią tam aż tak kiepsko strzyc. Choć właściwie może to zależy od twarzy. Tobie polecałabym raczej fryzurę w stylu tekturowego worka z Almy.
– Chciałabym proszę pani, ale Alma jest dość droga, a ja tu tylko praktykuję, więc wolę iść do fryzjera. Inaczej miałabym spory problem, żeby ugotować obiad.
– Sama pani gotuje? Biedactwo... To wszystko jasne, proszę mi wybaczyć mój nietakt. W ramach pomocy, bo jestem dość znana ze swojej hojności (raz nawet oddałam na aukcję moją szpitalną bransoletkę z dzieciństwa), chętnie oddam pani mój własny prywatny tusz do rzęs od Diora! Trochę zeschnięty, trochę zużyty, ale co marka, to marka, przynajmniej będzie pani wyglądać brzydko za sprawą drogich produktów. Może posklejane rzęsy odwrócą uwagę od tych koszmarnych włosów.
– Bardzo pani miła, dziękuję ślicznie – Dżesika dojrzała łzy w oczach charakteryzatorki, która otarła je szybko brzegiem swetra i wcisnęła kobiecie do oka złoty eyeliner.
***
– Witam państwa bardzo serdecznie w ten przepiękny, pochmurny dzień, gdy nikłe promienie przytłumionego słońca miękną w oparach palonego w piecach plastiku. Na szczęście jest tak brzydko, że ludzie idą z głową spuszczoną w dół, więc nie muszą się oglądać. Mamy godzinę siódmą pięć, a jak na razie nie odnotowano żadnych przypadków pobicia, ani nawet splunięcia w twarz. Możemy uznać więc ten dzień za cudownie rozpoczęty i oddać się dywagacjom na tematy naprawdę poważne. Dzisiaj porozmawiamy sobie o diecie ogórkowej, karze śmierci, gender i tolerancji, która napływa ogromnymi falami do naszej cudownej Polski, otoczonej póki co silnym murem obronnych wiernych patriotów. Za nami pan Jaruś, nasz kucharz, gotuje dla państwa pasztet z móżdżków szczęśliwych cielaczków, z móżdżków nieskażonych tymi wszystkimi strasznymi problemami, z jakimi zmaga się nasz świat. A oprócz tego usłyszą państwo o najnowszych trendach na zimę, poradach odnośnie najlepszego zapachu do auta i jak skutecznie wykorzystać codzienne odpady przy ogrzewaniu domu, nie przejmując się ekologicznym bełkotem lewackich, czerwonych komunistów, bo to oni mieli w PRL-u zawsze kiełbasę na stole i to ich dzieci chodziły co miesiąc w nowych butach! Zapraszam jeszcze raz bardzo, bardzo serdecznie, gdyż po przerwie naszym gościem będzie pani profesor Janina Kowalska, która przedstawi państwu druzgocącą perspektywę zaraz po druzgocącej prognozie pogody.
Pogodynka była długa, wąska i blond, na szpilkach tak wysokich, że czubek głowy ledwo mieścił się jej w kadrze. Pokazywała szczupłą ręką bliżej nieokreślone miejsca w Polsce, zalane katastrofami naturalnymi. Z promiennym uśmiechem zapowiadała pożary w Małopolsce, wybuchy wulkanów w mazowieckim, trzęsienie ziemi na Śląsku i potop w Gdańsku, bo wszyscy wiedzą, że Szwedzi wylewają do Bałtyku swoje obrzydliwe ścieki państwa opiekuńczego, które podnoszą poziom wody i zabijają chełbie modre, bezradnie dryfujące pośród plastikowych butelek i puszek po Coli, które ktoś wyrzucił na plaży w Stogach.
– Dziękujemy – Dżesika wyszczerzyła do kamery białe zęby. – A teraz jest z nami w studio pani seksuolog, profesor Janina Kowalska, choć dyplom zdobyła na prywatnej uczelni za granicą, więc nie patrzyłabym na nią jak na autorytet w tej dziedzinie, zwłaszcza, że jest dość gruba i nosi pończochy, które podnoszą ciśnienie w nogach, żeby leczyć żylaki, zacieki i wycieki ropy naftowej.
Janina uśmiechnęła się niemrawo, wygładzając swoje szerokie spodnie w kształcie prostokątów, flag biało-czerwonych albo też bloków, gdyby je położyć na płasko.
– Szanowni państwo – wydukała, wycierając palcami szkła okularów – doszły do nas z zachodu szokujące wieści. Szokujące, doprawdy. Otóż amerykańscy naukowcy najwyższej światowej klasy, tak wysokiej, że nie będę jej nawet tu przytaczać, bo pewnie Szanowni Państwo, pierdoleni ignoranci, nawet nie znają takich tytułów, odkryli, że w krajach Zachodu ludzie podczas stosunku seksualnego odczuwają przyjemność. Ciarki mnie po plecach przechodzą, gdy to mówię, ale tak właśnie jest drodzy państwo. Mało tego, nie odczuwają jej jedynie w czasie obrzydliwego seksu grzesznego, tego, który nie ma na celu prokreacji – w czasie tego prokreacyjnego też! My jako ostoja wartości, ostoja moralności, ostoja tradycji, nie możemy na co takiego pozwolić. My, jako Rzeczypospolita Polska Niepokalana nie możemy dopuścić do czegoś takiego.
– Co wobec tego pani proponuje? – Dżesika uśmiechnęła się promiennie do widzów, odpisując jednym palcem na zapytania, które można było wysłać SMS-em poleconym prościutko do studio.
– Proponuję bardzo proste rozwiązanie. Apeluję do każdej pary w tym kraju, oczywiście pary legalnej i heteroseksualnej, bo innych nie ma, żeby w czasie intymnych zbliżeń słuchano disco polo (chyba że ktoś lubi, to w ostateczności może być techno), żeby poprosić sąsiada, aby na ten czas wiercił młotem pneumatycznym dziurę w ścianie, żeby kupić niewygodne łóżko, lub szczypać się boleśnie w brzuch i szyję. W ten sposób zminimalizują państwo te wstydliwe uczucia, jakich państwo doznają niewątpliwie i o jakich wstyd aż myśleć, a co dopiero mówić w publicznej telewizji.
– Jestem doprawdy przerażona! – Dżesika wyciągnęła spomiędzy zębów gumę i przykleiła ją do tabletu, który trzymała na kolanach. – Do rozmowy z Panią Janiną wrócimy za godzinę, a teraz przeniesiemy się do Etiopii, gdzie nasz niezastąpiony, uroczy korespondent, Marek, opisze nam przerażający i okropny głód. Zaraz potem Jaruś pokaże jak przygotować pyszne kiełbaski domowej roboty z soi i groszku ptysiowego. Zostańcie państwo z nami!
– Kurwa, nienawidzę tej roboty – westchnęła w czasie przerwy na reklamy, opadając na fotel i wyciągając rękę po kieliszek. Chlupnęła sobie pięćdziesiątkę, połknęła garść kolorowych pigułek, które trzymała w pudełeczku z przegródkami i ponownie założyła nogę na nogę, szczerząc białe ząbki.
Would you like to say something before you leave?
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all